Księżna Klementyna Sanguszkowa o swoim synu Romanie
Wszyscy pamiętają od czego zaczęła się nasza przygoda – od I tomu Baśni jak niedźwiedź, którą wydaliśmy w roku 2011 albo 2012, sam już nie pamiętam. Przypomnę tylko, że w tamtych czasach nikt nie pisał takich kawałków, jak te, które znalazły się w naszym zbiorze, albowiem powszechnie uważane to było za kompromitację. Wszyscy autorzy aspirowali do tak zwanej prawdziwej literatury, czyli koncentrowali się na swoich własnych szajbach i zboczeniach. W polityce zaś głosili pochwałę liberalizmu lub socjalizmu. Na nic innego nie było miejsca. Książka nasza wywołała więc najpierw konsternację, a potem wszyscy zaczęli pisać podobnie. Ja zaś wycofałem się w zupełnie inne obszary. O których napiszę jeszcze słowo na koniec.
Dziś, ponieważ okazuje się, że treści te nadal się potrzebne i pożądane i muszą znajdować się w obiegu, wydajemy kolejny tom wspomnień, w znanej już, projektowanej przez Huberta serii. Po pamiętnikach Niemcewicza z Powstania Listopadowego, po Pamiętniku księcia Eustachego Sanguszki, z Insurekcji Kościuszkowskiej i wojen napoleońskich, pora na wspomnienia Klementyny Sanguszkowej o jej i Eustachego synu – Romanie. Na razie przypominam opowiadanie, które o nim i jego bratanku napisałem dawno temu i umieściłem w I tomie Baśni.
Baśń kresowa
Będzie to opowieść o dwóch kresowych magnatach i dwóch imperatorach. Będzie to także opowieść o honorze, szlachetności i poszanowaniu zobowiązań. Historia ta mogłaby się rozpocząć na polu bitwy pod miejscowością Łysoboki w roku 1831, zacznijmy ją jednakw innym miejscu.
Jeszcze w czasie pierwszej wojny światowej, a na pewno przed nią, W każdym szanującym się polskim domu -- czy to w Królestwie Kongresowym, czy to w Galicji, czy w Wielkopolsce -- wisiał ten obraz. Młody człowiek na tle sinego syberyjskiego krajobrazu, eskortowany przez Kozaków,
A w oddali cienie wilków. Obraz nie był może najlepszy, ale też nie miał zaspokajać wyrafinowanych estetycznych gustów. Miał podtrzymywać wiarę
i ducha. Młodym człowiekiem przedstawionym na tym obrazie był książę Roman Stanisław Sanguszko, dziedzic ogromnych dóbr na Wołyniu, których
centrum stanowiło miasteczko Sławuta. Scena na malowidle przedstawiała drogę młodego księcia do miejsca zesłania. Dlaczego ktoś tak dobrze
urodzony, o takiej pozycji towarzyskiej i majątkowej wędrował na Sybir pieszo, skoro nawet najbiedniejsza szlachta jechała tam kibitkami? Otóż
i początek naszej historii. Książę Roman Stanisław Sanguszko dostał się do niewoli w bitwie pod Łysobokami w 1831 roku. Książę, który do powstania poszedł
wprost z szeregów gwardii petersburskiej, był dla panującego cara Mikołaja I szczególnie nieprzyjemnym zjawiskiem. Był żywym przykładem
demoralizacji, która dosięgnąć może nawet oficerów gwardii wybieranych spośród najlepszych i najwierniejszych tronowi. Przez to właśnie musiał
być książę przykładnie ukarany. Kiedy osadzono go w więzieniu w Kijowie, do stolicy cesarstwa ruszyła matka, księżna Klementyna Sanguszkowa,
by błagać o łaskę dla syna. Legenda mówi, że car Mikołaj I, człowiek o żelaznym charakterze, usłuchał jej próśb. Do celi księcia posłano wprost z sali audiencyjnej w Petersburgu umyślnego z listem, w którym napisane było, że książę Roman wziął udział w polskim powstaniu
,,w skutek młodzieńczego braku rozwagi''. Kiedy młody Sanguszkoprzeczytał to zdanie, wykreślił je i wpisał na to miejsce słowa: ,,po
dojrzałym namyśle''. Kiedy doręczający list oficer zobaczył, co sięstało, nie chciał wyjść z celi, błagał księcia, by się opamiętał. Znał
cara i wiedział, że za taką bezczelność przyjdzie drogo zapłacić,lękał się też o swoje życie, bo najjaśniejszy pan zwykł karać nie tylko
winnych, ale także tych, co stali w pobliżu. W końcu jednak doręczono carowi list z adnotacją księcia. Mikołaj zerknął zza swych binokli na
pismo i nie zmieniając wyrazu twarzy, dopisał tam jedno rosyjskie słowo: ,,pieszkom''. Co po polsku oznacza ,,piechotą'' i precyzuje sposób, w jaki
skazaniec ma się udać na miejsce odosobnienia.
Roman Sanguszko doszedł piechotą tam, gdzie miał dojść, czyli doTobolska. Już na miejscu zamieniono mu karę zesłania na służbę wojskową
W Pierwszym Liniowym Syberyjskim Pułku piechoty w stopniu szeregowca,a potem przeniesiono na Kaukaz. Wsławił się tam książę w walkach
z Czeczeńcami i został poważnie ranny w nogę i w głowę przy upadku z konia. Schorowanego księcia car zwolnił ze służby. Roman Stanisław
Sanguszko mógł wrócić do rodzinnej Sławuty. Poświęcił resztę życia na modernizację gospodarki rolnej w swoich dobrach i bibliofilstwo. Zmarł
w roku 1881.
W rzeczywistości nigdy nie doszło do spotkania księżnej Klementyny z carem Mikołajem. Matka Romana Sanguszki miała jedynie zaszczyt widzieć się
Z cesarzową i jej powiernicami, przez które to przekazywała imperatorowi pisemne prośby o łaskę dla syna. Inaczej także wyglądała droga młodego
Sanguszki na Sybir, była o wiele bardziej upiorna i naznaczona szykanami, ale rzeczywiście odbywała się na piechotę. Zainteresowanych odsyłam do
wydanych w 1927 roku pamiętników księżnej Klementyny. My zaś przenieśmy się do Sławuty, bo tam rozegrała się dalsza część tej
niezwykłej historii.
Po śmierci Romana Stanisława oraz jego młodszego brata, Władysława Hieronima, dziedzicem dóbr sławuckich został młody Roman Damian
Sanguszko. Był to wielki pan, miłośnik sztuki, książek i nauki, nie stronił jednak od polowań i tego wszystkiego, co w owych zamierzchłych
czasach zwało się życiem wiejskim. W młodości służył w gwardii, w Petersburgu jak jego stryj-zesłaniec. Wtedy właśnie, na zakończenie
służby car Aleksander II podarował mu swój portret. Młody książę, choć patriota jak wszyscy Sanguszkowie, pozbawiony był uprzedzeń,
powiesił portret imperatora na honorowym miejscu w swym gabinecie. Nie przeszkadzało mu to w kultywowaniu pamięci o bohaterskim stryju, o ojcu
i innych przodkach rodu, który wywodził się przecież od brata samego Jagiełły, Fiodora - najstarszego rodu litewskich kniaziów.
Otoczona lasami Sławuta z pięknym pałacem i parkiem była miejscem idealnym do życia, przynajmniej do czasu gdy świat zachowywał się przewidywalnie
i panował powszechny pokój. Tak było przez większą część życia księcia Romana Damiana Sanguszki, w końcu przyszła jednak wojna. Miasteczko
przetrwało zawieruchę wojenną z prostej przyczyny -- leżało z dala od frontów. Nie przetrwało jednak rewolucji bolszewickiej.
1 listopada 1917 roku do pałacu w Sławucie wtargnęli zbuntowani żołnierze 264 Zapasowego Pułku Piechoty. Pijani w trupa sołdaci
rozpoczęli grabież. Tłuczono lustra i żyrandole, rozwalano bibliotekę, rozkradano zbiory numizmatów i darto na strzępy płótna starych
mistrzów. Siedemdziesięciopięcioletni wówczas książę Roman patrzył na to wszystko ze spokojem, nie można bowiem stawać w poprzek historii,
kiedy nie ma się najmniejszych szans na sukces. Oficerowie pułku przyglądali się temu wszystkiemu i nie mogli nic zrobić, bo żołnierze
zagrozili im śmiercią, zrewoltowane wojsko miało dosyć wojny, żołnierze podminowani byli bolszewicką agitacją i wracali z frontu, by rozprawić
się z wyzyskiwaczami. Kiedy przyszła pora na książęcy gabinet, wojacy nie mogli uwierzyć w to, co widzą. Tuż nad biurkiem wisiał piękny portret
jego imperatorskiej wysokości Aleksandra II, tego samego, który zabity został w zamachu bombowym. Jakby sama opatrzność zesłała pijaniutkim
żołnierzom taki symbol do sprofanowania. Nie zdjęli oni jednak portretu ze ściany sami, nie podeptali go buciorami i nie połamali złoconej
ramy. Kazali zrobić to księciu Romanowi. Stary i schorowany dziedzic Sławuty nie posłuchał pijanego wojska i portretu nie zdjął. Przecież
dostał go od samego cara jakby na to, by zapomnieć o wędrówce stryja na Syberię. Tak więc książę grzecznie odmówił panom żołnierzom spełnienia
ich pokornej prośby.
Przybrana córka księcia Romana Damiana, Ewa Ryszewska, pisze w swych wspomnieniach, że jej ojciec został zakłuty bagnetami we własnym
gabinecie. Według innych wersji tego wydarzenia żołnierze zastrzelili księcia z rewolweru.
Dziś Sławuta to ukraińskie miasto, w którym produkuje się porcelanowe urządzenia sanitarne, sławne na całą Ukrainę i na całą Rosję. W czasie
istnienia imperium był tu także poligon wojskowy. Nikt już nie pamięta wydarzeń z 1917 roku ani księcia, który wędrował piechotą na
Syberię. W Sławucie, która liczy dziś około 35 tysięcy mieszkańców, jest polska mniejszość, około 4%. Przyjeżdżają tu nauczyciele z kraju, by
opowiadać sławuckim dzieciom o kulturze i historii Polski, ich ojczyzny.
Tak, jak napisałem wyżej, czas powrócić do tego sposobu opowiadania, ale na większą trochę skalę. Ja zaś teraz chciałem przypomnieć, że po napisaniu I tomu Baśni jak niedźwiedź, dziś już praktycznie niedostępnego, wycofałem się w zupełnie inne rejony. O ich istnieniu nikt nie chciał i nie chce nadal wiedzieć. Nikt też, zahaczając o nie w dyskusji nie powołuje się na moje książki i nie wymienia mojego nazwiska, choć jestem jedynym autorem, który o tym pisał? Dlaczego? Tego właśnie nie sposób dociec. Jedyną odpowiedzią wydaje się być to iż jestem autorem przez nikogo nie certyfikowanym. Co raczej powinno dobrze o mnie świadczyć. Oto, choćby po wysłuchaniu tego nagrania. Mamy tu rozmowę niezależnego dziennikarza, albo można wręcz rzec – bardzo niezależnego – z prof. Anną Raźny, która jest znawczynią Rosji. Niestety o Kompanii Moskiewskiej rosjoznawczyni słyszy po raz pierwszy. Niezależny zaś nie mówi od kogo się od niej dowiedział. Jaka szkoda. Zwróćcie jednak uwagę na to co maluje się w oczach pani profesor po zadaniu pytania o obecność Anglików w Moskwie w XVI wieku. Niezależnemu co prawda pomyliły się stulecia i mówi o wieku XVII, nie możemy jednak za wiele wymagać od niezależnych. Dodam jeszcze tylko, że jest on autorem trzech książek, a jedną z nich – o pandemii – napisał wspólnie z blogerem Rolexem, którego miałem okazję poznać swego czasu. Nie ma więc opcji, że on te informacje wyłapał gdzieś z eteru. Interesujący nas fragment zaczyna się od 15 minuty 20 sekundy nagrania. Potem zaambarasowany przerażeniem rosjoznawczyni niezależny, szybko przechodzi do Piotra Wielkiego, a dalej lecą już standardowe histerie o tym, że Putin chce pokoju i jest dobry, ale zły zachód pragnie go zniszczyć. On zaś marzy tylko o tym, by nie usuwać ciąż w Rosji. Niestety nie może jeszcze zakazać aborcji z różnych powodów, ale deklaracje składa właściwe. No i mówi też rosjoznawczyni o tym, że bez pomocy Rosji zniszczą nas banderowcy. Może więc i lepiej, że nie wymieniają tu mojego nazwiska.
Nie namawiam Was do oglądania tego w całości, ale fragment o Kompanii sobie obejrzyjcie – 15,20 minut
https://www.youtube.com/watch?v=50uH_zMUfic
Najbardziej zdumiewające w tym wszystkim jest to podkreślanie elitarności w związkach z Rosją. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak tylko sprzedawać te pamiętniki i wznowić te wcześniejsze
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/roman-sanguszko-pamietniki-ksieznej-klementyny-sanguszkowej/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/ksiecia-eustachego-sanguszki-pamietniki-1786-1815/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/julian-ursyn-niemcewicz-pamietniki-z-lat-1830-1831/
tagi: polska rosja elity pamiętniki roman sanguszko klementyna sanguszkowa
![]() |
gabriel-maciejewski |
21 stycznia 2025 09:59 |
Komentarze:
![]() |
atelin @gabriel-maciejewski |
21 stycznia 2025 10:42 |
Pańskie pióro, niestety/stety, jest tak fantastycznie lekkie, że inni nie mogą tego unieść.
![]() |
gabriel-maciejewski @atelin 21 stycznia 2025 10:42 |
21 stycznia 2025 10:44 |
Odsuwałem od siebie tę myśl, ale na starość chyba ulegnę
![]() |
Paris @gabriel-maciejewski |
21 stycznia 2025 11:51 |
Pardon, Panie Gabrielu,...
... ale ja tego ,,starego kokota,, znaczy sie, tej calej ,,profesUr,, JUZ nie poslucham, nawet przez 5 minut !!!
Ona, bardzo dawno temu wystepowala w RM,... a potem traf chcial, ze ,,spotkalam,, ja na kilku wykladach w Paryzu... i to w Studium im. JP2. I tam ,,doznalam olsnienia,, co to jest za PRZECHRZTA, ta cala i deta Razny.
Natomiast, Panskie wydania pamietnikow Sanguszki i Niemcewicza sa jedyne w swoim rodzaju. Te pamietniki POWINNY byc LEKTURA OBOWIAZKOWA w polskiej szkole. I taka ZAPRZEDANA NEDZA i ,,GRANTOJAD,, jak m.in. Razny nie ma do nich wstanu.
To jest HANBA, zeby taki TLUMOK mianowany byl ,,profesorem,,.
![]() |
ArGut @gabriel-maciejewski |
21 stycznia 2025 11:58 |
To się pochwalę, że nabyłem dwa egzemplarze z tego wydanie z chochlikiem, poprosiłem kolegę GOSPODARZA o wpis do książek i BJN tom 1 wylądował u teścia i kolegi ekonomisty, którego takie treści wtedy rajcowały.
I ciekawa jest historia, bo to za rok stuknie 15 lat jak BJN tom 1 się pokazał, podejścia do takich treści pokolenia mojego (Dzieci PeReL-u) i pokolenia tu przepytywanej w nagraniu pani profesor Anny Raźny.
Dziś po tych latach jak rozmawiam z teściem, o tym co jest, co było. Mogę stwierdzić, że gość miał WYWALONE, ale w pewnym sensie jak młody 20 letni niemiec, którego 18 urodziny przypadły w 1933, chciał chłop zdobywać świat i dobrze się bawić, bez UTRWALANIA narracji i ściemniania. A pani profesor Anna Raźny gadając co gada czuje jakąś wdzięczność ... wdzięczność ideową ... słowiańską duszę ... czy inne takie czary-mary-zaklęcia ???
Natomiast ten mój kumpel ekonomista, poszedł w fintech i teraz jak się w niedziele spotykamy po święceniu dnia świętego na bridge-u to przeprasza mnie jak mu smartfon piknie bo musi doglądać digital-currency, ale oczywiście wie, że to grzech i bałwochwalstwo ale co "bogatemu zrobisz" ... takie ma teraz priorytety. I kręcą go Wojczal, Jurasz i tym podobne strategiczne sprawy...
To też niebywałe, że ekonomista z czasów Dzieci PeReL-u nie kuma transferów społecznych a PRL-owski ekonomista (teść) jak najbardziej rozumie o co kamon w transferach społecznych, logistyce i procedurach finansowych.
![]() |
gabriel-maciejewski @Paris 21 stycznia 2025 11:51 |
21 stycznia 2025 14:12 |
Czyli to jakaś sława
![]() |
gabriel-maciejewski @ArGut 21 stycznia 2025 11:58 |
21 stycznia 2025 14:13 |
Wojczal i Jurasz to freaki
![]() |
Paris @gabriel-maciejewski 21 stycznia 2025 14:12 |
21 stycznia 2025 15:27 |
Tak,...
... ta ,,slawa,, byla deta ponad 20 lat temu !!!
Bylam naprawde w stuporze, kiedy sluchalam jej w Paryzu,... bo w RM to ona byla calkiem ,,inna,,. Ale za kasiore to czlowiek podleje i wygaduje to, co mu kaza. I tak bylo z ta deta ,,profesUr,,.
Takze mnie nie dziwi, ze ten ,,akademicki cymbal,, i zadaniowany byl ,,zaambarasowany,, slyszac o istnieniu ,,kompanii moskiewskiej w 16 wieku. Ona o wielu jeszcze rzeczach, ktore my znamy i tu omawiamy ,,NIE SLYSZALA,,.
Szkoda czasu na jej nieaktualne i obciachowe ,,pierdy,,... to moglo dzialac jeszcze 20 lat temu, ale nie dzisiaj.
Ta ,,profesUr z krakoFka,, wyraznie i raznie NIE NADAZA.