-

gabriel-maciejewski : autor książek, właściciel strony

Blaski i cienie życia autora

Ponieważ wszyscy znają się na pisaniu, podobnie jak na piłce nożne i polityce, pomyślałem, że wstawię tu, jako autor niecertyfikowany i w zasadzie nieistniający, kilka swoich przemyśleń na temat tego zawodu. Jest to bowiem zawód. Wykonuję go z mniejszym lub większym powodzeniem od 25 lat, nie robiąc przy tym nic innego.

Zacznę jednak od takiej deklaracji: nie ma nic bardziej ekscytującego niż pisanie. Możecie mi wierzyć albo nie, ale to jest lepsze niż wszystko. Szczególnie, kiedy ma się pod nosem czytelników i oni od razu reagują. To jest zdecydowany plus tej profesji. Są jednak jeszcze minusy i jest ich o wiele więcej. Pierwszy i najważniejszy minus, o którym nikt wam nie powie, jest taki oto: zawód pisarza, jest odwrotnością zawodu lekarza. Lekarz im więcej umiejętności posiada, im więcej dziwnych maszyn do leczenia potrafi obsłużyć i więcej zabiegów wykonać, tym jest sławniejszy. Z pisarzem jest odwrotnie. Im bardziej się on stara, im wyższy poziom profesjonalizmu osiąga, im głębsza staje się jego znajomość języka i komunikacji, a także sposobów zaciekawienia czytelnika, tym mniejszy wianuszek adoratorów go otacza. Dlaczego? Powodem jest system edukacji, który kształtuje nasze życie oraz wyrastający wprost z niego, niczym kwiatki, popularyzatorzy. Są to ludzie, którzy wierzą w swoją misję i myślą, że sprzedaż po taniości jakichś kawałków większych treści przyczynia się do poszerzenia nie tylko wiedzy ogólnej, ale także wrażliwości. To jest nie do zniesienia. Ludziom tym się – na przykład – zdaje, że książki muszą być tanie, bo wtedy kupi je więcej osób, przeczyta i od tego podniosą się jakieś wskaźniki. To znaczy zwiększy się ilość ludzi podatnych na manipulacje. Bo o to przecież chodzi, a nie o nic innego. Płaczą więc i lamentują, że ciekawe książki są drogie. Przepraszam, ale napisanie ciekawej książki kosztuje sporo wysiłku. Człowiek zaś, który chce pisać naprawdę, a nie zajmować się popularyzacją, podejmuje poważne ryzyko. Poza tym książki wydaje się po to, by zarobili na tym wydawcy przede wszystkim, pośrednicy w sprzedaży i także autorzy. Tak jest zorganizowany rynek. U mnie jest trochę inaczej, ale to niczego nie zmienia. Książek nie wydaje się po to, żeby jacyś ludzie, którym się zdaje, że będą na twitterze polecać różne treści, mieli do nich dostęp po taniości lub wręcz za darmo. Książki wydawane są po to, żeby na nich zarabiać. I teraz ważna rzecz, o której nikt nie myśli, albowiem nikt nie stosuje logiki arystotelesowskiej, za to  uważa, że deklaracje dotyczące dystrybucji książek są autentyczne. Czyli wierzy, że tak zwany wolny dostęp do treści to rzeczywiste ich upowszechnienie. Dziwi się jednak przy tym, że książki dostępne na rynku są coraz droższe, choć zawierają same w zasadzie brednie i emocje. No, a książki, do których chciałby mieć dostęp, wydane 20 lat temu, a jeszcze nie znajdujące się w wolnym zasobie, sięgają cen horrendalnych. Ludzie ufają, że ten podstępny system nie działa jak należy, bo jest w nim błąd dający się łatwo usunąć – poprzez udostępnienie za darmo lub półdarmo wszystkich wydawnictw. Nie wierzy zaś, że to jest system celowo w ten sposób zaprojektowany, dokładnie tak samo jak komunizm, w który różni frajerzy wierzyli, bo zanim go wprowadzono padły różne „szlachetne” deklaracje. Przez co wielu słabych na umyśle ludzi ufało, że można go reformować.

Nie widzą ci biedacy, że ów darmowy dostęp, jest darmowy tylko w sferze deklaracji, bo za darmo, można dostać co najwyżej jakieś rzewne historie sprzed lat, ewentualnie druki partyjne. Samo zaś digitalizowanie treści to nie jest wstęp do ich upowszechnienia, ale do twardej cenzury. Zdigitalizowanie treści nie prowadzi do tego, że jest ona łatwa do uzyskania, ale do tego, że jest ona ukryta. Żeby się do niej dostać trzeba mieć jakieś wtajemniczenia, nikt z ulicy tego nie zrobi. Bo i po co? Proces digitalizowania i ukrywania treści związany jest ściśle z procesem degradacji autorów akademickich. Ci bowiem pozbawiani są praw do swoich treści i sprowadzani do roli sług wykonujących polecenia, których sensu do końca zrozumieć nie sposób. Ich ciężka praca zaś otoczona jest powszechną pogardą. Na rynku za to kreowani są inni autorzy z innego świata. W większości aspirujący do polityki, albo pospolici durnie. Bądź też ludzie eksploatujący suflowane aktualnie emocje ułatwiające sprzedaż propagandy. Z tak zwanych autorów „mądrych”, na rynek dopuszczono kilka ledwie nazwisk i są to wyłącznie nazwiska zagraniczne. Nawet taki prof. Meissner, który ma popularne pogadanki na YT, żeby się wypromować na rynku, musi to robić przez Rożka. No, ale on jest fizykiem, więc zakładam, że jemu akurat specjalnie nie zależy.

Systematyka treści dostępnych czytelnikowi jest więc taka oto: treści ocenzurowane - autorzy zdegradowani, treści dostępne - autorzy zidiociali. Czytelnik zaś poprzez popularyzatorów, którzy nie piszą, a jedynie udają, że to czynią, bawi się w znawcę. I zastanawia się, które z podsuniętych mu czytadeł jest lepsze.

Wróćmy teraz do porównań medycznych. Jeśli pacjentowi powie się, że operację na sercu można wykonać poprzez tętnicę udową, nic on z tego nie zrozumie, ale zaakceptuje fakt, bo wie, że doktorzy kończą jakieś studia, mają sprzęt i robią rzeczy wręcz kosmiczne. Jeśli czytelnikowi prozy patriotyczo-historycznej powie się, że nie ma szans, by formaty w klimacie sienkiewiczowskim zrobiły dziś wrażenie na kimkolwiek, a o sprzedaży ich za granicę to nawet nie ma mowy, popatrzy głupio i stwierdzi, że autor, który mu to mówi, po prostu się nie zna. Chodzi bowiem o to, i do tego nakłaniają czytelnika popularyzatorzy, by ciągle przeżywać te same emocje. To jest jak wiemy niemożliwe, bo emocje się dewaluują. Powstaje w związku z tym szereg studiów rewitalizacji emocji związanych z przeczytaną lub obejrzaną treścią. Z daleka wygląda to, jak zebranie ZSMP. Nikt nie wierzy w serwowane tam treści, ale jest przymus uczestnictwa. Bo nie wiadomo co innego robić? Wszak nie ma dostępu do jakichś nowych, albo ciekawszych treści. No jak to nie ma? Przecież są zdigitalizowane i znajdują się w „wolnym zasobie”. - A kto by tego szukał panie – lepiej zobaczmy co tam słychać u towarzysza Nienackiego. Ewentualnie porozmawiajmy o tym jak Arystoteles ubogacił europejską kulturę, przez co dziś musimy wierzyć Karłowiczowi, wielkiemu erudycie, że jawnie ohydne obrazki wyobrażające Miłosierdzie Boże są skończonymi arcydziełami. Wszak taki znawca nie może się mylić.

Pomiędzy autorem więc, a czytelnikiem mamy nie szereg, ale pajęczynę wręcz ludzi, którzy żerują na pracy jednych i oczekiwaniach drugich. Wszystko zaś zatopione jest w mdłym sosie rzekomo dobrych intencji i szlachetnych nadziei na podniesienie kultury i ogólnego wykształcenia w narodzie. Efekt, jak widzimy, jest odwrotny, zdziczenie i chamstwo narasta. Nie ma mowy, by ludzi raz przekonanych, że wykrzykując jakieś hasła i posługując się wytrychami z zakresu publicystyki i taniej literatury, namówić do elementarnej pokory, która jest początkiem drogi ku samodzielności w myśleniu i działaniu. XIX wieczne złudzenie edukacji mas poprzez dostęp do treści drukowanych umiera na naszych oczach. Informacje zamieniane są na emocje, a te traktowane są jak emblematy i znaki na wojnie.  

Do tego można dołożyć jeszcze całkowicie spreparowane dyskusje i spory, które toczą się wokół spraw przez dyskutujących nierozstrzygalnych. I nie mających znaczenia dla słuchaczy. Ich celem jest jedynie to, by uczestnicy tej publicystyki zastąpili zdegradowanych autorów i promowali najbardziej powierzchowne znawstwo, typu – co zrobi Rosja po przegranej wojnie? W tym miejscu warto raz jeszcze przypomnieć, że operacje na sercu wykonuje się dziś bez otwierania klatki piersiowej. Choć może wielu osobom te dwie kwestie wcale się nie skojarzą.

Jak widzimy nie jest lekko, a przypomnę jeszcze tylko, że rynek książki w Polsce to w 90 procentach rynek tytułów obcych. Młodzież w ogóle nie sięga po polskich autorów, a kiedy to czyni natychmiast wpada w łapy specjalistów od tanich emocji i znawców hodowli koni wierzchowych wśród krasnoludów. I tak do chwili kiedy nie trafią na Korwina. Potem jest już tylko gorzej.

Co w takim razie czynić? Powiem tak, nie można prowadzić tego biznesu bez kontaktu z czytelnikiem, opierając się wyłącznie na pośrednikach. To jest nie tyle działanie prowadzące do klęski, co wprost niemożliwe do zrealizowania.

Ponieważ jednak okoliczności nieco ograniczyły możliwość naszych spotkań, zwanych czasem konferencjami i targami, proponuję lekką ich modyfikację. Chodzi o to, by konferencje miały charakter klubowy. To znaczy, by uczestniczyła w nich ograniczona ilość osób, które naprawdę chcą tam być, a nie ci wszyscy, których mi, w pocie czoła uda się namówić na uczestnictwo. Proszę Państwa, oferta rynkowa jest, jak widać powyżej, bardzo szeroka. I nikt nie musi nawet spoglądać w stronę wydawnictwa Klinika Języka, zwłaszcza, że na rynku jest autora tak świetna, jak Elżbieta Cherezińska, która skończyła już z pisaniem średniowiecznego porno i zajęła się klimatami sienkiewiczowskimi, tam poszukując nowych inspiracji i tam zaznaczając swoją niezaprzeczalną przewagę warsztatową. O jakichś szczegółach napiszę może jutro. Planuję bowiem stworzenie całego cyklu tekstów o pracy autora. Wracając do naszych spraw, tylko ci, co naprawdę chcą, powinni brać udział w konferencjach. Ta najbliższa odbędzie się 14 października w pałacu w Ojrzanowie, na zasadach nieco innych niż do tej pory. Zaplanowana ilość uczestników 70 osób.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/udzial-w-7-konferencji-lul/

Po jutrze zaś zaczynają się nasze dwudniowe Targi Książki i Sztuki w grodziskiej Mediatece. Początek w sobotę o 11.00, koniec w niedzielę o 19.00



tagi: rynek  sprzedaż  książka  popularyzacja  degradacja  konfernecje 

gabriel-maciejewski
29 czerwca 2023 09:48
16     1774    9 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Paris @gabriel-maciejewski
29 czerwca 2023 10:22

Swietny  wpis,...

...  juz  dawno  SKRESLILAM  tych  wszystkich  detych  ,,aLutorUF,,...  z  wyjatkiem  tych  piszacych  i  wspolpracujacych  ze  SN,...

...  zwyczajnie  szkoda  czasu  na  te  nedzna  Holote  !!!

zaloguj się by móc komentować

BeaM @gabriel-maciejewski
29 czerwca 2023 11:54

Ludzie narzekają na ceny dobrych książek, bo mają w oczach te kosze w Biedrach, gdzie leży chłam po 5 zł, a po drugie są ci, którzy pamiętają, jak to za komuny książki dobre były w przystępnych cenach, bo było mało wydawnictw, nakłady gigantyczne, więc w przeliczeniu na egzemplarz - tanie i nie było konkurencji. No i szły z państwowej kasy. Teraz przy specjalnie wywołanym kryzysie energetycznym, kiedy ceny druku i wszystkiego poszybowały, trzeba ludziom jak krowie na granicy tłumaczyć, że przy małym nakładzie książka nie może nie być droga. Trzeba na wyjaśnianie tego twardej łopatologii. A dla tego całego badziewia, które robi ludziom wodę z mózgu, to bym wprowadziła chyba termin post-książka albo publikant - od kantowania publiczności.

zaloguj się by móc komentować


gabriel-maciejewski @BeaM 29 czerwca 2023 11:54
29 czerwca 2023 14:37

A weź takiego autora z Biedry skrytykuj, odwinie się jak noblista

zaloguj się by móc komentować

Paris @gabriel-maciejewski 29 czerwca 2023 14:36
29 czerwca 2023 15:20

Dokladnie  tak,...

...  polecam  wszystkim,...  zycie  jest  zbyt  krotkie  i  piekne  zeby  go  tracic  na  GLUPOTY  i  DEBILI,

zaloguj się by móc komentować

klon @gabriel-maciejewski
29 czerwca 2023 15:39

<<<Zdigitalizowanie treści nie prowadzi do tego, że jest ona łatwa do uzyskania, ale do tego, że jest ona ukryta. Żeby się do niej dostać trzeba mieć jakieś wtajemniczenia, nikt z ulicy tego nie zrobi. >>>

Dokładnie tak było z jedną książka, którą mógłbym pobrać w pdf gdybym był profesorem Uniwersytetu w Białymstoku lub ....europosłem! 

Długo nie rozumiałem takiego kuriozum. 

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @klon 29 czerwca 2023 15:39
29 czerwca 2023 15:54

To nie jesy kuriozum, ale metoda

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @gabriel-maciejewski
29 czerwca 2023 16:49

Muszę przyznać, że od dłuższego czasu nie ma dla mnie, że użyję takiego brzydkiego słowa, alternatywy!

Dopóki będzie zdrowie i pieniądze będę przyjeżdżał. :)

Tak między nami, Nawigatorami mówiąc, osiągam cel, czyli powiększenie wiedzy o świecie i jego historii, taniej, szybciej i bez zbędnego stresu.

Jedyny minus jest taki, że trzeba kilka razy przeczytać niektóre teksty i książki. ;)

zaloguj się by móc komentować

ArGut @gabriel-maciejewski
29 czerwca 2023 17:38

Zrobię mały trik, zamienię słowo pisarz na lekarz a maszyna na format -> voilà ...

Zacznę jednak od takiej deklaracji: nie ma nic bardziej ekscytującego niż leczenie. Możecie mi wierzyć albo nie, ale to jest lepsze niż wszystko. Szczególnie, kiedy ma się pod nosem pacjentów i oni od razu reagują. To jest zdecydowany plus tej profesji. Są jednak jeszcze minusy i jest ich o wiele więcej. Pierwszy i najważniejszy minus, o którym nikt wam nie powie, jest taki oto: zawód lekarza, jest odwrotnością zawodu pisarza. Pisarz im więcej umiejętności posiada, im więcej dziwnych formatów komunikacji potrafi obsłużyć i więcej zawiłości języka i przekazu odsłonić tym jest sławniejszy. Z lekarzem jest odwrotnie. Im bardziej się on stara, im wyższy poziom fachowości osiąga, im głębsza staje się jego znajomość zabiegów i wciąż pojawiającej się nowej wiedzy medycznej, a także sposobów przekonania pacjentów by z tego korzystali tym mniejszy wianuszek adoratorów go otacza. Dlaczego?

i oczywiście pisanie na leczenie i kilku innych pomniejszych.

Robiliśmy z panią ArGutową przegląd jak ona szacuje ile statystycznie procentowo pacjentów chce się leczyć a ile pacjentów woli wpaść, przez traktowanie siebie, do kategorii klient. Wynik był słabszy niż reguła Parreto. I mimo to pani ArGutowa twierdziła, że może osiągnąć satysfakcję ... czasem oczywiście jest zrypana, wyssana emocjonalnie i wkurzona ale ta drobna część ludzi, którzy chcą być pacjentami a ją postrzegać jako lekarza daje jej zawodową satysfakcję.

A reszta sama wybiera ten stan, o którym tak często pisze doktor Łukasz. Mamy wybór między życiem a śmiercią i to od każdego z osobna zalży co wybierze. I to nie jest mądrość objawiona to jest obserwacja z doświadczenia.

zaloguj się by móc komentować

ArGut @gabriel-maciejewski 29 czerwca 2023 15:54
29 czerwca 2023 17:58

Tak to jest metoda i dla mnie stała się jasna w pandemi. Zauważyłem, żeby obsługiwać komunikację z publicznymi usługami w domu musze mieć nie jeden a 2 komputery i dodatkowo, każdy z zabezpieczeniem i zasilania i danych.

Co przekładając na dostęp do zdygitalizowanych treści opisałbym tak. Łatwość korzystania ze zdygitalizowanych treści pojawia się jak po stronie klienta, czyli naszej mamy sprzęt rejestrujący nasz kontakt z archiwum, pamiętający hasła i klucze oraz inne zabezpieczenia. Co oznacza, że należy posiadać coś więcej niż smartfon lub laptop a nawet więcej niż smartfon i laptop. Kosztowo oceniłbym, że trzeba utrzymywać 2-3 operatorów dających dostęp do internetu i sprzęt wartości małego samochodu a komfort daje sprzęt wartości dobrego, dużego rodzinnego samochodu.

I oby to nie trafiło pod strzechy ! Wtedy bowiem pojawi się popularyzatorzy internetów, WEB X.0 i innych tematów, na których będą mogły być przewalane budżety ... POPULARYZATORZY to zło wcielone ... bo prawie robi różnicę.

zaloguj się by móc komentować


matthias @gabriel-maciejewski
29 czerwca 2023 20:23

Polityczne treści dostępne. Proszę spróbować znaleźć tom 6 i 8 archiwum ruchu robotniczego. Gdzieś tam jest podobno wydrukowany dziennik więzienny Walerego Bagińskiego. Może coś jeszcze. W każdym razie kamień w wodę.

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @gabriel-maciejewski
29 czerwca 2023 21:15

Rzeczywiście chyba w przypadku rynku książki to jest najgorzej jeśli chodzi o tzw. popularyzatorów, bo książek prawie nikt tak naprawdę nie czyta powiedzmy to wprost, bo przesuwanie oczami po literkach nie liczy się jako czytanie, więc też nikt książki oprócz kilku prawdziwych autorów takich jak ty bronił nie będzie i popularyzatorzy przez to mogą sobie używać do woli.
Chociaż w dzisiejszych czasach, tzw. popularyzacja to jest zmora wielu branż, każdy chce uchodzić za specjalistę bo coś tam liznął, ale nie zdaje sobie sprawy że tak naprawdę wie bardzo mało. Tak jak napisałeś, brak pokory wychodzi.

 

zaloguj się by móc komentować

qwerty @gabriel-maciejewski
29 czerwca 2023 21:17

Pisanie to frajda. Pisma procesowe, skargi, zawiadomienia, etc to piękny obszar słowa pisanego. Szczególnie gdy odbiorcy to ludzie z deficytami intelektu, obłąkani, etc ale trafi się też normalny odbiorcą. Odpowiedzi to też piękne spektakle kłamstwa, paranoi, obsesji, pogardy, etc. Pisujmy ile można to też forma terapii i testowania odbiorców. 

zaloguj się by móc komentować

JK @gabriel-maciejewski 29 czerwca 2023 14:37
29 czerwca 2023 23:01

A propos noblisty a raczej noblistki. Dzisiaj z nudów zacząłem słuchać wywodów naszej najświeższej noblistki. Temat jest nie istotny, ale skostatowałem fakt, że nasza "najświeższa noblistka" wykazuje się brakami znajomości języka polskiego. Nie chodzi mi tu o zasób słów (choć jej wywód wcale nie był perełką erudycji) lub używanie potworków językowych typu "goiścini", "posłanka". W ciągu półgodzinnej wypowiedzi popełniła co najmniej dwa błędy deklinacyjne i ze dwa koniugacyjne, co wobec zachwytów nad "lekkością prozy" noblistki wydaj mi się dość dziwne.

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @gabriel-maciejewski
29 czerwca 2023 23:12

"XIX wieczne złudzenie edukacji mas poprzez dostęp do treści drukowanych umiera na naszych oczach. Informacje zamieniane są na emocje, a te traktowane są jak emblematy i znaki na wojnie."

To istotna konstatacja.

No i jeszcze pismo obrazkowe dla mas - masy zatopione podczas spacerów po parkach i nad morzem mają nosy utkowione w smartfonach. Tu nie ma nawet czasu na samodzielne myślenie i ocenę rzeczywistości zgodną z rzeczywistością. Oczywiście "emblematy i znaki na wojnie" temu służą jak najbardziej. 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować