Co kryje się za wrażliwością artystów?
Jakiś czas temu Agnieszka Słodkowska poleciła mi starą bardzo i przez nikogo już dziś nie czytaną książkę pod tytułem Na jawie. Jej autorem i bohaterem jest Stefan Żechowski, malarz i grafik z grupy Stanisława Szukalskiego. Ja tę książkę przeczytałem w dwóch etapach, a i to nie w całości. Jest ona bowiem zbyt wstrząsająca by zaliczyć wszystko na raz. Straszliwe jest w niej wszystko, od wstępu napisanego ręką Ryszarda Wójcika, sławnego dziennikarza, który za komuny wprowadził w telewizji program Świadkowie, do ostatniej linijki tekstu. Ja dziś opowiem tylko o niektórych wątkach z tej niewielkiej pracy wydanej w stanie wojennym. Zacznę od tego jednak, że Żechowski prowadził szczegółowe zapiski ze swojego życia, które przechowywał w domu rodzinnym, w Książu Wielkim pod Krakowem. Dom ten się spalił, a dzienniki wraz z nim. I to jest prawdziwa strata dla kultury polskiej, a nie jakieś tam dyrdymały o niespełnionych afektach i zapomnianych poetach. Żechowski, który był bardzo dokładny, zapisywał wszystko o wszystkich. Nie ma wątpliwości co do tego, że jego dziennik zostałby wydany za Jaruzelskiego. Gdyby tak się stało mielibyśmy dziś taki przegląd postaw świata artystów i profesorów z Krakowa, że nie trzeba by było robić żadnych lustracji. Tyle tytułem wstępu. Z twórczością Żechowskiego zetknął się każdy kto miał w ręku porządnie bardzo wydaną powieść Emila Zegadłowicza zatytułowaną Motory. Dzieło to jest wykwitem manii. Inaczej tego nazwać nie sposób. Zegadłowicz napisał powieść pornograficzną o różnych paniach, z którymi los zetknął go alkowianie, a potem jeszcze wymienił ich nazwiska i przekazał Żechowskiemu. Do powieści tej Stefan Żechowski zrobił grafiki. One są bardzo charakterystyczne i mogłyby być dziś inspiracją dla wielu młodych twórców zajmujących się fantastyką, a jednak Żechowski został zapomniany. Nie rozumiemy tak naprawdę dlaczego, bo choć jego postacie mają przeważnie za duże głowy, to jednak wszystko razem nie wygląda najgorzej. Kiedy czytamy Na jawie, myślimy o tym, że Żechowski był neurotykiem z obsesjami na tle płci przeciwnej, ale poza tym nie podejrzewamy niczego. Nawet kiedy zetknął się on z Zegadłowiczem, umysł nasz ukojony jest opisami braterskich spotkań dwóch kontrowersyjnych twórców w beskidzkiej siedzibie pisarza, w Gorzeniu. Oczywiście przypominamy sobie śmieszną historię o tym, jak to Zegadłowicz, pisarz katolicki, któremu miasto Wadowice nadało honorowe obywatelstwo i nazwało jego nazwiskiem ulicę, nagle napisał powieść Zmory, gdzie pozbywając się wszelkiej pruderii, opisał to, co mu się wydawało życiem intymnym bliźnich. Potem napisał te całe Motory i stał się największym skandalistą w II RP. Kiedy był jeszcze pisarzem katolickim, Słonimski szydził zeń ostro, a kiedy wydano mu Zmory, nazwał go Zmoriakiem, nawiązując do sławnego katolickiego pisarza Francois Mauriaca.
Zegadłowicz rozmawiał z Żechowskim głównie o kobietach i życiu, choć w istocie sprowadzały się te rozmowy – możemy to wywnioskować z tekstu Na jawie – do rozmyślać o terrorze emocjonalnym. Tym bowiem zajmował się Żechowski jako dorosły człowiek. Ponieważ nie mógł uprawiać terroru na taką skalę jak jego mistrz Stach Szukalski, co opowiadał obcym babom niewyszukane komplementy, w obecności anglojęzycznej żony, ograniczał się do terroru intelektualnego, narzucając wpatrzonym w niego wielbicielkom przekonanie, że góruje nad nimi nie tylko wrażliwością, ale także intelektem. W Szukalskim zaś irytowało go najbardziej to, że Stachu nie dość iż jest bystry, rozumie czym jest sztuka, to jeszcze jest bezczelny i diablo przy tym silny, co potrafi ładnie zademonstrować. Żechowski czuł się przy Szukalskim źle, albowiem on go pozbawiał złudzeń na temat dziewczyn. Tak to jest opisane, w rzeczywistości jednak sprawa jest głębsza – Szukalski pozbawiał Żechowskiego władzy nad kobietami, o którą to władzę Żechowski zbiegał całe życie. Szukalski zaś był na tyle wszechstronny i intuicyjny, by rozumieć, że żadna władza nad kobietami nie istnieje. Choć oczywiście można sobie budować jakieś złudzenia. I moglibyśmy snuć dalej tę freudowską opowieść, gdyby nie rozwój narracji w książce Żechowskiego. Nie możemy się bowiem nadziwić zbliżeniu Żechowskiego i Zegadłowicza. Obaj wyjadają sobie z dzióbków, a Żechowski opisuje wdzięki córek pisarza. Czyni to wszystko w czasach przedwojennych, wspominając jednocześnie o tym, że Zegadłowicz był ciężko chory na wrzody żołądka. Jak pamiętamy pisarz zmarł w roku 1942 na raka krtani, raczej więc nie były to wrzody.
W czasach powojennych, tak jakby wcześniej niczym innym się nie zajmował, Żechowski zaczyna opisywać swoje spotkania z takimi osobami jak Wanda Wasilewska i Leon Kruczkowski. Ja, przyznam się Wam, zbaraniałem. Całe to towarzycho spotykało się bowiem w domu pisarza skandalisty, który miał w Wadowicach swoją ulicę – Emila Zegadłowicza. To nie jest byle co, musimy rzecz dobrze ująć. Oto wyszydzany przez lewicującego intelektualistę, w dodatku Żyda, Antoniego Słonimskiego, katolicki pisarz – Zmoriak – Emil Zegadłowicz przyjmuje u siebie, na przyjęciach i pogaduchach Wandę Wasilewską i Leona Kruczkowskiego. I dyskutują sobie o przyszłym kształcie Polski. A my się dziś dziwimy jakiemuś Szustakowi? Czy innemu Obirkowi? Ludzie, ten Zegadłowicz miał wszystko, co sobie zamarzył, wielki dom, choć zimny, w ładnej okolicy, posadę etatową i mnóstwo fuch autorskich w różnych miastach i gazetach, a także teatrach. I co? Nagle postanowił, jedna po drugiej, napisać dwie opasłe powieści o wizytach gimnazjalnych młodzieńców w prowincjonalnych burdelach? Co mu za to obiecano? Zapewne – tak przypuszczam – udział w przyszłym rządzie nowej i sprawiedliwej Polski. Nic innego w grę nie wchodziło, plan był bowiem zapewne taki, że sowieci opanują Polskę już w 1939 roku i ustanowią tu swoje porządki. Niestety sprawy potoczyły się inaczej i skandalista Zegadłowicz nie dożył nowych czasów. Doczekał ich jednak Żechowski, który opisuje w książce Na jawie swoje przygody w trakcie utrwalania władzy ludowej w Małopolsce. Nie szczędzi przy tym nam opisów szlachetnych dziewcząt, które spotykał w czasie tego utrwalania, zafascynowanych nim, gotowych rzucać wszystko i jechać gdzieś na kraniec świata, tam gdzie akurat wysyłała go partia. Jest w tej książce sporo opisów podłych postaw żołnierzy NSZ, którzy są przedstawieni jak najgorsi wrogowie Polski, gorsi nawet od faszystów, o których Żechowski wspomina półgębkiem.
Ja zaś po przeczytaniu tego wszystkiego najbardziej zdziwiłem naiwnością i dziecięcym optymizmem Antoniego Słonimskiego, który uważał się za lewicującego intelektualistę. Miał on szczęście, że czerwoni nie opanowali kraju w roku 1939, bo nie ostałby się aż na Kołymie, wraz ze swoim kolegą Tuwimem. Tu bowiem na miejscu, były już katolicki pisarz Zegadłowicz, wraz ze swoim wrażliwym na niewieście wdzięki kolegą Żechowskim, którego drażniła obcesowość Stacha Szukalskiego wobec kobiet, zaprowadzaliby swoje porządki
tagi: kościół polityka sowieci sztuka artyści seks szukalski żechowski wanda wasilewska leon kruczkowski wadowice
![]() |
gabriel-maciejewski |
28 listopada 2022 07:05 |
Komentarze:
![]() |
Andrzej-z-Gdanska @gabriel-maciejewski |
28 listopada 2022 08:39 |
Niezły bigos! ;)
Myślę, że odpowiedź na tytułowe, trudne pytanie CORYLLUSA:
Co kryje się za wrażliwością artystów?
jest prosta i ja na nią odpowiem. Za wrażliwością kryje sie chuć i może coś jescze. Lepiej to opisuje "Zmoriak Emil". ;)
Czy to możliwe, że wymienieni w notce byli "po jednych pieniądzach"?
![]() |
atelin @gabriel-maciejewski |
28 listopada 2022 09:05 |
Ciągle nie mogę dać plusa. Trochę mnie to zastanawia w kontekście ataku na moje konto bankowe, czyli kto i po co łączy atak na konto i atak na plusy na SN.
Tuwimowi i Słonimskiemu na Kołymie włos by z głowy nie spadł.
![]() |
zkr @atelin 28 listopada 2022 09:05 |
28 listopada 2022 09:09 |
> Ciągle nie mogę dać plusa.
A moze prosze sprobowac Ctrl + Shift + Del z opcja "od poczatku"
==> wyczysci Pan ciasteczka, pamiec podreczna, ustawienia witryn, hasla itd
(mozna sobie zostawic historie przegladania)
To czesto pomaga.
![]() |
gabriel-maciejewski @Andrzej-z-Gdanska 28 listopada 2022 08:39 |
28 listopada 2022 10:05 |
Myślę, że jednak nie, Słonimski i jemu podobni byli frajerami. Zmieniona sytuacja powojenna dała im szansę, nie musieli zostawać politrukami, mogli - przynajmniej Słonimski - udawać zgnębionych pisarzy
![]() |
gabriel-maciejewski @atelin 28 listopada 2022 09:05 |
28 listopada 2022 10:05 |
Myślę, że by jednak spadł
![]() |
atelin @zkr 28 listopada 2022 09:09 |
28 listopada 2022 10:37 |
Nie pomogło.
![]() |
BTWSelena @atelin 28 listopada 2022 10:37 |
28 listopada 2022 10:53 |
Proszę spróbować opcji "wyloguj" i ponownie "zaloguj"
![]() |
IanThomas @Andrzej-z-Gdanska 28 listopada 2022 08:39 |
28 listopada 2022 11:17 |
Niezły bigos? Raczej niezły bigot !
![]() |
Pioterrr @zkr 28 listopada 2022 09:09 |
28 listopada 2022 11:52 |
Firefox najnowsza wersja. Otworzyć okno w trybie prywatnym, zalogować, dać plusa. I pamiętać wyłączyć różne adblocki czy ublocki na czas dawania +.
![]() |
Pioterrr @Pioterrr 28 listopada 2022 11:52 |
28 listopada 2022 11:52 |
Przepraszam, miało być @atelin.
![]() |
Andrzej-z-Gdanska @IanThomas 28 listopada 2022 11:17 |
28 listopada 2022 12:00 |
Wpisałem do Google frazę "bigot" i oto co otrzymałem:
BIGOT – dawna lista osób posiadających poświadczenie bezpieczeństwa i personelu znającego szczegóły danej operacji, lub inne informacje poufne
Istnieją dwa różne pochodzenia słowa BIGOT.
Chociaż termin jest pochodzenia brytyjskiego jest powszechnie stosowany w amerykańskich agencjach wywiadowczych.
https://pl.wikipedia.org/wiki/BIGOT
Może coś jest na rzeczy. ;)
![]() |
IanThomas @Andrzej-z-Gdanska 28 listopada 2022 12:00 |
28 listopada 2022 13:31 |
A to dobre, nie wiedziałem.
Bigot z ang.: obłudnik, świętoszek
![]() |
stanislaw-orda @IanThomas 28 listopada 2022 13:31 |
28 listopada 2022 13:49 |
znaczy polityk
(demokratyczny, ma się rozumieć)
![]() |
Paris @Andrzej-z-Gdanska 28 listopada 2022 08:39 |
28 listopada 2022 17:37 |
Dzisiaj jest IDENTYCZNIE tak samo !!!
No i mamy ,,artystUF,, - Zenek Martyniuk, Slawomir z Kajro... i Marina Luczenko-Szczesny...
... i tez sa ,,po jednych pieniadzach,,... naszych, narodowych !!!
![]() |
Magazynier @gabriel-maciejewski 28 listopada 2022 10:05 |
28 listopada 2022 17:50 |
Oj tam, oj tam. Jeden włos to nie trzos. Znajomy sąsiad mojego dziadka, sybirak komunista, gdy spotykali się zwykł mawiać: "A co jakaś krzywda nam się stała? Ja wyleczyłem się ze zgagi." Mój dziadek był nad Peczorą. Nie wiem gdzie bywał ów sąsiad, o nazwisku herbowym, z rodu ariańskiego.
Mój dziadek zaś mawiał, ale na stronie, najwyżej w przytomności rodziny: "Z deszczu pod rynnę."
![]() |
Magazynier @Andrzej-z-Gdanska 28 listopada 2022 12:00 |
28 listopada 2022 17:52 |
No żesz! Trzeba uważać z tym słownikiem wyrazów obcych.
![]() |
Magazynier @gabriel-maciejewski |
28 listopada 2022 19:13 |
Wojtyła najpierw był zafascynowany poezją Zegadłowicza. Szybko jednak wyczuł jakąś sztuczność pod tą ludową retoryką, i coś jeszcze, demonolatrię, obcą ludowej wierze. Jego nauczyciel polskiego Kazimierz Foryś zabrał go kiedyś do Gorzenia do Zegadłowicza. Odbyła się tam długa poważna rozmowa. Zegadłowicz mówił o potrzebie zabicie w sobie "katolickiego młodzieńca", w sobie i nie tylko, w innych też, w czytelnikach. I to był moment który wylał wiadro zimnej wody na gimnazjalistę Wojtyłę. Zegadłowicz pracował wtedy nad Zmorami. Jako student Wojtyła spierał się z wielbicielami Zegadłowicza. Piszą o tym Jacek Moskwa w Droga Karola Wojtyły: Na tron Apostołów, 1920-1978 i jest o tym w artykule z Roczników humanistycznych KULu, Tom 45,Wydanie 4 str. 153. Po latach JPII wspominał tą rozmowę i mówił o zawiłych drogach tego pisarza oraz że "Trudno było poznać po twórczości Zegadłowicza czy był człowiekiem wierzącym."
Wiele mówią tytuły i treść jego późnych poezji.
Pieśń o Śląsku 1933 to futuryzm i coś w rodzaju Majakowskiego. Ale w sumie zabawa ze słowem, w której był bardzo sprawny.
Światła w okopach, 1933, zaczynają się od kultu nietoperza, poeta jako batman. I noc straszna, potwrony mrok, ściana lodowa itd. Wiersze z piekła rodem Przejął się EZ, że idzie wojna. Pewnie go przecwelowali ale i przestraszył się.
Podsłuchy, 1933, zaczynają się od ariańskiej twierdzy. Już jest po przecwelowaniu. Jego pisarstwo i dom to ariańska twierdza: Odporna jest moja twierdza / po wieloletniej pogodzie / ukryłem dni majowe / jak skąpiec jak złodziej
Zgadzam się, ale nie jak, ale jako. Niezłe teksty. Z piekła rodem.
No i w końcu musiał to napisać: Czarny dzień, 1934. Tego to już nawet nie chce mi się czytać.
![]() |
Maryla-Sztajer @gabriel-maciejewski |
28 listopada 2022 20:46 |
W PRL obie te powieści Zegadłowicza wydano i miałam je w ręku. Usiłowałam przeczytać, nie udało mi się, bo ciągnęło od nich nudnym mułem.. Nie do wiary, że taki niby ekscytujący obszar ludzkich zachowań może być tak nudny nie do zniesienia. Chyba określenie mania to tłumaczy.
Swoją drogą nic o Zegadłowiczu do dziś nie wiedziałam, okropnie mnie zaskoczyłeś pisząc że to był pisarz katolicki. Nie chodzi mi o grzech, tam było czyste pogaństwo.
![]() |
OjciecDyrektor @gabriel-maciejewski |
28 listopada 2022 22:58 |
Hedżing, hedżing über alles! Wszyscy hedżują. Jeden Wielki Hedż. Anglicy Tatarskiego Hedża...:)
![]() |
Magazynier @gabriel-maciejewski |
29 listopada 2022 13:31 |
To jest raczej oportunizm/koniunkturalizm. Najpierw EZ był "katolickim młodzieńcem" (jego własny opis stanu znienawidzonego przez nieg samego w latach 30.) i pisarzem katolickim. Potem został uświadomiony i zaczął się przepoczwarzać, bo Biskupi i duchowni nie chcieli uznać w nim wieszcza. I ten młodzieniec katolicki Wojtyła nie poddał się jego autorytetowi. Najbezczelniej przesłuchał go i przenicował, "inkwizytor z Bożej łaski", tak mógł sobie pomyśleć EZ. I dalej: "Nic tu po mnie... Podsłuchy i Czarny dzień!"