-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

O wyrywaniu się z izolacji

Zanim przejdę do rzeczy chcę poinformować wszystkich, że wyczerpały się nakłady „Czerwca polskiego” i „Tysiąca lat naszej wspólnoty”. Zostało 73 egzemplarze „Dziejów górnictwa”. Pisałem o tym wcześniej, jeśli ktoś odkładał zakup, ma pecha. Wznowień na razie nie będzie. Jednocześnie informuję, że znów mamy w sprzedaży książki Wiecha.

 

Wielu z nas pamięta opowieści o pasztetowej sprzedawanej za komuny, która miała być rzekomo wykonana z papieru toaletowego. Nie w całości rzecz jasna, ale w części. Pasztetową zawsze lubiłem i gawędy te drażniły mnie bardzo. Patrzę dziś na rynek książki o myślę, że większość tych publikacji to pasztetowa z papieru toaletowego. Ona musi taka być, albowiem na rynkach wyizolowanych, tak jak w więzieniach i na plantacjach niewolników istnieje przymus, bo nie chęć nawet sprzedawania badziewia. To jest po prostu handlowa konieczność. Nie ma kulturowego sensu zaopatrywania ludzi zdegradowanych w normalną pasztetową z mięsa, albowiem jakość jest wyznacznikiem statusu. Ten zaś musi być zachowany i utrzymany, żeby dystrybutor dobrze się czuł i miał pewność iż jest lepszy od tego kogo zaopatruje. I teraz uwaga – dystrybutor z czasem dochodzi do momentu kiedy nie ma już badziewia do sprzedania. Przyczyny są różne – papier toaletowy się skończył, technologie posunęły się do przodu tak daleko, że nie produkuje się już rzeczy bardzo niskiej jakości, albo rynek został tak wysublimowany przez rosnące potrzeby klientów, którzy nie mają zaniżonej wartości własnej, że nie ma na nim miejsca na śmieci. I co robi wtedy dystrybutor? Sprzedaje w zonie dla niewolników rzeczy prawie dobre. To znaczy podobne do dobrych, ale na przykład trochę uszkodzone, albo źle polakierowane. Jakieś odpady, albo celowo spreparowane badziewie, a wszystko po to, by utrzymać swój status. Myślę, że my znajdujemy się w takim właśnie momencie – dystrybutor wciska nam Mroza i Bondę, po to tylko, żeby utrzymać swój status i nie dopuścić do rzeczy z jego punktu widzenia najgorszej – do powstania i umocnienia się lokalnych producentów i lokalnych dystrybutorów. Ma wszelkie dane na sukces, albowiem z racji swojej pozycji zajął wszystkie kanały sprzedaży i wszystkie punkty przeładunkowe czyli hurtownie. Teoretycznie nie można mu nic zrobić. No, ale ludzie nie chcą już jeść pasztetowej z papieru toaletowego. On więc mówi – dobra, nie chcecie, to zróbmy tak – do tej pasztetowej dodamy trochę plastikowych cekinów i pokruszone wafelki z dna pudełka. Będzie smaczniejsze i wygląd będzie miało ciekawszy. I to jest ten ślub Bondy z Mrozem. Wielu powie – okay, plastikowe cekiny w pasztetowej wyglądają trendy i jak człowiek się napnie, a także zamknie oczy może je też przełknąć. No, ale nie można tego żreć codziennie, co proponujesz mistrzu? On jeszcze nie wie co proponuje. Milczy. My też czekamy, ale wykonujemy całą masę ukrytych działań, które mogą przynieść nam sukces. Nie muszą wcale, ale mogą. Nasz podstawowy problem polega na tym, że nie mamy dostępu do budżetów promocyjnych, do kanałów dystrybucji treści promocyjnych i do szerokich kanałów sprzedaży. To jest wada, ale tylko w tym momencie, kiedy spojrzeć na to z punktu widzenia dystrybucji globalnej. Nie patrzymy z tego punktu i nie mamy globalnego planu promocji zmielonego papieru toaletowego. To oznacza, że możemy stale i chronicznie pozostawać w defensywie. Nie wiem jeszcze jak się do tej konstatacji odnieść, bo to poważne, chodzi wszak o moje życie en masse, takie do grobowej deski, albowiem nie zamierzam już robić w nim niczego innego, ponadto co robię teraz. Myślę jednak, patrząc na autorów, którzy znaleźli się w tak zwanym głównym nurcie, że nie ma czego żałować. Ludzie ci wyglądają jak zużyte flaki po pasztetowej, pozostawione na brzegu bagnistej rzeczki przez trzech pijaków. Los nie do pozazdroszczenia. Poszukiwanie nowych autorów, którzy wychowywać będą czytelników idiotów, może nie przynieść efektów. Głównie z tego powodu, że rynek literatury popularnej kurczy się gwałtownie. W zasadzie powinienem napisać – rynek treści popularnych. On się kurczy ponieważ każdy może być dziś producentem popularnych treści na fejsie czy na YT. I to jest konkurencja nie do zwalczenia. Próby zaś zatrzymania przy książce półanalfabetów kończą się za każdym razem tragicznie. One będą ponawiane wciąż i wciąż, albowiem pokusa jest zbyt wielka, ale finał będzie zawsze taki sam. Przyszłość rynku, jak sądzę to jednak profilowane, głębokie treści, które oczywiście będą na różne sposoby blokowane przez dystrybutorów wołających głośno w mediach – dość już tego dziamdziania, dość już tych mądrości podejrzanych – posłuchajta tera o dupie Maryni i huzarach….Od tego się nie uwolnimy, ale to nie znaczy, że przegramy. Nie możemy przegrać, choćby nie wiem co. I ja to już widzę, z tego mojego marnego miejsca pod galerią, z którego nie widać połowy sceny w zasadzie. Podstawowym jednak postulatem pozostaje wyjście z izolacji. To jest postulat nie dotyczący nas, a w zasadzie dotyczący, ale tylko w drobnej części. To jest postulat dotyczący w 90 procentach czytelników. Tych, którzy jeszcze nie mieli szans na zetknięcie się z głębokimi i profilowanymi treściami. Tych zaś (treści), jak napisałem, będzie przybywać i to nie tylko w naszym wykonaniu, ale także w wykonaniu innych autorów i innych wydawców. Postanowiłem, że w miarę możliwości i czasu, będziemy organizować panele dyskusyjne pomiędzy konferencjami. Panele będą odbywać się w różnych miejscach, równie ciekawych jak miejsca, gdzie odbywają się konferencje. Wstęp na panele będzie wolny, ale można tam będzie kupować książki. Dyskusję przewidziałem na jakieś trzy godziny i na tyle będę wynajmował salę. Nie liczę na wielki sukces, ale liczę na promocję i na zwrot kosztów. No i na to, że po którymś z kolei takim spotkaniu ludzie zaczną sami z siebie dopytywać się gdzie będzie kolejne. Na panelach – mam nadzieję – prezentować się będą autorzy Kliniki Języka. Pierwsze takie spotkanie będzie pewnie w maju. Nie zdradzę jeszcze miejsca, albowiem nie podjąłem jeszcze rozmów z właścicielem obiektu. Zrobię to w przyszłą sobotę dopiero.

W kwietniu jadę na targi do Białegostoku, o czym przypominam. Po raz pierwszy od wielu lat. Będę też wygłaszał wykład w dawnym kinie „Ton”, poświęcony księdzu Marianowi Tokarzewskiemu. Na tę okazję wznowiłem w niewielkiej ilości „Straż przednią”, która niebawem pojawi się w naszym sklepie. Tak się składa, że targi białostockie, organizowane przez fundację „Sąsiedzi” to jest dobry moment do podjęcia dyskusji o formatach rynkowych. Jak wiemy Podlasie jest specyficzne i od wielu lat lansują się na rynku krajowym autorzy lokalni pochodzący z tego regionu. Ludzie, którym wmówiono, że mają szansę, albowiem wywodzą się ze środowisk mniejszościowych i to jest ciekawe samo przez się. Autorzy ci, z niezrozumiałych powodów, wierzą w tę hagadę i po napisaniu jednej, dwóch książek, przeżywają serię rozczarowań, a także konstatują, że to już koniec – nic więcej nie napiszą, a jeśli napiszą nikt im tego nie wyda, bo przestali być po prostu potrzebni. Proszę Państwa, nie tędy droga (tak mawiał dyrektor w mojej szkole średniej kiedy przyłapał kogoś na piciu wódki). Nie tędy droga. Na rynku, którego połowa została wprost sprzedana formatom obcym, gdzie połowa z pozostałej połowy znajduje się w systemowym, narzuconym przez dystrybutora władaniu naśladowców tych obcych formatów czyli Bondy, Mroza, Miłoszewskiego, Krajewskiego, a to co zostało jest rezerwatem, w którym toczy się walka na kije i kamienie, nie ma miejsca dla lokalnych autorów, pielęgnujących w większości cierpienie (prawdziwe lub wydumane) małych etnicznych grup. Im więcej osób na Podlasiu myśli, że skoro Bondzie się udało, to im także się uda, tym dla tych osób gorzej. Najgorzej zaś dla takich co im w głowie postoi myśl, że wystarczy przejechać faceta na pasach i kariera gotowa. Powtórzę – nie tędy droga autorzy z Podlasia, piewcy odrębności kulturowych Białorusinów i Ukraińców. To jest ścieżka prowadząca wprost do klatek, z których nie ma wyjścia. Trzeba się wyrwać z izolacji i po prostu napisać coś fajnego. No, ale to trudne, bo tak naprawdę, żeby zaistnieć na rynku trzeba to napisać dla Polaków. Nikt w gazowni nie wpadł jeszcze na pomysł, by lansować lokalnego autora na zagranicznych rynkach i mówić, że to jest taki mniejszościowy pisarz, którego prześladują narodowcy – na przykład. Nie wpadł i nie wpadnie, albowiem na zagranicznych rynkach nie ma nawet miejsca dla Bondy. Tam jest miejsca dla Tokarczuk i Szczygła, czyli ludzi, którzy podpisali poważne cyrografy. Uczynili to kierując się fałszywym całkiem przekonaniem, że dostaną kiedyś Nobla. Nie dostaną. Już teraz mogę Was zapewnić. Wracajmy jednak do naszych targów w Białymstoku. To dobrze, że one mają w nazwie wyraz – międzynarodowe – daje to wszystkim pewną nadzieję, aczkolwiek niezbyt wielką. I może w końcu jakiś lokalny autor zrozumie, że aby zyskać sympatię i popularność nie może powielać dostępnych w naszym rezerwacie schematów komunikacji. Nie tędy bowiem prowadzi droga.

 

Zapraszam na stronę www.prawygornyrog.pl



tagi: rynek książki  promocja  pasztetowa 

gabriel-maciejewski
23 marca 2019 09:51
11     2678    14 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Maryla-Sztajer @gabriel-maciejewski
23 marca 2019 11:02

Będzie  dobrze. 

.

 

zaloguj się by móc komentować

tomciob @gabriel-maciejewski
23 marca 2019 14:39

Witam.

Format promocji przez spotkania z autorami, z pytaniami, dyskusją czytelników lub zainteresowanych to dobry i sprawdzony pomysł, który cieszy. Oczywiście jakość takich spotkań zawsze w głównej mierze zależy od moderatora dyskusji wspomagającego autora i pilnującego "atmosfery." Mogą to być również spotkania kameralne, mogąć być z imiennymi zaproszeniami dla wybranych. Formuła jest prosta i na tyle elastyczna, że daje nadzieję na ciekawe chwilę.

Gratuluję pomysłu i pozdrawiam

zaloguj się by móc komentować

tromba @gabriel-maciejewski
23 marca 2019 19:35

A kiedy Pan bedzie u Karmelitow we Wroclawiu?

zaloguj się by móc komentować

chlor @gabriel-maciejewski
23 marca 2019 20:48

To co piszesz o konieczności sprzedawania badziewia narodom podlegającym degradacji dotyczy praktycznie wszystkiego. Wykształcenia, jakości wyrobów przemysłowych, poziomu nauk technicznych, siłowo wprowadzanych nowości obyczajowych.

zaloguj się by móc komentować

cbrengland @gabriel-maciejewski
23 marca 2019 21:35

W PRL-u u schylku były wyroby czekoladowopodobne.

Ja nie wiem, czy teraz to schyłek czegoś, czy raczej początek/kontynuacja już na chama czegoś, co może nawet jeszcze w tym roku pokaże nam swoją twarz i w Polsce i w Europie. To jest jazda bez trzymanki już. Przepraszam ale Rafała Ziemkiewicza w piątki na interia.pl czytam, bo po prostu dowiaduję się z nich, co, kto i dlaczego w Polsce robi. Ale wczorajszy jego felieton tam, po prostu mnie zmiażdżyl. Może z racji tego, że z polskim wymiarem sprawiedliwości, szeroko pojętym, bo z tymi adwokatami i radcami prawnymi z bożej łaski też miałem i będę miał pewno do czynienia do śmierci. I żeby nie było, że ja taki naiwny i wierzę w tę sprawiedliwość. Już dawno klapki z oczu mi spadły. Ale, gdy czyta się o tym wymiarze w bądź co bądź w wiodących mediach i się wie, że i tak z tego nic nie wyniknie, to pozostaje już tylko modlitwa.

zaloguj się by móc komentować

adamo21 @gabriel-maciejewski
24 marca 2019 02:30

Bo nic nie jest takie, jak się w pierwszej chwili wydawało. Kolrowa okładka, a w środku wszystko szaro-czarno-białe. 

zaloguj się by móc komentować

bendix @cbrengland 23 marca 2019 21:35
24 marca 2019 03:04

"Obyś nigdy nie miał doczynienia z polskim wymiarem niesprawiedliwości" bardzo współczuję :-(

zaloguj się by móc komentować


cbrengland @bendix 24 marca 2019 03:04
24 marca 2019 09:45

Ależ ja właśnie napisałem, że mam do czynienia z tym wymiarem ☺, bo mam, od ponad 10 lat i to sądzę się z własną najbliższą rodziną, która już nawet Boga powołuje, że on wybacza, a ja nie.

Ale ja im właśnie wybaczylem ale walczę dalej. Bo jest coś takiego, jak żal za grzechy popełnione i możliwość zadośćuczynienia, a oni mogli i mogą tak uczynić, natychmiast. Ale oni już nie wiedzą, co to jest. Chodzą do kościoła. Tylko to już jest jakiś ich prywatny kościół.

Jeżeli ktoś ci coś ukradnie, jak w moim przypadku, mało, pokaże światu w świetle jupiterow polskiego prawa, że mam iść do kąta i tam mam siedzieć cicho i to potwierdza prokurator i sędzia, a wszyscy w rodzinie wiedzą, że to nieprawda i cieszą się z kasy, którą zakombinowali moim kosztem i siedząc za parawanem polskiego prawa nie mają zamiaru nic zmieniać, chociaż fakty mówią, jak było ale prokurator i sędzia poświęcili 10 min na zaznajomienie sie z nimi, czyli nie poznali niczego i w tym koncie mnie pozostawiają, a oni wiedząc, że tak właśnie było, trzymają mordę w kubel.

Nie można w takim przypadku zrobić z siebie pośmiewisko i powiedzieć, tak, macie rację, wybaczam. Kocham was.

zaloguj się by móc komentować

olo @bendix 24 marca 2019 03:04
24 marca 2019 11:33

jesli pozwolisz. dorzuce do tego wspomnianego razautora

zaloguj się by móc komentować

qwerty @cbrengland 23 marca 2019 21:35
25 marca 2019 08:26

ten felieton Ziemkiewicza jest typu 'soft' i dopiero jak osobiście dostaje w d... to widzi cienie problemu, bo to są cienie problemu; wymiar sprawiedliwości w RP [poczynajac od zakresu tematyki studiów i osób bedących wykładowcami] obejmuje wszystkie zawody tzw. w togach oraz zawody organicznie związane z funkcjonowaniem [biegli sądowi, pracownicy sektretariatów, księgowi, itd.] zostal przekształcony w swoistą subkulturę typu git ludzie gdzie operacyjne cele są formułowane, finansowanie jest zapewniane [jawne i nie jawne], ofiary są typowane i wyławiane do wciągnięcia w tryby finkkcjonowania no i rozrostowi patologii nikt nie zamierza się sprzeciwiać; wszyscy rżna głupa: że takie jest prawo, że niezawislość, że niezaleznośc, że ... [cale steki pierdół] a nikomu nie chce przejśc przez usta, że nabr i ksztalcenie kadr to budowa wewnetrznej kasty nadzoróćóa bez zasad moralnych i ba zasad etycznych oraz ze spatologizowana znajomościa niby prawa;  istota funkcjonowania poskiego wym. spr. jest modelowanie postępowań wg wytrenowanych i środowiskowo zaaprobowanych wzorców, a że logika, dowody, prawda materialna .... a kogo to obchodzi? frajerzy maja kasę dostrczac a jak się nie podoba to do pierdla lub parę milionów zasądzonego odszkodowania/zadośćuczynienia, a to ku przestrodze i na otrzeźwienie - czym jest polski sąd:

IV KK 93/09 z dnia: 27.11.2009r.:

..”Analiza uzasadnienia zaskarżonego wyroku nie pozostawia wątpliwości co do tego, że  Sąd Okręgowy [w Krakowie] nie rozważył żadnego z zarzutów podniesionych w apelacji. Ponadto do treści wniesionego środka odniósł się w tonie nie tylko ironicznym, ale ponadto w sposób mogący świadczyć o rozpoznaniu apelacji z naruszeniem zasady bezstronności.”

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować