-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

O jakości, dzielności i dokładności

Całe to pokolenie – mówimy o tym, które dojrzało przed wojną i którego zegar od tego czasu się zatrzymał – odczuwa to w ten sposób.

 

Emanuel Małyński „Nowa Polska”

 

 

Pamiętam jak na targach w Gdyni prezentowałem książkę Tadeusza Sołtyka zatytułowaną „Budowa jachtów”. Obok odbywały się targi „Wiatr i woda” i wielu żeglarzy przychodziło na te nasze targi, książkowe, żeby zobaczyć co słychać. Ja wtedy wyciągałem te książkę, a oni kiwali z zainteresowaniem głowami, ale mówili zwykle jedno – wie pan, to jest trochę za dokładne. Ponieważ ja należę do ludzi systemowo niedokładnych, bałaganiarzy i olewusów, którzy nie dbają ani o otoczenie, ani o relacje, ani nawet o to, jak wygląda ich stanowisko pracy, bardzo się tą postawą dziwiłem. Przecież mówili do mnie ludzie, którzy wyruszali na morze, w jednostkach sportowych, niewielkich łupinach, zajmowali się na tym morzu sprawami, w których dokładność jest jak najbardziej wskazana. Myślę, że oni nawet, prywatnie i publicznie popisywali się swoją dokładnością, przesadnym i komicznym albo irytującym czasem pietyzmem, w stosunku do spraw błahych. Myślę, że to z całą pewnością denerwowało ich żony i sprawiało, że dzieci patrzyły na nich dziwnie, choć niektórym chłopcom musiało to imponować. Po obejrzeniu zaś wydanej przeze mnie książki Tadeusza Sołtyka mówili – panie, to jest za dokładne.

Zajrzałem ostatnio do tej pracy i stąd inspiracja dla dzisiejszego tekstu. Ona się, pomijając wstępy, napisane ręką autora i syna autora, zaczyna od spraw, które z dokładnością nie mają nic wspólnego. Tadeusz Sołtyk, bardzo dokładny inżynier, który z pewnością nigdy nie zawarłby znajomości z kimś takim, jak ja, rozpoczyna swoją bardzo dokładną książkę o budowie jachtów, książkę, którą każdy może wykorzystać budując sobie swój jacht z materiałów tradycyjnych, od zdefiniowania pojęcia dzielności. Tak właśnie. Wszystkiego się można było po tej książce spodziewać, ale nie tego, że na początku omawiana będzie kategoria, która z dokładnością i pracą inżyniera nie ma nic wspólnego. Dzielność bowiem to jest kategoria poetyczna. No i wychodzi na to, że nie można być inżynierem, nie będąc poetą. Tak jest – o czym wiem na pewno - ze wszystkim, ale nie każdy rozumie, że są różne rejestry wzruszeń i każdy je inaczej odbiera. Tadeusz Sołtyk definiuje dzielność słowami następującymi:

 

Będzie to przede wszystkim odporność na działanie fali, która nie powinna wchodzić na pokład, zalewać wnętrza jachtu. Jacht nie powinien tłuc dnem o falę i zbytnio się zataczać.

 

Po ostatnich słowach, przypomniałem sobie tych mistrzów żeglowania, którzy mówili, że książka jest zbyt dokładna. Oni też nie powinni się zataczać. I nie mam tu bynajmniej na myśli tego, co Wy wiecie, a ja rozumiem, ale kwestie zupełnie inne. Mam na myśli realną ocenę przydatności publikacji na temat żeglugi i realną ocenę ich jakości, która wiąże się też z oceną jakości samych jednostek pływających. Mam wrażenie, że przy takiej ocenie, wszyscy zaczynają się zataczać – od ściany do ściany….I spróbuję to udowodnić. Ponieważ jestem systemowo niedokładny, przeczytawszy sporą część pracy Tadeusza Sołtyka, zakupiłem odpowiednią literaturę, w której można znaleźć różne celne uwagi dotyczące budowy jednostek pełnomorskich w dawnych czasach. Wszystko po to, by dokładnie, na tyle, na ile moja głowa to wytrzyma, zbadać problem.

A także dlatego, żeby porównać jedno z drugim i sprawdzić na ile niedokładne są moje przemyślenia o dokładności. Odnalazłem w tych książkach rozdziały opisujące w jaki sposób sprawdzano jakość nowo wybudowanych statków. I jedna rzecz mnie uderzyła. Historyk nigdy nie wyjdzie poza dosłowną interpretację źródeł, albowiem jest człowiekiem poważnym i dokładnym. Musi więc traktować swoją pracę i dokumenty bardzo serio, żeby zyskać uznanie innych historyków. Nie to, co projektant samolotów i jachtów, taki jak Tadeusz Sołtyk. On może sobie pozwolić na różne zgrywy i poświęcić kawał tekstu pojęciu tak nieprecyzyjnemu jak „dzielność jachtu”. Nieprecyzyjnemu, albowiem przecież ta dzielność nie kończy się na relacji jacht-fala, jest zjawiskiem głębszym i umykającym precyzyjnym opisom. Na czym skupiają się historycy, oceniający jakość szkutniczej roboty w dawnej Polsce? Na opisie budowy i wodowania sławnego galeonu, lub – jak podają źródła – galeony króla Zygmunta Augusta. Opis ten, podobnie jak sama historia budowy tej jednostki jest wstrząsający z daleka zalatuje niedoprecyzowanymi pojęciami, czego dokładni historycy nie widzą. Zajmowałem się tą historią w III tomie Baśni

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-tom-iii-wielki-powrot/

nie będę więc wracał do szczegółów. Skupmy się na tym badaniu jakości i przydatności do żeglugi dalekomorskiej. Oto stosowny cytat:

 

Co prawda, 8 czerwca 1571 roku, a więc na tydzień przed wodowaniem, wiadrami „liano wode do okretha dla probowania na brzegu iesliby nie cziekl”. Nie mamy wyniku tej próby, lecz można sądzić, że nie była zbyt zadowalająca. Przecieki były bowiem tak silne, że 30 czerwca 1571 roku – dwa tygodnie po wodowaniu – na dnie statku zainstalowano specjalną rynnę zbierającą wodę. A gdy i to okazało się niewystarczające, i kiedy przeciekom nie zapobiegło smołowanie statku, w połowie sierpnia 1571 roku, przystąpiono do usuwania zbierającej się pod pokładem wody. W tym celu założono na dnie statku 12 rurek „przess które […] ma woda yscz s okrentha”. Uruchomiono też dwie pompy, wylewające wodę przez rurki do kanału.

 

Na koniec taka uwaga, cytowana już wprost ze źródeł

Orenth s przothku nie bil richlo bess wodj zawzdi w nym dosicz wodj belo

 

Co autor pracy o budowie okrętów w dawnych czasach kończy zdaniem:

Fakt ten jest o tyle zastanawiający, że przecież statek budowali konstruktorzy z Włoch – kraju znanego w całej ówczesnej Europie z wysokiego poziomu budownictwa okrętowego.

 

Ja tu bynajmniej nie szydzę z autora, który napisał pracę wiekopomną na temat budowy okrętów w Polsce, ja tylko chcę wskazać, że on – na chwilę porzucając tradycyjną, właściwą historykom dokładność opisu – wskazuje na pewien fakt, który uważa za zastanawiający. Postanowiłem więc pochwalić go tu, choć już od dawna nie żyje, za dzielność.

Teraz może spróbujmy się zastanowić jak to było możliwe, że sławni włoscy konstruktorzy nie mogli zbudować królowi galeonu, który by po prostu pływał. Jako człowiek systemowo niedokładny, nie umiem znaleźć odpowiedniego porównania militarnego w czasach współczesnych Zygmuntowi Augustowi, ale przypomina mi się historia z XIX wieku, kiedy to Anglicy załatwili całą francuską kampanię w Inflantach jednym prostym manewrem – wprowadzili na Bałtyk jeden liniowiec w towarzystwie kilku mniejszych jednostek. To wystarczyło, żeby uporządkować sprawy na lądzie.

Zygmunt August zamówił sobie nie tylko galeon, ale też fregatę i bat. Tamte, mniejsze jednostki, zwodowano bez problemu, ale – z tego co wiem – nie odegrały one żadnej, ważnej roli politycznej.

Popatrzmy teraz na to, co o galeonach pisze, całkiem niedokładny i lekceważony docent wiki

 

Galeony przeznaczone były przede wszystkim do żeglugi oceanicznej, budowano też jednak mniejsze jednostki. Wczesne jednostki mogły pełnić funkcje zarówno handlowe, jak i – po uzbrojeniu – wojenne. Od lat 70. XVI wieku rozpoczęto budować specjalne galeony wojenne, o obniżonych kasztelach, uzbrojone w cięższą artylerię. Galeony wojenne uzbrajano w działa lekkie (80-200 sztuk) lub ciężkie działa 18-funtowe (40-50 sztuk), rozmieszczone wzdłuż burt na jednym lub dwóch pokładach działowych. Pierwszym galeonem z dwoma pokładami działowymi był brytyjski "Prince Royal" (zwodowany w 1610 roku, szkutnik Phineas Pett)

 

Oczywiście nie wiemy dokładnie jakiego rodzaju galeon chciał zbudować sobie Zygmunt August, ale możemy snuć całkiem niedokładne przypuszczenia. Jak pamiętamy, król miał flotę kaperską, której załogi zostały najpierw porwana, a potem wymordowane przez Duńczyków. Była to akcja filmowa, na miarę najlepszych produkcji Hollywood i aż dziwne, że żaden patriotyczny reżyser jeszcze się z tym tematem nie zmierzył. Zakładam więc, że galeon królewski nie był przeznaczony do żeglugi transoceanicznej, bo to wykluczało samo położenie państwa i jego portów. No, a skoro tak, to sprawa jest jasna. Gdyby Zygmunt August miał taki galeon, a on poruszałby się, wraz ze swoimi dwustu działami, tylko w obrębie Zatoki Gdańskiej, osłaniany przez mniejsze jednostki i flotę kaperską, to mielibyśmy podstawy do snucia różnych dziwnych i całkiem niedokładnych myśli, dotyczących porządkowania spraw na lądzie. Na przykład spraw związanych z Narwą. Tak się jednak nie stało, albowiem Orenth s przothku nie bil richlo bess wodj zawzdi w nym dosicz wodj belo i to pomimo zatrudnienia najlepszych włoskich fachowców.

Przypomnę jeszcze, że drewno na tę inwestycję król zakontraktował w Italii, co było już całkowitym kuriozum, albowiem Anglicy kupowali drewno na swoje galeony w Prusiech. To zaś, które zamówił król Polski i Wielki Książę Litwy, zostało w drodze zaaresztowane przez Habsburgów. Fakt ten, czego oczywiście nie ma w papierach, a w związku z tym dokładni historycy tego nie widzą, świadczyć może, że sytuacja była traktowana serio. Zupełnie tak samo, jak dzielność jachtu przez inżyniera Sołtyka.

Na tym kończę dzisiaj, choć do budowy okrętów, jachtów i dzielności, będziemy jeszcze wracać. Wyłączam się na trochę, bo muszę odpocząć. Nie oznacza to jednak, że nie można zamawiać książek.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/budowa-jachtow/

 



tagi: polityka  morze  jakość  okręty  jachty  dokładność  dzielność  dywersja 

gabriel-maciejewski
6 czerwca 2020 09:02
42     3082    10 zaloguj sie by polubić
Postaw kawę autorowi! 10 zł 20 zł 30 zł

Komentarze:

atelin @gabriel-maciejewski
6 czerwca 2020 10:15

Plus. Całkowicie się nie znam na budowie statków, ale biorąc pod uwagę ilość wraków na dnie Morza Śródziemnego, to najdzieliejsze były statki Wikingów. 

Jeśli chodzi o dokładność, to mam wokół siebie permanentny burdel kontrolowany. Jedyna dokładność jaka mi doskwiera jest przy czytaniu i pisaniu. 

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @gabriel-maciejewski
6 czerwca 2020 10:37

Świetnie się czyta!

Jest w Wiki hasło:

Dzielność morska – zespół cech statku wodnego warunkujących bezpieczną, wygodną i – w miarę możności – szybką żeglugę w każdych warunkach pogodowych.

Słowo "dzielność" pozwala uniknąć opisywania wielu cech jednym słowem. W technice może być więcej sposobów używania podobnych zasad słownych, bo tam też są wrażliwi ludzie. ;)) 

Związana z tą "przygodą" budowy galeonu króla Zygmunta Augusta koresponduje stara historia:

Oblężenie Nicei (znanej też z greckiej nazwy Nikea, a współcześnie İznik) – trwające od 14 maja do 18 czerwca 1097 roku oblężenie stolicy Sułtanatu Rumu, przez krzyżowców i Bizantyńczyków podczas I wyprawy krzyżowej. Zakończone zwycięstwem chrześcijan i poddaniem miasta Cesarstwu.

W ciągu następnych tygodni, krzyżowcy usiłowali zniszczyć mury miasta przy pomocy machin oblężniczych, co jednak nie przyniosło żadnych rezultatów.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Obl%C4%99%C5%BCenie_Nicei

W książce Zofii Kossak-Szczuckiej jest opis budowy tych machin przez najwyższej klasy specjalistów w tej dziedzinie czyli Greków. Akurat pech chciał, że im budowa tych machin w tym miejscu, przez dłuższy czas, "nie wychodziła"; prawdopodobnie byli przekupieni.

zaloguj się by móc komentować

mniszysko @gabriel-maciejewski
6 czerwca 2020 10:44

Jeśli chodzi o soft-sabotaż - niby działa ale tak naprawdę jest do niczego - to ostatnią taką wielką historią podobną do budowy galeonu Zygmunta Augusta jest budowa hubu lotniczego Branderburg pod Berlinem. Budowę zaczęto w 2006 roku. Do dziś jeszcze lotnisko nie jest oddane i bez przerwy wychodzą na jaw jakieś usterki-fuszerki.

"Niewidzialna ręka" światowej ekonomii jest bardzo niełaskawa dla Berlina, ha!

zaloguj się by móc komentować

cbrengland @gabriel-maciejewski
6 czerwca 2020 10:45

Na tym kończę dzisiaj, choć do budowy okrętów, jachtów i dzielności, będziemy jeszcze wracać.

Tak, bo trzeba ☺

zaloguj się by móc komentować

Zawierucha @gabriel-maciejewski
6 czerwca 2020 11:27

", że drewno na tę inwestycję król zakontraktował w Italii, co było już całkowitym kuriozum" 

W swietle moich doswiadczeń z łodziami, nie wydaje mi się to takie dziwne. Włoscy szkutnicy mogli używać tylko włoskich prefabrykatów. Znajomość subtelności materiałowych jest niewyobrażalna dla postronnych i może tłumaczyć takie zaskakujące ograniczenia budowniczych najwyzej zaawansowanych technicznie machin. wojennych.

zaloguj się by móc komentować

Zawierucha @Zawierucha 6 czerwca 2020 11:27
6 czerwca 2020 11:30

Z drugiej strony ta porażka mogła być planowana już na etapie narajenia wykonawcy.

zaloguj się by móc komentować

umami @gabriel-maciejewski
6 czerwca 2020 11:42

Może nie o jachcie i galeonie, ale też pływa.

Całkiem niedawno obejrzałem fabularny film o wyprawie Thora Heyerdahla. Pomijam elementy typowo filmowe, żeby akcja była jakoś spięta z różnych wątków i toczyła się do przodu. Nie czytałem nigdy o tym, ale wiedzieć wiedziałem, że się taka odbyła. Nie sprawdzałem też wcześniej, co jest prawdą, a co fałszem. Pomijam też wątki pogańskie (kult słońca). Całkiem przyjemnie sie to oglądało, a najbardziej zjawiskową sceną były świecące ryby pływające pod tratwą.

Po pierwsze, zawsze wydawało mi się, że to lata 50.—60. a tu się okazało, że zaraz po wojnie. Główny bohater nie potrafił nawet pływać a porywa się na wyprawę przez ocean. Jeden czy dwóch znało się na radio, jeden potrafił nawigować i sprawdzać czy są na właściwym kursie; był też socjolog; jeden przewidywał pogodę, a na koniec okazało się, że jeden pracował dla wojska.

To był chyba ostatni zryw potwierdzenia hipotezy doświadczeniem, w tak prosty sposób, bez pakowania w to milionów. Czyli: obserwacja, koncepcja, sprawdzenie. Uda się albo nie, czyli ryzyko. Czy założenia były słuszne? Element niepewności, który może doprowadzić nawet do zaburzeń psychicznych, kiedy zakrada się zwątpienie. Nieprzewidywalność, wynikająca z tego, że płyniesz, a nie wiesz, co spotka cię po drodze, czy rekiny cię zeżrą, fala wywróci, czy zdechniesz z pragnienia. Zero zastosowanych przy budowie współczesnych technologii. Ma dopłynąć tak, jak zrobili to mieszkańcy Ameryki Południowej, czyli za pomocą balsy zesznurowanej linami z konopi, bambusa, i liści bananowca oraz płótna. Jaka tam specjalistyczna rekonstrukcja, zwykła tratwa z jakiegoś prehistorycznego malowidła.

Najzabawniejsza scena to ta, kiedy etnograf idzie na uczelnię zainteresować swoim pomysłem uniwersytet, na co jakiś poważny człowiek wskazuje mu wysoki i szeroki regał z pracami zawierającymi opis różnych teorii, i stwierdza, że każdy z autorów jest przekonany o słuszności swoich teorii, ale zaglądnęło do nich zaledwie kilka osób, i nikt nie chce tego sprawdzać.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Wyprawa_Kon-Tiki
https://www.redbull.com/pl-pl/thor-heyderdahl-kon-tiki-tratwa-pacyfik

zaloguj się by móc komentować

atelin @Stalagmit 6 czerwca 2020 10:23
6 czerwca 2020 12:07

To poczekam na te notki, a może nawet na książkę się Pan zdecyduje. Zakładam, że ruch morski zaczął się jakieś 5000 lat temu. 

3000000/5000=600. Sześćset statków rocznie. Wygląda na to, że nawet wojny morskie nie zawyżają tej statystyki.

zaloguj się by móc komentować

sannis @umami 6 czerwca 2020 11:42
6 czerwca 2020 12:42

Masz może link do tego filmu? Na półce mam całą serię książek Heyerdahla, po wujku żeglarzu, który wyemigrował do Australii. Nie mogłem się jakoś zabrać do tego. 

zaloguj się by móc komentować

atelin @Stalagmit 6 czerwca 2020 10:23
6 czerwca 2020 13:35

Przeczytałem, ale wydaje mi się, że wczesne wędrówki indonezyjskie i w stronę Australii w celu jej zasiedlenia, to bardzo niewielki procent wraków. Do tego dochodzą rejsy z Indonezji w stronę obu Ameryk, tam nie ma możliwości ustalenia, ile tratw nie dopłynęło. Powierzchnia mórz i oceanów na Ziemi wynosi 361 mln kilometrów kwadratowych. Na ocenę trzech milionów wraków przez UNESCO wychodzi jeden wrak na 120 kilometrów kwadratowych. To sporo, ale na Pacyfiku to zagęszczenie wraków na bank jest mniejsze i na dodatek nie do zweryfikowania, zwłaszcza przy wczesnych wędrówkach ludzi. To już dawno zgniło, pokryło się różnymi morskimi stworami i trzeba nieprawdopodobnego fachowca, aby w kupce glonów zauważył prehistoryczną tratwę. I jeszcze do tego dochodzi szczęście. Poszukiwanie zapomnianych budowli na ziemi stało się ostatnio łatwiejsze dzięki lotnictwu i dronom, ale szukanie w głębinach to loteria. Osobiście, w celu poszukiwań takich wraków, obstawiałbym wybrzeża wszelkich wysp, do których te tratwy nie dopływały rozwalane przez skały. Ukłony.

zaloguj się by móc komentować

mooj @Stalagmit 6 czerwca 2020 13:47
6 czerwca 2020 13:49

Literalnie "mórz i oceanów" - tzn te trzy miliony to bez rzek?

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @prosiak18 6 czerwca 2020 09:44
6 czerwca 2020 14:09

świniorzysko to niekoniecznie prosię,  bo chociaż padało  i było ślisko, itd.

zaloguj się by móc komentować


stanislaw-orda @Zawierucha 6 czerwca 2020 11:27
6 czerwca 2020 14:19

Moim zdaniem, przyczyna może byś równiez  bardziej prozaiczna. Jesli italscy sztutnicy nie mieli dotychczas doswiadczenia w budowaniu  takich masynwych, dwupokładowych okretów artyleryjskich too musieli eksperymentować, czyli budowali taki okret jako  prototyp, pewnie pierwszy raz w swojej karierze zawodowej, ergo uczyli się na własnych błędach. Nie mieli do duspozycji dzisiejszych symulacji komputerowych, aby przetestowac warianty konstrukcyjne.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @atelin 6 czerwca 2020 12:07
6 czerwca 2020 14:22

tak, tak, średnia to potega.
 5000 lat temu pływało wszystkiego 100 statków a 3000 lat później pływało ich  10.000.

Taka  średnia jest "ni pricziom"

zaloguj się by móc komentować

ZbigB @gabriel-maciejewski
6 czerwca 2020 14:44

Przypomniało mi się, że pisał pan po którychś targach o spotkaniu z autorem kilku książek o flocie, chyba japońskiej. Czy mógłby pan podać jakieś namiary na jego książki? "Budowę jachtów" już mam, bardzo ciekawa ksiazka.

zaloguj się by móc komentować

Zawierucha @stanislaw-orda 6 czerwca 2020 14:09
6 czerwca 2020 15:14

To już stał się tutejszy "ozdobnik" , chyba nieszkodliwy.

zaloguj się by móc komentować

Pioter @Stalagmit 6 czerwca 2020 09:51
6 czerwca 2020 15:43

Historia tych dwu okrętów - polskiego i szwedzkiego - pokazuje tylko, że KTOŚ WYDAŁ ZAKAZ pływania po Bałtyku takich okrętów. I do tego był to zakaz BEZWZGLĘDNIE przestrzegany. Teoretycznie mogła to być Hanza, która wszelkimi sposobami chciała pozbyć się jakiejkolwiek konkurencji, ale niekoniecznie. Być może był to KTOŚ, kto obawiał się, że ta technologia dostanie się w ręce Hanzy. Ktoś pamiętający o gdańskim okręcie Peter von Danzig

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @gabriel-maciejewski
6 czerwca 2020 17:40

Moje wspominki z jednego z  wykładów z wytrzymałości materiałów:

wykładowca: ...właściwie przy projektowaniu i tak przyjmujemy wartości 'x' razy większe niż te obliczone.
głos z sali: To po co to wszystko liczyć?
wykładowca: aby poznać wartości graniczne.

W inżynierii tak naprawdę, wiele rzeczy poznaje się poprzez praktykę, doświadczenie(również doświadczenie przeszłych pokoleń) stąd biorą się takie wartości jak dzielność itp.
Uważam, że prawdziwa inżynieria kończy się wtedy kiedy zaczynają się wyłącznie obliczenia z kajecikiem(laptopem) w ręku.
Wszyscy najwybitniejsi inżynierowie to byli praktycy, tacy jak na przykład opisany przez Ciebie w Baśni Ernest Malinowski, czy Ken Miles który był jednym z bohaterów(świetnie zagrany przez Christiana Bale'a) filmu "Ford v Ferrari".

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @gabriel-maciejewski
6 czerwca 2020 19:37

Ten nieszczęsny galeon to miał się nazywać Smok. No tak i te sumy neapolitańskie. Wszystko się zgadza z wyjątkiem konta. ;)

zaloguj się by móc komentować

umami @sannis 6 czerwca 2020 12:42
6 czerwca 2020 21:26

Niestety nie mam, oglądałem w TV ale to Kon-Tiki z 2012 lub 2013 roku. Jak przeczytałeś te książki to pewnie będziesz rozczarowany, bo to film z efektami. Na youtubie go nie ma w całości, albo nie potrafię znaleźć, chyba jest za to dokumentalny. Nie wiem czy to ten sam, który oni sami kręcili podczas podróży ale jeśli tak, to sam go zaraz obejrzę :)

zaloguj się by móc komentować

MglawicaKraba @gabriel-maciejewski
6 czerwca 2020 21:36

stosowali już wtedy pomy zęzowe?

zaloguj się by móc komentować

umami @sannis 6 czerwca 2020 12:42
6 czerwca 2020 22:48

znalazłem tu taką: Wyprawa Kon-Tiki — Kon-Tiki 2012 PL (272p), jakość niby słaba ale na monitorze ujdzie.
https://zaq2.pl/video/zddiy

zaloguj się by móc komentować

Brzoza @gabriel-maciejewski
6 czerwca 2020 23:12

 

>Orenth s przothku nie bil richlo bess wodj zawzdi w nym dosicz wodj belo

To brzmi prawie jak Kaszubski.

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @Kuldahrus 6 czerwca 2020 17:40
6 czerwca 2020 23:44

To jest prawda. Te "razy" nazywaliśmy współczynnikiem kocmołuchowa.

Są takie konstrukcje, że 'x' jest bliski jeden. 

Mam taki - dziś artefakt - wagi ok. 5 kg.

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @MarekBielany 6 czerwca 2020 23:44
7 czerwca 2020 09:42

Właśnie tak.
Niezła nazwa :)

zaloguj się by móc komentować

tadman @Kuldahrus 6 czerwca 2020 17:40
7 czerwca 2020 13:26

Pamiętam jak pod koniec lat 90-tych Mercedesowi, którego inżynierom nie można odmówić doświadczenia, poległ na teście łosia samochód klasy A. Są samochody, którym ten test nie sprawia wielkiego kłopotu.

https://www.youtube.com/watch?v=3XLfyatbtGo

A z bajeczek z wytrzymałości to nasz wykładowca mówił, że inżynier może pomylić się w liczbie znaczącej, ale nie ma prawa pomylić się w rzędzie. Zapewne to stwierdzenie pamiętało jeszcze erę suwaków logarytmicznych.

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @tadman 7 czerwca 2020 13:26
7 czerwca 2020 14:38

" Pamiętam jak pod koniec lat 90-tych Mercedesowi, którego inżynierom nie można odmówić doświadczenia, poległ na teście łosia samochód klasy A."

Nie dałbym sobie ręki uciąć, że to była akurat wina inżynierów, że taki samochód powstał.

 

"inżynier może pomylić się w liczbie znaczącej, ale nie ma prawa pomylić się w rzędzie."

Też to słyszałem od któregoś wykładowcy, ale nie pamiętam już na jakim przedmiocie.

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @gabriel-maciejewski
7 czerwca 2020 18:18

Dzielny jacht to sama przyjemność. Krowiasty - to udręka. 

Królowi polskiemu ten galeon załatwiono jak nic - ewidentny sabotaż. Kto przepłacił tych Włochów? 

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @gabriel-maciejewski
7 czerwca 2020 18:20

PS. Ongi po Mazurach pływała łódka koloru rozbielonego różu i matowa, taka jakby mniejsza omega, a nazywała się "Betoniara". Radość publiczności wodnej była wielka :)))

zaloguj się by móc komentować

tadman @gabriel-maciejewski
7 czerwca 2020 18:38

A mnie przypomniał się kultowy, bo obśmiany do szczętu, temat pracy doktorskiej na którejś z akademii rolniczej - "dzielność ogiera w zaprzęgu".

zaloguj się by móc komentować


tadman @gabriel-maciejewski
7 czerwca 2020 18:56

Poszukałem i tytuł brzmiał: próba dzielności ogiera w zaprzęgu.

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @tadman 7 czerwca 2020 18:38
7 czerwca 2020 22:17

Ależ, Tadziu, to bardzo istotna część hodowli i użytkowania koni! 

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @gabriel-maciejewski
7 czerwca 2020 22:46

Piękny koniec pierwszego dnia !

zaloguj się by móc komentować

tadman @KOSSOBOR 7 czerwca 2020 22:17
7 czerwca 2020 23:54

No a któż miał się odezwać, Ty lub Mme. :)

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @tadman 7 czerwca 2020 23:54
8 czerwca 2020 23:52

Młode ogiery idą do Zakładów Treningowych /klacze też/, a potem przechodzą przez kwalifikowane próby dzielności. Dotyczy koni pod wierzch i koni do zaprzęgów. Konie zimnokrwiste też mają swoje próby dzielności.

https://www.pzhk.pl/selekcja/polowe-proby-dzielnosci-ogierow/

Tu masz próbę dzielności /skoki w korytarzu/ pięknonogiej panienki:

https://www.youtube.com/watch?v=PT1zEVIz7T4

 

 

zaloguj się by móc komentować

koncereyra @gabriel-maciejewski
9 czerwca 2020 17:59

A propo pływania po Bałtyku (który jest trudnym morzem) przypomniała mi się fantastyczna notka o starych jachtach gdzie była skumulowana wiedza szkutnicza ostatnich kilku tysięcy lat:

"Zarezerwowaliśmy łódź w Gdyni na weekend. Nie znałem jej i kiedy przyjechaliśmy, czułem się trochę rozczarowany. To był stary jacht, dobrze ponad 50 lat, zbudowany w małej stoczni angielskiej w Portsmouth. Cały skrzypiał, żadnych współczesnych udogodnień, zero elektroniki. Gorzej było jak wyszliśmy z portu. Szedł jak krowa, miało się wrażenie, że jeszcze się nie obudził. Wydawał się być niedopasowany... balastu za dużo, żagli za mało. Wzięliśmy kurs na Hel.

Ale kiedy wyszliśmy zza Półwyspu powiało. I to solidnie, piątka, szóstka może. I wtedy stało się coś niesamowitego. Żagle się wydęły, nasz łódź uniosła się trochę. Jakby zebrała się do skoku. Ogarnęliśmy szoty, powiązaliśmy wszystko, chwyciłem ster. I po chwili miałem pełne poczucie zespolenia z łodzią. Płetwa sterowa stała się przedłużeniem palców, zmysłami czułem wiatr na wantach i stan icków. Łódź szła jak marzenie. W eterze zaczynało się robić gęsto, słyszałem jak ludzie łączyli się z ratownictwem i mówili, że mają kłopoty. A nasza angielska krowa stała się angielskim ptakiem. I szybowała nad falami, a ja tylko lekkimi muśnięciami koła sterowego zmieniałem kurs, o dwa stopnie w te albo wewte.

Wiesz co, Kuba, jestem inżynierem. Rozumiem co to mechanika płynów, rozumiem jak ważna jest symulacja. Widziałem kosmiczne konstrukcje, jakie projektują dzisiaj na superkomputerach, specjalne pływające skrzydła na Sydney-Hobart i America's Cup.

I wiem, że ta mała, angielska stocznia nie miała tego wszystkiego.Ale miała coś innego: wiele wieków skumulowanej mądrości szkutników i braci żeglarskiej. Zanim ten rzemieślnik, który zbudował mój jacht, zaczął nad nim pracę, przez wiele lat praktykował w warsztacie u innego szkutnika. A tamten u wcześniejszego. I jeszcze wcześniejszego. I to idzie dwadzieścia, trzydzieści wieków wstecz, aż do Greków i Fenicjan. Budowali łodzie, ale potem chodzili do tawerny, gdzie zbierali się żeglarze. I tamci mówili - że przy łagodnym mistralu idzie dobrze, ale jak przychodzi północny boreasz, to dziób za bardzo idzie w fale zamiast ślizgać się po nich. Że meltemi szarpie żagle, a jak do tego przyjdzie gwałtowny opad, to zamiast do szotów i fałów trzeba biec do wybierania wody z zęz. Notowali, poprawiali - i przekazywali następcom. I ci swoim następcom, krok po kroku. Część trafiła do podręczników, ale część pozostała jako wiedza tajemna, którą zdradza się czeladnikom tylko o drugiej w nocy, dopasowując ostatnią klepkę do burty, wkręcając ostatnią śrubę do bulaja. I tak dotarła do tego, który gdzieś w Portsmouth zbudował tę łajbę, którą prowadziłem, ślizgając się jak ptak, o pół łokcia nad wzburzonymi falami Bałtyku.

I tam, za sterem, cztery mile na północny wschód od Helu, czułem się nagle spadkobiercą tej całej wielkiej mądrości skumulowanej przez wieki. I wiem, że macierze, równania, symulacje i petaflopsy, ale wiesz Kuba, to było coś innego. Tego żaden superkomputer by nie policzył."

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @koncereyra 9 czerwca 2020 17:59
9 czerwca 2020 18:36

Czytanie tej notki - sama rozkosz :) 

Posród flotylli naszych sześciu uniwersyteckich omeg, starych, drewnianych, była jedna fantastyczna - latała ponad falami. Inne złe nie były, ale Gejsza absolutnie wymiatała. To właśnie te tajemnice szkutnicze. A na oko niczym sie nasze łódki nie różniły. 

zaloguj się by móc komentować

koncereyra @KOSSOBOR 9 czerwca 2020 18:36
9 czerwca 2020 19:13

to jeszcze gwoli sprawiedliwości podpiszę pochodzenia komentarza: pisał o nim Jakub Chabik na swoim portalu facebookowym (taka lewica walcząca z lewicą) przy czym to nie jego własne słowa, ale opowieść anonimowego kolegi.

PS Da się edytować komentarz?

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @koncereyra 9 czerwca 2020 19:13
9 czerwca 2020 21:39

Pojęcia nie mam - trzebaby spytać Parasola.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @koncereyra 9 czerwca 2020 19:13
9 czerwca 2020 21:50

Nie. Nie ma takiej możliwości. 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować