Gabriel Maciejewski o książce: Stanisław Złotkowski - Jeszcze się spotkamy
Ktoś może pomyśleć, że zwariowaliśmy, bo pogadankę o książce opowiadającej dzieje zesłańców w Kazachstanie nagrywamy w Klimontowie. Niech sobie tak myśli. Nie mamy już czasu na planowanie tych pogadanek. Bardzo przepraszam wszystkich, że nie odbieram telefonów i nie odpowiadam na maile, ale jestem w zasadzie cały czas w drodze. A jeśli akurat nie jestem, to muszę się zdrzemnąć. Jak teraz...Poniżej gawęda o książce Stanisława Złotkowskiego, dziadka naszego kolegi Beczki.
tagi: polacy zesłanie kazachstan
gabriel-maciejewski | |
28 sierpnia 2018 17:26 |
Komentarze:
beczka @gabriel-maciejewski | |
28 sierpnia 2018 22:54 |
Ale niespodzianka! Właśnie miałem iść spać, a tu taki rarytas! Klimontów... to... na drugim końcu Polski! No nieźle!
MarekBielany @beczka 28 sierpnia 2018 22:54 | |
29 sierpnia 2018 00:28 |
Ale bardziej na południe od Wrocławia.
tadman @gabriel-maciejewski | |
29 sierpnia 2018 08:05 |
Moja rodzina nie miała do czynienia z Sowietami, a jedynie z Niemcami w czasie II WŚ i dla mnie książka Stanisława Złotkowskiego "Jeszcze się spotkamy" jest nie tylko źródłem wiedzy jak traktowali Polaków Sowieci, ale także jak zesłanych własnych obywateli do ZSSR traktowała władza nowej, rodzącej się w bólach Polski.
Kiedy już powołano w większych ośrodkach polskie komisje repatriacyjne i ludzie otrzymali dokumenty na wyjazd to pewna część Polaków nie zdążyła się ewakuować z miejsca zesłania, jak się okazało ostatnim transportem przed załamaniem pogody, czy jak w przypadku autora, z powodu odstąpienia przypadającej kolejki do wyjazdu znajomej rodzinie, która przez nierozważność podpisała podsunięte przez Sowietów dokumenty o zmianie obywatelstwa na białoruskie.
Kiedy w końcu po dłuższym czasie, mimo poprawy pogody ciężarówki nie przyjechały po ostatnie rodziny to organizowały one transport do najbliższego punktu repatriacyjnego na własną rękę. Kiedy tam dotarly to okazało się, że polska komisja repatriacyjna już dawno wyjechała do Moskwy i biuro zostało zamknięte. Szczęście, ża na miejscowym lotnisku byli inni nieszczęśnicy w podobnym położeniu i tylko dzięki uporowi i własnej inwencji udało im się dotrzeć do Polski po wielu perypetiach, często głodując, bo kolejne punkty repatriacyjne odwiedzane po drodze nie były im w stanie nic zaoferować.
Nie wiem kiedy autor spisał dzieje swojej rodziny, ale wydźwięk tej książki jest bardzo aktualny i być może niezamierzony a brzmi, że obecna/każda władza liczy, że ci co chcą wrócić z wygnania do Polski powinni wykazać się inwencją i nie bacząc na trudności sfinansować sobie powrót i mieć jeszcze trochę grosza na zapuszczenie korzeni w ziemi ojców.
Paris @tadman 29 sierpnia 2018 08:05 | |
29 sierpnia 2018 20:20 |
Tak to wyglada w realu !!!
Szybciej przyjma kolejna "transze" czarnych "emigrantow" niz Polakow z wygnania.
Ostatnio, moze z tydzien temu Ssssakiewicz strasznie grzal i toczyl piane na "niezaleznej od rozumu" bo sciagneli jakiegos Polaka z tamtych stron... wyobraz sobie - jakiegos dziadka 93 czy 94 lata !!!
I to byl sssakiewiczowo-PiS'owski sOkces !!! Normalnie scyzoryk w kieszeni sie otwiera na te OBLUDE !!!