Film, w którym nie padają słowa "Żyd", "bankier", a czas stoi w miejscu
Znana jest metoda krytykowania filmów poprzez wskazywanie niezgodności dotyczących czasu akcji. Jest to idiotyczne z tego względu, że film to z założenia uproszczenie, coś w czym nigdy nie mieści się całość problemu. Film musi być więc siłą rzeczy zakłamany, pytanie tylko jak i dlaczego się go zakłamuje oraz jakich zdarzeń w nim nie ma, a jakie są. Pan Marek przesłał mi niedawno bardzo dobry, holenderski film, zatytułowany „Admirał”. Ja już wcześniej widziałem zajawki tego filmu, ale nie miałem czasu na to zerknąć. No, ale w końcu mi się udało. To jest bardzo dobre kino, a świadczy o tym oburzenie holenderskich lewaków, którzy oprotestowali obraz, bo nawiązuje on do niesławnej, kolonialnej przeszłości Holandii. Ja także będę dziś ten film krytykował. Mam po temu dobre powody. W tym filmie nie istnieje czas. Kobiety są ciągle młode, dzieci nie rosną, a główny bohater Michiel Ruyter się nie zmienia. Kiedy walczy z Anglikami w bitwie czterodniowej jest taki sam, jak w momencie śmierci, którą spotkał u brzegów Afryki płynąc naprzeciwko eskadr francuskich. Wszyscy bohaterowie są ciągle młodzi, ale to chyba wynika z faktu, że kino jest po trosze przygodowe, a aktorzy tak charakterystyczni, że dodawanie im lat za pomocą makijażu zrobiłoby z tego filmu coś niemożliwego do oglądania. Napisałem – aktorzy? Tam nie ma aktorów. Tam są drewniane postaci z dziwnymi gębami. Aktor jest tylko jeden, nazywa się Charles Dance i gra króla Anglii i Szkocji Karola II Stuarta. No może jeszcze człowiek odgrywający rolę Jana de Witt jest aktorem, ale reszta to statyści i dziwolągi.
Najlepiej wyglądają w tym filmie oczywiście sceny walk na morzu, a także sposoby jakich Ruyter imał się, żeby pokonać i przechytrzyć wrogów. To jest ciekawe i pouczające. Mnie jednak uderzyło to, że akcja opowieści rozgrywającej się w XVII wiecznej Holandii, może się obejść bez Żydów. Tam nie ma Żydów, nie ma też bankierów, co jest moim zdaniem dziwne, zważywszy na to, że są kupcy. Mamy jednak kilka tropów, które czynią ten film atrakcyjnym także na innych niż rozrywkowa płaszczyznach. Ukazany jest tam moment dojścia do władzy Wilhelma III Orańskiego, roztrzęsionej parówy, która przejmuje w kraju władzę po braciach de Witt. Ci zaś zostają bestialsko zamordowaniu w Hadze, o czym Jacek Drobny pisał w 13 numerze nawigatora. Kwestia zamordowania braci de Witt jest kwestią typową, spotykaną także w innych politycznych okolicznościach i jako rozwiązanie problemu władzy łatwo rozpoznawalną. To jest pokazówka.
Oto dwóch oligarchów mających oparcie w swojej kaście uporczywie odmawia oddania władzy. A ta jest naprawdę wielka. Uporczywie też nie zgadzają się oni na zmianę kierunku polityki i nie chcą się przestawić z opcji profrancuskiej na brytyjską. Muszą więc umrzeć, a do tego musi być to śmierć tak straszna, by każdy dobrze ją sobie zapamiętał. I taka śmierć braci de Witt dosięga. Sympatyczni faceci, których miło się słucha przez cały film, żyjący w kulturalnej, podniesionej na wyżyny materialnego dobrobytu Holandii zostają obici, wykastrowani, częściowo poćwiartowani, a następnie wypatroszeni. Potem ciała ich wiesza się na specjalnie przygotowanym rusztowaniu głowami w dół. Kto wiesza? No jak to? Rozszalały tłum. Zaraz, albo specjalnie przygotowane rusztowanie, albo rozszalały tłum. Tego się nie da połączyć. Rozszalały tłum można przepłoszyć rozwalając łeb prowodyrowi kulą z pistoletu, z bojówką, specjalnie na okoliczność patroszenia wyszkoloną, taka sztuka się nie uda. I rzeczywiście się nie udała. Bracia de Witt zginęli, ponieważ nie zrozumieli nowych czasów. Ich miejsce zajął książę z domu Oranje-Nassau – Wilhelm, późniejszy król Anglii. W filmie co prawda pada sugestia, że to ludzie księcia stali za całą afera, ale on sam – Wilhelm pokazany jest tak, żeby czasem ktoś w to nie uwierzył. Podobnie pokazani są przedstawiciele partii oranżystów, do której początkowo należał sam główny bohater – Michiel de Ruyter – to operetkowe dziadki, które nagle zamieniają się w potwory.
W filmie Admirał wyraźnie widać, że niestety emocje są główną materią opowieści i tak już będzie do końca kina, problemy poważne zaś mogą być jedynie sygnalizowane w sposób dla nie przygotowanego widza średnio zrozumiały. Oddać trzeba jednak twórcom filmu, że postarali się chociaż te problemy zasugerować. Sprawa ma się tak – władza w Holandii jest podzielona realnie a nie nominalnie. To istotne spostrzeżenie, bo tak dzieli się władzę na terenach, gdzie jest coś wartościowego, gdzie rządzi wydajna doktryna, gdzie musi panować względna stabilizacja, gwarantująca stały zysk wszystkim uczestnikom gry finansowej, która się tam odbywa. Podział istotny i rzeczywisty władzy, w odróżnieniu od podziału fikcyjnego na władzę ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą, wygląda tak – armię ma parlament, a flotę biuro polityczne albo pojedynczy władca lub na odwrót. Chodzi o to, by obydwie siły mogły współpracować, ale żeby żadna z nich nie zyskała istotnej przewagi. Mechanizm taki pojawia się często w historii, ja także opisałem go w swojej książce o Żydach, ale podałem zupełnie inny niż Holandia przykład. I teraz tak, skoro mamy dwie strony, z których każda ma do dyspozycji jakiś potencjał i one muszą się ułożyć, ktoś musi być gwarantem takiego układu, bo bez tego wybuchnie wojna domowa. Kto? To zawsze musi być bank. I tego w filmie nie widzimy. Nie ma tam słowa o niderlandzkich bankach, ani tym bardziej o bankach żydowskich. Widzimy za to, że Jan de Witt w bardzo, na pozór, nierozsądny sposób ograniczył armię należącą do oranżystów i wzmocnił flotę stawiając na jej czele admirała Ruytera. Na lądzie zabezpieczył się sojuszem z Francją, bo tylko Francja mogła zagrozić Holendrom od tej strony. Wbrew czyim interesom stanął? Tego nie widzimy w filmie, bo pokazują nam tylko tą dziwną oligarchię, złożoną ze srebrnowłosych dziadków, na której czele stoi dwudziestoletni pederasta cierpiący na globus histericus. W filmie nie ma słowa o Cromwellu, ani o jego układach z gminą żydowską z Amsterdamu. Jest tylko król Karol i jego problemy. No, ale to już tak będzie w filmach, do końca kina. Inaczej się nie da. Dobrze, że chociaż pokazali to co opisałem wyżej. I teraz kolejna istotna rzecz – dlaczego de Ruyter nie został zamordowany razem z braćmi de Witt, choć przecież był gwarantem ich przewagi w realnej polityce? Tego właśnie nie wiemy. W filmie mówią, że lubił go Wilhelm, który obawiał się także, że usunięcie de Ruytera spowoduje jakąś katastrofę na morzu. I tu kolejne ważne spostrzeżenie związane z rzeczywistym podziałem władzy – flotę każdy zawsze chce zachować, a armię zniszczyć. I dlatego należy ocenić działania Jana de Witt jako słuszne, on wiedział co robi. Nie zrozumiał tylko, że politykę prowadzi się na kilku poziomach i w różnych skalach. W każdym z tych wymiarów należy mieć do dyspozycji stosowną siłę polityczną, która będzie mogła władcę ochronić. Tego de Witt nie rozumiał. Może zapomniał, a może Holandia była krajem tak cywilizowanym, że nie pomyślał o najgorszym. W skali makro pozycja braci de Witt była niezagrożona, ponieważ na morzu kołysała się flota, a na flagowym okręcie był Michiel de Ruyter, którego wszyscy się bali, albowiem wymyślał różne sztuczki powodujące, szybką zagładę całych eskadr. W skali mikro de Witt był bezbronny jak dziecko, albowiem nie zadbał o zorganizowanie bojówki dla swojej ochrony. I to jest kolejne ważne spostrzeżenie – armia jest najmniej ważna, dużo ważniejsza jest flota, ale najważniejsza jest bojówka. De Witt coś podejrzewał i zredukował armię opierając się na sojuszu z Paryżem. Tak mu podpowiadało doświadczenie polityczne. Nie zrozumiał jednak, że królowie to kukły, a to co sobą reprezentują, czyli honor i szlachetność jest zmyłką dla aspirujących mieszczan. Za pozorami, zawsze kryje się gang uzbrojony w noże do patroszenia wieprzy.
Wróćmy do kwestii ocalenia floty i zagłady armii. Ta ostatnia po wypełnieniu zadania musi być zredukowana, rozpędzona albo wymordowana. Nie ma innego wyjścia, albowiem armia generuje koszty. Flota zaś może spełniać inne niż wojenne zadania. Gwarantem bezpieczeństwa biura politycznego rodziny de Witt był de Ruyter. Dlaczego więc nie zginął w męce jak oni? Dlaczego wysłano go do Afryki, gdzie przypadkowa kula z francuskiej armaty urwała mu nogę, od czego wykrwawił się na śmierć? Moim zdaniem ciekawsze jest inne pytanie – w jaki sposób de Ruyter dostał się na Morze Śródziemne i dlaczego Hiszpanie go przepuścili? Być może odpowiedź na tę kwestię jest prosta i można o tym przeczytać w każdym podręczniku, no ale ja aż tak bardzo tego fragmentu historii nie zgłębiałem więc nie wiem. De Ruyter wszedł z niewielką eskadrą na Morze Śródziemne, ruszył w kierunku wybrzeży Afrykańskich, gdzie mógł spodziewać się sojuszników – Żydów z Maroka i Fezu, którzy trudnili się piractwem morskim. No, ale dlaczego Hiszpanie go przepuścili? Wilhelm szykowany na króla Anglii, co miało ten wymiar, że było fuzją banków Amsterdamu i Londynu, musiał być z nimi dogadany. Nie mogło być inaczej. A jeśli tak było to Hiszpanie rozpoczęli wówczas grę, która doprowadziła w końcu do utraty Gibraltaru w roku 1704.
Dla nas Michiel de Ruyter ważny jest jeszcze z innego powodu. To jest ten człowiek, który z potężną eskadrą, zaopatrzoną w 1800 dział pokładowych wpłynął na Bałtyk, w czasie kiedy Szwedzi oblegli Gdańsk z zamiarem jego przejęcia. To się bardzo nie spodobało Holendrom, którzy zareagowali natychmiast. Szwedzi widząc, że de Ruyter jest pod Gdańskiem, nawet nie próbowali wchodzić do miasta, grzecznie podkulili ogony i rozeszli się do zajęć w podgrupach.
Problem realnego podziału władzy, będzie tu jeszcze poruszany nie raz. Dziś zaś będę w telewizorze gadał z Józefem o filmie Smoleńsk.
A oto najnowsze nagranie „u Michała” w księgarni Foto-Mag, tym razem:
O kwartalniku Szkoła Nawigatorów o protestantyzmie:
https://www.youtube.com/watch?v=mPtOH0VMOq0
poprzednie nagrania:
O filmie Grzegorza Brauna "Luter i rewolucja protestancka":
https://www.youtube.com/watch?v=69RcKACAUZI
O książce Hanny Koschenbahr-Łyskowskiej "Zielone rękawiczki":
https://www.youtube.com/watch?v=PBIz5asguCA
O Bibliotece Historii Gospodarczej Polski:
https://www.youtube.com/watch?v=8xpy8i8nV6U
O kwartalnikach: Szkoła Nawigatorów o bolszewikach, herezji i in.
https://www.youtube.com/watch?v=5cXv6kzVA9A
Przypominam o promocjach na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl
tagi: film władza holandia admirał de ruyter
![]() |
gabriel-maciejewski |
12 marca 2018 09:47 |
Komentarze:
![]() |
marek-natusiewicz @gabriel-maciejewski |
12 marca 2018 11:08 |
Największe wrażenie zrobiła na mnie rozmowa admirała z pensjonariuszem o konieczności budowy... 20 tys. okrętów! To co się dziwić, że Holendrzy mieli Nowy Amsterdam!
I druga rzecz - te modły w kościołach. toż to zupełnie inna cywilizacja.
A bankierzy to są jedynie od tego by mieli pieniądze...
![]() |
jolanta-gancarz @marek-natusiewicz 12 marca 2018 11:08 |
12 marca 2018 12:32 |
Długo się tym Nowym Amsterdamem nie cieszyli. Dali Imperium króla, który zapoczątkował upadek ich przewagi na morzach, zwłaszcza na zachodzie. Na wschodzie to twało trochę dłużej, ale Lewiatan dał radę...
![]() |
marek-natusiewicz @jolanta-gancarz 12 marca 2018 12:32 |
12 marca 2018 12:43 |
Chyba jednak było inaczej, o czym świadczy brytyjsko-holenderski Royal-Dutch Shell. Jakież to imperium dzieli się "perłą w koronie"?
Wygląda na to, że Holendrzy scedowali na Anglików kwestię utrzymania imperium "zewnętrznego" dla siebie zachowując to "wewnętrzne" z siedzibą w City.
Odpowiedź może leży na wyspach indonezyjskich. I pytanie: dlaczego tak mały kraik miał tak wielką "żyłę złota"? Czyżby w nagrodę za wdzięk i bezpretensjonalność?
![]() |
jolanta-gancarz @marek-natusiewicz 12 marca 2018 12:43 |
12 marca 2018 13:36 |
Tak, ale to wygląda na wrogie przejęcie. I to już od poczatku. Bo założył król Wilhelm II w 1890 i jakieś platformy wydobywcze na Sumatrze zbudowano, ale jak pisze ruska Wiki, logo pochodzi od angielskiego handlarza morskimi żyjątkami. W dodatku jego syn, już w 1891 pojawił się w Batumi z myślą zorganizowania transportu morskiej nafty (kerozyny) z M. Kaspijskiego, przez M. Czarne i Kanał Sueski, na Bliski Wschód. A potem rozwinął interes dalej w Azji Pd. Wsch, dostarczając naftę do angielskich kolonii, m. in. Singapuru:
Вообще, наименование «Shell» и логотип компании (красно-желтая ракушка) происходят из 1833 года, когда английский купец Маркус Сэмюэль открыл небольшой магазин в Лондоне и стал торговать экзотическими вещицами, среди которых были шкатулки, украшенные морскими раковинами (по-английски «shell»). В дальнейшем, в 1891 году сын Сэмюэля оказался в Батуми, где у него родилась идея наладить транспортировку керосина из Каспия через Суэцкий канал на Ближний Восток. В 1892 году танкер компании SS Murex отправился из России с грузом в 4000 тонн керосина для Сингапура и Бангкока.
W dodatku, wg tejże ruskiej Wiki, Shell jest już amerykański: "Royal Dutch Shell (произносится Роял Датч Шелл) — [[Нидерланды.бывшая государственная компания Нидерландов, с 2017года является американской нефтегазовой компанией.
![]() |
marek-natusiewicz @gabriel-maciejewski |
12 marca 2018 13:50 |
No właśnie, o to bywszyje idjot!
Równie interesująca jest historia Philipsa:
"was founded in 1891, by Gerard Philips and his father Frederik. Frederik, a Jewish banker based in Zaltbommel".
To wygląda na jakieś wirtualne byty.
A wracając do filmu... Ten król Karol II to jakiś idiota i na dokładkę będacy pod wpływem jakiejś uroczej francuskiej lafiryndy, ansłanej mu przez Ludwika któregośtam (jak sam to zauważył król Karol). I to ma wygladać na jakieś równorzędne traktowanie na linii Haga-Londyn?
No i jeszcze jedno, co mnie zastanawia. Jak "zaorywali" Europę napoleońska, to Niderlandom przypisano terytorium sporne zwane Belgią. Co mniej więcej znaczyło, że ani Francja, ani Niemcy nie mają cokolwiek do gadania - ważniejszy był jakiś król z szuwarów i wydm...
![]() |
jolanta-gancarz @marek-natusiewicz 12 marca 2018 13:50 |
12 marca 2018 14:52 |
Philips: urocza rodzinka. Gerard taki Holender, jak jego kuzyn Karol Marks Niemiec. Chyba to rzeczywiście słupy, dające nazwę firmie, co polskie żarówki z rynku wyparła. Bo czy można poważnie traktować takiego przedsiębiorcę;
Przecież to skrzyżowanie Kononowicza z rodziną Adamsów.
Filmu nie widziałam, ale Karolowi pewnie tego powrotu na katolicyzm nie mogą darować. No i ostatecznego przejęcia Nowych Niderlandów, tudzież stworzenia Kompanii Wschodnioindyjskiej. Chociaż w młodości naiwny był, bo u Wilhelma II Orańskiego, szwagra zresztą, szukał pomocy przeciw Cromellowi...