-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

O wolnomularzach, mularzach i lasach państwowych

 

Zacznę od tych ostatnich i na nich też skończę. Oto książki, jak wiadomo robi się z papieru, ten zaś produkuje się z drewna, które rośnie w lasach. Drewno, by stać się papierem musi być naprawdę bardzo dobrej jakości, a tak zwana papierówka, zaliczana jest przez leśników do sortymentów cennych. Jej wyhodowanie, to nie byle jaka praca, w dodatku rozłożona na lata. Z czego rzecz jasna nie zdają sobie sprawy ekolodzy, którym zdaje się, że papier można zrobić z surowców wtórnych. Proponuję, by ich apanaże były wypłacane pieniędzmi drukowanymi na papierze wykonywanym z surowców wtórnych. Zobaczymy co na to powiedzą. Dobry papier, musi być zrobiony z wysokiej jakości drewna. To jest jasne i oczywiste. Nie można zaprzestać pielęgnacji lasu i nie można wiedzy fachowej o lesie zastąpić ideologią, albo polityką dojutrkową, streszczającą się w zdaniu – jakoś to będzie. Książki, które wydajemy drukowane są przeważnie na dobrym bardzo papierze, ale polityka ta powoli się zmienia, a zmienia się, bo ja mam czasem okazję obserwować, co robią inni wydawcy, by utrzymać wysoką cenę książki, zmniejszając przy tym koszt jej wytworzenia. Odbywa się to zwykle poprzez zaniżenie jakości papieru. Ludzie tego nie widzą, bo ich to nie interesuje, a nawet gdyby mieli tego świadomość, wzruszyliby tylko ramionami. Interesuje ich bowiem treść. Tak przynajmniej deklarują. Ja jednak jestem pewien, że gdyby zacząć niektórych czytelników wtajemniczać w arkana wydawnicze, byliby oni zainteresowani także innymi problemami. No, ale do rzeczy. Ja także wydaję niektóre książki na słabszym papierze. Nie na tak słabym jednak, jak to zrobiło wydawnictwo, które wpuściło na rynek nową książkę Rafała Ziemkiewicza, która dla niepoznaki ukazała się w twardej oprawie. Książka ta, jak pamiętamy jest, jednym wielkim peanem na cześć Jana Słomki, autora sławnych „Pamiętników włościanina”. Zarówno Rafał Ziemkiewicz, jak i kibicujący mu ludzie, z wielką nieszczerością lamentują, że nie ma wydawcy, który by podjął się ponownego wydania tych wspomnień. Otóż jest taki wydawca. Ja nim jestem. Książka będzie w przyszłym tygodniu. Na lepszym papierze niż książka Ziemkiewicza, ale w miękkiej oprawie ze skrzydełkami. Ponieważ działalność promocyjna pana Rafała doprowadziła do tego, że wydane w roku 1983, po ingerencji cenzora, pamiętniki Słomki, sprzedawane są na allegro po ponad 200 zł, czego dowód mamy tutaj

 

https://allegro.pl/zakonczone?string=PAMI%C4%98TNIKI%20W%C5%81O%C5%9ACIANINA&bmatch=baseline-product-eyesa2-engag-dict45-cul-1-4-0605

 

postanowiłem, że moja książka będzie tańsza. Jej cena wnosić będzie ledwie 120 zł. Wszyscy bowiem widzą, że te sprzedane w okolicach 200 zł egzemplarze antykwaryczne zmieniły właściciela błyskawicznie, w tym jeszcze miesiącu. Dodam tylko, że moja wersja wspomnień Słomki, będzie pełna, to znaczy, przedwojenna. No i na okładce będzie grafika, a nie litery. W dodatku autorska grafika, którą wykonał Rafał, a nie ukradziony kawałek obrazu.

Jeśli komuś nie podoba się cena Pamiętników włościanina, zawsze może sobie kupić pamiętniki dziedzica krwiopijcy – Hipolita Milewskiego, za jedyne 35 zł. Tylko tom drugi, rzecz jasna, bo pierwszego już nie ma.

Proszę Państwa, są książki drogie i są książki tanie, cenę ich zaś ustala się arbitralnie, przeważnie pod wpływem emocji. I to się nie zmieni. Ceny książek proponowanych przeze mnie są nieraz wysokie, albowiem dotyczą tych problemów, którymi się tutaj ekscytujemy i które uważamy za ważne. Okazuje się ponadto, że tych książek poruszających ważkie problemy jest sporo, ale nikt o nich nie wie, albowiem akademickie wydawnictwa, które je wyprodukowały, nie rozumieją po co to zrobiły i dla kogo. Redukując rzecz do absurdu, wychodzi na to, że jedynym zainteresowanym był autor. Po co więc wydawać ileś tam egzemplarzy? Można wydrukować jedną książkę dla autora i skończyć z tą fikcją. Dlaczego nikt tego nie czyni? Otóż dlatego, że nie można unieważnić czytelnika. Można robić go w trąbę, kantować i rolować na wszystkie sposoby, sprzedając mu pulpę z Biedronki, ale unieważnić go nie można. Trzeba więc stworzyć złudzenie, że czytelnik jest, ale go nie ma. To znaczy – i tu dochodzimy do wolnomularzy – że nie dorósł on do proponowanych treści i musi być dopiero do nich wdrożony. Musi być nauczony, ergo – oświecony. Bez oświecenia bowiem nie ma czytania. Czy to się sprawdza w praktyce? Nie, i my to wiemy, albowiem śledzimy poczynania wolnomularzy na niwie edukacyjnej od dawna. Ich celem jest stworzenie takiego złudzenia, w którym widać jedynie preceptora i najgłupszego ucznia, z którym ten się męczy. Nic ponadto nie istnieje. Konsekwencje tego idą bardzo daleko, albowiem każdy nauczyciel nawet najbardziej oświecony ma ograniczoną cierpliwość. I kiedy ona się kończy, kończą się także żarty. Lud zaś, który się nie dał wyedukować po dobroci, zostaje poddany innej obróbce. Wszystko przy założeniu, że są jedynie ci, którzy nie rozumieją. O tym, że istnieją jacyś ludzie, którzy mają inne zdanie niż on, preceptor-wolnomularz nawet nie pomyśli. No, a niełatwe dzieje naszej ojczyzny dowodzą, że będzie ich jeszcze zwalczał ogniem i żelazem i skazywał na zapomnienie. Byle tylko ocalić swoją fikcyjną całkiem i mocno niepewną pozycję.

Tak się składa, że cały nasz system edukacyjny i wydawniczy stworzony został przez wolnomularzy. Z tym zmagamy się wszyscy i wszyscy mamy tego świadomość. Wśród różnych strategii, przeciwstawiania się temu, pardon, kantowi, dominuje w zasadzie jedna – polega ona na demonizowaniu wolnomularzy i łączeniu się w bliskie ich ideom tajne związki, które mają w izolacji, przy modlitwie, podjąć jakieś działania zmierzające od odwrócenia tej sytuacji. Tym się zajmuje, na przykład, pan Krajski. W mojej ocenie są to działania komiczne i nieskuteczne. Powód jest prosty. Żadna ideologia, nie może zafałszować rzeczywistości tak, by ludzie bezkrytycznie w nią uwierzyli. Żeby ich w tej wierze utrzymać, potrzebne są pałki i cenzura. No, a dziś mamy tylko pochowane gdzieś po kątach książki, które nie mogą obejrzeć światła dziennego, albowiem ktoś, jakiś reprezentujący inną niż wolnomularska opcję człowiek, mógłby wskazać na opisane w nich fakty i wyciągnąć na jakimś forum wnioski inne niż obowiązujące w wolnomularskiej hagadzie. To nie jest wcale trudne, pod warunkiem, że odrzuci się demoniczny sposób opisywania wolnomularzy. Mój kolega na przykład, który zna kilku, mówi do mnie kiedyś tak – wy przesadzacie z tymi masonami. Wynajęcie sali na spotkanie, gdzieś w centrum Warszawy to już jest dla nich kłopot.

Być może tak jest rzeczywiście, ale nie zmienia to faktu, że system edukacji i publikacji jaki mamy, poprzez tradycje masońską, wywraca fakty na opak i każe nam wierzyć, że Hugo Kołłątaj usuwając Matkę Bożą z programu ikonograficznego kościoła w Krzyżanowicach, chciał dobrze. Piszę o Hugonie, bo umieściłem tu wczoraj książkę o tym kościele i jego działalności na rzecz podniesienia oświaty maluczkich poprzez wizerunki Boga i samego Hugona w tym kościele. Było dokładnie odwrotnie i wynika to także z treści tej książki, w której znajdujemy ciekawe informacje na temat systemu płacenia robotników przez księdza podkanclerzego, który najpierw poskarżył się w listach, że w Krakowie, gdzie kierował akademią, nie ma się kogo poradzić w zakresie architektury, potem wynajął do roboty majstra w Zabrzu, całkowitego Niemca i protestanta, potem się z nim pokłócił o pieniądze, a następnie zgodził ekipę miejscową, której płacił okazyjnie.

Książkę tę uważam za ważną i dlatego sprzedaję ją drogo. Ja oczywiście wiem, że są ludzie dla których zawarte w niej informacje nic nie znaczą, bo liczy się tylko ustalenie czy ostatni stopień masońskiego wtajemniczenia to islam czy judaizm, ale ja pozostanę przy swoich głupich uporach.

Najciekawiej się robi kiedy Hugo wysyła ludzi po drewno na szalunek. Oni jadą po te sztuki zimą, a jakże do lasów klasztornych diecezji sandomierskiej. Nie wiemy niestety, czy Hugo „zgodził” wyrąb z zakonnikami, ale przypuszczać możemy, że nie, jego bowiem ekspansywny charakter kazał mu nie raz podejmować próby zagarnięcia dóbr nieruchowych i ruchomych – drewna – należących do klasztorów. Chodzi o lasy należące do tych samych klasztorów, które w roku 1819 wydarli klasztorom, likwidując je jednocześnie, za pomocą fałszerstwa, wolnomularze tacy jak Staszic, Kostka Potocki i biskup Hołowczyc. Paralela, którą tu nakreśliłem jasno wskazuje na priorytety wolnomularzy, które nie są ani trochę tajemnicze. Nie edukacja jest na ich czele, ale pozyskanie za darmo, w jakimś systemie uniemożliwiającym oskarżenie o kradzież, dużych ilości dobrej jakości drewna, tak zwanych sortymentów cennych. A po co? No, jak to? Żeby wyprodukować papier dobrej jakości i szalunki na kościół, w którym nie ma miejsca na Matkę Bożą. Papier dobrej jakości zaś przeznaczony zostanie na druki ulotne i trwałe podnoszące poziom oświecenia w narodzie. Co możemy oglądać do dziś.

Jak wiemy każdy złodziej to entuzjasta i optymista. Nawet jeśli jest bardzo sprytny, tych cech się nie pozbędzie. On zawsze wierzy, że mu się uda, a w sądzie coś się wymyśli. I nie zmieni on tego podejścia, nawet jeśli pomyśli o sądzie ostatecznym. Złodziej bowiem przede wszystkim wierzy w siebie. W tym się manifestuje jego oświecenie i pardon – humanizm. Wierzę w człowieka – taką piosenkę puszczali w radio za komuny. Z całą pewnością napisał ją jakiś mason.

Zdradzę dziś w jaki sposób złodzieje masoni rozparcelowali lasy państwowe i dobra po likwidowanych klasztorach. Poprzez system dzierżawy, który poprzedzony został lustracją i wyceną tych dóbr. Oczywiście lustracją i wyceną mocno zawyżającą spodziewane zyski z ich eksploatacji. To jest zachowanie typowe dla złodzieja optymisty, który wierzy w siebie i niesie go entuzjazm. Po oszacowaniu możliwości produkcyjnych dóbr i możliwości eksploatacyjnych lasów, przystąpiono do szukania dzierżawców. Ci w większości też byli złodziejami, a widząc jak dziarsko z mieniem kościelnym poczyna sobie komisja państwowa, postanowili z entuzjazmem podejść do tej sprawy i masowo się po te dzierżawy zgłaszać. W komisji zrobił się popłoch, bo Kostka Potocki zorientował się, czego ci ludzie naprawdę chcą. Oni chcieli wziąć majątki w dzierżawę, opylić wszystko co się w nich znajdowało, do ostatniego gwoździa i zwiać gdzie oczy poniosą, zostawiając jego – wielkiego mistrza loży jakiejś tam, na lodzie, ze zrujnowaną gospodarką w rękach. Do tego nie można było dopuścić, bo car mógłby się zdenerwować i szanowna komisja mogłaby zostać przesiedlona en masse, gdzieś w okolice Omska. Wolnomularze wpadli więc na świetny pomysł – zaczęli organizować tajne przyznawanie dzierżaw, deklarując, że najpierw pójdą one w ręce wykwalifikowanych ekonomów. Jak pisze nam jednak ksiądz Franciszek Borowski, autor książki „Dekret kasacyjny”, nie zawsze tak było. Ksiądz Franciszek, który musiał być kimś w rodzaju anioła, bardzo często w tej książce broni wolnomularzy, pisząc, że nie można wykluczyć iż chcieli oni dobrze. Ja nie jestem aniołem, a więc mogę zasugerować, że do tego, by poklasztorne dobra trafiły w ręce doświadczonego ekonoma, nie doszło nigdy lub prawie nigdy. Trafiały one w ręce zaprzyjaźnionych złodziei, którzy w dodatku byli kryci, albowiem przyznawanie dzierżaw odbywało się w systemie tajnym.

W podobny sposób rekrutowano służbę do lasów poklasztornych, nazwanych teraz lasami państwowymi. I to już jest naprawdę bardzo śmieszne. Po tym całym, tajnym podziale dóbr okazało się, że z majątków ktoś pozabierał wcześniej narzędzia, a więc nie ma czym uprawiać ziemi i rąbać lasów. Trzeba ruszyć po kredyt. Gdzie? No do państwowej komisji przecież. No i budynki się walą. Też jest kredyt potrzebny. Potem przyszła klęska urodzaju. No, a po dwóch sezonach zaczęły się masowe dezercje dzierżawców. I pewnie Kostka Potocki, a także inni wolnomularze z komisji likwidacyjnej i rządu, trafiliby nad Lenę, ale inni, zagraniczni masoni, wymyślili powstanie listopadowe. Po wojnie zaś wszystko już wyglądało inaczej.

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kosciol-w-krzyzanowicach-fundacja-hugona-kollataja/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/dekret-kasacyjny-roku-1819/



tagi: kościół  edukacja  gospodarka  masoni  złodziejstwo  klasztory  hugo kołłątaj 

gabriel-maciejewski
19 czerwca 2020 09:44
24     2347    21 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

MarcinD @gabriel-maciejewski
19 czerwca 2020 10:14

Wszystko tak drożeje, że ja bym się z książek za 120 czy 150 zł w ogóle nie tłumaczył. Treść i forma zrobią to same. Kto chce kupić da 120, kto nie chce nie da i 20.

Co do lasów skorzystam z okazji i zapytam, bo pytanie męczy mnie jednak od pewnego czasu. Dużo bywam w różnych lasach i porównując z latami 90-tymi nie sposób jednak nie zauważyć, że wycinka wydaje się znacznie bardziej intensywna. Wiem, trochę wiatrołomy itd, ale jednak w znanych mi lasach powstały wielkie polany i puste połacie, których kiedyś nie było. Było po prostu znacznie gęściej te 20-30 lat temu. Przemyślana gospodarka i planowanie czy jednak LP mają generować max przychody i to jest priorytet teraz?

zaloguj się by móc komentować

atelin @gabriel-maciejewski
19 czerwca 2020 10:16

"Drewno, by stać się papierem musi być naprawdę bardzo dobrej jakości, a tak zwana papierówka, zaliczana jest przez leśników do sortymentów cennych. Jej wyhodowanie, to nie byle jaka praca, w dodatku rozłożona na lata. Z czego rzecz jasna nie zdają sobie sprawy ekolodzy, którym zdaje się, że papier można zrobić z surowców wtórnych. Proponuję, by ich apanaże były wypłacane pieniędzmi drukowanymi na papierze wykonywanym z surowców wtórnych."

 

Kiedyś..., kiedyś..., dawno temu, to chyba będzie już ze dwadzieścia z górką lat, więc mogły jeszcze żyć dinozaury, wziąłem do ręki w księgarni opasłe tomisko. Nie pamiętam, co to było, nie pamiętam czyje, ale było lekkie jak piórko. Natychmiast tę książkę odłożyłem nie wgłębiając się, nawet pobieżnie, w jej treść.

Proszę tak trzymać, książka ma być ciężka.

Pozdrawiam.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @MarcinD 19 czerwca 2020 10:14
19 czerwca 2020 10:24

Gospodarka leśna to plany na dekady. Gdzieś sie tnie dużo, a gdzie indziej się zalesia. Ocena wzrokowa jest zawodna. Oczywiście, dziś tnie sie więcej i nikt już nie patrzy na takie ograniczenia, jak kiedyś, że zręby zimowe wyłącznie, czy coś. Teraz tną jak leci, ale to wszystko sie odnawia. Gospodarka potrzebuje drewna i już. Trzymanie go w lesie to ryzyko zakażeń grzybowych, które niszczą surowiec. Mimo tego lasów jest dziś w Polsce o kilka proc. wiecej niż w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. 

zaloguj się by móc komentować


gabriel-maciejewski @przemsa 19 czerwca 2020 10:08
19 czerwca 2020 10:25

 No, ale na temat lasu wszyscy mają najwięcej do powiedzenia

zaloguj się by móc komentować


MarcinD @gabriel-maciejewski 19 czerwca 2020 10:24
19 czerwca 2020 10:32

OK, to mnie Pan uspokoił. Wiem, że ocena lokalna, do tego wzrokowa i jeszcze laika może być bardzo zawodna. No i patrzymy przez pryzmat momentu czy 10 lat, a tu chodzi o dekady właśnie. Też czytałem, że sumarycznie lasów jest więcej niż te 40 lat temu. Chyba najbardziej mnie boli ubytek lasów w górach, który jakoś obserwuje w Kotlinie Kłodzkiej, ale może to trochę wiatr a trochę taki okres akurat.

zaloguj się by móc komentować

chlor @gabriel-maciejewski
19 czerwca 2020 10:37

Do produkcji sztucznego jedwabiu potrzebna jest celuloza najwyższej jakości. Za Gierka Polska sprowadzała ją z Norwegii.

zaloguj się by móc komentować

Paris @gabriel-maciejewski
19 czerwca 2020 10:40

Genialny  wpis...

... nawet  przegenialny  !!!

A dzis to samo tylko inne narzedzia...  pedofilia w kosciele... walka z nia...  no i oczywiscie  "komisje i fundacje"  z udzialem  "swieckich"  i  poparciem bp  Polaka  !!!

zaloguj się by móc komentować

atelin @gabriel-maciejewski 19 czerwca 2020 10:25
19 czerwca 2020 10:44

Wiem. Ale pozostaje mi złożyć gratulacje za tyle ciężkich książek.

zaloguj się by móc komentować

MarcinD @gabriel-maciejewski
19 czerwca 2020 11:01

" Trzeba więc stworzyć złudzenie, że czytelnik jest, ale go nie ma. To znaczy – i tu dochodzimy do wolnomularzy – że nie dorósł on do proponowanych treści i musi być dopiero do nich wdrożony. Musi być nauczony, ergo – oświecony."

Wczoraj doszedłem do bardzo zbliżonej refleksji. Sukces kilkuwiekowej obróbki Polskiego narodu i państwa (inaczej rewolucji?), czego skutkiem była jego degradacja widać dzisiaj bardzo wyraźnie w tym, że dzisiaj wiele ludzi w Polsce musi przejść przez pewne bardzo prymitywne poziomy zachowania i obyczajów, ponieważ wmówiono nam skutecznie, że jesteśmy cywilizacyjnie i kulturowo znacznie niżej tych poziomów (czyli narzuconych standardów, np. anglosaskich). Gdy w rzeczywistości biorąc pod uwagę naszą tradycję i religię jest dokładnie odwrotnie.

zaloguj się by móc komentować

tadman @przemsa 19 czerwca 2020 10:58
19 czerwca 2020 11:20

Mnie rzuca się w oczy co innego, a mianowicie brak ręki gospodarza, bo wyktoty, masa gałęzi połamanych mocnymi wiatrami leży w lesie i stoją uschnięte drzewa i nikt tego nie uprząta. Kiedyś ludzie w celach opałowych wynosili to z lasu na własnym grzbiecie.

zaloguj się by móc komentować


Wrotycz1 @gabriel-maciejewski
19 czerwca 2020 11:51

Po raz kolejny okazuje się, że ciągle skutecznie stosowane są wobec nas stałe fragmenty gry. Oznacza to, że nie uczymy sie, nie znamy swojej historii, ani rzeczywistych mechanizmów łączących wiedzę ekonomiczną z propagandą i decyzjami politycznymi.  Afery gospodarcze związane z kasatą zakonów zostały już opisane. Ilu było czytelników takich tekstów? Kto zechce wnikać w takie sprawy sprzed 200 lat, mim że koncepcyjnie były zdecydowanie prostsze? Sądzę, że byłyby one dobrym wstępem do zrozumienia tego co zrobiono z naszymi zasobami gospodarczymi po 1989 roku.

W 1995 roku utworzono 15 narodowych funduszy inwestycyjnych. Stanowiły one element Programu Powszechnej Prywatyzacji. Skarb państwa wniósł do nich akcje sprywatyzowanych byłych przedsiębiorstw państwowych. Każdy pełnoletni obywatel polski był uprawniony do nabycia powszechnego świadectwa udziałowego, które mógł następnie zbyć albo wymienić na akcje NFI. Twarzą programu był Janusz Lewandowski, który bardzo krytycznie opiniował program czeskiej prywatyzacji przedsiębiorstw.


NFI miały prawo sprzedawać posiadane przez siebie akcje lub udziały w przedsiębiorstwach państwowych. Zajmowały się także restrukturyzacją spółek, racjonalizacją zatrudnienia i pozbywaniem się nieprodukcyjnego majątku. NFI nie płacił podatku od dywidend oraz od zysków z transakcji sprzedaży akcji, które ma w posiadaniu. Piętnaście NFI dostało we władanie 512 firm, z których 40% od początku programu przynosiło straty. Zarządy miały za zadanie zrestrukturyzować powierzone im spółki i stopniowo je sprzedawać przez giełdę lub wybranym inwestorom. Początkowo działalność funduszy planowano na 10 lat (do końca 2005 roku).


Struktura programu była następująca. Żaden fundusz nie kontrolował w całości jakiejkolwiek spółki. Każda miała w akcjonariacie jeden NFI wiodący, który posiadał 33% akcji oraz czternaście pozostałych funduszy, które posiadały po 1,93% udziałów. Do tego z jakiś względów 25% akcji wciąż miał, sprzyjający upolitycznieniu, Skarb Państwa, zaś 15% powierzono pracownikom firmy. Nic więc dziwnego, że zarządzający NFI nie chcieli być wynagradzani od wyników, skoro nie mieli pełnej kontroli nad powierzonymi spółkami. Na wynagrodzenia zarządów w ciągu pierwszych 5 lat istnienia (i największej aktywności) przeznaczone zostało około 10% wyjściowego majątku funduszy, które przez ten czas przynosiły swoim akcjonariuszom straty.
Akcjonariuszem NFI był początkowo Skarb Państwa, stopniowo jednak własność przechodziła w ręce osób, które zamieniły świadectwa udziałowe na akcje funduszy. Początkowo do jednego świadectwa, wartego na rynku około 100 zł, uprawniony był każdy dorosły Polak, jednak większość obywateli szybko upłynniła nabyty od państwa za 20 zł papier wartościowy. W rezultacie akcjonariat i tak był rozproszony, zdarzały się jednak grupy, które potrafiły przejąć kontrolę nad funduszem, nierzadko w celu dokonania przez zarząd działań niesprzyjających interesom reszty właścicieli.


Na słabe wyniki NFI złożyło się oprócz wymienionych czynników bardzo niesprzyjające otoczenie. Zła koniunktura na światowym rynku stali spowodowała na przykład, że większość z hut, które weszły do programu nie doczekała lepszych czasów. Jeszcze gorzej miały (bardzo liczne) firmy związane z koleją. Niechęć rządów do restrukturyzacji i prywatyzacji PKP spowodowała, że masowo bankrutowały przedsiębiorstwa naprawy torów i wagonów.


Narodowe Fundusze Inwestycyjne były zwolnione między innymi z podatku z tytułu dochodów pochodzących z dywidend. Dlatego NFI znalazły się w niczym nieuzasadnionej i uprzywilejowanej pozycji w stosunku do innych podmiotów, co było niezgodne z zasadą równego traktowania przedsiębiorców.


Związek NFI z 512 zakładami, które otrzymały na początku w zarządzani stopniowo się rozluźniał. Od 1996 do 2004 roku fundusze sprzedały akcje 485 firm, czyli prawie 95 procent spółek objętych programem. Już w 2004 z ogólnej puli 512 zakładów uczestniczących w NFI, 130 zostało postawionych w stan likwidacji lub upadłości. Te dane dobitnie pokazują gospodarcze fiasko tego programu prywatyzacji lub sukces jeśli cel deklarowany nie był celem rzeczywistym.


Gdyby rząd zdecydował się na normalny tryb prywatyzacji, a nie tworzenie funduszy, to nie musiałby dokładać do tego mechanizmu pieniędzy podatników, które łożył na utrzymanie firm zarządzających funduszami  - mówił prof. Bugaj.
Ile dokładano z budżetu? Co roku zewnętrzne, najczęściej zagraniczne firmy dostawały 3,2 miliona dolarów i duże dotacje w złotych, których wysokość trudno teraz określić.


Ekonomistka dr Władysława Jastrzębska z Uniwersytetu Rzeszowskiego uważa, że duża część pieniędzy marnowała się na dublowanie personelu, który wykonywał te same obowiązki. Na przykład w Narodowym Funduszy Inwestycyjnym musiał istnieć zarząd oraz prezes tak samo jak w firmie, która danym funduszem zarządzała. W spółkach parterowych, zarządzanych przez Fundusz, panował marazm, często trzeba było czekać na decyzje odgórne - podejmowane w NFI. Dodatkowo ich funkcjonowanie zakłócały protesty związków zawodowych. W niektórych firmach, tych organizacji było nawet po kilka _ - podkreśla ekonomistka.


Efektem tego były ogromne straty w aktywach funduszy. W roku 1996 ich łączna wartość netto wynosiła 5,67 miliarda złotych. Zaledwie 4 lata później w roku 2000 okazało się, że wartość ta spadła aż o 47 proc. do 3 miliardów.


Nie wszyscy byli krytyczni. „Nawet jeśli nie jesteśmy zadowoleni z wymiernych efektów Narodowych Funduszy Inwestycyjnych, to ich zasługą jest fakt, że wprowadziły one do kraju zagraniczne standardy zarządzania, których w zmieniającej się Polsce po prostu nie było”, tak opiniował program Prezes GPW Wiesław Rozłucki.

Wg innych opinii, NFI były przedsięwzięciem, który nosiło w sobie wiele konstrukcyjnych wad. Przede wszystkim chyba było jednak projektem zbyt ambitnym jak na ówczesny poziom rozwoju instytucjonalnego polskiej gospodarki. Brak doświadczenia z rynkiem kapitałowym i koniecznym dla jego sprawnego funkcjonowania nadzorem korporacyjnym spowodował, że skomplikowana struktura sprzyjała wyprowadzaniu majątku z NFI. Skalę nadużyć można by znacznie ograniczyć opierając się na niedoskonałych choć prostszych rozwiązaniach.


Według opinii części ekonomistów, mimo swoich wad, sprzedaż państwowych przedsiębiorstw w całości temu, kto najwięcej zapłaci, okazałaby się lepszym rozwiązaniem.


Najwyższa Izba Kontroli ustaliła, że na NFI zarobiły tylko firmy zarządzające ich majątkiem. Skandalem według kontrolerów było to, że otrzymały one 530 milionów złotych mimo tego, że przez kolejne lata fundusze przynosiły straty.

Żródła:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Narodowy_fundusz_inwestycyjny
https://www.bankier.pl/wiadomosc/Narodowe-Fundusze-Inwestycyjne-epilog-po-20-latach-2483607.html  - Maciej Bitner Główny Ekonomista Wealth Solutions
https://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/likwidacja;nfi;to;byla;najwieksza;afera;trzeciej;rp,81,0,1022033.html

 

zaloguj się by móc komentować

umami @gabriel-maciejewski
19 czerwca 2020 12:09

Wczoraj była burza i cały czas pada i zanim wróciłem do domu, zrobił się środek nocy. Wszedłem do łazienki i po chwili zobaczyłem jakiegoś owada, który wykonywał tańce pod żarówką w suficie. No i mnie właśnie olśniło. Żadne tam odkrycie, zwykła konstatacja o tych lucyferianach (od oświecania). Obserwacja owada, wytworzyła mi w głowie myśl, że chodzi im tylko o to, żeby stworzyć takie sztuczne światło, które zwabi, dając poczucie zbliżenia do prawdy i uwięzi w tych pląsach. Owad macha skrzydłami, już prawie dotyka tego światła i nie rozumie, dlaczego nie może dostać się do środka, i wpada w pułapkę, albo się wykończy od machania albo usmaży. Można go jednak uwolić, gasząc światło. I tak zrobiłem, po co mi owad na sumieniu.

zaloguj się by móc komentować


bendix @tadman 19 czerwca 2020 11:20
19 czerwca 2020 14:44

A jesteś pewny że to nie jest akurat las prywatny? Widzę coś takiego koło mojej działki. Totalny bałagan ale sąsiedzi mówią że to prywatny las.

zaloguj się by móc komentować

tadman @bendix 19 czerwca 2020 14:44
19 czerwca 2020 21:40

Nie, co kawałek są tabliczki Nadleśnictwo Brynek.

zaloguj się by móc komentować

m8 @MarcinD 19 czerwca 2020 10:14
20 czerwca 2020 09:57

Moze jest tak , ze Lasy , ktore Pan odwiedzal 30 lat temu byly jeszcze do wycinki za mlode - "zielome". Jak w kazdej uprawie przychodzi czas, kiedy roslina dojrzewa do zbioru: jablka czerwienieja, sloma zboz usycha,  ziarno schnie i twardnieje. Analogicznie jest u dzrzew - drewno nabiera porzadanych wlasciwosci, byc moze roczne przyrosty nie sa tak duze. Z perspektywy pojedynczego czlowieka las(kawalek lasu) , ktory byl przed jego narodzeniem byl "od zawsze" i stanowi czesc krajobrazu. Dlatego odczuwamy wykarczowanie "naszego" lasu jako drastyczne. Nalezy pamietac , ze lasy poza obszarami chronionymi to uprawy i ich przeznaczeniem jest wycinka w optymalnym ekonomicznie momencie.

Do tego dochodzi fakt .ze kazdy ma teraz ze soba kamere i internet jest zalewany "sweetfociami" powalonych lasow.

No i jak zawsze w tle: "Dowalic w PIS"

Co do szczegolow odsylam do sprawozdan finansowych Lasow Panstwowych - dostepne online.

W temacie:https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,25695526,wycinka-drzew-przy-wybrzezu-helskim-rozpoczeta-ustepstwa-sa.html

https://www.wykop.pl/link/4598449/polska-na-3-miejscu-na-swiecie-pod-wzgledem-liczby-posadzonych-drzew-za1990-2015/

zaloguj się by móc komentować

m8 @tadman 19 czerwca 2020 21:40
20 czerwca 2020 10:50

Zawsze mozna sprobowac wykupic asygnate na ty lezaniny i je sprzatnac. Rozumiem Pnskie odczucia estetyczne, ale las to nie park, a jezdzenie po lesie zeby zbierac pojedyncze oblamane konary lub wiatrolomy sie nie oplaca.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować