-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

Nuda małych miasteczek i szerokie krajobrazy (1)

Zadzwonił tu ostatnio kolega i podsunął mi pewną, niezwykle inspirującą myśl. Oto finalnym produktem „nowoczesności”, tak jak się ją opisuje dzisiaj, jest nuda małych miasteczek. To nie jest, być może, dokładnie zrozumiałe, ale jak się dobrze nad tą kwestią zastanowimy musimy przyznać, że myśl jest bliska genialności. Triumf metropolii, miasta molocha, a nawet nie molocha tylko takiego zwykłego miasta, gdzie koncentrują się przemysł i transport, miasta równie zapyziałego, jak wszystkie inne, pozbawionego inwencji własnej, a sprzedającego jedynie cudze, lekko podrasowane produkty i idee, jest finałem nowoczesności, post nowoczesności, czy czego tam chcecie.

Produktem ubocznym procesu, który nędznym dziurom nadaje charakter metropolitalny, jest małomiasteczkowa nuda. Jest to stan wywoływany sztucznie, poprzez przepisy, jak za komuny, albo stan wymuszany, albowiem tak naprawdę, w małych miasteczkach nigdy nie było żadnej nudy. I nie ma jej dzisiaj, choć wielu się stara, żeby była.

Po takim wstępie, chciałbym rozwinąć myśl inną, dotyczy ona nauczania historii, poprzez perspektywę wykonaną w wielkim mieści. To jest bardzo konkretne miasto i jest nim Londyn. Tak z grubsza wygląda, choć mało kto to dostrzega, techniczna strona szczegółowego opisywania dziejów przez akademików. One, nie zawsze, ale w przeważającej masie przypadków są opisywane z perspektywy Londynu. Nawet jeśli autorzy nie czynią tego specjalnie, mechanizm jest tak ustawiony, że nie można go w zasadzie samemu zmienić. Żeby to zrobić trzeba by było zacząć od reformy edukacji historycznej na poziomie podstawowym. To nie byłoby trudne, gdyby objęte zostało patronatem państwa, które posiada doktrynę i troszczy się o przyszłość. Troska zaś o przyszłość polega na wychowywaniu obywateli. Nie w duchu który został tu przyniesiony wiatrem z miasta molocha, bynajmniej, całkiem inaczej. Kłopot w tym, że my w ogóle nie możemy postawić takiego postulatu, albowiem zostanie on zdewastowany przez jego entuzjastów i całkowicie unieważniony. I wynika to także z faktu, że nowoczesność zatriumfowała. O czym ja w tej chwili myślę? Zaraz wyjaśnię. Mamy wśród nas kilku nauczycieli historii. Niektórzy, jak rotmeister, mieszkają w atrakcyjnych miejscach, o których łatwo jest opowiedzieć dzieciom w szkole i łatwo te dzieci zainteresować dziejami miasteczka, czy regionu. Są jednak miejsca, takie jak to, z którego ja pochodzę, gdzie przekaz emocji i informacji związanych z dziejami lokalnymi jest trudny. Wynika to z ubóstwa kultury materialnej, braku dostępu do formuł prefabrykatów, które ułatwiłyby dzieciom przyswajanie wiedzy, a także ze specyficznego sprofilowania wiedzy akademickiej, która niesie ze sobą wyłącznie pogardę dla lokalnej tradycji, nawet jeśli tej tradycji dotyczy. Jest w małych miastach wielu zaangażowanych nauczycieli, którzy rozumieją potrzebę zmiany perspektywy, po to, by wychować obywateli właśnie. No, ale wyobraźcie sobie teraz, że państwo ogłasza jakiś suto finansowany program odnowy metod nauczania historii. I dzieci we Frampolu, zamiast jechać na wycieczkę do Krakowa, stają na rynku, swojego miasta, gdzie nie ma już kamienic, nie ma w zasadzie nic i słuchają wykładu o dawnych czasach, kiedy rynek w ich mieście był większy niż ten krakowski. Do tego leci jakaś multimedialna prezentacja, którą wyreżyserował facet nie mający nic wspólnego z bratem ministra Glińskiego. To jest nie do wyobrażenia, albowiem ujawnia z miejsca, co jest rzeczywistym towarem na naszym rynku edukacji i co jest rzeczywistym deficytem. Jest nim uznanie. To zaś próbuje się zawsze wymusić, albo kupić. Nikt nie próbuje uznania zdobyć, a to z tego względu, że mogłoby się nie udać i jest ryzyko. No, ale ludzie ważni i poważni ryzyka podejmować nie będą. Potrzebne im są gwarancje. Stąd wszelkie ruchy wokół wychowania obywateli i nauki historii w duchu innym niż ten przywiany wiatrem z miasta molocha, nie wchodzą w grę. Załóżmy, że jednak powstałaby taka sieć szkół i sieć nauczycieli oddanych sprawie, tak jak powstały jednostki wojsk terytorialnych. Cóż potem robić z tymi wychowankami, kiedy oni byliby najgroźniejszą konkurencją dla niejawnie działających gangów sposnsorowanych przez metropolię, a jeśli nie byliby nią i poszukiwali spełnienia zawodowego, staliby się najgorszymi wrogami państwa, które coś im obiecało, a potem nie umiało tego dotrzymać. Pozostaje jeszcze kwestia atrakcyjności przekazu. Ten jest formułowany przez akademię, która – lekceważąc, a w zasadzie olewając całą swoją produkcję – pilnuje by atrakcyjność przekazu skupiona była wokół pewnych niezmiennych formuł. Upraszczając rzecz krańcowo powiedzieć możemy, że w obszarze o nazwie „edukacja historyczna w Polsce” rządzą „człowieki renesansu”. I mowy nie ma, żeby ich usunąć. To jest niewykonalne i nam się też nie uda. Jesteśmy za słabi, żeby zrobić cokolwiek ze starym, globalnym programem edukacji nowoczesnej, która usunęła z horyzontu kościoły i świętych, a na to miejsce wstawiła propagandystów, agentów, inwestorów zagranicznych i heretyków. Jest w tym wszystkim jeden lekko jaśniejszy punkt. Już o nim wspomniałem – uznanie. Akademia strzegąc narzuconych, bo przecież nie wypracowanych, zasad, nie dystrybuuje już uznania. Ono jest wyszydzone i leży gdzieś w śmietniku. Uroczystości akademickie to rzewne jaja, a stroje, w których akademicy na nich występują, nie nadają się nawet do operetki. Kariera akademicka to dziś co najwyżej jakieś stuosobowe grupy fanów tego czy innego „głosiciela prawd doraźnych”. Reszta nie ma żadnego uznania, musi za to zbierać punkty, za które nie można kupić nawet kartonu mleka, nie mówiąc już o papierosach czy wódce. To wszystko nie zdejmuje z akademików odpowiedzialności za realizację zadań, które są podstawą ich egzystencji – pilnowania hagady. Nie zwalania ich też z obowiązku publikowania książek. Te zaś muszą być wyprodukowane w „technologiach nowoczesnych”. I nie może się tam pojawić nic, co choć trochę zaniepokoiłoby Saurona. No, ale się pojawia, nie można bowiem zorganizować piramidy kłamstw i głupstw, licząc na to, że nikt się „nie skapnie”. Poza tym produkcja książek kosztuje. Ten koszt to przede wszystkim czas. Za poświęcony nauce czas, akademicy, nawet jeśli dostają pieniądze, to są one nieadekwatne do wysiłku. No, ale im nie chodzi o pieniądze, ale o uznanie. Tego zaś nie ma i być nie może, bo nie ma czytelnika. On mógłby się znaleźć, ale niestety trzeba by się było pofatygować do małych miasteczek, gdzie wieje nudą. Książki akademickie zalegają magazyny, a ludzie ich pilnujący, wiem to z całą pewnością, gotowi są na wszystko, byle tylko się ich pozbyć. Książki te są owocem wieloletnich badań i ciężkiej pracy, ale nikt ich nie czyta, koledzy zaś akademików lekceważą je ostentacyjnie. Pominę dziś, szeroki jak Jenisej, temat tych ludzi nauki, którzy jednak coś tam zarabiają i uzależnień, w których tkwią. Chcę skupić się na humanistach, z niewielkich ośrodków, którzy stosując znaną nam metodę „na renesans”, próbują, z wielkim poświęceniem wyjaśniać czytelnikom dzieje regionu. Myślę, że oni nawet nie przypuszczają, że ktoś może czytać ich książki, tak silne jest przekonanie o degradacji całych dyscyplin. To nie koniec. Jest jeszcze jedna kwestia, która dla pewnych osób, może być najważniejsza. Otóż akademicy, zostali dziś zdegradowani tak nisko, że kiedy proponuje im się, by ustawili się jako tło dla jakichś dziennikarzy, którzy zajmują się popularyzacją, oni się na to godzą. I uważają, że spotkało ich wyróżnienie. To jest moim zdaniem dno.

Powiem tak – Proszę Państwa, jako znany sprzedawca detaliczny, uważam, że źle robicie. Powiem też, że nie mam zamiaru szukać żadnych porozumień z autorami z akademii, zamierzam tylko, z maksymalnym zyskiem sprzedawać ich książki, na których – przekonałem się o tym wielokrotnie – nikomu poza mną nie zależy. Mi zaś zależy na nich nie dlatego, że chcę popularyzować wiedzę, ale dlatego, ze uważam iż mogą one przynieść zysk. Fakt, że go nie przynoszą leżąc w magazynach uniwersyteckich wydawnictw demaskuje całkowicie cały system i jego niewolniczy charakter. Sprzedaż – to jedyny sposób, żeby coś w tym systemie zmienić.

Rozpoczynam dziś, inspirowany książką, którą tu zaraz zaprezentuję, nowy cykl artykułów, zatytułowany „Nuda małych miasteczek i szerokie krajobrazy”. Książki, które będę sprzedawał, będą przeważnie drogie. Nikt ich nie musi kupować. Cenę będę ustalał sam, kierując się wyłącznie przydatnością zawartych w publikacji treści, do naszych tu rozważań, prowadzonych od lat. Im bardziej przydatna treść tym wyższa cena.

Teraz postanowienia końcowe. Dla wydawnictw jednotomowych cena nie przekroczy nigdy 120 zł, a dla wielotomowych 170 zł. Zastrzegam jednak, że mogą pojawić się w sklepie produkty absolutnie ekstra, które będą droższe. Będzie to jednak wielkie święto, zapowiedziane przeze mnie stosownym tekstem dużo wcześniej. To co napisałem nie oznacza, że nie będzie książek tanich. One będą, już są. Przypomnę, że „Pamiętnik podlaskiego szlachcica” kosztuje 30 zł. Jest wiele tytułów w bardzo przystępnych cenach.

Wprowadzając nową politykę kieruję się oczywiście chęcią zysku. To po pierwsze. Po drugie, chciałbym podnieść znaczenie niektórych tytułów, problemów i zagadnień, bo tylko w taki sposób mogę zwiększyć swoje zyski. Degradacja książek prowadzi do nędzy wydawców i autorów, a także do upokorzenia czytelnika, który – dysponując środkami – stoi pomiędzy wyborem – Ziemkiewicz czy Blanka Lipińska. To nie jest wybór. To jest metoda, służąca do tego, by przekonać nas, że metropolia rządzi i narzuca zasady. Tak nie będzie, merde, nie ma mowy.

I jeszcze na koniec – niech nikt nie podchodzi do mnie na razie z żadnymi propozycjami wydania czegokolwiek. Niczego, poza tym, co sam postanowiłem wydać, nie wypuszczę na rynek.

Od kilku miesięcy uważnie śledziłem pewien tytuł. Podejrzewałem, że choć napisany jest w dobrze znanym nam duchu, zawiera wiele rewelacji. I nie zawiodłem się.

Oto praca dr rab. Ireny Rolskiej „Firlejowie Leopardzi”. Wczoraj umieściłem tu inną książkę tej samej autorki, która dotyczy obiektów sakralnych powstałych na Lubelszczyźnie po soborze Trydenckim, dziś zaś mamy książkę o działalności gospodarczej, politycznej i edukacyjnej najsilniejszego gangu heretyków, jaki nosiła święta ziemia Najjaśniejszej na przełomie XVI i XVII wieku. Tytuł, sami przyznacie, jest dosyć ekstrawagancki. Teść zaś, samym tylko ciężarem własnym, wyłamuje się z ram, w które wtłoczyła je autorka. O Kochanowskim jest tyle, że wystarczy na tydzień czytania i analiz. Oczywiście nikogo specjalnie nie zachęcam. Wręcz będę zniechęcał, albowiem książka jest droga. No, ale jest też tak wielka, że jak ktoś się bardzo wzburzy zawartymi w niej treściami i ciśnie tym tomiszczem w jakieś żywe stworzenie, to życia mu potem nie wróci. Warto o tym pamiętać.

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/firlejowie-leopardzi/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/ksiazki-na-lato-i-ksiazki-na-lata/



tagi: książki  polska  historia  londyn  popularyzacja  akademia  nauka  firlejowie  renesans 

gabriel-maciejewski
27 czerwca 2020 10:33
46     4018    9 zaloguj sie by polubić
Postaw kawę autorowi! 10 zł 20 zł 30 zł

Komentarze:

cbrengland @gabriel-maciejewski
27 czerwca 2020 11:01

W mieście osiedlili się również rzemieślnicy z Flandrii i Holandii.

Niech będzie to zapamiętane po wsze czasy. Tak było. Do Rzeczpospolitej Polskiej emigrowano, by żyć dostanio i robić to, co się umie.

Niech ich wszystkich szlag trafi w tym Londynie, tfu. Może poczują, mam blisko :-) Dlaczego ja muszę tutaj być jako emigrant? I nie tylko ja przecież.

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @gabriel-maciejewski
27 czerwca 2020 11:03

" Sprzedaż – to jedyny sposób, żeby coś w tym systemie zmienić."

Zdanie klucz.

Ta nuda małych miasteczek, zaczęła się od tego, że wyssano ludzi do pracy w dużych miastach. Od jakichś ostatnich pięciu lat to zaczęło się bardzo powoli zmieniać, no ale to tylko pojedyncze osoby rozkręcają jakieś biznesy na miejscu(również dzięki sprzedaży internetowej).
Sądzę, że bez stworzenia wspólnoty która "okopie się" i zacznie zarabiać oraz tworzyć coś na miejscu u siebie, edukację będzie ciężko prowadzić. Zostanie tylko "dom kultury" i "gees".

zaloguj się by móc komentować

Matka-Scypiona @gabriel-maciejewski
27 czerwca 2020 11:45

Czytając notkę, przyszła mi następująca myśl. Jak będzie Pan wystawiał dobre książki naszych akademików za takie ceny (popieram, bo Pana piaskownica i Pana zabawki), to w końcu może się to roznieść dość szeroko. No i może być tak, że wyznacznikiem wartości akademika będzie to, czy trafi do księgarni Coryllusa czy nie. Ale byłyby jaja, co nie jest niemożliwe. Do tego jeszcze możliwość bycia zaproszonym na prelekcję na konferencji! O matko i córko! Normalnie Coryllward! 

zaloguj się by móc komentować

mniszysko @gabriel-maciejewski
27 czerwca 2020 12:06

… „chciałbym rozwinąć myśl inną, dotyczy ona nauczania historii, poprzez perspektywę wykonaną w wielkim mieście. To jest bardzo konkretne miasto i jest nim Londyn.”…

        Podobne myśli nachodziły mnie wczoraj o twoim tekście o wyobraźni. Zastanawiałem się, co to znaczy gospodarczo rozwinięty i prosperujący region w XVII wieku.

Mam konkretnie na myśli fakt, że jak słyszymy takie wyrażenie, to automatycznie wyobrażamy sobie liczne, ludne i bogate miasta. I nie przychodzi nam inaczej.

A to jest jedna wielka nieprawda.

Weźmy pod uwagę mój region w I połowie XVII wieku przed potopem szwedzkim. Mamy malutkie Kielce z zamkiem biskupim. Mamy dwa opactwa na Świętym Krzyżu i w Wąchocku. Na drugim krańcu mamy Iłżę z kompleksem zamkowym. W Iłży jest wołowym majdan. Od Kielc przez Święty Krzyż po Wierzbnik (przyszłe Starachowice) rozsiane kopalnie rud żelaza czy miedzi. Wszystko to przeplatane kuźniami, które są manufakturami metalurgicznymi czyli dzisiejszymi hutami. Wszystko to funkcjonuje w systemie sieciowych powiązań tzn. to są rozproszone ośrodki ale ze sobą powiązane. Nie ma zwartego zabudowania przemysłowego znanego z XiX wieku, które dewastuje krajobraz. A między tym są stawy cysterskie i nie tylko, pełne ryb czy czy uprawne areały w kierunku Wierzbicy. I mamy kolegiaty np. w Bodzentynie z kompleksem zamkowym i liczne parafie. To tak z grubsza.

Klasztory czy na św. Krzyżu, czy w Wąchocku czy parafie są jednocześnie jednostkami gospodarczymi powiązanymi ze sobą i ze światem siecią relacji ekonomicznych. Do tego doliczyć trzeba dobra ziemskie. Wszystko to funkcjonuje w ramach zobowiązań pańszczyźnianych, które są dwustronne, podkreślam idą w obie strony!

Miasteczek ci jest tam niewiele. Kielce, Iłża, Wierzbnik, Skarżysko, Nowa Słupia, Łagów... To jest właśnie Staropolski Okręg Przemysłowy. Podstawa między innymi materialnej potęgi żyjącego dużo, dużo wcześniej kard. Oleśnickiego.

Pytam się więc czy to jest region ekonomicznie zacofany, bo nie ma tam miast będących siedzibą gangów? Pamiętajmy, że miasta w Polsce mało co produkowały. Były przede wszystkim kumulacją pośredników. Większość warsztatów znajdowała się w dobrach kościelnych czy ziemskich. Mam tu na myśli manufaktury, huty, przędzalnie łącznie z  warsztatami rzemieślniczymi czy malarskimi lub innymi. Miasta to hurtownie i śmierdzące odchodami ulice pełne zamkniętych organizacji. Czy więc one mają być miernikiem postępu gospodarczego?

Tak więc liczne ludne miasta nie mówią nam nic o rozwoju gospodarczym. Mówią tylko, że jest dużo spekulantów.

zaloguj się by móc komentować

mniszysko @mniszysko 27 czerwca 2020 12:06
27 czerwca 2020 12:09

Nie dajmy sobie wmówić, że RON była gospodarczo zacofana, bo miasta były nielicznie i miały słabą pozycję. Miasta to pośrednicy spekulujący ceną. To ma być miernik prosperity ekonomicznej?

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @gabriel-maciejewski
27 czerwca 2020 12:44

Ciekawe, że podstawą mitologii mówiących w jidisz żydów jest wciąż szczęśliwe życie w zapyziałym sztetlu, a obrazy Chagalla budzą westchnienia i tęsknoty nie tylko spekulantów na rynku sztuki. Tylko Polak ma się wstydzić małych miasteczek i życia na prowincji, choć nawet komunistyczne elitki aspirują do posiadania dworu na wsi i stajni z końmi.

Kochajmy małe miasteczka i "zapyziałą prowincję", bo my nie trzeci świat, żeby była tylko stolica/city z drapaczami chmur na pustyni i wielkie nic wokół!

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @mniszysko 27 czerwca 2020 12:06
27 czerwca 2020 12:45

I na to Firlejowie budują swój konkurencyjny ośrodek w czworokącie Lubartów, Kock, Baranów, Ryki. I podpisują kontrakty na dostawy produkcji do Londynu przez Szczecin i Elbląg

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @Matka-Scypiona 27 czerwca 2020 11:45
27 czerwca 2020 12:46

Do tego pewnie nie dojdzie, ale zdziwienie na pewno będzie. Sprzdawcy w wydawnictwach już mnie lubią

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @jolanta-gancarz 27 czerwca 2020 12:44
27 czerwca 2020 12:47

No, ale Ziemkiewicz każde nam być dumnym z wieśniactwa, chyba po to, by potomkowie żydów karczmarzy mogli się wyróżniać in plus na naszym tle

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @Kuldahrus 27 czerwca 2020 11:03
27 czerwca 2020 12:47

Kiedyś małe ośrodki były lokowane, żeby organizować produkcję

zaloguj się by móc komentować


jolanta-gancarz @mniszysko 27 czerwca 2020 12:06
27 czerwca 2020 12:50

Wspaniały wykład historii regionalnej, z której składa się przecież cała nasza historia. Rzeczpospolita miała wiele ośrodków, wokół których skupiało się życie religijne, gospodarcze i polityczne. Kiedy Kraków utracił swoją rolę centrum politycznego, a także gospodarczego, pozostał jednak symbolicznym centrum, sakralizującym władzę: tu odbywały się od Łokietka wszystkie koronacje i tu spoczęli wszyscy królowie polscy, z wyjątkiem (taka sprawiedliwość dziejowa) tego ostatniego, co wyrok na swoje władztwo sam podpisał.

zaloguj się by móc komentować

tadman @Kuldahrus 27 czerwca 2020 11:03
27 czerwca 2020 12:50

Jest też ruch w drugą stronę.
Tworóg Mały i rozmowa z jego mieszkańcem przeprowadzona na gruncie neutralnym, czyli w szpitalu. Mówi o sobie że jest "szlązor" (jeżeli dobrze zapamiętałem), czyli mieszkają tam z dziada pradziada. Mówi, że ludzie go denerwują i stara się ograniczać swoje wyjścia z domu, bo chce uniknąć niechcianych spotkań. Odwiedza rodzinę (więzi rodzinne na Śląsku są o wiele mocniejsze niż w innych częściach kraju) i znajomych, jeszcze z okresu szkolnego. Najbardziej denerwują go ludzie, którzy przyszli tu z miasta, a ostatnio jest coraz więcej. Odpuściłby im wystawne domy, wysokie mury, którymi odgradzają się od tuziemców, ale jednego im nie może wybaczyć, że nie szanują miejscowych obyczajów. Zadaje mi retoryczne pytanie, dlaczego oni w niedzielę muszą kosić trawniki i to akurat kiedy my wracamy z kościoła.

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @gabriel-maciejewski 27 czerwca 2020 12:47
27 czerwca 2020 12:55

Zależy jakich wieśniaków ma się w rodzie. Jana Słomki, Pigonia, Klimka Bachledy czy takiego Romana Stopy chyba nie trzeba się wstydzić. Gorzej z takim Szelą:-)

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @gabriel-maciejewski 27 czerwca 2020 12:45
27 czerwca 2020 12:59

Pan Bóg jednak dość szybko pychę tych możnych heretyckich rodów (nie tylko Firlejów, także Bonerów, Górków i wielu innych) poskromił. Na szczęście zaczęli wymierać zwykle w 3., 4. pokoleniu, wcześniej zwykle grzecznie wracająć na łono Kościoła: https://pl.wikipedia.org/wiki/Firlejowie_herbu_Lewart

 

zaloguj się by móc komentować

tadman @Matka-Scypiona 27 czerwca 2020 11:45
27 czerwca 2020 13:09

Kradnę pomysł i to z lewej strony - "Paszport Coryllusa". :P Dobra, nie dam im satysfakcji i proponuję "Certyfikat Kliniki Języka"

Głośno myślę, który z wydawców miałby ochotę organizować potencjalnych czytelników i to przez dłuższy czas, licząc że ich przytrzyma jakością wydawniczej oferty, a oni dokonają u niego zakupów.

zaloguj się by móc komentować

mniszysko @gabriel-maciejewski 27 czerwca 2020 12:45
27 czerwca 2020 13:26

Ja zapomniałem napisać, że my patrzymy nie tylko z błędnej perspektywy ale również na krajobraz wielokrotnie zdewastowany. Zresztą te dwie rzeczy ze sobą się sprzęgają.

Znowu weźmy mój region - świętokrzyskie, bo tutaj to widać wyraźnie. Najpierw różne dewastacje wojenne od potopu począwszy przez powstania na II wojnie skończywszy. Potem dewastacje cywilizacyjne w postaci kasat czy narzucenia komunizmu a między tymi wszystkimi różnorakie "reformy": zniesienie pańszczyzny i reforma czynszowa. Zdaje mi się że Rootmeister zamieścił tutaj w SN fragmenty z gazet, które były demaskacją tej reformy czynszowej. Najgorzej na niej wyszli oczywiście chłopi, którym potem się wmówiło, że trzeba jeszcze grunta dworskie zabrać. Mamy więc reformę rolną jedną i drugą. I co dzisiaj widzimy? Jeden z najuboższych regionów Polski. Ani dobrze rozwiniętych upraw nie ma ani dobrze sobie radzącego przemysłu nie widać. Wszystko walczy o przetrwanie. Wprost trudno uwierzyć, że to był jeden z najbardziej prosperujących obszarów Korony, gdzie mógł powstać Krzyżtopór, zamek-pałac w Ujazdowie. Trzeba mieć i wiedzę i wyszkolone oko, żeby zobaczyć ślady minionej wspaniałości i przede wszystkim prosperity.

zaloguj się by móc komentować

Matka-Scypiona @tadman 27 czerwca 2020 13:09
27 czerwca 2020 13:37

To wszystko, co tu się dzieje jest fantastycznie ciekawe, bo jest PRAWDZIWE. A jak już wielokrotnie Gospodarz pisał - TYLKO PRAWDA JEST CIEKAWA. 

zaloguj się by móc komentować

cbrengland @gabriel-maciejewski 27 czerwca 2020 12:48
27 czerwca 2020 14:40

Ja wiem i dlatego stale gadam o tym ☺

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @jolanta-gancarz 27 czerwca 2020 12:55
27 czerwca 2020 15:01

Ziemkiewicz ma w rodzinie takich, których chęć szczera uczyniła oficerami

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @jolanta-gancarz 27 czerwca 2020 12:59
27 czerwca 2020 15:02

Odbiorca produkcji wycofał się do Moskwy i zostali na lodzie. 

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @mniszysko 27 czerwca 2020 13:26
27 czerwca 2020 15:02

No, ale nie można mówić o dewastacjach, bo mamy wszak postęp. Już w każdej zagrodzie jest sławojka

zaloguj się by móc komentować


Maryla-Sztajer @gabriel-maciejewski
27 czerwca 2020 15:11

Zaczynając przygodę z kwartalnikiem pisałeś, że trzeba zmienić optykę historyczną.

Wszystko pisze się patrząc od strony Londynu. Chciałeś byśmy zaczęli patrzeć z naszej perspektywy.

.

Było niedawno o Łokietku. Otóż to on pierwszy koronował się w katedrze Wawelskiej. Była zniszczona i ostała się część z konfesją sw Stanisława..i on tam się ukoronował.

Potem katedra została rozbudowana na zachód, ale trzeba było ,,sposobem,, omijać zakaz kościelny aby kolejni królowie mogli odbyć koronację. Już przy tzw ołtarzu koronacyjnym. Tzn usuwano stalle i nie było gdzie usiąść - przyjmowano że to wystarcza do zmiany charakteru miejsca :).

Taka anegdota lokalna, by pokazać że na wszystko jest sposób.

.

 

zaloguj się by móc komentować

Zyszko @mniszysko 27 czerwca 2020 13:26
27 czerwca 2020 15:13

Smutne i prawdziwe. świetność regionu przetrwala chyba tylko w nazwach miejscowości. Bo jakoś nie widzę, żeby  władze samorządowe eksponowały ten wątek naszej historii. 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @mniszysko 27 czerwca 2020 12:09
27 czerwca 2020 15:47

Pośrednicy zarabiający na spekulacjach ceną. To ma być, a raczej jest miernik "oświecenia", czyli ciemnoty, dewastacji średniowiecznego korporacjonizmu, o którym tak pięknie pouczył nas Karol Górski z pomocą rotmeistera, i ważnych społecznych funkcji Kościoła: prawodawczej oraz chroniącej zyski szlachty/kupiectwa/rzemiosła/włościaństwa/średniej klasy.  

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @mniszysko 27 czerwca 2020 12:06
27 czerwca 2020 16:05

Ożesz ... Miasta nigdy nie dażyłem sympatią. Nie z tych powodów o których tu Ojciec gęsto, bo nie byłem ich przytomny aż do lat niedawnych. Raczej dlatego, że z powodu nieodkrytego jakiegoś źródła błękitnej krwi w moim rodzie, było mi w mieście za gorąco latem, zimią za zimno. No i ten lepki brud. Nie wiem czemu wiejski gnój czegoś zawsze lepiej znosiłem.

Aha i pewnie dlatego, że moim rajem było wiejskie przedmieście małego, mazurskiego miasteczka, Janisberg, z głową św. Jana Chrzciciela w herbie. I tamżesz nomen omen byłem ochrzczony. Cały świat był tam poprostu, łącznie z podróżami międzyplanetarnymi. A owoców ile. Potop po prostu malin, truskawek, jabłek, śliwek, wiśni, wszystkiego czego dusza zapragnie. Wakacje to był czas odbijania sobie w Janisbergu po poście na miejskich makaronach i mrożonych pierogach z jakimś g. w środku, nazywanym "mięsem".

Była tam też sławna mleczarnia. Sery najlepsze w Rzeczypospolitej. Niebo w gębie. Były jeszcze w na początku wieku. Ale przyszło miasto i mleczarni łeb ukręciło. I teraz sprowadzają z Ełku. Masarnia naszczęście jest do dziś. Dawno tam byłem. 

zaloguj się by móc komentować



Kuldahrus @tadman 27 czerwca 2020 12:50
27 czerwca 2020 17:26

To nie jest ruch w drugą strone, to jest tylko zmiana miejsca zamieszkania.

Pisząc o zassaniu ludzi do pracy w mieście nie chodziło mi tylko o to, że ludzie zmieniali miejsce zamieszkania na miasto, ale ogólnie, że nawet nie mieszkając w mieście musieli tam pracować, bo nie mieli wyboru.

Zdewastowano kulturę rolną i przemysłową wsi i małych miejscowości, dlatego ludzie chcąc, czy nie chcąc musieli jeździć pracować do miasta.

zaloguj się by móc komentować

umami @gabriel-maciejewski
27 czerwca 2020 17:29

W tym Frampolu i okolicach co drugi mieszkaniec nazywa się tak jak ja :) Może trochę przesadzam. W Komodziance urodził się mój ojciec. Ja już we Wrocławiu. Może w końcu kiedyś tam dojadę i zobaczę ten rynek Butlera.

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @mniszysko 27 czerwca 2020 13:26
27 czerwca 2020 17:31

Ostatecznym zaoraniem i upadkiem były PGRy.
Cała organizacja tych "przybytków" była zaprzeczeniem nowoczesnej(tej prawdziwie nowoczesnej) gospodarki rolnej. Takie korpo tylko w wersji agrarnej.

zaloguj się by móc komentować

mniszysko @Kuldahrus 27 czerwca 2020 17:10
27 czerwca 2020 18:25

Ja o jednej rzeczy zapomniałem napisać. Do tego opisu trzeba koniecznie dołączyć gospodarkę leśną - uprawę lasów. Ówczesny przemysł bardzo silnie był związany z gospodarką leśną. To było strategiczne zaplecze dla wszelkich kopalń i przede wszystkim manufaktur metalurgicznych. Dlatego trzeba było te lasy uprawiać, aby zawsze mieć drewno pod ręką. Inaczej powstałby fenomen Libanu, gdzie wyrażenie cedr z Libanu jest praktycznie tylko figurą literacką.

Tak więc mamy region o bardzo złożonej kulturze gospodarczej w jej głębokim zasadniczym rozumieniu. No i przede wszystkim wieś nie była biedna. To była wieś, której szlachta z zawiści przez ustawy sejmowe zabraniała posiadania złotych przedmiotów. Znaczy się wieśniaków było na to stać.

Cywilizacyjnie aż do XVIII wieku zasadniczo wieś w stosunku do miasta stała na lepszej pozycji. Przypominam np. szafy w której spali np. mieszkańcy niderlandzkich miast, aby mieć ciepło. Ten mit miasta, który mamy zakodowany w naszych głowach jest z gruntu nieprawdziwy. Miasta żyły z jarmarków, to była ich podstawa.  To były siedziska pośredników. Te lepsze obsługiwały sankturaria, opactwa czy wielkie dwory.

zaloguj się by móc komentować

Pioter @mniszysko 27 czerwca 2020 18:25
27 czerwca 2020 18:37

Za początek istnienia miasta na danym terenie przyjmuje się prawa targowe. Była to więc od samego początku organizacja handlowa. I albo podporządkowywała sobie słabszych (jak Wenecja, Genua czy City) albo zrzeszała się we wspólnym interesie (jak Hanza). Miasto nie istnieje bez kupców (i nie chodzi o kramarzy czy sklepikarzy) - i odpowienio wymuszanych siłowo praw do zakazu handlu poza targiem czy jarmarkiem (wpisanych w przywileje miejskie wprost).

Miasta w takiej postaci okazały się już niepotrzebne na przełomie XVIII/XIX wieku. Ostatecznie ich przywileje zniosła epoka napoleońska i następująca później urawniłowka, czego znaczącym przykładem była likwidacja Wenecji właśnie.

zaloguj się by móc komentować

bulk @gabriel-maciejewski
27 czerwca 2020 22:38

Powiem tak. Kiedyś myślałem, że reaktywacja szkoły z internatem na wzór Zakładu Naukowo-Wychowawawczego Ojców Jezuitów w Chyrowie, która była jak na początek XX w. nowoczesna pod tym względem, że potrafili zachować wględny rygor (kary cielesne, noszenie oślej maski z uszami) może coś zmienić. Chyrów, co prawda nie jest tak daleko oddalony od politycznej granicy pl-ua, a budynki wciąż stoją w jako takim stanie. Napisałem, że ta jednostka była nowoczana. Chodzi o to, że na był początek XX w. a w ta Szkoła Jezuitów miała już trzy boiska do piłki nożnej, ba, każda klasa stanowiła osobną drużynę i miała własny strój piłkarski (pisze o tym Józef Garliński w Świat moich wspomnień t. I). Myślałem, że być może skoro Chyrów jest poza zasięgiem, dobrym miejscem byłyby dawne zbudowania w bardzo dobrze zachowanym opactwie w Lubiążu. Niemniej jednak faktycznie mamy doczynienia z globalną narracją faktów dokonanych, a jedyną obroną przed tym jest nalot dywanowy własnych argumentów. No cóż, reaktywacja jednej dwóch placówek na wzór tej w Chyrowie byłaby słuszna i doniosła, niemniej jednak byłaby ona na osi konfliktu z centralnym ośrodkiem szkolnictwa w naszej Wawie.

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @gabriel-maciejewski
27 czerwca 2020 22:46

Piszesz:

"Uroczystości akademickie to rzewne jaja, a stroje, w których akademicy na nich występują, nie nadają się nawet do operetki."

Immatrykulacja na UG. Aula pełna świeżaków. Spóźniona wchodzi pani profesor Senyszyn w swoich sado-maso strojach. Ryk śmiechu świeżaków nie do opanowania... Bo to nie były rzewne jaja, a jaja prawdziwe. 

Damy o nieokreslonych preferencjach, ale z kadry naukowej wydziału humanistycznego UG, brały agresywny udział w paradzie zboków w naszym mieście, co to niesiono waginę na patyku, nawiązując do procesji Bożego Ciała. Co to prezydentka Dulkiewicz wraz z progeniturą brała w tym udział. 

Zatem już wolę te stroje akademików - mnie nie przeszkadzają. Może to już jedyny ślad tradycji wszechnicy? 

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @bulk 27 czerwca 2020 22:38
27 czerwca 2020 22:50

Charyzmat jezuitów jakby już mocno zmieniony - czy udźwignąłby misję szkolną, o którą nam chodzi? 

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @KOSSOBOR 27 czerwca 2020 22:46
28 czerwca 2020 08:48

To jst degradacja. Jedyne co im zostało to zainteresowanie studentów wywoływane sposobami na Senyszyn

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @bulk 27 czerwca 2020 22:38
28 czerwca 2020 08:49

Żadna reaktywacja niczego nie załatwi. Młodzi ludzie przychodzą do szkół albo zdeprawowani, albo naiwni, można więc tylko zrobić krzywdę jeśli nie istnieje cały system dobrego kształcenia

zaloguj się by móc komentować


gabriel-maciejewski @umami 27 czerwca 2020 17:29
28 czerwca 2020 08:51

Akurat znałem kogoś stamtąd kto się nazywał inaczej

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @mniszysko 27 czerwca 2020 18:25
28 czerwca 2020 10:25

Właśnie tak.

 

Miasta muszą mieć rolę podległą(służebną) wobec wsi. Miasta-molochy to wynaturzenie, nie dość, że w takich miastach tworzą się obszary biedy, to te miasta jeszcze "połykają" wieś i dewastują ją.

zaloguj się by móc komentować

Zdzislaw @mniszysko 27 czerwca 2020 13:26
28 czerwca 2020 11:03

Choć emocjonalnie jestem z Wami wszystkimi, to nie mogę - jako ten "techniczny" - nie zwrócić uwagi na aspekt właśnie techniczny wytwórstwa dóbr wszelakich. Wspomniana tu epoka manufaktur to okres przedprzemysłowy, gdzie źródłem  napędu maszyn była spiętrzona woda lub wiatr. Stąd rozproszenie produkcji było oczywistą konsekwencją rozproszenia źrodeł energii do napędu maszyn jak i niewielkiej mocy uzyskiwanej z każdej "jednostki" napędowej.

Wynalazek maszyny parowej zmienił ten układ radykalnie i nieprzypadkowo epokę, która po tym nastała, nazwano rewolucją przemysłową. Oczywistym jest, iż jedna duża maszyna parowa napędzająca setki maszyn tkackich (zostańmy już przy tym "ziemioobiecanym" przykładzie) była bardziej ekonomiczna niż setki maszyn parowych postawionych każda przy jednym warsztacie tkackim. Stąd oczywistym skutkiem była centralizacja produkcji i wszelkie płynące stąd skutki społeczne. A stan ten trwał (w pewnym stopniu nadal trwa) przez niemal trzy stulecia (u nas maksymalnie dwa, raczej półtora). I nie zmienił tego wynalazek napędu elektrycznego, pozwalającego zlikwidować "kilometrowe" wały transmisyjne na rzecz indywidualnych silników przy każdej maszynie, choćby z tego powodu, że stan obecny - prąd w każdej zagrodzie - tak naprawdę liczy sobie niewiele dziesięcioleci, nawet na sławetnym zachodzie, i na początku w tej zagrodzie służył najpierw do zapalenia żarówki i włączenia radioodbiornika. A do napędu dużych machin najpierw trzeba było stworzyć ogólnokrajowy (kontynentalny) system energetyczny, który to proces nadal nie jest zakończony.

Kto wie jednak, czy nie zaczęliśmy juz powracać do ówczesnego systemu organizacji produkcji. Wiele oznak na to wskazuje. Miasta się wyludniają, a coraz więcej poważnych, niekoniecznie dużych wytwórni lokalizuje się na wsi

zaloguj się by móc komentować


Andrzej-z-Gdanska @gabriel-maciejewski
28 czerwca 2020 18:56

Ostatnio CORYLLUS ma serię bardzo ciekawych notek - to dobrze i dziękuję. Niestety nie zawsze nadążam z czytaniem i zrozumieniem, ale to mój problem.

Urodziłem się w Gdańsku i cały czas tam mieszkam.

W Gdańsku jest jakiś ruch samochodowy. Kiedyś od czasu do czasu jeździłem do Warszawy i tam trudno mi było się włączyć do ruchu z bocznej uliczki, bo trzeba było prawie wymuszać wjazd - taki zwyczaj, do którego trudno się przyzwyczaić. 

Stąd faktycznie małe miasteczka są "nudne" i nic się nie dzieje. Jednak autorowi notki pewnie nie o to chodzi. Człowiek, który nudzi się w małym mieście może również zanudzić się w dużym, bo to nie zależy od wielkości miasta, ale od "wielkości" człowieka. :)

Mnie się coraz mniej podoba duże miasto chociaż oferuje sporo wygód. Czuję sie trochę jak w obozie chociaż bramy miejskie prawie nie istnieją a na pewno nie ograniczają wejścia do miasta.

Duże miasta są wygodne do zarządzania władzom miasta mówiąc oględnie i wiemy co się za tym kryje i co było szeroko tutaj opisywane. Można chyba porównać trend do powiększania miast w coraz większe do eliminacji gotówki na rzecz płatności drogą elektroniczną - zwiększa się możliwość inwigilacji obywateli co różne "władze" bardzo lubią - mieć ludzi pod kontrolą; nawet tą potencjalną. Do tego dochodzi instalowanie kamer w mieście co to ma zwiększać tzw. bezpieczeństwo obywateli takiego miasta.

W ogóle temat jest szeroki jak rzeka.

Na koniec chciałem coś napisać na temat polityki cenowej książek prowadzonej przez Gospodarza. Jest takie powiedzenie, które mi przychodzi na myśl - może niesłusznie: winny się tłumaczy. 

Uważam, że wszyscy kupujący są dorośli - i ja też. Na moim przykładzie powiem, że jak mam pieniądze (czasami ich nie mam) to kupuję książki, jeśli mi się podobają i są dobre - dla mnie. Ogólnie rzecz biorąc ludzie nie cenią tego co jest za darmo, ale cenią coś do czego doszli mniejszym czy większym wysiłkiem. Uważam ponadto, że mamy "kulawy", ale szczątkowo wolny rynek i tego trzeba się trzymać. Natomiast tych co widzą jakieś wyimaginowane "nieprawidłowości" w cenach powinni się zająć różnymi aferami i przekrętami na na prawdę wielkie pieniądze, które codziennie ogłasza telewizor. Można, po skutecznym wykryciu takich afer, zostać sławnym! "Śledzenie" zaś, cen książek na SN żadnej sławy nie przysporzy. :((

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować