-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

W hołdzie Seanowi Connery. Zbigniew Nienacki vs Umberto Eco. Rozdział I

Ogłosili, że zmarł wczoraj Sean Connery, człowiek, będący dla mnie i dla wielu uosobieniem brytyjskiego imperializmu w światowym kinie, stary łobuz, damski bokser i wielki chytrus. Nie powiem, kiedy byłem młodysz popisy Seana na ekranie podobały mi się bardzo. A najbardziej, jak zagrał w filmie "Imię róży", Wilhelma z Baskerville, cesarskiego agenta snującego się po zaalpelskich eremach w poszukiwaniu rzadkich i potrzebnych do nowej polityczej walki z papieżm ksiąg. Umberto Eco tak to urządził, by w tę całą średniowieczną rozrywkę, wpadkować jeszcze całą puszkę dydaktyczego dziegciu, czego dziś nikt chyba nie dostrzega. Ja, choć nie znam się na filozofii, od razu poznałem, że Wilhelm to alter ego Ockhama. Sprawa jest więc czysta i bardzo klarowna. 

Pomyślałem, że warto uczcić jakoś pamięć Seana Connery. A jak pamiętacie Michał Radoryski, napisał już pięć rozdziałów drugiej części cyklu Zbigniew Nienacki vs....Tom drugi nosić będzie tytuł "Zbigniew Nienacki vs Umberto Eco. Uznałem, że opublikowanie tu pierwszego rozdziału, będzie właśnie wyrazem hołdu dla aktora Connery, który przez całe życie, samym swoim istnieniem przekonywał nas o niezniszczalności imperium. 

Dodam jeszcze tylko, że wraz z Michałem i kilkoma dawnymi kolegami, postanowiliśmy wydać jeszcze jeden numer kwartalnika Szkoła nawigatorów. Ukaże się on po nowym roku. Nie zdradzę dziś czemu będzie poświęcony. Powiem tyle, że nie mogę zrobić tego w innym systemie, jak tylko z Michałem i ludźmi, którzy pracowali przy numerze rzymskim. Kryzys jest poważny. Z jednej strony muszę mieć nowy tytuł, a papierowe wydanie Szkoły cieszyło się zawsze wzięciem, z drugiej - muszę wdrożyć system oszczędności. Tak więc zostaje mi Michał i jego ekipa. Jeden numer wydamy na pewno. A co będzie dalej...się zobaczy. 

A teraz już Zbigniew Nienacki vs Umberto Eco.

 

Rozdział I

 

Podróże pociągami w dawniejszych czasach miały swój specyficzny urok. Niektórzy jednak nie potrafili go dostrzec i widzieli jedynie mankamenty takiego sposobu przemieszczania się, a wielu nawet uważało go za karę bożą. Szczególnie jeśli mieli podróżować nocnym pociągiem ze stacji Długi Kąt do Katowic, albo innego dużego miasta. Od razu wyjaśnię, że stacja i wioska Długi Kąt znajduje się w znacznym od Śląska oddaleniu, w obecnym województwie lubelskim, a dawnym zamojskim, i położone są wśród pagórków i niw Roztocza. Czy nas powinno to w ogóle interesować? W zasadzie nie, albowiem historia nasza rozgrywa się poza czasem i przestrzenią. Warto jednak osadzić ją w jakichś realiach, albowiem nie ma takich zjawisk, nawet w świecie nadprzyrodzonym, które nie dałyby się opisać słowami i obrazami dobrze nam znanymi, widzianymi w przeszłości odległej lub całkiem niedawno.

Wyobraźmy więc sobie nocny pociąg pełen udręczonych ludzi, z których tylko część wie, gdzie i po co jedzie. Ludzie ci, kto pamięta ten uwierzy bez trudu w ten opis, zajmują nie tylko przedziały, ale także leżą pokotem na podłodze wagonu i usiłują zasnąć. Kilku się nawet to udaje, ale co jakiś czas budzi ich konduktor przeciskający się nie wiadomo właściwie po co między podróżnymi, budzą ich inni pasażerowie, usiłujący dostać się z przepełnionym pęcherzem, albo i czymś gorszym, wprost do śmierdzącej nieludzkimi wyziewami toalety znajdującej się w końcu każdego wagonu. Pociąg nie jest pospieszny, ani nawet przyspieszony, jedzie wolno, zatrzymuje się na każdej stacji, a czasem także między stacjami. Wtedy ludzie, ci którym akurat nie chce się siku, nie zasnęli snem kamiennym, ale trwają z otwartymi oczami w oczekiwaniu na zakończenie tej upiornej nocy, otwierają okna. Wilgotny i zimny powiew wiatru wiejącego znad ośnieżonych, ciągnących się wokół torowiska pol, powoduje coś jakby dreszcz we wszystkich pasażerach. Pociąg zaś, niczym olbrzyma gąsienica, której ktoś zagroził rozdeptaniem, wydaje się wyginać i syczy. Choć przecież wszyscy wiemy, ze gąsienice nie syczą, pociąg zaś nie może się wygiąć z powodu wewnętrznego jakiegoś spazmu. No, ale drżą ludzie w środku, narażeni przez nieodpowiedzialnych, a ciekawskich bliźnich na nagłe zetknięcie się z chłodnymi podmuchami.

Tylko niektórzy są zadowoleni z nagle otwartych okien, tylko niektórzy uważają, że przeciąg to coś dobrego, bo wywieje trochę smrodu, jaki unosi się nad spoconymi, odzianymi w ortalion i tanią konfekcję, ciałami. Większość zaczyna drżeć, protestować i marudzić. Ludzie zaś którzy otworzyli okna, usiłując coś dojrzeć w ciemnościach i odgadnąć dlaczego pociąg się zatrzymał, choć nie ma wokół żadnej kolejowej infrastruktury, nie ma ani pół semafora, peronu czy budynku stacyjnego. Są jedynie pokryte śniegiem pola, omiatane wiatrem niosącym lodowatą krupę wymieszaną z deszczem.

Mogą wypatrzeć oczy, łzawiące coraz mocniej, i tak nic nie zobaczą. Pociągi bowiem, czy to w dawnych czasach, czy to w zaświatach, zatrzymywały się zawsze niespodziewanie z jednego tylko powodu – bo tak i już. Można było powiedzieć, że one stawały na pustkowiu, na złość pasażerom, ale nie będzie to tak precyzyjne określenie, jak to pierwsze. Pociąg zatrzymywał się w polu, bo tak. I jakiekolwiek próby wskazywania egzegez tego faktu skazane są na klęskę.

Przyjrzyjmy się teraz podróżnym. Po co i dokąd jadą? Tego nikt nie może odgadnąć. Po co ciągnąć się nocą z miejscowości Długi Kąt na Roztoczu, gdzieś hen daleko do Warszawy czy Katowic? Do świąt Bożego Narodzenia daleko, do ferii szkolnych jeszcze dalej. Święto zmarłych daleko z tyłu. Nie ma ani jednego powodu, by wypełniać nocny pociąg ciałami, rzuconymi byle jak, bez przytomności całkiem lub z lekkimi tylko jej oznakami.

Ten otworzył usta i można mu zajrzeć do środka, gdzie mimo półmroku widać jak strasznie popsute i żółte są jego zęby. Oddech unoszący się ku górze ma gęstość  gazu musztardowego i mógłby zabijać owady, gdyby o tej porze roku jakieś się w tym przedziale znalazły. Tamten chrapie tak straszliwie, że pół pociągu go słyszy, ale mordę ma przy tym tak straszną, że w całym wagonie nie można znaleźć odważnego, który trąciłby go w bok i powiedział – panie, przestać pan do cholery chrapać, bo wytrzymać się nie da. Pod oknem jakaś dziewczyna, wyglądająca na studentkę, prawie płacze, bo nie może zasnąć i odizolować się od sytuacji, w której znalazła się Bóg jeden wie za jakie grzechy. Zamyka oczy, stara się, ale sen nie przychodzi. Powietrze drży od chrapania człowieka z mordą jak tylne koło od ciągnika i gęstnieje od zepsutego oddechu tego, co śpi otworzywszy gębę jak popielniczka. Reszta współpasażerów wydaje się stworami bez twarzy. Jeden ukrył ją pod paltem, które udało mu się powiesić na haczyku, jaki zwykle znajdował się pomiędzy siedzeniami. Widać tylko jego czerwone ręce z pożółkłymi od tytoniu paznokciami, za które wrósł brud, czarny jak ukraińska ziemia. Inny, przykrywszy oczy czapką,  śpi jak gdyby nigdy nic, spokojnie niczym anioł, oddychając kącikiem ust, z którego unosi się co jakiś czas bańka śliny.

Na korytarzu nie jest lepiej. Dwaj młodzieńcy, w wieku kiedy to człowiekowi w zaśnięciu przeszkodzić może jedynie bombardowanie, albo szarża czołgów, leżą na podłodze spleceni w dziwnym i dwuznacznym uścisku, choć wcale o tym nie wiedzą. Kiedy patrzą na nich ci, co pokonując nadludzkie trudności przeciskają się do kibla, by tam opróżnić pęcherz, widok ten wywołuje na ich ustach mimowolny uśmiech. Szczęściarze, którym udało się zająć rozkładane, chowane w ścianie siedziska, tak dobrze przecież pamiętane przez nas wszystkich, zaczynają w pewnym momencie przeżywać prawdziwe męki. O tym, żeby wstać i pójść do toalety za potrzebą nie może być nawet mowy. Miejsce bowiem, zostanie zaraz przez kogoś zajęte, nawet jeśli zajmujący je obecnie okaże się spryciarzem i postawi na nim torbę z rzeczami. Ryzyko jest za duże, uzurpator, który do tej pory leżał bez ruchu obok, śpiąc niby, a w rzeczywistości czyhając jak pająk, aż jego ofiara ulegnie wewnętrznej słabości, zepchnie ją na podłogę, pomiędzy dyszące i rzężące ciała, a jak będzie wyjątkowo podły, może ją nawet wyrzucić przez okno, tak lekkomyślnie i nieodpowiedzialnie uchylone przez nie panujących nad ciekawością podróżnych, pragnących już, teraz, natychmiast, być u celu. Wszyscy więc siedzą na swoich korytarzowych krzesełkach, przypominając coraz bardziej traperów przywiązanych przez Indian do pala męczarni. Ich twarze pełne są godności, jaka towarzyszy prawdziwym mężczyznom w sytuacjach beznadziejnych, kiedy dobrze wiadome jest, że nic, ale to naprawdę nic nie da się zrobić.

Ludzie stłoczeni w nocnym, sunącym wśród ośnieżonych pół pociągu nie podejmują żadnych prób komunikacji, czynią to świadomi faktu, że odezwanie się słowem jednym choćby, powiększyłoby tylko ich udrękę. Milczą więc, choć wszyscy mówią w tym samym języku i gdyby tylko wykrzesali odrobinę dobrej woli i empatii, mogliby się jakoś porozumieć i ulżyć swojemu losowi. Napisałem, że wszyscy milczą? Nieprawda. Pomyliłem się. W przedziale na samym końcu wagonu, tuż obok toalety, niczym cerber jakiś, który został tam postawiony dla dodatkowej udręki tych co chcą się wysikać, siedzi bez przerwy gadająca baba z torbą na kolanach. Nie mówi do nikogo, mówi tak po prostu, w przestrzeń. Opowiada o tym, jak była w szpitalu, jaj jej operowali nowotwór jajnika, jak wyglądał lekarz i pielęgniarki, ile miała temperatury, kto leżał z nią na sali i dlaczego nie można było na tej sali, odwrotnie niż w pociągu, otwierać okien. Nikt jej nie przerywa, nie wiadomo dlaczego. Czy może przez dojmującą świadomość klęski, jaką musiałby ponieść wdawszy się z babą w pyskówkę, czy może dlatego iż podejrzewa, że została ona wynajęta po to specjalnie, by dręczyć słowotokiem ludzi stłoczonych w tym sunącym nie wiadomo dokładnie ku jakiemu celowi, nocnym pociągu. Jeśli zaś ta druga wersja jest prawdziwa, lepiej z babą nie zaczynać, albowiem okazać się może, że jest ona w zmowie z konduktorem, albo i samym kierownikiem pociągu.

I nagle w tym infernalnym pejzażu pojawia się postać niezwykła. Staruszek w kapeluszu, odziany nawet elegancko, z siwą, krótką brodą i pałającymi, głębokimi, czarnymi oczyma. Staje na końcu korytarza i omiatając wzrokiem apokaliptyczny pejzaż korytarza, podejmuje jedną z najważniejszych decyzji w swoim życiu, tym doczesnym i tym pozagrobowym. Postanawia dojść, nie zważając na przeszkody, do końca wagonu. Nie wiadomo bowiem dlaczego, przekonany jest, że w którymś z przedziałów musi być choć jedno wolne miejsce. Do tej niezwykłej i bezcelowej aktywności pcha go także, całkiem przecież mylący, ale słyszalny i drażniący zmysły głos baby z końca wagonu, która bez przerwy nadaje. Staruszek, spuściwszy skromnie wzrok, rusza do przodu, stara się iść tak, by trafiać stopami obutymi w eleganckie pantofle, na widoczne gdzieniegdzie skrawki podłogi. Mimo iż buty są małe, podłoga zawsze jest od nich mniejsza i nie ma takiego kroku, którym biedny ten człowiek nie poruszyłby jakiegoś pogrążonego we śnie jestestwa.

- Kurwa – słychać co jakiś czas

- Dziadek – mruczy jeden z młodzieńców, któremu staruszek nadepnął właśnie na goleń – jak łazisz. Po czym nie patrząc wcale na staruszka popada znów w malignę. Staruszek zaś brnie dalej. Wolno, metodycznie, z pełną świadomością celu, który jest już na wyciągnięcie ręki, jeszcze trzy kroki, jeszcze dwa...Kiedy mija kolejne przedziały, zagląda do środka w nadziei, że znajdzie tam wolne miejsce, tak jakby nie widział ludzi, po których właśnie przeszedł. Jakby sądził, że oni rozłożyli się na korytarzu, bo lubią podróżować w ten sposób, a nie dlatego, że zmusiły ich do tego okoliczności.

Kiedy wreszcie dociera do ostatniego przedziału, widzi, że przegrał, a cały jego wysiłek poszedł na marne. Czepiając się jednak ostatniej deski ratunku i widząc w gadającej bez przerwy babie kogoś, kto – nie wiadomo dlaczego - mógłby ulżyć jego cierpieniu, otwiera drzwi przedziału i nie zważając na dręczący uszy słowotok złożony z dźwięków, których nie rozumie, wznosi w górę wskazujący palec prawej ręki i z nadzieją, że zostanie zrozumiany mówi dwa słowa. Jedno w języku włoskim, a drugie w angielskim – scuzi, one? Ludzie patrzą na niego z niedowierzaniem, bo nikomu, w najśmielszych snach nie przyśniło się coś takiego; mówiący po włosku i angielsku podróżny w nocnym pociągu, jadącym ze stacji Długi Kąt w nieznane. Podróżni patrzą na niego wytrzeszczonymi oczami, baba milknie, a jeden z siedzących przy oknie mężczyzn kręci głową. Ostatnia nadzieja staruszka zostaje zabita bez żadnej litości. Pasażerowie tracą dlań jakiekolwiek zainteresowanie. Baba zaczyna znów nadawać, a on rozglądając się bezradnie dookoła musi zamknąć drzwi przedziału i przyklejając się do nich prawnie przepuścić jakiegoś zmierzającego do toalety draba.

 

*

Na każdym dworcu, szczególnie zatłoczonym, wprawne oko wskazać może tych młodzieńców, którzy odbywając zasadniczą służbę wojskową, samowolnie oddalili się z koszar. Nie pomyślą oni bowiem nigdy o tym, by przed wyjściem w cywilnych łachach na miasto, umyć sobie włosy. Te zaś, tłuste i twarde, zdradzą ich zawsze, albowiem odciśnie się w nich otok czapki, którą nosili w koszarach. Nie wiedzą oni rzecz jasna, że są dokładnie i wyraźnie widoczni dla wszystkich snujących się po dworcu patroli Wojskowej Służby Wewnętrznej, którą dziś nazywa się żandarmerią. Myślą, że tłum kłębiący się pod kasami, i ten stłoczony w poczekalni, a także na peronach daje im szansę na bezpieczne schronienie się, a potem na dojechanie do rodzinnej wioski. To jest oczywiście złudzenie, które mało kto potrafi sobie uświadomić we właściwym czasie. Nie oznacza to jednak, że takie przypadki się nie zdarzają. Oto do stojącego na środku dworcowej hali, wypełnionej ludźmi o oczach obłąkanych, ustach otwartych i dyszących, drżących rękach i miękkich nogach, stał patrol WSW. Jego dowódcą był, w teorii przynajmniej, młody chorąży. Wiódł za sobą dwóch kaprali. Wszyscy oni mieli na sobie mundury i płaszcze zimowe. Czapki zaś ściągnęli pod brodą paskami spoczywającymi zwykle na daszkach ich nakryć głowy. Oznaczało to, że są nie tylko gotowi na wszystko, ale także bezwzględni. I tak rzeczywiście było. Jedno tylko nie zgadzało się w ich ocenie, dokonanej przez postronnego obserwatora – dowodził nimi w rzeczywistości ktoś inny – sam pułkownik Janusz Przymanowski. Pojawił się on na dworcu wraz z patrolem dość niespodziewanie, ale w bardzo konkretnym celu. Celowo też udrapował swoją postać tak, by stanowiła pewien kontrast z towarzyszącymi mu podwładnymi. Nie założył płaszcza, nie odprasował munduru, choć pamiętał, by wziąć ten, na którym są wszystkie baretki, poluzował krawat i wystąpił z odsłoniętą głową, która, w przeciwieństwie do głów uciekających z koszar rekrutów, była dobrze wymyta, a układające się na niej włosy tworzyły fantazyjne fale.

Swoich podwładnych traktował, jak zwykle surowo, przykazując im kategorycznie, by tym razem powstrzymali swoje przyrodzone instynkty i zapomnieli o szkoleniu jakie przeszli w jednostce. Nie znaleźli się bowiem na dworcu po to, by wyłapywać uciekinierów, ale w całkiem innym celu.

Stali tam więc we czwórkę, lustrując całe wnętrze dworca, a pułkownik Przymanowski wyraźnie i uporczywie usiłował coś lub kogoś odnaleźć w kłębiącym się tłumie. Trwało to już dłuższą chwilę i nie przynosiło, póki co żadnych efektów. I nagle, nie wiedzieć skąd, przed pułkownikiem Przymanowskim, przed młodym chorążym, groźnym i posępnym, przed dwoma kapralami o wyglądzie profosów z tureckiego więzienia, stanęła postać, która wywołać mogła tylko politowanie. Osobnik ten, nie zwracając uwagi na pułkownika, zwrócił się do chorążego ze słowami

- Melduję obywatelu chorąży, że jestem na samowolnym oddaleniu się!

Po czym przyłożył dwa palce do nieistniejącego przecież daszka czapki, którą zostawił w jednostce.

Chorążego zamurowało. Coś takiego przytrafiło mu się pierwszy raz w życiu, a co gorsza stało się to w obecności pułkownika Przymanowskiego, który miał do wypełnienia ważną misję.

- Oszaleliście – głos chorążego przypominał syk węża – po jaką cholerę tu przyłazicie, nie widzicie kto z nami jest? Po tych słowach wskazał ruchem głowy na pułkownika Przymanowskiego, wchodząc jednocześnie w całkiem nieregulaminową komitywę z uciekinierem, który był na tyle głupi, że postanowił sam się ujawnić.

- Bo – zaczął biedny rekrut – bo….

- Bo co! – syknął chorąży

- Bo ja pana chorążego znam i nie raz już widziałem w akcji na tym dworcu. I pan chorąży i tak by mnie złapał….

Chciał coś jeszcze dodać, ale w tej samej chwili głowa pułkownika Przymanowskiego odwróciła się i spojrzał on swoimi jasnymi niczym błękit nieba oczami wprost ta stojącego przed chorążym nieszczęśnika.

- Puście go do jasnej cholery – powiedział spokojnie  – przecież wiecie po co się tu zjawiliście, nie będziecie teraz prowadzić tego gamonia do aresztu.

- Tak jest – szczeknął chorąży, a do stojącego przed nim biedaka rzucił krótkie – spierdalaj. I człowiek ten, pełen szacunku wymieszanego z przerażeniem, rozpłynął się w tłumie.

Pułkownik Janusz Przymanowski zaś wbił oczy masę ludzką kłębiącą się w poczekalni i dostrzegł w niej najpierw jakiegoś zboczeńca, usiłującego w niezauważalny dla innych sposób, zajrzeć pod krótką spódnicę siedzącej naprzeciwko niego studentki, a potem długie czarne wojskowe buty. Kiedy przyjrzał się bliżej zobaczył też równie czarne spodnie typu bryczesy, a potem całą męską postać, odzianą w skórzaną, ciężką kurtkę, która dawniej kojarzyła się wszystkim z jednym tylko – z pracą w tajnych jednostkach milicji lub NKWD. Człowiek, który zwrócił uwagę pułkownika Przymanowskiego, miał twarz zasłoniętą książką. Studiował ją w zapamiętaniu. Wskazywać na to mógł ruch jego głowy, widziany z odwrotnej strony, jako ruch od prawej do lewej. Mężczyzna pochłaniał treść w sposób szybki i maniakalny, nie zwracając wcale uwagi na to, co od razu rzuciło się w oczy dziewczynie podglądanej przez kucającego już prawie zboczeńca. Książka była odwrócona do góry nogami. Jak powiedziałem, mężczyźnie to nie przeszkadzało, ale dziewczynie wydało się to bardzo dziwne. Jeszcze dziwniejsze wydałoby się jej owo zachowanie, gdyby znała tożsamość tego mężczyzny. Był to bowiem sam Mieczysław Moczar, były minister spraw wewnętrznych rządu Polski ludowej. Książką zaś którą czytał, nie była wcale instrukcja postępowania z aresztantami schwytanymi w lesie z bronią w ręku, ale trzeci tom powieści pułkownika Janusza Przymanowskiego zatytułowanej Czterej pancerni i pies.

Pułkownik Przymanowski dał znak ręką swoim ludziom i wszyscy ruszyli ku pochłoniętemu lekturą towarzyszowi Moczarowi. Przymanowski stanął nad nim w pozie lekko wyzywającej i trąciwszy butem czarną, wypastowaną cholewę, zapytał.

- Co wy tam czytacie towarzyszu Demko?

Moczar opuścił książkę i patrząc na pułkownika Przymanowskiego wzrokiem jasnym, pewnym i całkowicie spokojnym, odrzekł.

- Rozpocząłem studia nad naukami hermetycznymi towarzyszu pułkowniku.

- I co? - zainteresował się Przymanowski – od razu sięgnęliście po trzeci tom mojej powieści, tak? Zamiast zacząć od pierwszego?

- Towarzyszu pułkowniku – odrzekł na to Mikołaj Demko używający pseudonimu Mieczysław Moczar – a cóż by to były za nauki hermetyczne i jaki byłby ze mnie adept, gdybym zaczął od pierwszego tomu? A tak, mam wszystko jak na dłoni – to rzekłszy uśmiechnął się szeroko i pomachał przed oczami zdumionego patrolu odwróconą do góry nogami książką.

- Fakt – głos Przymanowskiego wydał się wszystkim nagle trochę zmęczony – macie rację towarzyszu Demko. Wstawajcie jednak, już czas, lekturę zostawcie na później. Musimy wyjść na peron i przywitać naszego gościa. Moczar podniósł się ciężko, poprawił czarną skórę i trzymając się nieco z tyłu za pułkownikiem Przymanowskim i ludźmi z patrolu ruszył wraz z nimi ku obrotowym drzwiom.

Tłum na peronie był tak samo gęsty jak w środku, ludzie wychodzili na zewnątrz, nie zważając na podmuchy wiatru i zacinający śnieg z deszczem, żeby nie siedzieć w smrodzie poczekalni.

Cała piątka stanęła na brzegu peronu, a gwałtowny podmuch wiatru nieco zdefasonował starannie ułożoną fryzurę pułkownika Janusza. Zaniepokojony tą gwałtowną ingerencją przyrody w swoje emploi, Przymanowski przygładził włosy dłonią.

- Już nadjeżdża - powiedział – widać światła lokomotywy

- A skąd? - zapytał nagle Moczar – który tak był pochłonięty studiami hermetycznymi, że zapomniał skąd też przybyć ma ich dzisiejszy gość – skąd on przyjedzie?

- Z Długiego Kątu – głos Przymanowskiego lekko przygłuszył kolejny podmuch wiatru.

- Znam, znam – Demko uśmiechnął się. Rozumiał jednak, że nie czas jednak teraz na wspominki.

Pociąg był już coraz bliżej, a ci którzy zamierzali jechać nim dalej, tłoczyli się na peronie, usiłując zająć jak najlepsze miejsce. Całkiem inaczej niż czynią to żołnierze przed atakiem na bagnety, którzy leżą z twarzami przy ziemi i modlą się o kulę, która powaliłaby ich od razu, albo tylko uczyniła niezdolnymi do dalszego biegu i uczestnictwa w tym strasznym, wojennym misterium, jakim jest walka wręcz.

Ktoś z podróżnych potrącił nawet pułkownika Janusza, a chorąży zareagował na to od razu wymierzając mu tęgiego kuksańca. Lokomotywa przetoczyła się z hukiem omiatając parą ich nogi, a wagony zaskrzypiały tak strasznie, że wszyscy z wyjątkiem Przymanowskiego, nawet Demko, poczuli dreszcz na plecach. Pociąg stanął, a podróżni z peronu zacisnęli pięści, napinając jednocześnie wszystkie mięśnie, za chwilę bowiem miało okazać się, w jakich warunkach i okolicznościach spędzą najbliższe godziny. Czy będą siedzieć w przedziale, leżeć na korytarzu, czy stać w łączniku pomiędzy wagonami, głuchnąc od stukotu kół.

- To on – Przymanowski wskazał chorążemu stojącego na schodach drugiego wagonu staruszka, który patrzył z przerażeniem na twarze kłębiących się wokół wagonu ludzi.

- No złaź dziadu! - zawołał ktoś z tłumu.

Staruszek zachwiał się i o mało nie zleciał na betonową platformę. Całe szczęście był już przy nim chorąży, który chwyciwszy go pod ramiona, przeniósł nad głowami rozwścieczonego tłumu. Ten zaś z miejsca zaczął szturmować drzwi wagonu.

Chorąży postawił staruszka przed pułkownikiem Przymanowskim i Mieczysławem Moczarem. On zaś popatrzył na nich oczami pełnymi ni to przerażenia, ni to nadziei.

Pułkownik Janusz, widząc w jego oczach te zmienne uczucia, zrobił wszystko, by uspokoić swojego gościa.

- Witamy w przodującym, socjalistycznym ustroju, towarzyszu Eco – a potem uścisnął mu mocno szczupłą, drżącą dłoń.



tagi: szkoła nawigatorów  zbigniew nienacki  umberto eco  sean connery 

gabriel-maciejewski
1 listopada 2020 08:32
36     2754    15 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

umami @gabriel-maciejewski
1 listopada 2020 09:18

Jakże inny opis przedziału z podróżnymi / podróży pociągiem niż u Nienackiego ;)

Do tego piekła dodałbym postać, która koniecznie musi zapalić sporta na korytarzu, niekoniecznie przy otwartym oknie, bo znajduje się w części dla palących i kompletnie ma w dupie, że to przeszkadza innym.

Jeśli to skończony rozdział to wyłapałem 2 literówki: pol — pól [ciągnących się wokół torowiska pol], jaj — jak [jaj jej operowali nowotwór jajnika]

Jeśli to na cześć imperialnego aktora to to Święto zmarłych, byłoby jak znalazł, gdyby nie zostało daleko z tyłu ;)

Ale zapowiada się bardzo ciekawie.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @gabriel-maciejewski
1 listopada 2020 09:20

Jeszcze przed korektą

zaloguj się by móc komentować

bolek @gabriel-maciejewski
1 listopada 2020 09:27

"Express polarny 2 i 1/2" :)

Wczoraj,  w hołdzie Seanowi, jedynka zmieniła program i puściła cięgiem, chyba wszystkie Bondy z nim w roli głównej. Piękny gest, zwłaszcza, że nikt tego pewnie nie oglądał bo ciemną nocą to puścili. A ja chciałem akurat obejrzeć Papillona ze Stevem McQueenem :/

zaloguj się by móc komentować

peter15k @gabriel-maciejewski
1 listopada 2020 09:56

Budowanie mitów MI6 i siły imperium trwa do dziś tym bardziej, że nikt już nie pamięta,że angielski wywiad to była filia NKWD dzięki Philby-emu i piątki z Cambridge. Oto przykład jak to się robi dzisiaj:

https://www.youtube.com/watch?v=1AS-dCdYZbo&ab_channel=Olympic

Jest "wspaniałość i szczęście" ,duma i młode pokolenie a jakże…Któż po tym nie chciałby być Brytyjczykiem ? Jak na razie Londyn wypisał się z niemieckiej Unii bez odszkodowania i coś kombinuje. Niedaleka przyszłość pokaże co. TVP przypomniała wczoraj Goldfingera. Bond to prawdziwy mężczyzna klępiący w tyłek piękne dziewczyny. Trzeba przyznać, że tam kobiety są niesamowicie piękne, świetnie ubrane i chętnie ulegają Seanowi. Nie znam kobiety, którym wtedy Sean by się nie podobał. Bond też jest świetnie ubrany. Elegancja bezsprzecznie. Dziś kobiety mogą sobie wzdychać do pani Lempart.

zaloguj się by móc komentować

chlor @gabriel-maciejewski
1 listopada 2020 09:59

Kawałek tak znakomity, że właściwie można  sprzedawać ksiażkę jeszcze przed jej ukończeniem.

 

zaloguj się by móc komentować

umami @gabriel-maciejewski 1 listopada 2020 09:20
1 listopada 2020 10:22

A ten cały Eco, to do tego Długiego Kątu po pustaki jeździł z Prefabetu? Czy tam jest coś więcej?

zaloguj się by móc komentować

mooj @gabriel-maciejewski
1 listopada 2020 12:42

Można kupić w przedpłacie planowany na AD 2021 numer kwartalnika?

Jestem chętny. I na następny też:) Mogę opłacić niezależnie kiedy się ukaże i czego będzie dotyczył.

zaloguj się by móc komentować

tadman @peter15k 1 listopada 2020 09:56
1 listopada 2020 12:58

[...] Dziś kobiety mogą sobie wzdychać do pani Lempart.

Dobre.

zaloguj się by móc komentować

tadman @gabriel-maciejewski
1 listopada 2020 13:03

[...] Święto zmarłych daleko z tyłu.

Głęboki PRL?

zaloguj się by móc komentować

szarakomorka @umami 1 listopada 2020 10:22
1 listopada 2020 13:12

Po siporex. Nagrany zestaw Jelcza z przyczepą ma przyjechać "pod załadunek" po 15,10. ;-)

Wypchana aktówka, zapewne gruzińskim koniakiem wskazywała, że dyrektor zakładu jest umówiony przez kolegę kolegi. ;-)

 

Dla korektora:

W zasadzie nie, albowiem historia nasza rozgrywa się poza czasem i przestrzenią. Warto jednak osadzić ją w jakichś realiach, albowiem nie ma takich zjawisk, nawet w świecie nadprzyrodzonym, które nie dałyby się opisać słowami i obrazami dobrze nam znanymi, widzianymi w przeszłości odległej lub całkiem niedawno.

- warto zmienić jedno albowiem. (przepraszam, że się wymądrzam).

 

 

zaloguj się by móc komentować

tadman @gabriel-maciejewski
1 listopada 2020 13:13

[...] - Bo ja pana chorążego...

Chyba jednak po transformacji.

zaloguj się by móc komentować

Krzysiek @bolek 1 listopada 2020 09:27
1 listopada 2020 13:34

" ... jedynka zmieniła program i puściła cięgiem, chyba wszystkie Bondy z nim w roli głównej."

Trzy pierwsze. Z przyjemnością obejrzałem. Choćby dla przypomnieni sobie jak wyglądały wtedy samochody (czysta mechanika), wnętrza, jak się ludzie ubierali, zachowania kobiet jednak trochę inne, świat bez telefonów komórkowych, internetu, GPSów, normalna muzyka (bez elektronicznego miksu).

zaloguj się by móc komentować

Krzysiek @peter15k 1 listopada 2020 09:56
1 listopada 2020 13:38

" że nikt już nie pamięta,że angielski wywiad to była filia NKWD dzięki Philby-emu i piątki z Cambridge."

Jak to nikt, skoro pan o tym pisze i ta teoria jest powszechnie znana wśród tych co znają takie skróty jak MI6?

Oczywiście było dokładnie odwrotnie niż pan napisał. To NKWD był filią MI6. Było tutaj o tym. Tak samo jak Opryczninia była filią Kompanii. Jeszcze pan tego nie paniał???

zaloguj się by móc komentować

peter15k @Krzysiek 1 listopada 2020 13:38
1 listopada 2020 13:48

"Paniał paniał" ale w tych sprawach znajdujemy się w gabinecie tysiąca krzywych luster... 

 

zaloguj się by móc komentować

Janusz-Tryk @gabriel-maciejewski
1 listopada 2020 14:00

Przypomina sie film "Pociąg" Kawalerowicza.

zaloguj się by móc komentować





gabriel-maciejewski @mooj 1 listopada 2020 12:42
1 listopada 2020 16:42

Nie, na razie nie uruchomię prenumeraty. 

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @tadman 1 listopada 2020 13:03
1 listopada 2020 16:43

Głęboki, ale chodzi mi o moment akcji, gdzieś pod koniec listopada albo na początku grudnia

zaloguj się by móc komentować



Paris @peter15k 1 listopada 2020 09:56
1 listopada 2020 17:03

No,  moze...

...  nie  koniecznie  do  tego  wlasnie  kaszalota  Lempart,  ale  faktem  pozostaje  fakt,  ze  dzisiaj  bardzo  ciezko  znalezc  jakiegos  fajnego  faceta...  takiego  do  tanca  i  rozanca...  naprawde  bardzo  ciezko  !!!

zaloguj się by móc komentować

bolek @Krzysiek 1 listopada 2020 13:34
1 listopada 2020 17:04

"Trzy pierwsze. Z przyjemnością obejrzałem."

Ja po pierwszym odpadłem, za późno, ale nie powiem przyjemnie się oglądało.

zaloguj się by móc komentować

tadman @gabriel-maciejewski 1 listopada 2020 16:43
1 listopada 2020 19:10

Powinno słuchać się starszych, bo pamiętają.

zaloguj się by móc komentować

Draniu @gabriel-maciejewski
1 listopada 2020 19:17

My mamy nadal Borewicza.. I nadal nic w tym temacie się nie zmienia..  Polacy  mistrzami świata w gonieniu króliczka. 

zaloguj się by móc komentować

peter15k @Paris 1 listopada 2020 17:03
1 listopada 2020 19:50

Z tym "towarem" zawsze było krucho. Szybko byli "obrączkowani". Potem tylko "z odzysku". Teraz dodatkowo mamy promocję homo i gender co jest zbrodnią przeciw ludzkości... 

zaloguj się by móc komentować

Draniu @gabriel-maciejewski
1 listopada 2020 20:09

Pardon , bardzo przepraszam. Mamy swojego imperialnego aktora.. Uwaga, uwaga.. Jest nim sir Jakimowicz.

zaloguj się by móc komentować

Paris @peter15k 1 listopada 2020 19:50
1 listopada 2020 20:12

Tak...

...  obecna  "promocja"  tych  zboczen  to  naprawde  zbrodnia  przeciw  ludzkosci  !!!...   metoda  depopulacji  !!!

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @gabriel-maciejewski 1 listopada 2020 16:41
1 listopada 2020 20:20

Paopiollona warto, mimo że to kolejne ściemnianie Dreyfusa. Dreyfusa tam nie ma ale Hoffman gra jakiegoś urzędnika pochodzenia żydowskiego co zdefraudować jakąś kasę, o ile pamiętam.

 

zaloguj się by móc komentować

cbrengland @gabriel-maciejewski
1 listopada 2020 20:28

Tak więc zostaje mi Michał i jego ekipa. Jeden numer wydamy na pewno. A co będzie dalej...się zobaczy.

Poczuj się jakbyś dalej żył w PRL-u, tak, po prostu, naprawdę.

Wtedy też nie było można prowadzić prywatnej inicjatywy w biznesie. A się prowadziło. Jak ostatnio napisałem, właśnie dzięki tej prywatnej inicjatywie w PRL-u, poznałem, co to jest normalne życie i co to znaczy mieć pieniądze i to nawet, jak na tamte czasy, niemałe.

"Jebać" system i robić swoje i tyle, powiem brutalnie.

zaloguj się by móc komentować

Paris @cbrengland 1 listopada 2020 20:28
1 listopada 2020 21:25

Tak...

...  dalej  jestesmy  w  "PRL'u"  !!!

zaloguj się by móc komentować

bolek @Magazynier 1 listopada 2020 20:20
1 listopada 2020 21:44

Warto. Dzisiaj drugie  podejście :) O ile pamiętam to grał fałszerza ;-)

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @gabriel-maciejewski
2 listopada 2020 00:48

https://tezeusz.pl/byc-szkotem-murray-grigor?gclid=EAIaIQobChMIqpLXl8Di7AIVCk4YCh3SUgQdEAQYASABEgK4NvD_BwE

Bardzo interesująca książka "Być Szkotem". Murray Grigor i Sean Connery. Pewnie w literaturę ubrał opowieści Connery'ego Grigor https://en.wikipedia.org/wiki/Murray_Grigor . Też Szkot. Mnóstwo w książce wiedzy o Szkocji, podanej przez obu panów z prawdziwą miłością do swojej ziemi. Czytając - wręcz zazdrościłam tej miłości; to znaczy - takich autorów, którzy piszą pięknie o swoim kraju. Bez żadnej czułostkowości, ale właśnie - pięknie. To był budujący patriotyzm szkocki. /Mam bowiem po kokardę stałym oblewaniem g..nem naszego kraju. Efekt? Właśnie szambo wybiło na polskich ulicach. I to szambo jest małoletnie - jest polską przyszłością.../

zaloguj się by móc komentować

ThePazzo @gabriel-maciejewski
2 listopada 2020 03:31

Nagroda Nike murowana - Żart :)

Czekamy czekamy - zapowiada sie uczta.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować