-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

Wnioski czyli aplikacja o posadę głównego mechanika

Miałem bardzo pracowite wakacje, niestety aktywność moja tylko częściowo związana była z pisaniem, w przeważającej części chodziło o różne rekonesanse i sprawy związane z przeprowadzką firmy do nowego lokalu, która zaczyna się jutro. Niech nas Bóg ma w opiece.

Najważniejszym problemem przed jakim stoimy jest organizacja sprzedaży. Chcę żeby to dobrze wybrzmiało – organizacja sprzedaży. Nie organizacja zbiórek na szczytne cele, nie organizacja atroficznych struktur, które służą rozrywce w istocie, ale organizacja sprzedaży. Tylko bowiem nazywając rzeczy po imieniu możemy do czegoś realnego dojść. Jakimi kanałami realizowana jest sprzedaż? Poprzez sieć, poprzez targi, w mikroskopijnym stopniu poprzez księgarnie, ze względu na skromną liczbę księgarzy godnych zaufania, a także poprzez spotkania autorskie, które w naszym przypadku w zasadzie nie występują. Dlaczego? Czy ja opowiadam słabe historie? Albo może źle wyglądam? Czy ja może liczę sobie jakieś horrendalne honoraria za te spotkania i to odstrasza ludzi? Nic takiego się nie dzieje, honoraria dostawałem zawsze od organizacji i zawsze w miastach które uważam za zaprzyjaźnione – czyli w Opolu, Świdnicy, Wrocławiu i Zielonej Górze. Kiedyś jeszcze dostawałem je od kolegów z Polonia Christiana, gdy występowałem razem z Grzegorzem Braunem, a także od studentów z KUL-u, którzy zaprosili mnie na samym początku do siebie na wykład. No i jeszcze od mieszkańców małego miasteczka Kietrz na Opolszczyźnie. I to by było na tyle. Czy to oznacza, że problemem są pieniądze, a ja powinienem proponować te swoje spotkania za darmo, jedynie z możliwością sprzedaży książek? A skąd, od kiedy pamiętam zawsze powtarzam, że spotkania są darmowe, a mój zarobek pochodzi tylko ze sprzedaży. Coś bowiem zarobić muszę, jadę nieraz daleko, muszę coś zjeść i gdzieś spać. Zresztą – z czego ja się tłumaczę, Cejrowski liczy sobie za występ 69 zł od osoby, stoi przez godzinę przy mikrofonie i opowiada jakieś dyrdymały o robakach w dżungli, a publiczność klaszcze. Jasne jest, że ja tak nie zrobię, jasne jest także, że nie tego się ode mnie oczekuje. Niczego te moje propozycje nie zmieniały. Spotkań nikt nie chciał. W zasadzie powinienem stanąć w prawdzie i powiedzieć sobie, że jestem po prostu rozczarowujący przy bliższym poznaniu i lepiej żebym się trzymał od ludzi z daleka. To byłoby wygodne wyjście, ale musimy intensyfikować sprzedaż i ja, jak każdy dobry gospodarz muszę udrażniać kanały dystrybucji czyli dbać o przyszłość mojego przedsiębiorstwa.

Czasem różni życzliwi ludzie próbowali organizować te moje wieczorki w miejscach teoretycznie odpowiednich, ale nic z tego nie wychodziło ze względu na małe zainteresowanie. Poza tym organizacja taka to jest jednak kłopot i nikt nie jest do końca przekonany o słuszności takich przedsięwzięć. Bo co innego jak przyjeżdża Braun, a co innego jak jakiś coryllus, któremu nie wiadomo co do łba strzeli. Tak wygląda jedna strona medalu.

Teraz druga. Często, nie mogę powiedzieć, że za często, ale na tyle bym to zauważył dostaję listy z pytaniami – a kiedy pan przyjedzie tu i tu. Nigdy – odpowiadam, bo tak naprawdę nikt tym moim przyjazdem nie jest zainteresowany. Nigdy, bo nikomu nie chce się tak naprawdę takiego spotkania zorganizować. To jest trudne i wymaga zaangażowania, a przy tym kosztuje. Ja nie mam wielu wymagań, ale robię się stary, a nie jestem ani tak wytrwały jak Stanisław Michalkiewicz, ani tak silny jak Grzegorz Braun. Dobrze by było na przykład, żebym miał przed spotkaniem pół dnia luzu i spokoju na różne przemyślenia, a nigdy nie miałem. Poza tym na każdym spotkaniu mówię w zasadzie o czymś innym, a więc nie mogę wyskoczyć z samochodu i gadać z marszu na temat już dobrze oklepany. To jedna kwestia. Są inne. Kiedy gdzieś jadę, od razu znajduje się pięć przynajmniej osób, które muszą ze mną porozmawiać na osobności, a co najlepsze przeważnie ja też chcę z nimi porozmawiać. To jednak całkowicie rozwala moje przygotowania do pogadanki. Nikt się tym nie przejmuje, ja sam też się nie przejmowałem, ale jak powiadam – starzeję się, a nigdy nie byłem za mocny. Trzeba to zmienić. Takich praktyk nie uprawia żaden standuper, ani żaden literat. Oni celebrują te swoje wizyty w terenie i gwiazdorzą ile wlezie. Ze mną jest inaczej, o czym wszyscy wiedzą. Przez to też jestem narażony na występy różnych lokalnych mistrzów, którzy też znają się na wszystkim i też chcieliby coś powiedzieć do kamery, a nie ma nigdy dobrej okazji. Korzystają więc z tej, którą ja stwarzam.

Tak jak już kiedyś napisałem, choćby nie wiem co, choćby z nieba leciały siekiery, nie można nigdy tracić z oczu celu. Nie trzeba o nim gadać za wiele, ale trzeba go cały czas widzieć. To nie jest zbyt odkrywcza myśl, ale ona wynika wprost z praktyki. Moim celem nie jest ustawienie się w świetle reflektorów i opowiadanie wiców, albo straszenie publiczności wojną. Chcę to wyraźnie podkreślić. Moim celem jest stworzenie rynku treści istotnych, a przy tym atrakcyjnych i atrakcyjnie podanych. I w tym przedsięwzięciu mogę co najwyżej objąć posadę głównego mechanika, o którą teraz tu właśnie będę się starał. Oto moja aplikacja.

Doświadczenia, które opisałem wyżej uczą, że nie ma najmniejszego sensu organizowanie spotkań z coryllusem, jako gwiazdą wieczoru. Wszystkich to albo nudzi, albo denerwuje. To jest behawioralne jak mniemam i nie do zwalczenia. I wynika wprost z błędu jaki popełniłem na samym początku swojej działalności, to znaczy ze skrócenia dystansu pomiędzy autorem a czytelnikiem. Tego się odrobić nie da, a ja nie będę tego zwalczał, bo ten błąd – bardziej by pasowało określenie rzekomy błąd, albo błąd wymuszony – doprowadził mnie do tego miejsca, w którym się znajduję. Dalej są już tylko smoki. I z nimi trzeba będzie walczyć. Na szczęście nie w pojedynkę.

Bez udrożnienia nowego kanału sprzedaży nie będzie mowy o żadnym rynku, bo rynek to ludzie, którzy w dodatku porozumiewają się ze sobą mając za podstawę tych porozumień ważne dla wszystkich treści. Targi, o czym wspominałem, przestają pełnić swoją funkcję, poza tym, przybywa autorów i nie ma sensu, byśmy wszyscy stali na maleńkim stoisku usiłując porozmawiać ze wszystkimi osobami, które nas odwiedzają. To już jest niewykonalne, a będzie gorzej. Są oczywiście targi, na których się nudzimy, ale na nie już przestaliśmy jeździć. Nie byłem w Katowicach od dwóch lat chyba, bo nie ma to sensu. Nikt nie pamięta o terminie targów, miasto nie jest zainteresowane promocją, a impreza traktowana jest jak piąte koło u wozu. Poza tym królują tam lokalne gwiazdy, przenoszące sprawy, o których tu mówimy na poziom tak straszliwie niski, że nikomu nie chce się tam zaglądać. No, ale to jest dygresja. Jasne jest, że żadne, tak zwane instytucje kultury nie zaproszą mnie, ani nikogo z autorów, których wydaję, na żadne spotkanie. To jest niemożliwe, albowiem instytucje kultury to sieć dystrybucji propagandy. I ona jest zawsze taka sama – albo kretyńska, albo deprawująca. Nas tutaj nie interesuje to w najmniejszym stopniu. Musimy te sprawy organizować sami, a ja muszę w tym przedsięwzięciu zostać głównym mechanikiem.

Składając w jedno dwa postulaty – kiedy pan do nas przyjedzie oraz nie mogę jeździć za darmo, a także biorąc pod uwagę fakt, że sam jeden nie mogę występować, proponuję co następuje: jeśli się uda to raz na kwartał, a jeśli się nie uda to rzadziej, odbywać się będzie promocja ważnych książek i ważnych autorów. Będzie się ona odbywać za każdym razem w miejscu niezwykłym, wybranym arbitralnie przeze mnie czyli głównego mechanika. Rozumiem, że zaufanie do mnie w takich kwestiach nie podlega dyskusji, a każdy też zrozumie, że nie zawsze wybrane miejsce będzie dla niego łatwo dostępne. Postanowiłem, że za każdym razem będzie to obiekt leżący w pobliżu jakiegoś ośrodka miejskiego, na tyle jednak nieznany, by nie zanudzić przybywających tam gości. Jeśli jednak nie uda się znaleźć takiego obiektu w jakimś regionie, a chodzi także o to, by książki trafiły pod strzechy, to znaczy, żeby ludzie mieszkający daleko od Warszawy mieli możliwość spotkania ważnych i poważnych autorów, wyznaczymy dogodne miejsce przy szlakach komunikacyjnych. Niestety uczestnictwo w takich wydarzeniach będzie ograniczone warunkami lokalnymi i będzie płatne. Warunki lokalne to wielkość sali konferencyjnej w obiekcie, a cena zależeć będzie od ilości prelegentów i cen proponowanych przez właścicieli obiektu. Obiekty nie zawsze zdołają pomieścić wszystkich chętnych, a więc uczestnicy o zakwaterowanie i wyżywienie będą musieli troszczyć się we własnym zakresie. Choć pewnie na miejscu będzie jakiś bufet. Oznacza to, że udział w takim wydarzeniu nie będzie tani. To jest oczywiście ograniczenie i ja się długo zastanawiałem na tym, czy rozpocząć to przedsięwzięcie. Jeśli jednak tego nie zrobię czeka nas atrofia, bez względu na to, jak różowo wyglądają sprawy dzisiaj. Ostatecznie przekonałem się do słuszności tego pomysłu, kiedy stanąłem w piątek na stacji benzynowej przy autostradzie. Z toalety wyszedł nagle Michał Wiśniewski. Ten sam, z dawnego zespołu „Ich troje”. Pan Michał reprezentuje typ mężczyzny, który w dawnych czasach określało się mianem „sucha dupa”. Każdy wie o co chodzi. Ja zaś widząc go przypomniałem sobie, że nasza pani ekspedientka ze sklepu na wsi jest jego fanką i wraz z innymi dziewczynami w swoim wieku – 40+ jeździ za nim wszędzie wydając niemałe pieniądze na udział w koncertach i spotkaniach. Jakakolwiek zaś krytyka Michała wywołuje u niej może nie wściekłość, ale na pewno poważną irytację. Nasze eventy na pewno będą tańsze, to mogę Wam obiecać. Nie będziemy też śpiewać, to także gwarantuję i nikt raczej nie ufarbuje sobie włosów, choć nie za wszystkich mogę ręczyć.

Wydarzenia te będą miały charakter niespodzianki, ogłaszał je będę z dużym wyprzedzeniem, żeby każdy miał czas na zastanowienie się i podjęcie decyzji, czy chce w takim evencie uczestniczyć czy nie. Nie będę jednak od razu zdradzał wszystkich szczegółów. Cenę pierwszego spotkania zdradzę już w tym tygodniu, miejsce zaś dopiero później, kiedy ustalę z prelegentami tematy wykładów i potwierdzę ich udział. Mogę jedynie zdradzić region od którego zaczniemy – to Wielkopolska. Tak będzie najlepiej, ponieważ dawno nie byłem w Wielkopolsce, a mamy tam wielu oddanych czytelników. Poznaniaków uprzedzam, że jeśli się zdecydują będą mieli kawałek do przejechania. Nie idziemy na łatwiznę. Poza tym zaczynamy w bardzo niesprzyjającej porze – późną jesienią. Wybrałem więc obiekt, który swoją urodą zdeklasuje pogodę, nawet bardzo niesprzyjającą. Niech nikt nie zgaduje co to może być i nie układa żadnych rankingów, bo jestem jeszcze przed rozmową z menedżerem zawiadującym spotkaniami biznesowymi. Mam jedynie wstępną deklarację.

Myślę też o tym, żeby w tym samym systemie organizować wieczory autorskie – oddalony, ale luksusowy obiekt, wstęp płatny, a co za tym idzie możliwość spokojnej rozmowy z autorem i możliwość zadawania pytań. Ilość szaleńców zmniejszona do minimum, event trwać może nawet trzy godziny jeśli czytelnicy sobie tego zażyczą. Ponieważ staram się tu o posadę głównego mechanika, który udrażnia kanał, a przez ten z kolei ma popłynąć wartko strumień sprzedaży, nie mogę sam do tego strumienia wskoczyć. Na początek więc wrzucimy do niego Szymona. Co Wy na to? Czy taki sposób organizacji promocji Wam odpowiada? Wycieczka wieczorem do pałacu lub dworu, niewielki koszt, spotkanie z autorem, sprzedaż książek, autografy, może jakieś wino i powrót do domu. Głosujcie. Wszystkim, którzy już się denerwują, że będę za bardzo eksponował swoją osobę oświadczam, że spotkanie ze mną odbywać się będzie maksymalnie dwa razy do roku, nie częściej. A realnie pewnie tylko raz w roku, przy okazji jakiejś nowej książki.

Tyle jeśli idzie o kwestie praktyczne. Teraz teoria. Jak widzicie dyskusje wirtualne prowadzone na portalu Szkoła Nawigatorów, zaczynają przypominać przepychanki. Ja nie będę oceniał intencji i motywów jakie kierują ludźmi, którzy tak jak bloger genezy, czytając moje uwagi na temat publikacji o tak zwanych zespołach, natychmiast wrzucają tekst o nich właśnie, żeby były, prawda, jakieś jajca. Jak wielokrotnie wpisałem nie mam i nie mogę mieć wpływu na to co ludzie chcą robić na przeznaczonym dla nich portalu, bo musi tu panować swoboda. To jak ludzie z niej korzystają jest ich prywatną sprawą. Mogę za to i do tego zmierzam – przenieść poważną dyskusję ze świata wirtualnego do świata realnego. I temu też będą służyć omawiane tu wydarzenia. To jest ich najważniejszy aspekt. Nie myślałem nad nazwą tego przedsięwzięcia, ale ona pojawiła się sama. Jeden z kolegów użył na naszą działalność określenia uniwersytet leszczynowy, pomyślałem, że warto dopisać do tego słowo – latający. Latający Uniwersytet Leszczynowy, w skrócie LUL. Niebawem zainaugurujemy działalność.

Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl



tagi: sprzedaż  promocja  wydawnictwo  autorzy  spotkania 

gabriel-maciejewski
2 września 2018 11:41
15     2681    15 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Grzeralts @gabriel-maciejewski
2 września 2018 12:07

Bardzo dobrze.

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @gabriel-maciejewski
2 września 2018 12:31

To jest właściwie całkowita nowość, okaże się wszystko w tzw. praniu. Zapowiada się dobrze, bliskość szlaków komunikacyjnych i miejsca typu hotel czy pensjonat to duży plus, nikt nie będzie narzekał, że jest daleko od autostrady i trzeba się przedzierać przez jakieś lokalne dróżki, a potem szukać parkingów.
Na ten moment raczej cieżko mi będzie uczestniczyć w tych eventach, ale zobaczymy jak się sprawy u mnie potoczą, mimo wszystko jak będzie gdzieś blisko to postaram się być, może nie w garniturze, ale też nie w dresach ;).

Szczerze mówiąc, to sądziłem, że raczej sprzedaż pójdzie w kierunku rozprowadzania książek po terenie za pomocą zaprzyjaźnionych sprzedawców, nie koniecznie tylko w księgarniach, ale skoro takowych brak to rzeczywiście trzeba inaczej. Ten brak zresztą widać, bo np. we Wrocławiu to już tylko empiki itp. w galeriach zostały, a reszta to parę jednoosobowych księgarni liczących na jednorazowy utarg na podręcznikach, o księgarniach katolickich nawet nie wspominam, bo tam trwa chów wsobny i zamykanie się w piwnicy.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @Kuldahrus 2 września 2018 12:31
2 września 2018 12:36

Zawsze możesz przyjść na targi, nie zrezygnuję z Wrocławia, ale muszą być one w dogodnym terminie. Jeśli idzie o dystrybucję poprzez lokalnych sprzedawców nie ma to sensu, ponieważ żaden sprzedawca nie potrafi zrobić lokalnej promocji, do tego jestem potrzebny ja. Jeśli więc mam oddawać komuś książki, dawać rabat i jeszcze robić promocję, a pewnie też pojawiać się w tych lokalnych okolicznościach osobiście jako autor to gdzie tu jest jakiś zysk? I gdzie jest podnoszenie jakości nie tylko książek, ale także innych autorów. Ponoszę odpowiedzialność za wszystko, w przeciwieństwie do różnych sław...i staram się przetrwać, co nie jest bynajmniej proste. 

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @gabriel-maciejewski 2 września 2018 12:36
2 września 2018 13:37

Rozumiem. Wygląda na to, że to musiałaby być po prostu księgarnia, która sprzedaje tylko/głównie książki Kliniki żeby szła sprzedaż.

 

" Zawsze możesz przyjść na targi, nie zrezygnuję z Wrocławia, ale muszą być one w dogodnym terminie."

W porządku, przeżyję. Ważne żeby Tobie pasowało i żeby wydawnictwo się rozwijało, nawet jeśli eventy miałyby być z tego powodu tylko w Białymstoku.

 

zaloguj się by móc komentować

cbrengland @gabriel-maciejewski
2 września 2018 13:39

Tak się realizuje marzenia i już. Da się ☺

A jak tak pomyślę o tych durniach angielskich, których jest kilkunastu albo i nawet kilkudziesięciu, którzy obsługują te comedy stand-up'y (dla nie wiedzących, to taki Cejrowski solo na scenie, kiedyś Robin Wiliams w to grał, juz na tamtym świecie teraz na własne życzenie, czy Tom Hanks, jeszcze żyje), a przeważnie tutaj to w Londynie, Tonight in Apollo, to taki teatr chyba i retransmitowane to do porzygania w tv, więc gdy oczyma wyobraźni popatrzę z drugiej strony, to widzę coryllusa i pełną salę i wiem, że tak by było. Jestem o tym przekonany.

zaloguj się by móc komentować

Janek-D @gabriel-maciejewski
2 września 2018 13:51

Dla mnie bomba... Czekam na okolice Wrocławia... A Do targów jeszcze trochę czasu zostalo... 

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @Janek-D 2 września 2018 13:51
2 września 2018 13:54

W tym roku nie będzie mnie we Wrocławiu, bo termin pokrywa się z terminem targów w Warszawie

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @gabriel-maciejewski 2 września 2018 12:36
2 września 2018 14:39

Jak widać. No to LUL go ... Nie wiem jak to jest z niedokładaniem do interesu, bo mi nigdy nie udawało się nie dołożyć. Ale daj Boże, żeby ci się teraz udało. Niech Bóg ma cię w swojej opiece i twoją kasę.  

zaloguj się by móc komentować


qwerty @gabriel-maciejewski
2 września 2018 20:46

Możemy uzupełnić tematykę wykładów/konferencji np. Kulisy likwidacji WSI, Kancelaria domowa, inne. Mamy za sobą zrealizowane kongresy i konferencje, także spotkanie u Prezydenta RP jest atutem, zgłaszamy akces i możemy udostępnić licencję na software do zarządzania wydarzeniami (conrego)

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @qwerty 2 września 2018 20:46
2 września 2018 20:55

Nie, dziękuję. Wszystko zrobię po swojemu i według własnych zasad

zaloguj się by móc komentować


bolek @gabriel-maciejewski
2 września 2018 22:03

"Jeden z kolegów użył na naszą działalność określenia uniwersytet leszczynowy"

:)

zaloguj się by móc komentować


bolek @raven59 2 września 2018 23:24
3 września 2018 07:20

Dzięki :)

Wszyscy tutaj tworzymy Historię...

Pozdrawiam

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować