-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

O wrażliwych młodzieńcach i ich niezwykłych pasjach

Ktoś tu wczoraj polecił mi obejrzenie „Drogówki” i napisanie recenzji. Obejrzałem, ale w recenzję mnie nie wrobicie. Za stary na to jestem. „Dom zły” to jest jednak film, w którym widać jakiś zamysł i konstrukcję, w tej całej „Drogówce” widać tylko przemożną chęć zdeprawowania młodzieży. I nie mówcie mi, że młodzież już jest zdeprawowana, nie jest i ja postaram się to dziś udowodnić. Zanim jednak przejdę do rzeczy, powiem jeszcze słów kilka na temat gawęd zwanych niekiedy literaturą. Panuje powszechne i całkowicie błędne mniemanie, że ktoś podróżujący w dalekie kraje i przeżywający niezwykłe przygody może, niejako naturalnie, napisać dobre opowiadanie, które natychmiast zyska uznanie czytelników. Nazwijmy to syndromem Martina Edena. To jest fałsz głęboko osadzony w mózgach. Jak byłem dzieckiem chadzałem do naszej wiejskiej biblioteki i, tam była cała półka przeznaczona na książki podróżnicze. Powiem Wam, że były to najnudniejsze książki z całego zbioru. No może „Vademecum erotomana” było gorsze od nich. Kiedyś na targach w Szczecinie poznałem pewnego starszego pana, rybaka dalekomorskiego. Facet pływał po północnych morzach, dowodził dużą jednostką rosyjską i opowiadał mi, że mógłby napisać o tym książkę. Tak fantastyczne miał przygody. Gadaliśmy z pół godziny, a ja po minucie już wiedziałem, że żadnej książki nie będzie, bo pomiędzy dowodzeniem dużą jednostką dalekomorską, a pisaniem ciekawych historii zieje przepaść nie do zasypania. Ja na przykład nie miałem nigdy żadnych ciekawych przygód, prowadziłem życie nudne i przewidywalne, nie podróżowałem i nie znałem ciekawych ludzi. Mogę rzec śmiało, że do pewnego momentu w życiu otoczony byłem wyłącznie ludźmi nieciekawymi. I powiem Wam, że cały czas noszę się z myślą, żeby napisać obyczajową książkę o dawnych czasach. Rozmawiałem nawet o tym ostatnio z Robertem, bo zadzwonił. Doszliśmy jednak obaj do wniosku, że to by było za wiele. Nie mógłbym się po czymś takim pokazać w mieście. Życie bowiem jest poważne w swoich najprostszych wymiarach. Ot, weźcie choćby taką historię. Byliśmy w drugiej, a może trzeciej klasie podstawówki. Na lekcji polskiego mieliśmy zastępstwo z panią, która nas nie znała za dobrze. Była to osoba doświadczona, uczyła już długo, ale znana także była ze swojej delikatności i wrażliwości. Ja w jej obecności zawsze czułem się znakomicie. Nie wiem dlaczego, ale emanowało z tej kobiety coś uspokajającego. Nie uczyła nas stale i moim zdaniem była to jedna z większych tragedii całej naszej klasy. Była matematyczką. Pewnie już nie żyje. Nie wiem dlaczego, ale wpadła na pomysł, żebyśmy śpiewali piosenki. Małe dzieci lubią śpiewać i recytować wiersze. Tak jest w świecie ludzi cywilizowanych i aspirujących. No, ale my byliśmy inni. Ten dzień nie był zwykłym dniem, było to święto kolejarza. Powiedziała więc – może ktoś zna jakąś piosenkę o kolejarzach. Siedzieliśmy cicho jak myszy pod miotłą. Nikt nie chciał śpiewać przed całą klasą. No, ale sytuacja robiła się gęsta i każdy widział, że trzeba coś zrobić. Zawstydzenie i lęk były jednak silniejsze. Nagle zgłosił się nasz kolega, uczeń raczej słaby, drobniutki i wątły. Podniósł w górę dwa palce, bo nie wytrzymał tego napięcia, był bowiem chłopcem wrażliwym i chciał, żeby to czekanie już się skończyło. - Ciekawe co on zaśpiewa – pomyślałem, pełen najgorszych przeczuć. Był to kolega z mojej ulicy, znaliśmy się dobrze i ja doskonale wiedziałem, że nic z repertuaru rodzimych naszych okolic nie nadaje się do publicznej prezentacji. Spiąłem się tak jakoś w sobie i czekałem w nerwach co się stanie. On zaś stanął przed klasą, wyprostował się i cichutkim głosikiem zaśpiewał pieśń taką:

 

Kolejarze, kolejarze

nic nie robią tylko łażą

Ach kolejarzem być

Ach kolejarzem być

Pieniądze brać

i wódkę pić.

 

Klasa zamarła, a pani, biedna pani, która przyszła do nas na zastępstwo wiedziała już, że czego jak czego, ale śpiewu od nas wymagać nie wolno. Kolega zaś, który śpiewał, usiadł na swoje miejsce uśmiechając się. Miał szczere poczucie dobrego wypełnienia niebezpiecznej misji.

Kiedy sobie wczoraj o tym pomyślałem, a myślałem przez cały dzień prawie, także w trakcie oglądania filmu „Drogówka”, przypomniała mi się inna kolejarska przyśpiewka. Przez te obsceny z „Drogówki” mi się przypomniała. Brzmiała tak:

 

Kolejorz, kolejorz

upił się kolejorz

portki mu opadły

łołówek mu wyloz

 

Myślicie pewnie, że zwariowałem, albo się czegoś najadłem. Zaczynam od sposobów opowiadania historii, coś nadaję o połowach dalekomorskich, po to, żeby na koniec tak beznadziejnie i brutalnie zaniżyć poziom. Spoko loko, wiem co robię. Już za chwilę przejdziemy do tego co w tytule, czyli do wrażliwych młodzieńców i ich niezwykłych pasji. Toyah bowiem uraczył mnie wczoraj wierszami Wencla. No i ja je na swoje nieszczęście przeczytałem, a potem myślałem o nich przez całe dwa dni. Toyah, który jest lepszym znawcą poezji ode mnie, twierdzi, że Wencel w swojej twórczości naśladuje Herberta. Myli się jednak tym razem nasz kolega Toyah. Ja zaś mam rację, co za chwilę udowodnię. Oto wiersz Wencla zatytułowany „Korzec”.

Było kiedyś miasteczko całe z porcelany

Jakościowo nie gorsze od wyrobów z Miśni

na spodku w polne kwiaty ręcznie malowanym

lśnił barokowy pałac książąt Czartoryskich

 

Domy stały na rynku niczym filiżanki

z portretu dumnie patrzył naczelnik Kościuszko

a kto w porcelanowym dworze się pojawiał

w mig stawał się figurą czy raczej figurką

 

jak mlecznik połyskiwał klasztor franciszkanów

błękitnym ornamentem płynął potok Korczyk

pod szkliwem – w zwyczajowym miejscu dla sygnatur -

czuwało nad miasteczkiem oko opatrzności

 

piękny był w dawnych czasach Korzec na Wołyniu

chciałoby się mieć w zbiorach to wystawne cudo

niestety pewnej nocy ktoś szarpnął witryną

drzwiczki się otworzyły, miasteczko się stłukło

 

Jak widzimy do frazy – lśnił barokowy pałac książąt Czartoryskich wszystko idzie dobrze i nic jeszcze nie zapowiada tragedii. Wencel jednak, przekonany o tym, że nie musi rymować, wystarczy, by naszkicował pewną wizję, porzuca rytm wiersza i zaczyna robić coś czego Herbert nigdy by nie zrobił. Zaczyna naśladować kolejarskie przyśpiewki. Popatrzcie sami:

 

Kolejorz, kolejorz

upił się kolejorz

portki mu opadły

miasteczko się stłukło

 

Albo:

niestety pewnej nocy ktoś szarpnął witryną

drzwiczki się otworzyły, łołówek mu wyloz

 

Prawda, że podobne? I nie chce być inaczej, albowiem Wencel niczego więcej nie potrafi. Im zaś większym splendorem się go otacza tym on potrafi mniej. Nie będę Was dręczył innymi jego wierszami opublikowanymi w tygodniku Karnowskich. Chodzi mi o to, by unaocznić wszystkim, że ani połowy dalekomorskie nie tworzą same z siebie dobrej jakości w literaturze, ani też gawędy o światach, które minęły nie tworzą żadnej jakości w poezji. Więcej – one są wręcz bardzo niedobrą pokusą dla słabych poetów, którzy dewastując pamięć o nich, podtrzymują swój własny mit. Mit gdzieś tam przez jakiegoś funkcjonariusza zadekretowany, wpisany w grafik i obłożony gwarancjami. Słabi poeci karmią się wręcz takimi jakościami, jak Kresy, karmią się jak wampir krwią, albo świnia truflami. Poza wszystkim, uczciwy autor nigdy nie opisałby w ten sposób Korca. Wystarczy zerknąć na archiwalne zdjęcia tego miasteczka, by zorientować się jakie to było zadupie i jak beznadziejny klimat tam panował. Jeśli zaś idzie o fabrykę, dobrze by było zbadać dlaczego zainstalowano ją właśnie w tym miejscu.

Wencel, jak wiemy, nie jest jedynym wrażliwym młodzieńcem czynnym na niwie literatury dzisiaj. On stoi na straży jakości poezji i pilnuje, żeby poezja za bardzo nie różniła się od kolejarskich przyśpiewek, a Zychowicz stoi na straży jakości literatury faktu. Taki oto link przesłał mi wczoraj Dr. Wall https://www.facebook.com/ZychowiczPiotr/posts/1991609894441997?comment_id=1991776911091962&notif_id=1516984161754671&notif_t=comment_mention&ref=notif

Mamy tu dyskusję o nowej książce Zychowicza zatytułowanej „Skazy na pancerzach”. Czarne karty żołnierzy wyklętych”. Ja tę dyskusję jedynie przejrzałem, bo kiedy słucham Zychowicza, mam wrażenie, że jestem w trzeciej klasie podstawówki, na zastępstwo przyszła nowa pani i domaga się od nas piosenek. Ładnych, dziecięcych piosenek. No i na to wstaje Zychowicz i zaczyna śpiewać piosenkę do kolejarzach, to jest, chciałem rzec o wyklętych. My jednak nie siedzimy cicho – my wołamy, żeby przestał, bo to jest wstyd. On zaś mówi, że nie, że koniecznie trzeba objawić światu tę prawdę, iż kolejarze chlają. I za nic nie można go od tej myśli i tego czynu oderwać. Jak sądzicie dlaczego?

Spośród polemicznych wpisów upominających Zychowicza i tych, które wyrażają poparcie dla jego działalności, wybrałem dwa. W mojej ocenie najbardziej kretyńskie. Oto pierwszy:

 

Powstanie Warszawskie wynikło tydzień po ogłoszeniu reformy rolnej pozbawiającej majątków ziemskich "Panów Hrabiów" Dlatego "wyklęci mordowali chłopów - beneficjentów tych ziem.

 

Nie chce mi się nawet tego komentować. To jest poziom rozważań na temat przeszłości, nie tak dawnej przecież naszego kraju. Poziom, na którym chcą nas utrzymać oficjalne czynniki państwowe i przez państwo popierane. I cóż tu można rzec – łołówek mu wyloz – tyle tylko chyba.

I kolejny wpis:

 

Panie Piotrze, czy udało się w końcu ustalić po co żołnierzom "Łupaszki" była damska bielizna po uprzednim spaleniu domów prawosławnych Białorusinów we wsi Potoka na Białostocczyźnie w maju 1945 roku? Chodzą plotki, że majtki te major podarował ukochanej "Ince".

 

Autorem tego wpisu jest oczywiście znany białoruski działacz utrzymywany przy życiu za pomocą dotacji wypłacanych mu przez państwo polskie, Tomasz Sulima. Ja nie chcę obrazić pana Sulimy, ani też pamięci tych pomordowanych przez Burego, ale skoro już weszliśmy na ten poziom rozważań, warto by było sprawdzić ile w pasie miały te zabite, prawosławne Białorusinki, a ile w pasie miała Inka. Ustalenie tych wartości liczbowych pomogłoby, jak mniemam, w ukojeniu serca pana Sulimy. I niech mi tu nikt nie mówi, że nie da się zmierzyć ile nieboszczki miały w pasie. Skoro Sulima wie, że Inka była kochanką Szendzielarza, który dla niej obdzierał z majtek ofiary, to zapewne sprawdzenie tych, jakże istotnych danych, nie będzie dla niego problemem. Pamięć o ofiarach przecież nie umarła, prawda?

 

Jak widzimy forma dyskusji proponowana przez Zychowicza jest nie do zaakceptowania, a jednak nie ma innej i wszyscy maja przymus zabierania głosu pod tym tekstem. Zychowicz gada prozą tak, jak Wencel wierszem, to jest ten sam poziom, a Sulima rezonuje im tekstami z filmu „Drogówka”. Nad tym wszystkim trzymają kryszę urzędnicy i ludzie dzielący dotacje. Tak bowiem i nie inaczej ma wyglądać intelektualne i emocjonalne życie polskich i mniejszościowy elit dzisiaj. Wśród takich emocji mamy się poruszać i o takich problemach rozmawiać. Zychowicz na przykład, odsłania przed nami swe serce i pisze, że nie może oderwać się od Trylogii, a tak przecież źli ludzie krytykują tego Sienkiewicza. Ja żyję trochę dłużej niż Zychowicz i widzę wyraźnie, że liczba obrońców prozy Henryka wzrasta w tempie wykładniczym, częstotliwość zaś bitew staczanych w jego obronie jest większa niż konkursów w skokach narciarskich w sezonie zimowym. Już każdy, w zasadzie co tydzień, musi powiedzieć, że Sienkiewicz i tylko Sienkiewicz, nikt więcej….No i ciągle znajduje ta gawęda wdzięcznych słuchaczy, albowiem nikt nie widzi co kryje się pod spodem, tak jak nikt nie widzi co kryje się za rzekomo herbertoidalnymi wierszami Wencla. Tam zaś kryje się pijany kolejarz z fiutem na wierzchu. I nic tego moi drodzy nie jest w stanie zmienić. My także nie. My możemy jedynie przywracać tym sprawom właściwy wymiar, co też i czynimy, ale nie za często, bo mamy mnóstwo swoich spraw do załatwienia.

 

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”.



tagi: zychowicz  propaganda  historia  wencel  poezja  dyskusja  proza  nędza i bieda 

gabriel-maciejewski
27 stycznia 2018 10:00
10     1918    9 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

stanislaw-orda @gabriel-maciejewski
27 stycznia 2018 10:45

Literatura skonczyla się wraz z epoką telewizji. Od tego czasu są produkowane  już tylko książki.

Zdarzają się, rzecz jasna, pożyteczne, bo epigoni literatury nie wymarli w jednym i tym samym momencie ale  w ofercie ilościowej dominują tytuły bezwartościowe oraz szkodliwe, ze wskazaniem na te ostatnie.

Gdy zemrze ostatni epigon literatury, głównym nurtemw wydawanych tytułach książkowych  ostanie się  propaganda i deprawacja.

 

 

zaloguj się by móc komentować

beczka @gabriel-maciejewski
27 stycznia 2018 10:59

"Nie chce mi się nawet tego komentować. To jest poziom rozważań na temat przeszłości, nie tak dawnej przecież naszego kraju. Poziom, na którym chcą nas utrzymać oficjalne czynniki państwowe i przez państwo popierane. I cóż tu można rzec – łołówek mu wyloz – tyle tylko chyba."

On wręcz wyjął ten łołówek, wziął go do ręki i grozi wszystkim w klasie, że nas nim zadziubie.

zaloguj się by móc komentować

maria-ciszewska @gabriel-maciejewski
27 stycznia 2018 11:26

Dzięki za historyjkę z podstawówki, dawno się tak serdecznie nie uśmiałam.
 
A propos pływania i pisania. Przypomniał mi się śp Tomasz Mierzwiński „Seawolf”, świeć Panie nad jego duszą. On mógłby robić cokolwiek, pracować gdziekolwiek, czytalibyśmy go z chęcią, bo miał dar. Nawet dzieciom jego pisanie się podobało – moja trzyletnia wnuczka w kółko kazała sobie powtarzać jego instrukcję, jak należy się zachować przy spotkaniu z niedźwiedziem polarnym (Dziennik pokładowy).

zaloguj się by móc komentować

Zawierucha @maria-ciszewska 27 stycznia 2018 11:26
27 stycznia 2018 12:08

Pani Mario, serdeczna prośba o odnośniki lub wskazówki do wyszukania tego tekstu o zachowaniu w obliczu niedźwiedzia. ...prubowałem bezskutecznie.

zaloguj się by móc komentować

maria-ciszewska @gabriel-maciejewski
27 stycznia 2018 13:00

Tak jak napisałam, to fragment książki Dziennik pokładowy, wydwnej w 2013 roku. Nie mam jej pod ręką, chodzi po ludziach, ale bez problemu można kupic w wielu miejscach, niektóre książki śp Tomasza można również znaleźć w bibliotekach. Był blogerem na S24, Niepoprawni.pl, NaszeBlogi.pl, może znajdzie Pan w archiwach.

zaloguj się by móc komentować

maria-ciszewska @maria-ciszewska 27 stycznia 2018 13:00
27 stycznia 2018 13:47

Oczywiście to było do Pana Zawieruchy.

zaloguj się by móc komentować

eska @valser 27 stycznia 2018 10:21
27 stycznia 2018 18:45

Goła d....., majtki Inki, czyli prawdziwe (czytaj skandaliczne) życie Wyklętych.
Że też temu Zychowiczu nikt jeszcze gęby nie obił.....

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @gabriel-maciejewski
28 stycznia 2018 13:46

"piękny był Korzec na Wołyniu w dawnym czasach" 

dworki i chaty na Litwie zaściankowych panów, 

Lecz cóż może o tym wiedzieć rymokleta na wywczasach,

tłukący rzecz każdą jak pijak w sklepie z porcelaną ...    

 

zaloguj się by móc komentować

qwerty @gabriel-maciejewski
28 stycznia 2018 16:29

to jest jak szukanie własnego odbicia w zwierciadle celem podniesienia własnej samooceny i epatowania bliźnich; zwierciadłem/lutrem jest ulica z jej bezkompromisowością i ko nczy sie zawsze tak:

"przyśniło się Cesi,

że przyszli do niej bitlesi

i weszli kompletną czwórką

do Cesi na podwórko"

zaloguj się by móc komentować

Czepiak1966 @gabriel-maciejewski
29 stycznia 2018 13:27

"Ktoś tu wczoraj polecił mi obejrzenie „Drogówki” i napisanie recenzji. Obejrzałem, ale w recenzję mnie nie wrobicie. Za stary na to jestem. "

To ja zrecenzuję: zwykły uczciwy pies ze swoimi problemami emocjonalnymi.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować