-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

Wygolona klata sir Rogera

Od wczesnej młodości zazdrościłem facetom, którzy mieli zarośnięte klatki piersiowe. Podobali się dziewczynom i w ogóle, mogli szpanować na plaży i wyglądali dużo poważniej niż ci z bez włosów. I tak by ta zadawniona trauma tkwiła we mnie do dziś, gdybym nie to, że umarł Roger Moore, a ja zacząłem przeglądać jego stare zdjęcia. No i okazało się, że sir Roger nie miał włosów na klatce piersiowej, a do tego, co łatwo zauważyć w filmie (chyba dobrze pamiętam?) „Żyj i pozwól umrzeć” miał okropnego platfusa. - Ja przynajmniej nie mam platfusa – pomyślałem sobie kiedy pierwszy raz obejrzałem ten film. No, ale teraz, na tych starych zdjęciach, na których Roger jest jeszcze przystojny i młody zauważyłem, że wcale nie był owłosiony. - Nieźle – pomyślałem – zgubię trochę brzucha i będę wyglądał prawie jak on. Muszę się bowiem do czegoś przyznać – Roger Moore był przez długi czas moim ulubiony aktorem. Teraz umarł, a ja pomyślałem, że warto napisać o nim kilka słów.

Najpierw oglądałem go w serialu „Ivanhoe”, który dziś jest całkiem nie do oglądania, ale w latach siedemdziesiątych był czymś niezwykłym i jako dziecko siedziałem przed maleńkim telewizorkiem u dziadków, usiłując zrozumieć coś z tego co tam się działo na ekranie. A przede wszystkim usiłowałem coś zauważyć, co nie było takie oczywiste, bo telewizor był maleńki i do tego czarno biały. Bylem dzieckiem i podobało mi się, że są tam rycerze i jakaś akcja. Wątki żydowskie i bankierskie w ogóle do mnie nie docierały. Potem, widząc tę moją dziecięcą fascynację, siostra moja zaczęła z niej szydzić i ułożyła na okoliczność tego serialu nieprzyzwoitą piosenkę. To znaczy teraz wiem, że ona jest nieprzyzwoita, bo jako dziecko nie wiedziałem i nawet próbowałem ją kiedyś zaśpiewać, ale ojciec w porę zakrył mi usta dłonią. Szło to tak:

Ajwenhoł kobite mioł

i co noc od ni chcioł

A jak mu

nie chciała dać

O ku..a mać !

O kur..a mać!

 

Prawdopodobne jest, że ta piosenka była popularna w całym kraju, ale ja byłem przekonany, że autorką jest moja siostra.

Potem przyszedł czas Simona Templera i w to wsiąkłem już zupełnie. Kłopot był w tym, że byłem ciągle bardzo mały i nie mogłem oglądać wszystkich odcinków. Sporo jednak obejrzałem razem z dorosłymi i byłem wtedy najszczęśliwszym dzieckiem na świecie. Bo Simon Templer był naprawdę super. Pamiętam swoje rozczarowanie, kiedy – w czasach, gdy byłem już starszy – zaczęli puszczać nowe odcinki Świętego. Zasiadłem przed telewizorem i okazało się, że zamiast sir Rogera występuje tam jakiś inny facet, taki bardziej oślizły i wylizany. Było to niesmaczne i poczułem się oszukany.

Najgorzej szło mi z Jamesem Bondem, którego ani nie rozumiałem za bardzo, ani nie lubiłem. No, ale i tak uważałem, że Moore był najlepszym odtwórcą Bonda w historii. Dużo lepszym niż Connery, o całej reszcie nie wspominając.

Dziś sir Roger nie żyje, a wiadomość o jego śmierci pojawiła się w mediach na moment jedynie. Myślę, że pan Moore po prostu przeżył swoją epokę. Kiedy zaczynał karierę świat wpatrywał się w małe, brzydkie telewizorki, a kiedy ją kończył, coś bez przerwy migało na telebimach. Ciekawe jak to znosił i jak żartował ze swojego życia. Wszyscy bowiem pamiętamy, że miał poczucie humoru. Kiedy kilka lat temu był wiosną w Polsce, walił taki śnieg, że sir Roger z całą pewnością wcześniej czegoś takiego nie widział, bo i mało kto w Polsce przyzwyczajony był do takich anomalii. Pokazywali go w dzienniku i jakiś przezabawny dziennikarz zapytał, go czy kiedyś jeszcze przyjedzie do Polski.

- Jasne - powiedział sir Roger – przyjadę jak będzie więcej śniegu.

W takich momentach jak ten łatwo jest powiedzieć, że skończyła się epoka, ale ja myślę, że skończyło się coś więcej. Może nie widać tego teraz, po śmierci Moore’a, za chwilę jednak zaczną wymierać oni wszyscy – Connery z Anglików, Belmondo i Delon z Francuzów, a do tego wszystkie włoskie dziewczyny z Klaudią Cardinale na czele. I wtedy dopiero dotrze do nas, że to po prostu umiera kino. Umiera w całości, jako przemysł i jako sztuka. Po tych zgliszczach zaś, po tym co zostało biegają jakieś czarne, piszczące szczury, takie jak ten nasz Jakubik.

Chciałem też zwrócić Waszą uwagę na to, że oni, choć wymierają, to jednak ciągle żyją i ciągle są pamiętani. Codziennie, otwierając pocztę, widzę na portalu WP jakieś doniesienia o śmierci aktorów dużo od nich młodszych. Umierają, bo ich tryb życia wpędził ich w chorobę, dostali raka, albo mają HIV, umierają, bo się po prostu zaćpali, albo zamordowali ich dealerzy. Umierają wreszcie ponieważ zawód, który wybrali okazał się piekłem, a nie spełnieniem jak sądzili. Tak umarł na przykład Robin Williams. Uważam, że to dziwne – długie życie dawnych gwiazd, tych z prawdziwego kina i gwałtowne śmierci ludzi ledwie po pięćdziesiątce, którzy mieli swoje krótkie epizody w historii Hollywood.

Nie pozostaje nam nic innego, jak spokojnie przyglądać się temu wszystkiemu i modlić się za ich dusze, kiedy będą szły tam, gdzie Pan Bóg przeznaczył im miejsce. Kina już nie będzie. Możemy o tym zapomnieć. Prawdziwego kina z ludźmi wyrażającymi emocje, ludźmi o miłej, dającej się zaakceptować powierzchowności, którzy mają jeszcze do tego talent i jakąś ekspresję już nie będzie.

Ktoś może zapytać – a dlaczego piszesz o tym dziwnym facecie? Co cię on obchodzi? Przecież zmarł także Zbigniew Brzeziński, postać dla Polaków o wiele ważniejsza. Któż go zastąpi? Uważam, że jest dokładnie na odwrót. Roger Moore był o wiele ważniejszy niż Brzeziński, bo jego akurat może zastąpić byle kto, choćby Węglarczyk. Sir Rogera zaś nie zastąpi nikt. Żaden Clooney, Di Caprio czy Johnyy Deep, nie ma mowy.

 

Teraz ogłoszenia. Mamy już nowy sklep https://basnjakniedzwiedz.pl/ wszystkie nowe książki będą wrzucane tylko tam, ale sklep na coryllus.pl będzie jeszcze przez jakiś czas czynny, żeby wszyscy mieli czas się przyzwyczaić.

Nasze książki dostępne będą w Słupsku, w sklepie Hydro-Gaz przy ul. Słowackiego 46, wejście od ul. Jaracza

Zapraszam do księgarni Przy Agorze, do księgarni Tarabuk w Warszawie, do sklepu FOTO MAG, do antykwariatu Tradovium w Krakowie i do sklepu Gufuś w Bielsku Białej.

Przypominam, że mamy już nowy numer Szkoły nawigatorów, przypominam także o naszym indeksie zawierającym biogramy osób występujących w moich książkach

http://www.natusiewicz.pl/coryllus/

 



tagi: roger moore 

gabriel-maciejewski
29 maja 2017 09:55
23     1480    6 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

krzysztof-osiejuk @gabriel-maciejewski
29 maja 2017 10:00

To jest tekst na który czekam od dnia, kiedy dotarła do mnie wiadomośc o jego śmierci. Kiedy byłem dzieckiem, miałem lusterko, na odwrocie którego było zdjęcie Moore'a. Kupiłem je sobie na odpuście w Kodniu. Masz rację. Mówimy o epoce.

zaloguj się by móc komentować

Kaesagie @gabriel-maciejewski
29 maja 2017 10:06

ouuu, zaskocznie. Nic o imperialnej propagandzie w popkulturze. Musiał Pan go naprawdę lubić

zaloguj się by móc komentować

Godny-Ojciec @Kaesagie 29 maja 2017 10:06
29 maja 2017 10:08

Można jajka lubić i ich nie znosić :)

zaloguj się by móc komentować

parasolnikov @gabriel-maciejewski
29 maja 2017 10:39

Ciężko dyskutować, bo to sentymenty.
Na pewno kino umiera, bo teraz to jest dno dna.
Ale ja odkąd tu mieszkam w Czechach jakies 6 lat dokładnie przeoglądałem historie kinematografii. Bondy "nic moc" jakby to powiedzieli czesi, ale i tak wole te z Connerym.

Ale do mojego gustu, przemawiają tylko i wyłącznie "spaghetti westerny" to najlepszy światowy kawałek kina ... no może jeszcze niektóre produkcje japońskie i żandarm de Funes'a.

zaloguj się by móc komentować

bolek @gabriel-maciejewski
29 maja 2017 11:03

" Roger Moore był przez długi czas moim ulubiony aktorem. "

No to jest nas dwóch.

Kończy się pewna epoka.

zaloguj się by móc komentować

orjan @gabriel-maciejewski
29 maja 2017 11:07

@gabriel-maciejewski

Telewizja od samego jej początku miała moc wychowawczą. Przynajmniej miała tę moc na moim ówczesnym sporym podwórku pewnego robotniczego osiedla, na którym dorastało na raz jakieś może z pół setki chłopców podzielonych na różne frakcje.

Latalo więc na raz po kilkunastu Zorrów, Wilhelmów Tellów i co tam po kolei szło w serialach. Jednak mimo ówczesnego osobistego zaangażowania się w te wydziczania nie potrafię sobie przypomnieć nazwisk aktorów grających ww. postaci.

Ale Świętego wiem, kto grał choćby mnie obudzić w środku nocy.

Chyba też z paczka tablicowej kredy poszła na ten piktogram dla ozdoby bram i murów.

 To jest chyba nieco późniejsza wersja, ale w kolorze.    

zaloguj się by móc komentować

krzysztof-osiejuk @gabriel-maciejewski
29 maja 2017 12:14

No i zapomniałbym o najważniejszym. Z tą klatą masz bezwzględną rację.

 

 

zaloguj się by móc komentować

Starybelf @gabriel-maciejewski
29 maja 2017 18:55

Nie, Roger Moore nie był moim ulubionym Bondem, tym był Pierce Brosnan, ale jako "Święty" był super. No cóż, z brytyjskich klasycznych aktorów został tylko 90-letni Sean Connery i 85-letni Michael Caine. Z amerykańskich to chyba tylko Redford i Hoffman. Bo DeNiro to już chyba za bardzo tankuje by cokolwiek grać.

Tak, kino, klasyczne kino umiera.

zaloguj się by móc komentować

PG @gabriel-maciejewski
29 maja 2017 19:06

co to z pedalskie zdjęcia na męskim blogu Panowie Szlachta Osierocona po I Rzeczypospolitej Obojga Płci uskuteczniają? Nagie męskie torsy? Bez kitu proszę...

Kompleksy jakieś wobec śp. Brzezińskiego zwanego Big Zbig? A może niespełniona tęsknota za Chałupami w wykonaniu Wodeckiego, czyli lokalnego Big Zbiga?

Zwykle tutaj paleta nieco pełniejsza w treści, ale dziś -sorry- wolę Redtube'a od nakoksowanych anglosaskich aktorów.

Jeszcze żeby Panowie Szlachta jakiegoś Janosika, Gustlika czy od biedy Deląga z najlepszych lat zapodali, to bym rozumiał, narodowe bicepsy zawsze w cenie, ale angielską flegmę lansować? Bo co? Bo Święty???? To już wolę prymicję w rodzinie pani Szydło. Przynajmiej golizny brak.

Bleee... 

Dla odtrudki wizualnej:

https://www.youtube.com/watch?v=pLtA4LBY_xI 

<iframe width="560" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/pLtA4LBY_xI" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @gabriel-maciejewski
29 maja 2017 19:24

Wyjdziesz sam, czy parasol ma cię wykopać? Wsadź sobie te swoje odtrutki, sam wiesz gdzie, może będziesz miał po tym przyjemniejszy zapach z ust. 

zaloguj się by móc komentować

PG @gabriel-maciejewski
29 maja 2017 20:21

akurat poczucie humoru nie jest najmocniejszą stroną publicystów z prawej strony niszy publicystycznej, jak widać.

Nie mam nic przeciwko tekstowi - jak zawsze ciekawy.

Ot, razi mnie golizna na zdjęciach przez jednego z komentatorów tutaj linkowana. Radziłbym pozbyć się jej, w trosce o jakość bloga i w celu uniknięcia podejrzeń o zonetyzowanie tego, co nie powinno być zonetyzowane.

 

zaloguj się by móc komentować

PG @gabriel-maciejewski
29 maja 2017 20:35

Poza tym chyba niestosowne jest cytowanie Wikipedii, która (jak rozumiem, w mniemaniu co niektórych) jest nieco tylko zobiektywizowaną i rozwodnioną w indoktrynacji wersją Wyborczej.

A już posługiwanie się męskimi torsami ściągniętymi za bezcen (skąd? - ano z Wikipedii właśnie w celu zilustrowania notki obrazkiem (czyżby nie każdy z czytelników rozumiał, o czym tu napisane, skoro trzeba mostu montonowego, by unaocznić Potęgę Konserwatywnego Bonda, Janosika na Janosiki, Rogera nad Rogery, Astona Martina nad Rovery) chyba naprawdę jest zagrywką z gatunku miernej popkultury.

zaloguj się by móc komentować

bolek @Starybelf 29 maja 2017 18:55
29 maja 2017 21:56

" Z amerykańskich to chyba tylko Redford i Hoffman. "

Jest jeszcze Duvall i Hackman, ale obawiam się, że obydwaj przeszli na emeryturę.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @PG 29 maja 2017 20:21
29 maja 2017 22:05

Pozwól, że o jakość swojego bloga będę się martwił sam. 

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @PG 29 maja 2017 20:35
29 maja 2017 22:06

Możesz tu nie wchodzić, jeśli przeszkadza ci mierna popkultura. My tu wszyscy jesteśmy mierną popkulturą.

zaloguj się by móc komentować


PG @gabriel-maciejewski
29 maja 2017 23:23

Nie no, tak nisko się nie ceńmy...

Popkulturą jest Sajmon Templer (i to dobrą popkulturą!) Brusli (widowiskową, ale co do fabuły bardzo mierną) czy też 07 (srednią, nieco nadętą, jeśli już, to osobiście wolę naparzańsko Bruce;a Lee).

Blogi natomiast to nie jest na pewno popkultura.

Owszem, pewne elementy popkultury można spotkać na blogach tu i ówdzie, ale ogólnie rzecz biorąc blogi to jest nowa jakość, na razie niezdefiniowana z uwagi na swą (dotychczas nierozpoznaną jeszcze) możliwość wejścia w interaktywną relację autorsko-czytelniczą (swego czasu bardzo fajnie i inteligentnie korzystał z tej funkcji Free Your Mind), przy czym ta ostatnia funkcja pozostaje z reguły upośledzona w polskich realiach z uwagi na przewagę misyjności i przerost ego nad umiejętnością dialogu (klasycznym przykładem jest blog Jarosława Kaczyńskiego czy też Janusza Korwin Mikke - tuzy polityki nie zniżają się do wymiany choćby jednego komentarza z plebsem - ciekawy jestem, w obawie przed czym?) tudzież niezrealizowane mentorstwo bądź instrumentalne traktowanie bloga (popularność).

Blogi to już nie publicystyka (bo ta jest ze swej natury jednostronna (prasa) tudzież ograniczona do kręgu dysputantów (studio TV), ale jeszcze nie debata.

To już nie popkultura (z uwagi na ważkość poruszanej etmatyki) ale jeszcze nie rozmowa.

To już nie bełkot podchmielonego szwagra u cioci na imieninach, ale jeszcze nie literatura.

Na razie: Patriotyczno-religijny bigos z misją.

Szkoda tylko, że czasem tak ciężkostrawny.

Oczywiście na razie smakuje tylko bigos przyrządzany przez praworęcznego kucharza. Ci leworęczni nie mają za grosz finezji - jadą na kilometr zaaplikowanym przez eurocenzora glutaminianem potasu i odbija się po nich zupkami ze znaczkiem euro-Knorra. Więc jaki jest wybór???

Co prawda ostatnio Tefałpe się bardzo postarało i stworzyło konkurencję dla blogosfery: obok niestrawnych tasiemców z fabułą dla odbiorcy z IQ 950+ zaczęło bawić się w lekka podirozowane satyry, więc zamiast lektury Rosemanna tudzież Toyaha można dla wyluzowania pooglądać "Blondynkę" i "O mnie się nie martw", ale poza tym nic innego nie ma w ofercie. Wołyń to w ogóle golonka nie na żołądek normalnego człowieka, Smoleńska po prostu nie dało się obejrzeć (bałbym się robić film o czymś takim). Zawsze można zabić czas jakimś Jo Nesbo, ale po 3 pozycjach się nudzi.

Jak widzisz, Coryllusie, chciałbym ale nie mogę. Uzależniłem się.

Naprawdę trudno w tym kraju o większy wybór.  Z braku laku ... Trochę szacunku dla czytelnika.

Tutaj - to akurat komplement - inwencji w wyborze tematyki i bogactwa w posługiwaniu się środkami argumentacji akurat nie brakuje (osobiście radziłbym nieco krótsze i celniejsze zdania, bo przy dłuższych wypowiedziach ryzyko utraty wątku przemawia na rzecz W tyle wizji, zwłaszcza gdy się nieziemska jak zjawa Magda O. w przebiałej sukience pojawia, zresztą to ogólna zasada: zwartość i esencja - w opozycji do nieumiarkowanej sarmacko-słowiańskiej wylewności zawsze w cenie), ale i tak nic lepszego nie ma.

Poza tym czasem bigos ma to do siebie, że aczyna fermentować i wtedy zaczyna się robić naprawdę interesująco.

zaloguj się by móc komentować

PG @gabriel-maciejewski
30 maja 2017 00:50

Powiedzmy sobie jasno: "Święty" był produktem zachodniej propagandy, mającym się do polskich realiów tak jak zarobki zachodniego burżuja do ochłapów prowincjonalnego nauczyciela. Inny świat i oglądało się to tak, jak coś nie z tego świata. Niewiele mniej realny był Cosmos 1999 (jaka wtedy, w czasach studio Gamma, ta data wydawała się odległa...)

Ot, niechcący Roger Moore wypełniał może i lukę między już trącącym myszką Klossem a nienakręconym jeszcze Bogusiem Lindą z "Psów" - agentem służb peerelu, który w trymiga zdołał przemianować się na pragmatycznego cwaniaka Nowej Rzeczywistości. 

Nikogo między Klosem a Lindą tak naprawdę nie było. Lansowany na idola młodzieży za Gomułki i wczesnego Gierka tanisław Mikulski trącił odgórną zadekretowaną politpoprawnością ludową, następny (do golenia) rodzimy - Zero Zero Siedem - Cieślak dał się lubić, ale zagospodarowywał co najwyżej wrażliwość epoki gierkowskiego dancingu.

Był potem co prawda jeszcze Jerzy Kukuczka i była Wanda Rutkiewicz, ale w latach 80-tych nikt nie potrafił tych sukcesów medialnie zagospodarować. Zamiast tego kręcono Tulipana na przestrogę naiwnym panienkom. I 997 z aktorami z łapanki, którzy nędznie naśladowali Himmilsbacha, za co mogli w kadrze pobawić się w gwałcenie 80-letnich samotnie mieszkających babek z emeryturą.

Potem nie było nikogo, zresztą Kukuczka w 89 zginął, trzy lata później Wanda Rutkiewicz. A JPII był daleko i niespecjalnie nadawał się na idola, czyli kicha, bryndza i pustka.

Przez moment był Perfect, ale jego na wskroś rockowa, pesymistyczno-indywidualistyczna wizja świata powoduje, że dziś fenomen Perfectu niektórzy (niewrażliwi muzycznie) postrzegają jako manipulację ze strony spec-służb. Osobiście jestem zdania, że żadne spec-służby nie są w stanie stworzyć tak udanych kawałków, jak te, które pisał Hołdys i jakie już zawsze będą stałym elementem dobrej polskiej popkultury. No ale niektórzy widzą Hołdysa tylko przez pryzmat tego, co on dziś gada.... a to muzyk, a nie polityk przeca.

W sferze kultury był tak naprawdę tylko Jacek Kaczmarski i to jest jedyna realna postać, która miała nie tylko potencjał na idola, ale która autentycznie tę funkcję na dość dużą skalę pełniła (o ile ktoś miał dostęp do nagrać z jego wiedeńskich koncertów choćby). Zabrakło jednak pewnej jasności widzenia po 89 r. Kaczmarski w epoce przełomu się wycofał, odśpiewał ileś tam tysięcy razy Mury, ale nie potrafił nazwać tego, co się działo na bieżąco i stracił przez słuchacza.

Lukę po Janku Kosie, Janosiku, Klossie i Świętym wypełnił - kto? ano Boguś Linda z "Psów" i chłopaki-twardziele z osiedla (zamiast czerpać z Kornela Morawieckiego i kopy twardzieli, co przez dekadę grali komunie na nosie, a którym potem postkomuna zagrała na nosie tak, że się przez dwadzieścia lat nie mogli odnaleźć), poszły w naśladowanie pragmatycznego bezideowego i bezwartościowego nihilizmu, w ten nieznośny prześmiewczy rechot, którego szczytem szczytów jest tak powszechnie uskuteczniana - przykładem Psów - polewka z "Janka Wiśniewskiego, co po pół litra wiśniówki padł (stary numer na co drugiej tzw. "studencko-męskiej" imprezce i co najgorsze, uczestnikom tego rodzaju imprez wydawało się, że są tacy śmieszni i tacy odkrywczy w naśladowaniu Kukiza i jego anty-ZCHN-owskiego hymnu, z powodu którego dziś mu głupio pewnie. 

Jedynym w miarę spójnym i udanym obrazem westernowsko-przygodowym, kreującym wizerunek kogoś na miarę Simona Templera była Operacja Samum  (1999). To jeszcze miało sens. Ale oczywiście akcja musiała dziać się zagranicą.

Potem - tego samego roku - było coś genialnie-porażającego: absolutnie prawdziwy Dług, paraliżujący swą prawdą o realiach chyba najlepszy film dekady - dzieło Krauzego. A 7 lat później kto wie, czy nie coś jeszcze mocniejszego: Plac Zbawiciela. Także najlepszy film, ale następnej dekady. Ale to były dwa filmy świetne artystycznie, ale jednak pesymistyczne, w których Dobro musi ustępowac przed beznadziejnym cwaniactwem.

A widz, by żyć, a nie pełzać, potrzebuje po prostu kogoś na miarę lokalnego Simona Templera, z kim będzie potrafił się utożsamić bezgranicznie. A polska sztuka filmowa ostatnich 20 lat żadnej takiej postaci - niestety - ani przez chwilę nie była w stanie wylansować. 

Dziś rolę jedynego pozytywnego bohatera - sorry, ale tak jest - dla eurolemingów pełni Tusk, gdy akurat w świetle kamer pędzi pendolino do stolicy (przez pozostałe 364 dni w roku on absolutnie nie istnieje, jego nie ma, poza harataniem w gałę nie zostało po nim nic, poza mglistymi oparami letniego pragmatyzmu i weekendowymi korkami przy zjeździe z autostrad). I długo długo nic. 

Kurski co najwyżej zagra jeden czy drugi Kaczmarskiego (całkiem sprawnie mu to skądinąd wychodzi, ale to tylko naśladownictwo). Super wicepremier jest nieosiągalny finansowo i nieco safanduła bezprzebojowy, a Kukiz zadatków na lidera pozaniszowego nie ma.

Więc pozostaje albo debilna polewka w stylu Ucho Prezesa, albo nadzieja na to, że ktoś z reżyserów będzie wreszcie w stanie wzniecić na scenie ducha akowców w realiach postakcesyjnych. 

 

 

zaloguj się by móc komentować

orjan @PG 30 maja 2017 00:50
30 maja 2017 11:32

Moim zdaniem, za mocno się napinasz i stąd tak ciężko się czyta twoje komentarze. Są zniechęcające.

 

zaloguj się by móc komentować

PG @gabriel-maciejewski
30 maja 2017 11:50

napina się sajmon templer przeca...

zaloguj się by móc komentować

PG @gabriel-maciejewski
30 maja 2017 12:11

A tak serio: dobry komentarz nie może być lekki do czytania.

On musi zalegać na żołądku przez tydzień, zanim się choćby w połowie go przetrawi.  

Lekko czyta się co najwyżej powieści Leslie Charterisa.

Klasycznym przykładem napinania się jest Jan Maria Rokita (każdy widział, z jaką furią napadł na Jaruzelskiego "za rok z życia", który przesiedział za stanu wojennego). 

Klasycznym (rzadkim na prawicy) kontr-przykładem jest Ludwik Dorn (człowiek z dystansem, inteligencją, a potrafiący celnie nazwać rzeczy po imieniu, szkoda, że obecnie zmarginalizowany).

Źle pojmowanym przypadkiem napinania się jest Jarosław Kaczyński (człowiek łagodny, zmuszony do napinania się, absolutnie bez kwalifikacji ku temu) - najchętniej zająłby się swoją (przecież dotychczas dość umiarkowanie uprawianą) krytyką obecnych realiów.

Z tych trzech stawiam ja na Dorna.

zaloguj się by móc komentować

bolek @orjan 30 maja 2017 11:32
30 maja 2017 12:12

" ciężko się czyta twoje komentarze "

Podziwiam :)

zaloguj się by móc komentować

pink-panther @PG 30 maja 2017 00:50
31 maja 2017 20:57

Simon Templar i "Operacja Samum"?????  "Polska sztuka filmowa" nigdy nie miała niczego lansować poza tym, że Polacy to nieudacznicy i nawet umieranie im nie wychodzi (Popiół i diament, Kanał). Ale wbrew Pańskim obawom - polskie kino jest doceniane zarówno przez profesjonalistów jak i zwykłych widzów na świecie. Tyle, że polskie kino "lansuje się samo"- przez nieuwagę i wbrew intencjom miejscowych rządzicieli. Tzw. światowe elity satanistyczne podziwiają "Pamiętnik znaleziony w Saragossie" i "Matkę Joannę od Aniołów" a ostatnio zwykli widzowie zaczęli  oglądać i komponować różne referaty na youtubie na temat "Popiołu i diamentu" - w konkekście tragedii polskiej i wartości artystycznych filmu. Oglądany jest też "Potop" i "Ogniem i mieczem'. Sądząc po odbiorze "Popiołu i diamentu" - polskie kino uznawane jest za szczyty intelektualne tak jak - też po wojnie - kino włoskie. Oba były mocno komunistyczne ale od strony techniki, kompozycji i aktorów -  można to było oglądać.

Kino obecnie nie istnieje a dowodem na to są filmy z Bogusławem Lindą o tych "ubekach wIII RP" i "Operacja Samum". Stare dobre kino ostatecznie skończyło się w latach 70-tych. Światowe i polskie.

 

 

 

 


 

 

 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować