-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

O ogierach, chybionych metaforach i wszechobecnym kłamstwie

Dziś trochę poświńtuszymy, co jak wiecie nie zdarza mi się często, a zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że w ogóle. No, ale dziś, choć niedziela, zrobimy wyjątek. Bardzo wszystkich przepraszam.

Mamy o to obszar, zwany dyskursem publicznym, który funkcjonuje na takiej samej zasadzie jak rynek usług bankowych. Jest jednak pomiędzy nimi pewna istotna różnica. Sprzedając usługi bankowe trzeba budować piramidalne kłamstwa, żeby wcisnąć frajerowi jakąś kompletnie mu niepotrzebną opcję, a następnie ściągać zeń groszaki co miesiąc. O ile w sektorze indywidualnych usług bankowych, z którym stykamy się wszyscy, sprawy te załatwia się za pomocą sformalizowanych umów, których treść jest dla przeciętnego zjadacza chleba niezrozumiała, o tyle w dyskursie publicznym wszystko musi być dla wszystkich zrozumiałe. Na tym polega wspomniana różnica istotna – wszystko musi być tak zrozumiałe, żeby każdy, najgłupszy nawet wyborca mógł wyartykułować swój pogląd, który może być taki, albo śmaki. Do czego służą te całe poglądy? To jest pociąg ekspresowy, którym ludzie prości oddalają się w szybkim tempie od opisu rzeczywistości politycznej. Paliwem tego pociągu są metafory, których politycy wszystkich opcji nadużywają w zasadzie bez przerwy. Wszystko po to, by nie powiedzieć prawdy. Metafora jest narzędziem ponurym i w zasadzie chamskim. Im bardziej celna się wydaje, tym gorzej dla opisu i tym gorzej dla prawdy. Weźmy teraz, żeby rzecz była możliwie najbardziej drastyczna i nie pozostawiająca złudzeń, metaforę dotyczącą życia płciowego. Konkretnie zaś chodzi mi o słowo „ogier”. Każdy wie, co to oznacza, kiedy na jakiegoś pana mówi się ogier. No więc tak, jako dziecko biegałem po wielkich, częściowo podmokłych łąkach, które rozciągały się za Rycicami. Pasło się na tych łąkach mnóstwo koni, a wszystkie należały do miejscowych gospodarzy. Te konie były przyczyną naszych lęków, a także zaskoczeń. Nie sposób bowiem, grając w piłkę, bawiąc się w Indian, czy idąc na grzyby, było nie zauważyć, co te konie czasem robią. I choć wszyscy byliśmy już w zasadzie uświadomieni, widok ten zaskakiwał nas zawsze. Najbardziej zaś dziwiło nas, że trwa to tak krótko. Ledwie kilka sekund i po wszystkim. Po, prawda, życzę zdrowia wszystkim paniom i panom, ogierze….Mam nadzieję, że wyjaśniłem jasno na czym polega fałsz tej metafory. Ona się odnosi raczej do estetyki niż rzeczywistości życia płciowego. Gdyby w grę wchodziła ta druga opcja należałoby użyć innego słowa, innej metafory. Należałoby powiedzieć – bonobo. Każdy bowiem wie jak niesamowite i dziwne są nawyki i zwyczaje szympansów bonobo żyjących nad rzeką Kongo, w gęstej dżungli. No, ale nie mówi się bonobo, tylko ogier, bo koń jest ładniejszy od szympansa, choć to przecież szympans jest naszym krewnym, a nie ogiery. Tylko o to chodzi. I tak jest ze wszystkimi metaforami świata polityki. Więcej, na tej samej zasadzie skonstruowane są wszystkie kłamstwa, jakie znajdujemy w sieci.

Jak wiemy mistrzem chybionej i oszukanej metafory był i jest nadal Lech Wałęsa. Zamiast dać opis politycznej rzeczywistości początku lat dziewięćdziesiątych pierniczył on coś o lewej i prawej nodze. Te wszystkie numerasy, którymi się Wałęsa posługiwał, były mu podsuwane, to jest jasne. Podobnie jak ktoś podsunął mu pomysł, by wpiąć w klapę marynarki znaczek z Częstochowską Madonną. Na drugim miejscu stoi moim zdaniem prof. Orłowski, lewicowy ekonomista, który ma usta pełne tak kwiecistych metafor, że w zasadzie nie ma po co go słuchać. Dalej plasuje się Sierakowski i jego ekipa, a za nimi kłębi się cały tłum ludzi próbujących za pomocą mniej lub bardziej kulawych metafor zaistnieć w przestrzeni publicznej. Po co? Żeby nie można było dowiedzieć się jak jest naprawdę i o co chodzi. Ktoś powie, że zawsze chodzi o pieniądze. Nie zawsze. Czasem istotne są także inne rzeczy.

Podsumujmy – jeśli mamy przed sobą polityka, który skomplikowaną rzeczywistość tłumaczy nam – prostaczkom – za pomocą łatwych do strawienia metafor, to jest to nasłany kłamca. I nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Do opisu rzeczywistości politycznej służą nazwiska, nazwy organizacji oraz liczby. I to w zasadzie wystarczy.

No dobrze, ale dyskurs publiczny to przecież propaganda, na co ja więc, biedny frajer liczę? Że mi sprzedadzą usługę bankową i mnie przy tym nie oszukają? Żarty. Oczywiście, że na to nie liczę, chcę tylko wyraźnie zaznaczyć, że propaganda ta nie jest subtelna jak się niektórym wydaje. To jest nacisk najbardziej brutalny z możliwych, a metafory go nie łagodzą. One wytrącają z ręki broń, bo żeby polemizować z metaforą, trzeba użyć innej metafory, równie idiotycznej jak ogier i równie chybionej. Pojedynek zaś na metafory, tak kochany przez wielu polityków, to jawny triumf kłamstwa. A nie dość, że triumf to jeszcze jego utrwalenie na wieki całe. Nad wynalezieniem coraz lepszych materiałów wiążących kłamstwo z kłamstwem pracują uniwersytety i ośrodki badań humanistycznych. Czy kłamstwo musi zawsze triumfować? Nie. Właśnie to jest najlepsze, że nie musi. I my dziś mamy właśnie taki moment, kiedy na naszych oczach kłamstwo, choć wszechobecne rozłazi się w szwach. Oto co jakiś czas słyszymy, że upada jedna z największych sieci księgarskich w Polsce, czyli Matras. Przyczyną upadku tej sieci jest ponoć spadek czytelnictwa. Otóż nie, przyczyną upadku Matrasa, jest po pierwsze złodziejstwo ludzi zarządzających tą siecią, a po drugie jest nią źle skonstruowana oferta. Rynek książki w Polsce i na świecie to pas transmisyjny dla propagandowych metafor ubranych w okładki. Utrzymanie więc rynku książki jest dla ludzi produkujących propagandę bardzo ważne. Nie można jednak tego zrobić bez udziału czytelnika. Ten zaś już nie zjada propagandy. Trzeba więc po cichu go okradać i dotować z tych pieniędzy różne Matrasy, Ośrodki Karta i inne podobne instytucje. No, ale to już nie pomaga. No więc jeśli nie pomaga, trzeba czytelnika oskarżyć, że jest głupi. I to się dzieje na naszych oczach. Oskarżony jednak nie reaguje. Nie ma poczucia wstydu i nie patrzy ponuro w podłogę. On się śmieje i idzie do komputera, żeby zobaczyć co tam napisali jacyś blogerzy. Dlaczego on tak robi? Bo był na łące i widział jak w realu wygląda zachowanie ogierów. I już się drugi raz nie da nabrać. Puści sobie film przyrodniczy o szympansach bonobo, ziewnie i zadowolony pójdzie spać.

Nie ma żadnego spadku czytelnictwa. Jest tylko i wyłącznie spadek jakości propagandy, który jest związany z przerostem bezczelności jej dystrybutorów. Im się już nie chce. Oni by chcieli brać kasę, ale nic przy tym nie mówić, nawet się nie pokazywać. Może jedynie dawać jakieś znaki. I to jest właśnie ta pułapka z której nie wyjdą. Tak nam dopomóż Boże Wszechmogący.

 

Teraz ogłoszenia.

Oto musimy stanąć w prawdzie i ponieść odpowiedzialność za nieprzemyślane decyzje jakie stały się moim udziałem w tym i pod koniec zeszłego roku. Po sześciu latach prowadzenia wydawnictwa wiem już mniej więcej w jakich cyklach koniunkturalnych się poruszamy. Oczywiście nie potrafię tego opisać, ale biorę rzecz na wyczucie. I to wyczucie mówi mi, że jeśli nie zaczniemy już teraz opróżniać magazynu z książek, które na pewno nie będą się dynamicznie sprzedawać, położymy się na pewno. Nic nas nie uratuje. Zanim przejdę do rzeczy, chciałem coś jeszcze zaznaczyć. To mianowicie, że od dziś nie słucham nikogo. Nie biorę pod uwagę żadnych opinii, rad, cudownych przepisów na biznes i zwiększenie sprzedaży, nie robię też nic, co nie jest bezpośrednio związane z moją pracą. Słucham tylko siebie. Howgh. Weźcie to pod uwagę. Teraz clou. Nie sprzedamy nakładu wspomnień księdza Wacława Blizińskiego. To jest dla mnie już dziś jasne. Zajmują one poważną powierzchnię w magazynie i ona musi się zwolnić. Nie sprzedamy tego, bez względu na deklaracje jakie padają na temat tej książki oraz jej autora. Nie sprzedamy jej nawet wtedy jeśli obniżę cenę bardzo drastycznie, bo doświadczenia z obniżaniem cen książek mamy już za sobą i one nas o mały włos nie doprowadziły do katastrofy. Pomysł jest więc taki – wszystko co uzyskamy ze sprzedaży wspomnień księdza Wacława Blizińskiego, pod odliczeniu podatków rzecz jasna, zostanie przekazane na remont kościoła i plebanii w Liskowie, gdzie proboszczem jest dziś nasz dobry znajomy ksiądz Andrzej Klimek. To nie jest ekstrawagancja tak wielka jak „dżdżownica jest to:”, ale uważam, że trzyma jakiś standard. Nie mogę inaczej. Tak więc jeśli ktoś chce pomóc w remoncie kościoła i plebanii w Liskowie, niech kupi jeden egzemplarz książki księdza Blizińskiego i komuś go podaruje.

Zapraszam na stronę www.basnjakniedzwiedz.pl Michał wrócił już z urlopu, więc FOTO MAG jest już czynny. Zapraszam także do Tarabuka, do księgarni Przy Agorze w Warszawie. Do antykwariatu Tradovium w Krakowie, do sklepu Gufuś w Bielsku Białej, do sklepu Hydro Gaz w Słupsku i do księgarni Konkret w Grodzisku Mazowieckim. Nasze książki są także dostępne w Prudniku w księgarni „Na zapleczu” przy ulicy Piastowskiej 33/2

 



tagi: rynek  propaganda  książka  metafora 

gabriel-maciejewski
17 września 2017 09:59
3     1525    9 zaloguj sie by polubić

Komentarze:


ainolatak @onyx 17 września 2017 12:00
17 września 2017 12:31

Widząc nowy image Świrskiego, mam wrażenie, że to jednak camouflage, tak samo nieudolny jak reszta. Może mu się roi, że przy następnym rozdaniu znowu zmieni koszulę, zgoli brodę, założy soczewki i nikt nie rozpozna go po głosie...

Orłowski jest tylko trochę lepszym ogierem niż Petru. Lepszym w wydalaniu okrągłych, bo profesorskich kłamstw. Ta sama stajnia. Mimo, że w środowisku dość tępiony i wyśmiewany,  ilość używanej wazeliny sprawia, że sierść błyszczy się niemiłosiernie, oślepiając dyletantów. Smutne, ale stąd zajmuje honorowe miejsce we wszystkich radach rozwoju (od Tuska, Komorowskiego po Dudę).

Takie pozycje z zakresu orgieronomii jak np. W pogoni za straconym czasem. Wzrost gospodarczy w Europie Środkowo-Wschodniej, tudzież Czy Polska dogoni Niemcy?  m.in. mówią o tym, że to był człowiek na właściwym miejscu, który przez ostatnie lata przekonywał do galopu za lepszym życiem i standardem, jaki sam p.Orłowski reprezentuje. Oczywiście przy użyciu oferty bankowej. O ile jednak metafora ogierów literackich jest żenująca i de facto „krótka”, a efekt propagandowy coraz słabszy, o tyle szkody w postaci indywidualnego zadłużenia są chyba jednak większe.

zaloguj się by móc komentować

beczka @onyx 17 września 2017 12:00
17 września 2017 14:25

Straszny jest ten Świrski ucharakteryzowany na ogiera. Jego zachowanie nijak się ma do jego wizerunku.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować