-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

Placki na prozie

Zostałem zaproszony na kilka dni w Beskid Niski, żeby tam omówić szalenie ważne sprawy dotyczące powstania warszawskiego. Nieważne jakie będą owoce tego wyjazdu i toczonych tam rozmów, na pewno jeszcze o nich usłyszycie. Na razie nie mogę powiedzieć nic więcej.

Zatrzymałem się w miejscu, gdzie jest absolutnie światowo, choć gospodarze są miejscowi i prowadzą niewielkie gospodarstwo agroturystyczne. Światowa jest przede wszystkim kuchnia. Podają tam, na przykład, sałatkę z rydzów. Niech mi ktoś teraz powie, że w Bristolu podają na śniadanie sałatkę z rydzów. Są też inne frykasy, ale są też przysmaki miejscowe. Pewnego dnia podali takie trójkątne, grube placuszki. Zapytałem gospodynię, co to takiego.

- Placki na prozie – odpowiedziała.

- Na czym?

- Na prozie.

- A co to jest proza?

- To inaczej soda.

Okay, pomyślałem, wszyscy dookoła jedzą placki na prozie. Ciekawe czym to skutkuje?

Chciałem być zabawny i rzekłem – No tak, placki na prozie dadzą się zjeść, a placki na poezji byłby cokolwiek niestrawne.

Gospodyni się roześmiała.

- Pierwszy raz skojarzyłam to w taki sposób – rzekła.

Cały czas myślę o tych plackach na prozie, które z miodem, albo masłem orzechowym, albo z dżemem są po prostu świetne. Myślę i nie mogę się nadziwić jednemu – tylu sławnych pisarzy zjeżdża co roku w Beskid Niski, wielu pisarzy stąd wyjeżdża, by robić kariery w Warszawie. Przyjeżdżają tu aktorzy, a jeden to nawet tam mieszka i prowadzi tak zwany glamping. I co? Nikt z nich nie zauważył tak fantastycznej okoliczności, tak literackiej figury, tak pojemnej i głębokiej metafory, jak placki na prozie? No, jak widać nikt, nawet Stasiuk. To chyba o czymś świadczy. Zaraz napiszę o czym, ale muszę uprzedzić, że w tym miejscu kończy się zabawny i pogodny charakter mojego felietonu.

Kończy się albowiem chciałem przypomnieć teraz pewnego samobójcę, którego pisarz Stasiuk chciał wykreować na absolutną wielkość literacką. Często myślę o tym człowieku, choć nie znałem go, nie był mi bratem, ani swatem. Myślę też o tym, jaką podłotą trzeba być, żeby próbować zarobić parę złotych na biednym narkomanie, który ma jakieś aspiracje. Mirosław Nahacz był jedną z kreacji gazowni, która się nie udała. Pochodził z Beskidu Niskiego, ale nie z tych okolic gdzie byłem, tylko spod Gorlic. Dziś, kiedy myślimy o jego tak zwanej karierze i śmierci, nie możemy się nadziwić, jak prymitywnymi środkami próbowano wtedy tworzyć rynek literackiej propagandy. Nahacz był miejscowy, to znaczy przyznawał się do łemkowskich przodków. Nie było w tym ani nic nadzwyczajnego, ani za bardzo ciekawego. No, ale przeniesiony do Warszawy i odpowiednio urobiony, mógł – przy wspomaganiu medialnym gazowni – zrobić wokół siebie trochę szumu. Takie to były czasy. Stasiuk i jego żona wielokrotnie w wywiadach opowiadali, jak to odwiedził ich pewnego dnia młody człowiek, którzy rzucił na stół, czy też na ziemię zapisane przez siebie kartki, a oni uznali to za coś absolutnie wielkiego. To jest oczywiście kłamstwo, które nie może się w żaden sposób obronić. Jest to też podłość, albowiem trzeba być wyjątkowo nieuczciwym, żeby dzieciakowi z różnymi uwikłaniami naobiecywać niestworzonych rzeczy, które czekać miały nań w Warszawie. Podobnie jak Stasiuk do dzisiaj, Nahacz był człowiekiem emocjonalnie niedojrzałym i pogubionym. Stasiuk jednak ma za sobą służbę w organizacji Wolność i pokój, a Nahacz miał jedynie jakieś narkomańskie doświadczenia z grzybami zbieranymi na górskich łąkach. Ponoć też pił eter. Tak pisali w laurkach na jego cześć puszczanych w Onecie.

Na takich oto filarach – uzależnienie, alienacja, kłopoty rodzinne, rzekoma etniczna egzotyka, próbowano nie tak dawno przecież kreować gwiazdy literatury w Polsce. Nie wiem czy Nahacz zorientował się w końcu gdzie jest, co tam robi i kim są otaczający go ludzie, czy może po prostu przedawkował. W każdym razie gazownia i Onet piszą, że popełnił samobójstwo. Miał 23 lata. Nie wiem, jak ludzie poważni, dorośli i przytomni mogą, znając historię Mirka Nahacza, rozmawiać ze Stasiukami. To jest dla mnie niepojęte. Wiem, że już o nim kiedyś pisałem, ale uważam, że nigdy dość przypominania tej historii i okoliczności, które doprowadziły do tej tragedii.

Rozmiar kłamstwa, w jakie wpakowano Nahacza, można ocenić dopiero po latach. Porównywano go bowiem do Masłowskiej. Miał być tak samo wielki. Tak samo wielki!!!!? Nie mogę….

Jakub Żulczyk pisał, że był „utopioy w pisaniu”, a zostawił przecież ledwie cztery książki, cienkie, pretensjonalne i bardzo wtórne. Jedną o sobie i swoich kolegach, napisaną w formie pokoleniowego manifestu, a drugą o pijakach z przystanku. Pozostałe w ogóle nie wiadomo o czym. Czytanie dziś tych zachwytów nad jego prozą jest doświadczeniem tak strasznym, że w zasadzie nie wiadomo jak to skomentować. Bezczelność tych Żulczyków, Chutników i reszty, całej tej czeredy małp, ekscytujących się sobą nawzajem jest nie do wytrzymania.

Uważam jednak, że trzeba przypominać im co jakiś czas Mirka Nahacza, który nie był żadnym pisarzem, nie miał żadnej charyzmy, ani talentu, o pracowitości już nie wspomnę. Był tylko bardzo pogubionym synem swoich rodziców, który wybrał z talii fałszywą kartę. Wskazaną mu i podsuniętą przez osoby, którym zaufał.

Na Onecie napisali, że powiesił się w dniu śmierci Edwarda Stachury. I tu już naprawdę nie wiadomo co rzec. Chłopak skończył ze sobą, a te świnie już mu uszyły pośmiertny całun, na okoliczność kolejnych wydań prozy niedocenionego i martwego geniusza. Opatrzonych oczywiście słowem wstępnym ich autorstwa.

Nazwanie tego nędzą, to jest komplement. Słowo demaskacja wydaje się całkiem nieadekwatne, ale musicie wiedzieć, że ten program działa nadal i ta banda oszustów ani myśli zeń rezygnować. Kiedy wyjeżdżałem, na rynku w Jaśliskach, szykowała się jakaś impreza, Shuty zaś zabierał się za realizacja swojego artystycznego projektu, który polegał na tym, że z udziałem dzieci wyciągać miał z rzeczki Jasiołki różne śmieci, a następnie budować z nich jakaś instalację artystyczną. Taka operacja Hasiok, dla miejscowej dzieciarni, która nie ma jeszcze dobrze zrytego beretu, ale już oni się postarają, żeby nastąpiło to jak najszybciej.

Na to wszystko jest tylko jedna rada i jeden sposób – placki na prozie. Trochę teraz żartuję, a trochę nie. Ci wszyscy przyjezdni chcą utopić miejscowych w tej rzekomej egzotyce i lokalności. I chcą być dla nich wzorem oraz przewodnikami. Mówiąc o szansach, nie dają im w rzeczywistości żadnych szans. Mam nadzieję, że ta szeroko zakrojona operacja się nie uda, także dzięki światowej kuchni w pensjonacie, gdzie się zatrzymaliśmy, dzięki sałatce z rydzów, pasztetowi z cukinii i przede wszystkim plackom na prozie. Bo od tych na poezji, można się porzygać.

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kredyt-i-wojna-tom-i-2/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kredyt-i-wojna-tom-ii/

 



tagi: kariera  poezja  proza  rynek literacki  stasiuk  mirosław nahacz  światowa kuchnia  samodzielność  wielkość 

gabriel-maciejewski
22 sierpnia 2021 09:32
28     2100    8 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

bolek @gabriel-maciejewski
22 sierpnia 2021 09:46

"Nikt z nich nie zauważył tak fantastycznej okoliczności, tak literackiej figury, tak pojemnej i głębokiej metafory, jak placki na prozie?"

Oni pewnie używają nazwy powszechnej w użyciu czyli "proziaki" :)

Potwierdzam, placki mega smaczne. Najlepsze z tzw blachy ;-)

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @bolek 22 sierpnia 2021 09:46
22 sierpnia 2021 09:48

No, ale jak można tego nie widzieć? Jakim gamoniem trzeba być...proziaki vs poezjaki...to się samo pisze. 

zaloguj się by móc komentować

mniszysko @gabriel-maciejewski
22 sierpnia 2021 10:48

Beskid Niski to dla mnie ziemie, gdzie słychać chichot historii. To ziemia w czasach RON'u szlaków handlowych północ-południe (przełęcz dukielska) i szlaku do Bramy Przemyskiej.

To ziemia pięknych w przeszłości miast: Biecz (królewski gród), Gorlice, Jasło, Krosno. Bogactwo fary krośnieńskiej zapiera dech. Ten region od Nowego Sącza do Krosna tuż przed I wojną światową szykował się do gospodarczego skoku ale I wojna światowa wszystko zaorała tam i zostawiła posępne cmentarzyska.

To ziemia Łemków (potomkowie dawnych osadników wołoskich), którzy wpadli w pułapkę UPA i zostali rozorani.

To ziemie też najmniej tknięte przez turystyczny biznes.

Lubię oddychać tym powietrzem.

zaloguj się by móc komentować

bozenan @gabriel-maciejewski
22 sierpnia 2021 10:50

Całkiem niedaleko, w nieodległej Dębicy wyrosła już kolejna sława gazowni, uhonorowany ostatnio nagrodą nike, Radek Rak. Może warto przyglądac się tej karierze literackiej, która zaczęła się, tak tak, zgadłeś, od pisania fantastyki:-) No, ja mu się przyglądam, bo Radek wziął się za pisanie o Jakubie Szeli w sposób oczywiście nowatorski i nowoczesny, rozprawiajac się z jak zawsze z mitami i tworząc nowe. Ech...

Chociaż Radek wydaje się o wiele już cwańszy niż Nahacz, ma żonę i dobrą pracę (jest weterynarzem)

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @bozenan 22 sierpnia 2021 10:50
22 sierpnia 2021 10:51

W empikach leżą jego książki o dobrej robocie, o pracy rzemieślników. Słabe, płytkie i źle zilustrowane. Radkowi nie starczy pary na dłużej niż dwa sezony

zaloguj się by móc komentować


bozenan @mniszysko 22 sierpnia 2021 10:48
22 sierpnia 2021 10:54

Tak, to jedno z najciekawszych miejsc w Polsce - moim zdaniem oczywiście, pewnie dlatego, że jestem stamtąd i bywam tam kilka razy w roku. Ale kocham Jasło, Biecz, Krosno, Duklę, wszystko. Wiem, że mogłabym tam żyć na stałe, myślę zresztą o powrocie. Dolny Śląsk nigdy nie zainteresował mnie na tyle, żebym poczuła się jakoś z nim związana. O ww miejscach, miejscowościach, ludziach, wydarzeniach najchętniej pisałabym książki i opowiadania, gdybym tylko umiała. 

zaloguj się by móc komentować

bozenan @gabriel-maciejewski 22 sierpnia 2021 10:51
22 sierpnia 2021 10:55

"Radkowi nie starczy pary na dłużej niż dwa sezony".  Mam nadzieję. 

zaloguj się by móc komentować

mniszysko @bozenan 22 sierpnia 2021 10:54
22 sierpnia 2021 11:02

Rymanów, Iwonicz Zdrój a wcześniej Grybów ... Pilzno zaś strzeże drogi do Jasła. Ja co roku staram się wracając z Nowego Sącza przejechać drogą od Nowego Sącza właśnie przez Szymbark, Grybów, Biecz, Gorlice ... itd aż do Rzeszowa.

Wtedy pasę swoje oczy tymi widokami a w umyśle robię rejterady historyczne.

zaloguj się by móc komentować

bozenan @mniszysko 22 sierpnia 2021 11:02
22 sierpnia 2021 11:12

Jest taka moja ukochana publikacja jakiegoś wydawnictwa z Krosna pt. "Zamki, dwory i pałace województwa podkarpackiego" autorstwa Marty Michałowicz - Kubal. To dla mnie jedna z kilku skarbnic wiedzy o regionie (choć Biecz i Gorlice już się nie łapią), pełna ciekawostek historycznych, obyczajowych i etnograficznych. 

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @gabriel-maciejewski
22 sierpnia 2021 11:40

" I co? Nikt z nich nie zauważył tak fantastycznej okoliczności, tak literackiej figury, tak pojemnej i głębokiej metafory, jak placki na prozie? No, jak widać nikt, nawet Stasiuk. "

Nie zauważyli, bo może te placki niezbyt nadają się na zakąskę.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @stanislaw-orda 22 sierpnia 2021 11:40
22 sierpnia 2021 11:44

Tak, one zdecydowanie są do konsumowania na trzeźwo

zaloguj się by móc komentować

tadman @gabriel-maciejewski
22 sierpnia 2021 12:37

O plackach: "Bo od tych na poezji, można się porzygać." Dobre.

zaloguj się by móc komentować

tadman @bozenan 22 sierpnia 2021 10:54
22 sierpnia 2021 12:46

Kolega ożenił się z córką byłych chłopów spod Wielopola. Trzymali ojcowiznę, bo mieszkał tam dziadek i wujek - stary kawaler. Kiedy obaj odeszli to kolega wziął się za podnoszenie przypadającego na teściów gospodarstwa. Kiedy zaczynał pod koniec lat 80-tych to od jesiennych słot do maja nie można było dojechać specjalnie do wsi. Zaczął od przebudowy domu, zakupu maszyn, zgodzenia miejscowych do obrabiania pola. Ostatnio spotkałem się z nim i okazało się, że za te ostatnich 30 lat okolica zmieniła się całkowicie, bo jest utwardzona droga do wszi, a gospodarze zaczęli dbać o swoje obejścia, a nawet je upiększać i twierdzi, że wieś jest dzisiaj nie do poznania. Na dodatek z ostatnich wydarzeń widać, że tamtejsi ludzie mocno stąpają po ziemi i nie chcą takich ludzi jak Stasiuk, czy inni "artyści" i ci muszą wyjeżdżać do stolicy.

zaloguj się by móc komentować

MZ @mniszysko 22 sierpnia 2021 10:48
22 sierpnia 2021 13:44

Szkoda starego ołtarza w krośnieńskiej farze.

zaloguj się by móc komentować


chlor @gabriel-maciejewski
22 sierpnia 2021 17:00

Może te placki są antydepresyjne bo smażone na leku Prozac?

 

zaloguj się by móc komentować

Paris @gabriel-maciejewski
22 sierpnia 2021 17:15

Fajne  te  placki  sa  !!!

Czesto  je  jadlam,  a  dzis  takze  jem  takie  placki,  racuchy  i  to  nie  tylko  na  sodzie,  ale  czesto  na  zwyklych  drozdzach...  podczas  moich  wojazy  we  Francji  czesto  takie  jadlam,  wlasnie  z  roznymi  konfiturami,  czy  nawet  z  cukrem  pudrem...  takze  z  mieskiem,  sa  naprawde  pyszne  !!!

Ale  zeby  sode  nazwac  proza...  no,  dla  mnie  BOMBA  !!!

 

zaloguj się by móc komentować


gabriel-maciejewski @cedric 22 sierpnia 2021 15:08
22 sierpnia 2021 18:29

Z pewnych, ważnych powodów, nie mogę nawet patrzeć na nazwisko Ołdakowski

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @chlor 22 sierpnia 2021 17:00
22 sierpnia 2021 18:30

Jednak nie, one są antydepresyjne, ale z innego powodu

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @Paris 22 sierpnia 2021 17:15
22 sierpnia 2021 18:30

Racuchy to trochę co innego

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @przemsa 22 sierpnia 2021 17:18
22 sierpnia 2021 18:31

To trochę co innego, jak proziaki i racuchy

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @gabriel-maciejewski
22 sierpnia 2021 18:37

O Mirku Nahaczu napisali:

Gładyszów w Beskidzie Niskim. 100 domów, 400 mieszkańców. Wikipedia podaje: "Znajduje się tu bar, poczta, apteka, stadnina koni huculskich, kursują autobusy do Gorlic i do Koniecznej". W jednym z takich autobusów zaczęła się historia Mirka Nahacza.
Swoją pierwszą powieść — "Osiem cztery" — napisał jeszcze przed maturą. W 2003 roku maszynopis trafił na stół w kuchni znanego pisarza Andrzeja Stasiuka i wydawcy Moniki Sznajderman, założycieli wydawnictwa Czarne, niezależnej oficyny specjalizującej się w literaturze środkowoeuropejskiej. I nie było w tym nic dziwnego — ich dom stoi przecież klika kilometrów od Gładyszowa. Znali Mirosława Nahacza od dziecka, często pożyczał od nich książki.

W tej niewielkiej objętościowo (98 stron) powieści Olgiert, Andrew, Tępy i jeszcze paru kolegów wyruszają na hale Beskidu Niskiego w poszukiwaniu grzybków psylocybesów. Znajdują niewiele, ale za to "śpiewają, mówią, bredzą (…), plączą" w oparach wódki i kłębach marihuanowego dymu. Ktoś wymiotuje, ktoś zalicza zgon. Wszyscy za to boją się życia, dorosłości, marazmu, który niechybnie ich czeka. "Bóg nam robi kawał, żeby nie było za nudno, myśli sobie »wszystko macie w porzo, więc dopierdolę wam ciągłe egzystencjalne lęki, żeby nie było, że macie raj na ziemi«".
 

Powieść zebrała świetne recenzje. Pisano o "dojrzałym debiucie". Mama pisarza obawiała się reakcji sąsiadów i nauczycieli. Bezpodstawnie — książka bardzo się im podobała.

https://archive.is/j80A0#selection-1037.0-1041.170

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @gabriel-maciejewski
22 sierpnia 2021 18:45

Stasiuk powinien stanąć przed sądem za deprawację nieletnich

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować