-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

Vincent van Gogh, Nowe Ateny i Matka Boża z Częstochowy

Dostałem wczoraj tom wspomnień Vollarda. Otworzyłem w kilku miejscach na chybił trafił i serdecznie się uśmiałem. Najbardziej ubawiły mnie historie związane z malarzem skandalistą Felicienem Ropsem oraz anegdoty pochodzące wprost z lokalu mieszącego się na Montmartrze, który nosił nazwę „Nowe Ateny”. Obok był lokal o nazwie „Tamburyn”, też ciekawy, ale mniej ważny. Tam właśnie, w tych Nowych Atenach i w Tamburynie bywał Vincent van Gogh, a także inni malarze – Manet, Renoire i Cezanne. To w Nowych Atenach padła słynna kwestia wygłoszona przez abnegata Cezzane’a w kierunku dystyngowanego Maneta. Co pan będzie wystawiał – zapytał ten ostatni. - Garnek gówna – odpowiedział z irytacją ten pierwszy. Wszystko to opisuje nam pan Ambroży Vollard, a my, aspirujący polscy inteligenci, uwielbiający takie historie, czytamy to z wypiekami na twarzy. O wiele ciekawszy jednak niż impresjoniści jest Felicien Rops, grafik i rysownik, skandalista, o którego rzekomym satanizmie Huysmans napisał całą książkę. Nie wiem czy ktokolwiek ją jeszcze czyta, ale Vollarda powinni przeczytać wszyscy. Autor wspomnień jest bowiem człowiekiem pozbawionym złudzeń, a jego narracja powinna nosić podtytuł – jak doszedłem do absolutnej i bezwzględnej dominacji na rynku sztuki we Francji. Pewnie Was ciekawi jak on to zrobił? No, to chyba jasne – poprzez intensywną pracę i dobre znajomości z malarzami zawierane w Nowych Atenach. Tak to opisuje. Czasem tylko spod tej, jakże uwodzicielskiej gawędy wystawać zaczyna coś innego, a to jakiś order, a to patent ministerialny, a to inne, poważniejsze jeszcze sprawy związane z aparatem administracyjnym III Republiki. Sami zresztą popatrzcie. Mamy tego Ropsa, faceta pozującego na satyra, który od rana do wczesnego popołudnia nie wychodzi z pracowni wykonując zlecone roboty. Są one szczególnego rodzaju, bo rzadko któremu dziełu nie można było przyczepić etykietki z napisem „skandal”. Nie można też powiedzieć, by pan Rops był ponurakiem i skandalistą nudnawym, choć może się tak wydawać po obejrzeniu serii grafik przedstawiających zamienione w szkielety prostytutki. To złudzenie, popatrzcie na to https://commons.wikimedia.org/wiki/File:F%C3%A9licien_Rops_-_Venus_and_Cupidon.jpg

Wenus z Kupidynem, fajne, prawda? I śmieszne. Widać od razu, że pan Rops trzyma dystans, a te jego skandale są po prostu jakimś programem propagandowym. Popatrzmy na kilka z nich, od razu zrobi nam się lepiej, albowiem musimy po ich obejrzeniu dojść do wniosku, że mechanika każdego skandalu jest taka właśnie. Oto gdzieś w pracowni, siedzi sobie jakiś pan z brzuszkiem i coś dłubiąc mruczy do siebie – dlaczego ja się zgodziłem rysować te brudne kurwy? Sam nie wiem...aha...już sobie przypomniałem...dla pieniędzy. No to lu...lecimy z tymi skandalami. Oto święta Teresa według Ropsa

 

http://www.artnet.com/artists/f%C3%A9licien-joseph-victor-rops/sainte-th%C3%A9r%C3%A8se-FTACq-houv3x5iVMA7O5TA2

 

A to kuszenie świętego Antoniego

 

http://thebookofsaints.blogspot.com/2012/04/felicien-rops-temptation-of-saint.html

 

A tutaj czarna msza

 

http://www.cvltnation.com/french-satanism-part-three-war-black-magicians/messe-noire-felicien-rops/

 

A tu Kalwaria

 

https://www.invaluable.com/auction-lot/felicien-rops-belgian-1833-1898-le-calvair-le-291-c-dfe6gktsb3

 

Niestety nie mogłem znaleźć nigdzie grafiki zatytułowanej „Kobieta z małpą”, która, jak opisuje Vollard, przedstawia nagą kobietę zalotnej pozie i siedzącego w klatce szympansa, któremu na jej widok staje, jak przepraszam za wyrażenie, dyszel. To ostatnie słowo ja dodałem, bo Vollard nie jest aż tak wulgarny.

Pozostawmy skandale i pornografię na boku, bo ona doprawdy jest nieważna, jest zabawką dla dzieci, dużych dzieci i tych trochę mniejszych, a czasem też służy do tego, by wzmóc emocjonalnie różnych misjonarzy, którzy w walce z obsceną upatrują misję swojego życia. Co innego jest ważne. Oto fragment wspomnień Vollarda, który rozłożył mnie na łopatki.

 

Przez Ropsa poznałem doktora Filleau, zapalonego wielbiciela impresjonistów. Jakie miłe chwile spędziłem w jego domu. Co wtorek był u niego obiad z rosołem i sztuką mięsa, na który przyjaciele domu byli raz na zawsze zaproszeni. Po obiedzie bywało, że słuchaliśmy – i to z jaką rozkoszą – pani Filleau, przyszłej Jeanne Raunay, cudownej wykonawczyni Vincenta d’Indy. Między najbardziej zażyłymi przyjaciółmi domu widywano pana Dumay, naczelnika wydziału w Ministerstwie Wyznań, i temu doktor Filleau zawdzięczał, że o jego względy ubiegali się skwapliwie różni duchowni. Nie śmiąc bowiem zwracać się do pana Dumay, księża ci uciekali się do pośrednictwa uprzejmego amfitriona.

Raz pewien prałat przysłał doktorowi wspaniałego, żywego homara, kreśląc na bilecie, załączonym do przesyłki, słowa, które wówczas wydały mi się najwyższym wykwintem dowcipu: „Na pańskim stole ten homar stanie się kardynałem!”. Innym razem pewien aspirant do infuły biskupiej przyprowadził doktorowi do badania dwie ładne siostrzenice, które jak łatwo zrozumieć nie ustawały w pochwałach na cześć wuja. Wszystkie te szyte grubą nicią chytrości zapamiętywał dokładnie naczelnik wydziału w Ministerstwie Wyznań, zapobiegając wśliźnięciu się jakiegoś niegodnego szermierza, w szeregi świętych bojowników powierzonych jego pieczy; bo chociaż pan Dumay był zdecydowanym antyklerykałem, nie tolerował jednak żartów, kiedy chodziło o hierarchię kościelną.

 

I co? Zatkało Was? Bo mnie tak. Mamy oto człowieka, który decyduje kto będzie, a kto nie będzie biskupem we Francji, nominacje zaś rozważane są w czasie obiadów w domu wielbiciela impresjonistów, na których bywa początkujący marchand Vollard, zaproszony tam przez swojego przyjaciela Ropsa, tego wiecie, co narysował ekstazę św. Teresy w nowej całkiem redakcji. Wszyscy jedzą, piją i zastanawiają się, jak tu nie dopuścić do stanowisk biskupich osób niegodnych, miałkich z charakteru, czy też po prostu zwykłych świń, jak ten co stręczył doktorowi nieletnie siostrzenice. Są to bowiem, mam na myśli zgromadzonych przy stole u doktora Filleau, ludzie poważni, którzy troszczą się o morale duchowieństwa. Nawet pan Rops się troszczy, choć może nie widać tego we wszystkich jego pracach.

Ja może napiszę wprost co myślę, żeby mi potem nikt nie zarzucił niedomówień. Sądzę, że zarówno impresjoniści, jak i Rops, a także Vollard, nie mówiąc już o doktorze Filleau i panu Dumay, dostawali za swoją robotę pieniądze od państwa. Nie byli oni bynajmniej awangardą artystyczną, ale czymś innym zgoła, ariergardą propagandową, którą III Republika miała rzucić na odcinek przebudowy świadomości obywateli Francji przed zaplanowaną już i nadchodzącą wielkimi krokami wojną światową.

Zajmijmy się przez chwilę tymi nieszczęsnymi duchownymi, którzy tak bardzo chcieli awansować, że gotowi byli na wszelkie upokorzenia. Ludzie ci, pozbawieni majątków i wpływów, zdani są w latach 90 XIX wieku całkowicie na łaskę urzędników. A będzie gorzej. Oni tych urzędników doskonale znają i wiedzą jakie są ich słabości. My też wiemy, bo lista słabości jest niesłychanie krótka, jest ich dokładnie siedem tyle ile grzechów głównych. Z tym, że do przekupstwa bezpośredniego nadają się tylko trzy niestety – chciwość, rozpusta i obżarstwo. I to w końskich dawkach. We Francji końca XIX wieku, próba przekupienia kogoś za pomocą ładnej dziewczyny lat dwudziestu całkiem bez ubrania, to jest niewczesny żart. Muszą być przynajmniej dwie i to nieletnie. Ten prałat dobrze o tym wiedział i nie miał wahań, w końcu chodziło o jego przyszłość i życie. Ja się tu pochylam ze zrozumieniem nad heroizmem i zdecydowaniem tego człowieka, nieznanego mi z nazwiska, bo myślę sobie, że ani te siostrzenice nie były już pewnie święte, ani pan Dumay nie miał aż takich oporów przed nominowaniem osób nieszczerych i podejrzanych, jak nam to opisuje Vollard. Jeszcze na jedno dobrze jest zwrócić uwagę, żaden z księży starających się o nominację, ani przez moment nie pomyślał o tym, żeby wmieszać w tę całą, jakże przecież przyziemną sprawę, Matkę Bożą, żaden nie uznał za stosowne poprosić jej o protekcję i powołać się na nią w czasie negocjacji z panem Dumay. I to jest, uważam, wielka rzecz, bo w takiej na przykład Polsce ona się nie zdarza w zasadzie. Mamy u nas tendencję odwrotną, nie można w zasadzie wejść do polityki nie powołując się na wstawiennictwo Matki Bożej we własnej sprawie. Był taki jeden co sobie jej wizerunek w klapę wpiął i latał z tym po świecie. A są gorsi. To jest nie do zwalczenia i ja mam na to dowody bezpośrednie. Proszę bardzo oto one. Przed Wami nagranie jednego z odcinków programu zatytułowanego „Nowe Ateny” emitowanego przez telewizję polską. Przysięgam, że tego nie wymyśliłem. Program ten jest dzieckiem Piotrka Gursztyna, który go kiedyś prowadził i kopiując nazwę z dzieła księdza Chmielowskiego, miał nadzieję, że zrobi audycję „idiotom dla nauki”. Po obejrzeniu tego odcinka już widzimy, że przegrał, że się niestety nie udało. Oto link: https://vod.tvp.pl/video/nowe-ateny,potop-szwedzki-oblezenie-jasnej-gory-i-historia-obrazu-matki-boskiej-czestochowskiej,34761777

Co my tu mamy? Oto siedzą przy jednym stoliku postaci żywcem wyjęte z grafik Felicien’a Ropsa, to się wprost rzuca w oczy. Ja nie mówię, że od razu z tej grafiki http://egr.buw.uw.edu.pl/node/32728, ale podobieństwo jest, sami przyznacie. O czym Ci ludzie dyskutują? O cudownym ocaleniu Częstochowy w czasie Potopu Szwedzkiego. Zanim przejdę do dalszych rozważań, chciałbym wyjąć z tego mojego opisu osobę duchowną znajdującą się przy tym stole i serdecznie ją przeprosić. Czynię to ze względu na przerażenie, jakie zauważyłem w oczach ojca w momencie kiedy pani Monika uśmiechnęła się do niego i powiedziała o wielkiej roli kobiet w przygotowaniach do ślubów częstochowskich roku 1956.

Dyskusja utrzymana jest w konwencji standardowej, to znaczy od samego początku nikt nie ma wątpliwości, że tylko dzięki wstawiennictwu Matki Najświętszej udało się uratować klasztor. Co prawda, mówi się też o akcji propagandowej ojca Kordeckiego, ale najważniejsze jest to, że Matka Boża ulitowała się nad Polską, a Szwedzi odstąpili tuż po Bożym Narodzeniu, świętowanym hucznie za murami twierdzy. No, ale wróćmy do postaci przy stole. Z lewej siedzi pan w dżinsach i czerwonych butach, z fantazyjnymi loczkami ułożonymi na czole, który w pewnym momencie mówi, że Jan Weyhard Wrzesowicz to był taki „ni to najemnik, ni to dyplomata”. Nie wiem co powiedzieć. Pan ten jest bowiem historykiem wojskowości, a przynajmniej tak go podpisano. Opowiada ze swadą o wadze kul armatnich, którymi bombardowano Jasną Górę i o innych, ciekawych szczegółach. Nazwanie jednak bratanka burgrabiego karlsztajńskiego ni to dyplomatą, ni to najemnikiem, wydaje się zabiegiem nieszczególnym. Wrzesowicz pochodzi z rodziny, która strzegła czeskich regaliów, to byli poważni ludzie. Jego rola w Polsce nie polegała na tym, że był on ni to najemnikiem, ni to dyplomatą. To był facet, który tuż przed Potopem wydzierżawił od króla Jana Kazimierza żupy wielickie, a zapłacił za to pieniędzmi pożyczonymi od Żydów w Stambule. Taka operacja mogła się odbyć tylko w jednym wypadku, to znaczy wtedy kiedy asekurowali ją Francuzi. Podejrzewam, że z zysków czerpanych z Wieliczki, Wrzesowicz i jego patroni sfinansowali częściowo inwazję na Polskę. Zachowali się politycznie i po prostu przerzucili koszta wojny na jej ofiarę. Ja rozumiem, że to co piszę jest dla historyka wojskowości pewną egzotyką, ale może nie trzeba się aż tak bardzo obnażać. Naprzeciwko tego pana siedzi inny historyk, z uniwersytetu tym razem, który mówi, że Jerzy Rakoczy, który wkroczył do Polski pod koniec wojny ze Szwecją był gościem niespodziewanym i dziwnym. Jak to? Przecież najpierw jego brat, a potem on sam był kreowany na króla Polski. To nie był żaden przypadkowy gość, on tu przyszedł po swoje, został wezwany i stawił się na umówione spotkanie. Czy pan historyk oszalał? A może naoglądał się za dużo grafik Ropsa? Nie wiem co powiedzieć.

Najlepsze jest jednak, kiedy zebrani przechodzą do postaci św. Andrzeja Boboli. Pani Monika z oburzeniem mówi, że od niedawna ktoś przypisuje św. Andrzejowi autorstwo ślubów lwowskich. Podkreślam – od niedawna. Ktoś nawet wpisał tę informację do wikipedii i to wywołuje w pani Monice szczere oburzenie. Na co pan historyk wojskowości rzuca mimochodem z offu – baśń jak niedźwiedź. I jeszcze się śmieje….Aha….

Pragnę poinformować zebranych, a szczególnie pana z loczkami, co zakłada czerwone trepki do dżinsów, że to nie my umieściliśmy w wiki tę informację i nie pojawiła się ona po raz pierwszy na moim blogu. Życzę sobie także, by nie stosował frazy „baśń jak niedźwiedź” w kontekstach, których nie rozumie, a także nie wplatał jej we własny bełkot o kulach armatnich. Taka mała prośba.

Idźmy dalej, bo dalej jest jeszcze ciekawiej. Oto pani Monika, dziennikarka, autorka książki „Polowanie na matkę” (można doprawdy zatęsknić za panem Dumay i doktorem Filleau), mówi, tuż po szyderczym użyciu słów „baśń jak niedźwiedź” przez wyfiokowanego historyka wojskowości, że bracia Niemcy powinni być wdzięczni Matce Najświętszej za obalenie muru berlińskiego, bo od roku 1956 do tegoż obalenia, zdarzenia układają się tak, że nie sposób wykluczyć interwencji Maryi. Ja tak to zrozumiałem, ale może się mylę, może Wy zrozumiecie to inaczej. No więc pada szyderczo użyta fraza „baśń jak niedźwiedź”, a zaraz za nią ta dziwaczna koncepcja, która ma jak mniemam, podnieść sprzedaż książki zatytułowanej „Polowanie na matkę”. I nikt nie protestuje. Ojcu paulinowi się nie dziwię, bo on został sterroryzowany jednym spojrzeniem i jednym uśmiechem, ale milczą też obaj historycy i prowadzący. Nikt nie mówi – ależ szanowna pani, to jest nadużycie, nie można tak od razu mieszać do wszystkiego Matki Najświętszej, może niech pani lepiej przyrządzi nam homara, albo przyprowadzi swoje siostrzenice….Nie można mieć bowiem cienia wątpliwości co do tego, że pani Monika jest jeszcze bardziej surowa w swoich ocenach, jeśli idzie o duchownych niż pan Dumay, naczelnik wydziału w Ministerstwie Wyznań III republiki. Widzimy też, że gdyby to ona decydowała o nominacjach biskupich na homarze i siostrzenicach by się nie skończyło. Ojciec paulin też to widzi i skromnie spuszcza oczy.

Jak widzicie nie mam żadnego respektu pań terroryzujących duchownych, ani tych, co czynią to z uśmiechem, ani tych co czynią to poprzez karcące spojrzenie. I to się nie zmieni, choć podobno nie znam się na kobietach. Jeśli któraś z pań będzie chciała sprawdzić czy mówię serio, szczerze zachęcam. Uprzedzam jednak, że nie cofnę się przed niczym.

To o czym dalej opowiada pani Monika, jest jeszcze lepsze. Chodzi mi o tę szczególną rolę kobiet przy prymasie, który przygotowywał odnowienie ślubów lwowskich nienapisanych przez św. Andrzeja Bobolę, tylko przez innego jakiegoś autora. Władza ponoć nic nie wiedziała. Prymas był jak wiemy otoczony donosicielami, ale ze względu na wstawiennictwo Matki Najświętszej i tym razem się udało. Śluby przygotowano w tajemnicy i lud w Częstochowie zebrał się w tajemnicy przed władzami. Misją zaś kobiet, o której pisze pani Monika, było odnowienie społeczeństwa, zerwanie z pijaństwem i złymi obyczajami. Postawa zaś Marii Okońskiej, granej w filmie „Trzy lata z tysiąca” przez aktorkę nazwiskiem Różdżka, tak wzruszyła Lunę Brystygierową, że ta dała jej służbowy numer telefonu i poleciła dzwonić kiedy tylko Okońska zechce. Że też bezkompromisowa postawa Pileckiego i Fieldorfa nie wywołała takich efektów, jakie to dziwne...no, ale nie mogę zadawać takich pytań, bo mi ktoś znów rzuci z offu – baśń jak niedźwiedź. Chcecie wiedzieć co myślę? Powiem Wam. Oto w roku 1956 okazało się, że żeby przeżyć komuniści muszą pozwolić na istnienie indywidualnych gospodarstw rolnych. Bez tego zdechną sami, albo wywołają takie bunty, o jakich się Chmielnickiemu nie śniło. Utrzymanie zaś spokoju na wsi nie było możliwe bez współpracy z Kościołem i bez zachowania dominującej roli tegoż Kościoła. Prymas przystał na wszystko, bo nie miał wyjścia. Współpracownice prymasa, które doprowadzono przed Brystygierową nie uwiodły jej swoją bezkompromisowością, ale tym, że proponowany przez nie projekt, oceniony przez Lunę w kategoriach socjotechnicznych, był tani. Państwo nie ponosiło żadnych kosztów. Odnowiono śluby lwowskie i rozpoczęła się peregrynacja obrazu, która trwała 23 lata. Kiedy obraz aresztowano wędrowały same ramy i to ponoć robiło tak wielkie wrażenie na komunistach, że w końcu ten obraz uwolnili. No, a potem już sami wiecie – list do biskupów niemieckich, a na końcu Wałęsa z Matką Boską w klapie obalił komunizm. Taka baśń jak niedźwiedź.

Wiecie co mnie w tym najbardziej zdumiewa? Potrzeba ziemskiego triumfu, jaka bije od tych ludzi. I nie ważne ile razy usłyszą, że królestwo nie jest z tego świata, zawsze wpadną w tę samą pułapkę, w pułapkę triumfu tu na ziemi, do którego muszą wplątać Matkę Bożą, bo bez tego się nie obejdzie. Na ich tle francuscy prałaci usiłujący załatwić sobie awans za pomocą homara czy siostrzenic, wywołują we mnie szczerą i nie skłamaną sympatię. Przynajmniej biorą na siebie odpowiedzialność za wszystko i nie zwalają jej na Maryję.

 

Bardzo dziękuję wszystkim, którzy przez ostatnie miesiące wspierali ten blog dobrym słowem i nie tylko dobrym słowem. Nie będę wymieniał nikogo z imienia, musicie mi to wybaczyć. Składam po prostu ogólne podziękowania wszystkim. Nie mogę zatrzymać tej zbiórki niestety, bo sytuacja jest trudna, a w przyszłym roku będzie jeszcze trudniejsza. Nie mam też specjalnych oporów, wybaczcie mi to, widząc jak dziennikarskie i publicystyczne sławy, ratują się prosząc o wsparcie czytelników. Jeśli więc ktoś uważa, że można i trzeba wesprzeć moją działalność publicystyczną, będę mu nieskończenie wdzięczny.

Bank Polska Kasa Opieki S.A. O. w Grodzisku Mazowieckim,

ul.Armii Krajowej 16 05-825 Grodzisk Mazowiecki

PL47 1240 6348 1111 0010 5853 0024

PKOPPLPWXXX

Podaję też konto na pay palu:

[email protected]

Przypominam też, że pieniądze pochodzące ze sprzedaży wspomnień księdza Wacława Blizińskiego przeznaczamy na remont kościoła i plebanii w Liskowie, gdzie ksiądz prałat dokonał swojego dzieła, a gdzie obecnie pełni posługę nasz dobry znajomy ksiądz Andrzej Klimek.

Zapraszam też do sklepu FOTO MAG, do księgarni Przy Agorze, do Tarabuka, do antykwariatu Tradovium w Krakowie, do sklepu GUFUŚ w Bielsku Białej i do sklepu HYDRO GAZ w Słupsku i do księgarni Konkret w Grodzisku Mazowieckim.

 



tagi: kościół  propaganda  państwo  van gogh  iii republika  vollard 

gabriel-maciejewski
16 listopada 2017 10:22
26     3344    10 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

JK @gabriel-maciejewski
16 listopada 2017 10:47

Podziwiam sposób doprowadzenia do puenty. Droga do niej też pyszna.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @gabriel-maciejewski
16 listopada 2017 10:50

Chyba muszę iść do spowiedzi

zaloguj się by móc komentować

Maryla-Sztajer @gabriel-maciejewski
16 listopada 2017 14:42

http://dworzalipie.pl/biblioteka-im-hipolita-korwina-milewskiego-cc2e.html

.

za : @jestnadzieja

.

 

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @gabriel-maciejewski
16 listopada 2017 16:28

Tekst wybitny, jeden z tych najlepszych.

Dodam tylko, że chyba nawet współcześni bluźniercy nie upadają na taki poziom zepsucia jak Rops w tych obrazach.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @valser 16 listopada 2017 14:27
16 listopada 2017 17:58

Pantera już napisała kto to jest

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @Kuldahrus 16 listopada 2017 16:28
16 listopada 2017 17:59

Rops to stary nudziarz, myślę, że byli lepsi od niego

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @gabriel-maciejewski
16 listopada 2017 18:12

Pani Monika Rogozińska to wnuczka profesora Juliana Krzyżanowskiego, speca od literatury, który za Stalina był członkiem Rady Naukowej Instytutu Badań Literackich PAN. Z wykształcenia polonistka i dziennikarka, z „zawodu” – taterniczka i himalaistka oraz „globtroterka” – członkini The Explorers Club. Od 1952 r. członek Polskiej Akademii Nauk. Od 1958 r. z możliwością wyjazdów do USA na wykłady na Columbia University – katedra mickiewiczowska. Podobnie jak jego syn z pierwszego małżeństwa Jerzy Roman. Też sobie jeździł dużo.Profesor Julian Rogoziński jest „wynalazcą” czegoś, co się nazywa „sinusoida Krzyżanowskiego”, która ma być „naukowym schematem następstwa epok literackich”.

Pani Monika Rogozińska była zakolegowana z panią Elżbietą Dzikowską.

Zakładam, że mogła wiele wiedzieć o sprawach literackich dzięki dorobkowi dziadka, który wydał 1200 prac, wydawał Sienkiewicza, Orzeszkową etc.
W kwestiach religijnych i historii Kościoła w Polsce a historii Jasnej Góry w szczególności – zero info o jakichkolwiek kwalifikacjach. Ona się bardzo angażowała w „odkrycie najważniejszej wyroczni-sanktuarium imperium Inków” na górze Maucallcta:)))

Co ona może powiedzieć ekstra o sytuacji Kościoła za czasów Stalina poza tym, co  wie sam Kościół?  Opowiada rzeczy oczywiste i banały.  Ten tekst „tutaj rola kobiet się zaczyna” jest poprzedzona nieuprawnionym twierdzeniem, że „Prymas Wyszyński nie wiedział, co się dzieje na zewnątrz (..) „Prymas był uważał, że już tak odosobniony, że już nikt go nie chce” no a tu się „nagle pojawiają dwie piękne kobiety, które znał”

A info o „prywatnym telefonie od Julii Brystygierowej dla Marii Okońskiej” – to jest z biografii Prymasa Wyszyńskiego autorstwa Ewy Czaczkowskiej, która jako pierwsza miała pełny dostęp do archiwum Prymasa.  Pani Monika R. na wszelki wypadek nie podaje źródła tej informacji.

Członkinie „Ósemki” – są już wiekowe bardzo lub nie  żyją i na scenę wkracza – „czerwona księżniczka”, co maturę robiła wieczorowo a polonistykę skończyła, bo dziadek trzymał w garści całą polonistykę PRL.  Typowa „przedwojenna inteligencja lewicowa” w trzecim pokoleniu. Maryśka Janion 2.0.  „Oni się we dwójkę spotkali”:)))

PS. Notka wstrząsająca.

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @gabriel-maciejewski 16 listopada 2017 17:59
16 listopada 2017 19:34

Nie wątpię, ale to nie na moje nerwy.

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @gabriel-maciejewski 16 listopada 2017 18:12
16 listopada 2017 19:40

Każdy temat muszą obstawić, nie chcą się od nas odczepić.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @gabriel-maciejewski 16 listopada 2017 18:12
16 listopada 2017 21:58

Zgadza się! Intuicja Gospodarza jest niezawodna! Niebezpieczne związki Pani Moniki, Luny i pani Czaczkowskiej porażają. Tak jak nawiązanie p. Moniki do książki p. Czaczkowskiej, która wpadła mi w oko z racji tego jakże interesującego wydarzenia medialnego z 2007 r.: W sobotę, 24 lutego br., na łamach „Rzeczpospolitej” ukazał się artykuł informujący o tym, że Stolica Apostolska wyraziła życzenie, by ks. abp Stanisław Wielgus wycofał wniosek o autolustrację i wyjechał z Warszawy. Była to informacja nieprawdziwa, gdyż Stolica Apostolska nie skierowała takich życzeń wobec byłego metropolity warszawskiego. Obok Elżbiety Południk współautorką owej publikacji była Ewa Czaczkowska, która w 2002 roku otrzymała Nagrodę im. Biskupa Jana Chrapka „Ślad” „za profesjonalizm dziennikarski w trudnym dziele przybliżania problematyki religijnej współczesnemu odbiorcy”. http://www.radiomaryja.pl/bez-kategorii/miedzy-klamstwem-a-obmowa/

Moją uwagę przykuwają te dwie daty: 2002, nagroda Bp Chrapka, jedno z tych poczciwych hierarchów, którego też dało się łatwo rozegrać propagandowo , z jednej strony ciepłe słowa ze strony Tygodnika z drugiej cierpkie ze strony p. Michalkiewicza, nadto wtedy jeszcze jest wśród nas św. JPII, choć wielu wyczekuje jego rychłej śmierci, dlatego to dobry czas na nagrody Bp Chrapka. No i 2007, dwa lata po śmierci św. JPII, ninja zaczyna swoją akcję. Dla obleśnych skorumpowanych Biskupów nie ma litości. Chyba było już coś wcześniej, jakieś chyba akcje anty O. Rydzyk, ale jak przez mgłę.

Te panie wyglądają i zachowują się jak takie żeńskie ninja propagandowe, tajna broń „niewidzialnej ręki” i postępowych hierarchów, coś jak pogrzebacz ukryty w lasce, pogrzebacz, rzecz jasna, do przypiekania krnąbrnych synów Królowej Polski i O. Kordeckiego. I te cioteczki myślą że się wepchną na Jasną Górę. Na ile znam Panią Jasnogórską i jej duchowych synów ze szkoły O. Kordeckiego to po prostu … ich niedoczekanie.

 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @gabriel-maciejewski 16 listopada 2017 17:59
16 listopada 2017 22:07

W pornosach? Czy raczej w "pilnowaniu poziomu moralnego duchownieństwa"?

Że nawiążę do twojego, drogi Autorze, cytatu: 

"Popatrzmy na kilka z nich (tych grawiur Ropsa), od razu zrobi nam się lepiej, albowiem musimy po ich obejrzeniu dojść do wniosku, że mechanika każdego skandalu jest taka właśnie. Oto gdzieś w pracowni, siedzi sobie jakiś pan z brzuszkiem i coś dłubiąc mruczy do siebie – dlaczego ja się zgodziłem rysować te brudne kurwy? Sam nie wiem…aha…już sobie przypomniałem…dla pieniędzy. No to lu…lecimy z tymi skandalami.”

I zacytuję swój komentarz z Baśni:

No właśnie. Dla pieniędzy. Ale kto daje te pieniądze? Ministerstwo Wyznań? Wolne żarty. Wszystkie ministerstwa korzystają z koneksji pana Clemenceau i jego sekretarza zwanego panem Mandelem, „w rzeczywistości Rotschilda ‚tylko podlejszego gatunku'” (H. Korwin-Milewski, 70 lat …, str. 182). Podlejszego gatunku ale niezbędnego w sekretariacie „tygrysa”. To nie są po prostu skandale. Moim nieskromnym zdaniem te pornosy mają wiele funkcji. Są wysmakowane, pornosy lepszego sortu. Warsztat doskonały.

Ale to tylko dla takich przemóżdżonych zdechlaków jak ja i ty, drogi Gospodarzu, robią one wrażenie błazeńskich wybryków. Na leniwych półgłowkach znudzonych pożyciem małżeńskim i młodych wysportowanych klerykach robią zupełnie inne. Mają one funkcje haczyka na portfel starszych panów i namiętności młodszych oraz w średnim wieku. A jeśli zdarzy się że ów pan jest nosicielem sakramentu kapałaństwa, ooooo …, to jest ciekawy casus literacko-kliniczny, w sam raz do wykorzystania przez tajnych stróżów III Republiki. To samo przecież robiła ubecja, zwłaszcza ze starszymi panami, którzy interesowali się młodszymi panami.

Być może również, że pozwolę sobie na niejaką frywolność, mają one podobną funkcję jak te „bezkompromisowe” twity O. Kramer, tzn. mają "wzmagać" "cnotę" w wierzących. W przypadku twitów O. Kramera „cnotę miłosierdzia” wobec prowokatorów, zwłaszcza tych w koloratkach. W przypadku rysunków pana Ropsa cnotę wstrzemięźliwości erotycznej. Wszak złoto w ogniu się doskonali. Stąd być może zainteresowanie wysokim standardem etycznym wśród duchownych ze strony znajomych pana Ropsa. 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @Magazynier 16 listopada 2017 22:07
16 listopada 2017 22:09

I jeszcze dodam ten mój komentarz z Baśni:

Zaś ten pan w dżinksach i czerowonych lakierkach w tym swoim ironicznym pomruku „baśń jak niedźwiedź” jedzie czystym Ebenezerem, wszak Ebenezer targetuje historyków, cwaniaczek jeden. Z resztą spróbowałby pojechać „baśnią”. Pani Monika poczęstowałaby go takim pogrzebaczem w jednym błysku źrenicy, że zaraz by zbladł i się spocił i zacząłby się zastanawiać, gdzie mnie teraz przyjmą do roboty.

zaloguj się by móc komentować

Wolfram @Magazynier 16 listopada 2017 22:09
17 listopada 2017 00:49

UCHWAŁA SENATU RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ z dnia 7 kwietnia 2016 r. w 360. rocznicę Ślubów Lwowskich

Autorem tekstu Ślubów Lwowskich był św. Andrzej Bobola, a ich wielkim orędownikiem stał się nuncjusz papieski Pietro Vidoni.

Tekst sprowokował mnie do poszukiwań: Link do komentarza Georgiusa

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @Magazynier 16 listopada 2017 22:07
17 listopada 2017 07:16

Ja nie jestem przemóżdżonym zdechlakiem, mów za siebie. 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @gabriel-maciejewski 17 listopada 2017 07:16
17 listopada 2017 09:34

A to przepraszam. Poprawka: "... tylko na takich przemóżdżonych zdechlakach jak ja robią one (litografie Ropsa) wrażenie błazeńskich wybryków."

Co nie zmienia faktu, że "Na leniwych półgłowkach znudzonych pożyciem małżeńskim i młodych wysportowanych klerykach robią zupełnie inne".

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @gabriel-maciejewski
17 listopada 2017 09:51

No i jeszcze litografie Ropsa targetują w pobożnych neurotyków, którzy nie mogą przejść obojętnie wobec tych antyreligijnych prowokacji, i pobożnychy grzeszników, którzy ciągle i na nowo zmagają się ze słabością do płci pięknej. Jest nadzieja, że u jednych i drugich rozwinie się obsesja erotyczna, a co za tym idzie skorzystają z usług. A jeśli będzie wśród nich jakiś wysoko postawiony katol, albo osoba duchowna, no to znajdzie się wkrótce na widelcu.  

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @Wolfram 17 listopada 2017 00:49
17 listopada 2017 09:59

I jeszcze to potwierdzenie, że św. Andrzej SJ jest autorem Ślubów Lwowskich w Radiu Watykańskim! 

Ale zaraz. Czy pani Monika przypadkiem nie wychodzi przed orkiestrę? Jak dotąd pani Czaczkowska przytakiwała cały czas Radiu Watykańskiemu i Katolickiej Agencji Informacyjnej. KAI nie poważył się na jakiekolwiek dementi komunikatów Radia Watykańskiego. Wszak po polsku nadają tam jak najbardziej postępowi duchowni. Czyżby pani Monika miała inne wytyczne albo nowego sponsora albo weszła już na nowy etap reformy Kościoła?

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @Magazynier 17 listopada 2017 09:51
17 listopada 2017 10:28

Neurotyk to chyba na bakier ma z pobożnością, skoro na pierwszym miejscu przed Bogiem stawia samego siebie i swój lęk, więc dobrze byłoby nie mieszać pojęć.

A na to drugie – nie lepiej na kolana i modlić się o oddalenie pokus i siłę do bycia na nie obojętnym? To młodych i wysportowanych kleryków też chyba obowiązuje? Z resztą ta sama recepta dla pierwszej grupy - bo cóż znaczy wysoko postawiony katol, który tak łatwo ulega prowokacjom?

 

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @Magazynier 16 listopada 2017 21:58
17 listopada 2017 10:30

Co do Ewy Czaczkowskiej nie byłabym pewna, żeby od razu wrzucać ją do wora z wnuczką Monią i podpalać. Może się grubo mylę, ale w przeciwieństwie do ekspertki od wszystkiego Czaczkowska napisała niezłą biografię Kardynała. Muszę odświeżyć sobie tą cegłę, bo dawno przeczytana. Polecam też biografię św. Faustyny jej autorstwa. Oprócz akcji z arcybiskupem Wielgusem, w późniejszych wystąpieniach czy artykułach nie widziałam ani anty kościołowej ani udawania świętszej i w tej świętości najsłuszniejszej niż pozostali ludzie.

Natomiast chyba nikt nie przyjrzał się współautorce tego artykułu w rzepie - pani Południk, która lubi sobie z Latkowskim pisać. Może od niej te genialne przecieki i informacje były?

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @ainolatak 17 listopada 2017 10:30
17 listopada 2017 10:32

co ja z tym kardynałem, prymasa oczywiscie....

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @ainolatak 17 listopada 2017 10:28
17 listopada 2017 11:34

Nie tak prosto. Neuroza to nie jest kwestia słabej woli. To jest mankament fizjologiczny, uszkodzony system nerwowy. Może rzucać się na psyche, ale każde intensywne cierpienie rzuca się na psyche. Vide św. Albert Chmielowski. Neurotycy potrafią być świętymi, bo świętość nie zależy od temperamentu ani kondycji fizycznej. Wiem sporo na temat nerwicy, bo sam jestem potencjalnym neurotykiem. Mam słabe nerwy. Nerwica jak każde cierpienie potrafi przymusić do realizmu i postawienia Boga na pierwszym miejscu. 

"A na to drugie – nie lepiej na kolana i modlić się o oddalenie pokus i siłę do bycia na nie obojętnym? To młodych i wysportowanych kleryków też chyba obowiązuje?" Pani na prawdę jest bardzo poczciwą niewiastą. Bo z chłopami to jest tak, że to nie zawsze pomaga. Intensywny trening zapaśnicyz lub kyokushinkai owszem pomaga. Ale nie każdy miał okazję znaleźć dobry klub sportowy. Przede wszystkim pomaga ucieczka pod obronę Hetmanki rycerstwa polskiego, ale tu też trzeba mieć refleks rewolwerowca i uporczywość zapaśnika. A jak zdrowy silny facet jest rozbity psychicznie, bo to na prawdę może się zdarzyć, to traci refleks i uporczywość. 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @ainolatak 17 listopada 2017 10:30
17 listopada 2017 11:41

To co pani Monika mówi o tym, "że Okońska dostała numer telefonu Brystygierowej", jest wzięte z biografii Wyszyńskiego pióra Czaczkowskiej. To plus akcja z Wielgusem, wywiad z Bp Czają w którym daje mu okazję do jakoby ekumenicznego podważenia kultu maryjnego, ataki na o. Rydzyka, to są te szczegóły, które przesądzają o roli p. Czaczkowskiej. 

Pogrzebacz ukryty w ładnie polakierowanej dębowej lasce, wyciąga się na światło dzienne tylko czasami. To jest p. Czaczkowska, "na co dzień" prawie że narodowa katoliczka, "od święta" żarzący się pogrzebacz.

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @Magazynier 17 listopada 2017 11:34
17 listopada 2017 12:17

W swojej wątpliwej poczciwości mam wrażenie, że tworzą się właśnie usprawiedliwiające wyjątki....bo przecież można powiedzieć, że z babami tak jest, że nie zawsze pomaga... :)

I chyba mnie Pan nie zrozumiał, nikt nie twierdzi, że nerwice to kwestie słabej woli, to w ogóle nie ma nic wspólnego, ale też nie są to tylko mankamenty fizjologiczne - niekoniecznie musi być uszkodzony system nerwowy, zależy od nerwicy.

A mówi Pan o czynnych "pielęgnowanych" słabościach, które uniemożliwiają bycie świętym, czy tych zwalczonych, których jedynie ślad czy kolor pozostał w duszy? Bo jeśli chce Pan przekonać, że św Albert Chmielowski był praktykującym neurotykiem w pełnym stadium ostrej neurozy, to wchodzimy na bardzo niebezpieczny grunt....

Potrafi przymusić nie oznacza że przymusza - w zalezności od stadium. I nie każda neuroza ma charakter neurotyzmu, a tego ostatniego nie nazywa się temperamentem...

Ale z tym, że świętość nie zależy od temperamentu, ani od liczby nóg i rąk całkowicie się zgadzam.

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @Magazynier 17 listopada 2017 11:41
17 listopada 2017 12:28

tak jak pisałam, nie dam sobie ręki obciąć wcale............ z pewnością warto to uważnie prześledzić, bo jest wiele wątków i mylą np. te przeprosiny, które ND składał wobec Czczkowskiej i parę innych rzeczy. Muszę też odświeżyć biografię

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @ainolatak 17 listopada 2017 12:17
21 listopada 2017 12:35

Oczywiście, piszemy tu skrótami. I ja nie jestem teoretykiem psychologii. Tak więc moje wpisy nie są precyzyjne. Wynikają z doświadczenia. Doświadczenie jednak wskazuje, a "Płeć mózgu" potierdza, że kobiecy system nerwowy lepiej i łatwiej panuje nad instynktem seksualnym niż męski. W tej kwestii z "babami" jest znacznie prościej niż z chłopami, ale nie w kwestii uczuć w tym uczuć związanych z bliskością wobec ukochanej osoby. To jest gęstwina w porównaniu z prostym chłopskim jednoznacznym cepem uczuciowym. Podkreślam, że w porównaniu, czyli względnie. 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @ainolatak 17 listopada 2017 12:17
21 listopada 2017 12:35

Oczywiście, piszemy tu skrótami. I ja nie jestem teoretykiem psychologii. Tak więc moje wpisy nie są precyzyjne. Wynikają z doświadczenia. Doświadczenie jednak wskazuje, a "Płeć mózgu" potierdza, że kobiecy system nerwowy lepiej i łatwiej panuje nad instynktem seksualnym niż męski. W tej kwestii z "babami" jest znacznie prościej niż z chłopami, ale nie w kwestii uczuć w tym uczuć związanych z bliskością wobec ukochanej osoby. To jest gęstwina w porównaniu z prostym chłopskim jednoznacznym cepem uczuciowym. Podkreślam, że w porównaniu, czyli względnie. 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować