Optyka albo odnowa życia zakonnego
Jeden z czytelników, który porządkuje akurat bibliotekę swojego ojca, przysłał mi trochę ciekawych książek, które w niej znalazł, a które – chyba – nie będą mu już potrzebne. Wśród tych książek znalazła się też pozycja zatytułowana „Reformatorzy chrześcijaństwa”, autorem jest Jan Wierusz Kowalski. Ja tę książkę otworzyłem na chybił trafił i przeczytałem zdanie, informujące mnie, że wokół dworu cesarskiego gromadzili się duchowni światli, a w klasztorach ci bardziej ciemni. Natychmiast zatrzasnąłem okładki i wpisałem w googla nazwisko autora, o którego istnieniu nic wcześniej nie wiedziałem. Ujawniły się w jego biogramie same niezwykłe rzeczy. Był to syn sławnego fizyka Józefa Wierusz Kowalskiego, urodził się we Fryburgu, a do benedyktyńskiego nowicjatu wstąpił w Belgii. Następnie zaś, w roku 1939 był jednym z tych zakonników, którzy odnowili wspólnotę benedyktyńską w Tyńcu. To bardzo budujące wieści, ale niestety, nie dają nam one pełnego wyjaśnienia kwestii – co znaczy odnowić wspólnotę? Po wojnie i okupacji, o której słowa nie ma w jego biogramie, czytamy, że wykładał liturgikę na UJ, tłumaczył papieskie encykliki i był założycielem czy też współzałożycielem pisma pod tytułem „Ruch biblijny i liturgiczny”. W roku 1949 obronił doktorat, a w 1952 wystąpił z zakonu. Nie został jednak człowiekiem świeckim, ale pracował, jako ksiądz diecezjalny we Wrocławiu. Administrował też parafią NMP Częstochowskiej w tym mieście. No i wykładał liturgikę w seminarium duchownym. Od roku 1953, według Sławomira Cenckiewicza, był tajnym współpracownikiem Departamentu V MBP. Od roku 1959 był już osobą całkowicie świecką.
W latach 60-tych pracował w Urzędzie do Spraw Wyznań, publikował prace na temat Soboru Watykańskiego II i papieskich encyklik, krytykowane przez episkopat. W latach 70 i 80 pracował w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, będąc jednocześnie funkcjonariuszem MBP, na emeryturę odszedł w stopniu majora. Jego publikacje znajdziecie sobie na allegro, a ja dodam tyle, że w latach osiemdziesiątych kolportował je każdy kiosk i każda księgarnia. Co nie powinno nikogo dziwić. Mnie jednak dziwi coś innego. Ta odnowa wspólnoty w Tyńcu mianowicie. Podejrzewam bowiem, że człowiek, który pochodził z takiego środowiska i zrobił akurat taką karierę, musiał swoje wybory życiowe przemyśliwać dużo wcześniej, a nie dopiero w chwili kiedy do Polski wkroczyli komuniści. Przy okazji przypomniałem sobie o Henryku Krzeczkowskim, którego biogram studiowaliśmy z zapałem jakieś dziesięć lat temu. Mój Boże, jak ten czas leci. Zajrzałem do niego właśnie i okazuje się, że wygląda on już zupełnie inaczej niż wtedy. Okazuje się, że Henryk Krzeczkowski był działaczem opozycji demokratycznej! Dajecie wiarę – oficer NKWD! Pochowano go oczywiście w Tyńcu.
Tematem dzisiejszej notki jednak, nie są li tylko wspólnoty zakonne i ich działania w okolicznościach trudnych, ale przede wszystkim optyka. Jak kształtowana była ona w odniesieniu do Kościoła widzimy na powyższym przykładzie. Widzimy też jakie środowiska były celem penetracji sił, nazwijmy je umownie, Kościołowi wrogich. Stąd właśnie wypływa wniosek, że znane z przeszłości, także odległej, mechanizmy dzięki którym do życia duchowego, kancelaryjnego i państwowego, przysposabiano ludzi z nizin, nie mających nic do stracenia, a wszystko do zyskania, były ze wszech miar słuszne. Niestety zostały one unieważnione. W sposób niezwykle prosty. Zaraz to wyjaśnię, ale zacznę od końca. Oto dziś, zaraz po przebudzeniu, a wstałem o 4.50, znalazłem w skrzynce list od kolegi Macieja. W nim zaś, przetłumaczony automatem z węgierskiego tekst omawiający nigdy nie zgadniecie co. Dziennik kanclerza Krzysztofa Szydłowieckiego z roku 1523. Oto ten tekst:
Książka niniejsza omawia wydarzenia jakie miały miejsce podczas zjazdu w1523 roku w Wienerneustadt (Austria) i Pozsony (obecnie Bratysława, Słowacja), w którym wzięli udział król Czech i Węgier, wysłannik króla polskiego kanclerz Szydłowiecki, arcyksiążę Ausztrii Ferdynand oraz nuncjusz stolicy Apostolskiej. Tematem obrad by³a wspólna walka przeciw Turkom. Książka oparta jest na dotychczas nie publikowanym sprawozdaniu z konferencji. Książka zawiera wiele ważnych, teraz po raz pierwszy publikowanych, informacji dla badaczy i historyków. Oryginalny materiał źródłowy jeszcze w latach 20. ubiegłego wieku przechowywany był w Petersburgu, obecnie znajduje się w Warszawie. Sprawozdanie pisane po łacinie publikowane jest więc w obecnej Książce wydawnictwie po raz pierwszy po łacinie i w tłumaczeniu na węgierski, co ułatwi korzystanie z niego naukowcom z Polski, Czech, Austrii i Słowacji. Uczestnicy konferencji– królowie Węgier, Czech i Polski, bracia, starali się o pomoc Habsburgów do wystąpienia przeciw zagrożeniu tureckiemu, w czym posiadali poparcie papieża. W węgierskich badaniach historiograficznych już pod koniec XIX-go wieku brano pod uwagę pamiętniki kanclerza Szydłowieckiego. Naukowcy zajmujący się badaniem epoki kanclerza– aż do czasów obecnych– starannie wykorzystywali rękopis i cytowali z niego, ale każdy koncentrował się tylko na tych danych, które niezbędne były dla tematu wyłącznie go interesującego, w pierwszym rzędzie w celu rozstrzygnięcia spornych kwestii z zakresu historiografii politycznej czy społecznej. Pod koniec XIX-go wieku i w okresie do końca I wojny
Światowe nie tylko badacze austriaccy, ale również polscy uzywali budapesztańskiej kopii dziennika. Rękopis, o którym jest mowa to nie polsko-wegierskie "rodzinne" notatki lecz dokument , który wywołał poważny oddźwięk w Europie Srodkowej. Właściwie nie znamy tak bardzo szczegółowej relacji z Węgier sprzed Mohacza, której tematem byłoby wydarzenie o wymiarze nie tylko węgierskim, ale również Europejskim. Wartość źródłowa dziennika jeszcze bardziej podnosi
ta część informacyjna o zakresie międzynarodowym o której do tej pory nie padło ani jedno słowo. Część sprawozdania obejmujaca okres między połowa października a połowa grudnia 1523 roku dostarcza nam ważne odnośnie stosunków panujących w Europie Wschodniej w pierwszych 30-larach XVI wieku i potrzebę wzajemnego wspierania się państw tutaj się znajdujących. Dla upadających Węgier- zarówno pod względem polityki wewnętrznej jak i zagranicznej – była to ostatnia widowiskowa akcja polityczna przed katastrofą pod Mohaczem.
Żeby zrozumieć, jak ów mechanizm werbowania oddanych sprawie współpracowników został unieważniony, trzeba skupić się na tym fragmencie:
Naukowcy zajmujący się badaniem epoki kanclerza– aż do czasów obecnych– starannie wykorzystywali rękopis i cytowali z niego, ale każdy koncentrował się tylko na tych danych, które niezbędne były dla tematu wyłącznie go interesującego, w pierwszym rzędzie w celu rozstrzygnięcia spornych kwestii z zakresu historiografii politycznej czy społecznej.
Wystarczy więc, że podzielimy materiał badawczy na kawałki, a następnie każdy z nich każemy obrabiać komu innemu, wynagradzając go za to dobrym słowem, literkami przed nazwiskiem, możliwością wyjazdu na głodowe stypendium, czy czymś jeszcze bardziej atrakcyjnym i gotowe. I rzecz ta wcale nie została wymyślona przez komunistów. Oto bowiem kiedy w wyszukiwarkę polona.pl wpisujemy nazwisko – Krzysztof Szydłowiecki – oczom naszym ukazuje się książka pod tytułem „Kanclerz Krzysztof Szydłowiecki. Z dziejów kultury i sztuki zygmuntowskich czasów”. Autorem jest Jerzy Kieszkowski, przedwojenny historyk sztuki, prawnik, a także urzędnik. Oczywiście urzędnik austro-węgierski, który pracował w Centralnej Komisji Opieki nad Zabytkami w Wiedniu, w czasie wojny zaś w Państwowym Urzędzie Ochrony Zabytków w tym mieście. Rodzina, z której pochodził, była jeszcze bardziej znakomita niż ta, z której wywodził się Jan Wierusz Kowalski. Nikt z jej członków nie wpadł jednak na pomysł, by przetłumaczyć z łaciny na polski dziennik kanclerza Krzysztofa Szydłowieckiego, omawiający kwestie pozyskania Habsburgów dla sprawy ochrony jagiellońskiego dziedzictwa na Węgrzech. Powiem Wam lepszą rzecz – nikt na ten pomysł nie wpadł do tej pory, a ja w ogóle nie miałem pojęcia, że jakiś dziennik Krzysztofa Szydłowieckiego istnieje. I nie dowiedziałbym się, gdyby nie Maciej, który zalazł jego węgierskie tłumaczenie. Bo Węgrzy, ludzie skrupulatni, przetłumaczyli go na swój język. Polacy nie mogli, albowiem promotorzy prac magisterskich i doktorskich jakoś się na nim nie skupili i żaden student z ich polecenia nie podjął tematu. No i kogóż niby miałby on obejść? Wystarczy przecież, że mamy pracę Jerzego Kieszkowskiego. Wyznam, że nie czytałem jej, bo sam początek jest silnie zniechęcający, to znaczy rzecz zaczyna się od podkreślenia znakomitości rodu Szydłowieckich, co ma zdaje się odebrać argumenty ewentualnym polemistom. Niepotrzebnie, bo cała książka, wypełniona rycinami, jest omówieniem zabytków z epoki, a Szydłowiecki jest do niej doklejony nie wiadomo po co. Poza tą pracą w zdigitalizowanych i nadających się do czytania zbiorach na temat samego kanclerza nie ma nic. Jest tylko jakiś artykuł o jego nagrobku w Opatowie, który muszą oglądać wszyscy studenci historii sztuki w czasie objazdów naukowych.
Jak się zapewne domyślacie, w książce Kieszkowskiego nie ma słowa o tym, że Szydłowiecki zawarł braterstwo krwi z Albrechtem. To są kwestie, którymi esteci się brzydzą i uważają je za nieistotne, muszą bowiem podkreślać doskonałość renesansowych form rzeźbiarskich na nagrobkach z początku XVI wieku. Ja zaś od siebie dodam, że jeśli wśród historyków sztuki znalazł się ktoś, kto próbował jednak łączyć jakieś fakty i do standardowego bredzenia o draperiach i światłocieniach, dołączać informacje istotne i tworzyć różne syntezy zjawisk, nazywano go szyderczo syntetyzatorem. Nie sądzę, by coś się w tej kwestii zmieniło.
Może to nawet i lepiej, albowiem całościowym ujęciem zjawisk epoki powinni zajmować się pisarze lub twórcy gier fabularnych. Niestety. U nas, podejrzewam, że z czyjegoś nadania, twórcy gier zajmują się fantastyką, a pisarze ze szczegółami opisują wygląd własnego przyrodzenia. I ta kwestia wyczerpuje zakres ich zainteresowań. Tak więc kochane syntetyzatory nie jest lekko. Na dzisiaj kończę. Jak ktoś może pomóc Saszy niech to zrobi
https://zrzutka.pl/fymhrt?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification
No i pamiętajcie o św. Dominiku, bo nie jest wcale tak, jak napisał ten pieprzony prowokator Wierusz Kowalski, że światli duchowni gromadzili się przy cesarzu, a ciemni w klasztorach. Było dokładnie na odwrót.
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zywot-sw-dominika/
tagi: polityka historycy sztuka krzysztof szydłowiecki renesans optyka henryk krzeczkowski życie zakonne tyniec wierusz kowalski
![]() |
gabriel-maciejewski |
17 lutego 2025 07:35 |
Komentarze:
![]() |
kpiotrzk @gabriel-maciejewski |
17 lutego 2025 07:46 |
Tutaj ten dziennik ->
https://real.mtak.hu/106241/1/Szydloviecky%20kancell%C3%A1r%20napl%C3%B3ja_WEB.pdf
![]() |
Pioter @gabriel-maciejewski |
17 lutego 2025 07:50 |
Pamiętnik Szydłowieckiego byś chciał mieć przetłumaczony na polski? Marzyciel. Może jeszcze później będziesz go samodzielnie interpretować bez nadzoru Akademii? Polska to nie Czechya czy jakieś tam Węgry. Tu się dokonuje transkrypcji dokumentów, a nie tłumaczeń na język współczesny. Nikt tu nikomu nie ułatwi pracy.
A na poważnie. Skoro pięciostronnicowego Rocznika Świętokrzyskiego nie opracowano właściwie i nie przetłumaczono na polski, wystawiając go przy tym na widok publiczny i jednocześnie wszędzie cytując transkrypcję Arndta z 1864 roku znacznie różniącą się od tekstu widocznego w dokumencie, to o czym my tu wogóle rozmawiamy?
![]() |
j130567 @gabriel-maciejewski |
17 lutego 2025 08:14 |
Synteza to zrozumienie. Synteza to wspaniała rzecz.
![]() |
gabriel-maciejewski @kpiotrzk 17 lutego 2025 07:46 |
17 lutego 2025 08:32 |
Naprawdę sądziłeś, że go już nie mam?
![]() |
gabriel-maciejewski @j130567 17 lutego 2025 08:14 |
17 lutego 2025 08:33 |
Nie dla historyków sztuki. I nie dla polonistów
![]() |
gabriel-maciejewski @Pioter 17 lutego 2025 07:50 |
17 lutego 2025 08:34 |
Co za banda durniów
![]() |
jan-niezbendny @gabriel-maciejewski |
17 lutego 2025 09:33 |
>>w roku 1939 był jednym z tych zakonników, którzy odnowili wspólnotę benedyktyńską w Tyńcu. To bardzo budujące wieści, ale niestety, nie dają nam one pełnego wyjaśnienia kwestii – co znaczy odnowić wspólnotę?
Niefortunny skrót myślowy, niepokojący przez to zestawienie daty ze słowem "odnowa". W 1806 ostatni mnisi polscy, a w 1809 niemieccy opuścili Tyniec, natomiast samo opactwo zostało zniesione dekretem cesarskim w 1816 roku. Benedyktyni powrócili tam 30 VII 1939 roku. Było to ukoronowaniem wieloletnich starań, zainicjowanych przez polskich benedyktynów z Maredsous oraz belgijskiego zakonnika, o. Karola van Oosta z opactwa w Zevenkerken, który przez kilka lat poszukiwał w Polsce miejsca na nową fundację benedyktyńską (pierwsza powstała w Lubiniu w 1923 r.). O. Karol został pierwszym przeorem odnowionego opactwa tynieckiego, natomiast Jan Wierusz-Kowalski był tam jednym z czterech ojców. Oprócz nich do wspólnoty należało dwóch braci i jeden diakon.
Bezpośrednia odpowiedź na pytanie, co robił w czasie okupacji J. Wierusz-Kowalski, być może znajduje się w jakiejś publikacji niedostępnej online, ale z duzym prawdopodobieństwem można założyć, że jak pozostali ojcowie spędził ten czas w Tyńcu. Mnisi dalej pracowali nad odbudową opactwa. W 1943 roku Adolf Szyszko-Bohusz przeprowadził badania architektoniczne i przedstawił pierwszy, nie zrealizowany projekt odbudowy. W klasztorze istniał nowicjat i utrzymywano kontakty z Radą Główną Opiekuńczą, działającą za zgodą władz okupacyjnych (odpowiadał za to późniejszy przeor o. Piotr Rostworowski).
Upadek moralny Jana W.-K. i jego późniejsza "kariera" w osławionym Urzędzie ds. Wyznań to, rzecz jasna, bardzo smutna historia, ale nie powinna obciążać jego współbraci i samego dziela odnowy wspólnoty tynieckiej.
![]() |
Greenwatcher @gabriel-maciejewski |
17 lutego 2025 09:41 |
Tłumaczenie węgierskie, a wokół tyle materiałów o idei jagiellońskiej w XXI w. Widocznie wszystko już wiadomo. Taa...
![]() |
gabriel-maciejewski @jan-niezbendny 17 lutego 2025 09:33 |
17 lutego 2025 09:44 |
Pan to zawsze wie kiedy się odezwać. Nie obciążam braci. Obciążam Wierusz Kowalskiego
![]() |
gabriel-maciejewski @Greenwatcher 17 lutego 2025 09:41 |
17 lutego 2025 09:45 |
W Polsce, ci wszyscy piewcy idei jagiellońskiej, nie znają nawet wyrazu Mohacz. Jak mi dziś Maciej napisał, to są wszystko absolwenci Albretyny w Królewcu, tylko o tym nie wiedzą
![]() |
ArGut @gabriel-maciejewski 17 lutego 2025 08:33 |
17 lutego 2025 10:02 |
Dla DUCHOWNYCH również SYNTEZA i SYNKRETYZM to kicha, kanał i 2 metry mułu ...
![]() |
ArGut @jan-niezbendny 17 lutego 2025 09:33 |
17 lutego 2025 10:15 |
>Upadek moralny Jana W.-K. i jego późniejsza "kariera" w osławionym Urzędzie ds. Wyznań to, ...
>
A jak kolega nawigator odróżnia UPADEK od DROGI. I skąd pewność, że Jan Wierusz Kowalski nie wybrał takiej drogi kariery ... Ku Chwale Ojczyzny walcząc z zatabaczonymi zakonnikami i wspierając Księży Patriotów ...
Proszę pamiętać, że Książa Patrioci to projekt polityczny, może stworzony w KL Auschwitz gdzie pan Cyrankiewicz zdobywał nowe doświadczenia od niemieckich protestanckich kolegów.
![]() |
jan-niezbendny @gabriel-maciejewski 17 lutego 2025 09:44 |
17 lutego 2025 10:19 |
Przykro mi, że odebrał Pan to jako zarzut. Ja jedynie spróbowałem uzupełnić informacje, których brak w Wikipedii uznał Pan za wymowny. Tak to w każdym razie zabrzmiało. Jeśli nadinterpretowałem, to przepraszam.
![]() |
gabriel-maciejewski @jan-niezbendny 17 lutego 2025 10:19 |
17 lutego 2025 10:20 |
Spox, nic się nie stało
![]() |
OjciecDyrektor @gabriel-maciejewski |
17 lutego 2025 11:08 |
Coś mi świta pod kopułą. Oceń to, czy nie zwariowałem. Otóż to "pozyskanie" Habsburgów do obrony przed Turkami prxypomina mi bardzo, ale to bardzo, sytuację spid Wiednia 1683. Oczywiście z pewnymi modyfikacjami. Modyfikacje polegsją na rtm, że wpraedzie Sobieski nie umarł pod Wiedniem, ale za to umarła Rzeczpospolita. Di tego ak zupełnie "przypadkowo" po jednym i drugim iwencie (Mohacz 1526 i Wiedeń 1683) Habsburgowie znacznie rozszerzyli swe posiadłości kosztem naszym. Rownież zaangażowanie eo tych projektów papieży jest podobne. Moim zdaniem miało to na celu ukrycie podstępu Habsburgow. A dołączenie Moskwy w 1686 do Świętej Ligii jest tym samym, co rola braci Hohenzollernów w wypadkach na Węgrzech w XVIw.
![]() |
gabriel-maciejewski @OjciecDyrektor 17 lutego 2025 11:08 |
17 lutego 2025 11:10 |
Dodaj jeszcze, że o mało nie umarł, ktoś go bowiem wprowadził w kanał nazywany dziś bitwą pod Parkanami, czyli nie uprzedził ilu Turków znajduje się przed nim. Ledwo zwiał
![]() |
OjciecDyrektor @gabriel-maciejewski 17 lutego 2025 11:10 |
17 lutego 2025 11:15 |
No właśnie!!! Kur...zapiał. Wtedy Habsburgowie na miękko zajęliby całą Rzeczpospolitą i zrobili z niej swoje drugie żerowisko. Czyli jednak modus operandi identyczny.
![]() |
gabriel-maciejewski @OjciecDyrektor 17 lutego 2025 11:15 |
17 lutego 2025 11:21 |
Na pewno podobny
![]() |
OjciecDyrektor @gabriel-maciejewski 17 lutego 2025 11:21 |
17 lutego 2025 12:48 |
Mohacz, Wiedeń - dwa bratanki...:).
I zawsze broniąc się przed Hohenzollernami wpadsliśmy w szpony Habsburgów. Aż się zastanawiam, czy oni nie celowo bawili się z nami w dobrego i złego policjanta?
![]() |
Matka-Scypiona @OjciecDyrektor 17 lutego 2025 11:08 |
17 lutego 2025 12:49 |
Po Wiedniu habsbburgowie nie pozwolili silom antytureckim na wyzwolenie bałkanow
![]() |
gabriel-maciejewski @OjciecDyrektor 17 lutego 2025 12:48 |
17 lutego 2025 12:51 |
Chyba jednak nie, a jeśli to nie na poziomie dworu, ale ciut niżej
![]() |
OjciecDyrektor @Matka-Scypiona 17 lutego 2025 12:49 |
17 lutego 2025 14:29 |
"Bo pula nie jest do kradzieży - pula cała nam się należy" - jak pisał klasyk Szpotański
![]() |
OjciecDyrektor @gabriel-maciejewski 17 lutego 2025 12:51 |
17 lutego 2025 14:35 |
No na poziomie dworu to na pewno nie. Ale nie więrzę, aby i jedni i drudzy nie zauważylu, jak Polacy reagują na ich gadkę i nie akomodowali swoich kolejnych ruchów. W końcu sam pisałes, że Orsza 1514 to był taki zaprojektowany przez m.in. Habsburgów (Fugger) rozbiór Polski. Nie wyszło. I wtedy Hohenzollernowie zaczęli skupiać naszą uwagę. Ja tu widzę taką zamianę/sztafetę w obrębie narodu niemieckiego.
I zobacz, że po Sobieskim wciśnięto nam Wettynów - też Niemców. Bo skoro ani Habsburg ani Hohenzollern, to w końcu jakiś Niemiec musiał być królem Polski....:). Jurysprudencja kreatywna zmieniła metody, ale nie cel
![]() |
gabriel-maciejewski @OjciecDyrektor 17 lutego 2025 14:35 |
17 lutego 2025 14:38 |
Podobnie jak dzisiaj. No, ale to nie jest poważna historia. Poważne jest pieprzenie o walorach rzeźby renesansowej
![]() |
Kuldahrus @gabriel-maciejewski |
17 lutego 2025 17:39 |
Jak wspomniałeś o tym pogardliwym określeniu "syntetycy" to sobie pomyślałem po co w ogóle jest coś takiego jak historia sztuki. Lepiej by było żeby była po prostu katedra historii sztuki jako część historii, a nie oddzielny kierunek naukowy.
To jest pytanie retoryczne, bo z tego co opisujesz od lat, wyłania się odpowiedź po co coś takiego jak historia sztuki istnieje.
![]() |
gabriel-maciejewski @Kuldahrus 17 lutego 2025 17:39 |
17 lutego 2025 17:46 |
Długo do mnie docierało po co to istnieje, ale w końcu dotarło
![]() |
ArGut @gabriel-maciejewski 17 lutego 2025 11:10 |
17 lutego 2025 18:52 |
A jak kolega Gospodarz się zapatruje na opis sytuacji po bitwie pod Parkanami, idzie to tak:
"... 19 października pod Ostrzyhom dotarł łodziami Maksymilian II Emanuel na czele 1200 brandenburczyków i 1200 jazdy bawarskiej. 22 października rozpoczęło się oblężenie i już wkrótce twierdza została poddana w wyniku niechęci Turków do walki. Turcy opuścili miasto z wszelkimi honorami wojskowymi, choć później Kara Mustafa kazał zgładzić odpowiedzialnych za poddanie Ostrzyhomia ..."
Jak czytam "NIECHEĆ DO WALKI" to jedynie co mnie przychodzi do głowy to worki z czymś, powodujące rzeczoną niechęć ... jak u jakiejś tam pani wice przewodniczącej parlamentu EU.
Pan Kara Mustafa jakoś też tak kojarzył bo zrobił na odpowiedzialnych operację dekapitacji lub flakow wyprwania ...
![]() |
OjciecDyrektor @ArGut 17 lutego 2025 18:52 |
17 lutego 2025 19:47 |
Bo były tak naprawdę dwie bitwy pod Parkanami. Najpierw ta przegrana przez Sobieskiego, w której miał zginąć, ale nie wyszło. A potem druga, z udziałem Austriaków.
![]() |
Magazynier @jan-niezbendny 17 lutego 2025 09:33 |
17 lutego 2025 21:46 |
Wierusza Kowalskiego trudno nazwać współbratem benedyktynów. Niestety nie był ostatnim apostatą. O. Mycielski OSB (Mój szary różaniec) opisuje jak był wrabiany we współpracę z ubecją przez innego benedyktyna który był faktycznym TW.
![]() |
Magazynier @gabriel-maciejewski |
17 lutego 2025 21:49 |
"Niepotrzebnie, bo cała książka, wypełniona rycinami, jest omówieniem zabytków z epoki, a Szydłowiecki jest do niej doklejony nie wiadomo po co."
Łatwiej i bezpieczniej rozpływać się nad płaskorzeźbami niż prowadzić dochodzenie.