O spłycaniu przekazu
Jak wszyscy wiedzą jestem przeciwny spłycaniu przekazu, a to z tego względu, że kiedy już poddany zostanie on takiej obróbce jego jakość mierzy się w punktach, jeśli mamy do czynienia z przekazem akademickim lub w lajkach, jeśli chodzi o przekaz medialny. Jak wszyscy wiemy i jedno i drugie jest, pardon, gówno warte. Stanowi jednak wygodne narzędzie, za pomocą którego wskazuje się naiwnym fałszywe kierunki marszu. To znaczy takie, w których cel jest odległy, a jego osiągnięcie nie daje żadnych mocy. Zbieracz punktów lub lajków może jedynie koncentrować się na tym właśnie, to zaś oznacza, że znajduje się poza obszarem treści istotnych. Dobrze to widać na przykładzie akademii, gdzie historia traktowana jest jako nauka, a nie jak narzędzie polityczne i wtajemniczenie. Gdyby tak było dawałaby ona rzeczywiste moce i skalę porównawczą dla działań wrogów, a także możliwość porównania ich z wcześniejszymi działaniami i adekwatnego opisu. Tak nie jest. Zbieracze punktów i lajków mogą jedynie w kółko pieprzyć to samo, błagając Boga, żeby im się noga nie powinęła i nie zjawił się ktoś, kto powyższe będzie czynił sprawniej i jeszcze przy tym ładniej się będzie uśmiechał.
Przez długi czas zwalczaliśmy na naszch blogach trend mówiący o tym, jakoby na zachodzie nie rozumiano naszej historii. To są brednie, co po wielokroć udowadnialiśmy. Wszyscy doskonale znają naszą historię, ale nie uważają za stosowne się z tym obnosić, albowiem jest ta znajomość narzędziem wpływu realnego, a nie narzędziem do zbierania nic nie znaczących, bo nie istniejących poza hierarchią, lub wirtualnych czyli fantomowych wartości.
Istotne pytanie brzmi – czy my sami znamy własną historię? Nie, i znać jej nie możemy, a nawet nie powinniśmy, albowiem to utrudni niektórym opisane już wyżej dwa razy zbieranie odpadków. I nie chodzi tu o to, że nie możemy znać jakiejś jej wersji uładzonej, dla przedszkolaków i uczniów młodszych klas szkoły powszechnej. My jej nie możemy znać wcale. Zamiast tego powinniśmy tylko dobrze rozpoznawać tych, co zbierają punkty i lajki, bo oni aspirują do tego, by być naszymi pasterzami. W praktyce oznacza to, że ludzie ci unieważniają historię jako narzędzie polityczne i jako wtajemniczenie. I doprawdy nie muszę tu wymieniać nazwisk, byście się zorientowali o kogo chodzi. Czy punkty, lajki i suby są wynalazkiem nowym? Bynajmniej. Jeśli zabierzemy się za lekturę biografii Jerzego Ossolińskiego, szczególnie jej pierwszych kart dotyczących młodości przyszłego kanclerza przekonamy się, że suby, lajki i punkty były zawsze. I zawsze też istniały wtajemniczenia oraz formaty polityczne w przekazie publicznym.
Wczoraj czytałem opis wyprawy na Moskwę, który podany jest z niecodziennej perspektywy, a mianowicie ze środka namiotu królewicza Władysława, o którego uwagę walczą dwaj pokojowcy – Jerzy Ossoliński i Stanisław Kazanowski. Wszystko odbywa się w klimacie lajków, subów, punktów, rywalizacji o uwagę Władysława, młodzieńczych emocji i płaczu. Tylko potem okazuje się, że Stanisław Kazanowski nagle zachorował, a jego ciało zaczęło nieludzko śmierdzieć. Co nie przeszkadzało Władysławowi siedzieć wraz z nim w namiocie i płakać. Na odchodnym, tuż przed śmiercią wskazał on swojego brata Adama, jako tego człowieka, któremu przyszły król powinien zaufać. I tak narodziły się dwa stronnictwa polityczne, które położyły się cieniem, na całej historii XVII wieku.
W scenie tej widzimy wyraźną różnicę, pomiędzy punkami i lajkami, a wtajemniczeniami. Kazanowscy obstawiali te pierwsze, a Ossoliński wraz z hetmanem Chodkiewiczem prowadzącym wojsko pod Moskwę wyraźnie optował za wtajemniczeniami. Poznajemy to też po tym, że w czasie marszu królewicz słał korespondencję na dwór ojca w Warszawie, do swojego tam szpiega, który mu donosił, w czasie tegoż marszu, kto z jego najbliższego otoczenia kapuje nań do króla. Sztafety pędziły w jedną i w drugą stronę w zasadzie nieprzerwanie. I popatrzcie - nie było Internetu, a były lajki. No i wyszło, że kapują do Zygmunta Ossoliński i Jakub Sobieski jeszcze.
Wstrząsający, z naszego punktu widzenia, jest też opis sytuacji pod Moskwą, kiedy okazało się, że popierający Władysława bojarzy, w tym Golicyn, Szein i Szujski są w mniejszości, a za murami zabarykadował się Michał Romanow, wraz z jakimiś oddziałami. I ani mowy nie ma o poddaniu miasta. Jaki był nastrój w obozie polskim? Beztroski. Nie uznano sytuacji za tragiczną, zarządzono odwrót, bo wielu już się ta wyprawa znudziła. Przyznam, że nie mogłem tego czytać spokojnie.
Karty tej biografii opartej na źródłach przecież mogłyby być – każda z osobna jakimś narzędziem do nauki dla dyplomatów. Klęska cecorska, która przychodzi akurat w momencie, kiedy Ossoliński ma zamieszkać z młodą żoną, oceniana jest jako likwidacja monarchii polsko-litewskiej. I nikt się nawet z tym za bardzo nie kryje. Ogłasza się to wprost, ale podejmuje się jednak jakieś kroki, by temu zapobiec, choć wszyscy wiedzą, że sułtan chce dojść do Bałtyku, tam zbudować flotę – nie do uwierzenia, a Polacy nie mogli! – i zaatakować Hiszpanów w Niderlandach kładąc tym samym kres monarchiom katolickim na kontynencie. No, ale wszyscy widzimy, że zagadką największą pozostaje, jak sułtan zamierzał przepłynąć cieśniny. I tu dochodzimy do wtajemniczenia, które już kiedyś eksploatowaliśmy, ale nieumiejętnie, a teraz ono powróciło, czyli do Danii.
Ludzie w Polsce gawędzili o tym wesoło, ale próbowali jednak coś robić. Ossoliński, na przykład, pojechał z instrukcjami kanclerza Andrzeja Lipskiego do Londynu. Po co tam pojechał i jak wyglądał przebieg poselstwa opowiem w pogadance. Nie wszystko mogę zdradzać.
Teraz pora na kolejne porównanie lajków i subów z wtajemniczeniami. Ossoliński, jak ta tamte czasy, nie był bogaty. To znaczy był, ale nie tak, jak inni. Nie tak, jak Janusz Ostrogski, na przykład. Jego ojciec piastował urząd wojewody sandomierskiego i zamierzał wydać syna za córkę podskarbiego Daniłowicza. Ten jednak wszystko tak urządził, by upokorzyć młodego Ossolińskiego. To znaczy zaprosił go do swojego domu, a wraz z nim Ostrogskiego. I miał zamiar w przytomności wojewodzica sandomierskiego zaręczyć tę swoją córkę z Ostrogskim. I wiecie co się stało? Nie uwierzycie. Przejeżdżając przez Lublin Janusz Ostrogski zmarł nagle. Ossoliński nic o tym nie wiedział, więc pojechał do podskarbiego, jak po swoje, lekko tylko zaniepokojony. Tam wzruszył się, choć ręki panny nie otrzymał. Podskarbi jednak musiał wzruszyć się jeszcze bardziej, a na pewno musiał zrozumieć, że lajki i suby to betka w porównaniu z prawdziwymi wtajemniczeniami. I w końcu pannę za Ossolińskiego wydał.
W czasie kiedy Jerzy Ossoliński był w Londynie, gdzie działy się rzeczy naprawdę niezwykłe. Jego protektor i krewny – Jan Karol Chodkiewicz, pomaszerował pod Chocim, zatrzymał tam armię sułtańską, bo młody sułtan nie zrozumiał także różnicy pomiędzy lajkami a wtajemniczeniami, a potem zmarł. Rzeczpospolita zaś ocalała, choć niewiele brakowało. Turkom zaś, co jest wyrażone w tej książce wprost, a o czym miłośnicy lajków zapominają, pomagali w realizacji politycznych przedsięwzięć Holendrzy i Francuzi. Ci drudzy na razie oględnie, ale bankierzy Amsterdamu sypali groszem gdzie się tylko dało. Nie mieli jednak klucza do sezamu z wtajemniczeniami, ani nie znali zaklęcia. Musieli więc pogodzić się z Gdańskiem i udać, że wszystko jest w porządku i tak, jak to sobie zaplanowali. Dodam tylko, przez skromność, że my też nie mamy tego klucza, ani nie znamy zaklęcia. Żeby je poznać nie wystarczy z odpowiednim nastawieniem przeczytać tę książkę, trzeba czegoś więcej. Być może znajdziemy to w trakcie uważnej lektury, ale na razie jestem co do tego pesymistą. Bez przeczytania jednak biografii Jerzego Ossolińskiego możemy sobie co najwyżej wybrać w czyim fanklubie chcemy być – Rafała Aleksandra Ziemkiewicza czy prof. dr habilitowanego Adama Wielomskiego z uniwersytetu w Siedlcach. Radzę się dobrze zastanowić i wybrać mądrze. Na dziś to tyle. Polecam się szanownej uwadze wszystkich drogich czytelników.
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/jerzy-ossolinski-biografia-ludwik-kubala/
tagi: wojna historia kariera śmierć przekaz nauka wtajemniczenia jerzy ossoliński suby lajki spłycanie
![]() |
gabriel-maciejewski |
5 listopada 2024 07:29 |
Komentarze:
![]() |
OjciecDyrektor @gabriel-maciejewski |
5 listopada 2024 08:05 |
Ale mamy wybór..:). Zapomniałeś o Komudzie...:)
Dania - mały kraj z którym wszyscy rozmawiają grzecznie. I któremu wszyscy muszą złożyć atrakcyjną ofertę, o ile nie chcą mieć Wielkiej Pardubickiej (a wiadomo jakie przeszkody są na trasie tej gonitwy).
![]() |
Zdzislaw @OjciecDyrektor 5 listopada 2024 08:05 |
5 listopada 2024 08:24 |
Ale razem z Wyspami Owczymi i Islandią (nie wspominając o Grenlandii) to już sporo większy. No i jeszcze unia personalna ze Szwecją i Norwegią przez czas jakiś. O zamku w Darłowie to już nie ma co wspominać. Choć - taki akcencik - polski węgiel to ponoć wożono do Danii z portu na sławetnej rzece Wieprzy. Tak przynajmniej twierdził w jednej ze swych powieści kryminalnych ten pisarz "dysydent" - słynny warszawski bikiniarz, nazwiska którego jakoś nie mogę w swej pamięci wyszperać.
![]() |
Pioter @Zdzislaw 5 listopada 2024 08:24 |
5 listopada 2024 08:28 |
Z Wyspami Dziewiczymi przy Florydzie, oraz Adamanami przy Tajlandii, a czasowo nawet z całą Anglią.
Ot taki malutki kraik, którego historię zredukowano do szekspirowskiego być albo nie być
![]() |
OjciecDyrektor @Pioter 5 listopada 2024 08:28 |
5 listopada 2024 08:39 |
No właśnie...taki mały kraj. Gdzież tam Karaib6, gdzież tam zat. Bengalska. Panie! Toż to baśnie z 1001 nocy...:). Taki Kieniewicz w swojej "Historia Indii" nawet nie zająknął się o Danii. Wynienia Portugalczyków, Francuzów, Holendrów i Anglików. Ale Dania? Już prędzej napisałby cos o dynii....:)
![]() |
Nova @gabriel-maciejewski |
5 listopada 2024 11:53 |
Pamiętak jak na profilu historyka Pana Radosława Sikory ,na FC wyraziłem opinię ,że Chocim to żaden wielki sukces tylko o mało co a było by bardzo źle.Nie analizowałem tak jak Pan od zaplecza politycznego tylko patrząc jak militarnie to przebiegało. Jak się wzburzył i upierał że to sukces nad sukcesami.
![]() |
glicek @Pioter 5 listopada 2024 08:28 |
5 listopada 2024 14:08 |
No nie... zostaly im jeszcze klocki lego, gang Olsena i hit z 1997 "Barbie Girl" ?:)
![]() |
gabriel-maciejewski @gabriel-maciejewski |
5 listopada 2024 14:48 |
To nie jest tekst o Danii. Zdanie o niej wpisałem na końcu, przy przeglądaniu całości. Niesamowite....W ten sposób mili komentatorzy nie pomagacie w promocji tytułu
![]() |
Szczodrocha33 @gabriel-maciejewski |
5 listopada 2024 15:18 |
"Istotne pytanie brzmi – czy my sami znamy własną historię? Nie, i znać jej nie możemy, a nawet nie powinniśmy, albowiem to utrudni niektórym opisane już wyżej dwa razy zbieranie odpadków."
U nas historię serwuje się w postaci ciekawostek, o tym co Szwedzi nam rabowali podczas potopu, albo dla pokrzepienia serc prawicowi uczeni publikują "Wielką księgę patriotów polskich".
![]() |
gabriel-maciejewski @Szczodrocha33 5 listopada 2024 15:18 |
5 listopada 2024 15:50 |
ewentualnie jeszcze różne przestrogi dla Polski
![]() |
Szczodrocha33 @gabriel-maciejewski 5 listopada 2024 15:50 |
5 listopada 2024 16:12 |
I to jest nieszczęście narodowe.
Zmień umysły ludzi, a potem można ich traktować jak dzieci, rzucając im lub pokazując kolejne zabawki.
Jak pan to kiedyś ujął, socjalizm na ziemiach polskich wprowadzono w XIX wieku za pomocą książek, i potem jeszcze w XX wieku przez ośrodki akademickie.
Czy odkręcić się to da przy pomocy książek?
Mam wątpliwości, zważywszy na stopień ogłupienia.
Ale blogujmy, piszmy i czytajmy, SN i księgarnia Klinika Języka to ożywcze żródełko.
Niewielkie i niszowe, ale jest i trwa.
![]() |
OjciecDyrektor @gabriel-maciejewski |
5 listopada 2024 16:33 |
No ale jeśli połączymy epokę Wazów, w tym Ch9cim, Cecorę, wyorawę na Moskwę s datą 1620, w którym to roku Dania dostaje pos8adłość nad zar. Bengalską, to zaczyna mnie się tak w głowie układać, że może Ossoliński miał otwarty jakiś czakram w głoqie i stąd zrobił karierę, ożenił się właściwie i jeszcze zaskarbił sibie przyjaźń króla. Wiem i pamiętam też o nr 1 na dworze Wazów, co to odwiedził Mediolan. Ale naprawdę trudno mi oddzielić Ossolińskiego od Danii...:). W końcu Dania też musiała mieć jakiś ludzi w Polsce. Jeśli ktoś pomagał nam pod Chocimem, choćby zdalniw, to chyba Dania, bo jej los w razie zdobycia Gdańska przez Turków byłby przesądzony (oś Szwecja-Francja-Porta). Nieprawdaż?
![]() |
Paris @Szczodrocha33 5 listopada 2024 15:18 |
5 listopada 2024 17:57 |
U nas, w Polsce,...
... PRAWDZIWA HISTORIE serwuje - WYLACZNIE - Pan Gabriel Maciejewski i to juz - z gorka - od ponad 15 lat !!!
I to nawet baaardzo skutecznie... do tego stopnia, ze wszelka swolocz pseudohistoryczna ZERUJE na calej Jego TWORCZOSCI, m.in. publikujac rozne, dete ,,ciekawostki,, ktorymi zasmiecone jest 3/4 internetu... co najmniej.
Niemniej jednak dzialalnosc Jego portalu czy bloga jest SLEDZONA z WIELKA UWAGA w Ojczyznie naszej, ale takze ZA WIELKA WODA czy w innych ,,prestizowych,, miejscach Europy, chocby w takiej Francji, Anglii czy slonecznej Italii.
I to jest wlasnie CLU,... ze ZYWICIEL jest jeden, zas PASOZYTOW wielu, ale juz zdychaja... i zdychac beda.
Nawet - ewentualna ,,wygrana Trump`ka,, - baaardzo dety i pompowany we wszystkich merdiach ,,pSZekaS,, nic nie zmieni na lepsze,... a splycanie przekazu tez miec bedzie swoje granice, bowiem z g*wna nie da sie uwic bata.
![]() |
Paris @Szczodrocha33 5 listopada 2024 16:12 |
5 listopada 2024 17:59 |
Voila,