O straszliwej - i przegranej - walce z golonką, jaką stoczyłem w miasteczku Łódź, w lokalu o nazwie Bierhalle
Dawniej golonkę jadłem rzadko. Wszystko przez to, że uwielbiał ją mój ojciec i zawsze kazał sobie przyrządzać gotowaną. Każdy mniej więcej wie, jak wygląda gotowana golonka. To jest wielki kawał miękkiego, smacznego mięsa, otoczony grubą warstwą, drgającego i prześwitującego miejscami tłuszczu, na którym trzyma się świńska skóra. Ta zaś po ugotowaniu jest prawie tak samo miękka jak tłuszcz i sterczą z niej białe, sztywne kłaki, których przed ugotowaniem nie opala się. A przynajmniej nie opalało się u mnie w domu. Ojciec zasiadał do golonki, jakby to było jakieś nieziemskie misterium. Golonka dymiła na talerzu, a on zabierał się do niej samym tylko widelcem, albowiem nie uważał, by prawdziwy mężczyzna potrzebował czegoś więcej do rozprawienia się z golonką. Zaczynał od skóry, którą pochłaniał w całości, owijając ją na tym widelcu. Nie wiem jak to robił, ale była to jakaś wyższa szkoła konsumpcji pochodzenia druidycznego chyba. Gdyby bowiem ktokolwiek, ja czy nawet taki wyczynowiec jak valser, próbował wciągnąć ten płat, drgającej, owłosionej skóry świńskiej przez otwór gębowy umarłby w czasie tej operacji natychmiast i byłaby to śmierć w męczarniach. A stary rozprawiał się z tym, jak francuski smakosz z ostrygą. Potem przechodził do konsumpcji tłuszczu. W tym momencie wychodziłem do innego pomieszczenia. Nie mogłem na to patrzeć, ani jako dziecko, ani jako człowiek młody, wchodzący w dorosłość. Potem ojciec umarł i nie musiałem już patrzeć jak zajada golonkę.
Przez długi czas broniłem się przez pokusą zjedzenia golonki, bo obawiałem się, że przyniosą mi na talerzu to, co miałem okazję oglądać w domu. W zasadzie za jedzenie golonki zabrałem się całkiem niedawno. Pierwszą próbę podjąłem w miasteczku Łodzi, kilka lat temu, kiedy byłem tu na festiwalu komiksu. Nie pamiętam w jakim hotelu spałem, ale gdzieś przy dworcu kaliskim. I tam mieli w karcie golonkę pieczoną. Zaryzykowałem i okazało się, że trafiłem. Była przyrządzona w płatach, skórka była pięknie wypieczona i chrupka, a tłuszcz się wytopił, zostało go tylko trochę i był bardzo smaczny. Potem, zamawiałem jeszcze golonkę kilka razy. Za każdym razem wstawałem od stołu jak bąk, który chciałby wzlecieć w powietrze, ale nażarł się za dużo nektaru z kwiatka i może tylko wolno i bardzo ostrożnie chodzić po ziemi, pilnie uważając na to, by nie rozdeptało go coś większego od niego.
Wczoraj, podbechtany ewidentnie diabelską pokusą, zamiast zamówić sobie coś lekkiego na dole, w restauracji hotelowej, poszedłem na miasto. Chciałem zobaczyć jak wieczorem wygląda ulica Piotrkowska. Otóż nie wygląda zbyt szczególnie, w niektórych lokalach nie wolno palić i ludzie stoją na zewnątrz, z papierosami w rękach, zziębnięci i wygląda to tak, jakby czekali na jakiegoś pijanego frajera, z gotówką. Najpierw minąłem jakiegoś pana siedzącego na ławeczce, który trzymał w ręku książkę i był całkiem nią pochłonięty. Pan był oczywiście z brązu, ale ja nie rozpoznałem kto to i pomyślałem, że bliższą znajomość zawrę z nim jak będę wracał do hotelu. Szedłem i szedłem, minąłem restaurację Tel Aviv, do której nie zajrzałem przez swój, wyssany z mlekiem matki antysemityzm, minąłem kolejną ławeczkę, na której siedział Julian Tuwim, którego poznałem od razu, bo już kiedyś byłem w tym miejscu w dzień. Potem zaś zobaczyłem lokal o nazwie Bierhalle, w którym mieścił się też browar. Jakiś gruby pan palił papierosa przed samym wejściem, co z całą pewnością zniechęcało klientów, ale on się nie przejmował. Zajrzałem przez szybę raz, zajrzałem drugi i postanowiłem wejść. Akurat był wolny stolik dla jednej osoby. Lokal ten urządzony jest przedziwnie, ma kilka poziomów, a wystrój i gadżety mają, zdaje się, przypominać niemieckie bierhalle. Wyszło to tak sobie, bo właściciel kazał kelnerkom, z wyglądu studentkom niższych lat pedagogiki, ofiarom systemu bolońskiego, poprzebierać się w te dziwne bluzki z falbankami, dekoltami i wstążkami, a także w spódnice z fartuszkami na wierzchu. Może w Niemczech ma to sens, ale w Polsce nie za bardzo. Miałem wrażenie, że pani, która przyniosła mi kartę, a potem przyjęła zamówienie, to moja Michalina, tylko w coś przebrana. Na tyle lat bowiem wyglądała. Piwo podawali albo w kuflach, albo w takich dziwnych dystrybutorach stawianych na środku stołu. Miało toto kraniki i każdy sobie nalewał ile chciał. Zajrzałem w kartę, a że było ciemno, a ja coraz gorzej widzę, nie zobaczyłem tam nic, poza pieczoną golonką, która akurat znajdowała się na wprost moich oczu. Byłem bardzo głodny, bo nie poszedłem niczego przekąsić w ciągu dnia, miałem tylko kanapki z domu. Pomyślałem, że zjem jeszcze chleb ze smalcem, bo golonkę mieli mi przynieść za pół godziny dopiero. Zamówiłem oczywiście piwo, produkowane na miejscu, pszeniczne. To małe dziecko w dziwnej kiecce przyniosło mi chleb, smalec i ogórki, a ja ledwie się z tym uporawszy, pociągnąłem kilka łyków piwa i wtedy – a było zupełnie tak, jakby czas się zatrzymał – wjechała na stół golonka. Ja pierniczę…..! Leżało to na wielkiej, okrągłej desce , otoczone całymi, pieczonymi kartoflami, z jednej strony miało ogórki kiszone, a z drugiej kiszoną, podgotowaną kapustę z kminkiem. Na przodzie były chrzan i musztarda. Całość wyglądała jak uszykowana do walki hiszpańska piechota w bitwie pod Recroi. Ultimo tertio po prostu. Brakowało tylko powiewających chorągwi z krzyżami. Skórka była pięknie przypieczona i wyglądała na bardzo chrupką. Zacząłem myśleć o strategii. Rzucenie się na to i gwałtowne pochłonięcie jak największej ilości nie wchodziło w grę, albowiem miałem już w brzuchu ponad połowę piwa z dużego kufla, a do tego chleb, smalec i ogórki. Na pewno bym przegrał, a może jeszcze stałoby się coś gorszego, nie tylko nie dojadłbym golonki, ale przydarzyłby się jakiś refluks, nie daj Panie Boże. Próbowałem coś wymyślić i poszukać jakiejś pomocy. W tej chwili minęła mnie kelnerka i z autentyczną troską zapytała – czy da pan radę? Uśmiechnąłem się i powiedziałem – jasne, oczywiście, że dam, co to dla mnie. Odwróciłem się na chwilę i spojrzałem w bok, na ścianę. Wisiało na niej duże prostokątne lustro. Dam Wam dobrą radę – nigdy nie zamawiajcie golonki i piwa w lokalu, w którym na ścianie, obok waszego stolika wisi lustro. To jest przedmiot szatański, powieszony tam po to, byście mogli dokładnie obserwować własny upadek i poniżenie. Spojrzałem w to lustro, zobaczyłem swoje posępne oblicze, dobrze już zaczerwienione, a miejscami przypominające tą gotowaną golonkę, co ją przed laty podawała ojcu na stół własna moja matka i zrozumiałem, że to było kuszenie. Był przecież piątek, a ja zamiast zamówić rybę, zeżarłem smalec, a teraz miałem zamiast pochłonąć golonkę. Byłem w pułapce, a nie mogłem przecież wyjść. Chciało mi się jeść, a golonka stała i patrzyła na nie wyraźnie i szyderczo, tą dziurą w kości, która zawsze jest w środku, w tym mięsie i tłuszczu, niczym jakiś cyklop. Pomyślałem, że jak się zabiorę za nią tak powoli, po kawałeczku, to dam radę. Zacząłem od skórki, zjadłem wszystko i zabrałem się za tłuszcz oraz mięso. Pochłaniałem też pieczone ziemniaki, smarując wszystko obficie chrzanem i musztardą. Szło mi nieźle, ale golonki nie ubywało. Normalnie jak w bajce, jakby to była golonka odrostka, która po każdym kęsie regeneruje się i wzrasta na nowo. Pani Kelnerka podeszła znowu i powiedziała, że jak przegram, to ona zapakuje mi to w pudełko i będę mógł całość zabrać do domu. Spojrzałem najpierw na nią, a potem w lustro. Było coraz gorzej. Powiedziałem, że się zastanowię. Zjadłem ziemniaki, musztardę, chrzan i chciałem zabrać się za kolejny kawał mięsa, ale wyraźnie poczułem, że to koniec. Jeszcze raz spojrzałem w lustro i odwróciłem wzrok. W tym samym momencie podeszła do mnie kierowniczka Sali. – I co, nie da pan rady – zapytała. Uśmiechnąłem się tylko, a ona pokiwała ze zrozumieniem głową. Kiedy przechodziła kelnerka, poprosiłem o rachunek i zapakowanie golonki. Popatrzyła na mnie ze zrozumieniem. Kiedy wychodziłem wszyscy wydawali się mi współczuć i mówili, żebym jeszcze kiedyś tam wrócił i nie wynosił złych wspomnień.
Na ulicy było zimno. Szedłem szybko, bo chciałem się natychmiast położyć, w ręce miałem styropianowy pojemnik pełen golonki, wciśnięty w dużą foliową torbę. Ciężar był znaczny, z pół kilo może. – Ciekawe ile to wszystko razem ważyło – zastanawiałem się. Kiedy byłem przy ławeczce z dziwnym panem z brązu, co trzymał książkę w ręce, miałem ochotę biec. – A niech cię szlag – pomyślałem o nim brzydko i wręcz rzuciłem się na przejście dla pieszych. Hotel był po drugiej stronie, całkiem niedaleko.
Obudziłem się w nocy, zdziwiony nieco bulgotaniem wydobywającym się z mojego własnego brzucha. Za oknem była biała ściana sąsiedniego hotelu. – Jasno – pomyślałem – zaraz zacznie świtać – jakoś mi się udało. Na śniadanie może nie zejdę, bo nie dam rady, ale zaraz będzie dzień i wszystko zacznie wyglądać inaczej. Pomyślałem, że jak zerknę na zegarek uspokoję się jeszcze bardziej. No i zerknąłem. Była druga pięćdziesiąt osiem. Przede mną jeszcze co najmniej cztery godziny przewracania się w łóżku. O matko…Golonka stała na blacie przy oknie, obok komputera. Nie zajrzałem do środka, żeby mnie nie ugryzła. Nawet teraz jeszcze nie otworzyłem tego pudełka, choć jest dobrze po dziewiątej, a ja znów mam ochotę na coś do jedzenia. Zaraz sobie zejdę na dół, wypiję kawę, zjem jajecznicę, poprawię ogórkiem i pojadę na targ. Żebym tylko dał radę tam wysiedzieć.
tagi: targi łódź golonka
![]() |
gabriel-maciejewski |
23 listopada 2019 09:20 |
Komentarze:
![]() |
MarcinD @gabriel-maciejewski |
23 listopada 2019 09:37 |
I taki tekst Pan napisał w tym stanie? Nieźle :)) I to na jak przyziemny temat, to byłby dobry fragment jakiegoś kryminału.
We Wrocławiu też jest Bierhalle, chadzam tam czasem z kolegami. Golonki nie próbowałem (może i dobrze jak widzę teraz), polecić mogę natomiast żeberka. Też porcja dość słuszna, ale pewnie nie aż tak, no i pycha są. Do piwka w sam raz. I można wybrać jak bardzo wypieczone mają być.
![]() |
DYNAQ @gabriel-maciejewski |
23 listopada 2019 10:01 |
Ha,ha,strach Cię obleciał,co? Mięczak!
![]() |
marianna @gabriel-maciejewski |
23 listopada 2019 10:08 |
Co za dużo, to niezdrowo. Brak umiarkowania w jedzeniu, piciu i p..... powoduje niestrawność.
![]() |
ewa-rembikowska @gabriel-maciejewski |
23 listopada 2019 10:09 |
A jakiegoś głodnego pieska po drodze nie było?
![]() |
gorylisko @gabriel-maciejewski |
23 listopada 2019 10:10 |
panie Coryllus nie pomnę gdzie ale jest coś takiego jak telefon do przyjaciela... :-) a pudełko ? poprosić o kokardkę, estetycznie przewiązać i wysłać... no własnie, komu? może marszałkowi senatu ? ;-)
![]() |
Marcin-K @gabriel-maciejewski |
23 listopada 2019 10:20 |
Kiedyś przeżyłem coś podobnego. Zatrzymaliśmy się z szefem w jakiejś przydrożnej gospodzie/jadłodajni. Byliśmy głodni i zamówiliśmy pierwsze i drugie. Ja wziąłem gulasz z kaszą i ogórkiem kiszonym. Najpierw miła pani przyniosła ogórki na talerzu wielkości mojego blatu przy którym teraz piszę. Wiedziałem że to nie zwiastuje nic dobrego - sama potrawa była gigantyczna. Zjadłem wszystko z łakomstwa. Mój szef zjadł żur w chlebie do tego wszystkiego jeszcze. Potem już do samej Warszawy nie odzywaliśmy się do siebie, a szef miał siłę tylko zmieniać biegi. Wtedy autentycznie bałem się że się pierwszy raz w życiu przejadłem, ale tak w sensie medycznym, miałem trudności z oddychaniem i uderzenia gorąca.
![]() |
Kuldahrus @gabriel-maciejewski |
23 listopada 2019 10:23 |
Tylko Ty tak potrafisz opisać "zwykłe" jedzenie golonki w restauracji.
:)
Jakbym siebie widział jak kiedyś zamówiłem golonkę w jakimś lokalu w Karpaczu. Gotowały się one blisko lady i można było sobie wybrać wielkość, wybrałem najmniejszą jaka była, ale kucharka popatrzyła na mnie ze zdziwieniem i powiedziała, że "może coś większego", no i dałem się skusić(przecież i tak pół z tego to jest ta duża kość w środku, pomyślałem). Jak przy stoliku zacząłem kroić, to okazało się, że nie ma kości tylko samo mięso... oczywiśćie do tego duże piwo i z pół kilo frytek z kapustą i poległem w tej bitwie.
Ten lokal to było coś w rodzaju baru, że sam pobierałeś talerze i odnosiłeś po zjedzeniu i obok były tylko kosze na ewentualne resztki, więc niestety część golonki tam wylądowała. Myślę sobie, że te kosze tam chyba były tylko na te niedokończone golonki. :)
![]() |
Caine @gabriel-maciejewski |
23 listopada 2019 10:41 |
"Czy da Pan radę?"
Troska o klienta, a na zapleczu zakłady.
![]() |
Aquilamagna @gabriel-maciejewski |
23 listopada 2019 10:43 |
Mięsisty kawałek prozy... :)
![]() |
Draniu @gabriel-maciejewski |
23 listopada 2019 11:14 |
Miasteczko Łódź , siedzący pan z brązu ,golonka i nieprzespana noc .. Wlasciwie tyle pozostało z miasta Łódź.. Jak wjeżdżam do miasteczka Łódź , to natychmiast myślę o wyjezdzie i tak się zastanawiam patrząc na stare praktycznie chyba już opustoszale ,zawalajace się zabytkowe magazyny , jak ludziska sobie daj radę żyć w tym miejscu. Dziś to miejsce mozna spokojnie potraktować jak campus studencki ,czyli miasteczko studenckie w którym mieści się chyba sześć uczelni publicznych i dwadziescia dwie prywatne.. A Produkcję studentów, raczej nie można zaliczyć do przemyslu..
![]() |
Klasyk @gabriel-maciejewski |
23 listopada 2019 11:25 |
Gotowana golonka jak żywa:)
![]() |
tadman @Draniu 23 listopada 2019 11:14 |
23 listopada 2019 12:13 |
Nigdy nie odbędzie się już strajk łôdzkich włókniarek. :)
![]() |
stanislaw-orda @Caine 23 listopada 2019 10:41 |
23 listopada 2019 12:24 |
a propos "na zapleczu".
Kelner przynosi gosciowi talerz z zupą, a w tej zupie trzyma zamoczony swój kciuk.
Gość pyta zatem: dlaczego pan moczy swój palec w zupie?
Kelner powiada na to: mam w tym palcu zastrzał i lekarz polecił, bym trzymał go w ciepłym miejscu.
Gosć na to - to go se pan trzymaj w swojej d... .
A kelner: trzymam, ale tylko na zapleczu.
![]() |
umami @gabriel-maciejewski |
23 listopada 2019 12:29 |
Świetnie się to czyta. Chętnie kupię zbiór takich opowiadań — takich właśnie z drogi. Co do golonki to miałem tak samo — sam widok powodawał, obrót mojego karku o 180 stopni. Przełamałem się niedawno, jakieś 3 lata temu, kiedy moja siostra zamówiła w Krakowie, gdzie byliśmy, jakąś deskę dla dwóch osób z różnymi mięsiwami, chrzanem, musztardą itd. Spróbowałem większości i... golonka najlepsza :)
Ale to był jedyny raz. Nie przełamałem się, żeby spróbować salcesonu — możecie robić zakłady, nigdy nie spróbuję. No i jeszcze galareta. A... i jeszcze flaki. Te trzy dania są poza moim zasięgiem. No chyba, że głodziłbym się przez tydzień albo i dwa... kto wie.
![]() |
Magazynier @gorylisko 23 listopada 2019 10:10 |
23 listopada 2019 12:30 |
Erice Steinbach?
![]() |
umami @stanislaw-orda 23 listopada 2019 12:24 |
23 listopada 2019 12:30 |
Toś mnie ubawił. Trening przepony dobra rzecz. Dzięki.
![]() |
Magazynier @gabriel-maciejewski |
23 listopada 2019 12:37 |
Klasyka:
Ale, cóż to? Historia i wyobraźnia lubią płatać figle. Zamiast szachownicy półmisek ze steinbachowską golonką. Znakiem czegoś stan podróżniczy nie zdyspensował od piątkowego postu. To daje do myślenia.
Na pociechę postne wspomnienia z Wyszembroka pod Mrągowem, z epoki (czegoś jakby stan wojenny) zadaje się tak odległej jak czasy Kard. Hozjusz i tak bliskiej jak on sam:
![]() |
chlor @gabriel-maciejewski |
23 listopada 2019 12:43 |
Łódź wygląda strasznie w dzień i w nocy. U mnie blisko Odry też jest poprzemysłowa poniemiecka dzielnica z walącymi się domami, ale Łódź to coś podobnego, ale większego 100 razy. Pod murami snują się mężczyzni z których twarzy bije łatwość podejmowania szybkich decyzji.
Piotrkowska rzeczywiście wypasiona, jedyne miejsce do pokazywania przyjezdnym. Są jednak w Łodzi ciekawe muzea.
![]() |
Draniu @tadman 23 listopada 2019 12:13 |
23 listopada 2019 12:53 |
Ale miasteczko Łódź ma prezydenta Panią Zdanowską ,która ze swoim partnerem o imieniu Włodek tak kombinowali ,ze przekombinowali no i wyszło poświadczenie nieprawdy .. Chyba zapadł wyrok w tej sprawie ,ale nie jest prawomocny.. Bodajże chodzilo o obrót mieszkaniem czy cos w tym stylu.. Afera na miarę miasteczka, nie to co w Wawie ,tutaj grubo sie gra,choćby taka oczyszczalnia Czajka.. :)
![]() |
Pioterrr @umami 23 listopada 2019 12:29 |
23 listopada 2019 13:26 |
Przepraszam, ale muszę zapytać: smakuje Panu świński móżdżek?
![]() |
Matka-Scypiona @gabriel-maciejewski |
23 listopada 2019 14:46 |
W Biskupcu latem odkryłam seksownie. Drogo, ale pełen profesjonalizm. Ponieważ można zamówić wielkość steku i tatara, to trwają tam niekończące się zawody, kto zje więcej. Ostatni wynik-tatar 1.5 kg.
![]() |
maria-ciszewska @przemsa 23 listopada 2019 12:56 |
23 listopada 2019 15:17 |
Oczywiście gotowanej :D
![]() |
umami @Pioterrr 23 listopada 2019 13:26 |
23 listopada 2019 15:36 |
Nie wiedziałem, że coś takiego się je. Nie ma szans, żebym tego spróbował. Już prędzej wsunąłbym tatara, ale unikam jedzenia surowego mięsa. Mówiłem o jakichś takich, bardziej standardowych, daniach. Te wszystkie dalekowschodnie wynalazki mięsne, ze wszystkiego co się rusza, też wykluczam. Umarłbym tam z głodu :)
![]() |
stanislaw-orda @umami 23 listopada 2019 15:36 |
23 listopada 2019 15:52 |
Czyli nigdy nie byłeś głodny.
A, nawiasem, poinformuję, że świński móżdzek to rarytas, znacznie bardziej wyszuana potrawa niż trywialny, pospolity tatar serwowany w naszej gastronomii, który obok prwdziwego tatara nawet nie postał. Bo prawdziwy tatar jest robiony z końskiego mięsa.
![]() |
gorylisko @Magazynier 23 listopada 2019 12:30 |
23 listopada 2019 15:59 |
czemu nie ale pewnie nic nie odpali rzeczonemu marszałkowi... ;-)
![]() |
proton @Matka-Scypiona 23 listopada 2019 14:46 |
23 listopada 2019 16:05 |
Seksownia brzmiała interesująco, patrzę dalej a tu o steki chodzi ;-)
![]() |
Matka-Scypiona @gabriel-maciejewski |
23 listopada 2019 16:23 |
Wredny android. Miało być stekownie. Nie byłam wystarczająco czujna. Dziękuję za zwrócenie uwagi!!!
![]() |
Pioterrr @stanislaw-orda 23 listopada 2019 15:52 |
23 listopada 2019 16:32 |
Wiem. Niektórzy bardzo go lubią. Ja raczej nie mam problemu z golonką/flakami/salcesonem. Ale móżdżku nie dałem rady. Po prostu nie.
![]() |
MZ @umami 23 listopada 2019 12:29 |
23 listopada 2019 16:49 |
Przed laty byłem na obozie wędrownym ,z technikum,na wakacjach. Pod koniec dnia stołowalismy sie w knajpach.Jeden dzień trafił sie deszczowy i zimny,głodny marzyłem o dotarciu do knajpy i jedzeniu.Zmęczony okrutnie głodny czekamy na obiad...podano flaki,nie ruszyłem chociaż zwijałem się z głodu.Mam to do dzisiaj.
![]() |
Szczodrocha33 @gabriel-maciejewski |
23 listopada 2019 16:59 |
"Miałem wrażenie, że pani, która przyniosła mi kartę, a potem przyjęła zamówienie, to moja Michalina, tylko w coś przebrana. Na tyle lat bowiem wyglądała."
W hipermarkecie LecLerc w Lublinie jest galeria handlowa i miedzy innymi taka polska restauracja, gdzie serwowali bardzo dobre i stosunkowo niedrogie jedzenie (duzy wybor pysznych zup, schabowy, mielony, salatki rozne).
Kelnerka obslugujaca nas to bylo dziecko z wygladu 15 lat, odziana w taka dluga sukienke i fartuszek.
Teraz juz tej restauracji nie ma, powstala w jej miejsce jakas inna [zapomnialem nazwe, ale jest wymyslna]. Serwuja tam, po strasznych zreszta cenach, kuchnie srodziemnomorska [cokolwiek to znaczy]. A sala swieci pustkami.
![]() |
BTWSelena @Matka-Scypiona 23 listopada 2019 16:23 |
23 listopada 2019 17:01 |
Ha,ha,ale się pani "zaandroidziło"... Ja miałam gorszą przygodę,bo napisałam przestrogę "bądz czujna" ,a wyszło "bądź rujna".I obraza była niemała...Pani miała 65 lat i ten tego...obraziła się .
![]() |
Magazynier @gorylisko 23 listopada 2019 15:59 |
23 listopada 2019 17:06 |
Rzecz jasna. Albo marszałkowi albo p. Erice.
![]() |
Magazynier @Szczodrocha33 23 listopada 2019 16:59 |
23 listopada 2019 17:07 |
Musi że pioro piniondze.
![]() |
tadman @gabriel-maciejewski |
23 listopada 2019 17:40 |
Mam na sumieniu flaki, golonkę peklowaną i gotowaną, płucka (raz w życiu), cynaderki (nie zawsze dobrze odgotowane), kaszankęi za gówniarza móżdżek. Przy tego typu potrawach ważny jest dom, tam jedzą to i ty jesz. Jedyną potrawą, którą nauczyłem się jeść poza domem to tatar.
![]() |
DYNAQ @stanislaw-orda 23 listopada 2019 15:52 |
23 listopada 2019 17:58 |
Jeszcze lepszy jest z małych polędwiczek łosia.
![]() |
kms @gabriel-maciejewski |
23 listopada 2019 17:59 |
Panie Gabrielu, tak celnie odmalować rodzinnego miasta nigdy nie udało, choć jestem do niego nastawiony bardziej niż krytycznie. Łodzi warto byłoby poświęcić choć kilka rodziałów "Baśni...", bowiem Łódź jest jakoś tak dziwnie zamiatana pod dywan przez ostatnie sto pięćdziesiąt lat. Farba łuszczy się straszliwie, a wszyscy piszczą radośnie na widok pomnika połowy jednorożca, który jest przy Stajni Jednorożców. A spod farby łypie okiem socjalista...
Natomiast golonkę uwielbiam i dość często robię w domu, choć jest ona raczej... gotowana z ziołami w naczyniu żaroodpornym, a skóra wraz z tłuszczem jest dla psa. Lecz podziwiam Pana za rzucenie się, przy pełnej jasności umysłu, na całą golonkę. Ba! Poprzedzenie konsumpcji chlebem ze smalcem i ogórkami kiszonymi! Piwo zdaje się być nic nie znaczącym dodatkiem.
![]() |
Szczodrocha33 @tadman 23 listopada 2019 17:40 |
23 listopada 2019 18:10 |
"Mam na sumieniu flaki, golonkę peklowaną i gotowaną, płucka (raz w życiu), cynaderki (nie zawsze dobrze odgotowane), kaszankęi za gówniarza móżdżek. Przy tego typu potrawach ważny jest dom, tam jedzą to i ty jesz. Jedyną potrawą, którą nauczyłem się jeść poza domem to tatar."
Najlepszy chyba na swiecie tatar jest w restauracji "Czerwony Wieprz" w Warszawie. Polecam, po prostu majstersztyk.
![]() |
stanislaw-orda @Pioterrr 23 listopada 2019 16:32 |
23 listopada 2019 19:14 |
Wierzę, że może być z tym problem natury psychologicznej. . Ja np. byłek onegdaj świadkiem sytuacji, gdy serwowano, m.in., bawole oko, jednak nie odważyłem się na degustację.
![]() |
MarekBielany @stanislaw-orda 23 listopada 2019 19:14 |
23 listopada 2019 19:20 |
Cwaniak.
Z bułką i filiżanką kawy.
P.S.
:)
![]() |
gorylisko @gabriel-maciejewski |
23 listopada 2019 21:20 |
tak mi jeszcze przyszło do głowy, że ten esej golonkowy będzie poważnym zarzutem, może nawet grzechem pierworodnym w oczach spurek, tokarczuk i veganofeministek... panie Coryllus, niech pan uważa bo jakaś bojówka na miotle może pana zaatakować... ciekawe czy ta senyszyn jada golonkę... widziałem jak na posiedzeniu komisji śmiszka pitoliła cosik o opadtkowaniu się członków w/w komisjiśmiszka coby mogła wydać jakieś coś pod swoją redakcją... wyrasta panu grozny koń-kurent ;-) i jak pan będziesz przeszkadzał swoją działalnoscią wydawniczą to pewnie zostanie weganką... któregoś dnia lecąc na miotle zaatakuje pana niczym ju 87 stuka... wydajac okrzyk bojowy swym aksamitnym głosem... pewnie nie tylko ona już widzę klucz dyżurny... z jachirą i srodą jako bocznymi... może trzeba zorganizować jakąś obronę powietrzną ?? może by z sokolnikami porozmawiać ? ;-)
inna sprawa, że można się zastanawiać co podczas takiego ataku w locie nurkowym może być najstraszniejsze ? okrzyk bojowy senyszy i jej bocznych czy fakte, że będą atakować bez damskich niewymownych ? ;-) ależ ta moja małpia wyobraznia... zaczyna mnie przerastać... chyba zaraz odgrzeję sobie kotlety w kapuście... ave schabowy
![]() |
gorylisko @gabriel-maciejewski |
23 listopada 2019 21:25 |
tytułem uzupełnienia, pisząc ostrzeżenie do Bossa... zapomniałem wspomnieć, że my wszyscy tutaj wydaliśmy się na pastwę sprawiedliwości dziejowej kiedy weganizm światowy połączy bratni lud... poeata pamięta... spisane będą czyny... zostaniemy rzuceni na pożarcie psom... no bo chyba nas nie zjedzą (??)... a tak a propos moich kuchennych ekscesów ostatnio szaleję ze smażonymi rybkami... jakby co to ave schabowy ;-)
![]() |
pink-panther @gabriel-maciejewski |
23 listopada 2019 21:36 |
Jest to fantastyczny wpis, który winna przeczytać noblistka Tokarczuk.
Kilka miesięcy temu lekarz przepisał mi "bombę witaminową" B1, B6 i B12, bo mi rączka przestała pracować czyli "odmówiła współpracy" ( optymistycznie zareagowałam: "jak dobrze, że to lewa a nie prawa"). No i , co za przypadek, dzisiaj wpisuję sobie do gugla zapytanie o to, gdzie jest najwięcej witaminy B1, B6 i B12. I jakież było moje zdziwienie, kiedy się okazało, że witaminy B12 NIE MA w żadnych owocach , warzywach a nawet uwielbianym przez wegan czy tych drugich - orzechach. Po prostu NIE ma. A witamina B12 produkuje - erytrocyty. Ciekawe, jakby sobie noblistka poradziła bez erytrocytów? Za to ogromne ilości witaminy B12 zawiera wątróbka wieprzowa i wołowa i całkiem sporo wątróbka drobiowa. Można tę witaminę znaleźć w produktach pochodzenia zwierzęcego jak ser czy mleko ale w ilościach znacznie mniejszych. No i w halibucie i łososiu. Ani halibut, ani łosoś nie są wymieniane w grupie owoców i warzyw.
Jeśli chodzi o golonkę pieczoną, to jak mówią naukowcy, zawiera ona (poza B9) wszystkie pozostałe witaminy grupy B, jak również całkiem spore ilości takich mikroelementów jak ( w 100 g) :15,00 mg wapnia, 0,87 mg żelaza,22,0 mg magnezu,242 mg fosforu i aż 345 mg potasu.
Czyli "organizm potrzebował":))) Była to trudna ale niezbędna kuracja dla odbudowania wyczerpanego organizmu:))) A jeśli chodzi o golonkę z chrzanem, to jak donoszą naukowcy , chrzan w 30-40% zmniejsza ryzyko zachorowalności na raka żołądka. Nie mowiąc , że leczy zatoki.
Tak więc proszę potaktować ten incydent w Bierhalle jako niewątpliwie trudną ale absolutnie konieczną akcję dostarczania organizmowi niezbędnych witamin i mikroelementów:)))
![]() |
Paris @umami 23 listopada 2019 12:29 |
23 listopada 2019 22:07 |
Nie moze byc !!!
Flaczkow Pan nie lubi ??? Za salcesonem tez nie przepadam, chociaz francuski odpowiednik - pyszny.
![]() |
Paris @gabriel-maciejewski |
23 listopada 2019 22:42 |
Bardzo fajny wpis, Panie Gabrielu...
... moj sp. tato tez uwielbial golonke. To bylo takie male teatrum dla nas, jego trojga dzieci jak tato zabieral sie do niej, bo choc byl cale zycie raczej drobnym mezczyzna to taka trzesaca sie od tluszczu golonke polykal w locie... ja nie moglam sie nadziwic jak on ja zjadal.
Pierwsza golonke w doroslym zyciu zjadlam dopiero w latach 90-tych, bedac w delegacji sluzbowej w kompletnie wyludnionym Lipsku, kiedy to walil sie mur berlinski. Golonka byla podana z malymi opiekanymi ziemniaczkami, ogorkiem kiszonym, no i oczywiscie piwkiem w najlepszej w tamtym czasie restauracji wyludnionego Lipska, serwowana za jakies naprawde smieszne grosze... i byla przepyszna.
![]() |
klon @pink-panther 23 listopada 2019 21:36 |
23 listopada 2019 23:07 |
Szanowna Pantero,
Przyznaję się bez tortur, że nie mam wykształcenia medycznego. Wiedzę na tematy szeroko pojętego zdrowia zdobywałem z różnorodnych publikacji. Jednakże kilka słów wtrącić pragnę. Rozumiem troskę o Gospodarza, ale tak wytrawny badacz Internetu jak Pani, powinna dostrzec że witamina B12 jest niezbędna do "produkcji" erytocytów, ale sama ich nie wytwarza.
Niedobory witaminy B12, w większości przypadków, nie wynikają z jej braków w diecie, a z zaburzenia jej wchłaniania z pokarmów. "Bomba witaminowa", o której Pani wspomniała, z pewnością pomoże na długi czas. Tym nie mniej sugerowałbym poszukać przyczyn jej wcześniejszego niedoboru.
Skąd u mnie śmiałość, aby przy okazji wit B-12 w temacie wrażliwym jak ludzkie zdrowie "głos zabierać"? Powód jest prozaiczny. Nie jadam mięsa od 29 lat. :-)))
Zdrowia Życzę!
ps. Ostatnio coraz częściej pojawiają się na SN wypowiedzi zahaczające o spór "Padlina contra Zielenina" /Sorki ! jak dla mnie ciekawa" zbitka" słowna, choć trochę prowokacyjnie wyszło :-)/ Domyślam się, że to z powodu wypowiedzi klimatystów-katastrofistów. Jak się uda / czas wolny "wyczaruję" / to przed Ogólnopolskim Protestem w Obronie Wigilijnego Karpia coś o swoich i nie tylko doświadczeniach z dietą bez mięsa napiszę. Może to kogoś zainteresuje? I może pojawią się o wegetarianiźnie zdania bardziej wyważone? Pragnę przypomnieć, że zwolennicy marksizmu-lesbianizmu / formuła M. Chodakiewicza/ weganizm, jako narzędzie walki, włączyli do swego arsenału na poważnie dopiero na przełomie XX i XXI w.
![]() |
gorylisko @klon 23 listopada 2019 23:07 |
24 listopada 2019 01:19 |
serio ?? bo wie pan w latach 80-ych kiedy mięso ka kartki było to komentowano, że gierek z towarzyszami chciał wprowadzić w prl-u strefę bezmięsną... to co mnie zawsze ciekawiło to pewien rodzaj agresji wegetarian wobec niewegetarian... w Indiach są całe społeczeństwa bezmięsne co podobno ma skutkować wiekszym uduchowieniem... ale pogrnicze pakistańsko indyjskie tudzież konflikty wojenne jakie od czasu do czasu tam wybuchają stawaiają te uduchowienie pod znakiem zapytania... zważywszy na instynkty władzy tudzież inne popędy sam człowiek jest drapieżnikiem... i do tego marnotrawnym... bo zabitych pobratymców nie zjada...
![]() |
genezy @gabriel-maciejewski |
24 listopada 2019 01:56 |
Fajny tytuł, mi się pantryjota nagle przypomniał.
|
KOSSOBOR @gabriel-maciejewski |
24 listopada 2019 02:06 |
O golonce w "Oliwskiej" /dzisiaj jest tam biblioteka/ będzie.
Przyjechały cioteczki, zacne, przedwojenne hrabiny, aczkolwiek po osiemdziesiątce. Siateczki z perełkami na włosach, biżuteria, zwiewne szale etc.. Po zwiedzeniu serca Oliwy /park, katedra/, głodni, osiągnęliśmy pobliską "Oliwską". Stoły długie, karta dań zachęcająca. My, czyli tzw "młodzież po czterdziestce", zajęliśmy miejsca naprzeciw. Cioteczki były dość - a nawet bardzo - ekscentryczne, zatem zamówiły pieczone golonki. Każda po golonce. My - coś normalniejszego. Widok zamarłych cioteczek i ich przerażonych, coraz większych ocząt, gdy kelnerzy przynieśli ogromne półmiski z golonkami w garni /dla każdej/, które wolno postawili przed cioteczkami jest do dzisiaj u nas niezapomniany :) A ponieważ cioteczki miały już poniekąd amerykańskie obyczaje /emigrantki wojenne/, przeto moje dogi były zachwycone, gdyż damy poleciły, by zapakowano na wynos ledwie dzióbnięte przez nie golonki. W Polsce takich obyczajów jeszcze wtedy nie było i "młodzież" to "na wynos" potraktowała obciachowo jednakowoż... Krótko mówiąc, hrabiny i golonka to nie są sprawy kompatybilne ;)))
![]() |
umami @stanislaw-orda 23 listopada 2019 15:52 |
24 listopada 2019 02:23 |
Musiałbym naprawdę długo pościć, żeby ten rarytas przełknąć.
![]() |
umami @MZ 23 listopada 2019 16:49 |
24 listopada 2019 02:26 |
O jak Cię rozumiem, wytrzymałbym spokojnie ze dwa—trzy dni.
![]() |
umami @stanislaw-orda 23 listopada 2019 19:14 |
24 listopada 2019 02:31 |
Cyklop? Jak to się serwuje? W każdym razie jedzenie, które na mnie patrzy, odpada.
![]() |
umami @Paris 23 listopada 2019 22:07 |
24 listopada 2019 02:36 |
Nigdy nie spróbowałem. A wiem, że kiedyś nie jadłem innych rzeczy i po spróbowaniu okazały się smaczne. Tak może być z flaczkami. Chyba to bariera psychologiczna bardziej. Móżdżek, flaczki, oko...
![]() |
chlor @gabriel-maciejewski |
24 listopada 2019 08:35 |
No ładnie. Widać teraz co ludzi interesuje naprawdę.
![]() |
tadman @gabriel-maciejewski |
24 listopada 2019 08:37 |
Kiedyś ludzie byli bardziej biedni, a produkcja żywności była długa, był przednówek i stąd szacunek dla żywności. Nic nie mogło się zmarnować, ani krew, ani kości, ani nóżki, ani jelita, ani ryj, a nawet ogon; wszysrko było do zjedzenia i wykorzystania.
Ciekaw jestem co obecnie robią z móżdżkami, czy łojem, bo w sklepach tego nie widać. A może lepiej tego nie wiedzieć.
![]() |
stanislaw-orda @umami 24 listopada 2019 02:23 |
24 listopada 2019 09:01 |
w zupełnosci wystarczy kilka dni
![]() |
klon @gorylisko 24 listopada 2019 01:19 |
24 listopada 2019 10:12 |
>>>bo wie pan w latach 80-ych kiedy mięso ka kartki było<<<
PRL to był "dobry" okres przygotowawczy przed zmianą diety :-).
>>>to co mnie zawsze ciekawiło to pewien rodzaj agresji wegetarian wobec niewegetarian<<<
Moje doświadczenie pozwoliło by odwrócić kierunek agresji i Pana stwierdzenie nie straciłoby sensu :-). "Agresja" działa w obie strony.
Moim zdanie mamy tu efekt kanarka wśród wróbli / nie będę korzystał z tytułu zbioru oszczerstw i kłąmstw/. Obcy w stadzie! Kiedyś, gdy pojawiał się wegeta stanowił zjawisko, podobne do, przepraszam Panie, "baby z wąsami". Nie mozna było obejść obojętnie, co mogło skutkować "agresją u wegety - bronił się często "zaszczuty".
Inną kwestią jest "gorliwość neofity". Skoro wegeta odkrył Jedyną na Świecie Prawdę ma obowiązek pouczać wszystkich napotkanych naswej drodze miesożerców o ich błednej drodze. Tak. Oba powody agresji "sprawdziłem" na sobie.
W obecnych czasach z wegetarianizmu, nie...... z jego "czystrzej " wersji - weganizmu, zrobiono narzędzie walki. Każdy, kto ma na uwadze dobrostan marchewki i dba o zmniejszenie jej cierpień, jest na wyższym poziomie moralnym!
Efekt ten wykorzystują obecnie siły "oświecone".
ps. Weganizm nie jest "ostatnim słowem". W ukrytych arsenałach "nowoczesnej" myśli mamy jeszcze frutarianizm i vitarianizm. Ale na to jeszcze a wczesnie :-))))
![]() |
pink-panther @klon 23 listopada 2019 23:07 |
24 listopada 2019 12:18 |
W przypadku jednej osoby jest to jej indywidualny wybor na jej ryzyko. Rzecz gustu. Ja tez zajadam się głównie owocami i warzywami, bo akurat lubię. Ale nie mogę słuchać i czytać spokojnie, kiedy mi się do diety w...trąca biurokracja i władza z ustawami, dekretami i zakazami w sojuszu z partiami krypto-komunistycznymi i opowiada te swoje bajki ZAPOWIADAJĄC ZAKAZ jedzenia mięsa i dokładając szantaż moralny i "nową teologię" o tym, jak to te wszystkie krowy i świnie są wrażliwsze od człowieka .Tyle, że rok - dwa temu gadali , że "krowy i świnie zagrażają środowisku bo wypuszczają CO2 do atmosfery". Jest poziom głupoty , który można tolerować ale te wszystkie "intelektualistki z kołtunem" przekroczyły już wszelkie granice.
![]() |
DYNAQ @pink-panther 24 listopada 2019 12:18 |
24 listopada 2019 12:40 |
Z jednej strony wypuszczają CO2,z drugiej jednak metan ( z domieszkami aromatyzującymi).
![]() |
klon @pink-panther 24 listopada 2019 12:18 |
24 listopada 2019 13:02 |
>>>W przypadku jednej osoby jest to jej indywidualny wybor na jej ryzyko<<<
O poziomie "ryzyka" postaram się napisać w notce o której wcześniej wspominałem.
>>> (...) te wszystkie krowy i świnie są wrażliwsze od człowieka .Tyle, że rok - dwa temu gadali , że "krowy i świnie zagrażają środowisku bo wypuszczają CO2 do atmosfery".<<<
Na to powinna być Pani przygotowana. Marksistowska mądrość etapu przecież obowiązuje nadal. :-))
>>> Jest poziom głupoty , który można tolerować ale te wszystkie "intelektualistki z kołtunem" przekroczyły już wszelkie granice. <<<
Obawiam się, że jest Pani Pantero w błędzie - "poziom głupoty" będzie rósł. Niestety.
Skorzystałem z cudzysłowów przy słowach: "poziom głupoty", gdyż działania "intelektualistek" z kołtunem są bardzo, ale to bardzo logiczne i racjonalne z punktu widzenia korzyści jakie mają im przynieść. Poziom głupoty rósł będzie wśród osób słuchajacych i wierzących towarzyszce Noblistce. To jest dla mnie przerażające.
![]() |
krzysztof-osiejuk @gabriel-maciejewski |
24 listopada 2019 13:12 |
Ja miałem bardzo podobnie w Opolu, jak Wacek z kolegami zaciągnęli mnie do pewnej knajpy. Z jednej srtrony współczuję, a z drugiej powiem szczerze, że jak o tym czytam, to zjadłbym takie dwie.
Swoją drogą, jesteś mistrzem. Powtórzę Ci to, jak się zobaczymy za tydzień.
![]() |
Magazynier @stanislaw-orda 23 listopada 2019 19:14 |
24 listopada 2019 13:34 |
Pikuś. A jajca z byka jaka jadłeś pan kiedy? Ja też nie, ale widziałem taki film o brytyjskich easy riderach co całą syberię czy azję, przez błota, brody i pustynie przejechali na swych stalowych rumakach, nie pamiętam czy yamaha czy jakieś inne cudo, coś tam w każdym bądź razie reklamowali, i na koniec w nagrodę w Mongolii poczęstowali ich przysmakiem z jurty. Jądra jaka, bardzo zdrowe, witamina B12, potencja te sprawy. Jeden spasował na starcie, drugi nie pamiętam, trzeci honorowo je zjadł, ale zaraz go szarpnęło i musiał za jurtę. Ku uciesze potomków Czengiz Chana.
![]() |
Magazynier @krzysztof-osiejuk 24 listopada 2019 13:12 |
24 listopada 2019 13:38 |
Cała przyjemność po mojej stronie. To też była golonka? W każdym bądź razie to był kawał czegoś, co niedawno jeszcze chodziło i chrząkało. Pamiętam tylko że był obficie posypany jakąś trawką i pięknie wyglądało. Ale przecież wziąłeś to do pudełka? Czy nie?
Będę wnukom opowiadał. Wnukom sąsiadów rzecz jasna, bo do swoich raczej nie dożyję.
![]() |
stanislaw-orda @Magazynier 24 listopada 2019 13:34 |
24 listopada 2019 14:02 |
Jest taki dowcip o jednym, co się założył , że wypije dziesięć łyków flegmy ze szklanki.
Ale go nie przytoczę.
![]() |
MZ @tadman 24 listopada 2019 08:37 |
24 listopada 2019 15:37 |
Tylko, żete dodatki i podroby są bardzo wartościowe pod względem zdrowotnym.
![]() |
Paris @umami 24 listopada 2019 02:36 |
24 listopada 2019 18:19 |
Przypuszczam...
... ze to bardziej bariera psychologiczna, bo dobrze zrobione flaczki sa przepyszne. Od podwojnej porcji tlustych flaczkow na prawdziwym rosole zawsze rozpoczynalam kazde wesele na ktorym bylam gosciem, a bylo ich troche w moim zyciu - to byla bezcenna rada mojego ukochanego sp. dziadka Stefana, do ktorej zawsze sie stosowalam. Wtedy moglam wypic sporo dobrej wodeczki i nie szla ona "w nogi" ani "do glowy"...
... no ale przy pieczonym mozdzku, jako osoba w moim mniemaniu czasami ekstrawagancka, to jednak przypekalam.
![]() |
Paris @tadman 24 listopada 2019 08:37 |
24 listopada 2019 18:29 |
Dokladnie tak bylo...
... nic nie mialo prawa sie zmarnowac i sie nie zmarnowalo, przynajmniej w domu u moich dziadkow, a potem rodzicow.
Wiem - z cala pewnoscia - ze rozne nogi, ryje, ogony czy nawet wymiona krowie szly do produkcji uwielbianych przez dzieci paroweczek, ponoc pasztetowej, mortadeli, salcesonu, itp... ja do dzis tych produktow do ust nie wezme... sadze, ze za wiele nie zmienilo sie w wykorzystaniu i dzisiaj...
... reszta tzw. odpadow idzie na produkcje karmy dla zwierzat... a lapki kurze sa exportowane do Chin.
Tak wiec i dzisiaj za duzo tez sie nie marnuje.
![]() |
chlor @klon 24 listopada 2019 10:12 |
24 listopada 2019 18:36 |
Agresja wegetarian jest faktem. Po prostu ludziom którzy czegoś nie robią, czy dobrowolnie się ograniczają z dowolnych powodów (zwykle ideologicznych, religijnych i zdrowotnych) nie wystarcza to, że nie robią tego sami. Czują potrzebę zmuszania innych by robili tak samo. Natomiast ci co się nie ograniczają, nie wychodzą dalej ponad kpiny z abstynentów. Nie usiłują wprowadzać obowiązku jedzenia mięsa, picia trunków i palenia tytoniu.
![]() |
Magazynier @stanislaw-orda 24 listopada 2019 14:02 |
24 listopada 2019 20:12 |
Doceniam. Bardzo miłosiernie z twojej strony.
![]() |
Rozalia @Paris 24 listopada 2019 18:19 |
24 listopada 2019 22:39 |
Dawno, dawno temu, kiedy moje posiłki po godzinnym ślęczeniu nad talerzem czasem kończyło mamine, -"Idę po pas", krótko mówiąc byłam niejadkiem, zaproszono nas na imieninowy obiad. Pan domu jadł właśnie taką gotowaną golonkę, wpatrywałam się z w nią z apetytem. Małżonka gospodarza dała mi kawałek. Zjadłam aż mi się uszy trzęsły. Pycha.
Wszystkie podroby pyszne. Mniam. Flaki próbowałam najpóźniej, już jako dorosła osoba. Móżdżek najlepszy, ale chyba jadłam cielęcy... Kiedy to było...ehhh.
![]() |
Ogrodnik @gabriel-maciejewski |
24 listopada 2019 23:04 |
Nie wiem, czy wiecie co powiedział Jeremy Clarkson (mój współczesny Dickens ;) na temat obecnej trójstopniowej drabiny żywieniowej ludzkiej populacji.
A mianowicie, cytuję z pamięci:
" Klasa robotnicza (w tym miast Łódź) odżywia się tłuszczem, średnia klasa stoi przed regałem z oliwkami śródziemnomorskimi, a klasa wyższa kupuje warzywa z ogródka Paula McCartney'a".
P.s.
Walka z golonkiem to jak mocowanie się z wiatrakiem.
![]() |
DYNAQ @Ogrodnik 24 listopada 2019 23:04 |
24 listopada 2019 23:16 |
Chyba kolonko z golonką Ci się pomięszało...
![]() |
Paris @Rozalia 24 listopada 2019 22:39 |
24 listopada 2019 23:24 |
Tak...
... podroby to pychota. W dzieciectwie "bilam sie" z tata o mozdzek i jezorek z lebka kury gotowanej w rosole, obydwa byly pyszne, a teraz mozdzku za nic nie dotkne - tak mi sie odmienilo - chociaz rosol w niedziele z domowymi kluskami w moim domu jest bardzo czesto.
Mozdzkiem cielecym pieczonym nie tak wcale dawno czestowal mnie jeden Franek jeszcze we Francji... pachnial niesamowicie, moi znajomi Polacy zajadali sie nim, a ja nie moglam i juz... rzeczywiscie to chyba tylko jakas niezrozumiala bariera psychologiczna.
![]() |
klon @chlor 24 listopada 2019 18:36 |
24 listopada 2019 23:35 |
Agresja nie-wegetarian jest faktem!
Wykpienie czyjejś postawy jest aktem agresji. Aktem lekceważenia, poniżenia drugiego człowieka. Sądzę, że kpina spowoduje więcej krzywdy i bólu niż próba namówienia kogoś do rezygnacji z "jedzenia mięsa, picia trunków i palenia tytoniu". Nawet wtedy, gdy dotyczy to osób dorosłych. Piszę o próbach namówienia, gdyż nie słyszałem / nie widziałem, nie czytałem/ aby wegetarianie na drodze prawnej próbowali czegokolwiek zabraniać. Pomijam ostatnie wypowiedzi Towarzyszki Noblistki, gdyż te traktuję jako prowokacje i włączam do zleconych jej zadań w działalności rewolucyjnej.
Z własnego doświadczenia 30 lat z dietą bez mięsa wiem, jakie były zachowania ludzi wobec mnie. I nie zawsze są to wspomnienia dla mnie miłe. A ja nie zawsze zachowałem postawę "nadstawienia drugiego policzka" więc tak: byłem "agresywny" :-))))).
Odwróciłem wektory / wspomniałem o tym wczesniej, że można/ i co z takiej wymiany zdań może wyniknąć? Kto jest bardziej agresywny? Coś to zmieni? Nie szkoda czasu?
Ja odpuszczam.
Dobranoc.
ps1. Darkforce pod notką cbrengland'a sugerował aby poznać sposoby walki wroga. Na tym proponuję się skupić, bo biorąc pod uwagę potencjał medialny klimatystów - nie będą brac jeńców!
ps2. Jeśli jest ktoś zainteresowany jaki wpływ na moje zdrowie, samopoczucie itp. miało "odstawienie" mięsa, chętnie odpowiem.
![]() |
Ogrodnik @DYNAQ 24 listopada 2019 23:16 |
25 listopada 2019 00:00 |
:) może masz rację.
Ja nigdy nie zwyciężyłem golonki. Po prostu jest nie do pokonania. Panimajetje?
![]() |
beczka @gabriel-maciejewski |
25 listopada 2019 08:56 |
To jest oskarowy materiał na film krótkometrażowy.
![]() |
genezy @genezy 24 listopada 2019 01:56 |
25 listopada 2019 10:35 |
all- markotne smutasy
nie łapieta, Golonką, ghy... ghy... ghy...