Realizm magiczny, realizm komiczny czyli ulica Muezinów
Rozmawiałem wczoraj z Tropicielem, który czyta akurat „Wojnę końca świata” Llosy. Trochę się zagadaliśmy i wyszło nam, że ten cały realizm magiczny, tak przecież popularnych po wojnie, który się – o ile dobrze pamiętam – zaczął od książki o dyktatorze Paragwaju nazwiskiem Francia, służy tylko temu, żeby wyplenić w ludzie pojęcia i postaci wywodzące się z Ewangelii. To nie jest jakieś szczególnie nowe spostrzeżenie, ale po przeczytaniu książeczki o Cristiadzie, którą wydaliśmy w zeszłym roku wychodzi na to, że cała Ameryka Południowa, kontynent wychowany przecież przez zakonników, myślała i czuła wyłącznie w rytmach narzuconych przez Kościół. Doświadczenia meksykańskie pokazały, że wyplenić się tego w żaden sposób nie da. Żadne rewolucje, rozstrzeliwania i temu podobne atrakcje nie skutkują, a więc do rzeczy trzeba zabrać się innymi metodami. Ciekawe co za wydawnictwo zainwestowało pierwsze w ów realizm magiczny i kto zajmował się jego promocją, również w Polsce. Ja tego teraz nie mogę sprawdzić, bo wokoło szaleją burze i w każdej chwili może zgasnąć światło. No, ale może Wam się uda.
Realizm magiczny skończył się równie nagle jak się zaczął, a to co w Ameryce Południowej było lansowane w latach dziewięćdziesiątych nie miało już ani siły, ani polotu wcześniejszych dzieł tych wszystkich wielkich pisarzy, których tak lubiliśmy. Taki na przykład Carlos Fuentes z Meksyku, który nawet swego czasu był w Polsce, to już jest prawdziwa nędza, wyżywająca się jedynie w budowaniu coraz bardziej kuriozalnych sytuacji damsko-męskich. Tak to zresztą było i z samym magicznym realizmem. Ile człowiek może znieść tej magii? Przydałoby się jakieś mięcho. No i właśnie dlatego Llosa po „Wojnie końca świata” napisał „Pantaleona i wizytantki”. Był, jak powiadam, cały ten projekt wymierzony wprost w lud, który wierzył, że święci chadzają po ziemi, że można ich spotkać w brazylijskim interiorze, w lud, który wierzył w sens pracy od świtu do nocy i w karę bożą, która spada na każdego grzesznika. Taki lud w żaden sposób nie mógł się przydać nikomu. Należało go więc przepuścić przez postępowe uniwersytety, jak przez maszynkę do mięsa, a następnie dać mu do czytania coś ciekawego. Dziś to już jest chyba niepotrzebne, bo narkotyki i telewizja zastąpiły całkowicie literaturę.
Kiedy w Ameryce triumfował realizm magiczny w Polszcze naszej nastał czas realizmu komicznego, z którym ja się teraz zmagam, czytając córce „Niewiarygodne przygody Marka Piegusa”. One są rzeczywiście niewiarygodne, bo Edmund Niziurski był wybitnym pisarzem, tak go przynajmniej zawsze określano. To oznacza, że trzymał zawsze konwencję i nie dopuszczał do tego, by w książce dla dzieci pojawiały się jakieś niepotrzebne, podprogowe treści, tak jak to miało miejsce u Nienackiego. Ponieważ jednak w książkach Niziurskiego zawsze pojawiają się jakieś tajemnicze szyfry, wiadomości schowane w tekście, listy o pozornie niezrozumiałej treści, trudno przypuścić, żeby sama książka wolna była od takich zagadek. Wczoraj trafiłem na jedną i uznałem ją początkowo za proroctwo, ale teraz sam nie wiem czym ona jest. Nie wiem czy pamiętacie dobrze Marka Piegusa. Tam jest taki zastęp harcerzy, którzy są sierotami w większości, w dodatku przedwcześnie dojrzałymi. Oni współpracują z milicją, ścigają przestępców, pomagają ludziom i w ogóle robią dużo dobrego. I wyobraźcie sobie, że ich centrala mieście na przy ulicy Muezinów. Kapujecie – ulica Muezinów!!!! Mamy koniec lat pięćdziesiątych, mamy jedenastoletnią szkołę męską i tam jest, w mieście stołecznym Warszawie jak mniemam, ulica Muezinów. Czy ktoś ma jakieś propozycje skąd się tam wzięła?
Rozumiemy doskonale, że Niziurski nie mógł pisać innych książek, nie wiemy dokładnie kim był, ale miał niewątpliwy talent, choć w jego książkach można znaleźć wiele niekonsekwencji. Oto w szkole Marka Piegusa są dziewczyny, o czym dowiadujemy się z jednego z pierwszych rozdziałów, a w kolejnym czytamy, że była to szkoła męska. No i ta ulica Muezinów….jasny szlag...niebawem niektórzy z nas też mogą zamieszkać przy ulicy Muezinów, ale przecież Niziurski nie mógł przewidzieć takich rzeczy.
Realizm komiczny, w czasach kiedy po więzieniach siedzieli ludzie z AK, był jak się domyślamy bardzo potrzebny. Młodzież współpracująca z milicją i ratująca ludzi z najgorszych opresji także była potrzebna, szczególnie w popowstaniowej Warszawie. Tak chyba należy, poważnie do rzeczy podchodząc, oceniać dziś takie projekty jak Edmund Niziurski. Jeśli więc skonstatujemy powyższe, wychodzi na to, że powrócić musimy do tego o czym mówiłem w Gdyni – nasza misja polega na tym, żeby utrwalać gawędy, które uznajemy za ważne i potrzebne. Nie na tym, by dokonywać coraz bardziej powierzchownych demaskacji i nie na tym, by aspirując do akademii wygłaszać wykłady o końcu cywilizacji europejskiej, popijając przy tym kawusię.
Od wielu lat próbuję sobie odpowiedzieć na pytanie; dlaczego Kościół dopuszcza do tego, by jego misja była bez przerwy negowana i wyszydzana przez projekty takie jak realizm magiczny i realizm komiczny, projekty o bardzo praktycznej i mocno określonej funkcji. Dlaczego nie istnieje żadna poważna organizacja w Kościele, która by się tym projektom przeciwstawiła. Jest tam za to mnóstwo organizacji, które działając na rynku wydawniczym robią rzeczy niepoważne i słabe, ograniczając się w zasadzie tylko do reagowania na to, co podsuwa przeciwnik. Mam mnóstwo wątpliwości, jeśli idzie o moje własne działania i często myślę, że robię źle, że tak nie wolno, bo niby kto mi dał prawo do takiego stawiania spraw, jak w tym, czy we wczorajszym tekście? Może to właśnie tak ma być, że Kościół w tym bezwładzie, reagując słabo na to co tam przychodzi z zewnątrz doczeka do lepszych czasów, a może nawet do ich końca. Bo właściwie czemu nie…
Zaraz mi jednak przechodzi, bo wiem, że ów bezwład spowodowany jest li tylko chęcią przejedzenia budżetów przeznaczonych na walkę z wrogą propagandą. Niczym więcej. Nie ma poza tym w Kościele takiej dyscypliny finansowej jaka jest w gangach i nie ma takiej konsekwencji jeśli idzie o rozliczanie z twórczości. Każdy kto zrobi cokolwiek, nawet słabego, nawet głupiego, przyjmowany jest z entuzjazmem. No i na odwrót – zbytnie zaangażowanie spotyka się z nieufnością, bo podszyte bywa resentymentem i agresją, a chodzi o to przecież, by być dobrym. Tak jak chłopcy z ulicy Muezinów, którzy uratowali pana Cedura i kuzyna Alka przed lwami co chciały ich pożreć. Wieńczysław Nieszczególny bowiem podstępem wprowadził ich do klatki z lwami, ale chłopcy z zastępu detektywów wiedzieli, że lwy w klatce występowały wcześniej w cyrku i miały tam pokazowy numer z lustrami. Przynieśli więc do zoo lustra i wywabili zwierzęta z klatki. Naprawdę tak było. Wszyscyśmy się z tego śmiali i wszystkich nas to bawiło do łez kiedy byliśmy dziećmi, a niektórych bawi do dziś. A wszystko to działo się w zrujnowanej Warszawie końca lat pięćdziesiątych, kiedy po ulicach jeździły jedynie milicyjne gaziki i nieliczne jeszcze samochody marki „Warszawa”...ho, ho, tak, tak….
Zapraszam na stronę www.basnjakniedzwiedz.pl Michał idzie na urlop, więc FOTO MAG będzie na razie zamknięty. Zapraszam jednak do Tarabuka, do księgarni Przy Agorze w Warszawie. Do antykwariatu Tradovium w Krakowie, do sklepu Gufuś w Bielsku Białej, do sklepu Hydro Gaz w Słupsku i do księgarni Konkret w Grodzisku Mazowieckim.
tagi: kościół książki państwo marek piegus
![]() |
gabriel-maciejewski |
10 sierpnia 2017 09:22 |
Komentarze:
![]() |
Jacek-Jarecki @gabriel-maciejewski |
10 sierpnia 2017 10:36 |
Z "realizmem magicznym" trochę przesadzasz. Inaczej, masz rację, że w czasach, gdy został ukuty i obiegł świat ten termin, rozmaite diabły były tam czynne. Początki, czyli formowanie się tego dziwnego prądu literackiego tkwią w prostym dążeniu do sukcesu, jakim dla tamtejszych pisarzy było zdobycie jakiegokolwiek uznania Europie ( czytaj: w Hiszpanii i Portugalii). Ameryka Południowa była literacką prowincją w stopniu wprost nieprawdopodobnym, gdyż aspirowała do uznania w językach, już wcześniej uznanych za prowincjonalne. Dlatego pojedyncze sukcesy, autorów takich jak ślepnący Borges, powodowały lawinę mniej czy bardziej udatnych naśladownictw, co z kolei łatwo było nazwać, uwznioślić i rozpropagować ( wykorzystać ).
Całość wzięła się z nędzy wyobraźni ( podobnie jest teraz w powieści gatunkowej, gdy pisarze z niej wykastrowani w kołysce, z powodzeniem sprzedają swoje łże fantastyczne twory, a doskonale im to idzie, gdyż szeroka publika również nie ma za grosz wyobraźni. Stąd sukcesy szkolnych bajęd takiej Rowling, słabszych niż produkowane przez pana Niziurskiego ) tak wielkiej, że krążyły poradniki, jak powieść współczesną uczynić "realną magicznie" i sprzedać korzystnie anglojęzycznym wydawnictwom.
Też miałem okres fascynacji tą literaturą, ale już jako sprytny szesnastolatek dostrzegłem, że ktoś mnie robi w konia. Ostał się meni jeno Borges, ale on, miał akurat ten cały realizm magiczny za wyjątkowe gówno i jako człowiek średniowiecza, zafascynowany budową i udoskonalaniem Modelu, przetrwał tę hucpę na uboczu.
![]() |
gabriel-maciejewski @Jacek-Jarecki 10 sierpnia 2017 10:36 |
10 sierpnia 2017 10:41 |
No nie wiem....mnie się zdaje, że to gadanie o prowincjonalności Ameryki to jest właśnie oszustwo. Tam się dzieją same ważne rzeczy i prowadzi się nieustające eksperymenty socjologiczne, od wspomnianego doktora Francii począwszy...
![]() |
Jacek-Jarecki @gabriel-maciejewski |
10 sierpnia 2017 10:51 |
Teraz? Być może. W latach 60/70 to był tygiel i to było jawne. Kuba, bandyci od Che, te wszystki skurwysyny, wynoszone na uniwersyteckie ołtarze w USA i Europie. Mieli swoje minuty.
![]() |
gabriel-maciejewski @Jacek-Jarecki 10 sierpnia 2017 10:51 |
10 sierpnia 2017 11:00 |
Wtedy też, od samego początku to był eksperyment, nie żaden tygiel...no, ale mogę się mylić.
![]() |
mniszysko @gabriel-maciejewski |
10 sierpnia 2017 11:07 |
..."dlaczego Kościół dopuszcza do tego, by jego misja była bez przerwy negowana i wyszydzana przez projekty takie jak realizm magiczny i realizm komiczny"...
Ja bym odpowiedział w ten sposób. Od strony jak najbardziej serio pojętego realizmu mistycznego jest "ten, który nie przepuszcza żadnej okazji" i to jest jego stulecie. Większość papieży począwszy do Leona XIII jest tego świadoma.
Patrząc na historię zauważ Coryllusie, kiedy siła Kościoła zaczęła słabnąć w sposób znaczący i bardzo dostrzegalny. Implicite jest to zawarte w twoich Baśniach jak niedźwiedż. Zaczęło się to od kasaty jezuitów, którzy trzymali edukację. Potem pojawiły się ministerstwa "oślepienia publicznego". Szkół katolickich jest tyle co kot napłakał i są one pod ciężkim reżimem tegoż ministerswa. My sami jesteśmy po tych szkołach. Przecież ty sam Coryllusie nie posyłasz dzieci do innych szkół. Ten cały narybek, trafia do Kościoła, który ma to przerobić. Do seminariów i uniwerstytetów kościelnych też, gdzie już wykłada od pokoleń, narybek ze szkół "oślepienia publicznego". Ostatni front walki, który ma zamknąć możliwość odrodzenia się szkół kościelnych to astroturfingowe skandale pedofilskie, koniecznie związane z katolicką edukacją.
Pytam się więc jak ma być inaczej ?!?
Dla mnie to że Kościół jako samodzielny byt o własnej tożsamości jeszcze istnieje i próbuje o to istnienie walczyć to jest cud, potwierdzający jego boską naturę.
Na koniec jeszcze jedna uwaga. Sam mimochodem dajesz odpowiedź. Przeciwwagą do realizmu magicznego czy komicznego jest realizm mistyczny lub anielski. Ale kto dzisiaj pisze w takiej konwencji? Kiedyś, wieki temu próbowała robić to hagiografia. Dzisiaj już nie mamy żywotów świętych dzisiaj mamy życiorysy świętych, eh!
![]() |
Jacek-Jarecki @gabriel-maciejewski |
10 sierpnia 2017 11:09 |
Zawsze należy przyjmować takie założenie, ale robić i pisać swoje. Jak to mówią: wedle swojej najlepszej wiedzy.
![]() |
mniszysko @gabriel-maciejewski 10 sierpnia 2017 11:00 |
10 sierpnia 2017 11:16 |
Te wszystkie eksperymenty zostały poprzedzone redukcjami paragwajskimi czy cudem Gaudelupe. One mają to unieważnić. Twoja intuicja według mnie jest słuszna. Jednym z ostatnich prób unieważnienia była tzw. teologia wyzwolenia. Ale dzięki św. Janowi Pawłowi II, który oddelegował do tego zadania wtedy ks. Józefa kard. Ratzingera nie wyszło to tak jak zamierzyli.
Wyobraź sobie potencjał Brazylii, która ma broń atomową i program kosmiczny i która pozostałaby krajem katolickim. To całkowicie zmienia układ sił. Trójmorze przy tym to pikuś ...
Najlepsze jest to że zwyczajni Brazylijczycy są tego świadomi.
![]() |
jolanta-gancarz @Jacek-Jarecki 10 sierpnia 2017 10:51 |
10 sierpnia 2017 11:51 |
Cały tzw. Nowy Świat był od początku miejscem różnych eksperymentów. Zarówno w pozytywnym (jezuickie redukcje), jak negatywnym (nowożytne niewolnictwo, rzeź Indian w Ameryce Pn.) sensie. To tam równiez testowano wszelkie ruchy rewolucyjno - wyzwoleńcze, poczynając od powstania USA (z pomocą Francji, za co się po kilkunastu latach Imperium zemściło rewolucją i dekapitacją króla), poprzez "wyzwalanie się" hiszpańskich, czy portugalskich kolonii w Ameryce Łacińskiej, rewolucję masońską w Meksyku (Cristiada jako reakcja), komunizm na Kubie, teologię wyzwolenia, niszczącą Kościół od wewnątrz, nie mówiąc o udziale marranów w kolonizacji. A teraz mamy ekspansję protestantyzmu w tempie geometrycznym (tu np. o Brazylii: https://pl.wikipedia.org/wiki/Protestantyzm_w_Brazylii). Zresztą początki też sięgają XVI wieku, jako eksperymenty religijno - socjologiczne. Ze względu na ówczesne możliwości komunikacyjne jeszcze nie udane, ale nadrabiają teraz (właściwie poczynając od XIX w., wraz z pomocą anglo - amerykańskich misjonarzy w wyzwalaniu spod władzy europejskich metropolii).
Literatura, w dobie powszechności oświaty, jest w tych eksperymentach tylko jednym z narzędzi. Stopniowo uzupełnianym przez telewizję (kiedyś Toyah coś o tym pisał na przykładzie Brazylii), film oraz media elektroniczne. Nie wiem jak to jest w przypadku Ameryki Łacińskiej, ale ponoć dostęp do Internetu jest w całej niemal Afryce, drogą radiową, niemal powszechny. Komórka w każdej chacie!
No i przy władzy, w większości krajów Ameryki Łacińskiej, jest kolejne pokolenie wychowane na realizmie magicznym.
![]() |
bendix @mniszysko 10 sierpnia 2017 11:16 |
10 sierpnia 2017 11:58 |
Jest jeden problem: Brazylijczycy mówia po "portugalsku" a reszta AP jest hiszpańskojęzyczna. Ta reszta ma przekonanie że hiszpański jest jedynym językiem bo są otoczeni przez takich samych sąsiadów.
![]() |
pink-panther @gabriel-maciejewski |
10 sierpnia 2017 12:04 |
Wspaniały tytuł notki. Na ten „realizm magiczny” poszła straszna kasa za Gierka. Wydawano to w serii „proza iberoamerykańska” i ona miała wykuwać „inteligencję pracującą miast i wsi nad Wisłą”. Była cała seria -łącznie kilkadziesiąt sztuk. Pamiętam kilka tytułów i jedną okładkę: do książki „Pantaleon i wizytantki”Mario Vargasa Llosy, którą stworzył sam Waldemar Świerzy, współtwórca polskiej szkoły plakatu. Te książki były wydawane i przez Wydawnictwo Literackie i przez PIW, ale już „luzem”. Okładka Świerzego była z PIW. Obecnie widzę wznowienia. A „Pantaleona i wizytantki” czyli „magiczny kryminał o stworzeniu lotnej służby wizytantek w garnizonach wojskowych Amazonii” (czyli lotnej brygady prostytutek) to nawet w 2007 r. wydało Wydawnictwo „Znak”. Co jest znakiem samo w sobie. Było to rycie beretów ale chyba się nie przebiło poza Warszawę i większe miasta wśród tzw. inteligencję aspirującą.
Zaczęło się chyba w roku 1968, kiedy tajemnicza pani Chądzyńska przetłumaczyła dla Wydawnictwa Literackiego Julio Cortazara „Grę w klasy” a pompowane było jeszcze w latach 80-tych.
Pani Chądzyńska miała przyjemność być drugą żoną pana Gajewskiego, ambasadora PRL w Paryżu, którego erotyczne kłusownictwo doprowadziło do upadku politycznego (poderwał żonę pracownika Dowództwa NATO w Europie). A opisał go w nowelce „Honolulu” pisarz Nowakowski. Bardzo pouczające.
http://www.proszynski.pl/index.php?mod=recenzje&rcid=624&pid=4124
![]() |
Jacek-Jarecki @jolanta-gancarz 10 sierpnia 2017 11:51 |
10 sierpnia 2017 12:05 |
Zabawne, bo akurat piszę powieść pod roboczym tytułem "Negocjator" gdzie eksperyment społeczny w globalnej skali, poczęty zostaje w Ameryce Południowej, co świadczy o tym, że ten "trynd" nie jest mi obcy.
![]() |
pink-panther @mniszysko 10 sierpnia 2017 11:07 |
10 sierpnia 2017 12:05 |
"Oślepienie publiczne" - wspaniały termin. W punkt.
![]() |
Jacek-Jarecki @pink-panther 10 sierpnia 2017 12:05 |
10 sierpnia 2017 12:07 |
Cudowny!
![]() |
jolanta-gancarz @Jacek-Jarecki 10 sierpnia 2017 12:05 |
10 sierpnia 2017 12:24 |
To czekamy na piorunujący efekt;-).
A co do eksperymentów, to wiadomo nie od dziś, że te niebezpieczne lepiej testować z dala od domu. Żeby się skutki nie zemściły na eksperymentatorach, jak te gazy bojowe, dmuchnięte przez wiatr na własne okopy;-). Ameryka Łacińska, wciąż jeszcze formalnie katolicka, jest jak atol Bikini, albo pustynia w Nevadzie...
![]() |
rac @gabriel-maciejewski |
10 sierpnia 2017 12:25 |
To się chyba zaczęło jednak w Niemczech lat 20-30 od ruchu w malarstwie (ależ to był eksperymentalny tygiel). W Polsce pierwszy był wydany zdaje się komunista Italo Calvino ("Rycerz nieistniejący" - 1963). Człowiek, którego rodzice wyznawali mieszaninę wolnomularsko-republikańsko-anarcho-marksistowską (tak to referuje angielska Wiki - "parents' bielifs" :-) a Italo wysłali do angielskiej szkółki przedszkolnej St George's College oraz szkoły podstawowej prowadzonej przez... Waldensów.
Po rozczarowaniu komunizmem w czasie tłumienia powstania na Węgrzech Calvino zrezygnował z aktywnego udziału w polityce i nie zapisał się do innej partii, spotkał się z ostracyzmem partii Palmiro Togliattiego i pewnie dlatego żeni w Havanie się z argentyńską tłumaczką Esther Judith Singer i wielbi Ernesto "Che" Guevarę. Takie to ciekawe towarzystwo.
Jak najbardziej świadomie sięgali oni po głębokie struktury pogańskich baśni - Calvino "zbierał" włoskie bajki (tłumaczył je z dialektów na literacki) i studiował Władimira Proppa. Mamy lustrzane odbicie nazistowskiej fascynacji baśniami germańskimi. Przeszczepili to na grunt amerykański i wróciło jako "wielka" literatura iberoamerykańska.
![]() |
rac @gabriel-maciejewski |
10 sierpnia 2017 12:41 |
I jeszce jeden, tym razem rodzimy, kwiatek - Sapkowski siegający garściami po motywy bajeczne jest wielbicielem waldensów. On już raczej nic nie napisze, ale biznes się rozwija.
![]() |
OdysSynLaertesa @gabriel-maciejewski |
10 sierpnia 2017 12:42 |
Dla dorosłych "być jak" Malkovich (albo inny Bond). Dla młodzieży jest Aragorn (albo Gandalf). A dla dzieci Harry Potter. Kto by tam "chciał być" jak Andrzej Bobola
![]() |
Jacek-Jarecki @jolanta-gancarz 10 sierpnia 2017 12:24 |
10 sierpnia 2017 12:43 |
Hi... Pewnie jutro, będę reklamował skończone już dzieło. Gospodarz wyraził zgodę.
![]() |
gabriel-maciejewski @rac 10 sierpnia 2017 12:41 |
10 sierpnia 2017 12:45 |
To mnie właśnie zdumiewa....że oni nie potrafią wymyślić nic swojego...
![]() |
OdysSynLaertesa @pink-panther 10 sierpnia 2017 12:05 |
10 sierpnia 2017 12:49 |
No właśnie. Tak to się powinno oficjalnie nazywać zgodnie z funkcją i owocami jakie z tego "oświecenia" wynikły.
Dziękować Bogu że choć Kościół choć mocno doświadczony został (a ataki nie ustają ani na moment) to jednak wciąż żywy i ciągle "własnym" światłem zaświecić potrafi
![]() |
pink-panther @rac 10 sierpnia 2017 12:25 |
10 sierpnia 2017 12:50 |
Nie jest przypadkiem, że cała seria "literatury iberoamerykańskiej" jest ozdobiona wzorkami azteckimi. A cała "arystokracja południowoamerykańska" to masoneria.
![]() |
mniszysko @Jacek-Jarecki 10 sierpnia 2017 12:43 |
10 sierpnia 2017 13:06 |
Nie mogę się doczekać!
![]() |
pink-panther @jolanta-gancarz 10 sierpnia 2017 12:24 |
10 sierpnia 2017 13:25 |
O "zaniku wiary katolickiej" i o "wzroście protestantyzmu" w Ameryce Południowej możemy się dowiedzieć z portalu Fronda, który z kolei "ściągnął dane" z opracowania Pew Research Center z 2012 r. Z tym, że założycielem tej "agencji wywiadowczej" był pan Pew - prezbiterianin amerykański a opracowanie było efektem "projektu Pew-Templeton". Templeton już grasuje w Polsce a główny przedstawiciel tej rodziny miliarderów rzucony na odcinek "dobroczynności" ma ambicje wypracowania jakiegoś "multireligijnego wyznania", co "wiadomo, co oznacza". Więc oczywiście należy liczyć się z tym, że idzie amerykańska lewicowa kasa na lewactwo w Ameryce Płd. a kasa oznacza - atrakcyjność "nowych idei" w biednych dzielnicach wielkich miast. Podobna "inwazja protestantyzmu" jest obserwowana w ChRL, ale wiadomo, że to tylko -kokieteria, bo chodzi o biznesy. A władze chińskie wszystko trzymają pod kontrolą. Myślę, że w kwestii tego "pochodu protestantyzmu" "pan Pew" się zwyczajnie -przechwala. Oni walczą z KK na różnych polach. M.in ładując kasę w ruchy LGBT w Ameryce Płd.
Protestantyzm jest "łatwiejszy" na wielu płaszczyznach i zapewne w dużych miastach Ameryki Płd. ma sukcesy. Ale jaka jest prawdziwa skala tych "sukcesów", to trzeba byłoby zapytać polskich misjonarzy, bo oni patrzą obiektywnie. Tam od początku XIX.w grasują też masoni a to oznacza dzisiaj władzę medialną , szczególnie w telewizji. Pytanie ile szkody czyni telewizja w głowach południowoamerykańskich katolików - jest chyba fundamentalne.
![]() |
jolanta-gancarz @pink-panther 10 sierpnia 2017 12:50 |
10 sierpnia 2017 13:58 |
Przynależność elit południowoamerykańskich do masonerii to jest właśnie efekt tych XIX - wiecznych eksperymentów z eksportem rewolucji poza Europę. Nie na darmo Garibaldi spędził kilka lat w Argentynie, Brazylii i Urugwaju, tworząc tam nawet legion włoski, wystrojony w czerwone koszule - dar cukrownika z Montevideo! Nam się wydaje, że to taki odległy kontynent, a tam się różne wzorce dla świata wykuwają.
![]() |
ajs @pink-panther 10 sierpnia 2017 13:25 |
10 sierpnia 2017 14:18 |
"Pytanie ile szkody czyni telewizja w głowach południowoamerykańskich katolików - jest chyba fundamentalne".
Można trochę przeczytać o tym u Toyaha w "39 wypraw na dziewiąty krąg", gdzie rozdział "Ojciec niewolnicy Isaury", poświęcił Roberto Marinho i jego synom. Oni stoja za "TV Globo", która jest chyba najważniejszą maszynką do mielenia mumysłów w Ameryce Południowej i chyba już nie tylko tam...
Sam pamietam jak w latach 80-tych za Jaruzela cały naród śledził losy biednej Isaury i okrutnego Leoncio. A następnie pojawiły sie podobne produkcje tasiemcowe pokazujące życie w Brazylii.
![]() |
jolanta-gancarz @pink-panther 10 sierpnia 2017 13:25 |
10 sierpnia 2017 14:20 |
Misje protestanckie pojawiły się w Ameryce Łacińskiej wkrótce po kasacie jezuitów. Przypadkiem zbiegło się to z eksportem rewolucji i dekolonizacji, czemu miało sprzyjać osłabienie Kościoła katolickiego na tym kontynencie (już osłabionego przez zniknięcie jezuitów, którzy prowadzili tam nie tylko wiele parafii, ale także misje i szkoły). Bo te nowe państwa miały być oczywiście republikami świeckimi, rządzonymi przez zawodowych rewolucjonistów (cesarstwo w Brazylii było etapem przejściowym, zlikwidowanym w 1889 r.). Protestanckie rozdrobnienie i wyłączenie wielu dziedzin życia ze sfer sacrum do profanum (choćby małżeństwa), było popierane, a przywiązanie ludności do kultu i wizerunków NMP i świętych starano się skanalizować w kierunku różnych pierwotnych, tzw. prekolumbijskich wierzeń i magii. W dużym stopniu się to udało w przypadku elit i potem w Europie odradzaly się pradawne tradycje na Litwie, Ukrainie, w Niemczech, czy Wielka Lechia (a przed wojną różne Rogate Serca) u nas.
To oczywiście wielki skrót i uproszczenie, ale związek jest z pewnością. Tylko nikt tego nie bada i poza Coryllusem nie zauważa.
![]() |
stanislaw-orda @gabriel-maciejewski |
10 sierpnia 2017 14:21 |
"Od wielu lat próbuję sobie odpowiedzieć na pytanie; dlaczego Kościół dopuszcza do tego, by jego misja była bez przerwy negowana i wyszydzana przez projekty takie jak realizm magiczny i realizm komiczny, projekty o bardzo praktycznej i mocno określonej funkcji."
Próba odpowiedzi przeze mnie jest nastepująca:
Od momentu, gdy Kosciól przestał mieć wlyw na edukację tzw. państwowa i jej programy, a jednoczesnie odebrano mu mozliwośc prowdziłenia własnych sieci oswiatowych. No i do seminariów trafiają osobnicy już mocno porażeni bakcylem lewicowej wizji śpołeczeństwa, a która jest poźniej utrwalana i wzmacniana przez ofertę kulturowo-medialną.
Oferta ta polega na sznatazowaniu ludzi Koscioła, o ile tylko ośmielą sie propagować wizję świata i spoleczeństwa inną od narzuconej przez mainstream, czyli odmienna od socliberalnej.
![]() |
stanislaw-orda @Jacek-Jarecki 10 sierpnia 2017 10:36 |
10 sierpnia 2017 14:24 |
Ja zacząłem od J. Cortazara i na nim szybko skończyłem.
![]() |
jolanta-gancarz @Jacek-Jarecki 10 sierpnia 2017 12:43 |
10 sierpnia 2017 14:25 |
Świetna wiadomość! To znaczy, że nasza łajba nabiera prędkości;-) Oby stała się krążownikiem i niszczycielem zarazem!
![]() |
stanislaw-orda @mniszysko 10 sierpnia 2017 11:07 |
10 sierpnia 2017 14:28 |
polecam szczerze utwór zatytułowany "Wybraniec" autorstwa Tomasza Manna.
![]() |
stanislaw-orda @rac 10 sierpnia 2017 12:25 |
10 sierpnia 2017 14:32 |
dodatkowo, Italo Calvino nalezy do wąskiego grona bardzo biegłych w warsztacie literackim
![]() |
stanislaw-orda @rac 10 sierpnia 2017 12:41 |
10 sierpnia 2017 14:34 |
Sapkowski był (i jest) bardzo promowany przez kartel ideolo (głownie wydawnictwa) zarządzający w Polsce tzw. kulturą.
![]() |
pink-panther @jolanta-gancarz 10 sierpnia 2017 14:20 |
10 sierpnia 2017 15:53 |
Dokładnie o to chodzi. Jakoś zapominają protestanccy "misjonarze", że to z braciszkiem ober-masona (i prawdopodobnie brytyjskiego agenta) markiza de Pombal wkroczyło do Ameryki Południowej - niewolnictwo z Afryki i porywanie Indian w lasach - do pracy niewolniczej albo -alternatywnie - mordowanie ich bez miłosierdzia. Jakoś tak im się ta "historia XVIII- XIX w. w Ameryce Południowej" szczęśliwie rozmywa.
Ten "powrót do pogaństwa" - wykorzystywany instrumentalnie na Litwie czy w Czechach oraz w Polsce - znowu pojawia się w Ameryce Południowej po tym, jak narobił kłopotu "oświeconym" ks. profesor Nawrot - zakonnik i muzykolog, który od 1991 r. odtworzył 5500 kart muzyki sakralnej "baroku boliwijskiego" - z redukcji jezuickich na terenie dzisiejszej Boliwii, Paragwaju i północnej Argentyny z XVII-XVIII w. i zorganizował kilkaset orkiestr i chórów "indiańskich" , grających i śpiewających tę właśnie muzykę sakralną. Przy poparciu komunistycznego prezydenta Boliwii, bo mu się spodobało, że "indiańskie". No i kiedy ruszył cykl międzynarodowych festiwali tej muzyki, zorganizowanych oczywiście przez ks. prof Nawrota, to za kilka lat już pojawiły się "festiwale muzyki etnicznej ludów Ameryki Południowej" , głównie w Argentynie. Oświeceniowcy próbują "ograniczać straty":)))
Podobno w tej chwili "zasoby muzyki sakralnej XVII w." są bogatsze w Ameryce Płd niż w Europie. Tak wyszło:))) Oczywiście te 5500 kart zachowali w wielkiej tajemnicy - Indianie, którzy przeżyli szczęśliwie eksterminację redukcji jezuickich.
![]() |
Jacek-Jarecki @pink-panther 10 sierpnia 2017 15:53 |
10 sierpnia 2017 16:15 |
Nic osobliwego. Tradycyjne szczepy italskiej/ francuskiej winorośli, tyż z Argentyny und innych Boliwii.
![]() |
stanislaw-orda @pink-panther 10 sierpnia 2017 15:53 |
10 sierpnia 2017 16:28 |
przy okazji:
"Marquês de Pombal" to nazwa wina portugalskiego (rodzina win z Douro)
Bardzo dobrego, moim zdaniem.
I można go kupić w Polsce.
![]() |
Kuldahrus @gabriel-maciejewski |
10 sierpnia 2017 16:32 |
"Od wielu lat próbuję sobie odpowiedzieć na pytanie; dlaczego Kościół dopuszcza do tego, by jego misja była bez przerwy negowana i wyszydzana przez projekty takie jak realizm magiczny i realizm komiczny, projekty o bardzo praktycznej i mocno określonej funkcji."
To bardzo ważne pytanie i też się nad tym zastanawiam. To mi się łączy też z wczorajszym tekstem. W usta Zorobabela włożyłeś kwestie, że dzisiaj już nie ma kadr bo nie ma ludzi którzy cokolwiek rozumieją. Ja sądze, że tacy co rozumieją istnieją, ale nikt im nie dał nigdy szansy, oferty. Przykładowo, ty jesteś pierwszym który dał szanse różnym autorom żeby mogli pisać w kwartalniku i nie tylko w kwartalniku. A gdzie są te wszystkie wydawnictwa i gazety katolickie? Przykłady można by mnożyć. Oczywiście broń Boże nie chcę tu oskarżać Kościoła, bo wiem że jest wielu duchownych którzy rozumieją sytuacje i stawają na głowie żeby coś zrobić, ale jest jakaś niewidzalna bariera blokująca działanie Kościoła. Zwykle wszystko się kończy na narzekaniu że nie ma powołań albo że ludzie oddalają się od Wspólnoty, tylko że jak to ma działać skoro nikt tym ludziom nie dał praktycznej oferty.
![]() |
Kuldahrus @mniszysko 10 sierpnia 2017 11:07 |
10 sierpnia 2017 16:41 |
" Ten cały narybek, trafia do Kościoła, który ma to przerobić. Do seminariów i uniwerstytetów kościelnych też, gdzie już wykłada od pokoleń, narybek ze szkół "oślepienia publicznego". "
Ale chyba Seminaria nie mają narzuconego programu przez ministerstwo?
![]() |
jolanta-gancarz @pink-panther 10 sierpnia 2017 15:53 |
10 sierpnia 2017 17:38 |
Historia przechowania tej muzyki (tych kart) przez Indian Guarani i przekazania ich akurat polskiemu księdzu jest tak niesamowita i piękna, że musi być dziełem Opatrzności. I znakiem nadziei dla nas.
![]() |
gabriel-maciejewski @Kuldahrus 10 sierpnia 2017 16:32 |
10 sierpnia 2017 18:50 |
gazety i wydawnictywa katolickie muszą mieć najlepszych autorów dlatego zawsze dzwonią do Terlikowskiego. Maciek Cielecki, który zaczął u nas ma już sporo propozycji, ale jest po prostu zwykłym autorem, a nie autorem poważnym, który ma ocalić Kościół...tak to wygląda
![]() |
mniszysko @Kuldahrus 10 sierpnia 2017 16:41 |
10 sierpnia 2017 18:53 |
Jak to sobie Pan wyobraża? Ile nam zeszło tutaj odrzucenie mitu "oślepienia"? Czy dojście to prawdy, że socjalizm jest funkcją działalności bankowej? To tylko na tej prostej płaszczyźnie faktów historycznych. A są jeszcze inne głębsze rzeczy do przerobienia i bardziej podstępne pułapki do odrzucenia. W sześć lat zmienić mentalność, którą ufundowały placówki edukacyjne ministerstwa oślepienia i to przez profesorów, którzy w różnym stopniu tę mentalność posiadają (w dobrej wierze!) w postaci mitu dialogu, otwarcia i aspiracji ... jak to sobie Pan wyobraża? Przecież seminaria na czymś muszą bazować, prawda? W międzyczasie pochód rewolucji przez instytucje przyśpiesza ... To takie refleksje na szybko.
Biskupi, seminaria reagują ... Według mnie dzisiaj jest lepiej niż było w seminariach 20 lat temu, jeśli idzie o formację intelektualną ... Proszę pamiętać, że dzisiaj strukury Kościoła to są pale wbite w ziemię, które próbują oprzeć się lawinie. Cud, że je jeszcze widać, eh!
![]() |
mniszysko @Kuldahrus 10 sierpnia 2017 16:41 |
10 sierpnia 2017 18:53 |
Jak to sobie Pan wyobraża? Ile nam zeszło tutaj odrzucenie mitu "oślepienia"? Czy dojście to prawdy, że socjalizm jest funkcją działalności bankowej? To tylko na tej prostej płaszczyźnie faktów historycznych. A są jeszcze inne głębsze rzeczy do przerobienia i bardziej podstępne pułapki do odrzucenia. W sześć lat zmienić mentalność, którą ufundowały placówki edukacyjne ministerstwa oślepienia i to przez profesorów, którzy w różnym stopniu tę mentalność posiadają (w dobrej wierze!) w postaci mitu dialogu, otwarcia i aspiracji ... jak to sobie Pan wyobraża? Przecież seminaria na czymś muszą bazować, prawda? W międzyczasie pochód rewolucji przez instytucje przyśpiesza ... To takie refleksje na szybko.
Biskupi, seminaria reagują ... Według mnie dzisiaj jest lepiej niż było w seminariach 20 lat temu, jeśli idzie o formację intelektualną ... Proszę pamiętać, że dzisiaj strukury Kościoła to są pale wbite w ziemię, które próbują oprzeć się lawinie. Cud, że je jeszcze widać, eh!
![]() |
Kuldahrus @mniszysko 10 sierpnia 2017 18:53 |
10 sierpnia 2017 20:09 |
Rozumiem. Sam przechodziłem przez szkoły państwowe i zdaje sobie sprawe jak to wygląda, tylko że na szczęście kończyłem technikum, więc nie byłem tak tyrany tą propagandą na lekcjach historii i j. polskiego.
To jest już zadanie dla władz i wykładowców żeby ten mur jakoś przebić. Sądze że jednak wszystko zależy od tego co kleryk wyniesie z domu. Myśle też sobie o różnych duchownych których wszyscy znamy, choćby bł. ks. Jerzy Popiełuszko, on też kończył szkoły w których była propaganda chociażby o "dobrym wujku Kołłątaju" a mimo to wiedział gdzie jest zło. Takie moje przemyślenia, bo temat rzeczywiście zbyt rozległy na krótki komentarz.
![]() |
Kuldahrus @gabriel-maciejewski 10 sierpnia 2017 18:50 |
10 sierpnia 2017 20:11 |
No właśnie.