-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

Ludzie morza. Szczepan Twardoch

Nazwisko naszego ulubionego pisarza wykorzystałem, jako wabik, który ma przyciągnąć ludzi zainteresowanych krytyką literacką. Zestawiłem zaś je z morzem celowo, bo był widoczny absurd. Nie tylko absurd tego zestawienia, ale absurd założeń promujących książki i autorów. To taki sam zabieg jak użycie wyrazu epifania obok nazwiska Trzaska, w tytule książki, która opowiada o kuszeniu. Nie wiem tylko, czy jest to zestawienie na tyle dobre jakościowo, by zainteresować prawdziwych wielbicieli literatury.

Nie wiem też, kto wpadł na pomysł, żeby nakazać Twardochowi wygłaszanie kwestii związanych z morzem. Sam przeczytałem je niedawno, przy okazji jakiegoś artykułu o operze zagranej do libretta Twardocha. Nie wiem co to za libretto i czego dotyczy historia. On tam jednak mówi wyraźnie, że odbył kilka rejsów i będzie wracał na morze, bo odnajduje tam sens życia. To jest właśnie dla mniej najbardziej zaskakujące. Że pisarze muszą odnajdywać sens życia akurat tam, gdzie już wcześniej odnaleźli go inni pisarze i wielokrotnie ten sens przeżuli. Widocznie osadzenie promocji takiego autora jak Twardoch na innych torach groziłoby wykolejeniem projektu.

Pewnie już o tym pisałem, bo po 11 latach zaczynam się trochę powtarzać, ale pewien mój kolega przepłynął Bałtyk w małej łódce; ze Szwecji, gdzie tę łódkę kupił, do Gdyni. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, ale on to zrobił w styczniu. Ja bym się bał wyjść w styczniu na nabrzeże, a co dopiero wsiadać do łódki. No, ale każdy ma swoje jakieś upodobania. Ten sam kolega przepłynął Atlantyk, ale już latem i nie sam. Mówi, że to są cholerne nudy, bo wszystko idzie według wskazówek GPS, nogi człowiekowi chudną i robią się jak patyki, bo nie porusza nimi wcale i wiele frajdy z tego nie ma. Ostatni zaś raz kiedy się widzieliśmy, a było to parę lat temu, wyznał, że żeglarstwo, które pochłonęło mu pewnie z dekadę życia, nie jest już przygodą. Jest kanałem sprzedaży sprzętu i gadżetów.

W rzeczywistości może, ale nie na rynku literackim. Tam bowiem żeglarstwo to sposób na przekonanie młodego czytelnika, że pisarz parający się żeglarstwem, nawet z amatorska to ktoś naprawdę wyjątkowy. Problem w tym, że co niektórzy mają jakąś tam pamięć, może nie za dobrą, ale jednak, i wiedzą że problem żeglarstwa w literaturze powraca i jest nieodmiennie związany z Josephem Conradem. To jak pamiętamy był i jest nadal autor, do którego można dokleić wyraz wytrych. Conradem bowiem otwiera się wszystkie drzwi. Nigdy nie zapomnę jak do Polski zjechał z Monachium Zdzisław Najder i zaczął swoje występy w telewizji, zmierzające do uwiarygodnienia go i uczynienia kimś ważnym w polskiej polityce, od wyznania iż jest conradystą. Potem tych conradystów zaczęło przybywać, a potem, przez jakiś czas, niezbyt długi, wszyscy oni mówili w telewizorze o problematyce moralnej w literaturze. Złudzeniami co do Conrada żyliśmy wszyscy, w tym ja, z tym że mi nie udało się nigdy w całym życiu przeczytać ani jednej jego książki. Czym, przyznam mogę się szczycić. Po omówieniu zaś sprawy związanej z jego ucieczką z Galicji i spotkaniem w Krakowie z Rettingerem, które zaowocowało napisaniem sztuki, dziś zaginionej, o rewolucji, mającej wybuchnąć w nie wymienionym z nazwy kraju Ameryki Łacińskiej, nie warto chyba już nawet o Conradzie wspominać. I jakby tych conradystów zrobiło się mniej. No, ale zostało morze, jako żywioł i inni pisarze z morzem kojarzeni. Na przykład Hemingway. A niech to! Znowu kulą w płot, już w 2014 napisałem tu przecież, że Hemingway był agentem KGB, a potem, w trzy lata później, ktoś zrobił z tego wielkie odkrycie i cały internet huczał. Myślę więc, że można w ciemno założyć, że każdy autor, który próbuje się lansować na morzu to agent lub propagandysta. Tyle, że ci, którzy próbują go w ten sposób uwiarygodnić, jak zwykle grzeszą pychą. To znaczy wpatrzeni w tej swoje instrukcje, zalatani za tymi pieniędzmi, zabiegani, nie rozumieją, że metody też mają swój termin przydatności do użycia. Metoda lansu morskiego zużyła się już dawno temu. No, ale to, co będzie rozwijać się przed naszymi oczami, czyli serie zdjęć, reportaży, filmów, na których widać będzie Twardocha, jak męskim głosem wydaje komendy i jak biega boso w płóciennych portkach po pokładzie, a wieczorem przy zachodzącym słońcu opowiada wprost do kamery o sensie życia, który właśnie odnalazł, to wszystko może przynieść nam trochę frajdy. A na pewno też może stać się pożywką dla dalszych rozważań na temat promocji autorów.

Jasno widać jakie świadectwo wystawiają sobie ci ludzie. Pozostaje wierzyć, że oni po prostu przeszli do reklamy i wysyłają Twardocha na morze, żeby potem sprzedawać w ten sposób wódkę i papierosy. To istotny moment, w którym dotykamy sfery pogańskiej sakralizacji. Jak wiadomo bowiem wódkę i papierosy można sprzedawać normalnie, spod palta, na każdym bazarku. I morze, a także unoszący się na jego falach Twardoch nie mają tu nic do rzeczy. Nie mają, jeśli sprzedajemy to klientowi zainteresowanemu konsumpcją, czyli piciem i paleniem. Tu jest inaczej. Albowiem cała zgrywa polega w tych transakcjach na tym, by markować swoje rzeczywiste potrzeby i wprowadzać czytelnika, odbiorcę w ogóle, w gąszcz znaczeń w zasadzie nieistniejących. Jeśli bowiem Twardoch jest pisarzem, a nie jest w stanie mówić o swoich książkach, one same zaś przez się nie wywołują w czytelniku żadnego entuzjazmu, to znaczy, że ktoś zaprasza nas do jakichś innych drzwi. Jak wiemy książka dziś to za mało. Każdy może napisać i wydać książkę, nawet Patlewicz. Żeby więc podkreślić jak wyśmienity warsztat ma nasz autor, trzeba zrobić na podstawie jego tekstu operę, a także serial. To jednak za mało. Na każdym płocie, na każdym skrawku papieru unoszącym się w przestrzeni, trzeba napisać Szczepan Twardoch król polskiej literatury. Po co? Bo zachodzi obawa, że sprzeda się za mało wódki i papierosów i sponsorzy będą stratni. Nie można więc zostawić klientowi wyboru. Na tym właśnie polega ta promocja. Klient nie może mieć żadnej możliwości wyboru, a wszystkie otwierające się przed nim drzwi prowadzą ku kolejnym niespodziankom. Czy to czasem nie jest cenzura – zapyta ktoś z głupia frant. A i owszem, ale na razie miękka. Myślę jednak, że dojdziemy ze Szczepanem i do takiej zwykłej cenzury. Niech no tylko sprzedaż zacznie spadać. Wracajmy jednak do tych drzwi. Za jednymi na przykład rozpościera się morze i kołyszą się na nim żaglówki. Z daleka już jednak widać burzową chmurę, której widok wyzwala niepokój w sercach czytelników. Zaraz się jednak okazuje, że to tylko pic na wodę, fotomontaż, bo gdzieś z boku otwierają się drzwi kolejne. A co jest za nimi? Tego jeszcze nie wiemy, ale przypuszczam, że może ta cała epifania wikarego Trzaski.

Nic nie jest tym czym się wydaje i na czytelnika czekają ciągle nowe niespodzianki. Po co je mnożyć spyta ktoś? Przecież to pisarz, człowiek z istoty obdarzony wyobraźnią, talentem do opowiadania, poczuciem humoru. Po co mu serial, morze i opera? Po to samo co wszystkim – żeby czytelnik nie daj Boże nie zwrócił uwagi na książkę i nie zaczął się w nią zagłębiać. Mógłby wtedy porównać ją z innymi książkami, ziewnąć, a może też – O Boże nie! - zasnąć smacznie. Jego odruchy zaś nerwowe wykształcone jak u psów Pawłowa, przez literaturę poruszającą problemy moralne i przez Conrada, mogłyby od tego czytania zamrzeć zupełnie.



tagi: książki  rynek  promocja  literatura  twardoch 

gabriel-maciejewski
19 listopada 2020 09:56
68     3333    14 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

atelin @gabriel-maciejewski
19 listopada 2020 10:30

No cóż..., in maria navigeret dla każdego nastolatka jest cholernie romantyczne. A później się okazuje, że trzeba zdać egzamin w Szkole Nawigatorów.

"Nie wiem co to za libretto i czego dotyczy historia. On tam jednak mówi wyraźnie, że odbył kilka rejsów i będzie wracał na morze, bo odnajduje tam sens życia."

Przeczytałem to zdanie i pomyślałem o Conradzie, ale za chwilę się na niego natknąłem w Pańskim tekście, więc nie będę rozwijał. Natomiast zamiast jakiegoś libretta pozwolę sobie zaproponować Panu conradowski "Czas apokalipsy" w wersji reżyserskiej.

zaloguj się by móc komentować

Paris @gabriel-maciejewski
19 listopada 2020 10:30

Bardzo  dobry  wpis,  Panie  Gabrielu,...

...  a  cale  sedno  oddal  Pan  w  ostatnim  akapicie,  bowiem  wlasnie  o  to  chodzi,  zeby  czytelnik  nie  siegnal  po  ksiazke...  a  juz  nie  daj  Boze,  zeby  zaczal  ja  zglebiac  !!!

No  i  te  "odruchy"  jak  u  psow  Pawlowa  -  sa  tu  nie  od  parady.

Niemniej  jednak  ja, my,  Panscy  czytelnicy  -  z  Boza  pomoca  -  mamy  te  "rozterki ludziow  morza",  szczesliwie  poza  soba.

zaloguj się by móc komentować

Autobus117 @gabriel-maciejewski
19 listopada 2020 10:40

Z Conrada polecam " W oczach Zachodu". W porównaniu do reszty, dziwnie zamilczaną, może dlatego, że tam akurat nic nie ma o morzu:) Za to sporo o zdradzie i prowokatorach. 

zaloguj się by móc komentować

umami @gabriel-maciejewski
19 listopada 2020 10:58

Jeśli mogę sobie zażartować, po przeczytaniu pierwszego akapitu, to mylisz osoby. Prawdziwym człowiekiem morza jest nasz niezależny, już na swoim, bez kagańca i smyczy:


Można powiedzieć: stary człowiek i teraz już może.

zaloguj się by móc komentować

bolek @gabriel-maciejewski
19 listopada 2020 11:13

"mi nie udało się nigdy w całym życiu przeczytać ani jednej jego książki"

No to jest nas dwóch :) U mnie na półce "kusił" przez lata "Lord Jim", ale jakoś nie mogłem się zmusić i miałem go w rękach jedynie przy okazji odkurzania.

A propos majtka Twardocha to nie wiem czy dobrze kojarzę, ale jakiś czas temu on został wyekspediowany na jakieś odludzie pokryte śniegiem itp. Może ten format nie chwycił i przerzucili go może na morze ;-)

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @gabriel-maciejewski
19 listopada 2020 11:13

A Conrad elegancko, z popularnym w garści, na bazarku od prawdziwego handlarza kupionym...sam szyk. 

zaloguj się by móc komentować

umami @gabriel-maciejewski
19 listopada 2020 11:13

Próbowałem kiedyś przeczytać Lorda Jima i mi się nie udawało. Zasypiałem za każdym razem, a próbowałem ze trzy dni, i nie przeczytałem w ten sposób ani jednej książki Conrada. Przyznaję, że pora była późna. No ale to wyklucza mnie z kręgów znawców i krytyków, o conradystach nie wspominając. 
Z tym Twardochem to istna pandemia, wszędzie jest wciskany.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @bolek 19 listopada 2020 11:13
19 listopada 2020 11:14

Tak, format polarny nie zadziałał. Roald Amundsen dla ubogich nie przejdzie

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @umami 19 listopada 2020 11:13
19 listopada 2020 11:15

Myślę, że żaden conradysta nie przeczytał żadnej książki Conrada

zaloguj się by móc komentować



gabriel-maciejewski @atelin 19 listopada 2020 10:30
19 listopada 2020 11:15

Z tymi egzaminami najgorzej

zaloguj się by móc komentować

Marcin-K @umami 19 listopada 2020 11:13
19 listopada 2020 11:28

Teraz wszędzie na siłę promuja ten serial na podstawie jego książczyny. Ostatnio widziałem kawałek tego na Canal+. Widać że tam wlano masę piniendzy, nawet Gliński by się nie powstydził. Ale spod tej masy pieniędzy i tak wyłazi polska klasyczna filmowa nędza. Wszystkie też gęgające autorytety "chwalo" to produkcje. Onet sie rozpływa. Przeczytałem też recenzję na Onecie - ten goguś który to spłodził napisał, że serial cudowny i wspaniały, a najlepszy któryś z aktorów, u którego goguś zobaczył ten sam fanatyzm w oczach co u Bosaka. To wszystko dzieje się naprawdę.

zaloguj się by móc komentować

umami @gabriel-maciejewski 19 listopada 2020 11:15
19 listopada 2020 11:29

Doczytałem, że Twardoch już drugie libretto spłodził. Kiedyś pisaliśmy o Drachu, jak Twardoch przyśpieszony kurs pisania librett przechodził a teraz przyszedł czas, jak czytam, na Syrenę. Melodrammę aeternę.

Coś pięknego:
Tym razem pisarz nie posiłkował się wcześniejszym tekstem, ale stworzył oryginalne libretto – owoc fascynacji obu twórców morzem. "Wziąłem udział w kilku morskich rejsach jachtami żaglowymi" – notował Alek Nowak w swoim blogu podczas pracy. – "Nie mogłem przestać o morzu myśleć, miałem ochotę na nie wracać, miałem poczucie, że znajduję tam ważne odpowiedzi na ważne pytania. O sens świata i sens życia".

Kobieta, Mężczyzna i Syrena – głosami Joanny Freszel, Jana Jakuba Monowida i Ewy Biegas – wyśpiewają tęsknotę, miłość, wolność, strach, chaos i pustkę. Wokalistom towarzyszyć będą smyczki, fortepian, ale też saksofon (który zdaniem kompozytora jest "bezczelny", bo "przekracza granice") oraz gitara. "Nie trzeba się w morzu zanurzać, żeby jego głębi doświadczyć" – zauważa Nowak.
https://www.polskieradio.pl/8/1874/Artykul/2618405,Syrena-Melodrama-%C3%A6terna-Opera-do-libretta-Twardocha-WIDEO


Kobieta, Mężczyzna, Syrena, saksofon i gitara, i to wszystko z powodu kilku rejsów. Że też choroby morskiej się nie nabawili.
A propos:

 

zaloguj się by móc komentować

Strikt @gabriel-maciejewski
19 listopada 2020 11:34

Tekst jak pocisk odłamkowy: kompletnie mnie zniszczył, a jednocześnie zasiał mnóstwo pytań.

"Żeglarstwo jako kanał sprzedaży sprzętu i gadżetów". Trafne jak 150. Nigdy nie nurkowałem, a noszę zegarek do nurkowania. Moje doświadczenia wodne to rejs na Westerplatte i kajaki na Roztoczu, a chodzę w butach żeglarskich.

Żeglarstwo (pełnomorskie) to w popularnej opinii egzotyka i jednocześnie emanacja statusu materialnego. De facto nie jest ani jednym, ani drugim. Wszystkie próby tworzenia legendy danego pisarza oparte o niestandardowe stają się archaiczne, bo doświadczenia, które kiedyś były dostępne dla nielicznych stają się coraz bardziej dostępne i coraz bardziej bezpieczne (bo jedno implikuje drugie).

Artysta-globtroter? Dziś w 15 sekund sprawdzam rozkład autobusu w dowolnym miejscu na Ziemi. Artysta-automobilista, zafascynowany szybkimi maszynami? Dzisiejsze auta sportowe to komputery na kołach. A jak trafiło się jedno narowiste Porsche Carrera GT, w którym zginął Paul Walker ("Szybcy i wściekli"), to jego rodzina chciała wysłać do Porsche pozew.

Dlatego wybierając cel podróży, uciekam jak najdalej od wszystkiego, co reklamuje się jako "egzotyka". Wszystko jest już tak skomercjalizowane i przycięte pod masowe gusta, że w Himalaje można iść po operacji stawu biodrowego. A prawdziwą opowieść o egzotyce i uniesienie słyszałem jedynie z ust Amerykanki, która opowiadała jak to w jednym z krajów bałkańskich musiała dać łapówkę. Co dla mnie, wychowanego w PRL, było czymś absolutnie prozaicznym.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @umami 19 listopada 2020 11:29
19 listopada 2020 11:35

Może chodzi o syrenę okrętową

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @Strikt 19 listopada 2020 11:34
19 listopada 2020 11:37

tak, egzotyka, niebezpieczeństwa, a jak coś nie wyjdzie to do sądu

zaloguj się by móc komentować

umami @Marcin-K 19 listopada 2020 11:28
19 listopada 2020 11:38

Powstał jakiś polski serial na podstawie Lorda Jima? Bez Twardocha? Czy może właśnie przy kręceniu tegoż serialu Twardoch załapał się na tych kilka rejsów?

zaloguj się by móc komentować


IanThomas @gabriel-maciejewski
19 listopada 2020 12:15

Pamiętam, że w liceum wątki conradowskie były poruszane przy okazji czytania Marii Dąbrowskiej "Nocy i dni". Chodziło przede wszystkim o postać Barbary i jej etosu pracy, że taki był conradowski. Kiedy po wielu, wielu latach sięgnęłem ponownie do powieści Dąbrowskiej, przypomniały mi się te nauki szkolne i jako osoba która przeczytała nie tylko Lorda Jima ale i Tajnego Agenta i Jądro Ciemności, to uważam że sprawa jest bardzo naciągana i to przez samą Dąbrowską, która jeśli mnie pamięć nie myli, sama o tym wspomniała w swoich Dziennikach. To chyba po prostu dobrze świadczyło o pisarzu, kiedy wspomniał o Conradzie na salonach.  

zaloguj się by móc komentować

umami @gabriel-maciejewski 19 listopada 2020 11:35
19 listopada 2020 12:18

Próbuję słuchać tej rozmowy z twórcami na Dwójce. Twardocha i tego drugiego słyszę pierwszy raz. Twardoch bełkoce, Alka prawie nie da się zrozumieć, nic nie pamiętają, ni jeden, ni drugi, plotą trzy po trzy, nawet nie uzgodnili wspólnej narracji. Czyli znów wyrwali kasę podatników i podzielili się. Nie powiedzą przecież, wystawiliśmy was frajerzy. Rozmowę prowadzi jedna z tych nawiedzonych, która słowami usiłuje ubogacić przekaz. Potoki słów, interpretacji, domysłów i skojarzeń. Dobrali się, nie ma co. Szczepan snuje taki syreni śpiew —  Alek zasugerował operę o górach, ja się nie wspinam, ale trochę żegluję, więc stanęło na morzu. Morze to Syrena. Morze, Syrena, żywioł, zmaganie się. Twardoch od 15 lat jeździ na Szpicbergen konfrontować się z Absolutem.
Po 10 minutach obaj panowie przyznają, że nie są żadnymi żeglarzami, kiedyś mieli okazję pływać, coś tam im się kojarzy.
Ciężko idzie wysłuchiwanie takich refleksji przy akompaniamencie wywodów tej pani. Pierwsza rzecz jaką trzeba zrobić, żeby zejść na taką ścieżkę, na której myśli się o sobie jak o pisarzu, artyście i dzieleniu się swoimi przeżyciami, to wyzwolenie swojego ekshibicjonizmu. Jak już dochodzi się do tego bezwstydu, to można duby smalone na okrągło pleść. Twardoch mówi o sobie, że pisząc, jest autorem intuicyjnym i że rzadko potrafi wyjaśnić, dlaczego coś napisał w taki sposób, jaki napisał. To mu jakoś [samo] wynika, jakoś się pojawia.
Tu dam sobie już spokój z tym Twardochem. To hochsztapler, który nie potrafi nawet dobrze kłamać. 

 

zaloguj się by móc komentować

tomciob @gabriel-maciejewski
19 listopada 2020 12:27

Witam. Kiedyś już o tym pisałem ale się powtórze (trochę poza tematem). Poznałem kiedyś człowieka morza. Nazywał się Paweł "Pablo" Koprowski. Poznałem go w WYC-u (Warszawskim Jacht Clubie - międzyuczelnianym klubie żeglarskim SZSP). Paweł był jachtowym kapitanem żeglugi wielkiej, prawnikiem pracującym dla miasta Warszawy, niesamowitym gawędziarzem. Przy nim nigdy nie można było się nudzić. Ja o tym wtedy nie wiedziałem ale był protoplastą i jednym z pierwszych animatorów ruchu szantowego w PRL-u. Jak na prawdziwego człowieka morza przystało na morzu zakończył swój żywot, niestety ale przez niepotrzebną brawurę. Wybrał się kiedyś z ekipą w rejs, z Kołobrzegu na szkolnym, mieczowym jachcie typu DZ, na Bornholm. W drodze powrotnej, pewnie nie sprawdzili dokładnie prognoz pogody, zaskoczył ich sztorm na południowym Bałtyku. Nie mieli radia (DZ to łódź skromniejsza od łodzi Wikingów). Pod koniec podróży Paweł wypadł za burtę. Myślę że Szczepanowi to na pewno nie grozi. Pozdrawiam

zaloguj się by móc komentować

umami @gabriel-maciejewski
19 listopada 2020 12:30

Jeszcze Alek Nowak.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Aleksander_Nowak
Libretto napisała też Tokarczuk.
Sami ludzie sukcesu.

zaloguj się by móc komentować

wierzacy-sceptyk @gabriel-maciejewski
19 listopada 2020 12:30

w książce Marqeza "Miłość w czasach zarazy"natknąłem się na wzmiankę o jakimś Polaku dostarczającym broń rewolucji

A byłem już po lekturze tekstów o Rettingerze i Conradzie i to coś zagrało

Te drobne ślady występują w książkach, a duży ślad to "Jądro ciemności" Conrada po lekturze tekstów o Kongo nominalnie należącym do Leopolda

To jest tak jak odezwanie się kamertonu gdy ktoś gra

I nie mów że jesteś całkiem głuchy, to się odzywa i gra

 

 

 

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @IanThomas 19 listopada 2020 12:15
19 listopada 2020 12:37

To się nazywa podnoszenie samooceny

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @umami 19 listopada 2020 12:18
19 listopada 2020 12:39

Twardoch od 15 lat jeździ na Szpicbergen konfrontować się z Absolutem.

 

Jakby nie mógł pójść do monopolowego po Absolut. On jest dodatkiem do wódki. Nawet nie zakąską

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @tomciob 19 listopada 2020 12:27
19 listopada 2020 12:41

Mowy nie ma. Szczepan nie wypadnie

zaloguj się by móc komentować



grudeq @Marcin-K 19 listopada 2020 11:28
19 listopada 2020 12:41

"Fanatyzm w oczach jak u Bosaka". Utraciliśmy chyba jako naród umiejętność "Odpowiedniego rzeczy dawania słowa"

Aż muszę popatrzeć co to za aktor doskonale gra Bosaka.. 

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @gabriel-maciejewski 19 listopada 2020 11:15
19 listopada 2020 12:54

a jeśli przeczytał, to i taknie zrozumiał o czym to jest

zaloguj się by móc komentować

cbrengland @gabriel-maciejewski
19 listopada 2020 13:12

Tak z nimi jest z tymi "artystami i celebrytami", gdyż w większości wypadków ten apostrof jest właściwy.

Artysta, mistrz swej sztuki, wychodzi na scenę i gra, śpiewa albo gada i potrafi tak, nawet, jak mu wyłączą prąd. Jest on bowiem przede wszystkim osobowością. Tak pierwsi z brzegu, którzy mi przychodzą do głowy z branży pop-music i okolic, na przykład ostatnio wspomniany przeze mnie Chris Rea, czy Prince albo Santana, by po raz któryś nie wspomnieć o Leszku Dlugoszu.

Oczywiście jest ich więcej i to w wielu "branżach" Sztuki. Dobrze przypominać tych prawdziwych artystów.

A morze trzeba kochać, wtedy zawsze będzie tą ukochaną przestrzenią. Nieważny jest biznes wokół niego.

zaloguj się by móc komentować

ajs @gabriel-maciejewski
19 listopada 2020 13:17

Obserwacja z życia wzięta.

Jestem absolwentem Wyższej Szkoły Morskiej (teraz mamy Akademie Morskie). Studiowałem w latach 80-tych, i powiem szczerze, że przez cały okres studiów (a wczśniej i później w życiu też), nie udało mi się przebrnąć przez żadną powieść Conrada. I tak samo było z większością kolegów studentów szkół morskich (koleżanek wtedy nie było na naszych uczelniach - takie to były komusze czasy). Conrad już w przedbiegach wysiadał w konkurencji czytania z Karolem Olgierdem Borchardtem, którego większość z nas absolwentów WSM (Szczecin, Gdynia), dlatego, że chciała - to, musiała przeczytać. Książki KOB były dla nas NUMBER1, i to one zawsze krążyły w akademikach. Pewnie, można się też próbować przyczepić do kpt. Borchardta, ale wtedy jak mieliśmy wybrać co czytać? Nie było wahania i Conrad szedł w odstawkę. Prawdziwi ludzie morza, ciężko pracujący na tych wszystkich masowcach, drobnicowacach, kontenerowcach itp itd, nie szpanują Conradem - pokład i maszyna maja swoje codzienne obowiązki. Wspominał kiedyś o tym troche śp. Seawolf.

Jeżeli Twardoch odbył kilka rejsów, to niech pochwali się na czym i w jakim charakterze? Bo coś mi się wydaje, że pływał jako blinda, a potem będzie opowiadał jaki z niego człowiek morza. Dałbym mu na pokładzie młotek i niech stuka rdzę od rufy do dziobu - jak już dojdzie do dziobu, to spokojnie może zaczynać od nowa, bo ta praca nigdy się nie kończy dopóki statek pływa. Wygląda na to, że p. Twardoch, dostał kontrakt na stukanie i stuka tym swoim młotkiem, a co wystuka to jego i zleceniodawcy(cała ta rdza)... 

  

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @gabriel-maciejewski
19 listopada 2020 13:24

Najbardziej mnie rozśmiesza jak taki "Mięcioch" dodaje sobie i każe się nazywać "Twardoch". Dla mnie to jest kompletna demaskacja.

zaloguj się by móc komentować

umami @gabriel-maciejewski 19 listopada 2020 12:39
19 listopada 2020 13:35

Ja myślę, że on stale jest pod wpływem Absolutu z monopolowego.
Pod koniec pada takie zdanie Szczepana:
Ja naprawdę czuję się najmniej uprawnioną osobą do komentowania własnego tekstu, ponieważ ja o nim wiem, tak naprawdę, niewiele.
Dobrze się wszyscy bawią. 

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @umami 19 listopada 2020 13:35
19 listopada 2020 13:49

Taki z niego skromniś. Wszak wiadomo, że tekst żyje własnym życiem. Kto to ogłosił? Zapewne ci co zlecili jego napisanie i opłacili interpretatorów. 

zaloguj się by móc komentować


gabriel-maciejewski @ajs 19 listopada 2020 13:17
19 listopada 2020 13:51

Spałem kiedyś w hotelu Mercure w Gdyni. Naprzeciwko jest amfiteatr i tam różne zespoły wyśpiewywały szanty. Darli sie do samego rana, a wyglądali, jak Rysiek Riedel po koksie. Następnego wieczora, w ogródku Marwoju przy ścieżce prowadzącej na plaże siedzieli i popijali kapitanowie. Jak już byli mocno wcięci zaczęli śpiewać - Jam ci światu nie wiązała....zawiązał ci go ksiądz....

zaloguj się by móc komentować



Paris @umami 19 listopada 2020 10:58
19 listopada 2020 14:00

Tak...

...  a  zart  przedni  !!!

zaloguj się by móc komentować

umami @wierzacy-sceptyk 19 listopada 2020 12:30
19 listopada 2020 14:20

Idzie to tak:

Powiadał, że podczas jednej z wielu ubiegłowiecznych wojen domowych Lorenzo Daza pośredniczył między rządem liberalnego prezydenta Aquileo Parry a niejakim Josephem Korzeniowskim, Polakiem z pochodzenia, który stacjonował tu przez wiele miesięcy w charakterze członka załogi statku handlowego „Saint Antoine”, pływającego pod banderą francuską, i usiłował doprowadzić do sfinalizowania niezbyt jasnej transakcji bronią. Korzeniowski, nieco później sławny na całym świecie jako Joseph Conrad, nawiązał, nie wiadomo w jaki sposób, kontakty z Lorenzo Dazą, który zakupił od niego ładunek broni na zamówienie rządu, posiadając odpowiednie, absolutnie legalne właściwe pełnomocnictwa i płacąc prawdziwym złotem. Według wersji dziennikarzy, Lorenzo Daza doniósł o utracie broni w wyniku nie udowodnionego napadu, w rzeczywistości odprzedał ją za podwójną cenę konserwatystom walczącym przeciwko rządowi.

„La Justicia” informowała również, że Lorenzo Daza kupił za śmiesznie niską cenę partię butów z nadwyżek wojsk angielskich w czasach, kiedy generał Rafael Reyes tworzył Marynarkę Wojenną, i dzięki tej jednej operacji w sześć miesięcy podwoił swoją fortunę. Gdy transport dotarł do miejscowego portu, Lorenzo Daza, jak twierdził dziennik, odmówił przyjęcia towaru, bo ładunek zawierał wyłącznie buty na prawą nogę, ale wkrótce potem, jako jedyny, stawił się na ich licytację ogłoszoną zgodnie z obowiązującymi przepisami przez urząd celny i nabył je za symboliczną kwotę stu pesos. W tych samych dniach jeden z jego wspólników zakupił, na tych samych warunkach, ładunek butów na lewą nogę, który dotarł na miejsce przez urząd celny w Riohacha. Połączywszy buty do pary, Lorenzo Daza posłużył się swymi rodzinnymi więzami z rodziną Urbino de la Calle i odprzedał obuwie nowo powstałej Marynarce Wojennej zarabiając na transakcji dwa tysiące od sta.

Relacja w „La Justicia” kończyła się informacją, że Lorenzo Daza opuścił San Juan de la Cienaga pod koniec ubiegłego wieku nie dlatego, by chciał zapewnić lepszą przyszłość córce, jak sam lubił mawiać, lecz w związku z tym, iż został przyłapany na zyskownym procederze polegającym na mieszaniu tytoniu z importu z drobno siekanym papierem, i to tak sprytnie, że nawet najbardziej wyrafinowani palacze nie byli w stanie wykryć oszustwa. Ujawniono również jego powiązania z międzynarodowym tajnym przedsiębiorstwem, którego najzyskowniejszą działalnością pod koniec ubiegłego wieku był nielegalny przewóz Chińczyków z Panamy. Za to jego ciemne interesy z mulicami, które tak bardzo zaszkodziły jego reputacji, zdawały się być jedynymi godziwymi pośród tych wszystkich, jakie prowadził.

przekład Carlos Marrodan Casas

zaloguj się by móc komentować

umami @gabriel-maciejewski 19 listopada 2020 13:49
19 listopada 2020 14:24

Ta pani prowadząca zapytała, czy będzie gdzieś udostępnione to libretto. Na razie nie jest ale gdzieś będzie udostępnione. Może razem z logo sponsora, kto wie.

zaloguj się by móc komentować

umami @gabriel-maciejewski 19 listopada 2020 13:51
19 listopada 2020 14:24

Dobre :) Szanty to coś okropnego, trzeba być dobrze sfazowanym, żeby to przyswoić.

zaloguj się by móc komentować



Szczodrocha33 @umami 19 listopada 2020 10:58
19 listopada 2020 14:48

"Można powiedzieć: stary człowiek i teraz już może."

Uwiarygodnil sie czlowiek.

zaloguj się by móc komentować

Szczodrocha33 @gabriel-maciejewski
19 listopada 2020 14:55

Jak zeglarstwo nie chwyci to Twardoch napisze libretto do rock opery "Mahomet Superstar."

zaloguj się by móc komentować

umami @gabriel-maciejewski
19 listopada 2020 15:18

Spekulacja [domniemanie] pierwsza [-e]

Spośród ponad stu biografów Conrada, Jerry Allen jest niewątpliwie tym, który opowiedział najwięcej szczegółów o przygodach Korzenieowskiego podczas jego trzeciej podróży na Karaiby. Allen mówi, że dzień po przybyciu do St. Pierre Saint-Antoine wyruszył do kolumbijskich portów Santa Marta, Sabanilla, Cartagena i Aspinwall (Colón), zatrzymując się po drodze w wenezuelskich portach Puerto Cabello i La Guayra. Głównym i być może jedynym celem wyjazdu było dostarczenie dostawy broni konserwatywnym partyzantom [hiszp. las guerrillas conservadoras], którzy pod wodzą generała Joaquína Maríi Córdovy walczyli w tamtych czasach z liberalnym rządem don Aquileo Parra. Allen przypuszcza również, że broń dostarczona przez Conrada i jego popleczników konserwatywnym rebeliantom została użyta w bitwie pod Chancos, stoczonej 31 sierpnia 1876 roku na terenie dzisiejszego departamentu Cauca.
Nie trzeba dodawać, że te przypuszczenia nie wytrzymują najmniejszej analizy. Jest po prostu niemożliwe, aby broń dostarczona pod koniec sierpnia w Cartagenie została użyta 31 dnia tego samego miesiąca w bitwie, która miała miejsce ponad tysiąc kilometrów w głąb lądu. Tak samo nie jest możliwe, aby w ciągu zaledwie 35 dni
Saint-Antoine wyruszył i wrócił z St. Pierre do Colón, robiąc trzy postoje w portach kolumbijskich i dwa w portach wenezuelskich. Oznaczałoby to pokonanie 4000 kilometrów w nieco ponad 20 dni, co przekracza prędkość ówczesnych żaglowców. Proponowana przez Allena chronologia nie wydaje się wówczas spójna z dziewiętnastowiecznymi prędkościami, co rodzi poważne wątpliwości co do prawdziwości jego narracji.
Wydaje się
[jednak] prawdopodobne, że transport broni, jeśli istniał naprawdę, był przeznaczony dla sił rebeliantów generała Córdovy. Właściciel Saint-Antoine, monsieur Delestang de Marseille, był bankierem o znanych skłonnościach monarchicznych, gotowym wspierać reakcyjne sprawy wszędzie tam, gdzie rozkwitły, a tym samym prawdopodobnie sympatyzował z konserwatywnymi rebeliantami, którzy próbowali odsunąć świecki rząd Aquileo Parra. Należy również zauważyć, że handel bronią do Kolumbii był w tamtych czasach dość powszechny. Przybycie statków handlowych załadowanych bronią do Cartageny i Colón zostało ogłoszone w gazetach bez żadnego oszukiwania. Broń, która dotarła do Cartageny, została wysłana w głąb kraju przez Magdalenę [chyba jakaś mniejsza jednostka], a te, które dotarły do ​​Colón, zostały przetransportowane pociągiem do Panama City, skąd statkiem do Buenaventury. Wszystko to zostało zrobione otwarcie, za zgodą rządu i samozadowoleniem generałów.

Alejandro Gaviria — De Un Posible Joseph Conrad en Colombia.

zaloguj się by móc komentować

Paris @Strikt 19 listopada 2020 11:34
19 listopada 2020 15:33

Trafne...

...  nawet  na  250  !!!

Nurek  Klimek,  ex-maz   "nowej  zony"  Jacusia  Kurskiego  tez  zostal  wlasnie  zatrudniony  w  kurwizji... 

...  naturalnie,  ze  nie  da  sie  z  tego  zeglarstwa  i  nurkowania  wyzyc,  ale  na  panstwowym  etacie  i  przy  panstwowym  korycie  -  jak  najbardziej  !!!  

zaloguj się by móc komentować

chlor @IanThomas 19 listopada 2020 12:15
19 listopada 2020 16:06

Conrad jest powszechnie znany z tego że był sławnym pisarzem.

zaloguj się by móc komentować

umami @gabriel-maciejewski
19 listopada 2020 16:53

PRZYPUSZCZENIE DRUGIE

Inni biografowie Conrada, być może mniej chętni do zastąpienia pracowitości wyobraźnią, kwestionują podstawowe elementy opowieści Jerry'ego Allena. Owen Knowles, autor bogatej chronologii życia Conrada, stwierdza, że ​​dziennik
Saint-Antoine wyraźnie pokazuje, że nigdy nie opuścił portu St. Pierre między 18 sierpnia a 25 września 1876 roku. Istnieje jednak możliwość, że Conrad tymczasowo opuścił St. Pierre, aby odwiedzić niektóre porty na kontynencie, być może na pokładzie jednego z wielu parowców, które w tamtych czasach pływały z portu do portu, przewożąc i odbierając pocztę. Można też przypuszczać, że Conrad w towarzystwie niektórych członków załogi Saint-Antoine użył jednego z tych parowców do przewiezienia ładunku broni z St. Pierre do Cartageny. Hans van Marle podziela niektóre poglądy Knowlesa, ale proponuje inną trasę i inną chronologię. Marle sugeruje, że w ciągu kilku dni od przybycia Saint-Antoine do St. Thomas, 27 września 1876 r., Conrad wsiadł na parowiec płynący do Kingston na Jamajce, skąd prawdopodobnie popłynął do Colón, z Colón do kolumbijskich portów Cartagena i Sabanilla, stamtąd do Venezueli z Venezueli do Port-au-Prince. Podczas gdy Conrad pływał po Karaibach, skacząc z portu do portu, Saint-Antoine był najpierw w St. Thomas, następnie żeglował między St. Thomas i Port-au-Prince, a później zakotwiczył w Port-au-Prince, gdzie pozostał do 26. listopada, do dnia, w którym wyjechał do Marsylii. Zgodnie z tą chronologią Conrad miał prawie dwa miesiące na zakończenie podróży przez Karaiby i dotarcie do Port-au-Prince, zanim Saint Antoine wyruszył w drogę powrotną do Marsylii.

Chronologia Marle ma sens w świetle dowodów zebranych przez Zdzisława Najdera, innego biografa Conrada, który podkreślił polskie koneksje powieściopisarza. Najder odnalazł list wuja i opiekuna Conrada, Tadeusza Bobrowskiego, datowany na 8 października 1876 r., w którym Conrad wspomina o otrzymaniu od siostrzeńca
[lub bratanka] z Martyniki innego, datowanego na 10 września 1876 r. [swoją drogą siostrzeniec z Martyniki, ciekawe kto to?]. Jeśli pochodzenie tego ostatniego jest prawidłowe — a Conrad mógł równie dobrze kłamać na temat obu — oznaczałoby to, że przyszły pisarz nigdy nie opuścił portu St. Pierre i dlatego nie mógł odwiedzić Stanów Zjednoczonych Kolumbii we wrześniu 1876 roku. Marle nalega na to, że dwa miesiące były wystarczająco szerokim oknem, aby zakończyć proponowaną przez niego podróż na Karaiby. Z drugiej strony dziennik Saint-Antoine pokazuje, że wszyscy członkowie jego załogi są rejestrowani po przpłynięciu i wypłynięciu z każdego z karaibskich miejsc docelowych żaglowca, co zaprzecza twierdzeniu Marle, że Conrad krążył przez Karaiby, kiedy Saint Antoine opuścił St. Thomas do Port-au-Prince. Biorąc pod uwagę rzekomo nielegalny charakter tej podróży, możliwe jest jednak, że kapitan Escarras sfałszował dziennik, aby ukryć działalność Conrada i jego popleczników.

Możliwe jest również, że Conrad podróżował z St. Thomas do wenezuelskich portów La Guayra i Puerto Cabello, by później kontynuować podróż do Cartageny i Colón, a na koniec do Port-au-Prince, podążając drogą podobną do tej, którą sugerował Marle, ale w przeciwnym kierunku. Zapisy z tamtych czasów pokazują, że większość parowców, które podróżowały z Antyli do Colón, zatrzymywała się najpierw w Wenezueli, a następnie w Kolumbii. Na przykład
Daily Star & Herald, gazeta z Colón, zawiera w swoim wydaniu z 29 sierpnia 1876 r. następującą notatkę: „Parowiec Bolívar, linii Liverpool, wypłynął z Barbady 24., z międzylądowaniem w La Guayra, Puerto Cabello i Sabanilla. Spodziewany w Colón 3 września." Poniższa notatka w dzienniku jest nieistotna, ale mimo to interesująca. Mówi: „Słyszymy częste skargi na orgie o północy w różnych dzielnicach miasta. To pokazuje słabość w przestrzeganiu ostatniego dekretu policyjnego”.

Jest też możliwe i moim zdaniem całkiem prawdopodobne, że młody Conrad wyruszył w tę podróż wyłącznie po to, by zobaczyć egzotyczne miejsca. Nietrudno sobie wyobrazić jego podekscytowanie [miał 19 lat], gdy dowiedział się, że parowiec, który wiózł go do Kolumbii, przewoził również ładunek broni na wojnę między ateistami i katolikami. Nietrudno też sobie wyobrazić, że w swej naiwności poczuł się bohaterem akcji, w której nie odegrał innej roli niż bierny towarzysz. Oczywiście te spekulacje należy uzupełnić zeznaniami Conrada na ten temat, wielu z nich rozproszonych w kilku listach i różnych autobiograficznych pismach.

Niestety, wszystkie listy młodego Conrada do wuja i mentora Tadeusza Bobrowskiego spłonęły w 1917 roku. Te, które Bobrowski pisał do siostrzeńca, pozostały, ale nie rzucają one zbyt wiele światła na przygody młodego Korzeniowskiego. Chyba jedyne, co można z nich wywnioskować, to to, że Tadeusz głęboko nie ufał rozsądkowi i rozwadze siostrzeńca. To ta sama stara historia: starzy proszą o rozwagę, a młodzi odpowiadają wymijająco. „Proszę, odpowiedz na moje pytania” — pisał Bobrowski do Korzeniowskiego w październiku 1876 roku — „nie ufaj swojej pamięci, bo jesteś dość roztargniony i często zapominasz o tym, o co prosiłem”.

Uniki młodego Conrada przepadły na zawsze, ale w zamian zachowały się listy pisarza Josepha Conrada, w których próbuje on przypomnieć sobie, niekiedy na próżno, swoje karaibskie przygody. 22 lipca 1923 roku, 47 lat po podróży na Saint-Antoine i rok przed śmiercią, Conrad napisał do swojego przyjaciela Richarda Curle, że wiele lat temu spędził dwanaście godzin w Puerto Cabello i dwa lub trzy dni w La Guayra, gdzie „wspinając się na górę widziałem Caracas”. W marcu 1917 roku Conrad napisał do Elizabeth Dummet, dziewczyny Cunninghame'a Grahama, szkockiego arystokraty, z którym później się spotkamy, że niedawna wzmianka o mieście Cartagena de Indias „przyniosła mi na chwilę uczucie utraconej młodości. Ostatni raz widziałem to miejsce w 1875 roku”. Właściwy rok umyka Conradowi, ale jego błąd może uczynić pamięć bardziej wiarygodną. Lata temu, w lipcu 1903 roku, Conrad napisał do samego Grahama o swoich wysiłkach, by uwzględnić
[te swoje] mgliste wspomnienia z Karaibów do powieści Nostromo: „Uciekają mi wszystkie moje wspomnienia z Ameryki Środkowej. Miałem tylko przelotne spojrzenie dwadzieścia pięć lat temu. A to nie wystarczy pour bâtir un roman dessus. A przecież trzeba żyć” (a to nie wystarczy, aby skonstruować książkę. Jednak trzeba żyć [tłumaczenie Autora]). Właściwy kontynent to ten, który Conradowi ucieka. Pamięć jest ulotna, a wspomnienia blakną.

Conrad zrobił również krótką aluzję do swojej trzeciej wyprawy na Karaiby w swojej autobiograficznej powieści
Złota strzała. Według powieści, podczas swojej trzeciej podróży na Martynikę Conrad uczestniczył w różnych „doświadczeniach, legalnych i nielegalnych, które trochę mnie przestraszyły i bardzo mnie rozbawiły”. Powieść nie wspomina, jakie były przestępstwa, gdzie miały miejsce ani kogo dotyczyły. Wszystko służy wyobraźni biografów. Ta sama powieść opowiada, tym razem z nadmiarem detali i romantyczną przygodą, kolejną z jego rzekomych nielegalnych wycieczek. Na początku 1878 roku bohater powieści (i alter ego Conrada) bierze udział w nielegalnej operacji mającej na celu dostarczenie przemytu broni karlistom, którzy dążyli do przywrócenia hegemonii Burbonów w Hiszpanii. Ale, jak twierdzi Zdzisław Najder, ruch karlistowski został całkowicie obezwładniony pod koniec 1876 r., a już w 1878 r. przeszedł do przeszłości. Również tu nie pasuje chronologia, podobnie jak inna wersja tych samych wydarzeń, które Conrad przedstawił w zbiorze szkiców morskich, które napisał w 1904 roku i opublikował kilka lat później pod tytułem Zwierciadło morza.

Listy Conrada wypełniają osiem tomów, a jego autobiograficzne pisma są obszerne, ale bez względu na to, jak ciężko szukasz i przetrząsasz [hiszp. hurgue y se esculque], co biografowie Conrada robili do wyczerpania, okradając [odzierając] tę ​​działalność z wszelkich pozorów przygody, niewiele więcej można znaleźć. Alternatywą może być zwrócenie się ku powieściom w poszukiwaniu krajobrazów i aluzji, które dostarczają nowych wskazówek, nawet jeśli są one zakłócane przez zapomnienie i wyobraźnię.

zaloguj się by móc komentować

ArGut @chlor 19 listopada 2020 16:06
19 listopada 2020 17:24

Celebryta Dzosef. Dziś panowie celebryci prowadzą teleturnieju, stanowią wsparcie lub tło dla "silnych, małych, spontanicznych" kobiet a nawet mówią  innym jak żyć.

zaloguj się by móc komentować

umami @gabriel-maciejewski
19 listopada 2020 18:26

teraz przeskok do EPILOGU:

Młody żeglarz Conrad Korzeniowski pojawia się przelotnie w ostatnim rozdziale Miłości w czasach zarazy: „Podczas jednej z wielu wojen domowych ubiegłego wieku Lorenzo Daza był pośrednikiem między liberalnym rządem liberalnego prezydenta Aquileo Parry i niejakim Josephem K. Korzeniowskim, Polakiem z pochodzenia, który spędził tu kilka miesięcy w załodze pływającego pod francuską banderą statku handlowego Saint-Antoine, próbując sfinalizować zagmatwany handel bronią.” Chociaż niektóre wydarzenia opisane w powieści nie są całkowicie poprawne, jasne jest, że García Márquez próbował przedstawić wersję tego, co się wydarzyło, z poszanowaniem dowodów historycznych. Chodziło mu, zgodnie z jego własnymi słowami, o złożenie hołdu jednemu z jego ukochanych autorów.

Ale García Márquez miał być może jeszcze mocniejsze powody, by złożyć hołd autorowi Nostromo. W ósmym rozdziale pierwszej części powieści Charles Gould i jego żona zostają zmuszeni do spędzenia nocy w małym miasteczku położonym u podnóża pasma górskiego. Tam mieszka ich burmistrz, były sierżant wojskowy, który, świadomy powiązań Goulda z rządem, błaga kapitalistę o wstawiennictwo u „rządu najwyższego”, aby wypłacili mu obiecaną od wielu lat pensję za odwagę w wojnie z Indianami. Koincydencja [hiszp. la coincidencia :)] z pułkownikiem w krótkiej powieści Gabo jest do tego stopnia oczywista, że nie jest ryzykowne stwierdzenie, że Nostromo oprócz wszystkiego dało Kolumbii jedną z najbardziej ukochanych postaci w swojej literaturze.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Nostromo

zaloguj się by móc komentować

umami @umami 19 listopada 2020 15:18
19 listopada 2020 18:26

ta Magdalena to rzeka :)

zaloguj się by móc komentować

cbrengland @gabriel-maciejewski 19 listopada 2020 13:52
19 listopada 2020 19:02

Przecież piszę o sztuce pop-kultury, żadnej innej. Czego ty wymagasz? A w tej branży wymienieni przeze mnie artyści, to klasa dla siebie. Przecież dobrze wiesz, gdzie na co dzień jestem.

Zawsze w aucie mam włączone radio classic.fm jak jadę ☺ Tutaj to jest radio ogolnokrajowe, wszędzie słychać

zaloguj się by móc komentować

cbrengland @cbrengland 19 listopada 2020 19:02
19 listopada 2020 19:07

Dzięki za Conrada i Hemingwaya. Należy im się. Dupki żołędne. Ten Conrad to rzeczywiście "mistrzostwo świata". W tak bajkowej scenerii żył. Przecież mieszkam tam, gdzie on ☺

zaloguj się by móc komentować

DrWall @gabriel-maciejewski
19 listopada 2020 20:40

Na przystanku komunikacji miejskiej dopiero co widziałem plakat reklamujący nową książkę Remigiusza Mroza. Że jakiś tam komisarz powraca. To już jest piąta woda po wodzie, po kisielu.

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @umami 19 listopada 2020 14:24
19 listopada 2020 22:59

O! Już myślałam, że tylko mnie odrzucają :) /A jestem żeglarzem./ 

zaloguj się by móc komentować

umami @Szczodrocha33 19 listopada 2020 14:48
19 listopada 2020 23:33

Moim zdaniem to ogłoszenie: Szukam pracy. Wiadomo u kogo :)

zaloguj się by móc komentować


umami @gabriel-maciejewski 19 listopada 2020 12:41
19 listopada 2020 23:40

Nie ma się czego bać, gość 10 lat młodszy od nas a współpracował z najlepszymi (Noblistką żyjącą i dwukrotnie ze Szczepanem), nawet profesorem już został i paszport od Polityki dostał (swoją drogą, te paszporty to jakiś przeżytek i chyba jakaś ukryta aluzja, żeby laureat stąd wyjechał, a przecież byśmy nie chcieli tracić tych narodowych skarbów, kogo wtedy Gliński, pożal się Boże, minister od Dziedzictwa, wspierałby fiansowo?)

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @gabriel-maciejewski
19 listopada 2020 23:54

"Nigdy nie zapomnę jak do Polski zjechał z Monachium Zdzisław Najder i zaczął swoje występy w telewizji, zmierzające do uwiarygodnienia go i uczynienia kimś ważnym w polskiej polityce, od wyznania iż jest conradystą. Potem tych conradystów zaczęło przybywać, a potem, przez jakiś czas, niezbyt długi, wszyscy oni mówili w telewizorze o problematyce moralnej w literaturze. "

No i w końcu okazało się, iż ów Najder miał nick "Zapalniczka". Na SB. 

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @KOSSOBOR 19 listopada 2020 23:54
19 listopada 2020 23:59

https://pl.wikipedia.org/wiki/Zdzis%C5%82aw_Najder

Było wówczas  o tym nicku głośno, więc dla porządku załączam link z cv.

zaloguj się by móc komentować

MarcinD @umami 19 listopada 2020 14:24
20 listopada 2020 07:12

Szanty to twardy element brytyjskiej propagandy wojennej oraz imperialnej, więc nie jest to rzecz do lekceważenia. Może w Polsce powstały piosenki niezbyt urocze, ale genezę mają poważną.

zaloguj się by móc komentować


gabriel-maciejewski @MarcinD 20 listopada 2020 07:12
20 listopada 2020 07:21

W Hiszpanii szant nie było, a przecież też mieli okręty

zaloguj się by móc komentować

MarcinD @gabriel-maciejewski 20 listopada 2020 07:21
20 listopada 2020 08:57

No jak to, a "Hiszpańskie dziewczyny"? :)

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować