-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

Czy ekspresja jest walorem w literaturze?

Od razu powiem – nie. Ona jest walorem w tańcu nowoczesnym. To z całą pewnością. Są tacy, którzy twierdzą, że jest walorem w malarstwie, ale to nieprawda. Malarstwo ekspresyjne podobnie jak poezja opatrzona takim przymiotnikiem to nędza. O tym, by ekspresja podnosiła jakość prozy nie może być nawet mowy. Wielu osobom wydaje się jednak, że jest na odwrót. Wydaje im się, że można zainteresować i wzruszyć czytelnika, idąc na skróty i miast pracowicie tworzonego opisu, dać dwa dosadne słowa, które wyjaśnią wszystko. Pokusa bowiem, by używać w tekście słów ciężkich i wulgarnych, dla podkreślenia autentyczności przeżyć autora, jest dla wielu niedoświadczonych adeptów nie do zwalczenia. Po tym zresztą poznaje się ich brak doświadczenia i wielką chęć uwiedzenia czytelnika – po wplecionych w tekst emocjach, uwieńczonych brzydkimi wyrazami. Mimo, że błędna i skazana na klęskę metoda ta ma wielu zwolenników. Są to zwykle ludzie, którzy w codziennym życiu nie przeklinają i nie złorzeczą bliźnim, jak to na przykład czynię ja. Są to zwykle ludzie, którzy bardzo by chcieli mieć pozwolenie na wyklinanie i złorzeczenia, ale nie mogą go nigdzie otrzymać i chętnie słuchają oraz czytają takich, którzy potrafią czynić to bez pozwolenia. Tworzy się w ten sposób specyficzny gatunek prozy, który ma swoich odbiorców, tak jak mają ich producenci gier strzelanek i innej informatycznej tandety. Tak się składa, ze kobiety rzadko piszą teksty naładowane ekspresją, wyjąwszy oczywiście Sylwię Chutnik i jej podobne idiotki. Celują w tym przeważnie faceci, którzy na co dzień są spięci jak agrafka i zakręceni jak mały słoiczek. Po nocach zaś śnią o różnych niepięknych przygodach, a kiedy wreszcie uwierzą, że można je przeżyć pisząc, nie rezygnując przy tym z dotychczasowej postawy męża świątobliwego, zaczyna się prawdziwy dramat. Ja może jestem przeczulony na tle takich istot, ale mam za sobą ponad dwadzieścia lat pisania zarobkowego. Jak napisałem ładnie, to jadłem, jak nie napisałem ładnie, to nie jadłem, za to wyrabiałem w sobie różne nawyki, które dawały mi szansę na zjedzenie czegoś ciepłego w przyszłości. Zawsze miałem w sobie głębokie przekonanie co do sposobu i celu, i nigdy nie dałem się wyprowadzić na manowce, gdzie królowały opisy prawdziwego życia, wielkich emocji i metafor ciężkich od znaczeń. To mi się wielokrotnie nie opłacało, ale dowiedziałem się przy okazji swoich głupich uporów jednej ważnej rzeczy – autor nie może być kim innym dla czytelnika, a kim innym dla ludzi, z którymi przebywa na co dzień. Dobrze też, by nie sprawiał swoim zachowaniem zbyt wielu ambarasujących niespodzianek. Dobry autor, to autor równy. To jest trudne do osiągnięcia, ale możliwe. To jest kosztowne, ale warto się potrudzić, bo to co powstanie w wyniku takich wysiłków, zaprocentuje na pewno i nie pozwoli autorowi zginąć, kiedy przyjdą nań ciężkie terminy. A takie mogą przyjść zawsze. Autor nie może poświęcać swoich relacji z czytelnikiem na rzecz płaskiej i prostackiej kokieterii. Nie może w swoich tekstach używać słów wulgarnych i chamskich licząc na to, że pozyska w ten sposób sympatię jakichś ludzi. Autor, ze szczególnym wskazaniem na poetów, musi mówić o tym, co ma w sercu i czynić to tak, jak nikt tego przed nim jeszcze nie czynił. Ja wiem, że to Was może znudzić, ale dam tutaj przykład, jeszcze jeden, z wiersza Tadeusza Nowaka (chyba, bo gdzieniegdzie piszą, że autor jest nieznany). Przykład, dzięki któremu zobaczyć można, czym jest poezja:

 

Gdzie nie bije się monet
Jakbyś młotkiem bil w ciemię
A grom w kłębek zwinięty
Przy kopczyku rdzy drzemie

 

To tyle jeśli idzie o mowę wiązaną. Co do innych form, to mogę rzec tyle, że autorzy winni wystrzegać się filozofowania, nie doda to uroku ich tekstom, a czytelnika zanudzi. Nie powinni za to obawiać się szczegółowego opisywania wrażeń, takimi jakie one rzeczywiście były. Choćby wydawały się okropne.

Byłem wczoraj na mszy, na cmentarzu w Grodzisku. Mnóstwo ludzi, księża celebransi dobrani, jak w filmie braci Marx. Główny celebrans flegmatyk, ten co czytał pierwsze czytanie miał nienaturalnie wysoki głos, organista pozbawiony był całkowicie muzycznego słuchu i piszczał tak, że słychać go było na całym cmentarzu nawet bez głośników, kazanie wygłaszał misjonarz z Hondurasu, sympatyczny, energiczny, świetnie mówiący po polsku i zabawny facet. Do tego odczytywanie intencji wypominkowych, które trwało i trwało – przez tego flegmatyka. Zimno było jak w psiarni, albo przed psiarnią. A najlepsze było to, co działo się przede mną na ławce. Zasiadła tam jakaś gruba kobiecina, która modliła się w głos i tak samo śpiewała. Widać było, że to, co dzieje się dookoła, mało ją interesuje, ciekawi ją jedynie msza i jej własny w niej udział. - Dobra parafianka – pomyślałem. Pierwsze wypominki jakoś przetrzymała, ale przy drugich coś w nią wstąpiło, za każdym razem, gdy ksiądz odwracał kartkę z nazwiskami, ona wzdychała na cały głos, z irytacją początkowo, a pod koniec z jawną wściekłością na tego księdza, że przedłuża. – O Jezu – wołała, jak tylko ksiądz wygłaszał formułę „wieczne odpoczywanie racz im dać Panie”. Ktoś jej próbował zwrócić uwagę, ale ona spojrzała na niego niewidzącym wzrokiem, jakby chciała powiedzieć – czego się czepiasz człowieku, czekam na komunię, a ci tutaj tylko nazwiska nieboszczyków wyczytują w nieskończoność, kto to by wytrzymał. Siedzieliśmy z tyłu z dziećmi i nie mogliśmy powstrzymać się od śmiechu. To był naprawdę fantastyczny dzień.

O jednej bowiem rzeczy powinien autor pamiętać przede wszystkim - o tym mianowicie, że ludzie są piękni tak, jak ich Pan Bóg stworzył. I nie trzeba doprawdy za bardzo podkolorowywać ich wizerunków, by osiągnąć ciekawy i dynamiczny efekt. Kolejną ważną sprawą jest wiedza na temat tajemnych napięć rodzących się między słowami, to jest wiedza szczegółowa i nie nadająca się do przekazywania innym. Autor musi, musi podkreślam, za pomocą rozumu lub intuicji wyłapywać w brzmieniu i znaczeniach słów te połączenia, które dają potem w tekście efekt piorunujący, dynamiczny i dający się zapamiętać. To nigdy nie jest łatwe. To jest prawdziwa tajemnica warsztatu, tak jak piorun zwinięty w kłębek, który drzemie przy kopczyku rdzy. Tej umiejętności nie nabywa się w rok ani w dwa, nie pomaga w jej zdobyciu uniwersyteckie wykształcenie, ani naśladowanie innych autorów, czasem pomaga intuicja, ale najczęściej modlitwa i uporczywe myślenie o temacie. Uporczywe podkreślam, a to znaczy takie, że nie można od tego zasnąć w nocy. Po dziesięciu, piętnastu latach takich prób można spokojnie spojrzeć w twarz czytelnikowi i mieć całkowitą pewność, że nie poczuje się on oszukany. Można mieć też pewność, że kiedy autor będzie miał słabszy dzień, bo wieczorem dnia poprzedniego chlał, kłócił się z żoną albo miał coś ważnego do załatwienia, jego nawyki, intuicje i wiedza o warsztacie sprawią, że nikt nie zauważy, iż zaniżył nieco poziom.

Nie pytajcie mnie, dlaczego akurat dziś napisałem to wszystko. Nie wiem. Pojęcia nie mam. Nie będzie mnie przez cały dzień, nie będę więc komentował. Wybaczcie.

 

Bardzo dziękuję wszystkim, którzy przez ostatnie miesiące wspierali ten blog dobrym słowem i nie tylko dobrym słowem. Nie będę wymieniał nikogo z imienia, musicie mi to wybaczyć. Składam po prostu ogólne podziękowania wszystkim. Nie mogę zatrzymać tej zbiórki niestety, bo sytuacja jest trudna, a w przyszłym roku będzie jeszcze trudniejsza. Nie mam też specjalnych oporów, wybaczcie mi to, widząc jak dziennikarskie i publicystyczne sławy, ratują się prosząc o wsparcie czytelników. Jeśli więc ktoś uważa, że można i trzeba wesprzeć moją działalność publicystyczną, będę mu nieskończenie wdzięczny.

Bank Polska Kasa Opieki S.A. O. w Grodzisku Mazowieckim,

ul.Armii Krajowej 16 05-825 Grodzisk Mazowiecki

PL47 1240 6348 1111 0010 5853 0024

PKOPPLPWXXX

Podaję też konto na pay palu:

[email protected]

Przypominam też, że pieniądze pochodzące ze sprzedaży wspomnień księdza Wacława Blizińskiego przeznaczamy na remont kościoła i plebanii w Liskowie, gdzie ksiądz prałat dokonał swojego dzieła, a gdzie obecnie pełni posługę nasz dobry znajomy ksiądz Andrzej Klimek.

 

Zapraszam też do sklepu FOTO MAG, do księgarni Przy Agorze, do Tarabuka, do antykwariatu Tradovium w Krakowie, do sklepu GUFUŚ w Bielsku Białej i do sklepu HYDRO GAZ w Słupsku i do księgarni Konkret w Grodzisku Mazowieckim.



tagi: rynek  autorzy  warsztat 

gabriel-maciejewski
2 listopada 2017 08:12
6     1557    6 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

betacool @przemsa 2 listopada 2017 15:49
2 listopada 2017 17:01

Strofy też muszą mieć rytm.

Gdzie ty jesteś
Za wodą
Za trawą
Za ciszą
Gdzie się listy
Na liściu
Same piszą
I piszą
Gdzie się noża po trzonek
Nawet w chleby nie wbija
I jedynie płot patrzy
Zza chabinki i kija

Gdzie ty jesteś
Za trwogą
Za pająkiem
Za myszą
Gdzie mnie uszy
Łopianu
I radaru
Nie słyszą
Gdzie nie bije się monet
Jakbyś młotkiem bil w ciemię
A grom w kłębek zwinięty
Przy kopczyku rdzy drzemie

Gdzie ty jesteś
Za tobą
Za snem twych
Za pieśnią
Gdzie twe oczy
Źdźbła trawy
Nie przyślepią
Nie prześpią
Gdzie tak mówi się jestem
Jakby nigdy nie było
Kurzej szyi pod nożem
Białej brzozy pod piłą

zaloguj się by móc komentować

betacool @gabriel-maciejewski
2 listopada 2017 17:08

"Nie pytajcie mnie, dlaczego akurat dziś napisałem to wszystko".

Nikt nie pyta...

 

 

 

zaloguj się by móc komentować



zaloguj się by móc komentować