O tylnym siedzeniu, które zastąpiło tron
O władzy świętej i tajnej pisałem już wielokrotnie, ale to nic, przypomnijmy sobie dziś tę gawędę, albowiem ma ona, co niby było widać, ale jakoś tak nieostro, praktyczny, współczesny wymiar.
W polskiej polityce niemożliwe jest rządzenie bez tak zwanego tylnego siedzenia. To znaczy wszyscy wiedzą, że władza nie jest w żaden sposób powiązana z piastowaną funkcją. Premierem można być dziś, a jurto się z tym stołkiem pożegnać. Władza zaś, prawdziwa władza, jest z człowiekiem na zawsze. Chodzi mi o to między innymi, że król, nawet jeśli mieszka na wygnaniu, nadal jest królem i odbiera hołdy. Premier zaś, czy jego ministrowie mogą co najwyżej do tej sytuacji aspirować. W Polsce jedyną prawdziwą władzą jest Jarosław Kaczyński. Im więcej mamy prób odebrania mu tej władzy, tym jest ona silniejsza. Im więcej szyderstw pod jego adresem tym gorzej dla szyderców. Ta sytuacja nie jest rzecz jasna zdrowa, ale jako alternatywę mamy jedynie urząd namiestnika. Z namiestnikami zaś zawsze jest kłopot, bo degenerują się łatwo i przestają reprezentować cokolwiek i kogokolwiek, zarówno w kraju, jak i poza nim. Namiestnik to figura zużywająca się niesłychanie łatwo, a do tego każdy kolejny coraz mniej dba o pozory, a to jest prosta droga do kryzysu politycznego jeśli nie katastrofy zakończonej walkami ulicznymi. Pozostaje nam więc to co mamy, ale jasne jest, że sytuacja ta nie będzie trwała wiecznie, bo prezes w końcu umrze, a jeśli będziemy mieli wyjątkowego pecha może jeszcze przed śmiercią zwariować i dopiero się zacznie.
Konkluzja powyższych rozważań jest następująca – władza, która nie posługuje się karabinem i pałką wymaga zawsze dodatkowych uzasadnień. W świecie normalnym i stabilnym tym uzasadnieniem był Pan Bóg i wszyscy święci. W świecie zwanym demokracją tym uzasadnieniem jest tylne siedzenie, zwane w krajach poważniejszych niż Polska dojrzałą demokracją. W krajach zaś mniej poważnych, a rządzonych przez namiestników, tylne siedzenie nosi nazwę gwarancji. Jak pamiętamy ustrój Rzeczpospolitej był gwarantowany przez obce potęgi, które przez te gwarancje kupowały sobie święty spokój. Można było z tym i w tym żyć czekając na lepsze koniunktury, ale zdecydowano inaczej. To jest praktyka znana i stosowana na każdym właściwie polu. Jak się chce kogoś wyrzucić z pracy, to wmanewrowuje się go w słuszny gniew na niesprawiedliwego zwierzchnika i załatwione. Potem jest już tylko z górki, a wszystko dzieje się samo z siebie. Jak się chce zniszczyć kraj, to proponuje się jego elitom reformy. I już. Nic więcej nie trzeba robić.
Ktoś pomyśli, że to jest prosty i dobrze znany schemat. Nie do końca, albowiem trzeba wyjaśnić jaka jest rzeczywista rola pomazańca Bożego. Otóż jest on, z racji swojej świętości, realną przeciwwagą dla organizacji o charakterze tajnym. To jest sprawa najważniejsza. Z chwilą kiedy nie ma króla, mnożą się tylne siedzenia i mnożą się gangi. Jeśli król nie sprawuje swojej władzy inaczej jak przez sprzedaż przywilejów gangi też się mnożą, ale nie mają one kontroli nad kluczowymi gałęziami produkcji, tę powiem posiada kasta nobilów, jak to było w Rzeczpospolitej i innych krajach. Stąd podstawowym zajęciem gangów, wykupujących od słabego pomazańca przywileje jest opanowanie kluczowych gałęzi produkcji – żywności, tekstyliów i broni. To zaś może dokonać się tylko poprzez zanegowanie sacrum nałożonego na głowę króla przez biskupa, czyli przez herezję. Tak to wyglądało dawniej i wiele się w tej sprawie zmieniło. Najważniejsze zaś jest to, że Kościół przestał odgrywać kluczową rolę w tych rozgrywkach. Nie oznacza to jednak, że gangi pozwolą mu spokojnie żyć, co to, to nie.
Stalagmit napisał niedawno w Szkole nawigatorów fantastyczny zupełnie tekst o doktrynie politycznej Greków. Zachęcam wszystkich do lektury. Sprawna doktryna musi być przede wszystkim ekspansywna i musi zawierać następujące elementy – sacrum, oparte o silną kastę kapłańską, ta zaś winna gromadzić skarb przeznaczany na poważne inwestycje, czyli na ekspansję, a także kontrolować obieg istotnych informacji. Dla Greków takim ośrodkiem były Delfy, a dla Żydów świątynia jerozolimska. Zniszczenie jednego i drugiego ośrodka gwarantował unicestwienie państwa i mechanizmu napędzającego lud korzystający z dobrodziejstw państwa. Czy Polska dziś może się pochwalić jakimś takim ośrodkiem władzy. Oczywiście, że nie, to są żarty. Polska buduje dojrzałą demokrację, czyli coś, co ze swojej istoty jest niedojrzałe. Parlament zaś polski, ten niby ośrodek władzy, zarządzany jest przez lobbystów, a jedyną nadzieją na lepsze jutro jest tylne siedzenie, na którym usadowił się coraz starszy Jarosław Kaczyński. Co z tego rozumieją ludzie? Niewiele. W zasadzie tylko jedno – Jarosław, Polskę zbaw. To wszystko. Reszta jest milczeniem.
Co będzie jak zabraknie prezesa? To jest źle postawione pytanie. Bo jak zabraknie prezesa, nic się moim zdaniem nie stanie. Dobre pytanie brzmi – co będzie jak zabraknie Lejba Fogelmana, który też nie jest najmłodszy, choć bardzo się stara zachować pozory i właśnie ogłosił światu, że można bezpiecznie inwestować w nieruchomości w Polsce. Oznacza to, że żadna rakieta czy inna bomba nie spadnie tu w ciągu najbliższych dziesięciu lat. Możemy spać spokojnie. To znaczy Wy możecie, bo dzięki ustabilizowaniu się dojrzałej demokracji, już wkrótce rozpocznie się tuż za miedzą, tu u mnie, budowa największego lotniska w kraju. I jeszcze dworzec kolejowy postawią. Co za świat. Przez całe dzieciństwo latały mi nad głową samoloty Iskra, a teraz na starość przerzucam się na jumbo jety. O spokojnym śnie nie będzie więc mowy. Strach się też gdziekolwiek przeprowadzić, bo a nuż okaże się, że te lotniska ciągną się za mną i co wtedy?
No, ale wracajmy do naszych baranów. Po odejściu Lejba, który jest już po siedemdziesiątce, postawią tu nie wiadomo kogo, kto będzie ogłaszał nie wiadomo jakie koniunktury. I dopiero może być dramat. Co wtedy stanie się z tylnym siedzeniem i jakie będą uzasadnienia dla istnienia lokalnej władzy w Polsce? Tego nie wiem, ale boję się nawet o tym myśleć.
Postulat mój jest jednak taki, by prócz centralnie umieszczonego lotniska, które będzie przyjmować pięćdziesiąt milionów pasażerów rocznie, rząd pomyślał także o tym, by wesprzeć jakoś Częstochowę jako centralny ośrodek kultu Maryjnego w Polsce. Jedyne rzeczywiste miejsce, gdzie gromadzone są skarby, gdzie jest świętość namacalna, kasta kapłańska, a niegdyś były też ważne informacje.
Teraz ogłoszenia
Oto musimy stanąć w prawdzie i ponieść odpowiedzialność za nieprzemyślane decyzje jakie stały się moim udziałem w tym i pod koniec zeszłego roku. Po sześciu latach prowadzenia wydawnictwa wiem już mniej więcej w jakich cyklach koniunkturalnych się poruszamy. Oczywiście nie potrafię tego opisać, ale biorę rzecz na wyczucie. I to wyczucie mówi mi, że jeśli nie zaczniemy już teraz opróżniać magazynu z książek, które na pewno nie będą się dynamicznie sprzedawać, położymy się na pewno. Nic nas nie uratuje. Zanim przejdę do rzeczy, chciałem coś jeszcze zaznaczyć. To mianowicie, że od dziś nie słucham nikogo. Nie biorę pod uwagę żadnych opinii, rad, cudownych przepisów na biznes i zwiększenie sprzedaży, nie robię też nic, co nie jest bezpośrednio związane z moją pracą. Słucham tylko siebie. Howgh. Weźcie to pod uwagę. Teraz clou. Nie sprzedamy nakładu wspomnień księdza Wacława Blizińskiego. To jest dla mnie już dziś jasne. Zajmują one poważną powierzchnię w magazynie i ona musi się zwolnić. Nie sprzedamy tego, bez względu na deklaracje jakie padają na temat tej książki oraz jej autora. Nie sprzedamy jej nawet wtedy jeśli obniżę cenę bardzo drastycznie, bo doświadczenia z obniżaniem cen książek mamy już za sobą i one nas o mały włos nie doprowadziły do katastrofy. Pomysł jest więc taki – wszystko co uzyskamy ze sprzedaży wspomnień księdza Wacława Blizińskiego, pod odliczeniu podatków rzecz jasna, zostanie przekazane na remont kościoła i plebanii w Liskowie, gdzie proboszczem jest dziś nasz dobry znajomy ksiądz Andrzej Klimek. To nie jest ekstrawagancja tak wielka jak „dżdżownica jest to:”, ale uważam, że trzyma jakiś standard. Nie mogę inaczej. Tak więc jeśli ktoś chce pomóc w remoncie kościoła i plebanii w Liskowie, niech kupi jeden egzemplarz książki księdza Blizińskiego i komuś go podaruje.
Zapraszam na stronę www.basnjakniedzwiedz.pl Michał wrócił już z urlopu, więc FOTO MAG jest już czynny. Zapraszam także do Tarabuka, do księgarni Przy Agorze w Warszawie. Do antykwariatu Tradovium w Krakowie, do sklepu Gufuś w Bielsku Białej, do sklepu Hydro Gaz w Słupsku i do księgarni Konkret w Grodzisku Mazowieckim. Nasze książki są także dostępne w Prudniku w księgarni „Na zapleczu” przy ulicy Piastowskiej 33/2
tagi: polska władza inwestycje lobbyści świętość
![]() |
gabriel-maciejewski |
20 września 2017 09:55 |
Komentarze:
![]() |
krzysztof-laskowski @gabriel-maciejewski |
20 września 2017 10:27 |
Tego typu ośrodek właśnie w Polsce powstaje, w dodatku niezwiązany z dojrzałą demokracją.
![]() |
krzysztof-laskowski @gabriel-maciejewski |
20 września 2017 10:38 |
Pan Trump powiedział wczoraj w oenzecie, że nadszedł koniec narzucania przez Stany Zjednoczone Ameryki rozmaitym narodom systemu dojrzałej demokracji. Z tamtej części świata schodzi powietrze, a my zyskujemy powietrza więcej i więcej.
Co się dzieje w USA?
Meksyk odzyskuje Kalifornię już w zasadzie oficjalnie.
![]() |
krzysztof-laskowski @gabriel-maciejewski |
20 września 2017 12:36 |
Niektórzy pompują historię o tym, jakoby Moskale mieli uderzyć na Polskę. Jednym z dowodów na całkowitą głupotę tego przewidywania jest fakt, że wczoraj w moskiewskim Memoriale odbyła się konferencja poświęcona antypolskiej operacji NKWD z udziałem polskiego ambasadora.
![]() |
ewaryst-fedorowicz @gabriel-maciejewski |
20 września 2017 16:07 |
@gabriel-maciejewski
Gabrielu szanowny,
skoro (jadąc klasykiem) "szczegół decyduje o całości", odniosę się tylko do szczegółu, a mianowicie do Twojego zaniepokojenia stanem zdrowia niepozornego pana w kapelusiku:
Lejba Fogelmana spotykam od 10, a chyba nawet 11 lat na siłowni, na której obaj usiłujemy zaprzeczyć prawom biologii, znęcając się na naszymi doczesnymi opakowaniami.
Ćwiczy systematycznie, bez szpanu, ale i bez taryfy ulgowej, wg starannie opracowanego planu (trener od lat ten sam) .
Nasza znajomość polega na mówieniu sobie "cześć" i raz na parę miesięcy wymienieniu paru uwag nt treningu, i niech tak zostanie, ale mogę tu zaświadczyć, że formy Lejbowi Fogelmanowi wielu znacznie młodszych (o Prezesie, ponoć równolatku, nie wspominając), mogłoby pozazdrościć :-D