O pochodzeniu
Wydawać by się mogło naiwnym, że rewolucja i czasy postrewolucyjne, w których żyjemy unieważniły problem pochodzenia. Nie ma arystokracji, herbów, nie ma szlachty i wszyscy jesteśmy równi. To jest, o czym wszyscy wiemy, tak zwana „gówno-prawda”, bo w czasach obecnych pochodzenie ma znacznie większe znaczenie niż dawniej. Człowiek zaś nie legitymujący się odpowiednim pochodzeniem nie może liczyć na prawdziwy sukces i realizację swoich ambicji, albowiem napotyka na coś, co nosi umową nazwę „szklanego sufitu”. Dodatkowo, w przeciwieństwie do czasów przedrewolucyjnych, w dobrym tonie jest udawać, że szklanego sufitu nie ma, a różne niepowodzenia, będące udziałem ludzi bez pochodzenia zwalać na ich braki i nieudolność, albo na jakieś inne mankamenty, na przykład wygląd, bo i to się zdarza. Jakie pochodzenie jest dziś ważne? Oczywiście partyjne i stalinowskie. To jest rzecz najistotniejsza. Z mojego punktu widzenia, a widziałem sporo, tylko takie pochodzenie się liczy, nawet pochodzenie żydowskie nie jest tak istotne, jak pochodzenie resortowe. Ludzie pochodzący z rodzin resortowych, mają jeszcze dodatkowo zwyczaj przekonywania wszystkich dookoła, że są starą szlachtą, a w ostateczności, że należą do któregoś ze sławnych rodów fabrykanckich. Na drugim miejscu jest pochodzenie żydowskie, bez którego trudno doprawdy coś zdziałać w Polsce. Częścią wspólną tych zbiorów jest pochodzenie pepeesowskie, o którym słyszy się najmniej, ale które jest tak samo ważne jak dwie wcześniej wymienione opcje. Ludzie legitymujący się pochodzeniem mogą w Polsce robić karierę polityczną. Reszta ma patrzeć i udawać, że wierzy w ten cyrk. Ponieważ partie i poglądy są jedynie kostiumem nakładanym na powiązania rodzinno-oragnizacyjne komedia jest widoczna i czytelna, ale tylko dla tych, którzy mają jakieś tam towarzyskie doświadczenia. Można do tego jeszcze dorzucić masonów, ale oni wszyscy są w zasadzie z dawnego PPS, więc nie ma potrzeby. Najśmieszniej jest kiedy przed oczami wyborców zaczyna się uwiarygadniać prawica. Oglądałem wczoraj fragment programu „Rozróby u Kuby”, którego gośćmi byli Marek Jurek i Jacek Bartyzel. Prowadzącymi zaś ten cały Kuba, którego nazwiska nie pamiętam i Mateusz Werner syn starego telewizyjnego komucha. Obaj wypytywali Jurka i Bartyzela o Ruch Młodej Polski, organizację prawicową powstałą w latach siedemdziesiątych, która poprzedziła Solidarność. Obaj panowie z emfazą opowiadali o swoich poglądach, ideach i zaangażowaniu, a do dyskusji włączył się nieobecny w studio, ale obecny na ekranie promptera Aleksander Hall. On także mówił, że to był najlepszy czas w jego życiu. Mówili też o wydawaniu pisma „Bratniak”, które ukazywało się od roku 1977 do 1989 (chyba), wymienili nazwiska wszystkich autorów publikujących w tym Bratniaku, zapomnieli tylko o jednym – o Henryku Krzeczkowskim, który zapraszał cały Ruch Młodej Polski do swojego mieszkania, serwował ciastka i kawę, a także opowiadał im, swoim dobrze ustawionym głosem, o tym co to znaczy być prawym i dobrym Polakiem. Nie wiem ile jeszcze przyjdzie nam znosić ten cyrk, ale myślę, że długo. Po minie Halla bowiem poznałem, że nie rozróżnia on wzmożenia emocjonalnego, jakie towarzyszyło jego znajomości z Krzeczkowskim od działań polityczno-wywrotowych, które nie były udziałem ani jego, ani Marka Jurka, ani Jacka Bartyzela. Mamy więc preparat emocjonalny podany na racy, którą przynosi nam pod drzwi Mateusz Werner, sławny z tego iż na imprezach w akademiku opowiadał po wódce o roli smutku w twórczości Joyce’a.
Na naszych oczach zacierają się dawne podziały – powie ktoś, ale ja widzę to inaczej, podziały się nie zacierają, ale ujawniają się istotne powiązania – te dotyczące pochodzenia.
Przez cały weekend czytałem niesamowitą zupełnie książkę – Dziennik wypadków Karola Estreichera, tom poświęcony latom 1973-1977. Strach pomyśleć, co jest w tych powojennych tomach, albo w tych dotyczących lat osiemdziesiątych. Polecam wszystkim, choć rzecz jest w zasadzie nie do kupienia. Karol Estreicher to, jak pamiętamy, jest ten pan, który w stworzonym przez siebie muzeum UJ pokazywał słoik z paprochami i twierdził, że to są zniszczone akty erekcyjne UJ. Nie wiem co było jeszcze w tym muzeum, ale na pewno była tam kolekcja rzeźby średniowiecznej, na której łapę próbowali położyć „koledzy” profesora z Instytutu Historii Sztuki UJ – Porębski i Kalinowski. Pomijając wszystkie pikantne szczegóły jakie zamieszcza Estreicher, szczegóły, które wzbudzają u mnie wyłącznie szczerą do niego sympatię, widzę to tak – IHS UJ podpisał wszystkie potrzebne kwity, ale zrobił to na poziomie komitetu wojewódzkiego PZPR, a przez to miał słabszą dużo pozycję niż IHS UW. Estreicher niczego nie podpisywał, albowiem chodził w glorii i chwale człowieka, który ocalił ołtarz Wita Stwosza. Z tymi lojalkami wobec lokalnych kacyków profesorowie Porębski i Kalinowski, a wcześniej Kazimierz Lepszy, przy wydatnym wspomaganiu rektora UJ Karasia, ruszyli do szarży na Estreichera. Ten przez pół tomu opisuje swoje cierpienia i walki tak ciężkie, że Monte Cassino wydaje się przy nich spacerkiem pod lekko nachyloną górkę. Czyni to po to, by na koniec obwieścić swoje zwycięstwo, które dokonało się w sposób następujący – Estreicher kolegował się z Wiktorem Zinem, a ten, kiedy nadeszła odpowiednia chwila zadzwonił po prostu do Aliny Jaroszewiczowej. Ta z kolei zaprosiła profesora Estreichera do siebie i ten pojechał do Anina, do tej sławnej willi, a potem to opisał. Alina Jaroszewiczowa, osoba ujmująca i pogodna, obiecała, że zrobi coś w sprawie muzeum UJ, które było prywatnym folwarkiem Estreichera. Wieść o tej wizycie szybko się po Krakowie rozniosła i wszyscy wrogowie pana Karola, łącznie z rektorem Karasiem, położyli uszy po sobie. I teraz ważna kwestie – Estreicher miał pochodzenie, a mimo to miał furę kłopotów. Trzymał się i robił wyczyny, o jakich się nikomu wówczas nie śniło, ale ciśnienia wywierane nań były wielkie. Zin nie miał żadnego pochodzenia, sam słyszałem wręcz, że był Ukraińcem, ale to jednak Zin, a nie kto inny został wiceministrem kultury. Dlaczego? Pochodzenie się nie liczyło? Oczywiście, że się liczyło, ale są rzeczy ważniejsze niż pochodzenie, hierarchia zaś, nawet najsztywniejsza, też ma swoje aspiracje. Co, przepraszam, mógł zrobić Zinowi jakiś partyjny zasraniec, który wymachiwał rewolwerem? Nawet gdyby Zina zamknął w więzieniu, ten znalazłby kawałek kredy, albo kamienia i zacząłby coś rysować na ścianie. I pozamiatane. Zin był na pewno umocowany partyjnie, ale przez swój talent nie miał zapewne okazji ani motywu, by się całkiem ześwinić. Bo i cóż mogli mu zrobić ludzie tacy jak rektor Karaś czy profesorowie z IHS UJ? Jeden w drugiego nieloty pozbawione umiejętności pisania i czytania ze zrozumieniem. Ja to wiem na pewno, bo musiałem czytać książki Porębskiego. Kiedy czytamy dziennik Estreichera czujemy się jakbyśmy czytali wspomnienia chłopców z ferajny. Mnie to sprawia szczególną frajdę, albowiem o większości postaci wymienionych w tym tomie słyszałem, a niektóre nawet miałem okazję poznać. Karol Estreicher to jest osobnik o mentalności Clemenzy z filmu „Ojciec chrzestny”. On się nawet z tym nie kryje. Jego lojalność wobec organizacji jest widoczna wyraźnie, a on sam czuje się po prostu panem na włościach. My mamy ten kłopot, że nie wiemy wobec jakiej organizacji lojalny był pan Karol. Na pewno nie była to PZPR, być może był to ten mityczny i wielbiony przez wielu Kraków, ale sądzę, że można tu polemizować. Opis sposobu w jaki Estreicher załatwił Tadeusza Przypkowskiego, który starał się zostać jego zastępcą, a w konsekwencji chciał przejąć całe muzeum i zbiory zgromadzone przez Estreichera jest mistrzostwem świata. Może go tu jutro zacytuję w całości, bo warto. Jednak najbardziej podobało mi się wyznanie, dotyczące zakupu samochodu. - Kupuję nowy samochód – napisał Karol Estreicher w roku 1977. I ja sobie w tym momencie pomyślałem, że on pojedzie do do Bielska Białej po malucha. Jakieś było moje zdziwienie, kiedy – już na następnej stronie – okazało się, że Karol Estreicher zamówił sobie w Szwecji nowiutkie Volvo. Stare sprzedał jakiemuś kamieniarzowi, a po to nowe pojechał do Gdyni. Tam się trochę zdenerwował, bo kolor był nie taki jakiego sobie zażyczył, ale w końcu postanowił nie odsyłać samochodu, tylko wziąć taki jaki mu przysłali. Po załatwieniu formalności ruszył nowym autem na południe. W tym czasie, o czym dobrze wiem, pojawienie się na prowincji samochodu innego niż Syrena czy Warszawa wzbudzało entuzjazm i sensację. U nas w mieście był jeden stary ford taunus i zawsze otaczała go gromada dzieciaków. Skąd Karol Estreicher miał pieniądze? Przecież nie z pensji dyrektora muzeum. Otóż źródeł dochodu było kilka i on się dzieli z nami wiedzą na ich temat. Przede wszystkim odziedziczona po dziadku bibliografia polska, której komplet kosztował w roku 1976 250 tysięcy. Ktoś z Bydgoszczy zakupił taki komplet. Moja matka zarabiała wtedy 7 tysięcy miesięcznie. Potem cena takiego kompletu spadła do 49 tysięcy, ale przyczyny tego nie są dokładnie wyjaśnione. W czasach przed internetem posiadanie takiego narzędzia jak skompletowana bibliografia polska dawało ludziom piszącym i mającym dostęp do budżetów duże fory. My tego dziś nie rozumiemy, ale tam, na uczelniach toczyła się walka o budżety na publikacje. Te zaś były wydawane w nakładach wielotysięcznych. I tak „Historia sztuki w zarysie” Estreichera miała kilka wydań, z których przynajmniej jedno wyszło w nakładzie 50 tysięcy. Każdy by tak chciał i wróg najgorszy Karola Estreichera – Mieczysław Porębski zaczął wydawać od razu wielotomowe dzieło zatytułowane „Zarys historii sztuki”. Były to wszystko zubożone kopie i kompilacje podobnych publikacji ukazujących się na zachodzie. Wszyscy wielcy, mają takie rzeczy na sumieniu, a ich wspólną cechą jest to, że nie da się tego czytać.
No, ale miało być o pochodzeniu. Dziennik wypadków Karola Estreichera dobitnie przekonuje nas, że nic poza pochodzeniem nie ma znaczenia. Talent owszem, ale on musi być naprawdę wielki. Taki jak w przypadku Zina, któremu zresztą Estreicher małostkowo talentu odmawia. Ja zaś od siebie dodałbym refleksję taką – są rzeczy ważniejsze niż pochodzenie i to wynika także z tego dziennika pana Karola – chodzi mi o lojalność wobec organizacji. Są, jak wiemy różne organizacje i one mają silnie zróżnicowaną ofertę. Można oczywiście wstąpić do takiej, z której już się nie wychodzi, ale pamiętajmy, że przymusu nie ma. Można też wstąpić do innej, mniej dolegliwej. Pamiętajmy jednak zawsze, że brak pochodzenia można zniwelować za pomocą organizacji, nawet tak słabej i biednej jak nasza.
Zapraszam na stronę www.prawygornyrog.pl
tagi: żydzi polska uniwersytet kraków partia historia sztuki
![]() |
gabriel-maciejewski |
6 maja 2019 10:02 |
Komentarze:
![]() |
betacool @gabriel-maciejewski |
6 maja 2019 12:02 |
Z racji związków Kołłątaja i ściągnięciem przez niego protoplastę Estraicherów do Polski, zakupiłem kilka tomów dziennika. Teraz mam skompletowane wszystkie. Fascynująca lektura o funkcjonowaniu Krakówka, tyle że czasu na kompleksową lekturę trochę brak...
![]() |
cbrengland @gabriel-maciejewski |
6 maja 2019 12:39 |
Pamiętajmy jednak zawsze, że brak pochodzenia można zniwelować za pomocą organizacji, nawet tak słabej i biednej jak nasza.
Wezykiem koniecznie, a pamiętajmy, że jesteśmy obecni w organizacji, której bramy piekielne nie przemogą.
![]() |
gabriel-maciejewski @Stalagmit 6 maja 2019 10:14 |
6 maja 2019 12:40 |
To jakiś entuzjasta bezkrytyczny
![]() |
gabriel-maciejewski @betacool 6 maja 2019 12:02 |
6 maja 2019 12:40 |
Spróbuj na wyrywki, warto
![]() |
gabriel-maciejewski @cbrengland 6 maja 2019 12:39 |
6 maja 2019 12:41 |
Tak, wężykiem
![]() |
cbrengland @gabriel-maciejewski |
6 maja 2019 12:42 |
Czyli moce piekielne, za szybko piszę
![]() |
cbrengland @gabriel-maciejewski |
6 maja 2019 12:52 |
Ok ma być tak:
Ty jesteś Piotr Opoka i na tej opoce zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą.
Mt 16, 13-19
Przepraszam za zamieszanie. Ale jednak pamiętałem dobrze ☺
![]() |
jolanta-gancarz @gabriel-maciejewski |
6 maja 2019 13:03 |
Talenty Estreicher miał niewątpliwie rozliczne. Poczynając od literackiego, po niedościgły jak dotąd przykład bezczelnych mistyfikacji i kreacji własnej (no, powiedzmy rodzinnej) wielkości. Czego owe Dzienniki są ważnym elementem. Nie mówiąc o przyjaźni z Józkiem Cyrankiewiczem, co to przed wojną słusznie postulował konieczność oddania Sowietom polskiej ziemi na wschód od Buga i Sanu (Dziennik ... t. 1), a któremu przyszła pani Estreicherowa paczki do Auschwitz wysyłała...
No i ta Organizacja, tak malowniczo opisana w "Nie od razu Kraków zbudowano", której trybikiem nie najmniejszym był zakurzony pan Himmelblau z ul. św. Jana. Co z całym światem kortespondencję (i nie tylko) prowadził... Niestety umarł grubo przed odkryciem, że słynne "słoiki Estreichera" nie zawierają nawet grama pergaminu, za to dużo ścinków niemieckich gazet z września 1939 r.
A tu kilka przykładów, jak bawił się na swoim rancho, za jakie uważał Collegium Maius, Karol Estreicher młodszy:
"(...) Działania podjęte przez Estreichera były bardzo radykalne [il. 3]. W latach 1949–1964 nie tylko skuto tynki z fasad i zrzucono „pseudogotyckie” elementy dekorujące ściany, obramienia okien i portali, ale – wykorzystując zachowane widoki rysunkowe i pomiary architektoniczne gmachu sprzed restauracji Kremera – zrekonstruowano dawne kształty i rozmieszczenie okien, zmieniono dachy na bardziej wysmukłe, przywrócono podział na dwie kondygnacje we wschodnim skrzydle, a części fasady od strony ul. św. Anny nadano wygląd barokowy [il. 4]. (...) O ile te działania można uznać za w jakimś stopniu zakorzenione w materii budynku i poparte dokumentacją architektoniczną i ikonograficzną, o tyle kolejne były już wyłącznie realizacją pomysłów Estreichera i współpracujących z nim projektantów. Oto bowiem np. w narożniku północno-zachodnim, przy dziedzińcu zwanym Hutą, zainstalowano nieistniejący tam nigdy wcześniej drewniany ganek, wzorowany na znajdującym się w klasztorze Norbertanek na krakowskim Salwatorze, sień przejazdową od strony ul. św. Anny pokryto stiukami,wzorowanymi na barokowych Baltazara Fontany z pobliskiego kościoła św. Anny, z tejże sieni wyprowadzono całkiem nową „barokową” klatkę schodową w stronę mieszczącej się na pierwszym piętrze auli, zaś w dawnej celi św. Jana Kantego, profesora teologii z XV w., zachowanej z pietyzmem już przez Kremera, namalowano „barokowe” freski (m.in. z przedstawieniem modlącego się Estreichera), które następnie częściowo zatarto, by robiły wrażenie dawnych i podniszczonych. Do budynku sprowadzono też szereg spoliów i elementów trwałego wyposażenia z Krakowa i okolic, m.in. z dworów i pałaców, które straciły właścicieli po nacjonalinacji majątków rolnych. Obok obramień okiennych i portali z czasów gotyku i renesansu z budowli krakowskich (łącznie z fragmentami z Zamku Królewskiego na Wawelu) w Collegium Maius znalazła się np. gdańska kręcona klatka schodowa z pałacu w Krzeszowicach wmontowana w pomieszczeniu (Stuba communis), z którego nie prowadziła na żadną wyższą kondygnację.
(...) W 1999 r. wybuchła sensacja, bo w trakcie prac konserwatorskich w niewielkim pomieszczeniu zwanym Korytarzykiem Drezdeńskim „zaczęły się wyłaniać ślady jakichś malunków. [...] Już ruszała w świat wieść, że w średniowiecznym Collegium Maius odkryto również średniowieczne freski! Na szczęście ktoś z Muzeum przypomniał sobie, że przecież tę ścianę wymurowano na nowo po 1860 roku”. Rzekome średniowieczne malowidła naprawdę wykonał na zlecenie Estreichera zdolny malarz-kopista Zdzisław Pabisiak, a następnie na polecenie tegoż Estreichera skrupulatnie zamalował. Twórca muzeum uniwersyteckiego stworzył też pomieszczenie zwane „alchemią”, z piecem do transmutacji i odciskiem diabelskiej dłoni na drzwiach, choć nikt nigdy w Collegium Maius alchemią się nie parał.(...)
(...)Na obramieniach dwóch portali wewnątrz Collegium Maius znajdują się inskrypcje, które uznane zostały za ważne dla Uniwersytetu Jagiellońskiego. Pierwsza (w Sali Zielonej – il. 5), NE CEDAT ACADEMIA głosi, że uniwersytet nigdy nie ustępował przed siłą, druga (w Auli – il. 6), PLUS RATIO QUAM VIS, zaczerpnięta z wiersza rzymskiego poety Maximianusa, jest apologią rozumu, roztropności i sprzeciwu wobec wszelkiej przemocy. Oba napisy wyglądają na pochodzące z okresu wczesnej nowożytności, szczególnie PLUS RATIO QUAM VIS, wykonany humanistyczną antykwą, przypominającą krój liter z XVI w. na nadprożach w Zamku Królewskim na Wawelu. W rzeczywistości są pomysłem Estreichera zrealizowanym w 1955 r. (pierwszy napis) i 1952 r. (drugi).
(...)Od tego czasu elementarną zasadą konserwatorską była transparentność podejmowanych działań i ich efektów. Za etyczny obowiązek uznawano jasne uwidacznianie, co w toku renowacji zostało dodane. Estreicher postępował dokładnie odwrotnie, nie tylko świadomie zacierając różnice między autentycznymi fragmentami budowli a częściami nowymi i podrabiając naturalną dawność, ale na dodatek postępki swe usprawiedliwiając cytowanym już kuriozalnym argumentem, że „nie jest zadaniem konserwatora ułatwianie rozpoznawania co jest stare, a co nowe w zabytku, bo to jest zadaniem inwentaryzatora”.
(sic!!!)
http://pau.krakow.pl/FHA/FHA_16_2018_s_107_118.pdf
![]() |
gabriel-maciejewski @jolanta-gancarz 6 maja 2019 13:03 |
6 maja 2019 13:08 |
Nieźle. Wszyscy tak robili, a teraz mydlą oczy doktryną konserwatorską. kanciarze
![]() |
jaguar @cbrengland 6 maja 2019 12:39 |
6 maja 2019 13:15 |
No właśnie, w Kościele nie liczy się pochodzenie, bo nie ma już żyda ani poganina....(Gal. 3:28). Kościół nie zabiega o uznanie tego świata.
![]() |
Maryla-Sztajer @gabriel-maciejewski |
6 maja 2019 13:19 |
Kraków pełen zwariowanych oryginałów. Np tacy Birkenmayerowie. Estreicher był skrajnie bezczelny. Np prosił kogoś wyjeżdżającego turystycznie do Czech by mu kupił przy okazji broń. Nie pamiętam już co tam się kupowało
.
![]() |
pink-panther @gabriel-maciejewski |
6 maja 2019 14:16 |
Wężykiem, wężykiem.
PS. Może Jaroszewicz po prostu lubił profesora Zina bo on miał ten zaśpiew zza Buga w mowie i dużo wdzięku przed kamerą:))) W tamtych czasach telewizja nie była "w każdym domu"tylko raczej u komunistycznej nomenklatury i oglądały ją zwłaszcza małżonki VIP-ów A pan Zin był młodym sympatycznym i bardzo zdolnym prezenterem sztuki . Z dzisiejszej perspektywy poziom tamtych programów Zina to były HImalaje.
![]() |
gabriel-maciejewski @Maryla-Sztajer 6 maja 2019 13:19 |
6 maja 2019 14:27 |
Z Czech przywoziło się wiatrówki pistoletowe. Nie była to wielka filozofia
![]() |
gabriel-maciejewski @pink-panther 6 maja 2019 14:16 |
6 maja 2019 14:27 |
Myślę, że więcej niż Himalaje
![]() |
Maryla-Sztajer @gabriel-maciejewski 6 maja 2019 14:27 |
6 maja 2019 14:42 |
Nie pamiętam co on chciał.
Anegdota potwierdza tak czy inaczej Twoją tytułową tezę.
,,aspirant,, bardzo dużo społecznie pracował w tamtym kręgu. I czekał że mu w końcu Estreicher "coś da". Jakiś etat...Ale aspirant nie miał pochodzenia A przy tym był skrajnie uczciwy i lękliwy. Profesor wiedział ze będzie odmowa przemytu....i miał aspiranta z głowy :)
.
![]() |
Krzysiek @gabriel-maciejewski 6 maja 2019 14:27 |
6 maja 2019 16:45 |
"Z Czech przywoziło się wiatrówki pistoletowe."
... i Estreicherów też, wszak jak wiadomo protoplasta krakowskiej "zasłużonej profesorsko-akademickiej rodziny" przybył pod Wawel z Moraw.
|
KOSSOBOR @jolanta-gancarz 6 maja 2019 13:03 |
6 maja 2019 18:09 |
Jasssny gwint! Siedzę z rozdziawionym dziobem z wrażenia! Dwie "ikony" zabytkoznawstwa i muzealnictwa - Lorentz i Estreicher... O fatalnej opinii ludzi sztuki o Lorentzu słyszało się /Polska północna/, ale Estreicher jest dla mnie niespodzianką. Taki Estreicher z Twojego komentarza i z notki Gabriela.
|
KOSSOBOR @gabriel-maciejewski |
6 maja 2019 18:30 |
Pyszna notka! Ze wspólnego podwórka :)
Wiktor Zin miał jeszcze inne talenty - pisał. Pamiętam tom nieduży dobrych opowiadań. Jakąś sztukę też napisał, wystawiali w telwizorze. Nie dbał o dorobek, traktował swoje prace z nonszalancją - po audycjach czy po wykładach ludzie /w tv i studenci/ natychmiast zabierali jego rysunki. Ale jego rodzinny dom w Hrubieszowie, gdzie mieszkała jego matka, był dosłownie zawieszony małymi, akwarelowymi szkicami, oprawionymi w ramki. To zapewne matka ratował te dziesiątki maleńkich szkiców akwarelowych, które Zin przynosił z każdego spaceru. Podczas wizyty tamże zapytałam Zina o Gorbaczowa /Zin był obecny podczas wizyty genseka w Polsce/. Mówił o uważnych oczach Azjaty. Ten Azjata zapadł mi w pamięci wobec famy niemal Europejczyka, która otaczała w mediach /zwłaszcza na Zachodzie/ Gorbaczowa. Nawet już "Gorbim" go zwali.
|
KOSSOBOR @gabriel-maciejewski |
6 maja 2019 18:38 |
Pochodzenie pepeesowskie - my się od tego nie możemy uwolnić... Oficjalna i "wedukowana" w pokolenia narracja to otula i co roku /rocznice 1918 r./ reanimuje. A przeciez to była bandyterka wcale nie tak odmienna od komunistycznej. Bandyterka w najwyższych kręgach II RP /jestem akurat po lekturze sprawy gen. Zagórskiego - horror/.
![]() |
stanislaw-orda @KOSSOBOR 6 maja 2019 18:30 |
6 maja 2019 18:57 |
Michaił Gorbaczow, trak po linii ojca jak i matki wywodził się z rosyjskich chłopów. Urodził się w kraju Stawropolskim, na głębokiej wsi, w miejscowości polożonej jakies 180 km na płd. wsch. od Rostowa nad Donem. Był rok 1931 i określenie "głęboka wieś" w tamtej epoce i tamtym rejonie znaczy nadzwyczaj serio "głęboka".
![]() |
Paris @KOSSOBOR 6 maja 2019 18:09 |
6 maja 2019 19:43 |
Rzeczywiscie szok...
... myslalam tez, ze to tylko "numer" z tymi skoczogonkami co to rzekomo zezarly akt erekyjny UJ, a tu wychodzi OGROMNA AFERA z tym calym "profesorem" Estreicherem...
... mozna zakladac z duzym prawdopodobienstwem, ze wszystko co cenniejsze to juz jest "opchniete do Zyda"... po prostu szok !!!
![]() |
Paris @KOSSOBOR 6 maja 2019 18:30 |
6 maja 2019 19:51 |
Nie wiedzialam, ze byl tak utalentowany...
... ale jego niedzielno-popoludniowy program "Piorkiem i weglem" byl kapitalny, bardzo lubilam go ogladac... patrzec jak rysowal no i opowiadal z tym "zaspiewem", to bylo strasznie ciekawe... ale o jego pochodzeniu nic nie wiedzialam, bo bylam wtedy mala.
![]() |
Magazynier @Maryla-Sztajer 6 maja 2019 13:19 |
6 maja 2019 19:53 |
Piltza i Zlatego Bażanta. Zwłaszcza Zlaty Bażant to była poezja. Nie łatwo zadowolić moje podniebienie, ale Zlaty Bażant owszem, owszem, nie powiem, nie powiem. Ale tylko ze dwa razy miałem to szczęście. Nie wiem jak teraz.
![]() |
chlor @KOSSOBOR 6 maja 2019 18:30 |
6 maja 2019 19:58 |
Tę sztukę Zina akurat pamiętam. "Przez samochód, kobietę , i psa". Komedia o metodach robienia kariery. Dosyć kiepska.
![]() |
Magazynier @gabriel-maciejewski 6 maja 2019 14:27 |
6 maja 2019 20:00 |
Nie potrafię ocenić czy prof. Natusiewicz dorównuje Zinowi. W zaśpiewie chyba nie. Zin zresztą miał talenta różna, w tym talent do wspaniałego gawędziarstwa przy jednoczesnym szkicowaniu. Ale szkice prof. Natusiewicza dla mnie są ważne, niestety jest tylko kilka odcinków. Ważne jeszcze z racji pochodzenia. Wileńskiego. Dla mnie ważniejszego niż lwowskie. Oczywiście to już mój sentyment i skrajny subiektywizm. No i pośrednio, przez p. Marka, związany jest z tą oto organizacją.
![]() |
Magazynier @KOSSOBOR 6 maja 2019 18:38 |
6 maja 2019 20:16 |
Przepraszam że się powtarzam, ale kojarzy mi się z cytatem z pewnego poety, który od czasu do czasu narzuca mi się: my s nimi wstrietilis kak tri rublia na wodku i razaszlis kak wodka na traich. To jest cytat z jednej z tzw. bałatnych piosenek Wysockiego, czyli piosenek spod ciemnej gwiazdy. Dla mnie to pepeesowskie pochodzenie to odkrycie epokowe. Zaprawdę, zaprawdę jest tu wiele na rzeczy. Jak pani wie, rozeszli się z towarzyszami socjałami internacjonalistycznymi w 1907. Ale przecież daleko nie odeszli. Siłą rzeczy skazani byli na spotkanie ponowne 1920. I kolejne 17 09 1939. I jak już się wytrzaskali z internacjonałami po gębach, albo raczej jak stalinowcy upuścili z nich krwi ile trzeba i jak już owi stalinowcy sami poczuli oddech historii na plecach w 1980 i w czasie wyborów 1991, kiedy nikt nie chciał głosować na Jaruzela, i jak się okazało, że Lechu potrafi przyprowadzić do okrągłego blatu socjałów narodowych, to potem już jakby wszystko znów wróciło do tej półlitry i tych trzech rubli, ale półlitra już była zroszona chłodem lodówki, czerwońce bardziej zielone i wszystko w jakże innych luksusowych okolicznościach przyrody. Utrzęsło się. Komórki do wynajęcia zostały szczęśliwie zaludnione. Reszta do łopaty.
![]() |
Maryla-Sztajer @Magazynier 6 maja 2019 19:53 |
6 maja 2019 20:46 |
...:)))
.
![]() |
Magazynier @gabriel-maciejewski 6 maja 2019 14:27 |
6 maja 2019 20:55 |
i @betacool
A jednak, więcej niż Himalaje, orbita okołoziemska, satelita, tylko nie wiem jaki, brytyjski czy izraelski. Mam na myśli ów "talent rentgenowski" Zina, to znaczy zlecenie stróżowania złotego kordonu Kołłątaja. Wszak to sam prof. Zin orzekł iż tego włazu do podziemi tego kościoła, zapomniałem nazwy miejscowości, w którym nasz betacool wydedukował metalową skrzynię kołłątajowską, że tego włazu nie można ruszyć, bo się ... kościół zawali (SIC!). Estreicher musiał odetchnąć z ulgą. Profesor zaś złotousty był już ustawiony do 6 pokolenia. I nawet powieka mu nie zadrżała. Był gościówa. Zapewne dostał zlecenie od Estreichera w postaci wezwania SOS, ale go tym sposobem przeskoczył.
I tak oto udowodniłem wyższość Wilna nad Lwowem ;-)) Co nie Wojtek?
![]() |
Magazynier @Maryla-Sztajer 6 maja 2019 20:46 |
6 maja 2019 20:56 |
A co? Skłamałem?
![]() |
klon @gabriel-maciejewski |
6 maja 2019 21:27 |
>>>>Pamiętajmy jednak zawsze, że brak pochodzenia można zniwelować za pomocą organizacji, nawet tak słabej i biednej jak nasza.<<<<
Pochodzenie - pochodzeniem. Mnie się tu po prostu podoba.
Jakość robi różnicę :-)))))
![]() |
Maryla-Sztajer @Magazynier 6 maja 2019 20:56 |
6 maja 2019 21:29 |
Dobrej nocy;))
.
|
KOSSOBOR @stanislaw-orda 6 maja 2019 18:57 |
6 maja 2019 21:36 |
No to musiał jakoś nadzwyczajnie pływać, by z tej głębokiej wsi wypłynąć.
|
KOSSOBOR @Paris 6 maja 2019 19:43 |
6 maja 2019 21:38 |
No właśnie - dla mnie też ogromny szok, drugi po skoczogonkach.
|
KOSSOBOR @chlor 6 maja 2019 19:58 |
6 maja 2019 21:40 |
Nie polemizuję, bo tylko pamiętam, że była. A chyba Zin był wówczas "na fali". Tej ministerialnej.
Zaglądnęłam do wiki na Zina - ogrom pracy, sporo dziedzin.
|
KOSSOBOR @Magazynier 6 maja 2019 20:16 |
6 maja 2019 22:24 |
"Dla mnie to pepeesowskie pochodzenie to odkrycie epokowe."
Dla mnie też, chociaż podśmierdywało to od jakiegoś czasu, prawda? Nietykalny za komuny Poniatowski Juliusz, nie zatłuczony Eugeniusz Kwiatkowski. Dokazywanie komunistów w II RP. Wieniawa dosyłający futrunek komunistom do aresztu. Sporadyczne wiadomości o dziwnych kontaktach Piłsudskiego z Leninem /?/. Bezwzględne wycinanie /wyżynanie/ przeciwników politycznych i osób mających wiedzę o Piłsudskim. Oficerowie polscy w roli hycli...
I ta mordercza tradycja w naszej pięknej Polsce tycząca generałów. Pomijam Powstanie Listopadowe. Ale pod względem mordowania generałów to mamy żelazną tradycję od II RP, przez PRL do III RP. O honorze polskich oficerów zatem trudno mówić, po prawdzie...
![]() |
pink-panther @jolanta-gancarz 6 maja 2019 13:03 |
6 maja 2019 22:30 |
No jak on był kumplem Józka Cyrankiewicza przed wojną, to ja nie mam pytań. Ale ten numer z "barokowym malunkiem z modlącym się Estreicherem" to jest mistrzostwo świata.
Nie powiem , żeby mnie to dziwiło.
![]() |
Kuldahrus @gabriel-maciejewski |
6 maja 2019 22:47 |
Tak jest, szklany sufit to teraz stały wariant gry.
![]() |
Magazynier @KOSSOBOR 6 maja 2019 22:24 |
6 maja 2019 22:53 |
Można mówić i trzeba, ale o honorze niektórych oficerów, zwłaszcza zatłuczonych generałów.
Ale że Wieniawa dokarmiał towarzyszy internacjonałów? A gdzie? W Berezie?
|
KOSSOBOR @Magazynier 6 maja 2019 22:53 |
6 maja 2019 23:03 |
W Warszawie, tak ad hoc, z sympatii. Bereza to insza inszość.
![]() |
Magazynier @KOSSOBOR 6 maja 2019 23:03 |
6 maja 2019 23:17 |
Musi że miał miękkie serce, artysta jeden.
|
KOSSOBOR @stanislaw-orda 6 maja 2019 23:08 |
7 maja 2019 00:00 |
Dzięki. Ale cyrylica to już dla mnie problem. Wiesz, organ nieużywany zamiera :)
|
KOSSOBOR @Magazynier 6 maja 2019 23:17 |
7 maja 2019 00:08 |
Miał też zdumiewające znajomości, jak wiemy. Ale w sprawie "zaginięcia" gen. Zagórskiego był niezłomy - nigdy nie dał się przesłuchać prokuratorowi; spieprzał pod różnymi pretekstami. O czym akurat nie wiedziałam do momentu przeczytania zalinkowanej książki. A przecież to postać legendarna i akurat - w tej legendzie - budząca sympatię. "Dzwoniąc szablą od progu idzie piękny Bolek, ulubieniec Cezara i bożyszcze Polek".
![]() |
Draniu @gabriel-maciejewski |
7 maja 2019 08:50 |
PPS to nie tylko bezwgledna walka z opozycją.. Wrogosc wobec KK..Po bezasadnym przewrocie majowym w 1926r .. To juz byla równia pochyla.. Przedewszystkim gospodarczo instalowano nam socjalizm.. Promowanie etatatyzmu, niszczenie ziemiaństwa /wysokie podatki, niszczenie konkurencyjnych polskich prywatnych spółek wobec społek skarbu państwa ..Zaniechania w modernizacji wojska.. Lista jest dluga..
![]() |
jolanta-gancarz @KOSSOBOR 6 maja 2019 18:09 |
7 maja 2019 11:39 |
Na Estreichera to ja sobie parol zagięłam po osobistym zawodzie co do jego rzetelności ("Nie od razu Kraków zbudowano"). Jak dotąd wszystko świadczy przeciwko niemu. Żeby było śmieszniej, to Lorentzowi sam gębę przyprawia pod koniec I tomu swojego Dziennika;-)
A jakie miał rozeznanie w koniunkturach kolekcjonerskich, nie tylko na rynku sztuki! Kiedy Polska po wojnie przymiera głodem i liczy straty wojenne, on przysyła narzeczonej pakieciki znaczków pocztowych, wydawanych przez polski rząd w Londynie (musi takie były), bo przebicie w kraju jest chyba stukrotne! I domaga się szybszego dostarczenia znaczków GG, zanim zaczyną tracić na wartości! Wszystko w I tomie Dziennika!
![]() |
Magazynier @jolanta-gancarz 7 maja 2019 11:39 |
7 maja 2019 17:18 |
Koneser. Zanczy się, waluty.
![]() |
syringa @betacool 6 maja 2019 12:02 |
10 maja 2019 19:56 |
Ja tez mam wszystkie (z wyjatkiem suplementu) i wszystkie przeczytalam .
Fascynujaca lektura choc czesto (pod koniec ) budzaca skrajne obrzydzenie.
"Karolek" zawsze byl skrajnym egoista i zawsze gral tylko na siebie. (CIekawie opisala go siostra K. Grzybowska w milej powiesci "dla panienek" pt. "Zuzia".
Naukowiec kiepski -dlatego zajal sie L Chwistkiem (wiadomo "sztuka wspolczesna" -nikt nie rozumie). Aureole dorobilo mu odbicie Oltarza WIta Stwosza .
A swa passe zawdziecza znajomosciom zony (b.porzadnej kobiety -ktora (cytuje!) kiedys nie wytrzymala i spytala retorycznie "dlaczego ty sie ze wszystkimi klocisz?) i ktora w czasie wojny z ramienia RGO pomagala w Auschwitz Cyrankiewiczowi i in. I Cyrankiewicz to zapamietal
TOtez gdy (bezpartyjny trzeba przyznac) "Karolek" mial klopoty, jechal do Wwy , cyrankiewicz go przyjmowal -i sprawa byla zalatwiona.Trwalo to ladnych pare lat bo "Jozio" byl przyspawany do stolka.
ALE ILE MOZNA?
TOtez po pewnym czasie Cyrankiewicz "zaczal byc nieobecny".
Nawinela sie ALicja Jaroszewiczowa ktora w czasie pobytu jakiejs delegecji przyszla zwiedzic Muzeum UJ (a to jest jednak bardzo dobre, choc obecnie mocno zdekompletowane)
Oprowadzal ja osobiscie KE no i zaczal te znajomosc wykorzytywac -tak samo jak wczesniej "Jozia"
Jedne telefon do "pani ALicji " i juz
ALE ILE MOZNA?
(a powodow do interwencji mial mnostwo bo ze wszystkimi sie klocil.)
WIec potem ZInn ktoremu mysle spodobala sie jego milosc i pasja do UJ i Krakowa. DLugi czas mu pomagal
ALE ILE MOZNA?
ALe to juz byly jego czasy emeryckie gdy juz "wszystko mial" choc jego chec posiadania byla nienasycona. (Miliszkiewicz napisal ciekawa ksiazke "DOm" gdzie opisal domy slynnych kolekcjonerow -bardzo smutna lektura!- i tam opisujac dom KE pisze o walajacych sie szkicac Matejki i rysunkach Wyspianskiego w przedpokoju, obok butow itp.
A skad pieniadze na auto ?
TO jest tam opisane -choc niejawnie Przed wyjazdem na pare miesiecy do USA wszedl w kontakt ze znanym kolekcjonerem-etruskiem (ktory mial potem wielka afere o przemyt) i jakos panie -dziejku "pozalatwial to".
TO byla czesc ogromnej kolekcji Puslowskich -on zalatwil, ze ten znany homo mial luksusowe dozywocie ze sluzaca i kucharka wzamian za przekazanie skarbow rodzinnych -oficjalnie UJ (Muzeum) ale to nigdy nie bylo zinwentaryzowane...
WIasciwie wszystkie z osob ktore latami z nim wspolpracowaly -nawet jego "najblizszy przyjaciel" Pabisiak -odwrocilo sie od niego -czesc zwlaszcza przy okazji inwentaryzacji i zdawania muzeum UJ
Cala rodzina byla sklocona i ci E ze Szwajcarii, i ten -rowniez opisany przez Miliszkiewicza stryjeczny brat: lekarz w malej wiosce sudeckiej ktory rowniez swe zbiory zapisal Muzeum a nie dzieciom, no i Karolek -bezdzietny, nic nie zapisal bratankom, zato znalezli sie "przyjaciele" ktorzy mocno przyssali sie do niego, dopilnowali schedy i nawet potem byly afery z TMMK i jego zasobami.
Tam byla pani -jego asystentka ktorej zalatwil 3 mies stypendium w Paryzu (wtedy! w Paryzu!) wzamian jak to wybija z "Dziennika" za uslugi damsko -meskie ("szaly" i uniesienia "czarownej nocy" -opisal)
....a poza tym jego matka pochodzila z etruskow -jak wynika z "Zuzi"
![]() |
syringa @jolanta-gancarz 6 maja 2019 13:03 |
10 maja 2019 20:01 |
znalazła się np. gdańska kręcona klatka schodowa z pałacu w Krzeszowicach wmontowana w pomieszczeniu (Stuba communis), z którego nie prowadziła na żadną wyższą kondygnację. "
Ta klatka w Muzeum jest
I moze w ten sposob uratowal ja przed zniszczeniem -jak tyle innych cennych rzeczy z palacow?