-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

Czy diabeł jest kabalistą? Czyli mądrości profesora Eco

Trend to poważna sprawa. Jeśli na przykład rządzi trend, by rzeczy serio ogłaszać z głupim uśmiechem lub półgębkiem, a taki mamy właśnie, wszelkie poważne pozy i nadęcia z miejsca zdradzają, nie tyle idiotę, co człowieka, który jest źle poinformowany i nie rozumie, że go wkręcają. Nie rozumie trendu po prostu. I tak jest ze wszystkimi naszymi prorokami mniejszymi, wieszczącymi upadek cywilizacji, w razie jeśli nie wykupimy nakładu ich książek. Można jednak próbować trend odwrócić, to znaczy udając blagę i powagę na przemian, poinformować człowieka o czymś bardzo istotnym dla jego życia. Numer ten oglądaliśmy w radzieckim (nie poprawiać) filmie pod tytułem Spaleni słońcem, gdzie wyrok i zsyłkę poprzedzoną torturami oznajmiono głównemu bohaterowi na wesoło. Numer ten odwalał (nie poprawiać) za każdym razem, w każdej swojej książce prof. Umberto Eco. Podejrzewam jednak, że on czynił to nie tylko dlatego, by kogoś porządnie wystraszyć, bo takie rzeczy właśnie na wywołanie strachu są obliczone, ale także po to, by ukryć własne braki i lenistwo. Umberto Eco, jak pamiętamy objawił się światu, jako człowiek, który na temat kultury średniowiecza wie wszystko i nie ma tam dlań zagadek, a jeśli czegoś akurat zapomniał, to zawsze może popatrzeć ironicznie na rozmówcę, zażartować, albo coś odegrać. Nikt mu jednym słowem nie podskoczy. Ponieważ Eco był również wybitnym filologiem, jak nikt przed nim i po nim, posługiwał się fikcją, w której znajdowała się taka ilość odniesień, jawnych i ukrytych, do wszystkich możliwych tekstów kultury, z każdej epoki, że od ich wyszukiwania głowa rozbolałaby najzdolniejszych studentów historii sztuki. Ktoś powie - ale to nudy panie….Nudy, nie nudy, nie było intencją profesora rozbawianie, choć taką właśnie pozę przybierał. Jego intencją i tych, którzy go wynajęli, było straszenie, a także utrwalanie. Czego? Trendów i narracji. Ja wiem, że nie sposób tej prostej zależności nikomu wytłumaczyć, bo pokusa, by udać, że się coś rozumie i czyta wszystkie kody, a także inna – by roześmiać się w tym samym momencie co uznany autor – są nie do zwalczenia. No, ale my tu nie takie rzeczy zwalczaliśmy.

Po co została napisana powieść Wahadło Foucault nikt nie ma wątpliwości. Autor, a pomyślcie ile było z tym zachodu, na samym początku epoki komputerowej, kiedy jeszcze nie ma internetu w każdym biurze, ostrzega swoich czytelników, że niedobrze jest wierzyć pochopnie w spiski i tajne stowarzyszenia. Tych bowiem nie ma, wszystkim rządzi przypadek i kreacja. Z nią jednak trzeba uważać, bo jak ktoś ma za dużo talentu i zbyt łatwo dodaje dwa do dwóch, tworząc całkiem zaskakujące kombinacje, może sobie napytać biedy, albowiem stworzy spisek, który unicestwi jego samego. Dziś, kiedy dwa razy na dzień ogłaszają koniec świata, a Krajski opowiada na YT, że Giertych Roman to wnuk Jędrzeja i to jest wielka tajemnica, możemy się z takich rzeczy pośmiać. Moim zdaniem jednak nie ma powodów do śmiechu. Trzeba wrócić do tej powieści i zastanowić się, czy Pan Bóg, albo może ten drugi nie spłatał profesorowi Eco, jakiegoś psikusa. Trzeba też wskazać nieuważnym i powierzchownym czytelnikom, że jednak przy lekturze, szczególnie jeśli człowiek jest w pewnym wieku i nie ma już dwudziestu lat, dobrze jest wyłączyć emocje i choć na chwilę posłużyć się rozumem.

Jestem, po latach, na samym początku tej lektury i już widzę, że uśmiechy i nonszalancja profesora Eco, są jakby to rzec, mocno nieszczere. Będę teraz trochę jak ci chłopcy, którzy omawiają wojenne filmy w kategoriach realizmu pola bitwy, na którym nigdy nie byli. Oto trzech erudytów, dwóch redaktorów z wydawnictwa, zajmującego się edycją nikomu niepotrzebnych naukowych dysertacji i jeden badacz dziejów templariuszy, omawiają w lokalu, gdzie gromadzą się lewackie męty ( a co mi tam!) historię tych templariuszy. I wszyscy zachowują się tak, jakby nie rozumieli o co chodzi. Być może ten mit nie jest we Włoszech i Francji tak trwały, ale w Polsce tłumaczenie komuś, kto skończył humanistyczne studia, jak to było z tymi templariuszami, byłoby wybrykiem i nietaktem. No, a profesor Eco poświęcił temu cały, długi rozdział. Kilka rzeczy zwróciło tam moją uwagę. I bardzo proszę, by nikt się nie uśmiechał. Mamy do czynienia z tekstem człowieka, który szyfrowanie przekazu miał w małym palcu, a przynajmniej takiego udawał. W pewnym momencie jeden z bohaterów mówi – to był typowy proces inkwizycyjny. Ja zaś myślę – no właśnie nie. To był proces, który był zaprzeczeniem procesów inkwizycyjnych, a to przez fakt, że oskarżonych zwodzono kilka razy obiecując im łaskę, a potem okazywało się, że to tylko taki żart, kolejne piętro śledztwa. Za tą konstrukcją stał oczywiście Nogaret, syn patarena, co zostało powiedziane nie raz i nie dwa, bardzo wyraźnie. Bohaterowie książki profesora Eco, nie wspominają o tym jednak ani słowem. Szkalują za to św. Bernarda, który – lekkomyślnie, bez zrozumienia i pochopnie ponadawał ziemi i zamków, kilku biednym rycerzom-wyrzutkom, którzy zgodzili się przyjąć jego regułę. To jest koncepcja, co tu kryć, jak na erudytę tej klasy, co Eco, dosyć zaskakująca. Kiedy czytałem tę powieść po raz pierwszy, a było to jeszcze na studiach, mogłem ten fragment pominąć, ale dziś? Tak mógłby napisać Mróz Remigiusz, Twardoch, albo Bonda, Gretkowska mogłaby tak napisać, ale nie profesor uniwersytetu w Mediolanie. A jednak. Mamy oczywiście całe akapity rozważań do czego też służyć mogły inicjacje połączone z pocałunkami w części intymne i pluciem na krzyż. Niestety nie ma ani jednego słowa o targach w Szampanii, które templariusze chronili z polecenia papieża i Bernarda. Nie ma też ani jednego słowa o wspomnianym tu wczoraj Arnoldzie de Villanova, który był w tych trudnych dniach przy papieżu Klemensie. Są jedynie rozważania na temat tego, dlaczego papież zgodził się wydać królowi rycerzy, którzy już wyznali niepopełnione winy, skazując ich jeszcze raz na okrutne śledztwo. Ja nie wiem, ale mam taką sugestię – może ktoś mu doradził? Nie twierdzę, że od razu Arnold. Dalej jest jeszcze lepiej, powtarza prof. Eco gawędę o tym, że wielki mistrz rzucił ze stosu klątwę na króla, Nogareta i skarbnika de Marigny. To jest hagada wymyślona nie wiadomo kiedy, ale utrwalona w ukochanym przez wszystkich rozemocjonowanych wielbicieli średniowiecza, cyklu powieści zatytułowanym Królowie przeklęci. Znam bardzo niewiele osób, które ten cykl przeczytały w całości, ale wszyscy zgodnie twierdzą, że jest świetny. No właśnie nie. Nie jest, albowiem wihajster zastosowany do otwarcia puszki z templariuszami w rzeczywistości okazał się lutownicą, która tę puszkę zamknęła na amen. I dziś nie ma nawet sensu tłumaczyć komukolwiek, że mogło być inaczej. Prof. Eco zaś utrwala narrację wprowadzoną na rynek przez Maurice’a Kessela, używającego w literaturze pseudonimu Maurice Druon. Pisałem już o tym, ale jeszcze przypomnę, pan Kessel, wraz ze swoim wujem Józefem i jego koleżanką z Rosji napisali w Londynie hymn francuskiego ruchu oporu, czyli pieśń pod uwodzicielskim tytułem Partisan, przetłumaczoną na polski przez Macieja Zembatego. Trudno doprawdy o bardziej zakłamaną i fałszywą figurę niż ten tekst i okoliczności w jakich powstał. No, ale wracajmy do templariuszy. Profesor uniwersytetu nie wie, że Nogaret umarł w 1313? Rok przed spaleniem wielkie mistrza Jakuba? Nie rozumie, że żadnej klątwy nie było? Ależ to tylko potwierdza jego intencję, która – jasna od tego momentu – będzie się ciągnąć jak guma od majtek przez kolejne trzysta stron. Nie chodzi bowiem o prawdę, ale o pokazanie czytelnikowi wała z uśmiechem i tym charakterystycznym błyskiem w oku. Okay, przyjmujemy wyzwanie i patrzymy co się dzieje w tej książce i jakie też pułapki przygotowała na profesora Eco siła nieznana i przemożna.

Znalazłem taki oto fragment, który ktoś podkreślił w tekście wielkim, narysowanym ołówkiem wykrzyknikiem.

 

Z systemu zakazów można wywnioskować, co ludzie zwykle czynią – oznajmił Belbo – daje to pojęcie o codziennym życiu.

 

Zdanie to wieńczy długi opis szczegółowych zakazów, którym podlegali templariusze i ma być początkiem żartobliwych demaskacji dotyczących braci. Ja zaś czytając je, nie wiedzieć czemu, do razu pomyślałem o osiemnastu synodach toledańskich. Takie to myśli człowiekowi chodzą po głowie.

Nie to jest jednak najlepsze. Oto narrator w tej powieści nosi nazwisko Casabuon. Oczywiście, nikt już nie pamięta o co chodzi. Przecież czytamy te książki za pomocą emocji i jeśli autor nie położy nam czegoś przed nosem, albo wręcz na nosie, to nie zauważymy nic. Po prostu nic. A nawet jeśli zauważymy to wzruszymy ramionami.

Podaję linki do istotnych i interesujących nas osób o tym nazwisku.

 

https://en.wikipedia.org/wiki/M%C3%A9ric_Casaubon

 

https://en.wikipedia.org/wiki/Isaac_Casaubon

Ponieważ cały czas mówimy o książce Umberto Eco, mowy nawet nie ma by to nazwisko było przypadkowe. I nie jest. Widzimy też jednak, albo niektórzy z nas widzą, a inni nie, że pobłażliwy uśmiech na twarzy profesora powinien był zniknąć już dawno. Oto bowiem w zapomnianej całkiem powieści Zbigniewa Nienackiego zatytułowanej Worek judaszów, dzielny oficer UB przybywa do Radomska, by tam zastawić pułapkę na partyzancki oddział, który likwiduje agentów i konfidentów, a także walczy o wolną Polskę. Przykrywką dla tej misji jest chęć poznania starego profesora, lewicującego od przedwojny historyka, który posiada nieznane materiały dotyczące XVII wiecznego filologa nazwiskiem Casabuon. Główny bohater montuje prowokację, w wyniku której dowództwo oddziału dobrowolnie oddaje się w ręce przebranych za agentów Lodynu ubeków. Następnie zaś zostaje wprowadzone w pułapkę. Potem zaś rozpoczyna się – jakby to powiedział Belbo z powieści Wahadło Foucaulta – typowy proces inkwizycyjny. No właśnie nietypowy, ale karykaturalny, co uznałem za stosowne powtórzyć. A żeby śmiechu i zagadek było jeszcze więcej przypomnę, że tenże Nienacki napisał powieść dla młodzieży Pan Samochodzik i templariusze.

Można oczywiście powiedzieć, że to jest przypadek, nazwisko zaś Casabuon to kuszący kąsek dla ludzi piszących o spiskach. Kochani, nie ma żartów, macie dwóch autorów, którzy całe swoje życie zajmowali się dwojaką aktywnością – kokietowali i straszyli na przemian. Teraz okazuje się, że przypadkiem wpadali na te same koncepty, a jeden z nich w dodatku uchodził za mistrza narracyjnych pułapek, w które wciągał wielbiących go czytelników. Czynił to ze znawstwem, swadą i tym charakterystycznym uśmiechem.

Można tego wszystkiego nie traktować poważnie, ale przypominam, że jesteśmy w lesie fikcji, który wymyślił nie kto inny tylko Umberto Eco. Jeśli ktoś ma zamiar ślizgać się tylko po powierzchni znaczeń, łatwo może sobie rozbić głowę o jakiś pieniek. Radziłby zmienić tryb pracy. Michał Radoryski opisał już tę sprawę w swojej pierwszej powieści, a teraz zaczął kolejną – Zbigniew Nienacki vs Umberto Eco. Napisał już pięć rozdziałów. Na nic Wam się nie zdadzą sposoby czytania stosowane przy prozie Moryca Kessela, porzućcie to.

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zbigniew-nienacki-vs-charles-dickens/

 

Postanowiłem dziś objechać cmentarz, zanim je zamkną. Nie będzie mnie cały dzień.



tagi: historia  narracja  zbigniew nienacki  michał radoryski  templariusze  umberto eco  zagadki 

gabriel-maciejewski
24 października 2020 09:05
14     2477    13 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

tadman @gabriel-maciejewski
24 października 2020 09:58

Kanon człowieka właściwie ułożonego Proust, Joyce i Eco.

zaloguj się by móc komentować

JarekBeskidy @gabriel-maciejewski
24 października 2020 10:23

Za Wiki: " Casaubon wrote against enthusiasm, and circumscribed the domain of the supernatural. The next year he produced an edition of John Dee, portraying him as having dealings with the Devil "

zaloguj się by móc komentować

saturn-9 @JarekBeskidy 24 października 2020 10:23
24 października 2020 11:17

włoski docent sufluje, że powieściowy Casaubon to odniesienie do ojca.

zaloguj się by móc komentować

cbrengland @tadman 24 października 2020 09:58
24 października 2020 13:25

Dlatego ja jestem "wypierdek mamuta" dla każdego poważnego mojego rozmówcy, sprawdzone przez całe moje życie. Czy się tym przejmuję? Jestem wolnym człowiekiem. Dosłownie prawie, poza dzisiaj maseczką na gębie. Oni mają swoje książki. Oni je muszą mieć, by żyć w ogóle.

zaloguj się by móc komentować

ThePazzo @gabriel-maciejewski
24 października 2020 13:34

Skoro Casaubon pierwszy tłumaczył na ang Marka Aureliusza a jak wiemy z wpisu o zielniku wszystko co po ang pisane śmierdzi ustawką - zaczynam mieć podejrzenie, że wiele z tych tłumaczeń może być delikatnie mówiąc tendencyjnych.

 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @gabriel-maciejewski
24 października 2020 15:31

Meric Casaubon, syn Izaaka "filologa klasycznego", wnuk Arnauda, ważnego mafiozo kalwińskiego, pardon, pastora hugenockiego. Wiki pisze o tym jak Arnaud dawał pierwsze nauki Izaakowi. Potem Casaubonwie przenieśli się z Genewy do prowincji Dauphiné dzisiaj Rhone Alps, do miasteczka Crest, w kierunku południowym blisko Prowansja i Awinion, na wschód Piemont. Arnoud wsiąkał do obozu hugenockiego na długie dni a rodzina musiała ukrywać się przed krwiożerczymi katolikami okolicznymi. No pewnie tam się roiło po prostu od katoli i inkwizytorów. Ale faktycznie pytanie pozostaje przed kim musieli się ukrywać. Po nocy św. Bartłomieja wiadomo przed kim się ukrywali.

Reszta sagi rodu Causabon w mojej notce. 

zaloguj się by móc komentować

DYNAQ @Magazynier 24 października 2020 15:31
24 października 2020 18:42

''Arnaud był przez długi czas poza domem w obozie kalwińskim, a rodzina regularnie uciekała na wzgórza, aby ukryć się przed bandami uzbrojonych katolików, którzy patrolowali kraj''

No,taaaa...

zaloguj się by móc komentować

pink-panther @gabriel-maciejewski
24 października 2020 19:56

Casaubon Isaak miał najpierw posadę na dworze króla francuskiego (chyba bibliotekarz ) i to przez 6 lat. Podobno król Francji Henryk IV, który sam był konwertytą, namawiał go na nawrócenie na katolicyzm. Sprawa stała się głośna, bo się nie nawrócił na katolicyzm.ale wyjechał do Anglii i z kalwinizmu przeszedł na anglikanizm i za protektora miał króla Anglii Jakuba I. Otrzymał prebendę w Canterbury z dochodem rocznym 300 funtów. Zabawiał króla rozmowami intelektualnymi, co ten podobno uwielbiał.

Casaubon wyjechał z Paryża w tak wielkim pośpiechu w  październiku 1610 r.,że nie zabrał swoich książek. A króla Henryka IV zamordowano 14 maja 1610 r. Causabon przeżył w Anglii 4 lata , budząc zawiść i podejrzenia. Zmarł w 1614 r. Jego potomkowie z prawnuczki Mary Bunce  i pra-prawnuczki Margaret Bourne żyją do dzisiaj - pod nazwiskiem Schoppee głównie.

Drugi król - protektor Causabona też nie miał szczęścia - ścięli go w 1625 r.

zaloguj się by móc komentować

chlor @gabriel-maciejewski
24 października 2020 21:07

W domach ludzie dyskutują tylko o wirusie. Wyborcy PO nienawidzą Pisu za terror wirusowy.

Wczoraj obleciałem cmentarze, bo kto wie kiedy i czego zakażą. Wigilia będzie odwołana, i tak dalej z resztą świąt. Polacy oswoją się z myślą że Kościół jest nie potrzebny.

 

zaloguj się by móc komentować

klon @chlor 24 października 2020 21:07
24 października 2020 21:21

" Polacy oswoją się z myślą że Kościół jest nie potrzebny."

Jeśli ktoś jest w Kościele "z przyzwyczajenia" brak potrzeby okaże się dla niego ulgą.

zaloguj się by móc komentować

chlor @klon 24 października 2020 21:21
24 października 2020 21:26

Gruba większośc nominalnych katolików jest w Kościele tylko z przywiązania do tradycji.

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @gabriel-maciejewski
24 października 2020 22:35

To AI jest naprawdę szybkie.

Czytając około południa byłem ciekaw, kiedy w podpowiedziach YT pojawi się pieśń pod uwodzicielskim tytułem.

To nawet pół dnia nie minęło.

wot tiechnika !

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @gabriel-maciejewski
25 października 2020 08:49

Jak czytam o tym profesorku Umberciku i im podobnych to mi się kojarzy z takim "kościołem", w którym wiszą takie transparenty:

Kościół powszechny z ludzką twarzą

Kościół powszechny - tak, wypaczenia - nie!

Wierzący wszystkich krajów łączcie się w modlitwie, itp.

zaloguj się by móc komentować

saturn-9 @gabriel-maciejewski
25 października 2020 09:11

Ponieważ w tytule 'tradycja' więc wrzucam co kiedyś wygrzebałem:

 

Brutalna śmierć najwyższego rycerza templariusza wywołała pewne chronologiczne spekulacje.
Spójrzmy ponownie na fakty. Istnieją zasadniczo dwie tradycyjne daty jego śmierci:


- 18.3.1314 (konwencjonalny)
- 11 / 12.3.1313 (starsze źródła)

Jeśli przyjrzymy się bliżej, zobaczymy, że te dwie daty są oddalone o rok i tydzień.
Czy to coś znaczy?

 

https://de.geschichte-chronologie.de/index.php/theorie-der-geschichte/methoden-der-vergangenheitsmodellierung/103-jacques-de-molay 

 

teatralnym szeptem podpowiadam: 'TRA DY CJA'

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować