-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

Święta Katarzyna ze Sieny. Fragment

Podczas‎ ‎gdy‎ ‎wiek‎ ‎XIII ‎całą‎ ‎swą‎ ‎siłą‎ ‎żywotną‎ ‎dążył‎ ‎ku‎ ‎jedności‎ ‎katolickiej‎ ‎wiary,‎ ‎to XIV ‎w‎ ‎wybitnym‎ ‎ku‎ ‎tamtemu‎ ‎przeciwieństwie,‎ ‎wytężał‎ ‎całą‎ ‎swą‎ ‎energię,‎ ‎by‎ ‎wprowadzić‎ ‎rozdział‎ ‎w‎ ‎Kościele‎ ‎i‎ ‎przygotować‎ ‎wielką schizmę.

Po‎ ‎Ludwiku‎ ‎świętym‎ ‎wstąpił‎ ‎na‎ ‎tron‎ ‎Filip‎ ‎Piękny‎ ‎i‎ ‎wtedy‎ ‎to‎ ‎papiestwo‎ ‎zostało‎ ‎znieważone‎ ‎przez‎ ‎zamach‎ ‎Wilhelma‎ ‎Nogareta‎ ‎na‎ ‎osobę i‎ ‎wolność‎ ‎papieża.‎ ‎Monarchia‎ ‎francuska‎ ‎przyjmując‎ ‎Głowę‎ ‎Kościoła‎ ‎w‎ ‎Avignonie‎ ‎zdawała‎ ‎się ją‎ ‎wciągać‎ ‎przez‎ ‎to‎ ‎samo‎ ‎w‎ ‎orbitę‎ ‎swoich‎ ‎poczynań.‎ ‎Toteż‎ ‎Ludwik‎ ‎Bawarski‎ ‎zwalcza‎ ‎papiestwo zarzucając‎ ‎mu,‎ ‎że‎ ‎wysługuje‎ ‎się‎ ‎domowi‎ ‎francuskiemu‎ ‎i‎ ‎krzyżuje‎ ‎jego‎ ‎politykę‎ ‎włoską.‎ ‎Równocześnie‎ ‎na‎ ‎równinach‎ ‎toskańskich‎ ‎i‎ ‎umbryjskich partia‎ ‎Gwelfów‎ ‎pozbawiona‎ ‎swego‎ ‎wodza‎ ‎rzymskiego‎ ‎ulega‎ ‎wewnętrznemu‎ ‎rozprzężeniu‎ ‎i‎ ‎słaby stawia‎ ‎opór‎ ‎ujemnym‎ ‎wpływom‎ ‎zewnętrznym.
We‎ ‎wszystkich‎ ‎zresztą‎ ‎państwach‎ ‎wieje‎ ‎duch centralizacji,‎ ‎zrodzony‎ ‎z‎ ‎przesadnego‎ ‎i‎ ‎drażliwego‎ ‎legalizmu.‎ ‎W‎ ‎chwili,‎ ‎gdy‎ ‎Anglia‎ ‎zadaje‎ ‎gwałtowne‎ ‎ciosy‎ ‎Francji,‎ ‎republiki‎ ‎włoskie korzystając‎ ‎z‎ ‎tych‎ ‎zamieszek‎ ‎pragną‎ ‎odzyskać lub‎ ‎utrwalić‎ ‎swoją‎ ‎niezależność.‎ ‎Wszelako‎ ‎geniusz,‎ ‎cierpliwość‎ ‎i‎ ‎przebiegłość‎ ‎Albornoza‎ ‎przywraca‎ ‎papieżom‎ ‎państwo‎ ‎kościelne.‎ ‎Rozszerza się‎ ‎ono‎ ‎teraz‎ ‎ku‎ ‎północy,‎ ‎a‎ ‎obejmuje‎ ‎księstwo Spoleto,‎ ‎Marchię‎ ‎Ankońską,‎ ‎Romanię,‎ ‎i‎ ‎Bolonię‎ ‎—‎ ‎tak,‎ ‎że‎ ‎władza‎ ‎papieska‎ ‎sięga‎ ‎aż‎ ‎do‎ ‎bram Mediolanu,‎ ‎skąd‎ ‎tyran‎ ‎Bernabò ‎Visconti‎ ‎podejrzliwie‎ ‎pilnuje‎ ‎swojego‎ ‎współzawodnika.

Na‎ ‎północ‎ ‎od‎ ‎Pistoi‎ ‎linia‎ ‎graniczna‎ ‎państwa‎ ‎kościelnego‎ ‎zaostrza‎ ‎się‎ ‎wydłużeniem‎ ‎ku Pizie,‎ ‎grożąc‎ ‎zagarnięciem‎ ‎wolnych‎ ‎dotąd‎ ‎państw toskańskich.‎ ‎Wyłania‎ ‎się‎ ‎ponętny‎ ‎plan‎ ‎polityczny:‎ ‎Mediolan‎ ‎i‎ ‎Florencja‎ ‎podają‎ ‎sobie‎ ‎dłonie;‎ ‎należy‎ ‎je‎ ‎więc‎ ‎odosobnić‎ ‎przez‎ ‎alians‎ ‎Pistoi,‎ ‎Lukki,‎ ‎Pizy,‎ ‎który by‎ ‎z‎ ‎jednej‎ ‎strony‎ ‎wywierał‎ ‎nacisk‎ ‎na‎ ‎Toskanię,‎ ‎a‎ ‎równocześnie‎ ‎trzymał‎ ‎w‎ ‎szachu‎ ‎srogiego‎ ‎Viscontiego.

W‎ ‎roku ‎1371‎ ‎nowy‎ ‎legat‎ ‎Grzegorza‎ ‎XI,‎ ‎Piotr Estaing‎ ‎opanował‎ ‎Perugię,‎ ‎—‎ ‎gdzie‎ ‎Gerard‎ ‎du Puy‎ ‎zoslał‎ ‎zamianowany‎ ‎gubernatorem.‎ ‎Podejrzenie‎ ‎pada‎ ‎na‎ ‎Gerarda,‎ ‎iż‎ ‎umyślnie‎ ‎waśni,‎ ‎by samemu‎ ‎objąć‎ ‎władzę,‎ ‎—‎ ‎że‎ ‎szerzy‎ ‎niezgodę między‎ ‎Castiglione‎ ‎a‎ ‎Arezzo‎ ‎—‎ ‎i‎ ‎że‎ ‎cichaczem udziela‎ ‎pomocy‎ ‎Cionemu‎ ‎Salimbeni‎ ‎dla‎ ‎obalenia sieneńskiej‎ ‎Signorii.‎ ‎Tej‎ ‎taktyce‎ ‎przeciwstawia Bernabò‎ ‎swój‎ ‎plan‎ ‎—‎ ‎bardzo‎ ‎zresztą‎ ‎prosty. Cel‎ ‎jego‎ ‎jest‎ ‎przejrzysty:‎ ‎wyprzeć‎ ‎papieża‎ ‎z‎ ‎Bolonii‎ ‎ku‎ ‎marchiom,‎ ‎przyprzeć‎ ‎do‎ ‎morza‎ ‎i‎ ‎sprzymierzywszy‎ ‎przeciw‎ ‎niemu‎ ‎rzeczypospolite‎ ‎toskańskie‎ ‎odrzucić‎ ‎go‎ ‎ku‎ ‎Rzymowi.‎ ‎Florencja znajduje‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎ręku Gwelfów,‎ ‎lecz stronnictwo Gibelinów‎ ‎wciąż‎ ‎jeszcze‎ ‎silne,‎ ‎popiera‎ ‎zamysły Mediolańczyków.‎ ‎Z‎ ‎tą‎ ‎chwilą‎ ‎zaczyna‎ ‎się‎ ‎równolegle‎ ‎na‎ ‎dwu‎ ‎frontach‎ ‎wojna‎ ‎przeciw‎ ‎Grzegorzowi‎ ‎XI.

Bernabò‎ ‎pierwszy‎ ‎wyrusza‎ ‎w‎ ‎pole,‎ ‎ale‎ ‎pobity‎ ‎pod‎ ‎Pesaro‎ ‎i‎ ‎Chiesa‎ ‎w‎ ‎1373‎ ‎r.‎ ‎widzi,‎ ‎jak poddają‎ ‎się‎ ‎papieżowi‎ ‎Vercelli,‎ ‎Ossola,‎ ‎Piacenza,‎ ‎Pawia‎ ‎—‎ ‎wobec‎ ‎czego‎ ‎musi‎ ‎podpisać‎ ‎rozejm‎ ‎w‎ ‎Bolonii‎ ‎dnia‎ ‎4‎ ‎czerwca‎ ‎1375‎ ‎r.;‎ ‎ale‎ ‎nie przestaje‎ ‎popierać‎ ‎w‎ ‎Florencji ‎partii‎ ‎wojennej. Wszystko‎ ‎zdaje‎ ‎się‎ ‎przemawiać‎ ‎za‎ ‎dojściem‎ ‎jej do‎ ‎władzy:‎ ‎zdzierstwa‎ ‎skarbowych‎ ‎urzędników papieskich,‎ ‎zakaz‎ ‎(wydany‎ ‎przez‎ ‎legata)‎ ‎eksportu‎ ‎zboża‎ ‎z‎ ‎Romanii‎ ‎do‎ ‎wygłodzonej‎ ‎Toskanii, zwolnienie‎ ‎z‎ ‎żołdu‎ ‎wojsk‎ ‎papieskich,‎ ‎które‎ ‎ich kondotier‎ ‎John‎ ‎Hawkwood‎ ‎chce‎ ‎poprowadzić w‎ ‎równiny‎ ‎arneńskie‎ ‎na‎ ‎pokojowe‎ ‎wywczasy. Toteż‎ ‎jednogłośny‎ ‎jest‎ ‎krzyk‎ ‎protestu.‎ ‎„Naprzód nas‎ ‎chcą‎ ‎zagłodzić,‎ ‎a‎ ‎potem‎ ‎najechać‎ ‎i‎ ‎zgnieść”. Niezadowolenie‎ ‎wyzyskuje‎ ‎partia‎ ‎Riccich‎ ‎—‎ ‎zwycięża‎ ‎—‎ ‎i‎ ‎dnia‎ ‎25‎ ‎lipca‎ ‎1375‎ ‎przychodzi‎ ‎do podpisania‎ ‎ligi‎ ‎mediolańsko-florenckiej.‎ ‎Ósemka wojenna‎ ‎fanatycznych‎ ‎Ośmiu‎ ‎Świętych,‎ ‎jak‎ ‎się ironicznie‎ ‎przezwali,‎ ‎wyda‎ ‎Ojcu‎ ‎św.‎ ‎wojnę‎ ‎nieubłaganą.‎ ‎Zanim‎ ‎jednak‎ ‎walkę‎ ‎podejmą,‎ ‎starają się‎ ‎pozyskać‎ ‎Sienę,‎ ‎Pizę,‎ ‎Lukkę,‎ ‎bo‎ ‎przystąpienie‎ ‎Pizy‎ ‎i‎ ‎Lukki‎ ‎ma‎ ‎zespolić‎ ‎blok‎ ‎mediolańsko-florencki;‎ ‎pozyskanie‎ ‎zaś‎ ‎Sieny‎ ‎dałoby‎ ‎swobodę‎ ‎działania‎ ‎przeciw‎ ‎Rzymowi.

Za‎ ‎wszelką‎ ‎cenę‎ ‎należało‎ ‎wstrzymać‎ ‎te‎ ‎odstępstwa;‎ ‎i‎ ‎rzeczywiście‎ ‎św.‎ ‎Katarzyna‎ ‎pracuje nad‎ ‎tym‎ ‎całą‎ ‎duszą,‎ ‎powodowana‎ ‎tak‎ ‎miłością dla‎ ‎Kościoła,‎ ‎jak‎ ‎i‎ ‎posłuszeństwem‎ ‎względem papieża.‎ ‎W‎ ‎tym‎ ‎to‎ ‎roku‎ ‎1375‎ ‎skromna‎ ‎córka farbiarza‎ ‎sieneńskiego‎ ‎oficjalnie‎ ‎wkracza‎ ‎w‎ ‎życie‎ ‎publiczne‎ ‎swej‎ ‎epoki.

Krwawej‎ ‎grze‎ ‎ambicji‎ ‎przeciwstawia‎ ‎plan genialny‎ ‎w‎ ‎swej‎ ‎prostocie,‎ ‎iście‎ ‎ewangeliczny: Uspokojenie‎ ‎chrześcijaństwa,‎ ‎zgrupowanie‎ ‎wszystkich‎ ‎państw‎ ‎dokoła‎ ‎papieża,‎ ‎zjednoczenie‎ ‎ich w‎ ‎walce‎ ‎przeciw‎ ‎niewiernym,‎ ‎słowem‎ ‎zastąpienie‎ ‎polityką‎ ‎chrześcijańską,‎ ‎polityki‎ ‎partykularnych‎ ‎interesów.‎ ‎W‎ ‎tym‎ ‎celu‎ ‎należy‎ ‎sprowadzić papieża‎ ‎do‎ ‎Rzymu‎ ‎i‎ ‎przygotować‎ ‎wyprawę‎ ‎krzyżową.‎ ‎Już‎ ‎w‎ ‎roku ‎1371‎ ‎w‎ ‎liście‎ ‎do‎ ‎kardynała‎ ‎przedstawia‎ ‎jasno‎ ‎swe‎ ‎plany:‎ ‎„Proście‎ ‎Ojca‎ ‎Świętego o‎ ‎przybycie;‎ ‎niech‎ ‎nie‎ ‎zwleka‎ ‎już‎ ‎dłużej.‎ ‎Zachęćcie‎ ‎go,‎ ‎by‎ ‎podniósł‎ ‎sztandar‎ ‎Krzyża‎ ‎Świętego przeciw‎ ‎niewiernym,‎ ‎gdyż‎ ‎wówczas‎ ‎chrześcijanie‎ ‎zamiast‎ ‎toczyć‎ ‎walki‎ ‎ze‎ ‎sobą,‎ ‎zwrócą‎ ‎się niechybnie‎ ‎ku‎ ‎tamtym”.‎ ‎W‎ ‎roku‎ ‎następnym‎ ‎w
tym‎ ‎samym‎ ‎kierunku‎ ‎popycha‎ ‎legatów‎ ‎Piotra d‘Estaing‎ ‎i‎ ‎Gerarda‎ ‎du‎ ‎Puy:‎ ‎„Pokoju,‎ ‎pokoju
i‎ ‎jeszcze‎ ‎raz‎ ‎pokoju,‎ ‎najdroższy‎ ‎Ojcze!‎ ‎Zwrócić proszę‎ ‎uwagę‎ ‎papieża,‎ ‎że‎ ‎zguba‎ ‎dusz‎ ‎jest‎ ‎czymś ważniejszym,‎ ‎niż‎ ‎utrata‎ ‎miast”.

Nawoływania‎ ‎jej‎ ‎nie‎ ‎przeszły‎ ‎bez‎ ‎echa. Z‎ ‎początkiem‎ ‎1373‎ ‎roku‎ ‎Grzegorz‎ ‎XI‎ ‎wzywa
do‎ ‎wyprawy‎ ‎krzyżowej,‎ ‎lecz‎ ‎głos‎ ‎jego‎ ‎niknie wśród‎ ‎zgiełku‎ ‎i‎ ‎chrzęstu‎ ‎broni.‎ ‎Visconti‎ ‎jednak
ustępuje‎ ‎i‎ ‎w‎ ‎listopadzie‎ ‎wysyła‎ ‎poselstwo‎ ‎do Katarzyny,‎ ‎prawdopodobnie‎ ‎w‎ ‎celu‎ ‎przejednania papieża.‎ ‎„Ojcze‎ ‎drogi”‎ ‎—‎ ‎odpowiada‎ ‎święta szaleńcowi‎ ‎który‎ ‎ongiś‎ ‎kazał‎ ‎legatom‎ ‎połknąć przywiezione‎ ‎mu‎ ‎bulle‎ ‎ekskomunikujące‎ ‎go‎ ‎i‎ ‎dawał‎ ‎im‎ ‎do‎ ‎wyboru,‎ ‎albo‎ ‎poddanie‎ ‎się‎ ‎temu‎ ‎upokorzeniu‎ ‎publicznemu,‎ ‎albo,‎ ‎utopienie‎ ‎w‎ ‎najbliższej‎ ‎rzece.‎ ‎—‎ ‎„O‎ ‎najczcigodniejszy‎ ‎Ojcze,‎ ‎powinniśmy‎ ‎wybrać‎ ‎raczej‎ ‎ruinę‎ ‎doczesną,‎ ‎a‎ ‎nawet śmierć‎ ‎ciała‎ ‎niż‎ ‎utratę‎ ‎dóbr‎ ‎wiecznych...‎ ‎Pragnę,‎ ‎abyś‎ ‎pokornie‎ ‎głowę‎ ‎twą‎ ‎skłonił‎ ‎na‎ ‎łono
Chrystusa,‎ ‎który‎ ‎jest‎ ‎w‎ ‎niebiesiech‎ ‎w‎ ‎poczuciu miłości,‎ ‎—‎ ‎i‎ ‎na‎ ‎łono‎ ‎Chrystusa‎ ‎widomego‎ ‎tu na‎ ‎ziemi‎ ‎w‎ ‎Swoim‎ ‎zastępcy‎ ‎—‎ ‎z‎ ‎uczuciem‎ ‎szacunku‎ ‎dla‎ ‎Krwi‎ ‎Chrystusowej,‎ ‎której‎ ‎on‎ ‎klucze dzierży...‎ ‎Zaprzestań‎ ‎wojny‎ ‎z‎ ‎ojcem‎ ‎twoim! W‎ ‎Imię‎ ‎Chrystusa‎ ‎wzywam‎ ‎cię‎ ‎do‎ ‎pokoju‎ ‎prawdziwego‎ ‎i‎ ‎doskonałego‎ ‎z‎ ‎namiestnikiem‎ ‎Chrystusa‎ ‎na‎ ‎ziemi,‎ ‎a‎ ‎natomiast‎ ‎do‎ ‎podjęcia‎ ‎wojny z‎ ‎niewiernymi.‎ ‎Nakłoń‎ ‎się‎ ‎zatem‎ ‎do‎ ‎oddania osoby‎ ‎twojej‎ ‎i‎ ‎dóbr‎ ‎twoich‎ ‎na‎ ‎usługi‎ ‎Chrystusowi‎ ‎Ukrzyżowanemu”.‎ ‎Lecz‎ ‎układy‎ ‎te‎ ‎nie‎ ‎dopięły‎ ‎celu.‎ ‎Z‎ ‎obu‎ ‎stron‎ ‎nie‎ ‎chciano‎ ‎pokoju, a‎ ‎jednym‎ ‎z‎ ‎największych‎ ‎jego‎ ‎przeciwników był‎ ‎nowy‎ ‎legat‎ ‎papieski‎ ‎Wilhelm‎ ‎de‎ ‎Noëllet. Nadszedł‎ ‎wreszcie‎ ‎rok‎ ‎1375,‎ ‎który‎ ‎według‎ ‎mniemania‎ ‎Katarzyny‎ ‎musiał‎ ‎przynieść‎ ‎decydujące rozstrzygnięcie.‎ ‎Jak‎ ‎przeczuwała,‎ ‎Mediolańczycy‎ ‎po‎ ‎przegranych‎ ‎walkach‎ ‎byli‎ ‎znużeni‎ ‎i‎ ‎upokorzeni.‎ ‎We‎ ‎Florencji‎ ‎co prawda‎ ‎stronnictwo‎ ‎wojenne‎ ‎nie‎ ‎zwyciężyło‎ ‎jeszcze,‎ ‎lecz‎ ‎wszędzie‎ ‎już radzono‎ ‎nad‎ ‎utworzeniem‎ ‎ligi‎ ‎antypapieskiej. Działanie‎ ‎szybkie,‎ ‎a‎ ‎silne,‎ ‎tłumne‎ ‎popchnięcie chrześcijan‎ ‎do‎ ‎wojny‎ ‎krzyżowej,‎ ‎zanimby‎ ‎nieprzyjaciele‎ ‎Kościoła‎ ‎zdołali‎ ‎zamysły‎ ‎swe‎ ‎umocnić,‎ ‎mogło‎ ‎dać‎ ‎chrześcijaństwu‎ ‎pokój‎ ‎na‎ ‎wewnątrz,‎ ‎a‎ ‎na‎ ‎zewnątrz‎ ‎obronę‎ ‎i‎ ‎należyte‎ ‎zadośćuczynienie.‎ ‎Katarzyna‎ ‎poświęciła‎ ‎tej‎ ‎myśli wszystkie‎ ‎swe‎ ‎siły‎ ‎i‎ ‎całą‎ ‎wymowę.‎ ‎Cały‎ ‎rok spędza‎ ‎na‎ ‎posłowaniu‎ ‎i‎ ‎podróżach,‎ ‎aby‎ ‎zapobiec‎ ‎przymierzu‎ ‎mediolańsko-florenckiemu,‎ ‎przeszkodzić‎ ‎jego‎ ‎rozszerzaniu‎ ‎się‎ ‎i‎ ‎skierować‎ ‎chrześcijaństwo‎ ‎na‎ ‎Wschód.‎ ‎W‎ lutym‎ ‎przyjeżdża‎ ‎do Pizy,‎ ‎następnie‎ ‎na‎ ‎krótki‎ ‎pobyt‎ ‎do‎ ‎Sieny,‎ ‎a‎ ‎we wrześniu‎ ‎na‎ ‎rozkaz‎ ‎papieża‎ ‎udaje‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎Lukki dla‎ ‎zapobieżenia‎ ‎jej‎ ‎odstępstwu.‎ ‎Stamtąd‎ ‎wraca do‎ ‎Pizy,‎ ‎gdzie‎ ‎w‎ ‎październiku‎ ‎spotyka‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎dzikim Florentczykiem‎ ‎Donato‎ ‎Barbadori,‎ ‎który‎ ‎tam przybył‎ ‎dla‎ ‎przeciągnięcia‎ ‎na‎ ‎swą‎ ‎stronę‎ ‎Piotra Gambacorti.‎ Pierwszego‎ ‎kwietnia‎ ‎otrzymuje‎ ‎Święta‎ ‎stygmaty‎ ‎Chrystusowe.‎ ‎Cała‎ ‎pałająca‎ ‎miłością‎ ‎Ukrzyżowanego‎ ‎błaga‎ ‎książąt ‎chrześcijańskich‎ ‎o‎ ‎podjęcie‎ ‎„sztandaru‎ ‎Krzyża‎ ‎Świętego“‎ ‎W‎ ‎tym‎ ‎celu‎ ‎przyjmuje‎ ‎posłów‎ ‎królowej‎ ‎Cypru,‎ ‎a‎ ‎srogiemu‎ ‎kondotierowi,‎ ‎Janowi‎ ‎Hawkwood,‎ ‎królowi‎ ‎węgierskiemu‎ ‎oraz‎ ‎jego‎ ‎matce,‎ ‎związkom‎ ‎florenckim, królowej‎ ‎Joannie‎ ‎z‎ ‎Neapolu‎ ‎i‎ ‎sekretarzowi‎ ‎papieskiemu‎ ‎Mikołajowi‎ ‎d‘‎ ‎Osimo‎ ‎posyła‎ ‎płomienne‎ ‎listy,‎ ‎które‎ ‎powszechnie‎ ‎zawierają‎ ‎jedną myśl:‎ ‎„tajemnicę‎ ‎świętego‎ ‎i‎ ‎słodkiego‎ ‎przejścia”.‎ ‎Kończąc‎ ‎tę‎ ‎ciężką‎ ‎walkę‎ ‎dyplomatyczną, pisze‎ ‎do‎ ‎papieża:‎ ‎„Byłam‎ ‎w‎ ‎Pizie‎ ‎i‎ ‎Luce...‎ ‎Odwiodłam‎ ‎ich‎ ‎od‎ ‎łączności‎ ‎z‎ ‎członkami‎ ‎zepsutymi, które‎ ‎się‎ ‎zbuntowały‎ ‎przeciw‎ ‎Waszej‎ ‎Świątobliwości,‎ ‎lecz‎ ‎wielce‎ ‎się‎ ‎troszczę,‎ ‎że‎ ‎brak‎ ‎im‎ ‎od Niej‎ ‎słowa‎ ‎otuchy,‎ ‎podczas‎ ‎gdy‎ ‎nieprzyjaciele nieustannie‎ ‎ciągną‎ ‎lub‎ ‎grożą...‎ ‎Proszę,‎ ‎aby‎ ‎Wasza‎ ‎Świątobliwość‎ ‎napisała‎ ‎lub‎ ‎przemówiła”.

Papież‎ ‎się‎ ‎nie‎ ‎śpieszył,‎ ‎wydarzenia‎ ‎natomiast‎ ‎nie‎ ‎dały‎ ‎na‎ ‎się‎ ‎czekać.‎ ‎W‎ ‎Perugii‎ ‎siostrzeniec‎ ‎gubernatora‎ ‎postępowaniem‎ ‎swym‎ ‎doprowadził‎ ‎do‎ ‎skandalu;‎ ‎miasto‎ ‎się‎ ‎zbuntowało,‎ ‎całe Włochy‎ ‎zadrżały‎ ‎gniewem.‎ ‎W‎ ‎dziesięć‎ ‎dni‎ ‎osiemdziesiąt‎ ‎pięć‎ ‎miast‎ ‎stanęło‎ ‎zbuntowanych.‎ ‎Do wszystkich‎ ‎Florencja‎ ‎śle‎ ‎czerwone‎ ‎chorągwie, na‎ ‎których‎ ‎złotymi‎ ‎literami‎ ‎błyszczy‎ ‎napis:‎ ‎Liber‎tas.

Te‎ ‎rzeczy‎ ‎działy‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎grudniu‎ ‎roku‎ ‎1375. Szóstego‎ ‎stycznia‎ ‎roku ‎1376‎ ‎papież‎ ‎zapowiada‎ ‎swój powrót‎ ‎do‎ ‎Rzymu,‎ ‎lecz‎ ‎wpierw‎ ‎wzywa‎ ‎Ośmiu Świętych‎ ‎wojny‎ ‎przed‎ ‎swój‎ ‎trybunał‎ ‎w‎ ‎A‎win‎ionie.‎ ‎Katarzyna,‎ ‎która‎ ‎powróciła‎ ‎już‎ ‎do‎ ‎Sieny, niepokoi‎ ‎się‎ ‎tym,‎ ‎że‎ ‎papież‎ ‎przedłuża‎ ‎swój‎ ‎pobyt‎ ‎we‎ ‎Francji‎ ‎i‎ ‎przybiera‎ ‎postawę‎ ‎raczej‎ ‎sędziego‎ ‎niż‎ ‎ojca.‎ ‎„Nie‎ ‎takie‎ ‎są‎ ‎zamiary‎ ‎Przedwiecznej‎ ‎i‎ ‎Najwyższej‎ ‎Mądrości.‎ ‎Obiera‎ ‎Ona drogi‎ ‎najmilsze,‎ ‎najsłodsze‎ ‎i‎ ‎najmiłościwsze. Bóg‎ ‎chwyta‎ ‎nas‎ ‎na‎ ‎wędkę‎ ‎miłości...‎ ‎by‎ ‎doprowadzić‎ ‎do‎ ‎wielkiego‎ ‎pokoju.‎ ‎Oh!‎ ‎santissimo‎ ‎Babbo mio‎ ‎dolce...‎ ‎mówię‎ ‎Tobie‎ ‎o‎ ‎słodki‎ ‎ziemski‎ ‎Chryste,‎ ‎imieniem‎ ‎Chrystusa‎ ‎niebieskiego‎ ‎niech‎ ‎Wasza‎ ‎Świątobliwość‎ ‎działa‎ ‎spokojnie,‎ ‎bez‎ ‎gwałtu, a‎ ‎oni,‎ ‎żałując‎ ‎za‎ ‎swe‎ błędy,‎ ‎przyjdą‎ ‎ukryć‎ ‎swe czoła‎ ‎na‎ ‎Jej‎ ‎łonie.‎ ‎Wtedy‎ ‎Wasza‎ ‎Świątobliwość będzie‎ ‎szczęśliwa!‎ Wtedy,‎ ‎o‎ ‎słodki‎ ‎mój‎ ‎Babbo, Wasza‎ ‎Świątobliwość‎ ‎urzeczywistni‎ ‎swe‎ ‎święte zamiary‎ ‎i‎ ‎dokona‎ ‎świętego‎ ‎przejścia!‎ ‎Wznieś Ojcze,‎ ‎wznieś‎ ‎prędko‎ ‎sztandar‎ ‎Krzyża,‎ ‎a‎ ‎ujrzysz, jak‎ ‎wilki‎ ‎staną‎ ‎się‎ ‎owieczkami.‎ ‎Pokoju!‎ ‎Pokoju!‎ ‎Jeszcze‎ ‎raz‎ ‎pokoju!‎ ‎Przybądź‎ ‎Ojcze,‎ ‎przybądź,‎ ‎a‎ ‎nie‎ ‎zwlekaj.‎ ‎I‎ ‎niech‎ ‎Wasza‎ ‎Świątobliwość‎ ‎uzbroi‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎odwagę,‎ ‎a‎ ‎nie‎ ‎obawia‎ ‎się niczego,‎ ‎bo‎ ‎Bóg‎ ‎z‎ ‎Nią‎ ‎będzie”.
Te‎ ‎wołania‎ ‎„łagodne,‎ ‎a‎ ‎rozdzierające”‎ ‎nie doszły‎ ‎Ojca‎ ‎świętego.‎ ‎Donato‎ ‎Barbadori‎ ‎zuchwale‎ ‎oznajmił‎ ‎papieżowi,‎ ‎że‎ ‎„ośmiu‎ ‎świętych" nie‎ ‎może‎ ‎się‎ ‎stawić.‎ ‎Klątwa‎ ‎papieska‎ ‎spadła
na‎ ‎rzeczpospolitą.‎ ‎„Na‎ ‎całym‎ ‎świecie‎ ‎—‎ ‎pisze Rajmund‎ ‎z‎ ‎Kapui‎ ‎—‎ ‎Florentczyków‎ ‎powtrącano
do‎ ‎więzienia,‎ ‎a‎ ‎dobra‎ ‎ich‎ ‎skonfiskowano".‎ ‎Byli wyklęci!‎ ‎Nadarzyła‎ ‎się‎ ‎dobra‎ ‎sposobność‎ ‎spalenia‎ ‎ich‎ ‎rękodzielni‎ ‎i‎ ‎zrabowania‎ ‎przedsiębiorstw!‎ ‎Magnaci‎ ‎kupieckiego‎ ‎świata‎ ‎mogli‎ ‎te
raz‎ ‎dać‎ ‎wyraz‎ ‎swemu‎ ‎niezadowoleniu‎ ‎z‎ ‎Florencji.‎ ‎A‎ ‎na‎ ‎jej‎ ‎ulicach‎ ‎odbywano‎ ‎ćwiczenia‎ ‎po
kutne‎ ‎i‎ ‎urządzano‎ ‎procesje‎ ‎wśród‎ ‎śpiewu‎ ‎Miserere.‎ ‎Ośmiu‎ ‎Świętych‎ ‎pomimo‎ ‎zdobycia‎ ‎Perugii i‎ ‎Bolonii‎ ‎musiało‎ ‎pomyśleć‎ ‎o‎ ‎rozejmie,‎ ‎aby‎ ‎przynajmniej‎ ‎zyskać‎ ‎na‎ ‎czasie.‎ ‎Katarzynę‎ proszono o‎ ‎pośrednictwo,‎ ‎wysłała‎ ‎więc‎ ‎Rajmunda‎ ‎z‎ ‎Kapui‎ ‎z‎ ‎listem‎ ‎do‎ ‎Grzegorza‎ ‎XI,‎ ‎w‎ ‎którym‎ ‎tak‎ ‎pisała:‎ ‎„Bóg‎ ‎żąda‎ ‎od‎ ‎Waszej‎ ‎Świątobliwości trzech‎ ‎rzeczy:‎ ‎naprawy‎ ‎Kościoła,‎ ‎powrotu‎ ‎do Rzymu‎ ‎i‎ ‎urządzenia‎ ‎wyprawy‎ ‎krzyżowej”. W‎ ‎nocy‎ ‎z‎ ‎1‎ ‎na‎ ‎2‎ ‎kwietnia‎ ‎miała‎ ‎Święta‎ ‎widzenie,
które‎ ‎wywarło‎ ‎na‎ ‎nią‎ ‎wpływ‎ ‎decydujący:‎ ‎„Gdy tak‎ ‎ogień‎ ‎pragnienia‎ ‎wzrastał‎ ‎we‎ ‎mnie‎ ‎—pisze — ujrzałam...‎ ‎Wtedy‎ ‎Chrystus,‎ ‎słodki‎ ‎Jezus‎ ‎włożył krzyż‎ ‎na‎ ‎me‎ ‎ramiona,‎ ‎dał‎ ‎mi‎ ‎do‎ ‎ręki‎ ‎gałązkę oliwną‎ ‎i‎ ‎kazał‎ ‎ją‎ ‎zanieść‎ ‎wszystkiemu‎ ‎ludowi”. Przybyła‎ ‎przeto‎ ‎w‎ ‎okresie‎ ‎wielkanocnym‎ ‎do Florencji,‎ ‎by‎ ‎jej‎ ‎mieszkańcom‎ ‎wręczyć‎ ‎tę‎ ‎gałązkę.‎ ‎Tu‎ ‎cechy‎ ‎rzemieślnicze‎ ‎powitały‎ ‎ją‎ ‎u‎ ‎bram miasta.‎ ‎Następnie‎ ‎udała‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎papieża,‎ ‎by‎ ‎dalej‎ ‎prowadzić‎ ‎układy‎ ‎pokojowe.‎ ‎W‎ ‎czerwcowy wieczór‎ ‎—‎ ‎(był‎ ‎to‎ ‎dokładnie‎ ‎18‎ ‎dzień‎ ‎tego
miesiąca)‎ ‎łódka,‎ ‎wioząca‎ ‎białe‎ ‎poselstwo‎ ‎płynęła‎ ‎w‎ ‎górę‎ ‎Rodanu.‎ ‎Serce‎ ‎Katarzyny‎ ‎musiało
zadrżeć‎ ‎z‎ ‎radości‎ ‎i‎ ‎smutku‎ ‎zarazem,‎ ‎gdy‎ ‎ujrzała „Avignon‎ ‎na‎ ‎swej‎ ‎olbrzymiej‎ ‎skale‎ ‎—‎ ‎jak‎ ‎śpiewa‎ ‎Mistral‎ ‎—‎ ‎Avignon‎ ‎szafarkę‎ ‎radości,‎ ‎ślące ku‎ ‎niebu‎ ‎strzeliste‎ ‎wieżyce‎ ‎swych‎ ‎dzwonnic, urocze‎ ‎zielenią,‎ ‎w‎ ‎którą‎ ‎je‎ ‎z‎ ‎wiosną‎ ‎przyodziewa‎ ‎a‎ ‎jesienią‎ ‎bezlitośnie‎ ‎ogołaca‎ ‎północny‎ ‎podmuch‎ ‎mistrala,‎ ‎Avignon,‎ ‎które‎ ‎więziło‎ ‎„w‎ ‎wieńcu‎ ‎swych‎ ‎strzelnic” ‎słodkiego‎ ‎Chrystusa‎ ‎tej‎ ‎ziemi.‎ ‎Powołaniem‎ ‎Katarzyny‎ ‎było‎ ‎pójść‎ ‎zerwać‎ ‎te więzy‎ ‎tak,‎ ‎jak‎ ‎anioł,‎ ‎co‎ ‎w‎ ‎więzieniu‎ ‎jerozolimskim‎ ‎przełamywał‎ ‎okowy‎ ‎Piotrowe;‎ ‎lecz‎ ‎poczucie‎ ‎tego‎ ‎posłannictwa‎ ‎ją‎ ‎przygniatało.
Dwudziestego‎ ‎czerwca‎ ‎udzielił‎ ‎jej‎ ‎Grzegorz XI‎ ‎audiencji.‎ ‎„Po‎ ‎półgodzinnej‎ ‎rozmowie‎ ‎— pisze‎ do‎ ‎Ośmiu‎ ‎Świętych‎ ‎wojny‎ ‎—‎ ‎papież‎ ‎zakończył,‎ ‎mówiąc,‎ ‎że‎ ‎jest‎ ‎gotowy‎ ‎przyjąć‎ ‎was, jak‎ ‎owe‎ ‎dzieci‎ ‎i‎ ‎uczynić,‎ ‎co‎ ‎uznam‎ ‎za‎ ‎najlepsze”.‎ ‎Lecz‎ ‎w‎ ‎międzyczasie‎ ‎władza‎ ‎we‎ ‎Florencji
przeszła‎ ‎w‎ ‎inne‎ ‎ręce‎ ‎i‎ ‎nowi‎ ‎posłowie‎ ‎usunęli pośrednictwo‎ ‎Świętej.‎ ‎Wtedy‎ ‎z‎ ‎całą‎ ‎odwagą
wzięła‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎wykonania‎ ‎innych‎ ‎swych‎ ‎zamiarów,‎ ‎mianowicie‎ ‎zorganizowania‎ ‎wyprawy‎ ‎krzyżowej‎ ‎i‎ ‎sprowadzenia‎ ‎papieża‎ ‎do‎ ‎Rzymu.

Z‎ ‎siłą‎ ‎nadludzką‎ ‎stawiała‎ ‎czoło‎ ‎kardynałom,‎ ‎rodzinie‎ ‎papieża,‎ ‎miastu‎ ‎i‎ ‎posłom‎ ‎francuskiego‎ ‎króla.‎ ‎Pewnego‎ ‎dnia,‎ ‎gdy‎ ‎trwała‎ ‎w ekstazie,‎ ‎siostrzenica‎ ‎papieża‎ ‎zadała‎ ‎jej‎ ‎igłą‎ ‎głębokie‎ ‎ukłucie‎ ‎w‎ ‎piętę.‎ ‎Święta‎ ‎blada‎ ‎i‎ ‎słaniająca‎ ‎się‎ ‎odeszła.‎ ‎Niektórzy‎ ‎teologowie‎ ‎prześladowali‎ ‎ją‎ ‎podstępnymi‎ ‎pytaniami.‎ ‎Ojciec‎ ‎Grzegorza‎ ‎XI,‎ ‎Wilhelm‎ ‎de‎ ‎Beaufort,‎ ‎znienawidził ją.‎ ‎Książę‎ ‎Andegaweński‎ ‎chciał‎ ‎ją‎ ‎pozyskać‎ ‎dla sprawy‎ ‎Karola‎ ‎V,‎ ‎a‎ ‎oto‎ ‎córka‎ ‎farbiarza‎ ‎wzbudziła‎ ‎w‎ ‎nim,‎ ‎człowieku‎ ‎światowym,‎ ‎zapał‎ ‎do wyprawy‎ ‎krzyżowej.‎ ‎Tak‎ ‎to‎ ‎powoli,‎ ‎w‎ ‎rozmowie,‎ ‎w‎ ‎listach‎ ‎przedstawiała‎ ‎argumenty‎ ‎niezbite i‎ ‎usuwała‎ ‎trwogę,‎ ‎którą‎ ‎przejmował‎ ‎papieża ów‎ ‎Rzym‎ ‎złowrogi,‎ ‎gdzie‎ ‎jego‎ ‎poprzednicy‎ ‎niegdyś‎ ‎tyle‎ ‎ucierpieli,‎ ‎gdzie‎ ‎podobno‎ ‎trucizna‎ ‎była tak‎ ‎tania,‎ ‎nieporozumienie‎ ‎tak‎ ‎łatwe,‎ ‎a‎ ‎bunt bezlitosny:‎ ‎„Niech‎ ‎Wasza‎ ‎Świątobliwość‎ ‎nie‎ ‎będzie‎ ‎dzieckiem,‎ ‎lecz‎ ‎mężem‎ ‎odwagi”‎ ‎—‎ ‎mawiała;‎ ‎a‎ ‎gdy‎ ‎pewnego‎ ‎dnia‎ ‎wyczytała‎ ‎w‎ ‎sercu‎ ‎papieża‎ ‎ukryte‎ ‎życzenie‎ ‎powrotu‎ ‎do‎ ‎stolicy‎ ‎Piotrowej,‎ ‎potrafiła‎ ‎go‎ ‎natchnąć‎ ‎poczuciem‎ ‎męstwa. Okręty‎ ‎były‎ ‎już‎ ‎potajemnie‎ ‎przygotowane u‎ ‎brzegów‎ ‎Rodanu,‎ ‎a‎ ‎Grzegorz‎ ‎XI,‎ ‎aby‎ ‎się‎ ‎do nich‎ ‎dostać,‎ ‎musiał,‎ ‎jak‎ ‎mówi‎ ‎pewien‎ ‎historyk, przejść‎ ‎po‎ ‎siwej‎ ‎głowie‎ ‎swego‎ ‎ojca.

Było‎ ‎to‎ ‎13‎ ‎września‎ ‎1376‎ ‎r.‎ ‎W‎ ‎Marsylii, na‎ ‎wybrzeżu‎ ‎św.‎ ‎Wiktora,‎ ‎przyjęto‎ ‎papieża‎ ‎ze
łzami.‎ ‎A‎ ‎gdy‎ ‎kardynałowie‎ ‎z‎ ‎żalu‎ ‎i‎ ‎niezadowolenia‎ ‎grozili‎ ‎pozostaniem,‎ ‎rzekł‎ ‎do‎ ‎nich‎ ‎Ojciec
Święty‎ ‎z‎ ‎wielką‎ ‎stanowczością:‎ ‎„Nie‎ ‎zapominajcie, że‎ ‎posiadam‎ ‎w‎ ‎mej‎ ‎piusce‎ ‎dostateczną‎ ‎ilość kardynałów”.‎ ‎Musiano‎ ‎więc,‎ ‎choć‎ ‎z‎ ‎niechęcią, wsiąść‎ ‎na‎ ‎okręt.‎ ‎Orszak‎ ‎katarzyński‎ ‎obrał‎ drogę lądową.‎ ‎W‎ ‎Tulonie‎ ‎Święta‎ ‎nie‎ ‎zdołała‎ ‎się ukryć‎ ‎przed‎ ‎rozentuzjazmowaną‎ ‎ludnością;‎ ‎musiano‎ ‎dopuścić‎ ‎choć‎ ‎niewiasty‎ ‎do‎ ‎jej‎ ‎pokoju. Następnie‎ ‎drogą‎ ‎Aureliusza‎ ‎dotarła‎ ‎do‎ ‎Genui. Tu‎ ‎—‎ ‎18‎ ‎października‎ ‎wylądował‎ ‎i‎ ‎papież‎ ‎po swej‎ ‎niebezpiecznej‎ ‎podróży,‎ ‎lecz‎ ‎wieści,‎ ‎którego‎ ‎czekały,‎ ‎nie‎ ‎były‎ ‎najlepsze.‎ ‎Rzym‎ ‎cały‎ ‎był w‎ ‎mocy‎ ‎powstańców.‎ ‎Florencja‎ ‎zwyciężała.‎ ‎Doża wenecki‎ ‎przyjął‎ ‎papieża‎ ‎chłodno.‎ ‎Zebrany‎ ‎konsystorz‎ ‎jednogłośnie‎ ‎uchwalił‎ ‎powrót‎ ‎do‎ ‎Avignonu‎ ‎lecz‎ ‎Grzegorz‎ ‎XI‎ ‎się‎ ‎wahał.‎ ‎Aż‎ ‎jednego wieczoru‎ ‎bez‎ ‎orszaku‎ ‎i‎ ‎pompy‎ ‎udał‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎pałacu‎ ‎Scoti,‎ ‎w‎ ‎którym‎ ‎mieszkała‎ ‎Katarzyna. Wpuszczono‎ ‎go‎ ‎do‎ ‎pokoju‎ ‎Świętej.‎ ‎Rozmowa
przeciągnęła‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎późnej‎ ‎nocy,‎ ‎papież‎ ‎jednak wrócił‎ ‎„pokrzepiony” na‎ ‎duchu.‎ ‎Nazajutrz‎ ‎galery‎ ‎papieskie‎ ‎zdążały‎ ‎znów‎ ‎ku‎ ‎Rzymowi,‎ ‎gdzie dwór‎ ‎jego‎ ‎przybył‎ ‎17‎ ‎stycznia‎ ‎1377‎ ‎r.‎ ‎O‎ ‎zmroku,‎ ‎przy‎ ‎„blasku” ‎ośmiuset‎ ‎—‎ ‎przez‎ ‎Rzymian zapalonych‎ ‎—‎ ‎lampionów,‎ ‎biały‎ ‎muł‎ ‎papieski dzwonił‎ ‎podkowami‎ ‎o‎ ‎porozbijane‎ ‎płyty‎ ‎kamienne,‎ ‎na‎ ‎placu‎ ‎św.‎ ‎Piotra.‎ ‎Katarzyna‎ ‎zaś,‎ ‎przybywszy‎ ‎do‎ ‎domu‎ ‎rodzinnego,‎ ‎powrócona‎ ‎dzwonom‎ ‎św.‎ ‎Dominika‎ ‎i‎ ‎szmerom‎ ‎Fontebranda,‎ ‎o tej‎ ‎samej‎ ‎porze‎ ‎w‎ ‎celi‎ ‎swej‎ ‎na‎ ‎via‎ ‎Tiratoio‎ ‎powtarzała‎ ‎przejęta‎ ‎wdzięcznością‎ ‎ku‎ ‎Bogu‎ ‎radosne‎ ‎Magnificat!‎ ‎Zapewne‎ ‎też‎ ‎Nunc‎ ‎dimittis jako‎ ‎hymn‎ ‎spoczynku‎ ‎dodała.‎ ‎Ale‎ ‎przedwcześnie...‎ ‎Nie‎ ‎nadszedł‎ ‎on‎ ‎jeszcze‎ ‎dla‎ ‎niej.

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/swieta-katarzyna-sienenska/



tagi: rzym  herezja  francja  św. katarzyna  wielka schizma zachodnia 

gabriel-maciejewski
18 marca 2025 13:08
1     475    10 zaloguj sie by polubić
Postaw kawę autorowi! 10 zł 20 zł 30 zł

Komentarze:

Magazynier @gabriel-maciejewski
18 marca 2025 17:19

Zatyka. Porównanie tylko z Kapistranem i JPII. 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować