-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

O absurdzie dyskusji na pewne tematy i obrońcach wolności słowa

Istotą trudności na rynku, na którym wszyscy się znajdujemy, czyli rynku treści rozrywkowej – trzeba nazywać rzeczy po imieniu – jest pewna szczególna okoliczność. Żeby ją właściwie naświetlić przypomnę anegdotę, którą usłyszałem w filmie o karierze Milesa Davisa. Może już ją opowiadałem, ale trudno. Oto w epoce rocka, która całą karierę Milesa postawiła pod wielkim znakiem zapytania, poszedł on osobiście dogadać się z rockmenami i wymyślić coś, co pozwoliłoby mu grać dalej swoje kawałki. Chodziło o sprawę poważną – być albo nie być. Oznajmiwszy powyższe, komentator z offu powiedział – Miles Davies bardzo szybko zorientował się, że muzycy rockowi nie znają się na muzyce. Urzekło mnie to zdanie i powtarzam je ostatnio bardzo często. Dożyliśmy bowiem oto czasów, kiedy można utrzymać publiczność na imprezie przypominającej koncert rockowy w ogóle bez muzyki. Stała się ona niepotrzebna. Niebawem zaś nadejdzie taki moment, że będzie to możliwe nawet bez głosu. Ktoś będzie wychodził na scenę, w jakimś przebraniu rzecz jasna i robiąc miny oraz gestykulując wywoływał będzie pożądane reakcje publiczności. Ktoś inny będzie mu podsuwał rekwizyty, służące do wymachiwania. Podobne imprezy już dziś są organizowane, ale ja uważam, że samo mówienie o nich to katastrofa. Sporo osób jednak przekonanych jest, że trzeba o nich mówić, albowiem są one elementem dyskursu publicznego, a jakby tego było mało, uważają owe osoby także, że ich obecność w przestrzeni i emitowana tam – nie słowem bynajmniej, bo nie o słowa chodzi – treść jest jedną z gwarancji wolności słowa. Jeśli ktoś tak myśli, to zwariował. I ulega ciężkiej bardzo pokusie, z której wyjścia żadnego nie będzie. Jak wszyscy zauważyli unikam mówienia o konkretach, albowiem omawianie takich kwestii oznacza ich nobilitację. Tego zaś w żaden sposób czynić nie można. Niesie też taka postawa za sobą nowe pokusy, polegające na tym, że skandal, wobec którego można zająć stanowisko, im wyraźniejsze tym lepiej, jest dobrym tłem, na którym można się wyróżnić. Nie można. Jedyne co się wtedy stanie, to degradacja osoby, która próbuje coś takiego przeprowadzić. Ujawni się ona jednak dużo później.

Najgłupiej w tej sytuacji zachowują się ci, którzy podnoszą kwestię wolności słowa. Nie można mówić o zagrożeniu wolności słowa, broniąc ludzi, którzy słowa unieważniają, czynią je pretekstem do aranżowania przedstawienia składającego się z jednoznacznie symbolicznych gestów i mimiki. Nie ma mowy w takim wypadku o jakiejkolwiek wolności słowa, bo nawet jeśli w czasie takiego eventu padają jakieś słowa, to są one pożyczone, ukradzione, zmieniono ich znaczenie ze złą wolą, albo w ogóle pozbawiono je znaczenia. Gdzie więc jest tam miejsce na jakąś wolność słowa? To jest jawne zagrożenie wolności słowa, które w dodatku ma akceptację wszystkich. Nie mówcie mi, że nie, albowiem to co mieliśmy okazję oglądać ostatnio jest przecież tylko finałem wieloletnich prowokacji, na które wszyscy się godzili. W najlepszym razie udając, że tego nie widzą. Wolność słowa nie jest zagrożona dziś, ale niebawem zagrożona będzie. Spróbuję wyjaśnić w jaki sposób. Nikt nikogo nie będzie przetrzymywał wiecznie w areszcie. Mechanizm, który na moment został zastopowany, zostanie więc wkrótce uruchomiony na nowo i ruszy z nową siłą. Wszyscy, którzy dziś mówią o zagrożeniu wolności słowa, czekają na to z utęsknieniem, albowiem są jak Miles Davies wobec sceny rockowej. Rozumieją, że ktoś tych ludzi wynajął, żeby potrząsali głowami i udawali grę na gitarze oraz perkusji, ale wiedzą, że korzystniej jest z nimi współpracować. Pytanie na jakich zasadach? To wyjaśnić powinniśmy zadając pytanie – czy ktoś z dzisiejszych obrońców wolności słowa przypomina w zakresie swojej działalności Milesa Davisa? Choć troszeczkę, nie tak – jak się mawiało dawniej – po całości? No raczej nikt. Milesów Davisów na prawicowej scenie rozrywki intelektualno-emocjonalnej raczej nie ma. Króluje rytm umpa, umpa, a z tła słychać diabelskie skrzypce. Każdy jednak stanie wobec dylematu być albo nie być. Każdy – powtarzam. Niektórzy już stoją wobec tego dylematu od dawna, albowiem ich kanały zostały usunięte z YT, co jest jawnym dowodem na łamanie wolności wypowiedzi. Niestety nic z tym nie można zrobić, bo nie ma odpowiednich narzędzi. Czy one się znajdą? Rzecz jasna nie, bo nie o to chodzi, by robić karierę na YT, ale o to, by polaryzować opinię publiczną w kraju i dzielić ją według korzystnych dla kogoś osi. Do tego nawoływanie o wolności jest koniecznie potrzebne. Im słabszy koncert rockowy, im mniej w nim muzyki, a więcej potrząsania głowami i udawania gry na gitarze, tym głośniej trzeba z offu nawoływać o łamanych prawach i gwałconej wolności. To jednak nic nie pomaga, albowiem takich obrońców wolności jest już bardzo wielu. Tak wielu, że portfele entuzjastów wolności, którzy swoimi groszakami wspierają te inicjatywy zrobiły się bardzo chude. Innych zaś źródeł finansowania nie widać. Dlaczego? Bo nie ma odwrotu, kiedy się raz wkroczyło na tę drogę. Można tylko czekać, aż ktoś przeskaluje tę całą grę z wolnością i ją wprost zakwestionuje nakazem prokuratorskim. I to się właśnie stało. Obrońcy wolności odetchnęli z ulgą. Dostarczono im paliwa na dalszą jazdę. Dyskusja o wolności słowa rozgorzeje teraz na dobre. Po uchyleniu nakazu będzie jeszcze bardziej dynamiczna i tak, aż do chwili kiedy okaże się, że w tym świecie, gdzie triumfuje wolność, najbardziej niepotrzebni są tylko obrońcy wolności. Ciężar zaś wymiany treści rozrywkowo-emocjonalnej, przeniesie się w zupełnie inne miejsca. Powtarzam – to jest nie do zatrzymania, albowiem ma charakter pokusy. I każdy w dodatku wierzy, że jemu się akurat uda. Nikt nie pyta, jaką cenę zapłacił Miles Davies za porzucenie dotychczasowego stylu i zmianę konwencji. Nikt nie pyta, albowiem 90 proc. obrońców wolności w ogóle nie wie, o czym ja teraz nadaję. Co to jest za komunikat, bez nerwu, bez ikry, bez nazwisk przede wszystkim, bez oskarżeń, bez rozdzierania szat, bez podniesionych głosów, bez wyrazu ojczyzna i innych wyrazów nieodmiennie się z nim kojarzących, bez powoływania się na autorytety, bez popadania z widowiskowe zamyślenie i przebierania się w różne stroje? Co to jest za komunikat? Otóż to jest ostrzeżenie. Ja na pewno nie skorzystam z okazji, by podnieść sobie klikalność takim lansem i na pewno nie wystąpię w obronie rzekomo naruszanej wolności słowa. Uważam bowiem, że wszyscy, którzy tak czynią idą w bardzo ciężką niewolę. I nie ma tu znaczenia fakt ile publiczności zgromadzili na swoich koncertach bez muzyki i jaką mają klikalność. To są sprawy w tej chwili nieważne, a nawet szkodliwe.

I popatrzcie jak wiele się zmieniło do czasów salonu24, gdzie mieliśmy przez parę lat rzeczywistą wolność słowa. Dziś nikt by nawet nie zrozumiał o co się tam spieraliśmy. Wszystko zostało sprowadzone do kilku gestów, bo nie słów przecież. I nie ma chyba już powrotu do tamtych czasów. No, ale – powtórzę – stoimy wszyscy przed wyborem – być albo nie być. Trzeba się decydować i to już.

Jeszcze słowo na koniec, dotyczące wolności na rynku i wolności dyskusji. Żeby prowadzić dyskusję musimy wskazać adwersarza, określić go jakoś i użyć przeciwko niemu argumentów. To wszystko zwiększa jego rozpoznawalność. Wielu zaś naszych adwersarzy nie zachowuje się w ten sposób. Właśnie dlatego, żeby nam czegoś nie przybyło. Z ochotą jednak ukradną wszystko co zostanie tu opublikowane i ogłoszą jako swoje. Nic im przecież nie można zrobić. Walczą wszak o wolność słowa. Dlatego nie można już prowadzić polemik w starym stylu, trzeba zmienić podstawy i paradygmat dyskusji, żeby w ogóle przetrwać.



tagi: rynek  sprzedaż  propaganda  polemika  dyskusja  zarządzanie  wolność słowa  pozycjonowanie 

gabriel-maciejewski
20 listopada 2021 09:06
18     2088    17 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Mathias92 @gabriel-maciejewski
20 listopada 2021 09:52

A,, Kamraci " siedzą w areszcie po inscenizacji w Kaliszu.  Wojciech Olszański vel Aleksander Jabłonowski chcę pójść w ślady Eligiusza Niewiadomskiego. Ciekawe czy ten cały szum skończy się jak z Panem Zbigniewem Stonogą, szum i chęć walki w komentarzach w internecie a główny bohater w więziennej celi. 

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @Mathias92 20 listopada 2021 09:52
20 listopada 2021 09:54

Nie bardzo rozumiem po co pan napisał ten komentarz, przeczytawszy uważnie mój tekst....

zaloguj się by móc komentować

smieciu @gabriel-maciejewski
20 listopada 2021 11:03

Tak po prawdzie to Pan też mógł popełnić parę błędów w kwestii portalu SN. Ja starałem się jakoś wykazać że potrzebne jest większe otworzenie się na ludzi. Błędem jest czynienie z tego miejsca specyficznej elitarnej grupki gdzie każda nowa osoba spotyka się szybko z naskokiem tutejszych bywalców mających poczucie wyższości nad innymi. Pisałem wprost że SN odrzuca nowych, że trzeba mieć masę samozaparcia i twardą skórę by tu przetrwać. Większość ludzi szybko obraża się, unosi honorem i spływa. I tak pozostaje to kółko ciągle tych samych osób. Ta sytucja jest idealna dla tych którzy chcą kraść tutejsze treści. Im zwisa to wszystko, oni będą tu regularnie zaglądać traktując jako źródło do tematów do podebrania. A ponieważ SN no, po prostu jest pewną niszą, wydaje mi się raczej nieznaną, to mogą śmiało to robić wiedząc jak trudno będzie komuś trafić do źródła.

Z drugiej strony ta niszowość sprawia że portal SN nie przeszkadza nikomu. Mam tu na myśli wyższe czynniki decyzyjne, które jak Pan pisze tylko przebierają nóżkami by pobawić się w jakąś cenzurę. Taką czy inną metodą. I tutaj mamy ciekawą kwestię kim są ci ludzie? Test na to kto rzeczywiście rządzi w Polsce. Bo co jeśli przykładowo SN stanie się sławny i ludzie tutaj będą cieszyć się pełną wolnością słowa. Ale pojawią się smutni panowie i powiedzą lub innymi metodami zasugerują że tak nie można. Skąd oni będą. Z PiSu?

Nie wiem jaką drogę powinien obrać portal SN ale mamy kilka pewników.

Po pierwsze ten portal jest ważny a wiele wskazuje że może być coraz ważniejszy jeśli dojdzie do załamania klasycznego rynku książek co jak widać jest już testowane. Zresztą to ciekawa kwestia o której nawet miałem coś napisać ale mniejsza. Portal SN jest naprawdę ważny.

W takim układzie warto by sprawić by naprawdę więcej ludzi to zaglądało. By naprawdę stał się jakąś alternatywą. Co z tego że napisze pan 15 tekstów o Bartosiaku skoro nie trafią one do ludzi, którzy oglądają Bartosiaka? To jałowa robota. Tutaj pewnie mało kto ogląda Bastosiaka. Ja nie wiem nawet jak kolo wygląda, gdyby nie Pana teksty w ogóle by mnie ta postać nie zainteresowała... Słowem jeśli Pan chce by wiedza o Bartosiaku miała sensowne oddziaływanie to trzeba się otworzyć na Bartosiakową publiczność. Innego wyjścia nie ma ale ma to swoje oczywiste konsekwencje. Przybędą tutaj ludzie tacy i inni. Będą pisać wiadomo co. No ale ważniejsze jest że trzeba będzie też do tego podejść ze spokojem. Sprawić by tutejszy lud nie rzucał się na nich jak sępy, naprawdę jest tutaj paru nadgorliwców.

Na SN zapanuje większy chaos w takim układzie. Nie bedzie Pan w stanie kontrolować wszystkiego, będzie musiał się Pan zdać na pomoc innych.

Drugą sprawą co jeśli SN przetrwa, rozwinie się i odniesie prawdziwy sukces? Czy kogoś to nie zaboli? To osobna kwestia. Można działać jak dotychczas, wtedy ta kwestia się nie pojawi ale też wszystkie te zjawiska, które Pan opisuje będą rozwijać się najlepsze, sceną będą rządzić gitarzyści z wyrazistą gestykulacją i Pan nie będzie mieć na to żadnego wpływu.

Takie są moje uwagi. Ja jestem za otworzeniem się ale też jasne jest że wtedy SN trudno będzie utrzymać swoją obecność tożsamość. Ale świat się zmienia... Polska ma być Nowym Ładem. Tak samo Ameryka zapodaje mega ustawy, które zaprowadzą tam Nowy Ład. Może i SN potrzebuje się zmienić jeśli celem ma być jakaś konfrontacja i wpływ na to co się dzieje. Ale to oczywiście sprawa i wola szefa SN... Wyraziłem tylko swoje uwagi....

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @smieciu 20 listopada 2021 11:03
20 listopada 2021 11:07

Jeśli czegoś nie rozumiemy, naprawdę lepiej milczeć....

zaloguj się by móc komentować

K-Bedryczko @gabriel-maciejewski
20 listopada 2021 11:15

A niby jesteś miłośnikiem marszy. Szacun.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @K-Bedryczko 20 listopada 2021 11:15
20 listopada 2021 11:17

Ale w wersji, że grają, a nie że tupią

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @gabriel-maciejewski
20 listopada 2021 13:44

"Można tylko czekać, aż ktoś przeskaluje tę całą grę z wolnością i ją wprost zakwestionuje nakazem prokuratorskim."

W sumie kończy się to nakazem prokuratorskiem, ale wcześniej jeszcze któryś z obrońców wolności musi zmieszać jakieś kluczowe słowo związane z diasporą z rynsztokiem, tak jak to zrobił tow. Gryguć, albo jak ten wolnościowiec w koszulce Camp Aushwitz i z szubienicą w tle - 6 stycznia 2021 Capitol Hill:

zaloguj się by móc komentować

Alrus @gabriel-maciejewski 20 listopada 2021 11:17
20 listopada 2021 14:31

Analogia bez zarzutu, konkluzja również. Problem w tym, że został pominięty bardzo istotny element, swiatło tak skierowanego reflektora oświetla nie to, co najważniejsze. Rzecz bowiem nie w tym, że rugują ze sceny za brak umiejętnosci grania, czy nawet fałsz samego występu. Główne oskarżenie i powód nie tego dotyczy, a faktu użycia melodii, której zakazuje grupa samozwańczych cenzorów. Tej melodii według nich nie wolno używać niezależnie od tego jakimi kwalifikacjami muzyk dysponuje, ani kim będzie ten muzyk. I to już jest groźne, bo w rezultacie ma zakneblować nie tylko beztalencia czy nawet fałszerza, a nas wszystkich. Na to nie można pozwolić. 

zaloguj się by móc komentować

maria-ciszewska @gabriel-maciejewski
20 listopada 2021 20:34

Uważam bowiem, że wszyscy, którzy tak czynią idą w bardzo ciężką niewolę.

Raczej już są zniewoleni, a te czyny są efektem zniewolenia.

zaloguj się by móc komentować

Paris @smieciu 20 listopada 2021 11:03
20 listopada 2021 21:05

Ales  Pan,  Panie  Smieciu  zapier***il,...

...  z  tym  swoim  "elaboratem"  !!!   

Nie  spodziewalam  sie  po  Panu  takiej  BEZCZELNOSCI,  ZUCHWALOSCI,...  i  NIEWDZIECZNOSCI.  Oczywiscie,  ze  wszystkie  te  Pana  "cenne  spoSZCZeRZenia"  i  "RZyczliwe  rady"  zdaja  sie  jak  psu  na  bude,...  a  poza  tym  jak  Panu  tak  zle  i  tak  sie  Pan  "dusi  w  tej  niszy"  to  po  kiego  grzyba  Pan  tu  przychodzi,  zaloz  se  Pan  swoj  portal  i  zastosuj  Pan  te  wszystkie  swoje  dete  "zlote  mysli"  !!!   

Coz,  pycha  zawsze  kroczy  przed  upadkiem,  niech  Pan  ZAWSZE  o  tym  pamieta.

Dobrej  nocy,

   

zaloguj się by móc komentować

Paris @gabriel-maciejewski
20 listopada 2021 21:09

TAK  TRZYMAC,  Panie  Gabrielu   !!!   !!!   !!!

A  wpis  swietny,

   

zaloguj się by móc komentować

umami @gabriel-maciejewski
21 listopada 2021 02:31

Rozumiem, że ta przytoczona anegdotka o Milesie była Ci potrzebna jako figura do tekstu.

To ja może kilka refleksji o Milesie.

Nic nie zdewastowało życia, wartości i obyczajów tak bardzo jak ten cały rock. Ten korowód trwa już ponad pół wieku a zdemoralizowanie (rozprzężenie) ludzi wprost galopuje. Nie chcę popadać w wysokie rejestry ale ciśnie mi się na usta: ogłupienie i opętanie.

Owszem jak wszyscy, zabawiający publiczność, i Miles Davis musiał się zderzyć z nową rzeczywistością. Tyle, że nie zderzał się z nową rzeczywistością pierwszy raz. W innej anegdotce o jakiejś białej kobiecie, ale już nie pamiętam o kogo chodziło (jakaś biała sława), Miles mówi: zmieniłem oblicze muzyki kilka razy a pani co zrobiła, oprócz tego, że jest biała?

Każdy, kto chce grać pierwsze skrzypce, jest pod przymusem wymyślania czegoś nowego, co utrzyma go na szczycie. I ludzie się temu pędowi zaprzedają. Chleją, ćpają, rozwodzą, bo raz obrany azymut na szczyt, uzależnia i poświęca wszystko inne.

Przytoczona przez Ciebie anegdotka to taki bon mot. Co to znaczy dogadać się z rockmenami? Miles był gwiazdą jazzu nie rocka. I najważniejsze — to nie był muzyk niezależny. Co gorsza był uzależniony od narkotyków i alkoholu. Mógł, co najwyżej, zagrać lub nie. Ale skoro podpisał kontrakt z wytwórnią, to był ich niewolnikiem. Im więcej ćpał i chlał, tym bardziej palił za sobą wszystkie mosty. Więc sam piłował pod sobą gałąź.

Mógł dalej grać jazz, chyba, że wytwórnia chciała zrezygnować z wydawania muzyki jazzowej, ale nie sądzę, bo do dzisiaj zarabiają na jego płytach. A jeśli chciał zdominować i ten odłam muzyki, to musiał jakiś element z tego świata włączyć do swojego. Tak się stało. W tym czasie wypada najbardziej psychodeliczny etap w jego karierze. Zaćpany do bólu. Są tacy, którzy cenią ten okres jego twórczości najbardziej, ale oprócz płyt In a Silent Way i Bitches Brew, których można spokojnie słuchać, to te inne nie są już takie przyjazne dla ucha a koncertowych nagrań bez skręta nie razbieriosz (celowo przesadzam, bo ja mogę słuchać wszystkich jego płyt). Co z tego, że przez moment nadal był gwiazdą — ten kompromis i nałóg wyrzuciły go z siodła na kilka lat. Nie wiem, czy stracił wszystkie zęby jak Tomasz Stańko, ale wrócił do grania dopiero na początku lat 80.

Miles Davies bardzo szybko zorientował się, że muzycy rockowi nie znają się na muzyce.

To nie jest prawda. Są tacy, którzy się nie znają ale są tacy, którzy robią to doskonale. Podam jeden przykład: kiedy po koniec lat 60. megagwiazdą stał się Carlos Santana, Miles zapożyczył od niego pomysł zestawu bębnów i różnych instrumentów perkusyjnych (co dawało więcej czadu i rytmu) i od tego momentu w skład jego bandów wchodzi klasyczny bębniarz i perkusjonista. Pojawiła się także gitara elektryczna. Santanie, po prostu, zazdrościł popularności. Tu rzeczywiście można mówić o tym być albo nie być, jednak fuzja jazzu z rockiem dała bardzo ciekawe efekty, w obie strony. Muzycy ze stajni Milesa założyli Weather Report, Return To Forever i Mahavishnu Orchestra. Santana także wszedł z tymi muzykami w fuzję z różnymi projektami. Także Jimi Hendrix i jego muzycy. Funkowy James Brown miał również wpływ na jazzmanów w tym czasie.

Grupy te grały, jedne dłużej drugie krócej, ale sam Miles szedł potem swoją drogą (jak już powrócił z niebytu). Muzycy zmieniali się w jego grupach bardzo często. Miał czuja do wybitnych talentów. Tak jakby chciał cały czas grać coś nowego i zajmować pierwsze miejsce ale tak działał przecież przez całe życie, pomimo rockmenów. Tu można dodać, że nie musiał tego robić, bo rynek się rozszerzył i odbiorca mógł przebierać do woli w tym co lubi a pogoń za pierwszym miejscem jawi mi się na takim polu mirażem, bo jak tu zadowolić wszystkich?

Czy ci mniej utalentowani rockmeni słuchali Milesa? Na pewno nie, bo ktoś kto, przysłowiowo, ma opanowane kilka chwytów na gitarze i drze mordę z samozachwytu nawet przez chwilę się nie zastanowi nad tym, czy się nie kompromituje. Imperatyw jest taki żeby szarpać i drzeć. A publika znajdzie się dla każdego.

W 1985 zawarte kontrakty przez Milesa spowodowały, że musiał się zrzec praw wydawniczych, więc prawie przestał nagrywać swoje kompozycje i głównie grał cudze. Koncerty stały się dużo ważniejsze od samych płyt. Nagrania zarejestrowane na płytach pozostawiają spory niedosyt, za to rozwinięte podczas koncertów, grane w różnych składach i aranżacjach ukazują dopiero zawarty w nich potencjał.

Wielu ludzi nie lubi ostatniej dekady muzycznych dokonań Milesa, traktując ją jako zjazd w dół, rozmienianie się na drobne i zatratę w pop. Ja mam ogromny sentyment do tego okresu, bo jako 19-latek pojechałem na jego koncert w Warszawie w 88 (na ten w 83 byłem za smarkaty) i będę go bronił.

Z przykładu Milesa, jeśli uznać za fakt to dogadywanie się z rockmenami, wyciągam jeden wniosek: żadnych kompromisów.

zaloguj się by móc komentować

klon @umami 21 listopada 2021 02:31
21 listopada 2021 02:50

Uważam, że po przeczytaniu ostatnich notek Gospodarza Miles nie miałby nic przeciw, aby anegdota o nim stała się "figurą do tekstu". Sądzę, że by zrozumiał.
Obaj panowie opanowali sztukę wydobywania najdoskonalszych dźwięków poprzez ciszę, niedopowiedzenie.

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @maria-ciszewska 20 listopada 2021 20:34
21 listopada 2021 22:05

To jak ten instrument w ...

stodole.

 

P.S.

.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować