-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

Planeta, z której przybyła prof. Ewa Thompson

O pomysłach prof. Ewy Thompson już tutaj pisałem. Dziś jednak muszę to powtórzyć, albowiem podesłano mi jej kolejny felieton, gdzie dobra pani profesor ubolewa nad pewnym, istotnym także dla nas zjawiskiem. Otóż chodzi o to iż nie ma dobrych książek o polskiej historii, które można by polecić zagranicznym profesorom, zaciekawionym dziejami Polski. Pani profesor słusznie zauważa, że Niemcy i Rosjanie takie książki wydają, są one pisane przez dobrych autorów i dostępne na rynkach zagranicznych. W dodatku sukces ten jest cykliczny, powtarza się go – za pieniądze państwowe – co dekadę. Cóż ja mogę powiedzieć? Od samego początku piszę tu o tym właśnie zjawisku wskazując na model francuski, jako na ten, który przede wszystkim należałoby naśladować. Za promocję historii Francji, w dawnych czasach, kiedy większość Francuzów była biała, nagradzano autorów orderami, albo przyjmowano ich do akademii. W Polsce jest na odwrót, oczekuje się, że autorzy akademiccy będą pisać interesujące książki – są wszak mądrymi profesorami – a potem książki te ktoś wyda za granicą. Czy prof. Ewa Thompson rozumie ten system i czy w ogóle jest świadoma jego istnienia? Mam wrażenie, że nie. Ona, jak zawsze, występuje z pewnym postulatem, żeby nie powiedzieć – pretensją i udaje, że wie jaka jest przyczyna krytykowanego przez nią stanu rzeczy. Może więc spróbujmy to jeszcze raz opisać. Oto mamy uczelnie wyższe, gdzie teoretycznie autorzy, powinni produkować interesujące książki. W rzeczywistości walczą oni o granty, które następnie przeznaczają na tak zwane badania, czyli grzebanie w archiwach. Efektem tego jest publikacja znalezionych tam papierów, z dodatkiem przypisów. Nakład takiej publikacji to około 50 egz. I mowy nie ma, że ktoś po to sięgnął zaciekawiony tematyką, a gdzie mówić o promocji i sprzedaży. Mogę się mylić, ale mam wrażenie, że prócz wydawnictw akademickich, które posiada, między innymi, KUL, Uniwersytet im. Mikołaja Kopernika, czy UW, istnieją jakieś oficyny, które realizują plan wydawniczy mniejszych ośrodków i dostają za to jakieś pieniądze. Ten system powoduje, że książka przestaje być towarem i w ogóle przedmiotem uwagi, a stają się tym towarem pieniądze, które można za książkę uzyskać w drodze daniny płaconej przez państwo. Ono bowiem ma misję, a ta polega na tym, by promować własną historię. No więc państwo to czyni, a promocja polega na wydawaniu 50 egz. jednego tytułu i chowaniu tego na pawlacz, po przepuszczeniu przez wydawnictwo grantu przeznaczonego na publikację. Powtarzam – mogę się mylić, ale przypuszczam, że tak to właśnie wygląda. O czym więc mówi prof. Ewa Thompson? Skoro mamy taki system publikacji, którego pierwszym celem jest degradacja autorów, bo do tej funkcji sprowadzają się te całe naukowe publikacje, to jak tu myśleć o promocji historii za granicą? Autorzy przeznaczeni do takich zadań, siłą rzeczy, muszą być typowani przez organizacje polityczne. To zaś powoduje, że ich warsztat staje się jakością drugorzędną w stosunku do umocowań politycznych. Dziękujmy Bogu, że PiS wytypował na czołowego, polskiego historyka, prof. Andrzeja Nowaka, bo on potrafi pisać, ale mogło być znacznie gorzej. Pytanie – czy prof. Ewa Thompson poleciła książki prof. Nowaka swoim znajomym? Oczywiście, że nie, albowiem nie są one tłumaczone na angielski. Dlaczego? No właśnie, nie są bo, jak przypuszczam, takie tłumaczenie byłoby kamieniem obrazy dla innych, polskich profesorów, którzy także chcieliby popularyzować wiedzę o historii kraju, ale nie zostali wskazani przez prezesa czy jego otoczenie, a może po prostu nie zasłużyli się aż tak bardzo. Myślę też, że raczej na pewno, nie potrafią pisać w sposób zajmujący. Jak wobec tego można w ogóle myśleć o promocji polskiej historii w amerykańskich wydawnictwach, skoro nie da się – jawnie i publicznie – zdiagnozować fatalnego stanu edytorstwa naukowego i popularyzującego historię? Większość ludzi zajętych tak zwaną pracą naukową na niwie historii, w ogóle nie rozumie o czym ja tu piszę i o co chodzi Ewie Thompson. Mają jakieś swoje kowadełka, w które pukają z zapałem i cieszą się, że dostali etat w na uczelni w Kielcach czy Łodzi czy gdzie tam jeszcze, może być nawet Ostrołęka. I mowy nie ma, żeby ich zainteresowało coś więcej. To się nie zmieni, albowiem system promocji książek i system ich sprzedaży jest przeciw autorom i przeciw treści. To, czego domaga się Ewa Thompson jest pobożnym życzeniem, które się nie ziści, albowiem nie ma takiej siły politycznej w kraju, zdolnej do zmiany tego systemu. Nie jest nią także PiS, bo partię tę stać jedynie na to, by zapewnić dominującą pozycję jednemu autorowi. I to wszystko. O tym by wykreować rynek i go obronić, nie ma mowy, bo nikt nie rozumie w imię czego miałby bronić takiego rynku. Tylu jest przecież zdolnych autorów pracujących na uczelniach i oni wydają książki, które potem są gdzieś tam dostępne. Gdzie? No właśnie gdzie?

Powróćmy teraz do mojej ulubionej metody propagowania treści historycznych, czyli do metody francuskiej. Do niedawna Francja była krajem, który zarabiał najwięcej na turystyce i tak zwanej kulturze. Działo się tak, nie dlatego bynajmniej, że francuskie zabytki i francuskie muzea są najlepsze na świecie, ale dlatego, że opis tych obiektów, artefaktów zgromadzonych w muzeach i całej historii kraju był preparowany dla zagranicy i miał utwierdzać przybyszów, a także wszystkich, którzy jakoś tam interesowali się historią, że Francja jest wielka, jej historia to wyłącznie bohaterstwo i głębokie dramaty, a przyszłość rysuje się świetlanie. I ta sztuka się udała. Jej najważniejszą częścią była, w mojej ocenie, promocja francuskiego średniowiecza, w które wierzą wszyscy po dziś dzień, choć w żadnej francuskiej książce nie wyjaśniono kto i w jaki sposób finansował budowę katedr w Ille de France. To nie ma znaczenia, albowiem od XIX wieku francuska książka jest narzędziem propagandy adresowanym do wszystkich pożeranych przez ambicje i frustracje czytelników w Europie. Francuscy autorzy umiejętnie wykorzystywali wszystkie możliwe deficyty publiczności zagranicznej, przekonując ją, wespół z władzami republiki, że Francja jest najpiękniejszym i najważniejszym krajem w Europie. To było zadanie realizowane konsekwentnie na wielu płaszczyznach przez kilka pokoleń. Załamało się w zasadzie wczoraj. Francja zmieniła kurs, a krajem gdzie kierują swoje kroki wrażliwi i ekscentryczni mieszkańcy północnych i wschodnich krain stała się Hiszpania. Tyle, że w Hiszpanii nikt nie myśli o promocji historii i kraju, tak jak to zostało zaplanowane i zrealizowane we Francji sto lat temu. Tam po prostu jest ciepło i przyjemnie. Hiszpania wyszła na prowadzenie, albowiem Francuzi odpuścili sobie realizowanie misji i zabierają się za burzenie średniowiecznych kościołów. Uznali widocznie, że za dużo już było tego dobrego.

Można się oczywiście zastanawiać w jaki sposób kreowano francuskich autorów eksportowych. Oczywiście nie możemy grzeszyć naiwnością i wierzyć, że dawano szansę najlepszym. Francuski nepotyzm, tyrania środowisk i zakulisowe gierki to także metoda. No, ale oni przynajmniej mieli plan i konsekwentnie go realizowali. W Polsce nikt z decydentów nie jest w stanie zrozumieć, że Cherezińska nie jest w ogóle autorką, nawet na polski rynek, a gdzie mówić o jakimś zagranicznym. W Polsce ludziom decydującym o kształcie kultury wydaje się, że coś się zrobi samo, a autorzy, których można promować za granicą muszą się gdzieś wyroić, jak pszczoły. To jest wiara nie tyle naiwna co idiotyczna, albowiem ci sami ludzie nie dopuszczają do siebie myśli, że można dopuścić do jakichś pieniędzy i jakiejś promocji kogokolwiek spoza ich własnego środowiska.

Wróćmy teraz do Ewy Thompson, która stara się przekonać nas, że tylko poważne wydawnictwa gwarantują sukces. Poważne to – jak mniemam – dotowane przez państwo. No, ale te nasze, poważne wydawnictwa, co było do okazania zajmują się jumaniem budżetów i degradowaniem autorów nakładami rzędu 50 egzemplarzy. I tu koło się zamyka. Czy ta biedna kobieta coś z tego rozumie? Przypuszczam, że nic. Ona, jak wielu ludzi, chce dobrze, ale nie wie co to znaczy. Chce dobrze, ale w rzeczywistości nie chce żadnych zmian. Niech coś się stanie, ale niech wszystko zostanie po staremu. Taki postulat zdaje się formułować Ewa Thompson w swoim najnowszym felietonie

https://teologiapolityczna.pl/ewa-thompson-o-wydawaniu-ksiazek-felieton

 

Przypominam, że w niedzielę uczestniczymy w imprezie Otwarte Ogrody Konstancina, można nas będzie znaleźć w domu kultury Hugonówka, na piętrze. Prócz naszego wydawnictwa, będzie też Hubert Czajkowski, Agnieszka Słodkowska i jej obrazy, Kamil Staniszek i Michał Staniaszek. Zapraszam – 11 września, niedziela, od 10 do 18.

 

Jeśli ktoś chce pomóc Władysławie, tutaj jest numer jej konta

Władysława Rakowska

98 1020 1055 0000 9902 0529 0566



tagi: książki  historia  promocja  wydawnictwa akademickie  ewa thompson 

gabriel-maciejewski
8 września 2022 07:42
15     2821    11 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Pioter @gabriel-maciejewski
8 września 2022 08:27

Sam przez kilka lat byłem takim decydentem w sprawach wydawania publikacji historycznych w pewnym małym miasteczku. Budżetu na ten cel miałem całe 5.000 złotych rocznie, więc wydanie 4-5 tytułów w takich warunkach (w nakładach właśnie po 50-100 egzemplarzy) było maksimum możliwości. I pracowali nad tym ludzie na początku swojej kariery naukowej, często nawet studenci. Dla ośmiotysięcznego miasteczka to wystarczało.

Dla 35 milionowego kraju jednak takie nakłady to kpina. Rozumiałbym je, jeśliby profesorowie zmuszeni byli samodzielnie płacić za proces redakcyjny i druk. Ale chyba tak nie jest...

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @Pioter 8 września 2022 08:27
8 września 2022 08:32

Nie, ale oni są szczęśliwi, że nie muszą do tego dokładać, a mają publikację. Tylko po co?

zaloguj się by móc komentować

Zyszko @gabriel-maciejewski
8 września 2022 09:22

Te mikronakłady to jest obraz naszej polityki historycznej. Za każdym razem kiedy znajdę ciekawą książkę naukową   dotyczącą historii Polski, starszą niż 5 lat, nie mowy żeby była dostępna w sprzedaży.

Na przykład "Skarbowość Rzeczypospolitej 1587–1648. Projekty – ustawy – realizacja" - fantastyczna, jedyna taka kompleksowa publikacja, wydawnictwo sejmowe (więc już bardziej dotowanego być nie może) , produkt niedostępny.

O wznowieniach ważnych książek z lat 80 tych - 90 tych  nawet nie ma co marzyć.

Jedyna nadzieja w  Bibliotece Historii Gospodarczej Polski :)

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @Zyszko 8 września 2022 09:22
8 września 2022 09:26

Mieli wznowić w 2022 i nie wznowili, ode mnie chcieli pieniądze za wznowienie. Nie miałem akurat tyle. 

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @Zyszko 8 września 2022 09:22
8 września 2022 09:26

Aha, a kiedy wydasz książkę o średniowieczu?

zaloguj się by móc komentować

Zyszko @gabriel-maciejewski 8 września 2022 09:26
8 września 2022 09:34

W przyszłym tygodniu, jeśli nic się nie wydarzy,  idzie do druku.

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @gabriel-maciejewski
8 września 2022 10:22

Wczoraj pisałeś, że wielu zastanawia się jak trafić do młodzieży, to ładnie łączy się z dzisiejszym tekstem.

Nic tak nie trafia do młodzieży jak to, że ktoś zapewni im wikt i opierunek, a w zamian da pole do popisu, tylko najpierw żeby ta utalentowana młodzież się pojawiła trzeba im pokazać że w życiu warto robić coś więcej niż jeść chipsy, pić piwo i grać na playstation. Jakiś czas temu widziałem reportaż o nauczycielu w podstawówce, który poświęcając własny czas a czasami i pieniądze wymyślił, że będzie szukał wśród dzieciaków mistrzów szachowych i zaczął organizować w szkole zajęcia, turnieje itp., no ale tak to my państwa nie zbudujemy, to powinien być standard we wszystkich szkołach i każdy nauczyciel powinien coś takiego robić dostając za to grube pieniądze.
Tylko, że nawet jak młodzież jakoś się wyszkoli bo trafi na zaangażowanych nauczycieli albo ma rodziców którzy mu jakoś pomogą to trafi potem na mur w postaci okopanych środowisk, które chcą żeby było tak jak jest.
Szczerze mówiąc to sytuacja nie jest prosta i jeśli jakaś władza chciałaby to wszystko oczyścić i poukładać to musi to robić na półtajnie żeby "środowiska" się nie zorientowały.

 

zaloguj się by móc komentować

Janusz-Tryk @gabriel-maciejewski
8 września 2022 10:35

Słucham ostatnio ciekawego kanału na you tubie dot. II wojny światowej.

https://www.youtube.com/channel/UC31eKWaS-IGeIJ59TZwHHXw/videos

Dla mnie ciekawy. Może jestem naiwny i mam zbyt małą wiedzą ale interesująco jest to zrobione. Podejrzewam, że trafia do młodzieży.

Minus jest taki, że autor który mówi, że jest specjalistą powstania warszawszkiego nie wspomniał o książce "Bitwa o Warszawę".

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @Janusz-Tryk 8 września 2022 10:35
8 września 2022 11:33

Bo nie dodaje mu to splendoru. Bitwa o Warszawę została wydana przez nieznane wydawnictwo i nikt jej nie promuje. Jak można w takim razie ją oceniać?

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @Kuldahrus 8 września 2022 10:22
8 września 2022 11:34

Mamy jednego mistrza szachowego, ale nie mamy rynku książki z prawdziwego zdarzenia

zaloguj się by móc komentować

Janusz-Tryk @gabriel-maciejewski 8 września 2022 11:33
8 września 2022 11:53

Może nawet nie wie, że została wydana.

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @gabriel-maciejewski 8 września 2022 11:34
8 września 2022 12:37

Sadzę, że takie działania jak twoje nie idą na marne.

 

zaloguj się by móc komentować

Maryla-Sztajer @gabriel-maciejewski
8 września 2022 20:21

Profesorowie raczej nie, ale stopień niżej było by możliwe pisanie interesujących książek. Trzymanie wyników poszukiwań archiwalnych w sekrecie wynika z różnych niemiłych doświadczeń osób ambitnych pracowitych i zdolnych. Jeśli np takie wyniki poszukiwań, już pięknie opracowane i będące podstawą do wystąpienia o nadanie tytułu profesora, są pokątnie udostępniane tzw osobom postronnym.... Oryginalna praca przestaje być oryginalna.

Mogą być różne wersje kłopotów zniechęcające do szerokiego udostępniania swojej pracy. 

Ty publikujesz książki dawne i chwała Ci za to. Nie wiem czy tak opublikowana nowa książka mogła by być np podkładką do starań o profesurę. Raczej obawa przed ostracyzmem i utrudnianie życia nie zachecą do eksperymentów. 

 

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @Maryla-Sztajer 8 września 2022 20:21
8 września 2022 21:45

To tak jak recepta na miliony. Wstęp łatwy, a potem kilkaset stron do - conajmniej - nauczenia na pamięć.

P.S.

i o każdej porze dnia i nocy ...

 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @gabriel-maciejewski
9 września 2022 08:54

Czy ktoś zaczął choćby tłumaczyć twoje teksty? 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować