-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

Chrońmy przyrodę ojczystą. Opowiadanie

Ciężarówka wyładowana ludźmi zajechała na dziedziniec Urzędu Bezpieczeństwa Ekologicznego w B., mieście, które szczyciło się najlepszymi wynikami badań czystości powietrza w kraju. Było tu tak czysto, że – jak opowiadali złośliwcy – wyniosły się stąd nawet muchy, bo nie mogły znaleźć ani kawałka gówna, na którym mogłyby przysiąść.

Samochodem zatrzęsło przy gwałtownym hamowaniu i siedzący obok kierowcy oficer, w szarym, wykonanym z papierowych, łatwo degradowalnych odpadów mundurze, spojrzał na niego surowo. Ten udał, że nie dostrzegł karcącego wzroku dowódcy i uśmiechnął się ni to do siebie, ni to do wypucowanej jak lustro w salonie przedniej szyby.

- Nie widzicie, że wam się komar do szklanej powierzchni przykleił?

Kierowca, który obawiał się trochę, że pewnego dnia wyjdzie na jaw, jego krótkowzroczność i zostanie przesunięty do jakiejś roboty w magazynie, albo przy przesłuchaniach, stracił czujność i zbliżył nos do szyby.

- Rzeczywiście – powiedział cicho – zaraz posprzątam

- Zaraz Kmiecik, to wyjdzie z budynku pani pułkownik, i zacznie oglądać nasz samochód. Jak zwykle zechce dowiedzieć się ile cennych, przyrodniczych obiektów przywlekliśmy lekkomyślnie z puszczy na oponach, szybie, burtach i plandece wozu. Wyłaźcie i pozbierajcie wszystko. Nie tylko gałęzie, nie tylko błoto, ale tego pieprzonego komara także. Mam nadzieję, że nie żyje, bo będziemy go jeszcze musieli reanimować.

- Tak jest – warknął kierowca, który poczuł w tej chwili wyraźną niechęć do swojego dowódcy, do auta, które codziennie pucował przed wyjazdem na akcje i do pani pułkownik.

Oficer stracił zainteresowanie dla kierowcy Kmiecika. Ruszył wprost na tył wozu, gdzie stał już kapral w takim samym, jak on papierowym mundurze z bronią, bynajmniej nie papierową w rękach. Lufa pistoletu maszynowego spoczywała na lewym przedramieniu, a kolba w prawej dłoni kaprala.

- Zawołajcie dwóch z dyżurki i jednego z aresztu – powiedział oficer – sami ich przecież nie będziemy wyciągać z wozu.

- Tak jest – rzucił kapral i pobiegł do budynku, który robił wrażenie willi dla samotnych, starych wariatek, dotkniętych manią wielkości. Ściany były różowe, ramy okienne pomalował ktoś na niebiesko, a na każdym parapecie stały dziwne, papierowe kwiatki w różowych, wykonanych z nie wiadomo jakiej substancji doniczkach. Na każdej szybie zaś przyklejona była kalkomania z wizerunkiem aktualnego, wyłonionego w wolnych i demokratycznych wyborach lidera ruchu ekologicznego. Zwykle był to jakiś transwestyta, albo – jak pisały gazety – osoba binarna. Oficer, który wysiadł z samochodu, sam przed sobą musiał przyznać, że nie dość tego iż nie rozumie tych wszystkich klasyfikacji płci, to jeszcze ma je głęboko w dupie. Był bowiem prostym chłopakiem ze wsi, który zrobił karierę w urzędzie, tak jak jego pra pra dziadek tuż pod II wojnie światowej. Nie rozpoczął służby z jakimś szczególnym przekonaniem, ale tak zwyczajnie, bo trzeba było gdzieś pracować. Jak wszyscy w okolicy. Nikt tu nie zastanawiał się za bardzo nad ideologicznymi aspektami spraw tak poważnych jak ochrona przyrody ojczystej czy transpłciowość wśród mieszkańców terenów nadgranicznych. Liczyło się praktyczne podejście do życia. To zaś wymagało opanowania regulaminu i stosowania go w praktyce. No i tradycyjnie trzeba było uważać, żeby nikt człowieka nie podpieprzył. Gdyby nie zauważył tego komara na szybie, Kmiecik mógłby sam pobiec do pani pułkownik i zameldować, że on – porucznik Steciuk nie przykłada się do wykonywania obowiązków. A wtedy dostałby karę – co najmniej tydzień dokarmiana ekologicznej kolonii larw muchy plujki, która znajdowała się w podziemiach urzędu. Na to nie mógł sobie pozwolić.

- Melduję posłusznie, że jesteśmy – usłyszał głos za plecami. Odwrócił się i zobaczył trzech żołnierzy, jednego z własnej eskorty i dwóch, którzy byli tak wychudzeni, że papierowe mundury wisiałyby na nich, jak szmaty, gdyby nie to, że były sztywne i pozaginane na łączeniach.

- Babcia powiedziałaby – na szwach – pomyślał porucznik, a potem wydał rozkaz

- Wygruzować ich tutaj, na placu, a potem do piwnic. Biegiem! Wykonać!

Jeden z żołnierzy rzucił się do ciężarówki, i zaczął szarpać się z burtą.

- Pieprzone ekologiczno-wegetariańskie żarcie – pomyślał porucznik Steciuk patrząc na jego wysiłki i przypomniał sobie swojego wuja ze strony matki, Cześka, tego co nie chodził do cerkwi tylko do kościoła. Mimowolnie uśmiechnął się do samego siebie, choć jasne było, że ujawnienie jego myśli sprowadziłoby na niego gorsze o wiele kary niż przesypywanie trocin w kilku skrzynkach wypełnionych białymi robakami. Czesiek był bowiem kłusownikiem, najsławniejszym po południowej stronie ekologicznie czystego miasta B, gdzie jego siostrzeniec pełnił służbę w Urzędzie Bezpieczeństwa Ekologicznego.

- Czesiek to był gość – porucznik nawet nie zauważył, kiedy jego myśli przemieniły się w cichy szept, który wywołał niezdrową ciekawość w drugim, chudym żołnierzu, który nie wiedzieć czemu nie pobiegł do ciężarówki.

- A wy do cholery dlaczego nie pomagacie tamtemu? – warknął porucznik na stojącego obok podwładnego, który robił wrażenie istoty opóźnionej w rozwoju.

Tamten, jakby nie słyszał rozkazu. Pokręcił głową i powlókł się wolno w kierunku lory.

Porucznik Steciuk dobrze pamiętał dzień, kiedy Cześka przywieźli na furmance. Mówili, że dostał zawału w lesie i znalazł go patrol. On – porucznik Steciuk był wtedy jeszcze mały i niewiele rozumiał, pamiętał tylko dobrze smak kiełbasy z dzika, którą wyrabiał Czesiek i którą obdzielał całą rodzinę. Po chałupach mówiło się, że patrol nakrył go z obrzynem i wezwał do złożenia broni, ale on, choć stary, zaczął się ostrzeliwać. No i zabili go. Matka potem z płaczem podpisywała jakieś papiery, że nie ma nic wspólnego ze zbrodniczą ideologią, którą kultywował jej brat. No i dzięki temu, on – jej syn – mógł rozpocząć służbę i pracę w UBE.

- Jaką kurwa ideologią – pomyślał porucznik Steciuk – chłop se trochę postrzelał, z dala od ludzi w dodatku, przecież te dziki na piechotę już łaziły po obejściach. A teraz co? Wszystkie wytruli, bo był jakiś eksperyment ekologiczny i od dekady nie widać ani jednego. A gazety nawet o tym nie wspomną.

- Panie poruczniku – zawołał żołnierz, któremu wreszcie udało się odpiąć burtę – ten tutaj nie może zejść, trzeba mu jakiś schodek podstawić.

- Jasna cholera! – zawołał porucznik – ja mam wam kapralu schodka dla aresztanta szukać? Biegiem do piwnicy!

Żołnierz poczłapał do budynku i wrócił wkrótce z taboretem wykonanym, ze specjalnej, usztywnianej tektury, którą stosowano do wyrobu sezonowych mebli.

- To jest trochę mokre kapralu! – zawołał Steciuk – stało na deszczu, nie możecie znaleźć czegoś innego?!

Kapral stał bezradny z tekturowym taboretem w ręku i patrzył głupkowato na porucznika.

- No stanie któryś na tym i się wywali, bo mokre! Zegnie się i zgniecie, a tamten złamie nogę i podadzą nas do raportu, że dewastujemy meble urzędowe!- Niech was szlag!

Porucznik bezradnie rozglądał się po placu, zdawał sobie bowiem dobrze sprawę, że na podwładnych nie ma co liczyć. W końcu zauważył coś, czego istnienie od dawna podejrzewali wszyscy, ale nikt nie chciał wspomnieć o tym głośno z obawy przed regulaminowymi karami. Przykrywano ten przedmiot tekturą, udając, że go nie ma, choć czasem, kiedy nikt nie widział, ten i ów wykorzystywał go w jakiś sposób. A to podstawiał pod okno, do którego nie mógł sięgnąć, a to pod drzwi w piwnicy.

W samym rogu placu, przy wejściu do pomieszczeń piwnicznych gdzie znajdowała się ekologiczna hodowla larw muchy plujki, stała plastikowa skrzynka po jabłkach.

- Ma to gówno ze 150 lat i jeszcze sztywne – pomyślał Steciuk – zabrać mi to zaraz i podstawić aresztantom pod nogi – zawołał do tego drugiego, największego w całym urzędzie gamonia.

Kiedy już skrzynka stała pod paką samochodu, rozpoczęło się wyciąganie z niej aresztantów. Jak zwykle wywołało to z budynku wszystkich pracujących tam ludzi. Na placu, byli więc nie tylko żołnierze z grupy operacyjnej, ale także ci od papierkowej roboty, a nawet dwie spasione lesbijki z pejczami w rękach, które zwykle spędzały czas w kazamatach, czekając na kolejną partię aresztantów do przesłuchania. Stały i patrzyły bezmyślnie żując przy tym ekologiczna gumę wykonaną Bóg jeden raczył wiedzieć z jakiego gówna.

- Lesbijki – pomyślał mściwie Steciuk – ten z lewej to Janusz, który do dzieciństwa miał nadwagę i nie rosły mu wąsy. Matka nie puszczała go na dwór, żeby się niczym nie zaraził i wpadł w złe towarzystwo. To znaczy, żeby nie bawił się z nim – porucznikiem Steciukiem i takim Karolem, który wyjechał potem do stolicy i został aktywistą ruchu gejowskiego.

Ten z prawej zaś, to Mietek, który był normalnie rozrywkowym facetem, dopóki nie zaczął się narkotyzować wyciągiem ekologicznym z korzenia pokrzyku wilczej jagody. Siadło mu coś na łeb i zaczął odwalać, jak to się dawniej w wojsku mówiło – maniany. Potem – nikt nie wiedział jakim cudem, odnalazł się w urzędzie i to od razu przy przesłuchaniach. No i ogłosił, że jest lesbijką, którą dawniej prześladowano. Napisał nawet o tych prześladowaniach jakiś artykuł do gazety.

- Ta – pomyślał Steciuk – sam napisał. Półanalfabeta narkoman, napisał artykuł...myślałby kto. Głośno zaś rzucił

- Wyładowujcie ich do ciężkiej cholery ile będziemy czekać!

Pierwszy z lory zaczął gramolić się jakiś staruszek. Krok spodni zsunął mu się do kolan, trząsł się cały, trochę ze strachu, a trochę z powodu chłodnych podmuchów jesiennego wiatru. Na przepoconą, jakby przedśmiertną koszulę, narzucił pamiętający chyba jeszcze pierwsze rządy Prawa i Sprawiedliwości, barankowy kożuszek bez rękawów. Steciuk znał go. Był to Kajetan, który mieszkał pod lasem i doglądał ekologicznej hodowli kóz szetlandzkich, które w ramach kluturowo-ekonomicznego programu mieszania ekosystemów, wypasano na tutejszych łąkach.

Kajetan zauważył porucznika i nadzieja błysnęła w jego oku. Steciuk jednak zgasił ją jednym spojrzeniem. Staruszek zwiesił głowę i rozejrzał się niepewnie wokoło po stojących kręgiem ludziach. Żołnierz popchnął go i wskazał kierunek, a gruby Janusz, udający lesbijkę uśmiechnął się obnażając żółte od ekologicznego tytoniu zęby i pieszczotliwie puknął Kajetana pejczem w siwą głowę.

- No już – pisnął swoim lesbijskim dyszkantem – ładuj się dziadek do piwnicy, zaraz tam do ciebie zejdę.

Steciuk usiłował przypomnieć sobie za co aresztowali starego Kajetana, kiedy zauważył, że jeden z żołnierzy trzyma w rękach umazaną ziemią, papierową torbę.

- Co tam macie? – warknął Steciuk

- Grzyba panie poruczniku – pisnął żołnierz, który choć nie był lesbijką, miał głos całkiem podobny do Janusza.

- Jakiego znowu grzyba?

- No, corpus delicti panie poruczniku – pisnął znowu kapral

Porucznik Steciuk poczuł się naprawdę zmęczony

- Pokażcie – powiedział cichym głosem, choć przecież dobrze pamiętał, co jest w papierowej torbie.

Kajetana przyskrzynili na tym, jak próbował sobie usmażyć na patelni pieczarkę, którą znalazł na łące, gdzie pasły się szetlandzkie kozy. Popełnił ciężkie przestępstwo, albowiem grzyb był ważnym elementem składowym diety tych kóz, co wykazały długotrwałe i kosztowne badania naukowców z Izraela. I właśnie dlatego te kozy przeniesiono tu, na łąki pod miastem B, żeby miały bogatszą dietę. Nie można tak po prostu zabierać kozom, które każdym dniem swojego istnienia, potwierdzają śmiałe naukowe tezy, elementarnych składników ich pożywienia. Jeśli się to będzie czynić uporczywie, kozy zaczną niedomagać, sierść, która na nich urośnie, nie zmieni się w pełnowartościową wełnę, ale w jakąś gorszą, trzeciego gatunku i przez to powstaną straty w handlu, trudne do oszacowania. Tak będzie i porucznik Steciuk wiedział o tym doskonale, albowiem był pilnym słuchaczem kursów ekologiczno ideologicznych, które co kwartał odbywały się w urzędzie, na koszt pracowników. Steciuk płacił za nie, płakał, przy tym, ale bał się, że jak nie zapłaci, to zostanie poddany resocjalizacji, albo zdegradowany.

- Zabierzcie tego grzyba do magazynu i włóżcie do lodówki – powiedział cicho, całkiem jak cywil, a nie porucznik UBE – i pilnujcie go, żeby nie zgnił, bo sami wiecie co będzie.

Żołnierz skinął głową i poczłapał do piwnicy.

Następny aresztant sam zeskoczył z ciężarówki, a kiedy żołnierz próbował położyć mu rękę na ramieniu, zepchnął ją gwałtownym ruchem.

- Nie złamiecie mnie – zawołał prostując się i patrząc szyderczym wzrokiem po żołnierzach i urzędnikach – gówno mi zrobicie!

Lesbijka Mietek uśmiechnęła się poczciwie i ciepło słysząc te słowa. A żołnierz, który wydawał się Steciukowi skończonym bałwanem i sierotą, znienacka i bardzo energicznie zafasował aresztantowi kopniaka w tyłek. Ten, całkowicie zaskoczony takim obrotem spraw, który uniemożliwił mu demonstrowanie postaw szlachetnych i bohaterskich, zawołał tylko – ała! I zaczął rozcierać sobie pośladki.

Lesbijka Mietek westchnęła i wskazała mu pejczem drogę do piwnicy.

- Czym nagrzeszył ten biedak? – zapytała Mietek Steciuka, który nie potrafił ukryć swojej do niej niechęci.

- Ty skurwysynu – pomyślał Steciuk o lesbijce imieniem Mietek, zanim zabrał się za formułowanie odpowiedzi na pytanie zadane językiem archaicznym, naśladującym mowę jaką słyszało się dawniej w katolickich kościołach.

- Odpalił kosiarkę przy zawyżonych wskaźnikach zanieczyszczenia powietrza – powiedział porucznik Steciuk takim tonem, żeby lesbijka Mietek dobrze zdała sobie sprawę, że choć przesłuchuje aresztantów w kazamatach, to jednak prawo do noszenie broni publicznie, ma on – Sławek Steciuk…

- Wiele wykosił? - ciekawość lesbijki Mietek wydała się Steciukowi trochę podejrzana

- A co cię to Mietek do cholery obchodzi!? - Steciuk nie wytrzymał – zejdziesz z nim do piwnicy, to się dowiesz, a ode mnie się odpieprz…

- No wiesz – sapnęła lesbijka Mietek, która nie spodziewała się takiego wybuchu – myślałam, że się lubimy.

- Pół ara – syknął Steciuk, który przypomniał sobie jednak, gdzie pracuje i jakie regulaminy go obowiązują.

- Sporo – Mietek pokiwała głową tak, jakby martwiła się o los aresztanta – nie wywinie się.

Następna była jakaś głucha babina, którą żołnierze musieli siłą ściągać z paki. Trzymała się kurczowo plandeki i wołała bez przerwy – O Jezu, o Jezu, O Jezu - jakby nie wiedziała, że od dwóch lat obowiązuje urzędowy zakaz wymawiania imienia Jezusa, pod którym podpisał się papież i wszystkie episkopaty świata, tak katolickie, jak i prawosławne, powołując się na drugie przykazanie Dekalogu.

- Dostanie dodatkowe pięć lat jak nic – pomyślał Steciuk i przypomniał sobie, że babinę zgarnęli bo w tajemnicy trzymała na strychu małego kota, który był – jak to mówiły przepisy – organizmem żywym produkującym niezarejestrowane zanieczyszczenia.

- Dobry adwokat by ją wybronił – pomyślał Steciuk, w końcu kot był mały, srał w sieczkę jak wszystkie koty, a gówno jest przecież biodegradowalne. Skończyłoby się na trzech latach obozu pracy. No, ale ona – myślał dalej Steciuk – nie ma na adwokata, kota trzymała, bo czuła się samotna i nie rozumiała już co mówią do niej z telewizji, odchodów nie zakopywała w lesie, gdzie można by je było podciągnąć pod pod odchody lisa, albo rysia. Zbierała je i pakowała do doniczki, choć przecież na kocim gównie żadna roślina nie urośnie. No, ale co zrobić, jak człowiek ma demencję? A teraz wszyscy słyszeli jeszcze, jak wzywa Jezusa – dziesięć lat obozu pracy najmarniej. Nie przeżyje tego.

Steciuk poczuł jak jego serce mięknie, ale opanował się i usiłował zajrzeć w głąb ciemnej przestrzeni pod brezentem okrywającym pakę ciężarówki. I w tym momencie usłyszał głos pani pułkownik. Zamarł. Odwrócił się wolno, a kiedy stanął z nią twarzą w twarz, lewy kącik jego ust opadł trochę, a prawa brew wyraźnie się podniosła. Trwało to może ćwierć sekundy, ale było zauważalne. I ona to widziała. Przez jej twarz przemknęło coś, co wybitniejsi autorzy nazwaliby może cieniem uśmiechu. Steciuk stuknął obcasami i zasalutował, próbując opanować mimikę.

- No co tam chłopcy? – zapytała pani pułkownik, spoglądając do góry, bo mimo oficerek z ekologicznej tektury, na piętnastocentymetrowych obcasach, była ciągle zbyt niska, by patrzeć swoim podwładnym prosto w oczy.

Lesbijka Mietek skromnie spuściła wzrok, widząc co maluje się w oczach pani pułkownik. Ona zaś kierując figlarne spojrzenie ku Steciukowi, puknęła Mietka w pierś grubszym końcem swojego pejcza.

- Musisz się wydepilować Mieciu – powiedziała zalotnie – kłaki wystają ci zza koszulki.

Mietek sapnęła

- Nie chcę słyszeć słowa sprzeciwu – ton pani pułkownik zmienił się gwałtownie – to polecenie służbowe.

Kiedy pani pułkownik odwróciła się doń plecami Steciuk zauważył, że lesbijka Mietek przewróciła oczami, wyrażając dezaprobatę dla słów przełożonej.

- Poczekaj kutasie – pomyślał Steciuk – zrób to jeszcze raz, a złożę raport i zobaczysz.

- Kogo tam jeszcze mamy? – pani pułkownik stanęła na czubkach palców i zajrzała pod plandekę ciężarówki. Patrzyła chwilę zaciekawiona na grubasa spoconego mimo jesiennych chłodów, który siedział pod samą ścianą szoferki i najwyraźniej nie zamierzał wychodzić.

- No? - odwróciła się do swoich podwładnych – długo będzie tam siedział? Na co czekacie?

Steciuk już otworzył usta, żeby wydać rozkaz żołnierzom, ale zamilkł. Pani pułkownik bowiem – co zdarzało się jej dość często – zmieniła nagle temat.

- A wiecie – powiedziała do nich takim tonem, jakby nie byli pracownikami Urzędu Bezpieczeństwa Ekologicznego, znanymi z okrucieństwa i dzikich wybryków, o których opowiadano sobie legendy w najbardziej szpanerskich lokalach stolicy gdzie zbierali się liderzy organizacji gejowskich i ekologicznych, ale dziećmi w klasie, które przyszły do szkoły by nauczyć się abecadła.

- A wiecie – powtórzyła – że wasza pani, nie będzie się już nazywać Bondaruk? Wiecie?

Lesbijka Mietek uśmiechnęła się z udawanym zaciekawieniem, a kącik ust porucznika Steciuka znów opadł. Brew jednak wcale się nie podniosła.

- Wychodzi za mąż? - zdziwił się w myślach Steciuk, patrząc na dokładnie obojętne twarze żołnierzy i pracowników urzędu. - Chyba za Janusza? - roześmiał się w duchu z własnego dowcipu.

Wszyscy milczeli obawiając się, że próba odgadnięcia, o co dokładnie chodzi pani pułkownik Bondaruk skończy się dla każdego tragicznie.

- Postanowiłam zmienić nazwisko! - zawołała z dziewczęcą radością, nie pasującą trochę do jej wieku.

- O! - pisnęła lesbijka Janusz, która wróciła właśnie z piwnicy, gdzie przykuła łańcuchem do stołu trzęsącego się Kajetana.

- Tak, na ładniejsze i takie bardziej nowoczesne.

Steciuk bardzo się starał, ale nie mógł ukryć pytania, które odmalowało się w jego spojrzeniu. Milczał jednak twardo.

- Cieszę się, że cię to interesuje Sławku – powiedziała ciepło pani pułkownik Bondaruk – może spróbujesz zgadnąć?

Steciuk milczał

- No nie wstydź się – szepnęła stając przy nim na palcach i próbując dotknąć ustami jego ucha, do czego brakowało jeszcze dobrych dwudziestu centymetrów.

Steciuk stał wyprostowany jak struna i przeklinał w duchu swój wzrost. Gdyby był trochę niższy, mógłby niepostrzeżenie ugiąć kolana i ta wariatka dałaby mu spokój. No, ale był za wysoki, musiałby kucnąć, a to od razu podpadłoby pod próbę umniejszenia znaczenia zwierzchnika w oczach podwładnych. Spocił się i liczył już tylko na to, że ona się jednak opamięta.

- Próbuj – szepnęła na tyle głośno, by mógł ją usłyszeć

- Może – głos wiązł mu w gardle – może pani pułkownik będzie się teraz nazywać Bond, jak ten sławny detektyw z filmu?

Roześmiała się i odskoczyła od niego gwałtownie.

- Prawie zgadłeś – pisnęła – ale nie Bond, nie Bond, trochę inaczej.

Po czym, zmieniając ton głosu i jego wysokość w niecałe pół sekundy, wskazała na ciemną przestrzeń pod plandeką lory

- Wyciągnąć go stamtąd! – zawołała

Żołnierze wskoczyli na pakę i zaczęli szarpać siedzącego na ławce grubasa.

- Co on zrobił? – głos pani pułkownik, nabrał zwyczajnej, służbowej barwy i stał się po urzędniczemu surowy

- Ugotował kocioł grochówki i sprzedawał to kierowcom przy drodze.

- Nieźle – syknęła – niech Janusz i Mietek przesłuchają go razem i dadzą mu porządnie po dupie.

Grubas szarpał się i nie pozwalał ściągnąć się z ciężarówki. Był silny, ruchy miał skoordynowane i szybkie, o wiele szybsze niż można by się było spodziewać po człowieku takiej tuszy.

- Nie ma się co dziwić – pomyślał Steciuk zachowując kamienny wyraz twarzy – tyle podwędzanego boczku ile trzymał na strychu i w komórce, starczyłoby na wykarmienie całego urzędu. Żarł to codziennie to i siłę ma.

Kiedy porucznik Steciuk przypomniał sobie ten boczek, jego twarz posmutniała.

- I co – zadumał się – zabiorą teraz to wszystko, zwalą na kupę, obleją benzolem i spalą.

Pani pułkownik na szczęście nie zauważyła łzy, która zalśniła w jego oku, a on sam otarł ją ukradkiem papierowym rękawem munduru.

Kiedy w końcu żołnierzom udało się zepchnąć grubasa z lory, wszyscy odetchnęli. Rozładunek trwał już zbyt długo, a trzeba było się zabrać za przesłuchiwanie aresztantów. Kaprale już zamierzali ująć go pod ramiona, kiedy grubas, patrząc na panią pułkownik rzekł hardo

- Sam wstanę.

I rzeczywiście wstał.

- A teraz paczta – powiedział, i wszyscy zauważyli że w jego oczach pojawiła się dziwna determinacja, coś jakby gotowość na śmierć – paczta – powtórzył, jak was załatwię. Odwrócił się błyskawicznie tyłem do Steciuka i pani pułkownik, do obydwu lesbijek i wydobył z tylnej części swojego ciała taki odgłos, że niektórym, młodszym, tym co nie pamiętali już wojennych filmów zdawało się, że to kanonada pod Stalingradem. Sekundę potem powietrze wokół lory wypełniło się zapachem straszliwym, intensywnym i mocnym, tak mocnym, że jeden z kaprali od razu zemdlał.

- Alarm! - ryknął porucznik Steciuk – Alarm! Drużyna przeciwgazowa do mnie!

Lesbijka Janusz zwaliła się na brukowaną powierzchnię placu, bez przytomności, blada jak ściana. Mietek usiłowała ukryć twarz pod koszulą, tak jak dawniej w czasie pandemii covid 19 czynili ludzie, którzy idąc na zakupy, zapomnieli wziąć ochronnej maseczki. Popełniła jednak błąd, albowiem jej włochate, przepocone ciało emitowało woń która zmieszana w wonią gazów, uwolnionych przez grubasa pozbawiła ją natychmiast przytomności.

Steciuk rozejrzał się bezradnie wokoło. Pani pułkownik Bondaruk, przykucnęła i oddychała ciężko zatykając sobie usta ściągniętą z głowy furażerką. Jej gęste blond włosy, układane co rano w misterną konstrukcję przytrzymywaną przez służbowe nakrycia głowy – czapkę z daszkiem bądź furażerkę – rozsypały się w nieładzie.

Alarm! - wrzasnął Steciuk jeszcze głośniej – Alarm! Gdzie jest do kurwy nędzy drużyna przeciwgazowa!? Patrzył jak ostatni, którzy jakoś znieśli atak gazowy, chowają się w pół otwartych drzwiach urzędu. Rozejrzał się wokół, na kocich łbach dziedzińca leżało w nieładzie kilka ciał. I wtedy grubas pierdnął po raz drugi. Porucznik Steciuk mimowolnie wziął głęboki oddech i poczuł jak traci przytomność. Rzeczywistość odpłynęła od niego, nie widział już różowych ścian urzędu, nie widział ciężarówki i szyderczego uśmiechu grubasa, który ciągle stał tyłem, na lekko ugiętych nogach. Zobaczył łąkę. Wielką, kwietną łąkę, ciągnąca się po sam las. Po tej łące szedł jego wuj Czesiek z obrzynem na ramieniu, szedł i uśmiechał się.

- Mały – powiedział do niego niskim i ciepłym głosem – mały, matki nie ma w domu, pojechała do miasta. Może pójdziesz ze mną na polowanie?

Porucznik Steciuk uśmiechnął się w duchu, i widział siebie, jak idzie razem z Cześkiem wprost ku ciemnej ścianie lasu.

 

Michał Radoryski

 

Opowiadanie powstało w reakcji na ten materiał

 

https://www.money.pl/gospodarka/nie-rozpalisz-kominka-nie-uzyjesz-dmuchawy-do-lisci-nowe-przepisy-antysmogowe-6552521104952224a.html



tagi: cywilizacja  ekologia  przyroda  przepisy  ograniczenia  urząd 

gabriel-maciejewski
12 września 2020 10:52
65     3926    15 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

tadman @gabriel-maciejewski
12 września 2020 11:05

Ja o tych projektach - kwiecień we wrześniu. Kolejne biczyki dla szaraka.

zaloguj się by móc komentować

betacool @gabriel-maciejewski
12 września 2020 11:35

Nie myślałem, że dam plusa za cokolwiek w czym obsadzona jest Bonda...

zaloguj się by móc komentować

Brzoza @gabriel-maciejewski
12 września 2020 11:43

To już się dzieje - do szejków dają papierowe słomki. Ich biodegradowalność bardzo jest wzespół ojczyźnianie- trzeba uważać, aby nie zaczeła się nim skończymy szejka. Jednak posmaku papieru nie da się uniknąć i z nim przypomniałem sobie, że mocnego papieru nie da się zrobić z byle makulatury, ale z dorodnych drzew, używając wielu trucizn w produkcji. Może to i lepiej. Z tego wniosek, że urzędy bezpieczeństwa ekologiczno ojczyźnianego uwielbiają trucizny i nienawidzą drzew, szczególnie lesbijka Janusz, jeśli nie jest posprejowane na różowo. Przed nastaniem ledów na potęgę promowali instalowanie żarówek z rtęcią i wymusili karczowanie zdrowych lasów z drzew, aby dostarczyć niemal bezwartościowe paliwo do elektrowni węglowych przez 20 lat?

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @gabriel-maciejewski
12 września 2020 11:43

Najlepszy to bedzie  zakaz używania pilarek spalinowych i kosiarek.

Producenci i handlowcy się ucieszą.

Kiedyś politycy jak się chcieli wyżyć i wykazać to prowadzili wojny z sąsiadami a teraz w ramach oszczędnosci wolą prowadzić wojnę z własnym społeczeństwem.

zaloguj się by móc komentować

Brzoza @ewa-rembikowska 12 września 2020 11:43
12 września 2020 11:59

Jestem do przodu na tej bitewce jak lesbijka Janusz- mam pilarkę elektryczną. Fakt, że nie przydatna w lesie, jak jest twarde drewno, sęki, za dużo drewna i jak jest trochę dalej od domu, ale zawsze.

zaloguj się by móc komentować

koncereyra @gabriel-maciejewski
12 września 2020 12:07

No Mistrz Pługa to to nie jest ale i tak dobre

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @koncereyra 12 września 2020 12:07
12 września 2020 12:38

Wiesz co, w niektórych okolicach funkcjonuje takie powiedzenie - co za ludzie, nasra i pudzie...dotyczy ono osób, które za wszelką cenę próbują zwrócić na siebie uwagę. 

zaloguj się by móc komentować


gabriel-maciejewski @Brzoza 12 września 2020 11:43
12 września 2020 12:39

Najlepiej pić bez słomki

zaloguj się by móc komentować


gabriel-maciejewski @tadman 12 września 2020 11:05
12 września 2020 12:40

Myślałem, że odniesiesz się do opowiadania

zaloguj się by móc komentować

tadman @gabriel-maciejewski 12 września 2020 12:40
12 września 2020 12:52

Opowiadanie to swoiste Sci-Envir, a tu życie goni wyobraźnię. Właśnie miałem zamiar kupić piłę spalinową do wycięcia starych drzew na działce, a tu okazuje się, że mogę pozbyć się dodatkowo pewnej sumy, no chyba że będę prowadzić wycinkę nocą, ale rano ktoś może zauważyć dowody i sztraf murowany.

Trochę obok, ale w okresie pandemii zauważyłem, że ludzie chętniej donoszą do straży miejskiej. Pewnie podobnie jest z policją.

zaloguj się by móc komentować

Matka-Scypiona @gabriel-maciejewski
12 września 2020 13:16

Zakaz palenia w kominku, banki, fermy norek... 

zaloguj się by móc komentować

Grzeralts @gabriel-maciejewski
12 września 2020 15:16

Zabójcze :) 

zaloguj się by móc komentować

umami @gabriel-maciejewski
12 września 2020 15:22

Opowiadanie fantastyczne, i nie chodzi o sam gatunek sajans-fajans, tylko o to, że jest przezabawne ale i cholernie prawdziwe. Poczułem ciarki na plecach już we fragmencie o urzędnikach:
Był bowiem prostym chłopakiem ze wsi, który zrobił karierę w urzędzie, tak jak jego pra pra dziadek tuż pod II wojnie światowej. Nie rozpoczął służby z jakimś szczególnym przekonaniem, ale tak zwyczajnie, bo trzeba było gdzieś pracować. Jak wszyscy w okolicy. Nikt tu nie zastanawiał się za bardzo nad ideologicznymi aspektami spraw tak poważnych jak ochrona przyrody ojczystej czy transpłciowość wśród mieszkańców terenów nadgranicznych. Liczyło się praktyczne podejście do życia. To zaś wymagało opanowania regulaminu i stosowania go w praktyce. No i tradycyjnie trzeba było uważać, żeby nikt człowieka nie podpieprzył. 
A potem będą się tłumaczyli, jak ci w Norymberdze, że tylko wykonywali polecenia. 
Chyba przyłączę się do zwolenników posiadania broni bez zezwoleń, bo okupant u proga.

zaloguj się by móc komentować


umami @ikony58 12 września 2020 16:06
12 września 2020 19:55

Mam sklerozę, bo nie pamiętałem już tego tekstu Gospodarza, a pewnie go wtedy czytałem. To tylko 6 lat temu było a tekst, w zasadzie, nadal jest aktualny. A nawet powiedziałbym, że rewolucja postępuje.

zaloguj się by móc komentować

pink-panther @gabriel-maciejewski
12 września 2020 20:41

Mocne.Te papierowe mundury mnie powaliły. Reszta też działa na wyobraźnię. No i grozy jest dostatek: a to usmażenie grzyba , który powinien był być zjedzony przez szetlandzkie zwierzątka i te rzewne wspomnienia o dziczyźnie, którą przynosił Czesiek, co to się ostrzeliwał Czesiek. No i ta groza życia, która jest tuż za cienką czerwoną linią, co to ją właśnie aktywistki fanatyczki usilnie starają się przekroczyć. No i ta babinka, co powrarzała "Zakazane Słowo". Mocne i śmieszne. Jeszcze.

zaloguj się by móc komentować

Maginiu @gabriel-maciejewski
12 września 2020 20:55

Każdy kto pisze tekst o pierdzeniu, musi mocno pilnować się, aby nie wpaść w pułapkę własnych odruchów.

Dlatego, aby nie narazić na taką niesforność organizmu, zamiast wysilać się na komentarze, zacytuję - jako pokrzepienie dla Ducha Narodu - poemat Aleksandra Fredry "O pierdzeniu".  Nie damy się!

Od pra­wie­ków w ca­łym świe­cie,
Kogo kol­ka w boku gnie­cie,
Każ­dy so­bie pier­dzi chęt­nie,
Ci­cho, smut­no lub na­mięt­nie.

Sta­ry, mło­dy, mały, duży,
Wszyst­kim dym się z dupy ku­rzy,
Każ­dy chęt­nie por­t­ki pru­je,
Bliź­nim pod nos po­pier­du­je.

Pier­dzą pan­ny, do­bro­dzie­je,
Księ­ża, szlach­ta i zło­dzie­je,
Na­wet pa­pież cho­ciaż mier­nie,
Też ka­dzi­dłem so­bie pierd­nie.

Pier­dzą lu­dzie na sie­dzą­co,
Na sto­ją­co i cho­dzą­co,
Pier­dzą na­wet przy ko­cha­niu,
By dać tak­tu jak przy gra­niu.

Kra­sa­wi­ce w wie­ku kwie­cie,
Pier­dzą ci­cho jak na fle­cie,
A po­waż­ne w wie­ku damy
Wy­pier­du­ją całe gamy.

I w te­atrze i w ko­ście­le,
W dnie po­wsze­dnie i nie­dzie­le,
I fi­lo­zof i ma­to­łek,
Każ­dy pier­dzi cią­gle w sto­łek.

Je­den prze­brał w ja­dle miar­kę
I ma w du­pie oli­wiar­kę.
Gdy chciał pierd­nąć na od­mia­nę,
Ob­srał okna, drzwi i ścia­nę.

Ten zaś smro­dzi jak nie­cno­ta,
Jak­by zjadł zde­chłe­go kota.
A kie­dy się czosn­ku naje,
To aż wia­trak w oknie sta­je.

A ten trze­ci jest w hu­mo­rze,
Kie­dy pierd­nąć so­bie może,
Więc na­tę­ża siłę całą
By po­pier­dzieć chwi­lę małą.

Tam ją­ka­ła w ką­cie stoi,
Dupę ści­ska bo się boi,
Chciał­by so­bie pu­ścić bąka,
Lecz w pier­dze­niu też się jąka.

Jed­nym sło­wem w ca­łym świe­cie,
Kogo bzdzi­na w du­pie gnie­cie,
Wszy­scy niech se pier­dzą chęt­nie,
Ci­cho, smut­no lub na­mięt­nie.

zaloguj się by móc komentować

agnieszka-slodkowska @gabriel-maciejewski
12 września 2020 21:02

Opowiadanie świetne :D Tyle szumu było z "okazji" innego opowiadania SF, no ale ten tekst pewnie przemielczą... Bo powyższa historia za dobrze napisana, zbyt prawdziwa, daje do myślenia i jeszcze by się szeroko ludzie zainteresowali. Śmiesznie i smutno jednocześnie... Wrzuciłam na fb ;)

zaloguj się by móc komentować

byczeq @gabriel-maciejewski
12 września 2020 22:08

"Doskonałą próżnia" Stanisław Lem

zaloguj się by móc komentować

klon @gabriel-maciejewski
12 września 2020 22:27

Wy tu Radoryski jaja sobie robicie z naszej ideologii i próbujecie tęczową przyszłość ośmieszyć!?! Jeszcze słowo a zaraportuję komu trzeba. 

Choć wiecie co, Radoryski? Może to nie jest takie głupie co robicie? Prekariat rozbawiony treścią lekko przełknie nasze propozycje, gdyż nie uwierzy, że Wasze opowiadanie ukazuje rzeczywistość do jakiej zmierzamy. 

Bywajcie Radoryski,

Z Matką Gają. 

zaloguj się by móc komentować

cbrengland @gabriel-maciejewski
13 września 2020 02:54

Ruszył wprost na tył wozu, gdzie stał już kapral w takim samym, jak on papierowym mundurze z bronią, bynajmniej nie papierową w rękach.

Chciałem tę moją ostatnią notkę z 10 września "wywalić w kosmos" - no cóż, czasem tak mam ☺ -  gdyż jest tak straszna ta treść w niej, a bynajmniej nie moja przecież ale z oficjalnych medialnych przekazów i to z CENTRALI. Ta straszność, to jednak normalna codzienność za chwilę, ba, dzisiaj już

Te karabiny będą zawsze prawdzwe. Jak dotychczas.

zaloguj się by móc komentować

cbrengland @Maginiu 12 września 2020 20:55
13 września 2020 03:00

Ależ fajne! Coryllus też tak potrafi. Napisać np. o ostrzeniu ołówka tak, ze wciśnie w fotel przy czytaniu albo się z niego spadnie ze śmiechu. Mistrzowie słowa tak mają ☺

zaloguj się by móc komentować



gabriel-maciejewski @klon 12 września 2020 22:27
13 września 2020 07:42

O, właśnie nie, wy chcecie, żeby Prekariat wyszedł na ulicę i tam chcecie go dorwać. Do tego potrzebni są liderzy z charyzmatami z Biedronki. My tutaj zaś, ja i Michał, mówimy - po co, lepiej rozkolportować kilka żartów. Wszak pozory muszą być zachowane. Rynku treści nie unieważnicie

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @byczeq 12 września 2020 22:08
13 września 2020 07:43

Nie znam niestety, nie czytałem Lema prawie wcale

zaloguj się by móc komentować


gabriel-maciejewski @pink-panther 12 września 2020 20:41
13 września 2020 07:44

Nie będzie tak łatwo, to wynik olśnienia, jak mniemam. Powtórzenie tego będzie trudne. 

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @Augustynka 12 września 2020 15:53
13 września 2020 07:46

Tutaj też wchodzą na podwórka

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @umami 12 września 2020 15:22
13 września 2020 07:46

Broń nic nie pomoże, trzeba zewastować regulamin

zaloguj się by móc komentować



gabriel-maciejewski @tadman 12 września 2020 12:52
13 września 2020 07:48

Nie mogą zakazać używania pił. Może będzie to dozwolone w pewnych określonych okresach czasu, sam nie wiem

zaloguj się by móc komentować

chlor @gabriel-maciejewski
13 września 2020 09:01

Dobre. Początkowo śmieszy, pózniej straszy.

Chyba jednak nie możliwe aby strzyżenie zwierząt w celu pozyskania wełny było w przyszłości dozwolone.

 

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @chlor 13 września 2020 09:01
13 września 2020 09:02

Skoro wytrucie dzików było możliwe

zaloguj się by móc komentować

chlor @gabriel-maciejewski 13 września 2020 09:02
13 września 2020 09:12

To nie to samo. Strzyżenie to wykorzystywanie zwierząt do celów ludzkich. Wytruć dziki można dla ich dobra, i pod warunkiem nie korzystania z mięsa.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @chlor 13 września 2020 09:12
13 września 2020 09:14

Wszystko zależy od tego, kto odbiera wełnę, a kto zdechłe dziki. To jest płaszczyzna, na której dokonuje się ocen moralnych

zaloguj się by móc komentować

chlor @gabriel-maciejewski
13 września 2020 09:31

Tak, to jest decydujące kryterium, ale do propagandy nie może być stosowane. Podobnie jest np z podziałem śmieci na rożne frakcje (plastykowa butelka to plastyk, ale plastykowy korek nie jest plastykiem, itd) co jest tłumaczone dosć mętnymi motywami ideologicznymi podczas gdy tu chodzi o rożne, czasem sprzeczne  interesy firm zarabiających na przerobie odpadów. Jedne odpady są opłacalne, inne nie.

 

zaloguj się by móc komentować

teddyb @gabriel-maciejewski 13 września 2020 07:48
13 września 2020 09:43

W Tajlandii  jest zakaz uzywania pil spalinowych  jak i ich sprzedazy.  Choc tam spowodowane to bylo rzeczywista gospodarka rabunkowa szlachetnych gatunkow drewna. Czyli mozna. Oby te opowiodanie nie bylo prorocze

zaloguj się by móc komentować

agnieszka-slodkowska @gabriel-maciejewski 13 września 2020 07:40
13 września 2020 10:01

No jak to jakiego? To opowiadanie Komudy, które ukazało się nie tak dawno w fantastyce. Sam z resztą też o tym pisałeś :) Panowie pisarze grzeją temat; Dehnel z jednej strony, Pilipiuk z drugiej.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @agnieszka-slodkowska 13 września 2020 10:01
13 września 2020 10:05

Zapomniałem o tym zupełnie. O co tam chodziło?

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @agnieszka-slodkowska 13 września 2020 10:01
13 września 2020 10:16

Przypomniałem sobie...co za beznadzieja...

zaloguj się by móc komentować

Maginiu @gabriel-maciejewski 13 września 2020 07:43
13 września 2020 11:09

No... Takie są prawa natyry. To na tym polega, że się właśnie chce.

Ale hrabia Aleksander Fredro napisał mnóstwo satyrycznych, szyderczo-ironicznych  wierszy i poematów.  Nadal bardzo aktualnych. Pozwolę sobie zacytować dwa:

ROZUM

Każesz mieć rozum — skądże wziąć u licha,
Pruską tabaką Paryż dotąd kicha,
Wiedeń nic nie da, bo sam jest w potrzebie,
Moskwa ma nadto, lecz tylko dla siebie,
W Berlinie Bismark zakopał pod mszałem,
Niemiecka Rzesza szuka go z zapałem;
Po Włoszech jeszcze błąka się w malignie.
W Madrycie ponoś nie prędko doścignie,
A Anglia, Anglia! O hańbo! o dziwy!
Cały swój rozum wysłała do Chiwy;
W sejmie więc Lwowskim nadzieja ostatnia,
Jeśli żydowska nie zdusi nas matnia.

 

OJ, ŹLE.

Oj, źle!... Pókiś cicho siedział,
Jakim jesteś nikt nie wiedział,
Ale kiedyś został posłem,
Każdy już wie, żeś jest osłem.

 

 

 

 

zaloguj się by móc komentować

qwerty @chlor 13 września 2020 09:31
13 września 2020 11:43

ostatnio minister ogosił, że gminy które ładnie segregują na pięć frakcji w nagrodę będa mogły segregować na trzy frakcje;- rozum juz odleciał do ciepłych krajów a kretyni wypełniaja przestrzeń publiczną

zaloguj się by móc komentować

qwerty @chlor 13 września 2020 09:31
13 września 2020 11:43

ostatnio minister ogosił, że gminy które ładnie segregują na pięć frakcji w nagrodę będa mogły segregować na trzy frakcje;- rozum juz odleciał do ciepłych krajów a kretyni wypełniaja przestrzeń publiczną

zaloguj się by móc komentować

qwerty @gabriel-maciejewski 13 września 2020 09:02
13 września 2020 11:44

tylko powstał problem co z padliną? na metan? w biogazownniach?

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @qwerty 13 września 2020 11:44
13 września 2020 12:02

wygląda na to, że  wzmożenie "solidaryzmu międzygatunkowego" ma znaczenie rytualne, czyli pomaba jak umarłemu kadzidło. {Powtarzam info gdzies z sieci, iz w ostatnich 50-ciu latach wygimęło na naszej planecie ok. 70 procent gatunków istot żywych i tempo wymierania dalszych przyspiesza Na końcu łańcuszka pokarmowego wielkiego wymierania jest homo sapiens. Ciekawe natomiast, czy potrzeba będzie odczekać kolejne 50 lat, czy wspomniany homoś trochę  wcześniej zasmakuje lepszego jutra.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @qwerty 13 września 2020 11:44
13 września 2020 15:36

Na karmę dla ekologicznych kolonii plujek. Razem z doczesnymi szczątkami wrogów środowiska naturalnego.

Jakbyś znalazł czas, mógłbyś napisać opowiadanko o tym jak doszło do powstania POP, jak sędzia Łożyski w ośrodku jadwisińskim przeprowadził niezobowiązującą rozmowę z młodym obiecującym samorządowcem Pękalą. Jakbyś znalazł ... 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @gabriel-maciejewski
13 września 2020 15:50

Panie Michale, jest pan pesymistą. Chociaż domyślam się że jest to pesymizm kontrolowany/wykreowany. Oczywiście, że nie chodzi tu o futurystykę w stylu Fukujamy. Do tej eko-idylli pastoralnej nie dojdzie. Wystarczy POP i inne atrakcje. Nie dojdzie do czasu, bo gangi miejskie wprowadzają te eko-atrakcje dla wsi i dla tzw. figurantów, przy czym teraz mamy do czynienia z figurantem zbiorowym, zbiorem obywateli poza układami.

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @gabriel-maciejewski
13 września 2020 18:01

I śmieszno, ale głównie straszno.

Tak se myślę, że coś trzeba z tymi mazowieckimi radnymi zrobić: głównie sprawdzić ich stan majątkowy po uchwaleniu czegoś takiego. Za ile to uchwalili i od kogo to "ile". A potem do kryminału za przekupstwo i męczenie ludzi. 

 

zaloguj się by móc komentować

wierzacy-sceptyk @gabriel-maciejewski
13 września 2020 18:28

Ponure to jest

Wcale mi nie śmieszno

zaloguj się by móc komentować

Paris @wierzacy-sceptyk 13 września 2020 18:28
13 września 2020 18:59

Mnie  tez...

...  wcale  nie  do  smiechu  !!!

Tam  juz  na  tych  wszystkich  "radnych  miejskich"   POWINIEN  czekac  PROKURATOR...  i  CELA+  !!!

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @gabriel-maciejewski
13 września 2020 22:29

... вот какое нахальство!*

W TVP Info już drugi , czy pewnie  nawet trzeci dzień  wbijają newsa, niczym kafarem, o  inicjatywie ustawodawczej   o "prawach zwierząt", zwłaszcza futerkowych. I że ich  fermy "śmierdzą" okolicznym mieszkancom. I że futra z naturalnych skór  nie są nikomu potrzebne do szczęścia.

Najemni łgarze z TVP słowem nie zająknęli się o tym, jak i komu śmierdzą wielkie fermy hodowli świń. (np. obiekty stawiane jak Polska długa i szeroka przez przez Smithfield Food Corporated ). I jak wpływają one na środowisko, np. gdzie i jak utylizuje się obornik z tych ferm.  

*) co za bezczelność!

zaloguj się by móc komentować


DYNAQ @Matka-Scypiona 12 września 2020 13:16
13 września 2020 23:02

iWszędzie o tych futerkach ,a o wołowinie halal ciiiisza...a to 11 % eksportu wołowiny, a jescze kurczaki. Ciiisza.Oby to opowiadanie nie było prorocze.

zaloguj się by móc komentować

DYNAQ @qwerty 13 września 2020 11:44
13 września 2020 23:21

iWszędzie o tych futerkach ,a o wołowinie halal ciiiisza...a to 11 % eksportu wołowiny, a jescze kurczaki. Ciiisza.Oby to opowiadanie nie było prorocze.

zaloguj się by móc komentować

DYNAQ @qwerty 13 września 2020 11:44
13 września 2020 23:23

Na ekologiczną gumę do żucia.

zaloguj się by móc komentować

qwerty @DYNAQ 13 września 2020 23:21
14 września 2020 07:16

po futerkowcach kolej na opierzone przyjdzie, tylko łysy od urodzenia kurczak moze się uchowa i na stole wyląduje

zaloguj się by móc komentować

qwerty @stanislaw-orda 13 września 2020 22:29
14 września 2020 07:18

można uogólnić - nic nikomu do szczęścia nie jest potrzebne - i wracamy do Kononowicza

zaloguj się by móc komentować

qwerty @stanislaw-orda 13 września 2020 22:29
14 września 2020 07:19

ale za to rozwijają sie hodowle zwierząt futerkowych wolnych [bezklatkowych] w centrach miast - o szczury to chodzi

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @qwerty 14 września 2020 07:19
14 września 2020 09:33

No proszę. Już się szczurów zaczynasz czepiać. Szczur też człowiek. Figurant - nie koniecznie. POP to nowy sposób na ominięcie prawnej obrony ludzi wystawionych do wiatru. 

zaloguj się by móc komentować

mithrandir @gabriel-maciejewski
14 września 2020 16:39

Przeczytałem opowiadanie, potem artykuł. I potem jeszcze raz w tej kolejności, bo nie mogłem objąć tego umysłem.

Czytając artykuł w money za drugim razem, odruchowo czekałem, kiedy autor zacznie pisać o grubasie. Odlot. A raczej dwa.

Ciekawe co sobie myślał ten Konrad Bagiński pisząc ten artykuł w money.pl...

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować