-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

Mistrz Twardowski czyli mnóstwo drobnych szczegółów

Tak zwane wywołanie ducha Barbary Radziwiłłówny nastąpiło, jak twierdzi Roman Bugaj, autor książki Nauki tajemne w dawnej Polsce, w roku 1569. Główną bohaterką tej inscenizacji, nie była bynajmniej królowa Barbara, ani nawet Zygmunt August. Była nią inna Barbara, de domo Giese, córka kupca warszawskiego pochodzącego z Frankonii. Literatura wspomina ją jako Barbarę Giżankę. Opisy tego wydarzenia są tyleż ułomne co komiczne. Wszyscy zgadzają się co do tego, że król został oszukany, ale nikt nie dopatruje się innych niż merkantylne motywów oszustwa. Oto dworzanie, ludzie z istoty zepsuci i zmanierowani, widząc słabość swojego pana, drwią zeń podsuwając mu fałszywą małżonkę, a następnie ujawniają oszustwo i instalują ową flamę przy królewskim boku, po to, by czerpać korzyści z całej sytuacji i wymuszać na królu różne aktywa. Od pieniędzy poczynając, na ziemi kończąc. Ci dworzanie, to bracia Mikołaj i Jerzy Mniszchowie. Jeden z nich, ten drugi, był królewskim pokojowcem, a pierwszy znał wcześniej Giżankę, uznał, że jest ona kropka w kropkę podobna do zmarłej królowej i, jak mawia brzydko margines społeczny, przeleciał ją, kiedy była w klasztorze, a następnie wraz z bratem podsunęli ten zatruty owoc królowi. Zygmunt musiał być stale pod wpływem narkotyków, nie można bowiem inaczej wytłumaczyć jego zachowania, degrengolady i słabości w ostatnich latach życia. Miał przecież tych lat ledwie pięćdziesiąt. Sama melancholia po stracie żony nie mogła go doprowadzić do takiego upodlenia, tym mniej jest to prawdopodobne, że nie stronił od towarzystwa kobiet i miał liczne kochanki. No, ale wśród nich najważniejsza była Giżanka.

Skoro mamy dworzan, z których jeden był później reżyserem przedstawienia zatytułowanego Dymitriada, trudno nie sięgnąć po dzieło Łukasza Górnickiego Dworzanin polski, opisywane przeze mnie w II i III tomie Baśni polskich. Górnicki był, że się tak brzydko wyrażę, wyinterpretowany na wszystkie możliwe sposoby. Nie próbowano jednak nigdy wyjaśnić zagadek tkwiących w jego dziele dosłownie. To znaczy, tak, byśmy wiedzieli kogo mamy przed sobą. A mamy dworzan królewskich, tę bandę degeneratów, oźralców, opilców i innych zboczeńców, a także dworzan biskupa Samuela Maciejowskiego, którzy są może trochę bardziej od tamtych zmitygowani, ale też lubią się zabawić. Wśród nich nie ma ani jednej kobiety, co zapewne nie jest bez znaczenia. Wśród dworzan znajduje się teść Jana Kochanowskiego, imć Podlodowski. Roman Bugaj w swojej pracy Nauki tajemne w dawnej Polsce, przywołuje anegdotę, którą jeden z dworzan usiłuje zabawić towarzystwo. Oto wśród ludzi królewskich był ktoś, kto szalenie interesował się magią i zjawiskami nadprzyrodzonymi. Jego kamrat postanowił rozerwać się kosztem tych obsesji i namówił babę sprzedającą iłżeckie garnce pod Wawelem, by na dany z okna znak, chwyciła kij i całe to gliniane dobro potłukła. Została za to sowicie wynagrodzona. Kiedy w korytarzach zamkowych żartowniś spotkał mitomana, rzekł, że pokaże mu coś ciekawego, coś, czego nie powstydziłby się sam Twardowski. Po czym ustawił go przy oknie i dał chustką babie znak, a ta potłukła garnki. Wrażenie było wielkie. Potem zaś, żartowniś opowiedział wszystko królowi i miłośnik czarnej magii został wyszydzony. Anegdota ta, jest często powtarzana bezmyślnie, bez zrozumienia, w sposób wręcz idiotyczny. Bugaj zaś, do którego można mieć wiele zastrzeżeń, twierdzi, że jest to pierwsza w ogóle wzmianka o Twardowskim, mistrzu czarnej magii. Pisze także, powołując się na teksty i wzmianki późniejsze, oraz na informację samego Górnickiego, który wskazuje, że często prawdziwe nazwisko ukrywać się może pod spolszczoną jego wersją, że Twarowski to w istocie Duran, niemiecki czarnoksiężnik z Norymbergi, wynajęty przez Mniszchów. Ów Duran – durus to po łacinie twardy – był obok warszawskiego Żyda Idziego, głównym mistrzem ceremonii wywoływania ducha królowej Barbary.

Mamy więc takie oto, pomijane przeważnie lub lekceważone szczegóły: nowa kochanka króla jest córką kupca pochodzącego z Frankonii, a człowiek, który realizuje przedstawienie z nią właśnie w roli głównej, przyjechał do Krakowa z Norymbergi, zwiedzając wcześniej różne dalekie kraje. Można więc rzec, że Giżanka i Duran-Twardowski są krajanami. Jeśli oczywiście uwierzymy Bugajowi, czego wcale czynić nie trzeba. Można bowiem uważać, że Twardowski był szlachcicem, co się układał z diabłami, a potem poleciał na księżyc, na kogucie, w jednym kapciu, w drugim bucie. Z Frankonii zaś pochodzili synowie starego margrabiego Fryderyka i wnuki Kazimierza Jagiellończyka, Albrecht, Georg i Kazimierz Hohenzollernowie, dobrze nam przecież znani.

Zygmunt August także poszukiwał różnych alternatywnych rozwiązań swojej niewesołej i kłopotliwej sytuacji, a w tym celu posyłał po magów rezydujących na dworze Jana Hohenzollerna, ich kuzyna, w Berlinie. Oczywiście pomoc takową otrzymał.

Jak pamiętamy siedliskiem wiedzy tajemnej i nauk okultystycznych była Wittenberga. Tam zaś studiował człowiek, którego Roman Bugaj i inni wymienieni przezeń autorzy łączą z czarnoksiężnikiem Duranem, nazwanym przez Górnickiego Twardowskim – późniejszy biskup krakowski Franciszek Krasiński. To jest postać ze wszech miar warta uwagi, a to z tego względu, że jako jedyny hierarcha katolicki podpisał on akt konfederacji warszawskiej. Akt ten został sprokurowany i był pilotowany przez wojewodę krakowskiego Jana Firleja, nad którego życiem rozpływają się wszyscy postępowi i nowocześni autorzy. Jan Firlej bowiem był podporą frakcji protestanckiej w Polsce, humanistą, myślicielem, literaturoznawcą i organizatorem produkcji w swoich dobrach. Jego bratu zaś, Jan Kochanowski pożyczył kiedyś, wzięte nie wiadomo skąd 14 600 florenów. To jest taka proporcja, jakbym ja pożyczał dwa miliony panu Krauze na rozkręcenie nowego interesu, bo jak raz mu zabrakło, a nikogo innego nie ma w pobliżu. Taki deal oznacza, że albo ja nie jestem tym za kogo się podaję, albo Krauze.

Franciszek Krasiński studiował w Wittenberdze u samego Melanchtona, a towarzyszył mu tam stale Duran Twardowski. Krasiński studiował też w Zgorzelcu, ale w końcu jego wuj, biskup gnieźnieński, który zapewne szykował bratanka do kariery duchownej z myślą o prymasostwie, kazał mu opuścić protestancką uczelnię i jechać do Bolonii. Duran pojechał wraz z nim. Nie było łatwo zostać biskupem krakowskim, ale Krasińskiemu udało się to nadzwyczaj łatwo. Zborowscy, którzy stanowili w gangu kalwińskim nad Wisłą przeciwwagę dla Firlejów, nazywali go z tego powodu złośliwie księdzem Giese, albowiem swoje awanse zawdzięczał on pochodzącej z Frankonii Giżance. Nie inaczej było z intelektualną ozdobą protestanckiego firmamentu w Polsce, Janem Firlejem. On także został wojewodą krakowskim dzięki Giżance. Tak naprawdę, nie dzięki niej, ale dzięki Duranowi i innym agentom rodziny Hohenzollern czynnym w Polsce, tym z Berlina i tym z Frankonii. Giżanka była tylko figurantką, która swoim biustem i pośladkami zasłaniała istotne mechanizmy rządzące dworem krakowskim.

Sprawy się skomplikowały w roku 1568, albowiem umarł człowiek, który szykował się do objęcia tronu w Krakowie po śmierci Zygmunta Augusta – książę Albrecht z Prus. Rok później stany wymusiły wreszcie unię z Litwą i trzeba było działać, żeby nie stracić wpływów w Polsce. Na szczęście na Litwie i w Małopolsce rozrosły się już poważnie klany protestanckie, gwarantujące, że w kraju spokoju nie będzie. Pomysł, by umieścić przy królu Giżankę był znakomity, albowiem Zygmunt August rzeczywiście co jakiś czas wspominał swoją zmarłą żonę. Czy miał na jej punkcie prawdziwą obsesję, czy też została ona wymyślona przez literatów, nie będziemy tego dziś dociekać. Giżanka zadbała o to, by ukryci agenci protestanccy, pilnowani przez Durana- Twardowskiego – Franciszek Krasiński i Jan Firlej, dostali odpowiednio eksponowane stanowiska, co dawało im z miejsca przewagę nad możnowładcami katolickimi i ich kolegami z bandy, mającymi stosunki u dworu w Wiedniu, czyli Zborowskimi. Jeden miał zostać prymasem, to znaczy sprawować władzę w razie bezkrólewia, a drugi miał zarządzać stołecznym województwem i samym miastem. To wystarczy, by postawić kraj w stan rzeczywistej okupacji. No, ale prymasem był ciągle Uchański i kiedy król umarł, zbuntował on Wielkopolskę i stwierdził, że jakiekolwiek ustalenia poczynione po śmierci króla przez Firleja, są nieważne. Jan Firlej zaś ogłosił się interrexem. To ciekawe, bo powołał się przy tym, na bardzo wątpliwe prawo zwyczajowe, które kwestionowano wokoło, a czynili to nawet Zborowscy. Ktoś im jednak w końcu wyjaśnił, żeby się zamknęli i powstała ta cała konfederacja, pod którą podpisał się jeden jedyny biskup – Franciszek Krasiński. Postrzegam w tej konfederacji zalążek tylekroć opisywanego warcholstwa szlacheckiego, albowiem zmieniła ona – będąc w istocie nieważną – relacje pomiędzy panującym a poddanymi. Podzieliła tych poddanych na lepszych i gorszych. Tyl lepszym – protestantom, król musiał składać jakieś dodatkowe obietnice i gwarancje. Czego nie musiał czynić w przypadku katolików. To właśnie akt konfederacji warszawskiej wzbogacił pacta conventa przedstawione Henrykowi de Valois, z czego powstała anegdota o tym, jak to Zborowski zmusił Walezjusza do zaprzysiężenia wolności wyznania kalwinom i luteranom. Było to wymuszenie dokonane dla dobra agentury, a nie pro publico bono, czego uporczywie nikt nie stara się zrozumieć. Stanowiska otrzymane w wyniku działań królewskiej flamy doprowadziły do zaprzysiężenia aktu wrogiego królestwu, aktu, który położył się cieniem na stosunkach pomiędzy panującym, dworem, a narodem szlacheckim.

Ciekawe jest to, że Henryk, któremu niemiecka i angielska propaganda dorobiły gębę rzeźnika hugonotów, choć przecież to on i jego bracia ocalili króla Nawarry, późniejszego króla Francji Henryka IV, był kandydatem kompromisowym. To znaczy jego kandydaturę poparł prymas Uchański, a Firleje i Zborowscy ją zaakceptowali. Nie dało się widocznie inaczej, choć chętnych na tron było więcej. Irena Rolska w książce Firlejowie Leopardzi twierdzi, że Jan Firlej sam szykował się do włożenia korony na skronie, a miał przy tym poparcie sułtana. To ciekawe, bo sułtan poparł też kandydaturę francuską na polski tron, a dla wszystkich było jasne, że żaden z Firlejów nie zostanie królem, bo nie zgodzą się na to Zborowscy. Tak więc nie chodziło o całość państwa przy wysuwaniu kandydatur do korony, ale o całość stronnictwa protestanckiego, które w każdej chwili mogło się rozpaść, a było przecież zbyt ważne dla książąt niemieckich, cesarza i Turków.

Firlej wysunął także kandydaturę króla szwedzkiego Jana III lub chciał widzieć na tronie jego syna. Na takie kombinacje było jednak za wcześnie.

Wygląda więc na to, że o obsadzie tronu w Polsce, w czasie pierwszego bezkrólewia zadecydowali Turcy, którzy uratowali interesy dworów protestanckich osadzając na tronie Henryka de Valois. Ten jednak nie wytrzymał presji, co opisywane jest jako niemożliwy do załagodzenia konflikt obyczajów zachodnich i polskich. To są oczywiście brednie, nie takie konflikty łagodzono. De Valois uciekł, albowiem obawiał się, że stanie się zakładnikiem frakcji protestanckiej, której zaprzysiągł specjalne pacta conventa, a oni go zamordują, jeśli zerknie choćby ukradkiem w kierunku Gniezna, gdzie rezydował prymas. Kiedy więc pod Zatorem czy Oświęcimiem, Zborowski wołał coś do niego zza rzeki, mógł jedynie, świadom sytuacji, żgnąć konia ostrogami i przyspieszyć galop. Musiało być naprawdę źle, skoro król zdecydował się na ucieczkę, co zostało od razu opisane z właściwymi akcentami przez Jana Kochanowskiego.

Od jego ucieczki można datować stopniowy wzrost wpływów Zborowskich w Polsce. Firlejowie słabną powoli, albowiem człowiek, którego chcieli wylansować na króla – Albrecht Hohenzollern, nie żył od roku 1568, a nikt inny na to stanowisko nie pasował, syn Albrechta był wariatem. Kandydatura Jana Firleja nie wchodziła w grę, a królewicz szwedzki był jeszcze dzieckiem. Na kandydaturę Iwana IV bądź jego syna, nie było zgody stanów, choć szlachta wolałaby chyba cara, niż któregoś z arcyksiążąt.

Pora ujawnić kto, prócz Durana Twardowskiego, który w czasie wywoływania ducha królowej Barbary, pilnował interesów rodziny Hohenzollern, asystował przy tym arcyważnym wydarzeniu, strzegąc interesów dworu tureckiego. Wychodzi na to, że był to Żyd Idzi.

 

Na dziś to tyle, reszta szczegółów w książkach.

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/firlejowie-leopardzi/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-tom-iii-wielki-powrot/



tagi: protestanci  jan kochanowski  twardowski  barbara radziwiłłówna  duchy  konfederacja warszawska  franciszek krasiński  jan firlej 

gabriel-maciejewski
15 września 2020 09:01
15     2263    8 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

pink-panther @gabriel-maciejewski
15 września 2020 09:29

Piękne śledztwo i logiczne wyjaśnienie, od kiedy i dlaczego zaczęła się psuć Rzeczpospolita szlachecka. Rody protestanckie poczynały sobie bardzo śmiało. I jakież zdziwienie,że ci jakże szlachetni ludzie, chcieli na tronie polskim osadzić Hohenzollerna, który miał syna wariata. Tylko łaska Boska Rzeczpospolitą uratowała.

zaloguj się by móc komentować


betacool @gabriel-maciejewski
15 września 2020 10:04

Taki mały suplement do przewodnika po miejscach, w których robiło się wielką politykę:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Kamienica_Bonerowska_w_Krakowie

zaloguj się by móc komentować

betacool @gabriel-maciejewski
15 września 2020 10:10

"Taki deal oznacza, że albo ja nie jestem tym za kogo się podaję, albo Krauze":

A co oznacza taki deal, że dobra po Bonerze przechodzą w rece Firlejów, a potem w ręce Piotra Kochanowskiego?

http://www.izoo.krakow.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=180&Itemid=194

 

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @betacool 15 września 2020 10:10
15 września 2020 10:14

Że dziedziczy się według zasad i hierarchii niejawnych?

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @betacool 15 września 2020 10:04
15 września 2020 10:15

Najlepsi są ci przewodnicy, co opowadzają wycieczki po takich miejscach. Starają się zawsze przekonać wycieczkę, że składa sie prawie z takich samych i tak samo fantastycznych ludzi, jak ci co tam wcześniej mieszkali. 

zaloguj się by móc komentować

betacool @gabriel-maciejewski 15 września 2020 10:14
15 września 2020 10:17

Chyba tak. A często według tych zasad także się umiera.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @betacool 15 września 2020 10:17
15 września 2020 10:18

Coś o umieraniu będzie pojutrze. Na jutro szykuję inny kawałek

zaloguj się by móc komentować

atelin @gabriel-maciejewski
15 września 2020 10:23

Dawne czasy, dawna dieta, dawne zwidy, dawne wmawianie...

A najsilniesze dawne miłości.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @atelin 15 września 2020 10:23
15 września 2020 10:26

E, tam, zwidy są ważniejsze

zaloguj się by móc komentować

umami @gabriel-maciejewski
15 września 2020 12:09

Wstrząsający ten dwór.

Dodatkowy tekst Bugaja:

Roman Bugaj – Jeszcze o Twardowskim
Przegląd Historyczny 71/2, ss. 333—342
1980
http://bazhum.muzhp.pl/media//files/Przeglad_Historyczny/Przeglad_Historyczny-r1980-t71-n2/Przeglad_Historyczny-r1980-t71-n2-s333-342/Przeglad_Historyczny-r1980-t71-n2-s333-342.pdf

I jeszcze baza:
Świętosław Orzelski (1549-1598)
Bezkrólewia ksiąg ośmioro czyli Dzieje Polski od zgonu Zygmunta Augusta r. 1572 aż do r. 1576. T. 1
https://polona.pl/item/bezkrolewia-ksiag-osmioro-czyli-dzieje-polski-od-zgonu-zygmunta-augusta-r-1572-az-do-r,MzE5ODU3MjQ/82/#info:search:giza

Magowie i Giza pojawiają się na str. 75 ale Duran pisany jest z błędem przez B, czyli Buran. Sprawdziłem w wydaniu po łacinie, chodzi bez wątpienia o Twardowskiego. Duranovius magus pojawia się na str. 67 tego wydania:
https://dbc.wroc.pl/dlibra/publication/7399/edition/6748/content?ref=L3B1YmxpY2F0aW9uLzgxNTYvZWRpdGlvbi83NDg3
https://archive.org/details/interregnipoloni00orze

zaloguj się by móc komentować

cbrengland @gabriel-maciejewski
15 września 2020 14:43

Dzisiaj mamy polskich, aż trudno tak pisać, polityków z wiodącej partii, którzy donoszą do Brukseli, że Polacy źle wybrali w ostatnich wyborach, nie tylko tych całkiem ostatnich. Tak przeczytałem ostatnio w polskich mediach po polsku.

Nie wiem już, co dopisać

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @gabriel-maciejewski
15 września 2020 15:30

Gotowy scenariusz na serial "Humaniści i magowie w królewskiej alkowie". Nie można jednak popominąć dyskretnej obecności angielskich podróżników i humanistów, którzy dziwnym trafem zawsze nadchodzą po śladach niemieckich humanistów i magów, jak np. sir Hieronim Horsey i sir Filip Sidney. Sir Filip pojawia się w ostatnich sekwencjach ostatniego odcinku, kiedy Henryk Walezy zmierza już swoją karocą do Paryża. Zamojski zaś z miejsca proponuje mu koronę Rzeczypospolitej, on zaś w odpowiedzi zamiera w bezruchu, to okrywa się pąsem to blednie. W między czasie Sir Hieronim przemierza polskie bezdroża i knieje by spotkać się na pogawędkach z Iwanem IV Rurykowiczem w Moskwie.

zaloguj się by móc komentować

Paris @pink-panther 15 września 2020 09:29
15 września 2020 19:54

I  jakaz  piekna  adekwatnosc  upadku...

...  mamy  dzisiaj  do  tamtego  "modus  operandi"  !!!

Dzis  tez  ta  cala  swolocz  i  warcholstwo  "przy  panstwowym  korycie"  poczyna  sobie  smialo,  wcale  nie  gorzej  jak  niegdys  rody  protestanckie  w  Rzeczpospolitej  Szlacheckiej...

... i  tez  jakie  ZDZIWKO  CHAPNELO  narod  caly,  kiedy  "poczciwy"  JK  zapodal  swoja  ZABOJCZA  "piatke",  dazac  wszystkimi  swoimi  i  PiS'owskimi  silami  do  UNICESTWIENIA  panstwa  polskiego  !!!

I  tym  razem,  dzisiaj  tez  TYLKO  laska  Boska  nas  uratuje. 

zaloguj się by móc komentować

umami @gabriel-maciejewski
16 września 2020 00:51

Nie wiem, czy to ważne, ale Gizowie pojawiają się w biogramie jednego z gangu astronomów, Sylwestera Roguskiego (Roguckiego), (zm. przed 17 VI 1602), astronoma, matematyka, lekarza Zygmunta Augusta i Anny Jagiellonki.

Pochodził z Pomorza, z mieszczańskiej rodziny osiadłej w Świeciu (diec. włocławska):

Do ostatnich dni życia utrzymywał R. bliskie kontakty ze środowiskiem krakowskim, zwłaszcza zaś uniwersyteckim, żywo interesując się jego sprawami i spiesząc mu z pomocą w załatwianiu różnych spraw u dworu. Był oddanym opiekunem i przyjacielem kształcącej się młodzieży mieszczańskiej; z pomocy i opieki R-ego korzystali w okresie studiów krakowskich – a postępując w ślady mistrza – także padewskich m. in. Jan Latosz, Walenty Fontana, Antoni Schneeberger młodszy, Gabriel Joannicy i Jan Giza. Ten ostatni uczcił swego dobroczyńcę dwiema elegiami w wydanym w Krakowie w r. 1588 okolicznościowym dziełku „Charites Annam Reginam Poloniae in ingressu suo Cracoviam salutant”. Swoje prace medyczne dedykowali R-emu Joannicy i Sebastian Petrycy. W r. 1599 (30 I) 
«chcąc po sobie zostawić pamiątkę w tej nauce, w której sam się kochał» darował R. Uniw. Krak. sumę 600 złp. zapisaną na kamienicy przy ul. Św. Jana w Krakowie, od której renta w wysokości 30 złp. przeznaczona być miała na powiększenie uposażenia profesora katedry astronomii (z fundacji Stobnera) oraz na stypendium dla jednego studenta lub bakałarza studiującego tę gałąź nauki, przy czym pierwszeństwo należeć miało do krewnych lub powinowatych fundatora (m. in. Alantsych). Realizację owej fundacji zlecił R. swym wychowankom, znanym uniwersyteckim astronomom i matematykom – Fontanie, Stanisławowi Jakobeiusowi i 
Joanicemu. R. zmarł przed 17 VI 1602 wyznaczywszy na wykonawcę swego testamentu mieszczanina i rajcę warszawskiego Jakuba Gizę, z którym łączyła go przyjaźń.

https://www.ipsb.nina.gov.pl/a/biografia/sylwester-roguski?print
 

Jan Giza pojawia się w Lublinie na ul. Złotej 6, gdzie też pojawia się Gabriel Zborowski:
Losy kamienicy narożnej (6B) były równie zawiłe. W 1531 r. właściciel, którym również był Adam Doyszwon postanowił odsprzedać ją Janowi Lubomelskiemu. Po Janie dziedziczyła jego córka Anna Gibel, która pozostawała właścicielką kamienicy do 1564 r. Wówczas nieruchomość przeszła w posiadanie siostry Anny, Urszuli oraz jej męża Gabriela Zborowskiego. Jeszcze w tym samym roku postanowili oni sprzedać obiekt, wraz z przyległym do niego drewnianym domem Janowi Lubomelskiemu, proboszczowi z Czyżowa. Wkrótce współwłaścicielem kamienicy został Erazm Lubomelski. Zawiłe transakcje pomiędzy członkami rodziny Lubomelskich, łączące się niejednokrotnie z obciążaniem domu zadłużeniem zakończyły się ostatecznie przejęciem całości przez Stanisława Lubomelskiego w 1574 r. Jednak nowy właściciel szybko sprzedał budynek. Dwa lata później przeszedł on w posiadanie Leonarda Mrzygłodowicza. Od nazwiska właściciela oraz jego spadkobierców zaczęto nazywać kamienicę „Mrzygłodowską”. W 1597 r. syn Leonarda, Stanisław sprzedał część domu Janowi Gizie, który rok później dokupił resztę i tym samym stał się posiadaczem całego budynku. W 1612 r. wdowa po Janie, Dorota sprzedała kamienicę Janowi Przytyckiemu.

http://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/zlota-6-w-lublinie/

Przy warszawskiej kamienicy Bornbachów pojawia się wrocławianin Dawid Hegner, który żeni się z Elżbietą, bogatą wdową po Janie Bornbachu. Współpracował z Melchiorem Walbachem, specjalizującym się w handlu towarami norymberskimi.
A jakiś Jerzy Hegner sprowadzał czarownicę z Błonia królowi Zygmuntowi Augustowi.
Po sąsiedzku tej kamienicy mieszkał Jan Giza.
Związki Jerzego (IV) Bornbacha z dworem Zygmunta III Wazy, a wcześniej z dworem Anny Jagiellonki, i bliskość folwarku sprawiły, że latem 1611 r. na życzenie monarchy kwaterował w Mokotowie u siebie królewskich jeńców: braci Szujskich, cara Wasyla i kniazia Dymitra.
http://mazowsze.hist.pl/dlArticle.php?file=files/Almanach_Muzealny/Almanach_Muzealny-r2003-t4/Almanach_Muzealny-r2003-t4-s167-196/Almanach_Muzealny-r2003-t4-s167-196.pdf

Jan i Jakub Giza pojawiają się też w Kazimierzu Dolnym jako handlarze zbożem.
ADAM CHRUSZCZEWSKI – KUPCY ZBOŻOWI I HANDEL ZBOŻEM W KAZIMIERZU DOLNYM W DRUGIEJ POŁOWIE XVJ WIEKU
https://www.ojs.tnkul.pl/index.php/rh/article/download/937/932/

Gizowie z Frankonii opisywani są przez Ignacego Baranowskiego w pracy Z dziejów rodów patrycjuszowskich miasta Starej Warszawy, Warszawa 1915.
https://bibliotekacyfrowa.pl/dlibra/publication/100561

I Gizach pisze też Maksymilian Baruch – Baryczkowie: dzieje rodu patrycyuszowskiego starej Warszawy, gdzie pojawiają się sukcesorowie Barbary Giżanki, małzonki primo voto Andrzeja Mniszka i secundo voto księcia Andrzeja Czartoryskiego na Klewaniu.
https://crispa.uw.edu.pl/object/files/416322/display/Default

A temat warszawskich sąsiadów z ul. Długiej, Mniszków i Gizów, oraz Giżanki rozwija się tu:
http://www.warszawa1939.pl/biblioteka/opowiesci-kustosza/byl-sobie-dworek-na-dlugiej-czesc-i-ogrod-mniszkowski

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować