-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

Sprzedaż książek jako przymus administracyjny

Sprzedaż polega na stworzeniu sytuacji przymusowej. Można to robić tak, jak ja tutaj, zachęcając Was uporczywie różnymi sposobami do kupna książek, co wywołuje czasem uczucie konieczności zakupu i kończy się transakcją. Można też zastosować nacisk administracyjny lub polityczny i spowodować, że całe nakłady znikną z magazynów. Przymus administracyjny to zjawisko o naturze złożonej i pewna pułapka przy tym. Autorom, którzy biorą udział w przymusie administracyjnym wydaje się, że mają wielkie szczęście, albowiem złapali Pana Boga za nogi. Czasem wydaje im się także, że są autorami znakomitych i prostych przy tym pomysłów sprzedażowych, które ciągną ich w górę rankingów. Administracji zaś, która przymusem sprzedażowym kieruje, wydaje się, że podnosi ogólną kulturę społeczeństwa. To wszystko są złudzenia, albowiem sprzedaż książek, rozumiana jako przymus administracyjny, to przede wszystkim dystrybucja propagandy, zatrzymującej rozwój intelektualny dużych grup w stadium nadającym się do dalszej, administracyjnej obróbki i przygotowania pod sprzedaż innych produktów ideologicznych. Do tego służą różne segmenty sprzedażowe, w których upycha się literaturę. Od bardzo „poważnych”, jak ten wskazany wczoraj, do tak zwanych „rozrywkowych”. Pudełko z tym zestawem, które każdy w pewnym momencie dostaje w swoim życiu od domokrążnego sprzedawcy książek, oklejone jest taśmą z napisem „książka w życiu pomaga, z książki płynie odwaga”. Na wierzchu zaś jest pieczątka „sfinansowane z programu przenoszenia kaganka oświaty pod strzechy”. Już o tym pisałem, ale jeszcze powtórzę – jeśli kaganek oświaty przeniesie się pod strzechę, to wszystko się zjara, no i, jak powiedział klasyk, nie będzie niczego.

Nie wiem czy w jakimś innym wymiarze wyraźniej demaskuje się oszukana istota systemu powszechnej edukacji. Kto na tym korzysta? Sprzedawcy innych niż książki produktów i właściciele globalnych kanałów dystrybucji. Ktoś powie, że to nieprawda, bo do Ikei chodzą ludzie, którzy nie zawsze czytają książki, a Ikea jest globalną siecią. Podpowiem – tu nie chodzi o Ikeę.

System ten w zasadzie jest nie do zakwestionowania, albowiem jak można zakwestionować intencję człowieka, który chce zapoznać lud z treściami najpierw prostymi, a potem coraz bardziej złożonymi, by wreszcie dać temu ludowi szansę na zapoznanie się z czymś naprawdę wyrafinowanym, na przykład z tekstami profesor Marii Poprzęckiej? Wiara w ten mechanizm jest powszechna, określą się zaś go jako popularyzację. Wiara ta pogłębia się wraz z wzrastającym honorarium za nakłady i coraz cieplejszym traktowaniem autora przez administrację, która gwarantuje sprzedaż.

Powtórzę – administracja gwarantuje sprzedaż autorom, których patron administracji, tolerujący ją na obszarze, którym zarządza, uważa za potrzebnych. I to ładnie wychodzi przy okazji wyborów, a także wręczania orderów. Maria Poprzęcka na przykład poparła Bronisława Komorowskiego i należała do tego całego komitetu, w którym ludzie nauki kompromitowali się na własne życzenie fotografując się wraz z panem Bronkiem, o którym zaraz opowiem anegdotę. Pan Bronek miał też za zadanie wręczać ordery tym autorom, którzy byli, z punktu widzenia dalszej obróbki propagandowej społeczeństwa, zwanego targetem w żargonie sprzedawców, potrzebni. I taki order od pana Bronka dostał, wspominany tu wczoraj Sławomir Koper.

Jak napisałem wyżej, zakwestionowanie tego systemu jest niemożliwe, albo prawie niemożliwe, albowiem nie ma w Polsce autora, wliczając w to akademię, który pozostałby obojętny wobec, nawet nie bardzo wysokich honorariów. Wszyscy ewentualni polemiści skazani są na klęskę, bo paraliżuje ich świadomość, że tamci sprzedają i zarabiają w systemie, który gwarantuje państwo, a oni mogą tylko patrzeć. Jeśli zaś się odezwą, natychmiast zarzuci im się zawiść i niskie pobudki. Ponieważ ja się już do tych zarzutów przyzwyczaiłem, mogę o tym pisać spokojnie. Potrafię też sam wywołać sytuację przymusową i nie muszę w tej kwestii prosić o pomoc pana Bronka. Aha, miała być anegdota, bez nazwisk oczywiście. Kiedyś jeden z naczelnych resortowego tygodnika, na którego łamach, w czasie największych moich zmagań o przeżycie, umieściłem kilka tekstów, opowiedział mi pewną historię. Było to w tych szczęsnych czasach, kiedy do redakcji, nawet finansowanej przez ministerstwo, dawało się wejść z ulicy i nikogo to nie dziwiło. Potem założyli bramki, domofony i temu podobne ograniczenia. Było to też zanim wspomniany tu naczelny zaczął na mój widok ukrywać twarz w dłoniach i wołać od progu – to znowu pan?!

Próbowałem bowiem wciskać mu wszystko co uznawałem za minimalnie choć zbliżone do tematyki pisma. I kiedyś, gdy zabrakło mi już pomysłów, a on był bardzo mną zmęczony, zaproponowałem, że pojadę do Pruszkowa i zrobię wywiad z Komorowskim. A nikomu się wtedy jeszcze nie śniło, że PiS obejmie władzę, a co dopiero, że będzie Smoleńsk i Komorowski zostanie potem prezydentem. Ledwie skończyłem zdanie, a mój rozmówca, człowiek jak najbardziej zakorzeniony w systemie i rozumiejący wszystkie poważne zależności, których istnienia ja nawet nie podejrzewałem, spojrzał na mnie uważnie i ze smutkiem. Tak, jak dzieci patrzą na martwego ptaszka znalezionego na drodze, i powiedział – panie Gabrysiu? Z Komorowskim? To jest facet, który gada do podłogi. Od tego momentu moja wiedza na temat pana Bronka była pełna i gwarantowana, i nigdy, ani przez jeden moment nie dałem się zwieść temu uśmiechowi i tym przemówieniom. Co innego ludzie z uniwersytetu. Oni przyjęli gwarancje i stanęli w jednym szeregu z gościem, który gadał do podłogi. Inni zaś przyjęli odeń order.

No, ale dość już żartów. To co wczoraj się ujawniło, czyli gwarancje administracyjne dla publikacji akademickich sprzedawanych w formie felietonów poprzez podręczniki i publikacji masowych, rzekomo popularyzujących historię, powinno budzić głęboki sprzeciw wszystkich ludzi, którzy nie gadają do podłogi, a komunikują się między sobą. To ważne, bo autorzy, którzy przyjęli gwarantowaną przez administrację ofertę sprzedaży z miejsca przestają uprawiać ten rodzaj komunikacji i gadają już wyłącznie do sęków w deskach pod ich stopami, albo do klepek. Co było do okazania wczoraj.

Przy okazji, w jednym z wywiadów, Maria Poprzęcka wyznała, że uwielbia Matejkę, a także, że pisała wiele o Matejce. Może ktoś znajdzie jakieś teksty dotyczące obrazu „Stańczyk”? Będziemy mogli się wreszcie zapoznać z jedynie słuszną i gwarantowaną interpretacją tego dzieła. Może wreszcie wyjaśni się, co tam – w dziele dotyczącym upadku Smoleńska w roku 1514 – robi napis Żmudź 1533? Kto jak kto, ale Maria Poprzęcka z pewnością to wyjaśniła.

Zostawmy już panią profesor i skupmy się na popularyzatorach. Ludzie ci przepisują z lekko tylko zmienionym zaśpiewem to, co dawno temu o postaciach również administracyjnie uwikłanych, a dziś nazywanych luminarzami polskiej kultury, napisała Barbara Wachowicz, dziś już świętej pamięci. Osoba, w mojej, być może błędnej ocenie, ciężko zaburzona, która z kolportażu mitomanii gwarantowanej administracyjnie zrobiła sobie sposób na życie.

Z czym mi się kojarzy Sławomir Koper? Człowiek, który stoi na prawym skrzydle systemu dystrybucji gwarantowanej (lewe zajmuje Poprzęcka)? Z pewną anegdotą. Kiedyś na spotkaniu w Błoniu, pan Sławomir, który przemawia ze swadą i przekonaniem, co gwarantuje mu stałą i gorącą sympatię pań, powiedział, że jak się czasem w tekście umieści brzydkie słowo „kurwa”, to bardzo to wzmaga zainteresowanie książką i poprawia tę całą popularyzację.

Przyznam, że choć mam dużą łatwość używania, a nawet nadużywania wymienionego wyrazu (wyznaję to ze wstydem i skruchą), a także innych, o wiele barwniejszych i bardziej dynamicznych, nie wpadłem na pomysł, by umieszczać je w książkach. A już na pewno, nie liczyłbym przy tym na zwiększenie zainteresowania. Takie rzeczy oczywiście mogą mieć miejsce, ale w innej sytuacji. Na przykład kiedy stoimy pod sklepem i golimy wisienkę, a potem wraz z innymi konsumentami wykrzykujemy wymieniony wyraz z przeróżnych kontekstach, obyczajowych głównie, śmiejąc się przy tym wesoło. To na pewno zwiększy zainteresowanie. Mam na myśli zainteresowanie policji rzecz jasna. Sławomir Koper jednak myśli inaczej i za to dostaje order od faceta, który gada do podłogi. To ciekawe moim zdaniem. Niestety nie bardzo rozwojowe. No, ale mogę się mylić. Niedawno zastanawiałem się, kogo teraz zdemaskuje Sumliński, skoro wszyscy są już zdemaskowani? Nie mogłem odgadnąć, a odpowiedź była prosta – zdemaskuje Szumowskiego. Podobnie może być z Koperem. Już wszystko było: największe skandale, największe biusty, największe afery, największe tajemnice, etc, etc….. W zasadzie zostało już tylko porównywanie wielkości przyrodzenia sławnych ludzi. Czekam na to z jasnym czołem zaciekawiony, w jaki też sposób administracja przerobi to na przymus sprzedażowy i spopularyzuje.

Na koniec słowo o korzyściach. One muszą być masowe i także gwarantowane. To zaś wyklucza, że ktokolwiek z czytelników wzbije się ponad poziom książek Kopera. Ów zastój także musi być gwarantowany i to jest pewna tradycja. Ona jest zwykle wyszydzana przez ludzi aspirujących, albo nie rozumiejących systemu, w którym tkwią, takich jak profesorowie nauk humanistycznych. Otóż zwieńczeniem wszystkich zabiegów o oświatę ludu i końcowym tej oświaty etapem jest zawsze lektura książek przedwojennego autora piszącego pod pseudonimem Leo Belmont. Oto tytuły niektórych jego dzieł:

 

Markiza Pompadour, miłośnica królewska

Zaślubiny śmierci

Pani Dubarry

Kapłanka miłości Ninon de Laclos

Lady Hamilton

Messalina

Dwużeniec?

Jak widzimy, Koper idzie pewnym starym, wytyczonym dawno temu szlakiem. Nie sądzę, by cokolwiek rozumiał z tych okoliczności, ale też nikt od niego tego nie wymaga. Myślę też, że jest tańszy w utrzymaniu niż Belmont, a także, że współcześni Belmontowie przesunięci zostali do innych, bardziej odpowiedzialnych zadań. Gwarantowaną administracyjnie sprzedaż pozostawiono zaś ludziom, którzy odwalają czarną robotę. Mają przy tym wiele radości i są traktowani serio przez czytelników. Tyle, że cały ten system nie jest traktowany serio przez nakładcę. No, ale to wiemy my tutaj i nikt więcej.

Oto biografia Leo Belmonta https://pl.wikipedia.org/wiki/Leo_Belmont

Jak widzimy był to człowiek znacznie od Kopera, czy nawet Marii Poprzęckiej poważniejszy. Zajmował się serio komunikacją, był prawnikiem, założył związek esperantystów, popularyzował literaturę obcą. No i chyba nie używał w swoich tekstach brzydkich wyrazów. Od jego czasów, trzeba to rzec koniecznie, zostaliśmy jednak poważnie zdegradowani.

 



tagi: książki  sprzedaż  uniwersytet  popularyzacja  administracja państwa  poprzęcka  koper 

gabriel-maciejewski
30 sierpnia 2020 10:04
12     2187    9 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

ewa-rembikowska @gabriel-maciejewski
30 sierpnia 2020 10:22

Może Koper chce przebić Elwirę Watałę?

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @gabriel-maciejewski
30 sierpnia 2020 12:05

Elwira już się nie liczy. Była sławą lokalną i chyba nie miała gwarancji administracyjnych

zaloguj się by móc komentować

Brzoza @gabriel-maciejewski
30 sierpnia 2020 14:33

> powtórzę – jeśli kaganek oświaty przeniesie się pod strzechę, to wszystko się zjara

> wciskać mu wszystko co uznawałem za minimalnie choć zbliżone do tematyki pisma. I kiedyś, gdy zabrakło mi już pomysłów, ...  zrobię wywiad z Komorowskim. ... Z Komorowskim? To jest facet, który gada do podłogi.

> Już wszystko było: największe skandale, największe biusty, największe afery, największe tajemnice, etc, etc….. W zasadzie zostało już tylko porównywanie wielkości przyrodzenia sławnych ludzi.

> System ten w zasadzie jest nie do zakwestionowania, albowiem jak można zakwestionować intencję człowieka, który chce zapoznać lud z treściami najpierw prostymi, a potem coraz bardziej złożonymi, by wreszcie dać temu ludowi szansę na zapoznanie się z czymś naprawdę wyrafinowanym ... zwieńczeniem wszystkich zabiegów o oświatę ludu i końcowym tej oświaty etapem jest zawsze lektura książek przedwojennego autora piszącego pod pseudonimem Leo Belmont "miłośnica królewska" "Dwużeniec? " "Kapłanka miłości "

 

:-) :-) :-)

 

 

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @gabriel-maciejewski 30 sierpnia 2020 12:05
30 sierpnia 2020 14:34

Znaczy zastąpił ją Koper. Ten to ma gwarancje wszelakie. Robi to samo tylko w sposób bardziej stonowany.

zaloguj się by móc komentować

cbrengland @gabriel-maciejewski
30 sierpnia 2020 16:27

Od tego momentu moja wiedza na temat pana Bronka była pełna i gwarantowana, i nigdy, ani przez jeden moment nie dałem się zwieść temu uśmiechowi i tym przemówieniom.

Popatrz, a ja mam tak, że ja nie wysłuchałem żadnego przemówienia polityka polskiego, tudzież zagranicznego, od bodaj, jak dobrze pamiętam 1989 roku, naprawdę. Wcześniej był ten Wałęsa i Solidarność jeszcze w latach 1980/81 i słuchałem, co mówi. Potem wysłuchałem w tv Jaruzelskiego, co ma do powiedzenia w kwesti Stanu Wojennego. Potem zdaje się co nieco Rakowskiego, bo to było takie nowe dla mnie wtedy. A potem po 1989 Mazowiecki, Michnik, Kuroń, w Sejmie tak, tak.

Czy ja coś straciłem? Nie.

zaloguj się by móc komentować

qwerty @cbrengland 30 sierpnia 2020 16:27
30 sierpnia 2020 17:07

tzw. polityce w RP są od wyslawiania sie na kazdy temat, jak przychodzi do konkretów? to: znowu w życiu mu nie wyszło lub odpowiedź: przeciez jest ustawa której byłem inicjatorem, a że nie działa? no to .... z tego

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @gabriel-maciejewski
30 sierpnia 2020 18:52

W wieku ok. 15 lat w technikum starsza pani od polskiego "przerabiała" z nami Mickiewicza, a kolegów interesowało przede wszystkim ile miał dzieci i czy były jakieś nieślubne. Były to złośliwości, ale takie "szerokie zainteresowania" miała i chyba ma dotychczas młodzież w tym wieku. To jest "elektorat" tych różnych książeczek wyżej czy wcześniej wspomnianych. Z wiekiem, na szczęście, "zainteresowania" się zmieniają. Niektórzy przechodzą od "teorii" do praktyki", a wtedy takie książeczki w ogóle nie robią wrażenia! I dotyczy to chyba (nie prowadziłem niestety takich badań:) większości.

Niemniej jednak problem jest poważny, bo można, a nawet trzeba młodzież zainteresować innymi tematami.

zaloguj się by móc komentować

tomciob @gabriel-maciejewski
31 sierpnia 2020 00:18

Witam. W każdej notce jest jakieś jedno zdanie które mnie zaskakuje. I ja z tym zdaniem najczęściej się zgadzam ale nie mam przymusu polemiki. Notuję je i tyle. W tej notce jest to zdanie o tym, że tego całego systemu "nakładca" nie traktuję serio. Myślę, że akurat jest zupełnie odwrotnie. Ale tak jak napisałem nie mam przymusu polemiki. Natomiast rzuciłem okiem na Belmonta i tam jest ciekawie. Drugi przypis w Wikipedii to pdf do dziennika Czerniakowa i dla tego pdf-a warto było przeczytać notkę i trochę w niej poszperać. To niezwykła wprost lektura. Dzięki niej na przykład dowiedziałem się (no w szkole o tym nie było) że były:

Sowieckie naloty na Warszawę w czasie II wojny światowej - Wikipedia.pl

Ten dziennik Czerniakowa wart był pochylenia się nad notką. Dziękuję

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @tomciob 31 sierpnia 2020 00:18
31 sierpnia 2020 07:22

Myślę, że nie rozumie pan wyrazu nakładca

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @Andrzej-z-Gdanska 30 sierpnia 2020 18:52
31 sierpnia 2020 07:23

Wiele osób z wiekiem się nie zmienia

zaloguj się by móc komentować


gabriel-maciejewski @ewa-rembikowska 30 sierpnia 2020 14:34
31 sierpnia 2020 07:34

Tak, dystyngowany, a jak pije kawę, to trzymając filiżankę odgina mały paluszek. Taki z niego arystokrata

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować