Żydowska obrona polskiej szachownicy. Przypomnienie
Niestety nikt nie zauważył, że wziąłem do sklepu książkę pod tytułem „Najdorf o Najdorfie”, której autorką jest Lilianna Najdorf. I nikt się nie zastanowił dlaczego tak zrobiłem, uznając zapewne, że ściągam z hurtowni i wydawnictw co mi tam podleci, bez głębszego zastanowienia. Otóż nie. Zajmuje mi to dużo czasu i każda decyzja poprzedzona jest jakąś refleksją, przyznam, że nie zawsze trafioną. Częściej jednak trafiam niż nie trafiam…Kiedy wydałem I tom Baśni, znalazło się w nim opowiadanie pod tytułem „Żydowska obrona polskiej szachownicy”. Była to taka refleksja na pół, na pół wspomnienie o grupie ludzi, którzy grali w szachy, w Argentynie, we wrześniu 1939 roku. Wśród nich był Mieczysław Najdorf, rodem z Grodziska Mazowieckiego”. Jeden z najzdolniejszych polskich szachistów. Późniejszy milioner. Kiedy wydałem ten tom, a było to dekadę ponad temu, dowiedziałem się, że córka Najdorfa wydała wspomnienie o ojcu. Pomyślałem, że dobrze by było przetłumaczyć to na polski. No, ale to był sam początek naszej działalności, nie było żadnego budżetu, w zasadzie nic nie było, a ja nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będę realizował inne przedsięwzięcia wydawnicze niż te mojego autorstwa. Z czasem zapomniałem o Najdorfie. No, ale okazało się, że ktoś inny o tym pamiętał i oto przed nami wspomnienia Lilianny Najdorf o ojcu, potentacie ubezpieczeniowym, wybitnym szachiście, dzieciaku z grodziskiego sztetla. Myślę, że przyjdzie nam jeszcze wrócić do tej postaci i pogłębić ją, a także jej otoczenie używając wypracowanych tu przez lata narzędzi. Na razie chciałem przypomnieć moje dawne opowiadanie o szachistach. Oto ono:
W początkach lipca 1997 roku zmarł w Maladze na hiszpańskim
wybrzeżu jeden z najbogatszych obywateli Argentyny, potentat
ubezpieczeniowy, właściciel jednego z największych biurowców w Buenos
Aires. Człowiek ten miał 87 lat i niewielu doprawdy wiedziało, że nie jest
on rodowitym Argentyńczykiem, nie jest także Niemcem, na co wskazywałoby
brzmienie jego nazwiska. Bohater nasz nazywał się Miguel Najdorf, urodził
się w innej zupełnie epoce i okolicznościach tak nie przystających do
okoliczności jego śmierci, że pewnie sam -- myśląc w godzinie śmierci
o swoim dzieciństwie – musiał uśmiechnąć się przynajmniej raz.
Okoliczności narodzin argentyńskiego milionera były tak pogmatwane, że
okupacyjne władze niemieckie, które w 1914 roku próbowały doprowadzić
do porządku papiery w rabinatach na terenie zajętego właśnie
zaboru rosyjskiego miały z tym poważny problem. W małych żydowskich
miasteczkach nikt nie pamiętał, kto i kiedy tak naprawdę przyszedł na
świat, nikt nie prowadził dokładnych zapisów dat zgonów i narodzin,
lokalna społeczność sztetli po obu stronach Wisły nie przejmowała
się tym prawie wcale. Doprowadzało to niemieckich gryzipiórków,
instalujących się po urzędach do czarnej rozpaczy. Żaden z nich nie
potrafił określić właściwej daty narodzin Najdorfa. Mógł zrobić to tylko
on sam i uczynił to, rozwiewając wszelkie wątpliwości badaczy w rozmowie
telefonicznej z pisarzem pochodzącym z tego samego co on miasteczka --
Markiem Cabanowskim.
Sam Cabanowski, nieżyjący już, pisze, że Najdorf zadzwonił do niego
wieczorem pewnego zimowego dnia. Świetnie mówił po polsku i ucieszył się,
że ktoś go jeszcze pamięta w Grodzisku Mazowieckim. Rozmowa była krótka
i dotyczyła właściwie tylko tej jednej kwestii, ustalenia dokładnej daty
urodzin argentyńskiego milionera.
-- To było 15 kwietnia 1910 roku – powiedział Najdorf – na pewno.
Potem jeszcze zapytał Cabanowskiego, czy ten gra w szachy i pożegnał się. Rozmowa odbyła się w lutym 1997 roku. W nocy z 4 na 5 lipca tego roku Najdorf zmarł.
Musimy teraz wyjaśnić, dlaczego polski pisarz dokumentalista, zajmujący się
dziejami swojego rodzinnego miasta interesuje się argentyńskim bogaczem,
który zbił majątek na ubezpieczeniach. Nie z powodu milionów rzecz jasna,
ale z powodu szachów.
Miguel Najdorf, który urodził się w Grodzisku Mazowieckim jako Mendel
Najdorf, syn handlarza imieniem Gedali i Rojzy Rosklein był jednym
z najsławniejszych szachowych arcymistrzów, jakich nosiła Ziemia. Jego
nauczycielem był Ksawery Tartakower, z którym Najdorf grał w szachowej
reprezentacji Polski przed II wojną światową. Tak właśnie było.
Dla wielu z nas brzmi to dziś nieprawdopodobnie, ale to właśnie pochodzący
z Polski zawodnicy byli przed wojną potentatami szachowymi. Dorównywali
im Niemcy, Węgrzy, Brytyjczycy i szachiści z krajów bałtyckich, głównie
Estończycy, a przed samą wojną rosnąć zaczęła potęga Amerykanów. Talenty
szachowe ujawniały się niespodziewanie - w Polsce, na obszarze
byłych Austro-Węgier czy krajów wyzwolonych spod wpływu Rosji –przeważnie w małych, żydowskich miasteczkach, takich jak choćby Grodzisk Mazowiecki, gdzie miał swój sklep ojciec małego Mendla.
Nie było nic dziwnego w tym, że syn Gedalego Najdorfa zamiast wdrażać się
do zawodu sklepikarza przesiaduje z bratem swojej matki i godzinami gra
z nim w szachy. Nikt się temu nie przeciwstawiał, nikt nie hamował talentu
chłopca, który już jako dziecko zaczął wygrywać z najlepszymi. Rodzina,
która wyprowadziła się wkrótce z Grodziska i zamieszkała w Warszawie na
Nalewkach, miała powód do dumy. Mały Mendel był prawdziwym mistrzem. Kiedy zaczął grać w reprezentacji Polski, dokonał pierwszej ważnej zmiany
w swoim życiu – nie podpisywał się już Mendel Najdorf, ale Mieczysław
Najdorf. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, wielu aspirujących do kariery
w Polsce żydowskich chłopców czyniło podobnie.
Początki kariery szachowej Najdorfa przypadły na lata 1931–1939, ale
szczyt jego możliwości ujawnił się dopiero po wojnie, kiedy grał -- już
jako Miguel Najdorf w reprezentacji Argentyny. Nas jednak interesuje dziś
nie Miguel Najdorf i nie Najdorf Mendel, interesuje nas jeden epizod
z życia Mieczysława Najdorfa, epizod, który zaważył na całym jego życiu
i dzięki któremu życie to zostało uratowane.
Rozpoczęta 21 sierpnia 1939 roku w Buenos Aires VIII Olimpiada Szachowa
była inna niż wcześniejsze tego typu imprezy. Przez długi czas zdominowane były przez zawodników z Europy, tuż przed II wojną sukcesy w tej dyscyplinie
zaczęli odnosić zawodnicy z Nowego Świata, największe osiągnięcia były
udziałem zawodników amerykańskich. To przesunięcie akcentów spowodowało,
że Międzynarodowa Federacja Szachowa zdecydowała się po raz pierwszy na
zorganizowanie olimpiady poza Europą.
Dziwne wydaje się to, że w czasach politycznego kryzysu komukolwiek
przychodziły jeszcze do głowy projekty organizowania zawodów
międzynarodowych w dyscyplinie takiej jak szachy. Wymagało to
dyplomatycznych talentów i nie lada wyczucia ze strony gospodarzy. Wojna
wisiała w powietrzu, ale wszyscy wierzyli, że do niej nie dojdzie. Było
już po Anschlusie, Czechosłowacja została podzielona, a szachiści
z całego świata zdecydowali się na rozegranie zawodów w taki sposób,
jakby wydarzeń tych nie było, jakby późne lato 1939 roku niczym nie
różniło się od późnego lata roku 1930 czy 1935.
Nie udało się organizatorom utrzymać tego bezpiecznego złudzenia do końca,
na VIII olimpiadę szachową zamiast znakomitej drużyny czechosłowackiej,
przybyła drużyna Protektoratu Czech i Moraw. Argentyńczycy przyjęli ów
fakt do wiadomości tylko w połowie. Zrezygnowali z wywieszenia flagi
protektoratu, która była pochodną hitlerowskiej czerwonej chorągwi i nad
głowami zawodników znad Wełtawy powiewała przedwojenna trójkolorowa
flaga Republiki Czechosłowackiej. Na olimpiadzie nie pojawiła się
drużyna Austrii, bo kraj ten został wcielony do Niemiec. Świetni
austriaccy szachiści zasili więc reprezentację Rzeszy. Nie przyjechali
Węgrzy, ponieważ Buenos Aires było zbyt daleko od Budapesztu --
taka była oficjalna wersja usprawiedliwiająca nieobecność szachistów
węgierskich. Nie pojawili się Amerykanie, co było dla wielu zawodników
dobrym znakiem, bo drużyna USA zdobywała najwyższe laury we wszystkich
prawie zawodach szachowych, jak świat długi i szeroki. Zawodnicy z USA
uznali, że honoraria proponowane za występ są dla nich zbyt niskie,
Argentyńczycy z kolei nie zgodzili się na zapłacenie żądanych przez
nich kwot. Do Buenos Aires przyjechali za to reprezentanci Polski,
którzy w czasie trwania zawodów stali się ulubieńcami publiczności.
W tamtych przedwrześniowych dniach 1939 roku nikomu jeszcze do głowy nie
przyszło, że za kilka lat Europa będzie świadkiem najokrutniejszych
zbrodni w dziejach świata oraz, że zbrodnie te dokonane zostaną
na Żydach. Gdyby ktoś próbował ostrzec przed takim obrotem spraw
uczestników VIII Olimpiady Szachowej w Buenos Aires pochodzenia
żydowskiego, na pewno by w to nie uwierzyli. Ludzie ci grali w szachy
zawodowo w reprezentacjach różnych krajów, ponieważ ich rzeczywistą
ojczyzną były 64 czarno-białe pola. Najlepszym przykładem ilustrującym to
zjawisko jest Ksawery Tartakower, nauczyciel Najdorfa, arcymistrz szachowy
grający w drużynie Polski, która składała się w większości z zawodników
pochodzenia żydowskiego. Tartakower mówił słabo po polsku, urodził się
w Rosji, a jego pozycja i majątek oraz wyjątkowe umiejętności szachowe
pozwalały mu na swobodne poruszanie się po całym świecie. Polityka
i w ogóle cokolwiek poza szachami było mu serdecznie obojętne. Prócz
niego w polskiej reprezentacji znajdowali się także Mieczysław Najdorf i
Paulin Frydman. Drużynę uzupełniali dwaj Polacy – Regedziński i Sulik.
Zawody, które początkowo rozgrywały się w spokojnej choć napiętej
atmosferze, zamieniły się w prawdziwą wojnę nerwów wraz z rozpoczęciem
rozgrywek finałowych, które – co za zbieg okoliczności – zainaugurowano
1 września. Kiedy szachiści pojawili się przy swoich stanowiskach cały świat
wiedział już, że Hitler zaatakował Polskę, dla nikogo nie było tajemnicą,
jaki jest stosunek Hitlera do Żydów, choć nikt jeszcze nie przypuszczał,
że możliwe jest coś takiego jak Holocaust. Na wieść o wojnie wielu
zawodników zrezygnowało z dalszego uczestnictwa w olimpiadzie. Brytyjczycy
postanowili nie grać przeciwko Niemcom i wrócili do Londynu. Niemcy zaś
coraz nachalniej domagali się wycofania zespołu Czech i Moraw z rozgrywek
i zaliczenia jego zwycięstw na konto drużyny niemieckiej. Patrzący na
to szachiści z prawdziwego zdarzenia tacy jak Tartakower mogli się tylko
pogardliwie uśmiechać.
Drużyna polska przystąpiła do gry, tak samo jak polscy i żydowscy
żołnierze w polskich mundurach przystąpili w tym samym czasie do wojny
z Hitlerem. O ile w początkowych rozgrywkach zawodnicy z Polski pogubili
kilka punktów, o tyle finały rozpoczęli znakomicie, pomimo wielkiej
presji wywieranej nachalnie przez niemieckich działaczy
federacji szachowej.
Nie było bardziej pasjonującej rozgrywki szachowej w historii tej
dyscypliny niż tamte wrześniowe finały VIII olimpiady rozpoczęte pierwszego dnia II wojny światowej w Buenos Aires. Drużyna Polski, grając w skrajnie
niesprzyjających warunkach, przegrała z Niemcami o pół punktu - 36 do
35,5 - taki był wynik końcowy tych rozgrywek. Trzecie miejsce zajęła
drużyna Estonii. Największe zaskoczenie przeżył jednak świat szachowy
po zakończeniu olimpiady 19 września. Okazało się, że wielu zawodników
nie chce wracać do Europy, w Argentynie spośród reprezentujących Polskę
szachistów pozostali Najdorf i Frydman. Wielki Tartakower, choć miał
po temu najmniej powodów, postanowił wracać. Nie dojechał jednak do
Polski. O azyl w Argentynie poprosiła natomiast cała, bez wyjątku,
drużyna niemiecka, choć nie było w niej ani jednego Żyda.
Najbardziej obiecujący szachista przedwojennej Polski Mieczysław Najdorf
rozpoczął w Argentynie życie w kolejnym swoim wcieleniu. Nigdy jednak
nie zapomniał języka, w którym się wychował i do końca życia świetnie
mówił po polsku, pamiętał także Grodzisk. Jego córka Liliana, która
jest autorką świetnej biografii mistrza, odwiedziła to miasto w latach
dziewięćdziesiątych. Nikt tu już jednak nie pamiętał, gdzie stał dom
Gedalego i Rojzy Najdorfów. Liliana Najdorf jest dzieckiem z drugiego
małżeństwa, pierwsza bowiem żona mistrza, tak samo jak jego rodzice
i mała córeczka, wszyscy których pozostawił w Polsce, zostali zabici
przez Niemców.
A tu jest książka o Najdorfie
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/najdorf-o-najdorfie/
Zwracam się z wielką prośbą do wszystkich, którzy mogą i chcą pomóc, o zasilenie naszej zrzutki, przeznaczonej na wynajem lokalu dla Saszy i Ani.
Sasza realizuje nasze nagrania i dzięki temu przyczynia się do sukcesu wydawnictwa, jest do dyspozycji cały czas właściwie i dlatego w ogóle możemy robić te pogadanki. Co rok, lub pół roku ogłaszam zrzutkę z przeznaczeniem na wynajem mieszkania dla nich. Ania skończyła w czwartek 11 lat. Kiedy przyjechała tutaj miała lat 9, przywieziono ją z mamą, która zmarła wkrótce i Sasza wychowuje ją sam, pełniąc obowiązki matki i ojca, a także pomagając nam w wydawnictwie. Bez Waszej pomocy nie damy jednak rady utrzymać ich tutaj, musimy przynajmniej opłacić lokal. Opłatę za lokal wnosimy z góry za rok lub pół roku, w zależności ile się uda zebrać. Taka jest umowa z właścicielem. Do końca lipca muszę więc zebrać jakąś znaczącą kwotę, bo w sierpniu mija termin poprzedniej umowy. Bardzo proszę i pomoc. Link do zrzutki jest tutaj.
https://zrzutka.pl/fymhrt?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification
tm_campaign=payment_notification
tagi: żydzi pieniądze władza wspomnienia ubezpieczenia szachy najdorf olimpiada
![]() |
gabriel-maciejewski |
9 lipca 2024 08:23 |
Komentarze:
![]() |
Czarny @gabriel-maciejewski |
9 lipca 2024 08:39 |
Przepraszam bardzo, ale zauważyłem tę książkę. Poczytałem o Najdorfie, bo za cholerę nie pamiętałem, kto to. Potem dopiero przypomniałem sobie "Baśń jak niedźwiedź"... Umieszczenie tej książki w spisie uznałem więc za zupełnie logiczne.
![]() |
gabriel-maciejewski @Czarny 9 lipca 2024 08:39 |
9 lipca 2024 08:44 |
Cieszę się :-)
![]() |
Matka-Scypiona @gabriel-maciejewski |
9 lipca 2024 08:51 |
Nakręcony serial o życiu tego człowieka stukrotnie przebiłby popularnością Gambit. No i scena finałowa... Pomarzylam sobie. Polacy o istnieniu Najdorfa nie wiedzą (ja się dowiedziałam dopiero dzięki Twoim tekstom), ale o Gombrowiczu już tak... Jakie to wymowne. Jeden milionerem i człowiekiem sukcesu, drugi nedzarzem i gryzipiorkiem...
![]() |
gabriel-maciejewski @Matka-Scypiona 9 lipca 2024 08:51 |
9 lipca 2024 08:53 |
Na pensji komunistów w dodatku, wymyślający te swoje filozy nie powiem skąd wyciągane
![]() |
matthias @Matka-Scypiona 9 lipca 2024 08:51 |
9 lipca 2024 08:56 |
O tym samym pomyślałem.
![]() |
Tobiasz11 @gabriel-maciejewski |
9 lipca 2024 09:55 |
Troche gram w szachy, jest cos takiego jak Obrona Sycylijska-wariant Najdorfa
![]() |
gabriel-maciejewski @Tobiasz11 9 lipca 2024 09:55 |
9 lipca 2024 10:07 |
Wiemy, wiemy
![]() |
Tobiasz11 @gabriel-maciejewski |
9 lipca 2024 10:30 |
Dobra, juz sie zamykam
|
onyx @gabriel-maciejewski |
9 lipca 2024 11:03 |
"Nieśmiertelna partia polska"
Warto zobaczyć z jakim rozmachem grał Najdorf.
![]() |
Autobus117 @gabriel-maciejewski |
9 lipca 2024 13:43 |
Wspomniany Sulik to Franciszek Sulik, brat mojego Dziadka Antoniego. Z Najdorfem był silnie zakolegowany. Nie wrócił do Polski. Wylądował w Australii a jak go australijczycy potraktowali to tylko wspomnę, że jak Polaka katolika czyli ... lepiej nie komentować.
![]() |
Gotoxy76 @onyx 9 lipca 2024 11:03 |
9 lipca 2024 14:00 |
Dzięki. Nie widziałem jej. Poświęcenie 4 figur, co za atak.
![]() |
ewa-rembikowska @Autobus117 9 lipca 2024 13:43 |
9 lipca 2024 14:05 |
Dlaczego? chętnie bym poznała tę historię...
![]() |
Autobus117 @ewa-rembikowska 9 lipca 2024 14:05 |
9 lipca 2024 14:23 |
na "bramce" australijskiej pytano go o pochodzenie wyznanie. Po ty jak powiedział Polak katolik podziękowano mu i wysłano do łopaty. Nic w tym zdożnego /jego znajomość prawa pewnie w Australii nie byłąby przydatna -choć kto wie/ natomiast znajomość angielskiego niemieckiego francuskiego i rosyjskiego pewnie byłaby przydatna. Innych bez znajomości języka wysyłano na kursy do szkołyitp. Piętno wisiało na nim długo. Awansował dzięki szachom. Poznawał tam ludzi zdobył przyjaciól. AZatrudnił się w bazie amerykańskiej to oni go docenili. Dla brytoli był nikim.
![]() |
Matka-Scypiona @ewa-rembikowska 9 lipca 2024 14:05 |
9 lipca 2024 14:24 |
Dołączam się z prośbą
|
onyx @Gotoxy76 9 lipca 2024 14:00 |
10 lipca 2024 14:03 |
Nie dość, że poświęcenie figur to pułapka była taka, że praktycznie po pierwszej figurze zbicie każdej kolejnej wywawało się najlepszym wyjściem a w końcowej fazie wręcz jedynym ruchem możliwym. Taki gest na osłodę porażki :)
![]() |
qwerty @gabriel-maciejewski |
10 lipca 2024 16:38 |
Używanie imion w społeczności żydowskiej to jak labirynt świadectw. Kilka lat temu na sali sądowej sędzia nie mógł pojąć, że osoba o której prawiono była inaczej nazywana przez męża, inaczej przez sąsiadów, inne imię miała oficjalnie w gminie żydowskiej a urzędowo to nikt już nie pamięta. Ustaliliśmy z aktów notarialnych. Fajny był spektakl.