-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

O zabobonach i dawaniu świadectwa

Mieszkałem kiedyś w akademiku z socjologami. To był dopust Boży i katastrofa na wszelkich możliwych polach. Towarzysko byli nie do wytrzymania, takiej kondensacji pretensjonalności, a były to wszystko, chłopcy i dziewczęta, dzieci ze wsi, nie spotkałem już nigdy potem. Oczywiście pili straszliwie, ja im dotrzymywałem kroku, bo po praktyce w technikum leśnym mało kto mógł ze w mną w owym czasie stawać do zawodów. Pretensjonalność moich socjologów wyrażała się w stroju, a także w podejściu do kwestii studiowania. Jeden nosił w uchu długi, zwisający, srebrny kolczyk, inny ubierał się jak filmowy amant i w tym stroju potrafił zasnąć pod koszem na śmieci, jak się schlał, a jeszcze inny kazał mówić do siebie per „prozaik”. Miał bowiem za sobą jakieś próby literackie, gdzieś tam nawet opublikowane. Zapytał mnie kiedyś czy ja nie zamierzam może startować w jakiejś literackiej konkurencji. Powiedziałem mu, rzecz jasna, że nie. Nie zamierzam albowiem nie potrafię tak zgrabnie składać wyrazów w zdania jak on i w ogóle mam dużo ograniczeń. Jeśli idzie o dekoracje, to nasz pokój wyglądał mniej więcej tak – u sufitu goła żarówka, żeby było bardziej egzystencjalnie, na stole sześć szklanek do połowy wypełnionych starą herbatą i niedopałkami papierosów. W oknie firanki, o które wycierałem nóż, po uprzednim posmarowaniu chleba dżemem, albowiem taki wtedy miałem zwyczaj. Niedawno zupełnie opuściłem internat technikum leśnego, w którym panowały obyczaje oryginalne i zaskakujące. Wycieranie noża o firankę nie było wcale krańcem ekstrawagancji. Na stołach i łóżkach porozkładane były dzieła wielkich filozofów, które służyły temu by moi koledzy z socjologii zademonstrować mogli swoim koleżankom pogardę dla nich, wyrażającą się na przykład ustawieniem popielniczki wprost w otwartym tomie Kanta, albo do tego, by ich znajomością imponować takim greenhornom jak ja. Mi jest trudno zaimponować, o czym koledzy przekonali się szybko, a już na pewno nie można mi zaimponować bełkotem po wódce. Bo ja od zawsze dawałem na trzeźwo lepsze przedstawienia i to bez dzieł słynnych filozofów. A jak sobie jeszcze wypiłem, to hej...módlcie się, żebyście nigdy nie musieli tego oglądać.

Kiedyś zapytali mnie czy jestem wierzący. Ja nigdy nie miałem z tym problemu, bo obojętnie czy byłem w Kościele czy poza nim zawsze byłem wierzący. Wszelkie zaś przychodzące na mnie wątpliwości gasiłem za pomocą różnych prostych obserwacji i zdarzeń, na które wiele osób nie zwróciłoby wcale uwagi. Mówiłem o tym rzadko, bo wiedziałem, że takie rzeczy mogą być odebrane jako krańcowe zdziecinnienie, a jak ktoś ma dwadzieścia lat, bardzo boi się, żeby nie nazywano go dzieckiem, bo jest już przecież dorosły. Nic jednak nie mogłem na to poradzić. O jakie przypadki chodzi? Już mówię. Kiedyś jechałem do WKU w Zamościu, to było jeszcze w szkole czy też może tuż po jej ukończeniu. Okropnie się bałem, że wezmą mnie do wojska i nie pozwolą studiować historii sztuki, bo co to za leśniki, panie dziejski, co chce tę całą historię studiować? Jechałem autobusem firmy „Autonaprawa”, kto zna dawne województwo zamojskie ten wie o co chodzi. „Autonaprawa” to były stare jelcze-ogórki, które ratowały komunikację na tym obszarze. Śmierdziało w środku jak nie wiem co i zawsze był tłok, ale jakoś się tym jeździło. Oczywiście całą drogę stałem i trząsłem się ze strachu, patrzyłem w przednią szybę i widziałem różne pocztówki, które sobie kierowca przyczepił nad kokpitem. Były na nich także napisy, które usiłowałem odczytać, ale niestety stałem za daleko. W sprzedaży, w księgarniach i kioskach, były wtedy takie okazjonalne karteczki ze zdjęciami jakichś śmiesznych zwierzaczków i dodaną do tego religijną sentencją. Taka nowoczesna pobożność, na którą już dziś nie ma miejsca. Kiedy wysiadałem zauważyłem, że wśród widokówek jest i taka kartka. Podszedłem bliżej i odczytałem napis – nie bój się, jestem z tobą. Do wojska mnie oczywiście nie wzięli, a ja już nigdy potem nie byłem „niewierzący”, ani przez moment.

Po, latach, po paru głębszych, opowiedziałem o tym moim socjologom. Uśmiali się jak nutrie. Powiedzieli, że jestem zabobonny chłopak z prowincji, nie czytałem Kanta i w ogóle gówno wiem o życiu. Najbardziej śmiał się ten, co zawsze chodził w garniturze, kamizelce, bieluchnej koszuli i krawacie – serdeczne pozdrowienia Andrzej. Nigdy nie zgadniecie co się z nim potem stało - został księdzem rzecz jasna. Nie wiem czy wytrwał w stanie kapłańskim, nie wiem co robi teraz, ale poszedł do seminarium w okolicznościach i z inspiracji, o których nic nie wiem, bo przestałem się z nimi już wtedy zadawać. Ja nigdy nie miałem zamiaru iść do seminarium, moja wiara bowiem była jak przemarznięty kartofel, twarda i nie do zjedzenia, nie szukałem żadnych jej potwierdzeń i nie miałem nigdy poczucia misji. Nie przeżywałem też nigdy żadnych rozterek, nie doznawałem objawień i nie uwznioślałem się w żaden szczególny sposób. Stałem sobie w bocznej nawie naszego drewnianego kościółka i patrzyłem na róże w dłoniach św. Tereski z Lisieux. Potem gdzieś się tam szwendałem. To wszystko.

Po co ja to piszę? Chcę Wam oto opowiedzieć pewną historię, która potwierdza moje spostrzeżenia dotyczące sposobów w jaki Pan Bóg się z nami komunikuje. Jemu naprawdę nie są do tego potrzebne jakieś ekstraordynaryjne narzędzia, czasem wystarczy telewizor.

Nasza znajoma znalazła się w szpitalu z bardzo poważną diagnozą. Mieli ją operować, ale okazało się, że z miasta nawieźli tyle kalek po wypadkach, że operację przesunięto. Potem był kolejny termin, ale także coś się wydarzyło i ona znów wylądowała na sali. Płakała i modliła się, bo co miała robić. Żeby się pocieszyć, wrzuciła dwa złote do telewizora, gdzie akurat pokazywali film pod tytułem „Wskrzeszenie Łazarza”. Obejrzała go w całości i poszła spać. Następnego dnia przy jej łóżku zjawiło się całe konsylium, żeby deliberować nad jej stanem i terminem operacji. Tym razem już ostatecznym. Wszyscy byli mili i grzeczni, ona zaś bardzo niespokojna. Kiedy poszli, pozostał przy niej jeden z doktorów. Powiedział, że to on ją będzie operował i przedstawił się jej podając rękę. - Nazywam się Wojciech Łazarz – powiedział.

Taka oto historia. Nawet nie specjalnie mądra. Nasza znajoma jest już po operacji, nie będzie z pewnością łatwo, bo sprawa jest poważna, ale jest jej lżej.

 

Teraz ogłoszenia.

 

Oto musimy stanąć w prawdzie i ponieść odpowiedzialność za nieprzemyślane decyzje jakie stały się moim udziałem w tym i pod koniec zeszłego roku. Po sześciu latach prowadzenia wydawnictwa wiem już mniej więcej w jakich cyklach koniunkturalnych się poruszamy. Oczywiście nie potrafię tego opisać, ale biorę rzecz na wyczucie. I to wyczucie mówi mi, że jeśli nie zaczniemy już teraz opróżniać magazynu z książek, które na pewno nie będą się dynamicznie sprzedawać, położymy się na pewno. Nic nas nie uratuje. Zanim przejdę do rzeczy, chciałem coś jeszcze zaznaczyć. To mianowicie, że od dziś nie słucham nikogo. Nie biorę pod uwagę żadnych opinii, rad, cudownych przepisów na biznes i zwiększenie sprzedaży, nie robię też nic, co nie jest bezpośrednio związane z moją pracą. Słucham tylko siebie. Howgh. Weźcie to pod uwagę. Teraz clou. Nie sprzedamy nakładu wspomnień księdza Wacława Blizińskiego. To jest dla mnie już dziś jasne. Zajmują one poważną powierzchnię w magazynie i ona musi się zwolnić. Nie sprzedamy tego, bez względu na deklaracje jakie padają na temat tej książki oraz jej autora. Nie sprzedamy jej nawet wtedy jeśli obniżę cenę bardzo drastycznie, bo doświadczenia z obniżaniem cen książek mamy już za sobą i one nas o mały włos nie doprowadziły do katastrofy. Pomysł jest więc taki – wszystko co uzyskamy ze sprzedaży wspomnień księdza Wacława Blizińskiego, pod odliczeniu podatków rzecz jasna, zostanie przekazane na remont kościoła i plebanii w Liskowie, gdzie proboszczem jest dziś nasz dobry znajomy ksiądz Andrzej Klimek. To nie jest ekstrawagancja tak wielka jak „dżdżownica jest to:”, ale uważam, że trzyma jakiś standard. Nie mogę inaczej. Tak więc jeśli ktoś chce pomóc w remoncie kościoła i plebanii w Liskowie, niech kupi jeden egzemplarz książki księdza Blizińskiego i komuś go podaruje.

Zapraszam na stronę www.basnjakniedzwiedz.pl Michał wrócił już z urlopu, więc FOTO MAG jest już czynny. Zapraszam także do Tarabuka, do księgarni Przy Agorze w Warszawie. Do antykwariatu Tradovium w Krakowie, do sklepu Gufuś w Bielsku Białej, do sklepu Hydro Gaz w Słupsku i do księgarni Konkret w Grodzisku Mazowieckim. Nasze książki są także dostępne w Prudniku w księgarni „Na zapleczu” przy ulicy Piastowskiej 33/2

 



tagi: wiara  nadzieja  miłość 

gabriel-maciejewski
7 września 2017 09:35
6     1577    11 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

jolanta-gancarz @gabriel-maciejewski
7 września 2017 10:02

Czyż można piekniej i prościej dać świadectwo?

Bardzo lubię takie Twoje teksty, w przeciwieństwie do wczorajszego i całej tej bieżączki. Nic nie poradzę, że tak mam.

zaloguj się by móc komentować

Paris @gabriel-maciejewski
7 września 2017 12:46

Piekny tekst...

... nie bede pisac o znanych mi opowiadaniach obcych mi osob, ktore kiedys stawaly na drodze mojego zycia... ale takze o moich osobistych zdarzeniach i przezyciach... ale chce potwierdzic, ze rzeczywiscie Pan Bog ma bardzo rozne... w roznym czasie i okolicznosciach... SWOJE  SPOSOBY  "komunikacji"  z nami...

... tego sie nie da wytlumaczyc, ale ON ma te sposoby !!!   Inna rzecz czy my je umiemy rozpoznac... zauwazyc... no i nie zaleza one od naszego tzw. intelektu.

zaloguj się by móc komentować

aember @jolanta-gancarz 7 września 2017 10:02
7 września 2017 14:10

Ja też... albo historyczne, albo właśnie takie jak wyżej.

Dzięki!

 

zaloguj się by móc komentować

aember @gabriel-maciejewski
7 września 2017 14:11

Spróbuję dodać link do tweeta, nie wiem czy mi się uda.

<blockquote class="twitter-tweet" data-lang="pl"><p lang="ro" dir="ltr">Meanwhile in Hungary<br><br>The Castle of Diósgyőr, destroyed during the Ottoman invasion of Hungary in the 16th century, is being reconstructed. <a href="https://t.co/50ou1SNt3t">pic.twitter.com/50ou1SNt3t</a></p>&mdash; ArchitecturalRevival (@Arch_Revival_) <a href="https://twitter.com/Arch_Revival_/status/905444526617190400">6 września 2017</a></blockquote>
<script async src="//platform.twitter.com/widgets.js" charset="utf-8"></script>

zaloguj się by móc komentować

aember @gabriel-maciejewski
7 września 2017 14:14

Bratankowie odbudowują zamek zniszczony podczas inwazji Imperium Osmańskiego.

zaloguj się by móc komentować

OdysSynLaertesa @gabriel-maciejewski
7 września 2017 15:45

Tato! Jeszcze tu nie jestem miesiąc, a już wszystko wyrozumiem,
Miasto - owszem, ale w telewizji ładniej wyglądało -
Każą tutaj tylko czytać, no a czytać przecież umiem
Więc mnie niczym nie zastraszy ten uniwersytet cały!

...

Zapisałem się do takich, co tym interesem kręcą,
Mówią, że się to opłaca i pomaga w studiowaniu!
Muszę składki płacić, chodzić na zebrania i nic więcej,
Za to wezmą pod uwagę mnie przy każdym typowaniu.

Mówią, że jak wytypują, to zbić można szmal niewąski,
I tak samo bez kolejki można dostać tu mieszkanie!
Lepsze to niż trzymać świnie, bo się nie ubabrzesz w łajnie,
Tylko w samym tym, że jesteś - swoje masz wyrachowanie.

Wszyscy tu są trochę głupi, trudno wyczuć o czym mówią,
Po dziesiątej cisza nocna - ci gadają, jakby w strachu!
Ja tam w nocy śpię, w dzień czytam i wykładów wszystkich słucham!
Liczą ze mną się ci ważni! Na nieważnych kładę lachę!

... 

Na mnie i podobnych do mnie przyszłość kraju dziś spoczywa!
Czy wy w ogóle wiecie na wsi co to jest egzekutywa?!
Mnie tu męczą, że mam ojca, który ziemi źle używa!
Weź ty się skolektywizuj! Nie ma to jak w kolektywach!

Wiosną chyba nie przyjadę, bo mam kilka egzaminów,
Muszę znowu więc poczytać, bo ostatnio tylko działam!
Wszyscy tutaj mnie szanują, bo mi w piciu nikt nie strzyma:
Szkoła twoja i stryjecznych bardzo mi się tu przydała!

Boga w sercu mam - i dosyć, po co chodzić do kościoła?!
Muszę bardzo się pilnować ! Mają tutaj taką listę!
Na rolnictwie jak nikt znam się i partyjna czeka szkoła,
Tak, co ty byś stary na to, jakby syn twój był minister?...

Itd. Korespondencja klasowa (Jacek Kaczmarski) 

https://youtu.be/LwaDoEs0st4

Jedna z moich ulubionych piosenek. I okazuje się że nie ma w niej niczego co nie miałoby pokrycia w historii 

PS. 

... Módl się co dzień, nie ma to jak Słowo Boże!
Kiedy Bóg odbierze ci opiekę swą
To ci wtedy żaden rektor nie pomoże!.. 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować