-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

"Międzynarody we Władywostoku. Fragment książki "Przez jasne wrota"

Musimy trochę zmienić taktykę. Czasem po prostu zamiast jednego tekstu dziennie ukazywać się będą dwa. Ten tutaj jest fragmentem wspomnień Jerzego Bandrowskiego zatytułowanych „Przez jasne wrota”, które właśnie wstawiłem do sklepu. Myślę, że wielu czytelnikom spodoba się ten nowy sposób prezentacji, mnie zaś sprawi on ulgę. Wszyscy bowiem zaczynamy chorować i nie wiadomo czy ja też nie wyląduję na chorobowym. No, a tekst będzie sobie wisiał i świecił. Nie martwmy się jednak na zapas.

 

 

Kiedy na Syberję przybył przeznaczony na głównodowodzącego całym frontem Wschodnim jenerał francuski Janin z ministrem wojny czesko-słowackim, zacnym jenerałem Sztefanikiem i z odpowiednim sztabem, wyjechali na jego spotkanie do Władywostoku także i jenerałowie rosyjscy, więc jen. Chorwat, jen. Iwanow-Rynow, który wówczas, o ile pamiętam, Griszyn-Ałmazowie był syberyjskim ministrem wojny, jen. Romanowskij i jeszcze inni. Jen. Janin przyjął ich zimno, a zwłaszcza źle obszedł się z jen. Iwanowem-Rynowem, któremu w porcie podczas oficjalnego powitania nie podał ręki. Mimo to jenerałowie ci postanowili jakoś się wobec Francuzów postawić i wydali dla nich i dla innych jeszcze sojuszników wielki bankiet w sali tego tam tynglu. W obiedzie tym wzięli udział oficerowie przeróżnych armij rosyjskich – więc byli: Syberyjczycy, oficerowie Chorwata, Siemionowa i Kałmykowa, jenerałów prowadzących głównie operacje nie tyle wojenne, ile finansowe. I tak: Chorwat, oprócz żołdu od sojuszników, zarabiał przez to, że miał kolej w swych rękach mandżurską, Siemionow zrobił miljony na spekulacji cukrowej, przy czem w puch rozbił giełdę charbińską, Kałmykow znów, biorąc pieniądze od Francuzów, Anglików i Amerykanów, szachrował z Japończykami i eksploatował kolej amurską – jednem słowem każdy tu miał swe interesy mało polityczne. Rozumie się, że różnice zdań, jakie na tak konkretnym gruncie powstawały, miały charakter znacznie ostrzejszy, niż różność poglądów politycznych, a przeto i bankiet z uroczystej biesiady zamienił się zwolna w jedną straszną kłótnię. Szlachetni wodzowie sojuszników starali się z początku pogodzić rozindyczonych, gdy im się to nie udawało, uciekli; wówczas niektórzy z biesiadników dobyli szabel i ciężko się poranili, zaś reszta skończyła bankiet jeneralnym „bojem kułacznym”.

Były to w ogóle watażki straszne, mogące iść w porównanie chyba tylko z meksykańskim dyktatorem Villą. Siemionow znany już jest jako zwykły rabuś i bandyta, ale nawet wówczas, kiedy był u szczytu potęgi, nikt się co do niego nie łudził. Pamiętam bardzo dobrze w któremś z charbińskich pism pseudonaiwny artykuł o „tajemniczem zaginięciu” jakiegoś kupca, który wprosił się na pociąg pancerny Siemionowa, chcąc bezpiecznie przewieźć gdzieś na Zachód parę pudów złota. Po jakimś czasie w Bajkale wyłowiono zwłoki tego kupca bez głowy. Oczywiście, „gubiono się w przypuszczeniach”, kto mógłby biedaka zamordować, zaś opinję publiczną oburzała nonszalancja, z jaką Siemionow, mogąc zamordowanego kazać pochować, wrzucił go do Bajkału, nie licząc się z tem, że przecie wszystko wydać się musi.

Kałmykow, niski, suchy, młody człowiek, lat dwudziestu ośmiu, ataman kozaków amurskich, był po prostu dzikim człowiekiem. Widziałem go raz na stacji we Władywostoku. Był okrutny, a jego oficerowie wyglądali jak zwykli zbóje. Dla niego krew była wodą. Ale porównać go nie można było z Siemionowem, który mordował dla zysku. Kałmykow rozstrzelał Bogu ducha winną orkiestrę jeńców, a bolszewików obdzierał ze skóry. Siemionow rozbijał i oszukiwał.

Jedynym, rzekomo przyzwoitym jenerałem był jenerał Chorwat, wysoki, siwy już, z białą, długą brodą i „poczciwem” wejrzeniem wąskich, niebieskich oczu – chytry lis, wyga stary, spekulant niezrównany i pochlebca. Pamiętam go, jak pochlebiał się naszym żołnierzom, z którymi rozmawiał „po bratersku”, „szczerze”, podziwiając ich dyscyplinę i wojskowe zachowanie się. Widząc, jak nasi chłopcy salutują, rzekł: – Ja wiem, dawniej salutowało wojsko polskie całą dłonią, a te trzy palce, złączone w trójkąt, to od czasów Kościuszki, znak konspiracji wojskowej.

Na ogół było to straszne towarzystwo bandytów, okrutników i chytrych, podstępnych geszefciarzy. Naprawdę przyzwoitym i czystym człowiekiem był jenerał Romanowskij, ale ten znów uniemożliwiał sobie pozycję przez swe monarchistyczne, zbyt wyraźnie akcentowane przekonania – bo monarchistą był i Chorwat, ale tego nie rozgłaszał. Jenerał Romanowskij i nas Polaków uważał za monarchistów, a nie znosząc Czechów, chciał wejść z nami w bliższe stosunki. Adjutantem jego był Polak amerykański, swego czasu poddany rosyjski, nazwiskiem Kulesza. Był to porządny człowiek, zakochany w swym jenerale. Prowadził z nami bezowocne pertraktacje i przejęty duchem i poglądami jenerała Romanowskiego, bardzo się zdziwił, kiedyśmy oświadczyli, że jesteśmy republikanami i „platformy monarchistycznej” nie uznajemy. Ten jenerał Romanowskij, profesor piotrogrodzkiej Akademji wojskowej, człowiek młody jeszcze i ponoć bardzo zdolny, został w 1920 roku skrytobójczo zastrzelony w Stambule. Był to człowiek wzrostu więcej niż średniego, blondyn o orlim nosie, niebieskich oczach i pociągłej, sympatycznej, jasnej twarzy. Cieszył się opinją jednego z najzdolniejszych jenerałów rosyjskich, zaś we Władywostoku pełnił funkcję łącznika między armją rosyjską a armjami sojuszniczemi.

Nie można powiedzieć, aby i sojusznicy bardzo się tam elegancko zaprezentowali. Wszyscyśmy na Syberji spodziewali się, że po ostatecznem opanowaniu przez nas kolei syberyjskiej, znajdziemy we Władywostoku przygotowane już dla nas składy amunicji, broni, dział, mundurów i innych potrzebnych rzeczy. Przypuszczaliśmy, że może poinformowane o nas władze nasze, to jest polskie i czeskie, przyślą swych ludzi dla utrwalenia sytuacji. Tymczasem przyjechało mnóstwo jenerałów, a broni ani amunicji nie było. Chętnie obiecywano pieniądze, zwłaszcza ruble, ale pieniędzy nikt nie potrzebował, bo za nie nic nie mógł dostać. Przypominam sobie, że już wówczas jeden pułk czeski uzbrojony był w karabiny japońskie, do których w głębi Syberji nie mógł dostać amunicji. Nadchodziła jesień, na gwałt potrzebne były płaszcze, kożuchy, myśleliśmy, że już są —obiecywano nam zamówić te rzeczy w Szanghaju, cośmy też bez niczyjej pomocy i żadnym oficerom francuskim nie wypłacając prowizji, sami zrobić mogli. Słowem – sojusznicy zrobili klapę, skompromitowali się i ułatwili nadzwyczajnie sytuację bolszewikom. Zaś wojska sojusznicy nie przysłali prawie wcale. Na froncie stali głównie Czesi, jeden pułk polski i wojska rosyjskie, niepewne i łatwo poddające się do niewoli. Japończycy i Kanadyjczycy siedzieli w Irkucku, ci pierwsi obsadzili też linję kolejową aż do Mandżurji. Tam znowu stali również i Chińczycy. Jeden pułk włoski, bardzo pięknie ekwipowany, a organizowany swego czasu z jeńców w Pekinie, stał w Charbinie. We Władywostoku garnizon był silny, ale utrzymywany właściwie przeciw Japończykom. Linję amurską zajęli Amerykanie, Amur patrolowała rzeczna flotylla japońska. Francuzi mieli parę bataljonów alpinów i anamickich strzelców, prócz tego oddziałek piechoty morskiej. Frontu to wszystko nie oglądało, wyjąwszy Japończyków, którzy wraz z Czechami strasznie rozbili gdzieś na Dalekim Wschodzie bolszewików.

Czesi nie posiadali się z oburzenia. Myśleli, że jak tylko się droga uwolni, jeden za drugim polecą na front eszelony sojuszników, że nadpłynie jakich kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którzy albo zluzują Czechów albo wraz z nimi i nami pójdą na Moskwę i rozbiją w puch bolszewików, nacisnąwszy na nich z czterech stron. Tymczasem sojusznicy zajmowali miasta, w nich co najlepsze koszary i domy i rządzili, wszystko wiedząc zawsze lepiej od innych, zaś Czesi po staremu musieli trzymać front. Jen. Sztefanik zorjentował się łatwo w tej sytuacji. Wojsko na froncie burzyło się. Austrja rozpadła się, powstawała wolna Polska, wolne Czechy – wszyscy chcieli wracać do domu, nikomu nie chciało się umierać w dalekiej i tak już znienawidzonej Rosji. Wojsko czeskie, mające wprawdzie swą własną, oryginalną dyscyplinę, ale w gruncie rzeczy karne, tak się tem zaczęło jątrzyć, że wreszcie w jednym pułku na froncie przyszło do poważnych zaburzeń. Komenderujący pułkiem pułk. Szwec, z głębi duszy nienawidzący wojny i militaryzmu, z patrjotyzmu jeden z najdzielniejszych oficerów bojowych czeskich, chcąc do przytomności i opamiętania doprowadzić pułk, który mu się już z rąk wymykał, zastrzelił się, co też poskutkowało; żołnierze się uspokoili. Nic jednakże dziwnego, że Czesi denerwowali się coraz bardziej, a jen. Sztefanik raz na sojuszniczem posiedzeniu we Władywostoku, kiedy oficerowie ententy w czułych słówkach znowu przyrzekali pomoc, nic zresztą konkretnego nie dając, rzekł podrażniony:

— Co wy mówicie o pomocy! Kiedy nas Niemcy gnietli, 300 lat nie chcieliście o nas słyszeć. Chcecie nam pomagać, kiedy już mamy broń w rękach? Teraz my sobie sami pomożemy.

Bo na Dalekim Wschodzie wówczas nie myślano bynajmniej o wojnie z bolszewikami, lecz o opanowaniu ekonomicznem nowych terenów. Kupcy amerykańscy w mundurach oficerów, włoscy, angielscy, japońscy, wagonami przeróżnych misyj jeździli po Syberji, skupując co się gdzie da, kopalnie, domy, lasy, fabryki. Pod tym względem rozwinięto działalność niestrudzoną. Równocześnie bardzo zazdrośnie strzeżono sfery swych wpływów, zwalczając jak najbardziej stanowczo Japończyków. Jedni drugim płatali przeróżne figle, robiono intrygi, szpiegowano się wzajemnie. Władywostok roił się od wywiadowców wszystkich państw ententy.

Powiedzmy to po prostu: dzięki istnieniu na Syberii wojsk polskich, eliminowanych zręcznie przez jenerała Janina z pod wpływu Polskiego Komitetu Wojennego i Komitetu Narodowego w Paryżu, opuszczonych przez jen. Hallera, a potem zlekceważonych przez rząd polski pod zarzutem, że to są „wspólnicy Kołczaka”, Francuzi nie potrzebowali wysyłać na Syberję własnych wojsk. Wystarczyła im dywizja polska, która wówczas najzupełniej ustaliła ich stanowisko na Dalekim Wschodzie, co Francuzi z pewnością wyzyskali, aczkolwiek nasi dyplomaci nie tylko nie skorzystali z tego atutu i nie uzyskali żadnego wynagrodzenia, ale dopuścili do tego, że za pomoc, jaką Francuzi w postaci dywizji polskiej na Syberji otrzymali, państwu polskiemu kazano zapłacić pięćdziesiąt milionów franków. Faktem jest, że dywizję polską na Syberji zgubili Francuzi. Że jednak mogli to zrobić, że potrafili sobie te dywizję po prostu przywłaszczyć, to stało się tylko skutkiem zbyt wielkiej pewności siebie zarozumiałych oficerów oraz niedbalstwa czynników polskich. Potem całą winę zwalono na Czechów.


 



tagi: książka  syberia  dywizja polska  jerzy bandrowski 

gabriel-maciejewski
5 marca 2018 12:17
17     2515    6 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

pink-panther @gabriel-maciejewski
5 marca 2018 14:18

Każde zdanie jak pocisk. Po prostu re-we-la-cja!!! No i szok zupełny.
Widać, że to „polskie rozmamłanie polityczne patryotów” połączone z lekką ręką do – polskich strat ludzkich i politycznych – ciągnęło się niezwykle konsekwentnie od XVIII do tej syberyjskiej tragedii. I jeszcze dalej. Aż do dzisiaj.
Dzięki za wydanie tej książki. To powinno być lekturą obowiązkową jeszcze przed maturą.

zaloguj się by móc komentować


pink-panther @valser 5 marca 2018 14:53
5 marca 2018 15:04

Plus rachunek. Właśnie. Ale "nie wolno głośno mówić".

zaloguj się by móc komentować

betacool @gabriel-maciejewski
5 marca 2018 15:14

Mocniejsze niż syberyjski samogon.

zaloguj się by móc komentować

pink-panther @valser 5 marca 2018 16:09
5 marca 2018 16:15

Zastanawiam się, wg jakiej zasady te wszystkie "najmity" się przepychają łokciami do władzy tutaj  i gdzie jest "nabór na kondotiera odgrywającego rolę nieustraszonego patrioty polskiego":)))  Bo to wygląda na jakieś rodowe spadkobrania ról. Dziadki, pradziadki, stryjki w KPP albo i w NKWD albo i SMIERSZ albo B'nai Brit'h  a wnuki, prawnuki i bratanki - "w senatory" i inne "autorytety moralne". I tylko mają pilnować,żeby się Polacy spod tych drogich kuratel nie wyrwali. Znikąd pojawiają się pomniki De Gaulle'a  albo koniecznie Kościuszki, bo "bez Kościuszki niczego by nie było".

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @pink-panther 5 marca 2018 16:15
5 marca 2018 16:52

ciekawe, ile jest tych rodzin rozdających karty?

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @pink-panther 5 marca 2018 16:15
5 marca 2018 17:51

Moją odpowiedź pani zna: wg zasady szachownicy - piłsudczycy na endeków, komuchy na narodowców, humaniści na antysemitów - dlatego żeby odnaleźć miejsce naboru, trzeba naszkicować profil szachisty. Na nasze potrzeby nie musi być bardzo dokładny, wystarczy szkic i powiązanie konkretnych postaci (spośród tych ok. 360 milionerów którzy są posiadaczmi 80%, czy ilu tam procent, tych zasobów finansowych świata) z organizacjami politycznymi i finansowymi. Zaś dokładne miejsca, tak mi się wydaje, to salony np. w ambasadach, w hotelach 7-gwiadkowych, w boeingach, o których pani pisał, te sex-expressy, jachty, hotele na egzotycznych wyspach, gdzie odbywają się te imprezy "arystokratyczne", czyli tam gdzie można skonsumować estetykę nie całkiej jawnej władzy, gdzie objawia się hierarchia ważności osób i klanów. 

W sposób niewyraźny i zniekształcony, komiksowy albo romansowy, mówią coś o tym te seriale w netflix: Young Victoria, Crown, Altered Carbon, Arrow. I dokumentalne typu Księżna Diana też w netflix. I to jest ciekawe, że hollywood i BBC muszą na początku 21 w. przyznać, że jest nie całkiem jawna władza, że ludzie dużo o niej wiedzą. Dlatego muszą tę wiedzę i resentymenty z nią związane skanalizować, zatuszować i zniekształcić. Zrobić z niej opium dla fanów mydlanych oper i komiksów z morodobiciem.

 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @pink-panther 5 marca 2018 16:15
5 marca 2018 17:53

"albo koniecznie Kościuszki, bo "bez Kościuszki niczego by nie było"."

No pewnie. Żadna rozpierducha by nie wyszła. Kosynier jako archetyp rewolucjonisty. 

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @gabriel-maciejewski
6 marca 2018 07:44

Aż dech zapiera

i widać jak na dłoni, dlaczego nikomu nie spieszyło się do ponownego wydania książki...musiała czekać prawie 100 lat

wielkie podziękowania dla Gospodarza!

zaloguj się by móc komentować

bendix @pink-panther 5 marca 2018 16:15
6 marca 2018 07:47

Też mnie od dawna zastanawiało za co stoi ten pomnik De Gaulle'a. Może mi ktoś wyjaśnić jaka jest oficjalna wersja?

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @bendix 6 marca 2018 07:47
6 marca 2018 07:52

sytuacja nic sie nie zmienia...

to był symbol ekonomicznego opanowania "nowego" terenu o jaki szarpali się tutaj po 89' z innymi "sojusznikami"

pomnik ufundowali kupcy francuscy 

zaloguj się by móc komentować


ainolatak @bendix 6 marca 2018 07:47
6 marca 2018 08:01

a oficjalna wersja to taka, że de Gaulle w 1920 walczył o wolność Polski, co chciało ocalić od zapomnienia Stowarzyszenie Wzajemnej Pomocy Członków Legii Honorowej...

podły naród, z krwią na rękach nadał słowu honor po raz kolejny nowej jakości

zaloguj się by móc komentować

bendix @ainolatak 6 marca 2018 08:01
6 marca 2018 08:11

Liberté-Égalité-Fraternité, ou la mort...

Psia ich mać.

zaloguj się by móc komentować

bendix @gabriel-maciejewski
6 marca 2018 08:14

Kończę "Socjalizm". Bardzo Ci dziękuję. Wstrząsająca.

zaloguj się by móc komentować

saturn-9 @bendix 6 marca 2018 08:11
6 marca 2018 12:09

Liberté-Égalité-Fraternité, ou la mort...

Skąd ten przecinek? Czystość przesłania tkwi w braku znaków przystankowych! Keine Atempause... W obramowaniu piramidy brzegów. 

La Mort miała miejsce w dziejach. Odcięta głowa ociekająca krwią 'porucznika bożego' posłużyła za kropidło. Recykling starego rytu na chwałę nowego?

Liberte-Egalité-Fraternite en Marche. Bez końca do końca.  Corses, Corses. Toujours Corses. 

Psia ich mać.

zaloguj się by móc komentować

Czepiak1966 @gabriel-maciejewski
6 marca 2018 12:21

Normalnie jakbym o WSI czytał.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować