-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

Żniwa roku niepodległości

Z nieopisanym zdumieniem przeczytałem przedwczoraj to, co na swoim profilu fejsbukowym umieścił profesor Sławomir Cenckiewicz. Rzecz jest tak kuriozalna, że muszę ją tu zacytować w całości.

 

Proszę traktować niniejsze ogłoszenie na serio :) :

Poszukuję uczciwego wydawcy, który chciałby wyruszyć ze mną na okolicznościowe żniwa w Roku Niepodległości 2018!

Mam już gotowy projekt na serię bombowych książek!

Ne musi być prawicowy (zaangażowani są często nieuczciwi i bez większego pojęcia o PR), ale musi być profesjonalny (więc i uczciwy). Myślę, że mały (zbyt mały) wydawca może sobie rady nie dać!

Ale żeby nie było jak w tekście Peji czyli jak zawsze w Polsce:

"Nieporadność promotorów, wydawców wole czyny
Materiał zrobiony z własnej bez inicjatywy
Nielegal, my najdłużej, SLU z czyjej winy?
Od dawna swoje robię, a wydawca oszukuje
Miłość do muzyki twórczość tę wykorzystuje
Obiecuję, wypromuję lecz na tym się kończy
Źle się rozpoczęło, lecz tak źle się nie zakończy"

No dobra, więc dajcie znać!

PS. Nawet Zbigniew Wodecki się zgodził z Peji diagnozą na temat rynku i wyśpiewał to w takiej wersji:

 

Oto zaczął się rok niepodległości, w zbiorowej ocenie wydawców i dystrybutorów książek oceniany już teraz jako prawdopodobnie jeden z cięższych w historii sprzedaży, a Sławomir Cenckiewicz wzywa wydawców, by wspomogli go fachową siłą i trochę na tym zarobili, bo on – postać w końcu nietuzinkowa – ma do zaoferowania towar pierwsza klasa. Zacznę od początku, czyli od swojej pierwszej poważniejszej książki. Mam na myśli I tom Baśni. Kiedy wydałem go w roku 2011, nikt, ale to dosłownie nikt z tak zwanego towarzystwa niepodległościowo patriotycznego nie potraktował tej książki serio. Sprzedaż pierwszego tysiąc była bardzo ciężka, ale kolejne partie szły już jak woda. Teraz się trochę wozimy z tą sprzedażą, ale mamy już na składzie czwarty albo piąty dodruk i to nie w ilości jednego tysiąca, ale znacznie większej. Lata 2011 – 2018 to były lata, w których treści patriotyczne miały wdzięcznych odbiorców, bo nagle, także dzięki blogosferze oraz dzięki wyrazistej postawie Tusków, Palikotów i reszty, okazało się, że kogoś one interesują i nie trzeba się ich brzydzić. To były lata, w których można było kreować autorów, lansować tematy i promować wydawnictwa oraz poszczególne publikacje. Czy coś z tych czynności zostało wykonane? Z tego co można było co roku zauważyć na targach – nic. Na targach książki historycznej bywał też profesor Cenckiewicz. Nie wyciągnął jednak ze swoich tam pobytów żadnych wniosków. Od samego początku swojej aktywności blogerskiej słyszę, że Sławomir Cenckiewicz pisze biografię Ignacego Matuszewskiego. Ja byłbym zainteresowany sprzedażą tej biografii, ale gdzieś w roku 2014, dziś już nie, bo całkowicie zmieniły się moje poglądy na kwestię odzyskania niepodległości i na tejże niepodległości funkcję. Na rynku wydawniczym zaś jest jak w wojsku tylko na odwrót. W wojsku w czasie ćwiczeń liczy się czas ostatniego żołnierza, stąd życie oferm batalionowych jest tak ciężkie. Na rynku wydawniczym jest inaczej – jeśli ktoś wykreuje jakąś koncepcję i zgromadzi wokół niej grupę czytelników zgarnia wszystkie profity z tą koncepcją związane. Nie można mu tego sukcesu ukraść, nie można go zawłaszczyć, nie można zrobić podobnie tylko inaczej. To jest nie do wykonania, bo zamiast jakości osiągnie się karykaturę jakości. Jeśli idzie o książkę na temat Matuszewskiego, rzecz i tak jest nieaktualna, bo profesor Cenckiewicz jej po prostu nie napisał. Ma za to pomysł na serię bombowych książek. Pozostawiam otwartym pytanie, jak człowiek tak zapracowany może znaleźć czas na napisanie serii bombowych książek. Chciałbym jednak zastanowić się nad kwestią co to może znaczyć – bombowe książki? Z dużą dozą pewności obstawiam, że są to książki utrzymane w stylu gawęd z pierwszego tomu Baśni jak niedźwiedź. Nie może być inaczej, albowiem profesorowie od historii, wszyscy razem i każdy z osobna, wyjąwszy może z tej grupy Andrzeja Nowaka, nie są w stanie uwierzyć, że czytelnik pragnie jednak czegoś innego. Oni nawet nie potrafią sobie tego „czegoś innego” wyobrazić, a kiedy im się to pokaże kręcą głową z niedowierzaniem. Taką sytuację mamy za każdym razem kiedy na targach odwiedza nas profesor Wysocki, a ja wręczam mu kolejny tom wydany w serii Biblioteka Historii Gospodarczej Polski. To nie są bombowe książki i profesorowie o tym wiedzą. Oni chcą wydawać i pisać książki, które przyciągną szeroką publiczność, a tę gwarantuje tylko treści prosta, emocjonalna, zestandaryzowana i trafiająca wprost do serca. A także – co oczywiste – serce to pokrzepiająca. Żaden bowiem z akademików, myślący o rynku czyli o popularyzacji, a to wiąże się nieodmiennie z wysokimi nakładami i pieniądzem, nie jest w stanie wyjść myślą poza formułę zaproponowaną przez Sienkiewicza. Zmieniają się dekoracja, ale duch Henryka wciąż żyje, tyle że w wykonaniu współczesnych pisarzy, także tych z tytułami akademickimi, jest on formowany w coraz bardziej infantylny i komiczny sposób.

Pisałem tu wczoraj o bezapelacyjnej przewadze propagandy brytyjskiej nad innymi rodzajami narracji. Skąd się ona bierze? Podstawowa kwestia dotyczy sformowania kryteriów wartości, których hołdować będą buszmeni z krajów podbitych. Chodzi o te wszystkie nie mająca znaczenia kulty cargo, z których najważniejszy jest kult awangard i eksperymentów literackich. To jest pułapka zastawiona na idiotów walczących o dotację, a zastawia się ją po to, by ich odpędzić od myśli na temat autentyczności przedstawianych postaci i sposobów modyfikowania tradycyjnej narracji, tak by była coraz ciekawsza, a jednak zachowała swój charakter i prostotę. Kolejna znacznie mniej finezyjna dotyczy aspiracji i naśladownictwa. To znaczy, że autorom z krajów podbitych, nie używających własnych sposobów opowiadania, wydaje się, że jak będą naśladować propagandę brytyjską, to także coś na tym ugrają. To są głupstwa i trudno przypuszczać, by Sławomir Cenckiewicz tego nie rozumiał. On to rozumie, ale nie o to mu chodzi. Ja z jego komunikatu wyciągnąłem wniosek następujący – przygotowano na ten rok, solidnie zaopatrzoną w budżety i narzędzia promocji pulę autorów i wydawnictw, które będą miały fory jeśli idzie i promowanie treści patriotycznych. Z jakichś powodów Sławomir Cenckiewicz znalazł się poza tą pulą i teraz szuka wydawcy. Zaczyna jednak o deprecjonowania tych, którzy mogliby mu pomóc, a to go trochę demaskuje i ujawnia, że nie ma on zbyt głębokiego pojęcia o tym, co dzieje się na rynku. A będzie tak – rynek w roku 2018 zostanie zalany tandetną i dotowaną produkcją dostępną za psi grosz lub za darmo. Położy ona nie tylko niezależnych wydawców, ale także dystrybutorów, którzy nie będą mogli sprzedawać tego badziewia bez koncesji. Tej zaś nie dostaną, bo cały garnitur koncesjonowanych dystrybutorów już stoi w blokach. Państwo nasze oraz jego urzędnicy liczą, że po ostatnich doświadczeniach historycznych, z których najważniejszym jest tragedia smoleńska, ludzie rzucą się na treści optymistyczne i dające nadzieję, a dotyczące walk o niepodległość i koncepcji z tą niepodległością związanych. Tak to wygląda na pierwszy rzut oka. Kiedy jednak rzucimy okiem po raz drugi okaże się, że jednak jest inaczej. To znaczy, że wszyscy ci zainteresowani propagowaniem treści patriotycznych ludzie, mają na względzie przede wszystkim krojenie budżetu oraz kreację autorów, w tym samych siebie, jeśli akurat czują wenę do pisania. Nie ma bowiem w Polsce takiego urzędnika od propagandy czy takiego naukowca od historii, który nie marzyłby o zostaniu popularnym autorem podpisującym setki książek. Pojawia się ważne pytanie – czy to jest sukces? Nie jest, choć udziałowcom tego przedsięwzięcia wydaje się inaczej. Nie jest to sukces, bo cały czas jesteśmy na rynku wewnętrznym, promocja zaś cały czas polega na tym, by za coraz mniejsze pieniądze, coraz szerszej publiczności wciskać kity o niedźwiedziu Wojtku. Tylko na to bowiem są darmowe budżety. Trzeba więc jakoś pogodzić oczekiwania dysponentów pieniędzy z oczekiwaniami czytelników. To się odbywa – rzecz oczywista – kosztem tych ostatnich. I nie ma się czemu dziwić, bo czytelnik ma pieniądze na jeden, góra trzy egzemplarze książki, a urzędnik dysponuje budżetami na wysokie nakłady. Trzeba więc tak opisać oczekiwania czytelnika, by zadowolić tego sukinsyna rozdającego kasę. A co to jest sukces? Ludziom, którzy tak jak Twardoch dostają za darmo mercedesa trudno jest wytłumaczyć złożoność zjawiska zwanego sukcesem. Podobnie jest z tymi, którzy dostają pół bańki z dotacji państwowych za to, że napiszą jakąś pierdołę o miłości Piłsudskiego do Polski. Oni zawsze mają na podorędziu argument – a bo pan nie ma mercedesa i pan zazdrości. Proszę państwa, rozmawiamy o poważnych sprawach czyli o narracyjnej, propagandowej polityce państwa. Ta zaś, by osiągnąć sukces musi konkurować z najlepszymi. Czy może? W zadanych warunkach nie. I o tym na mówi w swoim dziecinnym i bezradnym wpisie jeden z najważniejszych profesorów obozu patriotycznego – Sławomir Cenckiewicz. Nie może, bo nikt z ludzi zajmujących się krojeniem budżetów nie wie jak zrobić takie czary, by treści polskie znalazły żywy odbiór w językach obcych. Można się oczywiście łudzić, że taki odbiór znajdują książki Stasiuka, ale dobrze wiemy, że nie o to chodzi.

Ja się tu nie będę zastanawiał kto i dlaczego wyautował Sławomira Cenckiewicz. Chcę tylko zaznaczyć, że to co on pisze powołując się na niejakiego Peję, to są brednie wręcz koncertowe. Na tak zdewastowanym rynku, przy całkowitym braku jakiejkolwiek uczciwej koncepcji dotyczącej promocji państwa i jego historii, stawianie zarzutów wydawcom, to jest po prostu granda. Pomijam litościwie możliwości promocyjne i sprzedażowe samego Sławomira Cenckiewicza. Pomijam, bo one mają en masse bardzo szczególny charakter i trzeba na nie cholernie uważać. Oto w pewnych szczególnych okolicznościach ludzie bardzo cyniczni i pozbawieni podstawowych emocji mawiają – e, to się nie wymydli. No i właśnie z możliwościami promocyjnymi i sprzedażowymi jest dokładnie na odwrót, one się łatwo wymydlają. Żeby się o tym przekonać, trzeba być cały czas na rynku i cały czas dbać o sprzedaż. - Jeden własny rubel i już pan niewolnik jest – jak mawiał Bucholtz w filmie „Ziemia obiecana”. Jedna wzięta z dotacji złotówka i już pan jesteś ślepy jak kret. I nie ma od tego odwrotu. Jedna głupia decyzja, jeden fałszywy krok, jedna afera i sprzedaż leci na pysk. Nie ma od tego odwołania i nie ma ratunku. W sytuacji kiedy mamy, a tak będzie w 2018, do czynienia ze zmasowaną ofensywą treści dotowanych, niezależni wydawcy, do których zwraca się Sławomir Cenckiewicz, mogą się tylko skulić w kątku i cicho popiskiwać. Życzę mu jednak, by znalazł odważnego, który razem z nim wyruszy na te żniwa roku niepodległości zaopatrzony w ów bombowy towar, co to go pan Sławomir napisze. Pozwolicie jednak, że nie uwierzę w te abstrakty i pozostanę przy swoim.

 

Mamy nowy rok, a ja muszę opróżnić magazyn. Postanowiłem więc, że zrobimy promocję i przecenimy stare numery nawigatorów do 10 zł za egzemplarz. Do tego poziomu obniżmy też cenę „Straży przedniej” księdza Mariana Tokarzewskiego.



tagi: rynek  propaganda  państwo  promocja  sukces 

gabriel-maciejewski
1 stycznia 2018 11:33
10     2062    12 zaloguj sie by polubić
Postaw kawę autorowi! 10 zł 20 zł 30 zł

Komentarze:

mniszysko @gabriel-maciejewski
1 stycznia 2018 12:40

Ja na pohybel tej całej trudnej sytuacji wydawniczej trzymam za ciebie Coryllusie kciuki przed Panem Bogiem. Niech Matka Boża, Nasza Królowa wspiera się, aby to był dla ciebie udany czas! Żywię nadzieję, że ty jednak coś ciekawego wymyślisz na ten 2018 rok. Bombowy towar już masz - Baśn socjalistyczną. Brakuje tylko II i trzeciego tomu ... ;-)

Czekam też na księgę pełną czerwów i liczę na dobre komiksy.

zaloguj się by móc komentować

krzysztof-osiejuk @gabriel-maciejewski
1 stycznia 2018 12:42

Dajemy radę, Przyjacielu. Dajemy radę. A ja nie mam wątpliwości, że któregoś dnia oni zrozumieją, jak fatalnie się pogubili.

zaloguj się by móc komentować

adamo21 @gabriel-maciejewski
1 stycznia 2018 14:07

Mamy swoje sprawy.

A oni? A do cholery z nimi.

zaloguj się by móc komentować

Maryla-Sztajer @gabriel-maciejewski
1 stycznia 2018 14:14

Jednym z głównych powiedzeń, które słyszałam od dziecka było hasło: stój na własnych nogach. Ta wersja to akurat mojego Ojca. Ale w podobnym duchu, jakimiś swoimi powiedzonkami, posługiwali się wszyscy nad moją dziecięca głową. Niedawno wróciłam do pudła ze starymi listami, pisanymi do mnie jak miałam 16-18 lat....dokładnie tak samo ...wsparte przykładami znajomych mi osób 

Oczywiście w PRLu pracowało się na etacie.... ale i tak ta zasada obowiązywała.

 

Przecież ci różni nie tak może młodzi dziś historycy, pisarze... różni wkoło nich....nie powinni być obciążeni aż tak bardzo nawykami PRLu....a przywiązani do etatu czy grantu jak chłop pańszczyźniany ...

 

Bardzo wątpię by możliwa była ich reedukacja... 

Gdy w międzywojniu ustawą z ..chyba 1922 ...?... parcelowano wielkie "koncerny" ziemskie.... i chłopi nie mogli z małej działki wyżyć....bo nie było nagle nad nimi tej organizacji rolnej stworzonej i prowadzonej przez ziemianina...,nie umieli się przestawić na inny typ gospodarowania... W niektórych miejscach był ruch spółdzielczy...taki ks. Bliziński...

Ale struga uciekinierów ze wsi...nabierająca mocy już pod koniec XIX wieku....jeszcze mocniej popłynęła w stronę ośrodków przemysłowych. Pracować 'na cudzym';....już nie na roli...bo zabrakło 'obszarników'....ale zaś u kogoś kto organizował całość...

To chyba jakoś tkwi już w genach....wzmacniane kulturowo i polityką społeczną kolejnych socjalistów wszelkiej maści.

.

Taki casus jak Klinika Języka to jeden z niewielu fenomenów współcześnie.

.

.

a prywatnie na rok 2018..... chętnie bym widziała wydrukowany zbiór tekstów STALAGMITA.... objaśnia zbiorczo to czego nie spotkałam nigdzie razem ...w jednej publikacji

.

 

zaloguj się by móc komentować

Paris @valser 1 stycznia 2018 12:00
1 stycznia 2018 17:02

Oczywiscie, ze tzw. patriotyczne tematy...

... a szczegolnie deta niepodleglosc, niesamowicie zreszta grzana w Kurwizji przez Ssssakiewiczowych oszustow mozna  SPOKOJNIE  sobie odpuscic... i tym samym przyoszczedzic kawalek grosza, z coraz wiekszym trudem zarabianego na wyjatkowa jakosc ksiazek wydawanych - WYLACZNIE - przez Gospodarza Bloga i Wydawnictwo Klinika Jezyka.

To jest ta JAKOSC, ktora pociagnie rzesze Polakow  !!!...  innej nie ma  !!!

zaloguj się by móc komentować

eska @gabriel-maciejewski
1 stycznia 2018 18:00

Cenckiewicz został bez sponsora? Toż to polityczne trzęsienie ziemi! :)))

zaloguj się by móc komentować

qwerty @Maryla-Sztajer 1 stycznia 2018 14:14
1 stycznia 2018 18:04

inne hasło to: chcesz mieć coś zrobione- zrób to sam;

lub: albo jest się nieukiem albo samoukiem

 

pzdr w 2018

zaloguj się by móc komentować

qwerty @krzysztof-osiejuk 1 stycznia 2018 12:42
1 stycznia 2018 18:05

to czy ktokolwiek raczy rozumieć cokolwiek jest bez znaczenia; nie polecem oczekiwania, iż ktokolwiek z nich coś zrozumie [to nie jest układ odniesienia]

zaloguj się by móc komentować

onyx @gabriel-maciejewski
1 stycznia 2018 21:01

Jak zobaczyłem ten wpis u Valsera to byłem w lekkim szoku bo myślałem naiwnie, że kto jak kto ale S. Cenckiewicz raz że będzie wydawał a dwa że sam będzie jakieś budżety rozdzielał. A tu zonk po całości. Mam gdzieś w historii TT jego odpis na pytanie o biografię Matuszewskiego i obietnicę, że na rocznicę śmierci będzie na bank. A tu rocznica minęła, przywieziono doczesne szczątki pułkownika i nic, książki nie ma i już pewnie nie będzie. Na jej miejsce była kolejna o Wałęsie bo potrzebna była do walki z politycznym truchłem. I tak to się na zamówienie kręci. Już dzisiaj nikt nie bierze do rąk książek o Bolku bo i po co? Coraz bardziej będzie widać ten szwindel kiedy zaczną bić reklamę poszczególnym autorom i tematom. Będzie jak to mówią grubo.

zaloguj się by móc komentować

Czepiak1966 @eska 1 stycznia 2018 18:00
3 stycznia 2018 12:28

Też tak chciałem napisać, ale nie zmienia to faktu, że trudno pojąć. Coś się dzieje...

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować