-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

Karłowate dzieci Guntera Grassa

Kłopot z pisarzami jest taki, że oni – w pewnym momencie swojego życia – dowiadują się, że bez wspomnień, pamiętników, a także dobrego wzoru z przeszłości nie dadzą rady się utrzymać. Jeśli moment taki przychodzi dla pisarza zbyt wcześnie staje się dla niego momentem klęski, choć wszystko na początku wygląda inaczej, a świat dookoła pięknieje. Pisarz bowiem, który dowiedział, się, że potrzebny mu jest wzór, od razu sięga po taką postać, która zrobiła niekwestionowany sukces, wplatając weń dodatkowo cały wiecheć kontrowersji. Postępowanie takie demaskuje deficyty autora, a na dłuższą metę czyni go niewiarygodnym w oczach czytelników, a pewnie także i sponsorów. Z tymi jednak jest łatwiej, bo łatwiej jest dzielić kasę na ludzi podobnych do kogoś znanego niż na twórców oryginalnych, co do których wątpliwości może mieć nawet księgowa. Pracowałem kiedyś w pewnym wydawnictwie, które ściągnęło z rynku jakąś książkę Coelho i miało zamiar ją sprzedawać. Prezes tego wydawnictwa był przekonany, że ten cały Coelho to realizm magiczny. Jak głupi próbowałem mu tłumaczyć, że nie, że to jest coś innego, nie mającego z magicznym realizmem ani jednego stycznego punktu, ale otaczający mnie ludzie skierowali na mnie swoje czarne, niewidzące oczy i zamilkłem. Było to w czasach kiedy jeszcze przejmowałem się takimi rzeczami jak realizm magiczny.

Ponieważ głównymi sponsorami literatury w Polsce są Niemcy, oni też moderują kariery autorów. Najliczniej reprezentowana jest u nas grupa naśladowców prozy Guntera Grassa. Ja już o Grassie pisałem nie raz, to był bardzo pretensjonalny, można nawet powiedzieć źle wychowany autor, posługujący się w zasadzie samymi kalkami, wyciągniętymi, jak sądzę, z jakichś jarmarcznych, niemieckich opowieści. Powieść zatytułowaną „Blaszany bębenek” przeczytałem raz tylko i byłem potem wykończony. Obejrzałem też film, który wstrząsnął mną co prawda, ale oglądać go po raz drugi już nie miałem zamiaru. Mnie generalnie dziwi to coś, co zwykle oglądamy w niemieckich filmach i czytamy w niemieckich książkach, ta cała świńska psychologia, której nie ma na przykład w książkach brytyjskich, pełnych perfidii i zimnego przymusu. Jak to jest możliwe, że Grass, mając dostęp do całych olbrzymich obszarów niemieckiego malarstwa z XIX wieku, nie zajął się opisaniem scen widocznych na tych obrazach. Scen miłosnych, bitewnych, scen z życia codziennego, ale wymyślił to plucie na dłoń i rozpuszczanie oranżadki w proszku śliną, a także inne, podobne historie. Nie mogę się nadziwić.

Wczoraj Jola zacytowała tu fragmenty prozy jakiegoś mistrza z Zielonej Góry, o którym wcześniej wspominał boson i ja tam odnalazłem dokładnie to samo co u Grassa. Ten sam beznadziejny, fizjologiczny smród, tę samą dziwaczność. Pewnie ktoś mądrzejszy ode mnie, idąc tropem, który wskazałem rzekłby, że nie ma się czemu dziwić, to jest literacki ekspresjonizm przecież, coś co wyrasta z niemieckiego ducha. O co więc mi chodzi? Już tłumaczę. Grass to grafoman, ale ktoś postanowił dawno temu, że zrobi na nim pieniądze. I zrobił. Teraz podobne chwyty znajdują zastosowanie u nas. Do grupy karłowatych dzieci Grassa, zaliczam Twardocha, a także tego durnia, który napisał cytowane przez Jolę opowiadanie, gdzie występują radzieccy żołnierze, wpychający kobiecie kaktus w usta.

W zasadzie już dawno powinien pojawić się na rynku ktoś, kto naukowo i metodycznie zająłby się badaniem obsesji literatów oraz klasyfikacją stosowanych przez nich chwytów nawiązujących do różnych form seksu. We Francji na pewno ktoś taki by się pojawił, na pewno zrobiłby sukces, a żgnięci przezeń pisarze wysyłaliby mu sekundantów. Jeśli rzecz działaby się w XIX wieku rzecz jasna. Dziś nic takiego miejsca mieć nie może, albowiem każdy pisarz ma za plecami wynajętą przez Niemca polonistkę, która pisze o jego dziełach pracę doktorską, zanim on zdąży te dzieła ukończyć. I jeszcze lata po gazetach, gdzie opowiada, jak znakomitym autorem jest człowiek, któremu poświęca swoją pracę naukową. Tymczasem prawda jest taka, że nie ma tego durnia z kim porównać. Poza Grassem oczywiście, ale taki był efekt zamierzony, dla nikogo poza polonistką nie jest to zaskoczeniem, więc w ogóle nikt nie może zrozumieć o co chodzi. Tak jak nikt nie może pojąć ekscytacji związanej z rzekomym czy też autentycznym plagiatem jakiego dokonał Twardoch. Jakie to ma znaczenie? Dokonał czy nie dokonał...To jest wynalazek Grassopodobny i on ma w założeniu dokonywać plagiatów czego tylko się da, żeby wszystkie kretynki z polonistyki wiedziały, że to wybitny pisarz, bo z czymś im się przecież kojarzy.

Teraz dygresja – prawdziwy autor szuka wzorów, które nikomu z niczym się nie kojarzą.

Ludzie, których postawy i zachowania staram się tutaj opisywać próbują grać w grę o nazwie deprawacja. To znaczy chcą wykopać taki szeroki rów pomiędzy harmonogramem studiów a swoją postawą i twórczością, by powpadało weń jak najwięcej biuściastych dziewcząt z aspiracjami lub chłopców – jeśli mamy do czynienia z wykładowcą gejem. To jest droga, która prowadzi ich wprost na rauty, gdzie króluje pisarz Rudnicki, stary pretensjonalny dziad, epatujący stare baby opowieściami o swoich młodzieńczych przygodach. - Odwal się – powie ktoś – każdemu wolno kochać. Czego chcesz od człowieka? Już mówię – najbardziej przeszkadza mi w nich wszystkich starość. Drażni mnie to, że są dziadami. A jeśli nie są dziadami, to swoboda obyczajowa ich literatury jest fikcyjna i śmieszna, jak w przypadku Twardocha. Powtórzę jeszcze raz – drażni mnie to dziadostwo, to starcze epatowanie wzwodem po viagrze. Czy teraz już wszyscy zrozumieli? Mam nadzieję.

Nie zawsze tak było. Mam tu przed sobą wspomnienia Jadwigi Mrozowskiej-Toeplitz, o której kiedyś pisaliśmy. Ona nas epatuje przygodami całkiem młodzieńczymi, a przez to posiadającymi walor autentyczności i jakość, o jakiejś się Rudnickiemu i Twardochowi nie śniło. Tam nie ma mowy o fałszach, ściemach czy naciąganiu. Jak panią Jadwigę mąż podejrzewał o zdradę, to jej tak przywalił w buzię, a potem jeszcze z buta w brzuch, że ledwo to przeżyła. I nie miało to miejsca w brutalnym świecie współczesnym, ale wprost we Lwowie belle epoque. A było za co przywalić, powiem Wam. Nawet ona jednak nie ustrzegła się pretensjonalności, a wszystko przez pieniądze i chęć zdobycia sławy. To właśnie jej wspomnienia przekonały mnie, jak działa ów mechanizm taniej, starczej deprawacji, albo deprawacji idiotycznej – patrz Twardoch. Jadwiga Mrozowska była aktorką i bardzo chciała zrobić karierę. Grała w repertuarze romantycznym, między innymi Orcia w Nie-boskiej komedii. Miała dziesiątki adoratorów i ten głupi mąż powinien się najpierw dwa razy zastanowić zanim cokolwiek jej zaproponował. No, ale….Po repertuarze romantycznym przyszła pora na tak zwane sztuki z życia. To jest skaranie boskie, taka tematyka. Zagrała na przykład panna Jadwiga w sztuce zatytułowanej „Sąsiadka”. To jest rzecz o umierających z głodu studentach, którzy mieszkają po sąsiedzku z dziewką przedajną. Ona uprawia swoje rzemiosło za przepierzeniem, a oni wszystko słyszą i jeszcze podglądają. Nie mają jednak grosiwa, żeby zrealizować swoje wobec niej zamiary. Ledwo starcza im na chleb. No i ona dnia pewnego uwiedziona ich determinacją wkracza do tego pokoiku, bez koszuli właściwie i zżera im jak jakieś monstrum wszystek chleb, a oni umierają z głodu. Bo nie mają sił na spełnienie swoich obsesji. Chodzi o to, że libido niszczy wszystko i potem człowiek umiera, a następnie idzie do piekła. Ja nie wiem czy kto kiedykolwiek widział we Lwowie jakichś głodujących studentów. Może za cesarza Józefa II, ale później chyba już nie. No, ale taka sztuka została napisana, odegrana i do tego jeszcze sklasyfikowana jako „życiowa”. Popatrzcie jaką to ma długą tradycję….od jak dawna się ciągnie i jak uporczywie jest przywoływane w każdym kolejnym pokoleniu. I zawsze znajdzie się jakiś bałwan, który będzie „mierzył się z tematem”. Mam także całkowitą pewność, że każdy taki wyczynowiec, to absolutny i skończony grafoman. Mam tu przed sobą rzecz, która w latach gdy powstała uchodziła za bliską doskonałości, a do tego bardzo trafnie oddającą stan emocji ludzi przeżywających różne rozterki. Napisał ją niejaki Wacław Żmudzki, rodem z Biłgoraja o ile mnie pamięć nie myli, a rzecz ma tytuł wstrząsający – Z pamiętnika psychopaty. Niech Was jednak nie zwiedzie tytuł. To są nudy tak straszne, że nie można tego porównać nawet ze sztuką „Sąsiadka”. Mój tatko mawiał o takich produkcjach, że ciągną się jak sierp z du...y. Jak przeczytam do końca to Wam opowiem. Na dziś to tyle.

 

Wczoraj wieczorem uruchomiliśmy nasz nowy portal https://prawygornyrog.pl/

 

Niebawem kupię kamerę i zaczniemy nową zabawę. Dziś zaś Michał idzie nagrywać ostatnią miesięcznicę i wrzuci tam nagrania z tego wydarzenia.



tagi: niemcy  polska  literatura  deprawacja 

gabriel-maciejewski
10 kwietnia 2018 07:17
15     4113    7 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

dziad-kalwaryjski @gabriel-maciejewski
10 kwietnia 2018 08:07

Nie piszą. Grasują. Twardoch, Kuczok, a nawet rzekłbym grasogombrowizują jak Witkowski. Problem taki, że aby odbiorca zrozumiał dlaczego ma kopać, najpierw musi przeczytać. A nie wiem czy warto.

zaloguj się by móc komentować

dziad-kalwaryjski @gabriel-maciejewski
10 kwietnia 2018 08:26

To temat na materiał filmowy, polemikę dwóch osób.

Jednak o to im chodzi. Polski odbiorca zamiast patrzeć przed siebie i na jasne twarze, ma stanąć i pochylić się nad gównem. I dokonać analizy.

zaloguj się by móc komentować


tadman @gabriel-maciejewski
10 kwietnia 2018 08:46

1. Fikcja literacka - j.w.

2. Życie - dzieciak odrywał górę torebki, ślinił palec i zanurzał go w oranżadzie w proszku, a potem niósł do ust i tak do wyczerpania zawartości torebki. Ci bardziej łakomi na końcu zanurzali w torebce język.

Ad 1/ Ersatz ersatzu.

Ad 2/ Nowa jakość związana z mikrowybuchami gazu i szczypaniem w język.

zaloguj się by móc komentować

Maryla-Sztajer @dziad-kalwaryjski 10 kwietnia 2018 08:26
10 kwietnia 2018 08:46

Oczywiście. 

W Krakowie grają spektakl dla dzieci,  Bajki robotów,  Lema. 

Twórcy chcą pokazać ze człowiek nie jedt taki ważny.  Widz ma nabrać dystansu. ..dziecko. ..do ważności człowieka. 

Nawet roboty się  nad człowiekiem 'pochylają' z troską. 

.

Złom blaszany. ..jak bębenek 

.

 

zaloguj się by móc komentować

Draniu @gabriel-maciejewski
10 kwietnia 2018 08:55

Mam nadzieję,że rozmów tv wPolsce  z Orłem nie bedzie.. Bo ten format czasowy jaki proponują jest żenujący.. :) Tam wystarczy powiedzieć dzień dobry ,dziękuję i do widzenia .. Bo tylko tyle czasu wystarcza .. :) Gratulacje i podziękowania za wysiłek jaki został włożony w powstanie tego portalu.. PGR mam taka nadzieję ze będzie ostro orła, a plony będą rewelacyjne..Alleluja i do przodu.. 

zaloguj się by móc komentować

Grzeralts @gabriel-maciejewski
10 kwietnia 2018 09:02

Prawdziwy psychopata nie pisze pamiętników. Najwyżej inni piszą mu biografie.

zaloguj się by móc komentować

Draniu @gabriel-maciejewski
10 kwietnia 2018 09:33

Sorry .. Ale nie pod tym wpisem .. Chciałem umieścić  wczesniejsza wypowiedź.. :)

Zakampleksione karły ,które nigdy nawet przez chwilę nie przeżyly prawdziwych uniesień.. Drewniaki... Dlatego sięgają do bagna w formie i treści..  A własnymi bazgrołami się podniecają... 

 

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @dziad-kalwaryjski 10 kwietnia 2018 08:26
10 kwietnia 2018 11:42

Raz lub dwa razy do troku zaglądam do bibliotek w poszukiwaniu pewnych tytułow, co do których nie mam pewnosci, czy waro je nabyc na własnośc. Rzecz jasna, chodzi głownie o jakies pozycje wydane w latach mocno minionych.

No i ostatnio w jednej z tych placówek kultury pogadałem trochę z panią biblioterka, troche ponarzekałem, że nie maja nic z tego, co mnie interesuje, i takie tam podobne żale. A pani na to, ze nie jest tak źle, bo oto tutaj jest taki wyeksponowany zaraz przy wejściu regał. Itam są prezentowane same  nowości na czele z "książkami roku". Przeleciałem okiem po tytułach i autorach tych reklamowanych nowosci, i pytam skąd ona bierze te tytuły i tych autorów, Pani zas na to, ze dostaja takie listy, co biblioteka moze nabyć za pieniądze , które otrzymuje na ten cel.  No, ale jesli czegoś nie kupili, to moge złożyć, jako czytelnik zamówienie, Niestety, ale jedynie na tytuły , które zostały wpisane na ową listę.obowiązującą publiczne  biblioteki. Zobaczywszy na wspomnianym regale książki autora o  nazwisku Mróz, podziękowałem pięknie  pani bibliotekarce za informacje i czym prędzej uciekłem precz.

Tak się robi jesli ktoś dotychczas  nie wiedział, "kulturę" I jestem pewien, że  takiego samego rodzaju strategia wydawniczo-czytelnicza dotyczy nie tylko rynku książki, ale każdej formy upowszechniania kultury, gdzie sięgają macki rmonopolu państwowego (resotowe)  i gdzie publiczny grosz  rozdzielany bywa przez czynowników na   wysokich obcasach.

zaloguj się by móc komentować

betacool @gabriel-maciejewski
10 kwietnia 2018 12:23

"Powtórzę jeszcze raz – drażni mnie to dziadostwo, to starcze epatowanie wzwodem po viagrze".

"Mam tu przed sobą wspomnienia Jadwigi Mrozowskiej-Toeplitz, o której kiedyś pisaliśmy. Ona nas epatuje przygodami całkiem młodzieńczymi".

Wspomnienia Jadzi rzeczywiście tchną młodzieńczym autentyzmem, a zaczynają się od opisów drzemiących pod okienkiem nastolatki  demonów erotyzmu. Po wyjeździe na pensję do Krakowa pod oknami pensjonariuszek krążą może nie demony ale studenci, którzy na kilka lat przed wybuchem wojny kolportują ulotki zachęcające dziewczyny do nauki pielęgniarstwa, bo już niedługo wojna wybuchnie...

Tak się zastanawiam po co te wspomnienia wydano, czy po to by pokazać rodzinkę Toeplitzów jako nowo zrodzoną arystokrację, taką trochę bardziej swojską - w twarz i z kopa jak baba ma na boku chłopa.

 

 

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @gabriel-maciejewski
10 kwietnia 2018 19:41

Własciwe miejsce dla deprawatorów - grafomanów:

A dla miłośników pisarzy oryginalnych taki bonus, znaleziony na 3. stronie w guglu, po wpisaniu hasła piekło deprawatorów:

https://coryllus.pl/jak-zyd-hiszpanskie-pieklo-tecze-zajumal/

Coś nam się jako odtrutka po tych obrzydliwościach starczych należy;-)

zaloguj się by móc komentować

betacool @jolanta-gancarz 10 kwietnia 2018 19:41
10 kwietnia 2018 20:42

Miodzio. Lipowy miodzio.

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @betacool 10 kwietnia 2018 20:42
10 kwietnia 2018 21:06

;-)) Pan Bóg poprowadził. Przez piekło do nieba;-)

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @gabriel-maciejewski
10 kwietnia 2018 21:40

Jeszcze jeden aspirant do kategorii KDG (karłowatych dzieci Grassa), prawdziwe odkrycie Valsera, czyli Andriej Kotin, rocznik 1985. Poziomem absurdu bije na głowę niejakiego Mroza:

"Do Dariusza Darka – byłego księdza ekskomunikowanego za kontrowersyjne poglądy i czyny, a obecnie prywatnego detektywa zajmującego się sprawami charakteru mistycznego – przychodzi dziewczyna, której narzeczony od pewnego czasu uwikłany jest w złowieszczą grę: zostaje porywany i uśpiony, po czym budzi się bez śladu wspomnień o tym, co zaszło. Uciekając przed tajemniczymi prześladowcami, wędruje po całym świecie, ale wszędzie jest odnajdywany przez demonicznych dręczycieli, którzy napadają go w niepojętym celu. Właśnie ten cel musi odkryć detektyw, który, ruszając tropem uciekiniera, niespodziewanie musi zmierzyć się ze swoim dawnym wrogiem Wiktorem Romanowiczem, zwanym również Czarnoksiężnikiem z Torunia.

Za kurtyną kryminalno-mistycznej przygody kryje się krótka, acz strukturalnie powikłana powieść, której podstawowym tematem jest pytanie o wolność i zniewolenie jednostki oraz kwestia wpływu człowieka na jego los. Tekst pełen jest również odniesień metaliterackich. Powieść, którą określić można mianem „kryminału metafizycznego”, stanowi z jednej strony zlepek kilku gatunków literackich, z drugiej zaś – próbę wykroczenia poza pojęcie gatunku oraz połączenia literatury pięknej z popularną."

http://lubimyczytac.pl/autor/99871/andriej-kotin

Pogrubienia moje.

zaloguj się by móc komentować

syringa @stanislaw-orda 10 kwietnia 2018 11:42
10 kwietnia 2018 22:11

A ja przez mniej więcej 2 lata kupowałam na allegro ksiązki (poszukiwane przeze mnie) po ZŁOTÓWCE  (tak, 1 zł). Wszystkie wycofywane z bibliotek "miasta stolecznego Warszawy" -głównie biblioteki na Woli. Mają stemple (skreślone) -ale poza tym wszystko OK. Poniewaz przesyłka byłaby droższa  -umówiłam sie z panem sprzedającym, że wykupię zbiorowo gdy "uzbiera się" na kuriera. Czasem były to prawdziwe gratki .

...no ale pewnie trzeba bylo zrobić miejsce na półce dla kuczokow i mrozów. No i Greya ofkors.

 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować