-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

Dwa rodzaje szkolnictwa czyli o właściwym rozumieniu wyrazu "ojczyzna"

Na początek taka teza – jeśli ktoś nie rozumie własnych ograniczeń, nie rozumie też własnych możliwości. Spectrum w którym operuje jego umysł i zmysły jest wąskie, powtarza on wciąż te same czynności i frazy będąc przy tym za każdym razem przekonany, że dokonuje rzeczy wielkich, a myśli jego są wyjątkowe. To oczywiście nie jest prawda, bo nierozpoznanie ograniczeń, wbija człowieka w pychę, a nierozpoznanie możliwości czyni go jeszcze zawistnym. Takich ludzi kształci szkoła wymyślona prze senatora Nowosilcowa, ale nie tylko przez niego. Takich ludzi kształcą też szkoły imperialne, które nie potrzebują istot w pokorze i bojaźni bożej mierzących się z własnymi ograniczenia i poznających swoje możliwości. Potrzebują jedynie takich, którzy napełnieni pychą, chcą panować nad innymi.

Jak widzimy imperialny system edukacji święci dziś triumfy na całym świecie i mowy nie ma by ten trend odwrócić. Pamiętam jak gazownia opublikowała kiedyś materiał o chłopcu z Polski, który dostał się do Eaton. Przypomniałem sobie wczoraj ten tekst przy lekturze książki o Krzemieńcu. Eaton to jest także projekt ze szkoły Nowosilcowa, a to co tam się odbywa jest po prostu horrendalne. Z naszego rzecz jasna punktu widzenia, bo Eaton i inne, tak zwane elitarne szkoły, kształcą ludzi, którzy powtarzając te same, wyuczone czynności i formuły, podkreślające ich znaczenie, a także – używając różnych podłych podstępów - próbują zaznaczyć swoją przewagę nad innymi i mają obsługiwać imperium. Dziś nie ma imperium - ktoś może mi zarzucić takie nadużycie. To po pierwsze nie jest prawda, a po drugie Eaton i inne szkoły służą do tego, by lansować i sprzedawać pewną ideę. Z gruntu nam obcą.
Jak napisałem wczoraj, nie można oddzielić szkoły od polityki i organizacji państwa. To jest złudzenie. Jeśli zaś tak, to musimy zastanowić się co to rzeczywiście znaczy ojczyzna i jaki winien być nasz stosunek do systemu pozostawionego u nas przez Nowosilcowa i twórczo rozwiniętego na Wyspie, a być może nie rozwiniętego, ale po prostu analogicznego.

Ustaliliśmy wczoraj, że wychowanie i warunki życia są stokroć ważniejsze niż tak zwany program edukacji. Ten zaś, jeśli warunki są odpowiednie, może być nawet bardzo przeładowany i uczniowie zniosą go spokojnie, a szkołę wspominać będą z sentymentem.

Nowosilcow wymyślił rzecz odwrotną – warunki winny być upiorne, a szkoła musi być ucieczką dla uczniów, którzy są skoszarowani w internacie, program zaś można zubożyć do tak zwanych „najbardziej praktycznych rzeczy”. Co jak wiemy jest do dziś stałym postulatem rodziców wobec szkoły. Szkoła Nowosilcowa była dla uczniów ucieczką przed piekłem wychowania w internacie, tak jak bitwa była dla żołnierzy pruskich ucieczką przed brutalnością sierżantów w koszarach.

Imperium – w związku z tym, że w szkołach kształcono jednak dzieci pochodzące z warstwy zwanej gentry – uczłowieczło warunki życia, ale całkiem zaburzyło relacje pomiędzy uczniami, które potem były przenoszone na relacje w państwie. I to zostało z nimi do dziś. Powszechne donosicielstwo i wieczna podejrzliwość wobec innych.

A wszystko to robiono po to tylko, by uczeń nie mógł rozpoznać własnych ograniczeń i upierając się iż ich nie ma, terroryzował innych. A także by nie mógł rozpoznać własnych możliwości, a przez to lekceważył dokonania i osiągnięcia innych. No i rzecz jasna nie okazywał im respektu i czci. W taki sposób można opisać modelową istotę, która opuściła system imperialnej edukacji.

Żeby taki system mógł zadziałać trzeba było przede wszystkim zniszczyć inicjatywy takie jak krzmieniecka, do czego było aż nadto dobrych powodów. Wszystkie zaś te powody miały wymiar polityczny.

Jak to stwierdziliśmy już wczoraj – Czacki stworzył samonapędzający się system integrujący lokalną społeczność, która wspomagała każdą minutą swojego życia kształcenie ludzi wolnych, radzących sobie w zasadzie w każdych okolicznościach. Radzących sobie nie dlatego, że w porcie był kantor, gdzie fałszowano pieniądze i weksle, ani dlatego, że wizytę takiego absolwenta w obcym kraju poprzedzał desant odzianych w czerwone kurtki fizylierów. Owa umiejętność odnalezienia się, wynikała z tego, że w systemie krzemienieckim uczeń w trudzie i znoju rozpoznawał własne ograniczenia, których nie mógł ze względu na surowość nauczycieli i reżim szkoły łatwo porzucić. I trochę się namęczył zanim je rzeczywiście i do końca rozpoznał. Poznawał też własne możliwości, co do których pewien był, że ich nie ma, a nagle dzięki pracy pedagogów, a wierzcie mi, że zdarzają się takie cuda, odkrywał w sobie rzeczy, których wcale się nie spodziewał. Zyskiwał też jedną jeszcze ważną jakość – opuszczały go lęk i zawiść, albowiem szkoła przekonywała go, że sam dla siebie jest istotą zagadkową i przy odpowiednio sprzyjających okolicznościach, może robić rzeczy, których wcześniej nie próbował i może je w dodatku robić znakomicie.

System ten funkcjonował przy pewnym istotnym ograniczeniu – nie było państwa. Te zaś państwa, które istniały nie potrzebowały takiego systemu i to jest ważny moment w naszych rozważaniach, który wskazuje, iż edukacja młodzieży, to ten obszar, w którym Pan Bóg interweniuje osobiście, by wskazać ludom drogę, którą winny podążać. Zamknięcie szkoły krzemienieckiej – położonej wszak na Wołyniu, na ziemiach zabranych, wskazywało na to, do kogo rzeczywiście należą te ziemie. Gdyby car traktował serio zbitkę słów „ziemie zabrane” nie byłoby potrzeby zamykania liceum. Jego zaś likwidacja wskazała i nadal wskazuje na przynależność kulturową tego obszaru. Powstanie Listopadowe wybuchło w Królestwie, a nie na ziemiach zabranych i nie było w związku z tym potrzeby likwidowania szkoły – teoretycznie. Gdyby państwo kierowane przez dynastię Holstein-Gottrop udającą Romanowych było poważne, miało zaplecze kadrowe i legitymację zamieszkujących je ludów, naprawdę nie było takiej potrzeby. Nic takiego jednak nie zachodziło, a więc zlikwidowano szkołę, która samym swoim istnieniem wskazywała na kruchość władzy. Ta zaś - w newralgicznym obszarze, jakim jest edukacja – dorobiła sobie protezę, którą z wojskowej pałki wystrugał kozikiem Nowosilcow.

Jak sytuacja wygląda dzisiaj? Tragicznie i idiotycznie jednocześnie. Dziedziczymy system Nowosilcowa i próbujemy w nim kształcić kadry zarządzające odzyskanym ponoć państwem. System tej jest powszechnie krytykowany, bez zrozumienia jego istoty. Krytyce podlegają jedynie szczegóły, całkiem błahe, a gdybyśmy na jakimś zebraniu urzędników wystąpili i przytoczonymi tu argumentami, uznano by nas za niegroźnych wariatów, całkiem odrealnionych. Urzędnicy bowiem uważają, że kluczem do naprawienia oświaty jest budżet, drugim zaś program. To nie są żadne klucze tylko kamienie u szyi, które pociągną nas na dno.

A co jeśli ktoś nie chce kształcić dzieci w systemie Nowosilcowa? Jest alternatywa, zawsze można posłać dziecko do szkoły prywatnej, zorganizowanej według najlepszych brytyjskich wzorów. To jest istota tego obłędu – jeśli nie chcesz wykształcić dziecka na ograniczonego i rozklekotanego nerwowo sługusa systemu, zawsze możesz z niego zrobić donosiciela i emocjonalnego terrorystę, który nie mając żadnych umiejętności, będzie dewastował i krytykował osiągnięcia innych. Trzeciej alternatywy nie ma. Aha, byłbym zapomniał – fetyszyści uprawiający kult nowoczesnych programów edukacyjnych, każą dzieciom w szkole, na lekcjach polskiego, uczyć się o tym, jak to Tadeusz Czacki zorganizował Liceum Wołyńskie i jakie ono było wspaniałe. Tak to wygląda i nie chce być inaczej. Po opuszczeniu murów szkoły, nie ważne państwowej czy prywatnej, uczeń ma jedynie poczucie, że zmarnował czas i niczego, ale to absolutnie niczego się nie nauczył. I jest całkowicie bezradny wobec świata. O ile oczywiście nie ma rodziców, którzy pracują w obsłudze systemu. Bo taka jest istota współczesnej edukacji – zamarkować kształcenie, unieważnić je pod pozorem reform i stworzyć fabrykę ograniczonych, ale lojalnych gamoni. Lojalnych wobec kogo? Nie wobec państwa, które nie potrafi zorganizować systemu edukacji, poza oczywiście szkołami wojskowymi i policyjnymi, lojalnych wobec wyborów ich rodziców, pracujących w systemie państwowym, ale służących Bóg jeden wie jakim siłom.

Na dziś to tyle. Dziękuję za uwagę.

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/gimnazjum-i-liceum-wolynskie-w-krzemiencu-w-systemie-oswiaty-wilenskiego-okregu-naukowego-w-latach-1805-1833/



tagi: imperium  ojczyzna  oszustwo  szkoły  liceum wołyńskie  elitarna edukacja 

gabriel-maciejewski
26 lipca 2020 09:27
25     2934    17 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Janusz-Tryk @gabriel-maciejewski
26 lipca 2020 10:43

Wczoraj usłyszałem taką historię. Na rozmowie w sprwie pracy w urzędzie skarbowym zadano pytanie kandytatce "Do jakiego zwierzęcie porównałaby pani Urząd Skarbowy?". Jakoś odruchowo zaliczam to pytanie do pytań pogrążających kandydata. Jakby nie dość, że kogoś się wybiera do pracy to jeszcze ten ktoś powinienien odejść z przekonaniu, że kompletnie się do tej pracy nie nadaje. Kilka razy też się z tym spotkałem. Kompletnie bez sensu.

Podobnie pamiętam było na studiach. Nie dość że nie zdałem egzaminu, to jeszcze trzeba mnie było wdeptać w ziemię. Generalnie szkołę średnią i studia musiałem wiele lat odchorowywać i jako tako odbudować swoje poczucie wartości. Generalnie do większości rzeczy i tak trzeba dochodzić samemu. Nie wiem więc czemu ta szkoła służyła w moim przypadku? Nie wiem ile zawdzięczam sobie a ile nauczycielom.

zaloguj się by móc komentować

cbrengland @gabriel-maciejewski
26 lipca 2020 10:57

Takich ludzi kształcą też szkoły imperialne, które nie potrzebują istot w pokorze i bojaźni bożej mierzących się z własnymi ograniczenia i poznających swoje możliwości. Potrzebują jedynie takich, którzy napełnieni pychą, chcą panować nad innymi.

Dlatego też nie było można i nie wiem, czy już kiedykolwiek będzie to możliwym jeszcze, porozumieć się z tymi, którzy z tych szkół wokół mnie obecnie ale też przecież już na calym świecie, wyleźli.

To jest już inny gatunek człowieka, tak, normalnie, po prostu. A co oni mają w głowie, teraz już każdy widzi i czuje, bo nosi te maseczki i pójdzie na kwarantannę np, jak nieopatrznie wyjechał na wakacje za granicę (post factum tak zdecydowano właśnie w UK i w Niemczech, przynajmniej o tym wiem). A co przed nami? Tylko ciekawiej ☺

Po jakimś globalnym potopie chyba tylko już widzę możliwość powrotu do normalności. Czy my jeszcze wiemy co to jest? Jak ktoś zapomniał, niech się wsłuchuje w Słowo i Ewangelię. My jeszcze potrafimy, jeszcze.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @gabriel-maciejewski
26 lipca 2020 11:02

Wczoraj opisałeś trumnę, a dzisiaj wbity w nią gwóźdź.

zaloguj się by móc komentować

atelin @Janusz-Tryk 26 lipca 2020 10:43
26 lipca 2020 11:11

"Nie wiem ile zawdzięczam sobie a ile nauczycielom."

Mam ten sam problem, podstawówkę zawdzięczam sobie i mojemu grzebaniu w książkach spoza podręczników, maturę zawdzięczam nauczycielce rosyjskiego (taka piła była, że każde z naszej klasy mogło spokojnie startować na rusycystykę). Też mnie wkurzało poczucie wartości vs. działania. Jestem z pokolenia, kiedy mi mówili "załóż hurtownię, będzie fajnie", mówili. Jakoś nie pociągał mnie ten świat biznesu hurtownianego na początku lat 90-tych. Ci, którzy mi to doradzali polegli pod Balcerowiczem. 

zaloguj się by móc komentować

atelin @gabriel-maciejewski
26 lipca 2020 11:25

"Na początek taka teza – jeśli ktoś nie rozumie własnych ograniczeń, nie rozumie też własnych możliwości. Spectrum w którym operuje jego umysł i zmysły jest wąskie, powtarza on wciąż te same czynności i frazy będąc przy tym za każdym razem przekonany, że dokonuje rzeczy wielkich, a myśli jego są wyjątkowe. To oczywiście nie jest prawda, bo nierozpoznanie ograniczeń, wbija człowieka w pychę, a nierozpoznanie możliwości czyni go jeszcze zawistnym. "

Trochę taki jestem, może nic nie wbija mnie w pychę, bo daleki jestem od tego, zawistny też nie jestem, bo to nie to słowo - lekko zazdrosnym bywam. I na dodatek tylko na SN. I czego tu zazdrościć? Otóż lekkości Nawigatorów w znajdowaniu sobie tematów. Kilka sobie znalazłem i teraz się drapię po głowie - zadania domowe były fajne.

zaloguj się by móc komentować

Draniu @gabriel-maciejewski
26 lipca 2020 11:56

Nowosilcow zrobił swoje, media oraz narzędzia elektroniczne kontynuują "dzielo". Samodzielne myślenie nie jest w modzie, a tzw "bunt" wobec tradycji,historii , religii/wiary jest promowany.. No cóż,ale nikt nie powiedział,ze będzie łatwo..  

Chwała Tobie Coryllusie ,ze udało się Tobie stworzyć ten portal oraz wydawnictwo KJ.

zaloguj się by móc komentować


gabriel-maciejewski @cbrengland 26 lipca 2020 10:57
26 lipca 2020 12:15

O porozumieniu nie może być mowy

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @stanislaw-orda 26 lipca 2020 11:02
26 lipca 2020 12:16

Nie będę z tego powodu fikał kozłów jeśli pozwolisz

zaloguj się by móc komentować


gabriel-maciejewski @Draniu 26 lipca 2020 11:56
26 lipca 2020 12:17

Oj tam, oj tam...wszyscy tu na to pracują

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @gabriel-maciejewski
26 lipca 2020 12:29

Dzięki, że tak dokładnie opisałeś z czym mamy do czynienia.

Właściwie można powiedzieć, że uniemożliwianie człowiekowi poznania własnych ograniczeń i możliwości to jest jeden z aspektów blokowania, temuż człowiekowi, dostępu do poznania własnego powołania.

zaloguj się by móc komentować


Maginiu @gabriel-maciejewski
26 lipca 2020 12:44

Dom i szkoła to podstawa i początek wszystkiego.

Fragment "Z Komborni w świat" Stanisława Pigonia.

"(...) zdarzyło się, że i ja znalazłem się między  wyróżnionymi i z dumą poniosłem do domu książeczkę  w czerwonej oprawie płóciennej, z wytłoczonym złociście napisem: "Nagrodapilności". Pod okładką widniał tytuł: Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz, wydanie Macierzy Polskiej. Paręd ni zeszło mi na lekturze  tej książki. Z początku szło to dość mozolnie, nie wszystko tam rozumiałem, niemniej oderwać się nie mogłem, ażem całość przeczytał raz i drugi. Próbowałem też miejscami czytać na głos w domu. Tak to nawiązała się ta miłość, z której czarownego kręgu nie miałem już nigdy wyjść.

Nie zdawałem sobie naówczas oczywiście sprawy z wagi tego spotkania z książką. Było ono decydujące pod jednym, nie byle jakim, względem: obudziło we mnie Polaka.

Świadomości narodowej z domu naturalnie nie wyniosłem, nie mogłem wynieść. Ojciec jej nie miał, jak zresztą nikt z jego rówieśników.(...) Matka mogła coś niecoś zdobyć przez lekturę. Ale jej zainteresowania czytelnicze poszły w jednym wyłącznie kierunku: szukała literatury religijnej, inna ją nużyła.

(...) Aż ci tu nagle ta książeczka... W niej zaś dla chciwego czytelnika inny, nieznany świat. Jacyś szlachcice, ale tacy, co sami obrabiali kawałki swojego pola; szlachcianki, ale takie, co same chadzały z sierpem do żniwa. Poza tym jakieś sprawy innego, nieznanego mi porządku: jacyś konfederaci, jakieś oblężenia, wspomnienia o Trzecim Maja, jakieś zmowy, a nadto Napoleon, jenerałowie, Legiony. A nade wszystko słowa, które odtąd będą nabierać najwyzszej ceny: Wolność i to drugie: Ojczyzna.

Słodszy wyraz nad wszystko, wyraz miłości, któremu

Nie masz równego na ziemi...

Dość późno i nie od razu przemówiła do mnie Ojczyzna, a przemówiła po raz pierwszy z tego prostego, w równe rządki ułożonego opowiadania Poety. Tego nie da się zapomnieć"

zaloguj się by móc komentować

cbrengland @gabriel-maciejewski 26 lipca 2020 12:15
26 lipca 2020 15:43

Czy Radek Sikorski, Polak?, kiedykolwiek porozumie się z Polakiem? A ten "pociąg" jedzie dalej. W Wielkiej Brytaniu już jest 83+% Radków Sikorskich. W Polsce +-50%. Ale to nie jest ostatnie słowo Radka Sikorskiego.

Okropnie to wszystko wygląda, naprawdę

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @gabriel-maciejewski
26 lipca 2020 16:21

"Owa umiejętność odnalezienia się, wynikała z tego, że w systemie krzemienieckim uczeń w trudzie i znoju rozpoznawał własne ograniczenia, których nie mógł ze względu na surowość nauczycieli i reżim szkoły łatwo porzucić. I trochę się namęczył zanim je rzeczywiście i do końca rozpoznał. Poznawał też własne możliwości, co do których pewien był, że ich nie ma, a nagle dzięki pracy pedagogów, a wierzcie mi, że zdarzają się takie cuda, odkrywał w sobie rzeczy, których wcale się nie spodziewał. Zyskiwał też jedną jeszcze ważną jakość – opuszczały go lęk i zawiść, albowiem szkoła przekonywała go, że sam dla siebie jest istotą zagadkową i przy odpowiednio sprzyjających okolicznościach, może robić rzeczy, których wcześniej nie próbował i może je w dodatku robić znakomicie."

To jest zapożyczenie z edukacji jezuickiej i z ćwiczeń igancjańskich.

zaloguj się by móc komentować

chlor @Maginiu 26 lipca 2020 12:44
26 lipca 2020 16:56

Za głebokiej (połowa lat 50) komuny urząd stanu cywilnego dawał małżonkom w prezencie wypasione, eleganckie wydanie Pana Tadeusza.

 

zaloguj się by móc komentować

Janusz-Tryk @Maginiu 26 lipca 2020 12:44
26 lipca 2020 23:12

Wzruszający faragment. Bardzo to ciekawe, że ta książka mogła wzbudzać takie żywe emocje.

zaloguj się by móc komentować

Alberyk @gabriel-maciejewski
27 lipca 2020 00:16

Nie chcę powtarzać stwierdzeń poprzedników, ale dzisiejszy tekst wraz z wczorajszym, znakomicie diagnozuje stan współczesnej edukacji. Również nie rozczulając się nad straconym czasem własnej edukacji,  muszę stwierdzić , że  nie była ona do końca stracona tylko dzięki własnym uporczywym staraniom i poszukiwaniom nauczycieli i wiadomości wartościowych w gąszczu fałszu i niekompetencji. Najgorsze jest to, że zawsze dochodziłem do wniosku, że ucząc się w polskich szkołach traci się niezmiernie dużo czasu, pieniędzy i energii, a nie uzyskuje się efektu w postaci rzetelnej wiezy i umiejętności w zakresie od humanistyki po technikę.

Autor znakomicie ujął zagadnienie odpowiedzialności za edukację własnych dzieci. Ja robię wszystko aby moje dzieci kształciły się i wychowywały w świecie rzeczywistym czyli nie w szkole ;-) ucząc je w nauczaniu domowym.

Mimo trudu i potrzebnego zaangażowania ze strony nas rodziców, efekt jest widoczny i czasami wręcz piorunujący, zwłaszcza gdy porównuję stan wiedzy i świadomości życiowej moich dzieci z rówieśnikami i dziećmi od nich starszymi. 

Nie jest lekko, lecz skoro dawniej rodzice potrafili wynajmować domy, czy też kupować parcele aby mieć kontakt i realny wpływ na wychowanie dzieci, to dzisiaj można w choć zbliżony sposób działać.

Wydaje mi się, że tak jak ten blog, tak i większość rzeczy wartościowych nie bedzie nam dane od nikogo, zwłaszcza od  państwa i nic co sami nie wypracujemy nie uzyskamy, walcząc, trudząc się i broniąc efektu przed złym. 

Pocieszające jest, że tymczasem muszę "walczyć" z dziećmi, które właśnie skończyły podstawówkę o dostęp do "Świętego Ludwika", którego tomy zostały mi podebrane ;-)

zaloguj się by móc komentować


OdysSynLaertesa @Alberyk 27 lipca 2020 00:16
27 lipca 2020 10:45

Takie komentarze to jak kropla deszczu na pustyni. Mają w sobie coś z Dobrej Nowiny... Zazdroszczę, winszuję i pozdrawiam

zaloguj się by móc komentować

Maginiu @Janusz-Tryk 26 lipca 2020 23:12
27 lipca 2020 10:49

Stanisław Pigoń urodził się w 1985 roku, więc tą książkę otrzymał prawdopodobnie pod koniec lat dziewięćdziesiątych XIX wieku - jako może dwunastoletnie dziecko. Pochodząc ze wsi, z bardzo biednej rodziny piął się od dziecka po drabinie "świątyni nauki". Był czystym płótnem, na którym ten jego pęd do wiedzy zamalowywał stopniowo coraz to nowe fragmenty.

Ale bardzo szybko zdobyta wiedza w połączeniu z bardzo trudnymi warunkami życia zbudowała fundament pod jego przyszłe dokonania. Pozostał szacunek dla wiejskich nauczycieli - o których wręcz z miłością pisze w pamiętniku. To od nich dostał Pana Tadeusza - pierwszy krok na drodze ku niezależnemu myśleniu. My z pobłażaniem oceniamy taki odbiór Pana Tadeusza - bo nam go wciskano na siłę w naszej szkole, zresztą nigdy nikt tak naprawdę nie rozumiał o czym to jest, wiało z tego nudą. Inne czasy, inni nauczyciele.

Napisał Coryllus: To jest istota tego obłędu – jeśli nie chcesz wykształcić dziecka na ograniczonego i rozklekotanego nerwowo sługusa systemu, zawsze możesz z niego zrobić donosiciela i emocjonalnego terrorystę, który nie mając żadnych umiejętności, będzie dewastował i krytykował osiągnięcia innych.  A ja akurat czytałem znowu - po dwudziestu latach przerwy - "Z Komborni w świat".  Stanisław Pigoń jest świetnym przykładem jak dziecko i potem młody człowiek - nie tylko dzięki własnej zaangażowanej ciężkiej pracy i posiadaniu świadomości własnych ograniczeń, ale także dzięki temu, że trafił na prawdziwych nauczycieli - staje się całkowicie innym, świadomym swojej wartości  człowiekiem. A mimo to ceniącym stan chłopski z którego wyszedł.

Tak pisze o swoich pierwszych nauczycielach:

"I tu w jedynej izbie szkolnej przez długie lata była kolebka oświaty dla całej wsi, póki budyneczek nie spłonął 1915 roku od pocisków austryjackich. Tu rezydował nauczyciel, którego nazwisko musi być wdzięcznie wypisane w dziejach kultury naszej wsi.

Nazywał się Antoni Skórski.

Pochodził z Kańczugi. Dla jakichś powodów przerwał naukę na piątej klasie gimnazjalnej i obrał zawód nauczycielski. Przyszedł do Komborni zaraz w roku 1867 i był pierwszym nauczycielem zawodowym. Przez długie dziesięciolecia (czterdzieści trzy lata) sam jeden okrzesywał - pokolenie za pokoleniem - młode umysły komborniaków, zakładając w nich jakie takie fundamenty oświaty. W ostatnich dopiero latach służby, dostał do pomocy drugą siłę, nauczycielkę p. E. Nigborównę, która z kolei objęła i wytrwale pełniła tę samą misję.

I to jest osobistość godna uwagi. Jako młoda panna przybyła tu w roku 1906 i na resztę życia związała się z wsią. Jako nauczycielka, potem kierowniczka szkoły wychowała kilka generacji. Wychowała, nie tylko nauczyła. Surowa, bez cackania się wdrażała dzieci w ochędóstwo, w ogładę towarzyską, w dobre obyczaje, okrzesując twardy surowiec wiejski i formując go na miarę kultury. Kiedy zaś przeszła w stan spoczynku, nie rozstała się ze wsią, nie poszła do miasta. W domku, jaki za dorobek całego życia postawiła na skrawku ogrodu, osamotniona, dzieli uparcie dolę, a więcej niedolę wsi, otoczona ogólnym szacunkiem."

zaloguj się by móc komentować

IanThomas @gabriel-maciejewski
27 lipca 2020 12:22

Dwie impresje na temat szkoły brytyjskiej:

Pierwsza to ta z biografii Iana Fleminga, w której opisyna jest jego nauka w Eaton. Degradujące warunki bytowe, poniżające traktowanie przez nauczycieli, sadyzm i deprawacja. 

Druga pochodzi z serialu The Crown, odcinek zatytułowany Paterfamilias, w której oglądamy jak przebiegało nauczanie księcia Karola. Opowieść osnuta jest wokół konfliktu (rzekomego?) pary królewskiej, co do szkoły do jakiej ma uczęszczać następca tronu: Elżbieta chce go posłać do Eaton, Filip do szkoły w Szkocji, do której sam uczęszczał, a którą prowadzi jakiś Niemiec, a która określana jest jednym słowem: piekło. 

Mamy więc pozorny konflikt co do metody, w jakiej kształcony ma być brytyjski następca tronu, spozycjonowany tak, że oczywistym jest która metoda jest właściwa. 

 

zaloguj się by móc komentować

Paris @Alberyk 27 lipca 2020 00:16
27 lipca 2020 15:27

Alleluja...

... i  pod  prad  !!!

zaloguj się by móc komentować

DrzewoPitagorasa @IanThomas 27 lipca 2020 12:22
27 lipca 2020 16:13

 

Właśnie przeczytałam w Wikipedii, że kary cielesne zostały zniesione w Eton w latach 80 dwudziestego wieku.

"Beating was phased out in the 1980s. The film director Sebastian Doggart claims to have been the last boy caned at Eton, in 1984."

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować