-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

Ludwik Święty - fragmenty biografii

Naprawdę bardzo chciałem dziś rano napisać tekst, ale jak to bywa na wsi polskiej 35 km od Warszawy dwa razy wyłączyli prąd. Za pierwszym razem się nie przejąłem i pomyślałem, że drugi raz się to nie zdarzy. Nie zapisałem tekstu. Wszystko poszło w powietrze. Nie mam już czasu zaczynać od nowa. Zostawiam Wam więc fragment biografii św. Ludwika. 

Król-pielgrzym

Święty Ludwik przy okazji podróży uczestniczył w nabożeństwach odprawianych w ośrodkach pielgrzymkowych. Lecz czasami to pielgrzymka była jedynym celem podróży.

Szczególnym nabożeństwem otaczał Maryję Dziewicę, która stała się w XIII wieku przedmiotem bujnie rozwijającego się kultu, tym gorliwszego u króla, że była ona najwyższą orędowniczką u swego syna Jezusa, najlepszą wspomożycielką dla jego królestwa, jego poddanych i dla niego samego. Święty Ludwik wiele razy udawał się na modlitwy do Matki Boskiej z Chartres, Matki Boskiej z Sées i Matki Boskiej z Bernay (Notre Dame de la Couture).

Wśród pielgrzymek króla do sanktuariów najbardziej znacząca była ta, którą odbył 2 maja 1244 roku do Rocamadour razem z matką i trzema braćmi. Była to zatem pielgrzymka rodzinna, w najlepszym stylu świętego Ludwika, a także pielgrzymka królewska, ponieważ inicjatorem pielgrzymek do Rocamadour był Henryk II, król Anglii, który był tam dwa razy, w tym raz po odkryciu tam ciała świętego Amadura. Ojciec Blanki Kastylijskiej, król Alfons VIII (1158-1214) również tam przybył. Tymczasem, jak stwierdził z wnikliwością Alphonse Dupront, „poza cudotwórczą aurą, jaką roztaczała wokół siebie osoba króla Francji w kontakcie z tłumami, królewski pielgrzym nadawał miejscu, do którego przybywał, szczególnego znaczenia”. Była to pielgrzymka przebłagalna, odbyta w celu zapewnienia opieki Maryi. Była to również pielgrzymka dziękczynna za wyzdrowienie króla po bitwie pod Taillebourgiem i za narodziny jego pierwszego syna. Alphonse Dupront argumentował również, że święty Ludwik, tak jak inni pielgrzymi, musiał być uwrażliwiony (jak to miało miejsce później w pieczarze Sainte-Baume) na mistykę pionowego wymiaru, narzucającą się przez kształt skały, i na macierzyńskie schronienie wewnątrz skały, azylu Matki Dziewicy, czarnej Dziewicy, która ponownie nawiązywała do Wschodu. Była to w końcu pielgrzymka polityczna, ponieważ – co było wówczas rzadkością – odzwierciedlała intencje króla Francji w poszukiwaniu „równowagi pomiędzy Północą i Południem”.

W marcu 1256 roku święty Ludwik udał się na Mont Saint-Michel, pielgrzymka do archanioła na wysokości, który nie był jeszcze wówczas wielkim obrońcą królów i królestwa Francji, lecz który wznosił się tam nie tylko naprzeciw niebezpieczeństw morza, lecz również naprzeciw Anglików, z którymi nie zawarto jeszcze pokoju. Była to sakralność innej pionowości, która oznaczała dominację tego, co wysoko, nad tym, co nisko, tak mocno ujawniającą się w chrześcijaństwie, a którą święty Ludwik uzupełnił dodając sakralność poziomą, sakralność pokory.

Poza krucjatami na Wschód, w granicach świata chrześcijańskiego, święty Ludwik nie opuścił królestwa Francji. To była jego przestrzeń. Nie wojował, chyba że ktoś sprowadził wojnę na jego ziemie, jak wielcy wasale w latach jego młodości, czy też król Anglii. Dawał Francji coraz większą niezależność od Cesarstwa, podobnie jak zaczął to czynić w zdecydowany sposób jego dziadek Filip August, nie chciał jednak mieszać się do spraw Cesarstwa. Stały się one dla niego sprawami zagranicznymi.

Zresztą dla chrześcijanina XIII wieku, istniały trzy główne pielgrzymki, z których dwie odbywały się w świecie chrześcijańskim: do Rzymu i Santiago de Composteli. Ludwik nie był w tych miejscach i nie wydaje się, by kiedykolwiek o tym marzył. Rzym bez wątpienia nie był miejscem spokojnym w momencie, gdy papiestwo zmagało się w południowych Włoszech najpierw z Fryderykiem II, a następnie z Manfredem. Zapewne jednak to głębsze powody odwodziły Ludwika od pielgrzymki do grobów apostołów. Rzym był miejscem podróży ad limina dla ludzi Kościoła. On zaś był człowiekiem świeckim. Oddawał cześć świętemu Kościołowi i „apostołom z Rzymu”, lecz pozostawiał ich u siebie. A w końcu Rzym był miastem cesarza. Chociaż król Francji szanował również cesarza, nie musiał mu składać żadnego hołdu. Pozostawienie jemu, jako jedynemu spośród świeckich władców miejsca w Rzymie, oznaczało szacunek, bez okazywania jakiegokolwiek uznania jego hierarchicznej pozycji.

Bardziej zadziwiająca była obojętność króla wobec Composteli. Udał się tam jego przyjaciel Joinville, był z tego dumny i szczęśliwy. Mimo, że niektóre teksty każą przywoływać umierającemu Ludwikowi właśnie świętego Jakuba, to nie wydaje się on być jednym z jego ulubionych świętych.

Wielka trójca, do której się modlił, to święty patron jego królestwa i dynastii, święty Dionizy, osiągalny w odległości krótkiej przejażdżki konnej z pałacu króla w Paryżu; Maryja Dziewica, obecna w tylu miejscach, a niektóre z nich, i to najbardziej znamienite, znajdowały się w jego królestwie; a wreszcie i przede wszystkim Chrystus, a Chrystus – to Jerozolima. Jerozolima – jego wielkie pragnienie i wielkie cierpienie, ponieważ zbliżył się bardzo do świętego miejsca, a nie mogąc go wyzwolić, poszedł za radą swoich baronów: nie było możliwe, by król arcychrześcijański poprzestał na obejrzeniu Jerozolimy uznając, że to niewierni mają nad nią władzę i należy prosić ich o list żelazny. Wolno było Fryderykowi II odkupić święte miasto od muzułmanów; skoro Ludwik nie mógł jej zdobyć, objąć, nie zobaczy jej. Którą zatem Jerozolimę wzywał przed śmiercią? Ziemską czy niebiańską? Z tego wielkiego zamętu zrodziła się krucjata.

Dla świętego Ludwika przestrzeń chrześcijańską stanowi świat chrześcijaństwa rzymskiego i europejskiego oraz Ziemia Święta. Krucjata nie była podbojem, lecz odzyskaniem. W tej duchowej przestrzeni, lekceważącej geografię, nie liczyło się to, co oddzielało w sensie geograficznym początek i serce chrześcijaństwa od jego ciała na Zachodzie. Ziemia Święta i świat chrześcijański stanowiły jedno. Jego misją było odtworzenie tej jedności.

Jednak pośrodku tego rozdzielonego chrześcijaństwa znajdowała się przestrzeń stanowiąca wyzwanie – morze.

 

Święty Ludwik i morze

Od 1248 do 1254 roku morze było prawie codziennie obecne w działaniach i myślach świętego Ludwika; przez wiele tygodni przebywał na morzu, na morzu podejmował ważne decyzje, a w 1270 roku umarł nad brzegiem morza, po kolejnej podróży morskiej. Tym morzem było oczywiście Morze Śródziemne.

Burze i „morskie przygody” nie oszczędziły, jak widzieliśmy, świętego Ludwika. Współcześni mówili „przypadki morskie” w tych przypadkach, gdzie kusiłoby nas, aby powiedzieć „morska fortuna”; wyrażenie to wkrótce ma odnieść wielki sukces. Pomiędzy jednym a drugim prawdopodobnie nastąpiło przejście od mentalności ludzi rycerskiego ducha rzuconych w morze, do mentalności ludzi dobrze znających korzyści płynące z handlu morskiego i w jaki sposób może być on zagrożony przez to, co będą nazywać fortuną.

Morskie utrapienia były dla ludzi średniowiecza charakterystycznym wyzwaniem doświadczanym przez świętych, a topos, hagiograficzne „miejsce wspólne”, o niebezpieczeństwie morza było stosowane zwłaszcza w odniesieniu do krzyżowców, owych bohaterów-pokutników, którzy podejmowali najniebezpieczniejszą z pielgrzymek, tę, która przez „przejście” morza prowadziła do regionów, które tak trafnie definiuje termin „zamorskie” (partes ultramarinae). Papież Bonifacy VIII w kazaniu wygłoszonym 6 sierpnia 1297 roku w Orvieto z okazji kanonizacji świętego Ludwika podał, jako jeden z przykładów jego świętości, sposób, w jaki zmierzył się z morzem podczas krucjaty: „Naraził swe ciało i swe życie dla Chrystusa przemierzając morze”.

W końcu morze było dla świętego Ludwika miejscem doświadczenia osobistego i zbiorowego. Był on również morskim nomadą, narażonym na wszelakie perturbacje, na jakie mógł być narażony stateczny chrześcijanin. Usiłował on zapobiec owym dolegliwościom w takim stopniu, w jakim było to możliwe. Uzyskał od Kościoła pozwolenie na posiadanie na swej nawie konsekrowanego ołtarza i hostii. Można było tam odprawiać mszę i przyjmować komunię. Rozkład modlitw mógł być w zasadzie przestrzegany na statkach, a król był tam, zgodnie ze swym zwyczajem, obok świeckich panów, jak Joinville, otoczony duchownymi i zakonnikami. Lecz inne niepokoje wzbudzali w nim marynarze, ród dziki i grzeszny. Świat marynarzy był dla ludzi stałego lądu, jakimi byli w przeważającej mierze ludzie średniowiecza, światem mało znanym, niepokojącym światem morskich nomadów, którzy zmieniali się od czasu do czasu, gdy przybijali do przystani, w lud przejściowo osiadły, obcy, często o złych obyczajach. Gdy święty Ludwik wchodził na swą nawę, był, jak mówi nam Gotfryd z Beaulieu, zaskoczony i zasmucony mało pobożnym postępowaniem tamtejszych marynarzy. Narzucił im, nie bez szemrania ze strony owych półdzikusów, obowiązek uczestniczenia w nabożeństwach i modlitwach, które odtąd wybijały rytm czasu podróży. Niewątpliwie reakcja świętego Ludwika nie wynikała jedynie z zaskoczenia i niedoświadczenia, lecz wywodzi się raczej z negatywnego obrazu, jaki o tych ludziach marginesu miał Kościół. Kazanie, czy też dokładniej ujmując wzór nieogłoszonego kazania autorstwa Jakuba z Vitry, sławnego kaznodziei, który był w Ziemi Świętej, żyjącego w czasach młodości Ludwika, skierowany jest ad marinarios („do marynarzy i żeglarzy”), obrał sobie za temat psalm CVI, mówiący jednocześnie o niebezpieczeństwach i o wspaniałościach morza. Morze było morzem „doczesności”, a zatem ludzkiej społeczności, ziemskiego świata. Było tenebrosa et lubrica, mroczne i chwiejne. Wielorakie, rozmaite, multiplex.

Jakub z Vitry, który znał mowę żeglarzy, używał również słownictwa z języka potocznego. Wyliczał ułomności i grzechy żeglarzy i marynarzy. Przesada jest typową cechą tych kazań, jednak obraz ten jest rzeczywiście bardzo negatywny. To właśnie tego typu literatura zapewne kształtowała postrzeganie świętego Ludwika.

Cóż zatem takiego robili żeglarze? Albo porzucali pielgrzymów na wyspach, gdzie skazywali ich na śmierć głodową i okradali, albo, co gorsza, sprzedawali ich Saracenom jako niewolników, lub też rozbijali statek z pielgrzymami i kupcami, których przewozili, korzystając z ich braku doświadczenia na morzu, i uciekali na szalupach i barkach, na które ładowali dobra i towary. Nie mówiąc już o tych, którzy rozbijali okręty i ograbiali rozbitków: jest to aluzja do prawdziwego zdarzenia, które w średniowiecznym chrześcijaństwie stało się prawie legendą, do rozbicia się statku świętego Pawła. Lęk wzbudzały również ich lądowe przywary; ci bywalcy tawern i domów publicznych wydawali wszystkie pieniądze, które mogli zarobić na morzu na wątpliwe przyjemności. Zatem na morzu król miał do czynienia z niebezpieczeństwem fizycznym i moralnym.

Dla świętego Ludwika morze było zatem przede wszystkim przestrzenią religijną i symboliczną. Obraz morza, bardzo często występujący w Biblii, jest obrazem straszliwym, mającym swe źródło w otchłani chaosu z początków świata. W Księdze Rodzaju, gdy Bóg stwarza świat, morze ukazuje się jako świat chaosu, miejsce, w którym mieszkały i działały demoniczne moce, potwory i umarli, które szał swój skierują przeciwko Bogu i ludziom. Ziemia podlegała ucywilizowaniu, morze pozostało dzikie. W innej wersji stworzenia świata znajdującej się w Księdze Hioba, ponownie pojawiają się potwory żyjące w morzu i czasami opuszczają je, by siać wśród ludzi grozę. Dzieje się tak zwłaszcza w przypadku Lewiatana. Daniel, któremu przeciwstawiały się potworne bestie, widział głównie morskie potwory. I owe bestie ponownie wychodzą na pierwszy plan w Apokalipsie: „I ujrzałem bestię wychodzącą z morza, mającą […] siedem głów, a na rogach jej dziesięć diademów, a na jej głowach imiona bluźniercze”. Równie niebezpieczny obraz morza pojawia się jeszcze w Nowym Testamencie. Jezioro Tyberiackie jest tam utożsamiane z morzem. Jest to jezioro z burzami fizycznie i symbolicznie obrazującymi morze.

Strach przed morzem, wszechobecność burzy i niebezpieczeństwo rozbicia statku święty Ludwik odnajdował w żywotach świętych, które mu opowiadano lub które sam czytał, a szczególnie w książce prawie współczesnej, spisanej przez genueńczyka, Jacopo da Varazze (Jakuba z Voragine). Maria Magdalena, święty Maurycy, święty Klemens i wielu innych, to święci ratujący okręty od rozbicia.

Był to świat strachu, lecz w średniowieczu jeszcze bardziej świat rozchwiany, świat, w którym symbolem Kościoła był ikonograficzny topos nawy świętego Piotra. Również możni, jeśli nie sprzyjało im koło fortuny, byli miotani przez morze. Rzeczywista nawa świętego Ludwika była innym wcieleniem tego samego symbolu, wydana na pastwę kaprysów fal, na morskie przypadki.

Lecz był to również świat, w którym Jezus poskramiał rozszalałe fale i chodził po wodzie, gdy tymczasem święty Piotr, z braku wiary, ryzykował utonięciem. W ostatecznym rozrachunku nie należało bać się morza, gdyż na końcu świata Bóg zniszczy je w pierwszej kolejności, by zaprowadzić spokój przed Sądem Ostatecznym. „I morza już nie ma” (Ap, 21, 1). „A śmierci już odtąd nie będzie” (Ap, 21, 4) Gdyż morze, to śmierć. Już Izajasz powiedział: „W ów dzień Pan […] zabije też potwora morskiego” (Iz, 27, 1). Lecz morze stanowiło również przestrzeń wiodącą ku krucjacie, przestrzeń pokuty, próby, ale również pragnienia i nadziei, nadziei, że na końcu owego wodnego szlaku odnajdzie się muzułmańskich książąt gotowych do nawrócenia; takie było niezmienne pragnienie świętego Ludwika. Iluzja nawrócenia działała tak w Egipcie, jak i w Tunisie.

Święty Ludwik był świadom istnienia bardziej pozytywnych obrazów morza, przekazanych w tradycji biblijnej i chrześcijańskiej. Pierwszy z tych obrazów to świat wspaniałości, zwłaszcza wysp, wysepek szczęścia, drogocenne resztki złotego wieku, wyspy szczęśliwe, według tradycji przejętej przez chrześcijaństwo od starożytności, tak w przypadku wysp mórz Północy, po których żeglował święty Brendan, jak i wysp Atlantyku, którym zaczęto się interesować, czy też wysp Morza Śródziemnego. U Joinville’a odnajdujemy dwa epizody wyspiarskich cudowności w zapisie morskich podróży świętego Ludwika. Pierwszy opowiada o postoju na jednej z wysp, postoju przedłużonym, ponieważ młodzi ludzie z jednej z naw wysiedli, by nazbierać owoców, i nie powrócili na pokład. W drugiej, bardziej znaczącej, na scenie pojawia się święty Ludwik, Joinville i kilku panów, którzy wysiedli na wyspie, gdzie znaleźli kwiaty, zioła, drzewa i bardzo starą pustelnię ze szczątkami kości. Owym chrześcijanom nie nasuwa to jednak skojarzenia z pogańskim złotym wiekiem, lecz z obrazem pierwotnego kościoła, pierwszych chrześcijańskich pustelników, zanurzonych w naturze, we wspaniałej samotności tej wyspy. Morze było również przestrzenią cudów, i Joinville opowiada nam ten, który dotyczył ocalenia jednego z towarzyszy świętego Ludwika, który wpadł do morza.

Lecz morze to przede wszystkim droga, którą święty Ludwik wybrał i którą chciał poskromić, by dotrzeć na Wschód.

 



tagi: św. ludwik  prąd elektryczny  polska wieś u progu nowych wyzwań 

gabriel-maciejewski
3 października 2020 07:52
7     1454    5 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

umami @gabriel-maciejewski
3 października 2020 09:04

Szkoda tego tekstu bo zostały nam tagi: prąd elektryczny i polska wieś u progu nowych wyzwań. Co to za wyzwania?

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @umami 3 października 2020 09:04
3 października 2020 12:38

Nie chce mi się nawet wspominać. Tak jestem wkurzony

zaloguj się by móc komentować

Maryla-Sztajer @gabriel-maciejewski
4 października 2020 00:40

Niezwykła i złożona postać i pewnie cała książka.

Przy okazji słowo o innym wydawnictwie KJ. Czyli nowej książce Michała Radoryskiego. Jestem w trakcie czytania. Mnie, mieszkającej w Krakowie, gdzie toczy się akcja powieści, na pewno nasuwają się bardzo prywatne i subiektywne skojarzenia. Inne niż autorowi, przynajmniej w części.

Ale książka dojrzalsza niż Nienacki, co świetnie rokuje na przyszłość.

Pozdrowienia dla Pana Michała :).

.

 

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @gabriel-maciejewski
4 października 2020 15:32

Czarna Madonna z katedry Chartres już nie jest czarna tylko biała.

Wnętrza pociemniałej i jednej z najbardziej tajemniczej katedry nie są ciemne tylko jasne. Odnowiona po 10 latach prac świątynia – zgodnie z zamiarem francuskich decydentów – miała przypominać katedrę z XIII wieku. Wielu jednak jest oburzonych „dziełem”  konserwatorów, wskazując, że dokonano desakralizacji świątyni, która obecnie „kipi kiczem”.

Nowojorski dziennik podaje, że decyzja o usunięciu tego, co – jak napisano na specjalnej tablicy umieszczonej w katedrze - nazwano „niechlujną powłoką” z XVI-wiecznej drewnianej ikony, symbolizuje „kontrowersyjną transformację Chartres”, jaka dokonała się w ciągu ostatnich 10 lat.

 Przez prawie 500 lat pielgrzymi czcili Czarną Madonnę. Tymczasem w ostatnich latach wystarczyła decyzja konserwatorów, by – jak dodaje „NYT” – wymazać pamięć kulturową.
 
Zakończył się długoletni remont. Usunięto wszystkie rusztowania. Katedrę można podziwiać w całej okazałości. Ostatnia konserwacja to najbardziej znacząca renowacja, od przebudowy w latach 1194-1225. W ciągu 800 lat budynek zmieniał się niemal tak długo, jak dym z płonących świec i lamp naftowych zaciemniał ściany, posągi (w tym Madonnę) i wspaniałe witraże.

 Renowacja miała na celu nie tylko oczyszczenie i utrzymanie struktury ścian i figur, ale także przedstawić katedrę w takiej postaci, jak wyglądała w XIII wieku. Dziś wielu pielgrzymów jest oburzonych desakralizacją słynnego sanktuarium.

Rzuca się w oczy kontrast między odrestaurowanymi i nietkniętymi odcinkami katedry. Jeszcze w trakcie renowacji, gdy widoczne były pierwsze jej efekty liczni krytycy, kuratorzy i historycy sztuki w publikacjach we Francji, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych przekonywali, że należy zrezygnować z projektu renowacji. Napisali petycję do francuskiego ministerstwa kultury starając się powstrzymać konserwację. Wykazywali, że renowacja narusza Kartę Wenecką z 1964 r., która zakazuje daleko posuniętej ingerencji konserwatorów.

Anne Marie Woods, przewodnik z Chatres przekonuje, że istnieją silne argumenty naukowe przemawiające za renowacją, jakiej dokonano w ciągu ostatniej dekady. Mówiła, że badania archeologiczne z lat 80. ubiegłego wieku wykazały, iż to, co wydawało się być odkrytą kamieniarką, w rzeczywistości było złogami brudu przykrytego dwoma warstwami farby.

Katedra w Chartres jest jedną z najbardziej zagadkowych budowli na świecie i jednym z najbardziej cenionych kościołów w Europie.

Jeszcze przed pojawieniem się Galów i Celtów w okolicy Chartres pracowali budowniczowie, którym przypisuje się wzniesienie megalitycznych struktur, takich jak Stonehenge. W Chartres postawili dolmen oraz studnię, przykrywając ją kopcem.

W późniejszych czasach druidzi z Galii i Bretanii założyli w tym miejscu szkołę. Kiedy się nawrócili wskutek wizji, jakiej doznali, wyrzeźbili drewnianą figurkę brzemiennej kobiety, nazywając ją Podziemną Dziewicą i umieścili w pobliżu studni. Potem przemianowano figurę na Brzemienną Dziewicę. Gdy w III wieku naszej ery przybyli tam pierwsi chrześcijanie i ujrzeli umieszczoną w małej grocie rzeźbę Dziewicy, w owym czasie już nieco pociemniałą i spatynowaną, zaczęli ją czcić jako Czarną Madonnę. Wkrótce w tym miejscu zbudowano kościół poświęcony Naszej Pani (Notre Dame).  

Budowę obecnej katedry rozpoczęto po pożarze romańskiej świątyni w 1194 r. W katedrze przechowywana jest relikwia – szata Maryi podarowana przez cesarza Karola Łysego, a wcześniej przez cesarza bizantyjskiego Karolowi Wielkiemu.

https://www.pch24.pl/figura-nmp-z-katedry-w-chartres-nie-jest-juz-czarna-tylko-biala--pielgrzymi-oburzeni-renowacja,54384,i.html#ixzz6ZuPDtF5y

zaloguj się by móc komentować


Andrzej-z-Gdanska @gabriel-maciejewski
4 października 2020 17:08

Według legendy w tym miejscu, które stało się miejscem pielgrzymek w Normandii, znaleziono posąg Matki Boskiej z Dzieciątkiem ochrzczony w Notre-Dame-de-la-Couture. Pierwsze sanktuarium zostało zbudowane z okresu Merowingów.

https://www.google.com/search?q=Notre+Dame+de+Couture+bernay&rlz=1C1VASU_plPL681PL681&biw=1077&bih=808&tbm=isch&source=iu&ictx=1&fir=0eWbWcz4IPSnsM%252C4HuuIb2wrBBe-M%252C_&vet=1&usg=AI4_-kTIgCD6DHSDIzNz50kmOnmpU5RrsQ&sa=X&ved=2ahUKEwiytsGDm5vsAhWMBhAIHf4QA1kQ9QF6BAgKEDk#imgrc=0eWbWcz4IPSnsM

 

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @gabriel-maciejewski
4 października 2020 17:10

W bardzo ciekawy sposób jest napisana ta książka; przynajmniej te fragmenty. Nie wiem jak to inaczej nazwać - interesująco-tajemniczy?

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować