-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

Między Altranszadem a Połtawą (1) Prymas Michał Radziejowski

Na początek dwie kwestie. Wczoraj zorientowałem się, że to, co jest dla mnie oczywiste, nie może być już oczywiste dla ludzi, którzy dorosłe życie rozpoczęli dziesięć lat temu. Kiedy ja piszę – Wielki Proletariat, to mam przed oczami 100 zł z Waryńskim, które było najczęściej oglądanym w PRL banknotem. Ludzie ode mnie młodsi nie wiedzą z czym i z kim tę nazwę skojarzyć. Myślę, że łatwiej jest promować treści dotyczące czasów dawniejszych niż epoki socjalistów, bo ci co rozpoznają szczegóły, albo je wręcz pamiętają, stawiają dyskusję na poziomie dla młodszych niedostępnym.

Kwestia druga. Czasy, o których zamierzam pisać w związku z książką księdza biskupa Jana Kopca, są tak pogmatwane, że jedynym sposobem na ich zrozumienie jest przedstawianie po kolei wszystkich osób dramatu, jaki rozegrał się w Polsce w od śmierci Jana III do roku 1709. Postaci te są po pierwsze fascynujące, po drugie nieznane, po trzecie w większości zdegenerowane i uwikłane, co ułatwia ich prezentację. Dobrze też by było, gdyby w związku z każdą z nich można było opowiedzieć jakąś anegdotę. Akurat jeśli idzie o księdza prymasa Michała Radziejowskiego, ja taką anegdotę mam. Oto ona.

Na pierwszym roku historii sztuki poczułem się gorzej niż rozczarowany. A stało się tak za sprawą pewnego asystenta, który ponoć (ja tego nie słyszałem) opowiadał publicznie iż jest tylko sługą profesora wykładającego historię sztuki nowożytnej polskiej. Ten ostatni już nie żyje, sprawdziłem. Nazwisko zaś tego pierwszego zachowam w tajemnicy. Ów sługa zaprowadził nas kiedyś do kościoła św. Krzyża, który znajduje się naprzeciwko uniwersytetu i pokazał nam tam złotą figurę w szatach biskupich, klęczącą i wykonującą bardzo dramatyczne gesty. Pan ów, a mam na myśli sługę profesora, a nie złoconą figurę, był człowiekiem niewysokim i w mojej ocenie dziwnym. Patrzył najpierw na nas bardzo uważnie, a potem zapytał, czy wiemy kim był człowiek, którego ta figura wyobraża. Nie mieliśmy pojęcia rzecz jasna, bo nie zdaje się na historię sztuki, z powodu figur stojących w kościołach, tylko z powodu treści książek Nienackiego, do czego rzecz jasna nie można się przez całe studia przyznać. Powoduje to pewien dyskomfort, ale daje się z tym żyć. Sługa profesora, który jak wielu młodych asystentów, reprezentował wobec studentów postawę roszczeniową, to znaczy uważał, że oni powinni wszystko wiedzieć i wszystko rozumieć, a do tego jeszcze wyrażać niekłamany podziw dla postaci takiej jak on, patrzył na nas bardzo długo i bardzo uporczywie. Potem, jakby mało było tego upokorzenia, straconego czasu i nerwów – mógł nam przecież wytłumaczyć o co chodzi, ale nie, wolał nas dręczyć – podchodził do każdego z osobna i patrząc z dołu do góry, prosto w oczy pytał – a pan wie kto to? A pani wie kto to? Nikt nie wiedział, a nawet jeśli ktoś wiedział ( na przykład Grażyna, Marek, Anka albo Magda) i tak siedział cicho, żeby nie łamać solidarności grupy. Trwało to i trwało, minęła ponad połowa zajęć, kiedy sługa profesora wyznał nam wreszcie, że ta złocona figura, to prymas Michał Radziejowski. Nic mi to w owym czasie rzecz jasna nie powiedziało. Pan, który mówił, że jest sługą profesora, zniknął wkrótce z naszego życia, ale nie stało się ono przez to wcale łatwiejsze.

Prymas Michał Radziejowski, mógłby stać się symbolem epoki, ale nie ma na to szans. Epoka bowiem, w której żył, nigdy nie znajdzie swojego piewcy, albowiem nie ma w niej nic co mogłoby zainspirować młode, szlachetne dusze, chcące czerpać wzory postaw z przeszłości. A wiadomo, że dla takich właśnie osób podejmują swój trud pisarze. I dobrze, że tak się nie stanie, ponieważ możemy się nią w spokoju zająć my – ludzi w pewnym już wieku, sporo rozumiejący.

Nie mam zamiaru opisywać tu całego, przebogatego życia księdza prymasa, chcę jedynie wskazać kilka momentów, które je zdeterminowały. Jeśli ktoś myśli iż fakt, że Michał Radziejowski był synem najczarniejszego zdrajcy Hieronima Radziejowskiego, w jakiś sposób zaważył na jego życiu, ten jest w błędzie. Nie miało to najmniejszego znaczenia. A jeśli nie miało, to znaczy, że my, czytając wszystkie książki o historii XVII i XVIII wieku nie mamy o ówczesnej polityce i jej składowych zielonego pojęcia. I nikt nam nie zamierza tych arkanów wyjaśnić. Co w takim razie miało wpływ na życie Michała Radziejowskiego? Przede wszystkim pokrewieństwo z Janem Sobieskim. Tak, właśnie, król Jan III był kuzynem syna ober zdrajcy, a sam jak pamiętamy, do dostatnich chwil trzymał się Szweda okupującego kraj i wiązał z nim jakieś tam nadzieje. Owa relacja pomiędzy kuzynami nie była bynajmniej łatwa i nie rozpoczęła się od razu. Musiały zajść tak zwane okoliczności szczególne. Te zaś miały miejsce we Francji. Tam bowiem wysłano Michała, żeby uczył się na oficera i wrócił do kraju z wiedzą, determinacją i zapałem do służby i reformowania armii. Niestety zły los zrządził inaczej. Jak wiemy, od tamtych czasów wiele się przecież nie zmieniło, młodzież męska zajmująca się ćwiczeniami wojskowymi, dostaje czasami tak zwanego małpiego rozumu. Oto ulubioną rozrywką bogatych kadetów, ćwiczących w Paryżu, było podrzucanie jednego w prześcieradle do góry, nad kamienną posadzką. I kiedyś takiego jednego podrzucali, a jak spadał, to Michał Radziejowski nie utrzymał swojego kawałka prześcieradła. Co za pech. Kolega huknął o posadzkę i już się nie podniósł, był całkiem martwy. Nie byłoby może z tego wielkiej tragedii, ale okazało się, że to pociotek kardynała Mazariniego, kierownika francuskiej polityki zagranicznej. Radziejowski od razu się ukrył, a jeszcze tej samej nocy uciekł do Polski, ostro popędzając konia.

Będąc już w kraju, ani nie spojrzał w kierunku atrybutów sztuki wojennej. Został duchownym, a później, z polecenia, wręcz wyraźnego rozkazu króla Jana, biskupem warmińskim. Kapituła i stany pruskie przyjęły go chłodno, bo nominacja była wymuszona, ale jednak, po długich targach z królem, to znaczy po wskazaniu także innych kandydatów, spośród których kapituła wybrała kandydata królewskiego, jakoś tym biskupem został.

I teraz dochodzimy do pierwszej kontrowersji, której, zaślepieni emocjami, ani nie rozumiemy, ani nie chcemy poznać. Dotyczy zaś ona polityki stolicy apostolskiej wobec sił rządzących Polska i Litwą. Tak to chyba trzeba określić, albowiem nie ma mowy przecież o żadnej „polityce wobec Polski”. Oto prymasem, po zgonie Jana Stefana Wydżgi, miał zostać biskup poznański Stefan Wierzbowski. No, ale nim nie został, a to z powodu wyraźnego oporu Rzymu. Wierzbowski był protegowanym króla, został dobrze przyjęty przez kapitułę i wszystko wyglądało świetnie, ale okazało się iż papież Innocenty XI go nie chce. Dlaczego? Albowiem ksiądz biskup przystąpił do konfederacji gołębskiej i wraz z innym hierarchą, biskupem chełmskim Stanisławem Babskim, złożył z urzędu prymasa Prażmowskiego. Były też inne powody, takie jak pozwolenie na ślub Hieronima Lubomirskiego z Konstancją Bokum, ale to jest sprawa mniejszej wagi. Chodzi o to, że hierarchowie łamiący prawa Kościoła, nie mieli na co liczyć w Rzymie, nawet jeśli popierał ich sam król, kapituła i miejscowe mafie.

Wierzbowski był więc tylko nominantem na stanowisko prymasa. Zmarł zresztą wkrótce i wtedy król przedstawił swojego nowego protegowanego, czyli Michała Radziejowskiego. Kapituła zatwierdziła wybór jednomyślnie, albowiem biskup warmiński dał się poznać jako dobry organizator, zapobiegliwy gospodarz i człowiek przytomny. Był do tego jeszcze krewnym króla, tak więc nic nie zapowiadało tragedii. Michał Radziejowski rzeczywiście był dobrym organizatorem i człowiekiem zapobiegliwym, ale wszystkie trudy podejmował z myślą o sobie i o wyniesieniu swojej osoby, a także otoczeniu jej jak największym blaskiem i splendorem. Dziś, kiedy o tym czytamy, sprawy te wydają nam się śmieszne i niepoważne. Ja jednak chcę przypomnieć, że były to czasy, kiedy ludzie przywiązywali wagę do atrybutów władzy jawnej i świętej. Tak więc gdy prymas kazał nad swoim krzesłem w senacie ustawić purpurowy baldachim, do czego w żadnym razie nie miał prawa, a wieść ta rozeszła się szerzej, panowie senatorowie musieli blokować drzwi z obawy iżby panowie posłowie, napierający na one z drugiej strony, nie roznieśli księdza prymasa na szablach. Były to jednak czasy już późniejsze.

Wróćmy jednak na chwilę do konfederacji gołąbskiej, która została zawiązana przez króla i szlachtę, przeciwko magnatom i Sobieskiemu. To jest ciekawy moment, bo kwestią było czy Polska i Litwa staną się tureckimi protektoratami, czy nie. Ja tego dziś nie wyjaśnię, ale chcę tylko wskazać jak złożony jest problem. Do obrońców Kamieńca, Turcy strzelali z francuskich armat, obsługiwanych przez francuskich oficerów. Konfederacja gołąbska została zawiązana po to między innymi, by zakończyć wojnę i wynegocjować jakiś traktat z Turkiem. Król Michał Korybut Wiśniowiecki, popierany przez Wiedeń, pragnął tego pokoju, a z kolei hetman wielki koronny, Jan Sobieski, wówczas popierany przez Francję, parł do wojny i rewizji faktów jakie stworzyła kapitulacja Kamieńca. Wszystko to wskazuje, że w epoce kojarzonej przez nas z Janem Sobieskim, sprawy widoczne i rozpoznawalne miały chyba znaczenie drugorzędne, a kwestie istotne i takież podziały, obecne były gdzieś na zapleczu. I tak się to ciągnęło aż do rozbiorów.

Wracajmy do Radziejowskiego. Zanim został prymasem, król zrobił zeń kardynała, co wymagało wielu zabiegów w Rzymie. Po tej nominacji, coś się Radziejowskiemu stało i zaczął domagać się, na przykład, by król w listach tytułował go swoim czcigodnym przyjacielem. Uważał, że przy stole należy mu się miejsce przy królu, przed jego synami nawet. Owo pierwszeństwo wymuszał, nie siadając w ogóle do królewskiego stołu, ale ustawiając sobie krzesło tuż za krzesłem królewskim. Nie jadł wówczas, ale próbował konwersować z władcą. Zmitygował się dopiero wtedy, kiedy awantury zaczęła robić królowa, czyli Maria Kazimiera, osoba o charakterze strasznym, niereformowalnym, posiadająca wielki wpływ na króla. Wtedy Radziejowski przestał, a król w nagrodę zaczął pisać doń w listach – krewnemu naszemu najmilszemu - co nieco księdza kardynała uspokoiło.

W swojej posłudze kapłańskiej, koncentrował się kardynał, a potem prymas, na zajęciach związanych z liczeniem pieniędzy i demonstrowaniem wpływów oraz mocy. I to było ciekawe, a także zaskakujące momentami, albowiem wiązało się z różnymi wyzwaniami natury mistycznej i symbolicznej. Kiedyś przed Wielkanocą, umył nogi dwustu ubogim. To musiało być wydarzenie niezwykłe, zważywszy, że mówimy o człowieku, który inwestował poważne sumy w budowę pałaców, dekorację kaplic, któremu zarzucano, że ma kochankę i syna, a także dąży do najwyższych zaszczytów. Ciekawe, kto tych dwustu ubogich wyselekcjonował?

Najciekawsze w życiu prymasa są rzecz jasna jego zabiegi polityczne po śmierci króla Jana III, w których to zabiegach ujawnił się ponoć wyraźnie, niepiękny charakter hierarchy. Czy aby na pewno był on aż tak odrażający jak piszą? Zważywszy postawę uznanego za legalnego, króla Augusta II, który tuż po koronacji rozpoczął wyniszczającą kraj wojnę zaczepną, postawa Michała Radziejowskiego, może być oceniana inaczej. Może był on po prostu, człowiekiem dobrze poinformowanym, a także świadomym, jaką wagę, ciągle jeszcze, ma jego urząd, pieczęć i słowo. To ostatnie łamał co prawda wielokrotnie i brał za to poważne sumy, ale nie był w tych działaniach odosobniony. Tak czynili wszyscy, usiłując – w mojej ocenie – ocalić swój świat, świat czerwonych baldachimów, koronek, biretów, mantoletów, rzymskich kap i dziwnych iluzji, przed czymś co nieuchronnie się zbliżało.

No, ale to już temat na kolejny odcinek.

 

CDN

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/miedzy-altransztadem-a-poltawa-stolica-apostolska-wobec-obsady-tronu-polskiego-w-latach-1706-1709/



tagi: kościół  rzeczpospolita  wojna północna  michał radziejowski 

gabriel-maciejewski
10 maja 2020 10:14
22     2366    18 zaloguj sie by polubić
Postaw kawę autorowi! 10 zł 20 zł 30 zł

Komentarze:

umami @gabriel-maciejewski
10 maja 2020 12:50

Czyli, rozumiem, Rzym nie chciał rozejmu z Turkiem, tylko chciał z nim walczyć (polskimi rękami) i to mimo tych Francuzów w ich szeregach?
Czy możliwe jest, że skoro Francuz i Turek trzymają sztamę, żeby w Rzymie, jakaś opcja francuska ukierunkowywała tę politykę wobec przedmurza chrześcijaństwa na popychanie RP do wojny i wykrwawienie jej?
Najpierw Szwed, teraz Turek. Wszystko ich rękami.
Jaki był powód? I dlaczego Polacy się nie orientowali, że Francuz to zdrajca?

Jak coś pokręciłem, to przepraszam.

Ale jeśli ktoś tutaj zorientował się w tym francuzkim charakterze, to chyba trudno mówić o przypadkowym zabiciu pociotka Julesa Mazariniego (Sycylijczyka ale na służbie Francji).

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @umami 10 maja 2020 12:50
10 maja 2020 12:58

Nie wiem. Wszystko jest możliwe

zaloguj się by móc komentować

Jazgarz @umami 10 maja 2020 12:50
10 maja 2020 13:34

Polacy jak Polacy

Michał Kazimierz Pac bodajże w roku 1678 obwinia Francję z ostatnie trzy dekady katastrof(!). Czyli nie tylko wiedział że Szwed walczył na francuskim kredycie ale i o tym że złożyli jakieś oferty kozakom. Polecił także zabicie Wincentego Gosiewskiego, który ambasadorowi francuskiemu/ królowej Gonzadze gwarantował, że za milion liwrów osadzi Franka na stolcu (vivente rege). Po elekcjj Sobieskiego jak mógł to zawadzał. Po wiktorii chocimskiej rozpuścił wojska litewskie, by uniemożliwić S. pochód na Mołdawie. Nawet żona jego kuzyna-kanclerza Krzysztofa Zygmunta Paca, była dwórka Gonzagi zrobiła coming-out że oto nigdy nie była Franzuzką a ... Lotarynką

zaloguj się by móc komentować

umami @gabriel-maciejewski
10 maja 2020 14:40

Prymas Radziejowski... krytykowany za uleganie wpływom kuzynki Konstancji Towiańskiej i protegowanie jej rodziny, a szczególnie syna Krzysztofa, który według współczesnych miał być jego synem.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Krzysztof_Mikołaj_Towiański:

Krzysztof Mikołaj Towiański – herbu Gierałt - (zm. 10 września 1761[1]) – podczaszy koronny w latach 1699-1726, od 1727 podkomorzy koronny, starosta międzyrzecki w 1710 roku[2][3].

Jego ojcem był Jerzy Hipolit Towiański, a matką Konstancja z Niszczyckich Towiańska.

W 1701 roku powstało Królestwo Prus. Grupa antysasko nastawionych magnatów postanowiła wysłać do Króla Prus Fryderyka I posła z gratulacjami. Posłem tym został Towiański wysłany, wbrew protestom urzędników kancelarii koronnej, w lutym 1701 roku do Królewca. Popierali go Rafał Leszczyński i prymas Radziejowski. W ich imieniu miał prosić Fryderyka I, by nie zgodził się na przemarsz wojsk saskich do Rzeczypospolitej przez pruskie terytorium.

Wielu wśród szlachty uznało, że jego misja jest bezprawna. Na sejmiku różańskim uznano, że „pan Towiański ... bez wiedzy Rzplitej uczynił się posłem do księcia brandenburskiego”. Szlachta w większości była przeciw uznaniu królewskiej godności Fryderyka.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @gabriel-maciejewski
10 maja 2020 15:04

Eh ... Ten instynkt narracyjny. Przerywać w najciekawszym miejscu. Że go trochę zepsuję, tego oczywiście suspensa: "Tak czynili wszyscy, usiłując – w mojej ocenie – ocalić swój świat, świat czerwonych baldachimów, koronek, biretów, mantoletów, rzymskich kap i dziwnych iluzji, przed czymś co nieuchronnie się zbliżało ..." a z daleka nawet biło odorem truchła niejakiego Lutra Marcina usztywnionego jednak kołnierzykiem Jana Kalwina i wyciągającego zgrabiałe piszczele w kierunku korony, niejednej zresztą.  

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @gabriel-maciejewski
10 maja 2020 15:09

" Ludzie ode mnie młodsi nie wiedzą z czym i z kim tę nazwę skojarzyć. Myślę, że łatwiej jest promować treści dotyczące czasów dawniejszych niż epoki socjalistów, bo ci co rozpoznają szczegóły, albo je wręcz pamiętają, stawiają dyskusję na poziomie dla młodszych niedostępnym."

Fakt "Kredyt i wojna"  stosunkowo łatwo mi się czytało i nic nie wydawało mi się skomplikowane, a "Socjalizm i śmierć" szło mi dosyć opornie.


" Sługa profesora, który jak wielu młodych asystentów, reprezentował wobec studentów postawę roszczeniową, to znaczy uważał, że oni powinni wszystko wiedzieć i wszystko rozumieć, a do tego jeszcze wyrażać niekłamany podziw dla postaci takiej jak on, patrzył na nas bardzo długo i bardzo uporczywie. Potem, jakby mało było tego upokorzenia, straconego czasu i nerwów – mógł nam przecież wytłumaczyć o co chodzi, ale nie, wolał nas dręczyć – podchodził do każdego z osobna i patrząc z dołu do góry, prosto w oczy pytał – a pan wie kto to? A pani wie kto to? Nikt nie wiedział, a nawet jeśli ktoś wiedział ( na przykład Grażyna, Marek, Anka albo Magda) i tak siedział cicho, żeby nie łamać solidarności grupy."

Też się na takich akademików natknąłem na studiach, z tym, że nie byli to młodzi asystenci.

 

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @gabriel-maciejewski
10 maja 2020 15:09

" Jeśli ktoś myśli iż fakt, że Michał Radziejowski był synem najczarniejszego zdrajcy Hieronima Radziejowskiego, w jakiś sposób zaważył na jego życiu, ten jest w błędzie. Nie miało to najmniejszego znaczenia. A jeśli nie miało, to znaczy, że my, czytając wszystkie książki o historii XVII i XVIII wieku nie mamy o ówczesnej polityce i jej składowych zielonego pojęcia."

Tu jest dużo rzeczy do uporządkowania jak widać.

zaloguj się by móc komentować

Nova @gabriel-maciejewski
10 maja 2020 18:03

Pamiętam, że kiedyś tutaj na portalu toczyła się dyskusja o tym okresie naszych dziejów. Od śmierci Króla Jana III do pierwszych kilku lat XVIII wieku zmarło nagle kilkunastu hetmanów, urzędników, biskupów, żołnierzy. Istny armagedon wśród elit Rzeczypospolitej. I do tego to o czym Pan pisze. Nie mieliśmy wtedy chyba szans na wyratowanie się z tego kotła, postawiono na nasz kraj kreske. Pozdrawiam.

zaloguj się by móc komentować

Paris @umami 10 maja 2020 12:50
10 maja 2020 19:28

Fajnie...

... Franek i Turek do dzis  sztamuja  !!!

Z  Panskiego komentarza tylko sie to potwierdza i swiadczy, ze  to  WIELOWIEKOWA  juz tradycja.

zaloguj się by móc komentować

Paris @gabriel-maciejewski
10 maja 2020 19:51

Wpis...

... z jednej strony  szokujacy - z drugiej -  przeciekawy...  ciesze sie  bardzo,  ze bedzie go Pan  kontynuowal - bo rzeczywiscie wiekszosc z nas nie ma o tamtych czasach  zielonego pojecia... 

...  jesli syn najczarniejszego zdrajcy  Polski  zostaje prymasem  Polski  -  to tamta historia jest  KOMPLETNIE  nieznana,  ZFALSZOWANA... i pozostaje nam tylko  napisac ja sobie  NA  NOWO  !!!

zaloguj się by móc komentować

Autobus117 @gabriel-maciejewski
10 maja 2020 20:46

Patrząc na setkę  ..... pamiętacie dowcip - jak wyglądała żona Waryńskiego? Wiem, wiem głupie, ale tak jakoś mi sie przypomniało.

zaloguj się by móc komentować

umami @Paris 10 maja 2020 19:51
10 maja 2020 20:59

No ale jeśli zdrajca Polski i jego syn, który został prymasem, to ludzie realizujący interes Francji (bo przecież nie Rzymu), po trupie Polski, to wszystko jest na swoim miejscu, niestety.

zaloguj się by móc komentować

umami @Autobus117 10 maja 2020 20:46
10 maja 2020 21:00

Nie pamiętam dowcipu, a banknot z Waryńskim jak najbardziej.

zaloguj się by móc komentować

Autobus117 @umami 10 maja 2020 21:00
10 maja 2020 21:08

trzeba przyłożyc lusterko do końcówki czoła wzdłuż. Głupie ale to jedyna nić , która mi przybliża postać LW

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @gabriel-maciejewski
10 maja 2020 21:24

taka dygresja:

kiedy zaczynałem swoją edukację licealną na jesieni 1964 r.  na warszawskim Mokotowie, ulica przy której mieścił sie budynek szkolny miała (i ma  nadal) nazwę "Woronicza". Wówczas nie zastanawiałem się, kim był   óww "Woronicz", gdzieś tam  skojarzyło sie, że pewnie jakiś sowiecki "generał-wyzwoliciel", ktorych sporo było patronami rozmaitych miejsc i instytucji publicznych.  W  liceum  o tym ptronie ulicy niczego nie powiedziano, i tak przeleciałem przez szkołę średnia w nieswiadomości.

Dopiero bodaj "po studiach" doczytałem się, że ów  Woronicz , to Jan Paweł Woronicz, herbu Pawęża; poeta i duchowny, arcybiskup metropolita warszawski i prymas Królestwa Polskiego w pierwszej połowie XIX stulecia.

Oczywiśćie bardzo długo tabliczki z nazwa ulicy nie zawierały informacji, że chodzi o osobę duchowną.

Do dzisiaj pokutuje maniera opuszczania tytułów duchownych przy bardziej znamienitych nazwiskach z historii Polski, żeby wspomnieć choćby abp Ignacego Błażeja Franciszka Krasickiego, herbu Rogala.

Albo np. kanonika oraz  scholastyka Mikołaja Kopernika. 

Rzecz jasna nauczanie historii w obcęgach idei marksistowskiej dało efekt w postaci swoistej lobotomii dotyczącej  postaci wybitnych ludzi Kościoła, którzy byli wazni przy waznych datach w dziejach polskich.

Dlatego warto przypominać podobne postaci.

 

Plus.

 

zaloguj się by móc komentować

Paris @umami 10 maja 2020 20:59
10 maja 2020 22:12

Stety, ale tak...

... choc tych "realizatorow" interesu Francji to i dzisiaj u nas  dostatek...  chocby taka wesz  jak Kostek Gebert,  pierwszy do opluwania Polski... ale w sumie to jest ich bardzo wielu - palcow u rak i nog by zabraklo aby wymienic te  TARGOWICE we Francji  !!!

zaloguj się by móc komentować

kalixt @gabriel-maciejewski
10 maja 2020 23:10

No, ja starą stówę pamiętam dokładnie, bo moja podstawówka nosiła imię Wielkiego Proletariatu i te flagi z napisem ''proletaryat'', dokładnie takie, jak na tej stówie, wisiały w szkole na ścianie w dużym formacie, a nad nimi hasło: ''szkoła uczy kochać ojczyznę i socjalizm''. Tak było. Oczywiście po 1989 Wielki Proletaryat nie miał racji bytu, więc teraz ta szkoła nosi imię...Eugeniusza Kwiatkowskiego. Zamienił stryjek siekierkę na kijek, chciałoby się powiedzieć. A moje liceum zarówno ''za komuny'' jak i teraz nosi imię Komisji Edukacji Narodowej. I mieści się przy ulicy Staszica. Tacy to patroni mojej edukacji, toteż i edukacja jest jaka jest. Uniwersytet był i jest imienia Marii Curie-Skłodowskiej, za moich czasów nad wejściem do rektoratu wisiał wielki napis ''nauka w służbie ludu'', ale teraz go już chyba nie ma.

zaloguj się by móc komentować

Autobus117 @stanislaw-orda 10 maja 2020 21:24
10 maja 2020 23:13

Mieszkam i mieszkałem na Mokotowie, obecnie na Wołoskiej. Też mnie zaskoczył ten Woronicz. W Jagiellonce miałem  wielu znajomych. 1964 to ja do podstawówki śmiało szedłem.

Gospodarza przepraszam za prywatę.

zaloguj się by móc komentować

tomasz-kurowski @gabriel-maciejewski
10 maja 2020 23:48

Książka naprawdę świetna, w ogóle opisy wydarzeń z perspektywy dyplomatów i ich działań rzucają nowe światło na wiele kwestii. Równolegle z "Między Altransztadem a Połtawą" czytałem (taką sobie, ale jedyną) angielską biografię Augusta II, która w dużej mierze była kompilacją korespondencji angielskich dyplomatów (Stepney, Robinson et consortes) i ciekawie było skonfrontować te spojrzenia.

zaloguj się by móc komentować

tomasz-kurowski @gabriel-maciejewski
10 maja 2020 23:59

Pokolenie moich rodziców i dziadków jest faktycznie znacznie lepiej osłuchane z nazwiskami różnej maści socjalistów, głównie przez dawne nazwy ulic i placów, którymi zresztą często do dziś się posługują - czasami aż ciężko się dogadać. Chociaż z drugiej strony, skoro mowa o "Socialiźmie i śmierci", to centralna ulica Białej (tj. małopolskiej części Bielska-Białej), nierzadko wciąż nazywana przez starsze pokolenie ulicą Koniewa, jest dziś ulicą księdza Stojałowskiego i to o nim prędzej słyszał młody bielszczanin. Choćby tylko tyle, że był księdzem i nazwano po nim ulicę (ich rodzice tyle samo wiedzą o Koniewie). Przytomniejsi bywalcy fast foodów być może skojarzą go z tablicą koło McDonald's, gdzie kiedyś mieściła się redakcja Wieńca-Pszczółki.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @Autobus117 10 maja 2020 23:13
11 maja 2020 13:11

Chyba w Andewagence, a nie w Jagiellonce.

zaloguj się by móc komentować


zaloguj się by móc komentować